Choć mam za sobą już kilkadziesiąt wywiadów przeprowadzonych na przestrzeni kilku lat, wciąż zdarzają się rozmowy, które wywołują we mnie lekki dreszczyk niepokoju. Szczególnie wtedy, gdy spotykam się z kimś nowo poznanym, kimś, kogo twórczość dopiero odkrywam, a jednocześnie nie czuję się znawcą dziedziny, w której ta osoba się specjalizuje. Do tego dochodzi jeszcze różnica wieku... Wszystkie te myśli towarzyszyły mi przed rozmową z panem Krzysztofem.
Tymczasem spotkałam przemiłego artystę, który nie tylko nie tworzy najmniejszego dystansu, ale wręcz przeciwnie – wciąga w rozmowę swoją otwartością i serdecznością. Jego ciepły, spokojny głos wprowadza atmosferę swobody, a każde słowo staje się subtelnym wglądem w tajniki jego malarstwa, rysunku i grafiki. Słowa te uzupełnia obrazami swoich dzieł, jakby z troski o komfort rozmówcy, który zdaje się być jego priorytetem podczas wywiadu – sposób bycia, prostota języka oraz ton głosu jasno to podkreślają, jednocześnie odbijając się w cytacie, który stał się tytułem mojej rozmowy z Krzysztofem Karewiczem: „Moje malowanie to nie tylko kwestia pędzla, ale i serca”.
Krzysztof Karewicz (ur. 24 września 1953 w Łodzi) – polski malarz, kolorysta, symbolista, rzeźbiarz i rysownik. Oprócz projektowania graficznego, malarstwa i rysunku węglem w autorskiej technice Kontrarys, zajmuje się tworzeniem kamienno-metalowych form przestrzennych, wykorzystując technikę spawania metodą TIG. Jest synem Teresy Karewicz oraz Emila Karewicza, znanego aktora i pasjonata malarstwa, który miał znaczący wpływ na zainteresowania artystyczne syna. Krzysztof Karewicz ukończył Państwowe Liceum Sztuk Plastycznych w Warszawie oraz Liceum Plastyczne w Łodzi, a następnie studiował na Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Obecnie jest twórcą o bogatym dorobku artystycznym, znanym z unikalnego stylu i charakterystycznej symboliki w swoich pracach.
Jak wyglądały Pana początki w sztuce? Czy w młodości wiedział Pan, że chce być malarzem?
Moja przygoda ze sztuką rozpoczęła się już w dzieciństwie. Dorastałem w domu przesiąkniętym artystyczną atmosferą, z uwagi na to, że tata był aktorem. Mam również pracowała w teatrze, ale w... administracji (uśmiech). Pamiętam, że często przygotowywał się do ról, rysując na scenariuszach. Tworzył również z papieru główki postaci z bajek – takich jak Baba Jaga, Sierotka Marysia czy Krasnoludki – i odgrywał dla mnie miniaturowe spektakle. Te teatralne inscenizacje z użyciem prostych „pacynek” – w połączeniu z opowieściami – były moim pierwszym kontaktem ze światem sztuki.
Swoją świadomą drogę artystyczną rozpocząłem po szkole podstawowej, kiedy przygotowywałem teczkę do liceum plastycznego. Interesowałem się również aktorstwem, ale musiałem dokonać wyboru – terminy egzaminów do akademii sztuk pięknych i szkoły teatralnej pokrywały się. Moja mama poradziła mi wtedy, bym skupił się na malarstwie, mówiąc: „Jeden aktor w domu wystarczy”. Wybór ten okazał się dla mnie kluczowy.
Pański ojciec, Emil Karewicz, był znanym aktorem, a jego pasją było malarstwo, rysunek... Jak duży wpływ miał na Pana twórczość i podejście do sztuki?
Tata był realistą i pejzażystą – jego twórczość wyraźnie wpłynęła na moje pierwsze artystyczne kroki. Podążając w tym kierunku, przygotowywałem teczkę do liceum plastycznego, jednak później stopniowo oddaliłem się od tego typu działań artystycznych. Tym, co pozostało we mnie z jego prac, jest wyjątkowe wyczucie kolorystyki, optymizm i radość tworzenia, które staram się przekładać na własne dzieła.
Czy odziedziczył pan także inne pasje po tacie?
Poza malarstwem ojciec kochał przyrodę i wędkarstwo, co częściowo odziedziczyłem. Przez lata łowiłem ryby, aż pewnego dnia, na Mazurach, oswoiłem je do tego stopnia, że zaczęły wpływać mi do ręki. Zrozumiałem wtedy, iż nie mogę krzywdzić stworzeń, które obdarzyły mnie zaufaniem.
Ponadto ojciec z zamiłowaniem zajmował się ogrodem i ja również odnajduję w tym wiele przyjemności. Choć nie przepadam za ciężkimi pracami, takimi jak kopanie w ziemi, cenię sobie dbanie o wygląd przestrzeni – aranżację, przycinanie roślin czy tworzenie harmonijnych kompozycji. Samo przebywanie w otoczeniu zieleni i przyrody daje mi poczucie spokoju i radości.
Skąd wzięło się u Pana zainteresowanie techniką rysowania węglem i stworzenie autorskiej metody Kontrarys?
Moje zainteresowanie techniką rysowania węglem zrodziło się z potrzeby eksplorowania nowych form artystycznego wyrazu. W procesie poszukiwań stworzyłem i opatentowałem autorską metodę, którą nazwałem Kontrarysem. Nazwa ta nawiązuje do idei „kontra rysunku”, ponieważ odwracam tradycyjne podejście do tej techniki.
Zamiast budować obraz czernią na białym tle, ja tworzę bielą na białym. Wykorzystuję specjalny rodzaj werniksu, który zabezpiecza biel kartonu przed zabrudzeniem węglem, co pozwala zachować czystość podkładu. Dzięki temu mogę tworzyć kompozycje pełne subtelnych detali, fantasmagorycznych scen i bogatych obrazowych opowieści. Technika ta wymaga większej precyzji i staranności, ale daje możliwość osiągnięcia efektów, które w tradycyjnym rysunku węglem byłyby trudne do uzyskania.
Jest Pan nazywany „malarzem obrazów bez twarzy”...
Jest tak, ponieważ świadomie rezygnuję z przedstawiania twarzy w swoich pracach. Uważam, że fotografowie doskonale oddają szczegóły ludzkiego oblicza, dlatego w mojej twórczości skupiam się na przekazywaniu emocji i atmosfery za pomocą gestów, barw, kompozycji i dynamiki obrazu.
Unikanie twarzy pozwala mi skupić się na uniwersalnych środkach wyrazu – kolory, układ form czy charakter pociągnięć pędzla mogą silniej oddziaływać na wyobraźnię widza. Kompozycja w moich obrazach przybiera różne formy – może być statyczna, dynamiczna lub pełna ekspresji. Kierunki nakładania farby, kontrasty barwne czy sposób budowania przestrzeni pozwalają mi kreować określone emocje. Na przykład ostre linie i dynamiczne ruchy pędzla wprowadzają w obraz niepokój i napięcie, podczas gdy duże, spokojne płaszczyzny bez nadmiaru podziałów wyrażają harmonię i spokój.
Moim celem jest tworzenie dzieł, które mówią do odbiorcy uniwersalnym językiem formy, pozostawiając jednocześnie przestrzeń na indywidualną interpretację. Dzięki temu widz może samodzielnie odnaleźć w obrazie własne emocje i historie.
Czy pamięta Pan swoje pierwsze większe dzieło, które zostało zauważone lub docenione? Jakie emocje się z tym wiązały?
To opowieść pełna sentymentu. Byłem na trzecim lub czwartym roku studiów na Wydziale Grafiki, gdy akademia zorganizowała wystawę prac swoich studentów. Tuż przed zakończeniem ekspozycji profesor Adam Styka poinformował mnie, że spośród wszystkich zaprezentowanych dzieł ktoś postanowił kupić właśnie moją pracę. Nie mógł jednak zdradzić, kim był nabywca. Wiadomość ta ogromnie mnie ucieszyła, choć przez lata pozostawałem w niewiedzy, kto docenił moje dzieło.
Prawda wyszła na jaw dopiero wiele lat później, na pośmiertnej wystawie mojego wykładowcy, profesora Stanisława Poznańskiego. To właśnie on był tajemniczym kupcem. Przeżyłem wówczas głębokie wzruszenie i ponowny szok. Świadomość, że to właśnie on dostrzegł w mojej pracy wartość, była dla mnie nie tylko zaszczytem, ale i niezwykłym doświadczeniem.
Chciałbym tutaj podkreślić, że miałem ogromne szczęście studiować pod opieką wspaniałych profesorów. Ich twórczość, a szczególnie działalność artystyczna profesora Poznańskiego, miała na mnie jako artystę ogromny wpływ i pozostaje dla mnie inspiracją do dziś.
Tworzy Pan zarówno malarstwo, rysunek, jak i formy przestrzenne. Które z tych dziedzin są Panu najbliższe i dlaczego?
Te dziedziny artystyczne są dla mnie komplementarne. Kiedy malarstwo przestaje mnie w pełni satysfakcjonować, przenoszę się do rysunku, a gdy i ta forma wyrazu staje się zbyt monotonna, sięgam po rzeźbę i spawanie. Ta różnorodność pozwala mi na ciągłe odkrywanie nowych ścieżek twórczości, co zapobiega uczuciu stagnacji i sprawia, że moja praca artystyczna nie traci na świeżości.
Malarstwo, rysunek i rzeźba kamienno-metalowa wzajemnie się uzupełniają. Rysowanie węglem wymaga zupełnie oddzielnej przestrzeni, dlatego mam atelier w Polsce, gdzie w stodole mogę swobodnie rysować.
Jeśli chodzi o formy przestrzenne, są to prace, w których łączę kamień polny ze stalą nierdzewną. Uwielbiam chodzić po łąkach i polach, szukając kamieni z zaoranego pola, które w jakiś sposób do mnie „mówią”. Przenoszę je do pracowni, gdzie tworzę z nich różne formy – ptaki, jaszczurki i inne rzeźby.
Natomiast w Anglii skupiam się głównie na malarstwie, co pozwala mi na pełniejsze oddanie się tej formie twórczości. Ponadto jest ono najmniej kłopotliwe pod względem przestrzennym; nie wymaga specjalnych warunków.
Czy emigracja miała wpływ na Pańską twórczość?
Emigracja miała wpływ na moją twórczość, ponieważ po przeprowadzce do Anglii - prawie dwadzieścia lat temu - zyskałem większą przestrzeń i spokój, co pozwoliło mi skupić się na malarstwie; skoncentrować się na pracy twórczej, a także rozwoju artystycznym.
W Anglii maluję, wystawiam swoje prace w lokalnych galeriach i sprzedaję je. Regularnie bywam na wydarzeniach malarskich, co pozwala mi angażować się w życie kulturalne.
Jakie są Pana plany na przyszłość? Czy pracuje Pan obecnie nad nowym cyklem dzieł lub wystawą?
W przyszłości mam w planach kilka wystaw w Polsce. Pragnę też powrócić do prowadzenia Karewicz Art Academy, w której prowadzę kursy malarstwa, rysunku dla wszystkich bez ograniczeń wiekowych i umiejętności. Uczę dzieci, młodzież i dorosłych malować, ale przede wszystkim patrzenia sercem. Podczas zajęć tworzymy prace, spośród których najlepsze wystawiamy na aukcjach charytatywnych. Dochód z ich sprzedaży przeznaczamy na wsparcie osób najbardziej potrzebujących – czasem jest to pojedynczy człowiek, czasem organizacja.
Moje malowanie to nie tylko kwestia pędzla, ale i serca.
Co poradziłby Pan młodym artystom, którzy dopiero zaczynają swoją przygodę ze sztuką i szukają swojego własnego stylu?
Młodym artystom, którzy dopiero zaczynają swoją przygodę ze sztuką i szukają swojego własnego stylu, radziłbym przede wszystkim wytrwałość w tym procesie, ponieważ odnalezienie swojego unikalnego wyrazu nie jest łatwe. Na początku warto skupić się na doskonaleniu umiejętności warsztatowych – być rzemieślnikiem, a dopiero potem, kiedy nabierzemy wprawy, rozwijać artystyczną ekspresję. Należy szukać własnej drogi, widzieć po swojemu i interpretować świat w sposób indywidualny. To właśnie ta osobista perspektywa sprawia, że sztuka staje się autentyczna.
Dziękuję bardzo za rozmowę i do zobaczenia wkrótce w Londynie.
Rozmawiała: Agnieszka Kuchnia-Wołosiewicz
https://pl.wikipedia.org/wiki/Krzysztof_Karewicz