Hide
BĄDŹ NA BIEŻĄCO!
Follow on Facebook
Facebook
Show
Fri, Apr 26, 2024

Kronika kryminalna

Kronika kryminalna

All Stories

Melksham/ Polak skazany za handel narkotykami

Pracownik magazynu w Melksham został skazany za handel kokainą.

46 letni Polak z Padfield Gardens w Melksham, został wczoraj (28 stycznia) skazany przez sąd w Swindon na cztery i pół roku więzienia za handel narkotykami.

W dniu 29 marca 2019 r. Funkcjonariusze z kilku wydziałów przeprowadzili przeszukania w jego domu w Melksham. Znaleziono wtedy znaczne ilości kokainy, która została zatrzymana wraz z dużą kolekcją imitacji broni palnej.

Sierżant Steve Edwards z zespołu Trowbridge Response powiedział: „Ten wyrok był wynikiem solidnej pracy wywiadowczej i pomyślnego wykonania nakazu przeszukania domu skazanego. Jeśli handlujesz narkotykami, dowiemy się o tym i zrobimy wszystko, co w naszej mocy, aby wszcząć postępowanie w celu ochrony społeczności. Wpływ narkotyków na społeczność jest niewiarygodnie szkodliwy i ma wpływ na inne rodzaje przestępstw, więc zamknięcie osoby handlującej tymi używkami, to świetna robota policji z Wiltshire. Nadal zachęcałbym mieszkańców, aby zgłaszali wszelkie podejrzane incydentów w ich sąsiedztwie, takie jak np.handel narkotykami”

Zadzwoń pod numer 101 lub 999 jeśli przestępstwo jest w toku. "

Alternatywnie możesz zgłosić anonimowo przez Crimestoppers pod numerem 0800 555 111.

ID 178910576 © Andrey Prilutskiy | Dreamstime.com

Hillingdon/ Zlikwidowano plantację marihuany

Prowadzone jest śledztwo w sprawie znalezionej w Hillingdon plantacji, na której były tysiące roślin marihuany.

Funkcjonariusze pojawili się na miejscu o godzinie 09:36 w środę 27 stycznia, po zgłoszeniu podejrzanej działalności.

Kiedy weszli na teren posiadłości, znaleźli około 5000 roślin konopi wraz ze sprzętem do ich uprawy. W jednym pomieszczeniu uprawianych było 1800 roślin.

Uważa się, że wartość uliczna znalezionej marihuany wynosiła około ćwierć miliona funtów.

Teraz zostały skonfiskowane i trwa dochodzenie w sprawie tej plantacji.

Sierżant policji Crystal Govers z Głównej Jednostki Dowodzenia Obszaru Zachodniego powiedział: „Narkotyki mają niszczący wpływ na społeczności i zrobimy wszystko, co w naszej mocy, aby usunąć je z ulic. Będziemy działać na podstawie informacji uzyskanych od mieszkańców i zachęcamy każdego, kto jest świadomy podejrzanych działań w swojej okolicy, aby jak najszybciej zgłosił to policji”.

Każdy, kto ma informacje, jest proszony o kontakt z policją pod numerem 101 lub wpisanie na Twitterze @MetCC. Jeśli masz informacje na temat tego konkretnego zdarzenia, podaj numer 1677 / 27Jan CAD.

Możesz również przekazać informacje anonimowo Crimestoppers pod numerem 0800 555 111.

materiały policji

Whitechapel/ Nastolatek oskarżony o zabójstwo

Nastolatek został oskarżony o morderstwo kobiety we wschodnim Londynie.

Policja otrzymała wezwanie tuż przed godziną 8.30 w niedzielę.

Na miejscu znaleziono 43-letnią Tiprat Argatu, która nie reagował. Dopóki nie przybyli ratownicy medyczni z londyńskiej pogotowia ratunkowego, obecnie na miejscu policjanci przeprowadzili reanimację. Niestety stwierdzono zgon kobiety.

Sekcja zwłok potwierdziła, że pani Argatu zmarła z powodu obrażeń szyi i głowy. Poinformowano jej najbliższych krewnych.

O zabójstwo został oskarżony  19-letni David Cheres, z Ellen Street w Whitechapel.

Ma zostać dziś doprowadzony do sądu.

24-letni mężczyzna, który był aresztowany w niedzielę, został zwolniony bez dalszych działań.

Detektywi ze Specialist Crime apelują do każdego, kto ma informacje o tej sprawie, o kontakt.

Każdy, kto ma informacje, które mogą pomóc policji, powinien zadzwonić pod numer 02083453865 lub zadzwonić pod numer 101 / tweet @MetCC, cytując ref CAD1612 / 21 stycznia.

Alternatywnie, informacje można przekazać anonimowo niezależnej organizacji charytatywnej Crimestoppers pod numerem 0800 555 111.

Google miejsce zbrodni

Neasden / Poszukiwany nożownik który zaatakował 3 osoby

Policja poszukuje nożownika, który w ciągu sześciu dni zaatakował trzy osoby w północno-zachodnim Londynie.

48-letni kierowca Leon Street został zabity nożem w ostatni poniedziałek wieczorem w pobliżu domu w Neasden, który mieszkał wraz ze swoją narzeczoną.

Inna ofiara, 47 letni mężczyzna, został dźgnięty nożem 10 minut wcześniej w pobliżu Neasden Lane, a trzecia ofiara została zaatakowana w niedzielę rano.

Detektyw Tom Williams uważa, że ​​„wszystkie trzy ataki zostały popełnione przez tego samego napastnika”.

Opisał go jako białego mężczyznę w wieku około 30 lat, noszącego ciemną kurtkę.

„Pracuję z oddanym zespołem detektywów, aby uzyskać odpowiedzi dla pogrążonej w żałobie rodziny Leona i dwóch innych ofiar” - powiedział Tom Williams. Proszę o informację od każdego, kto widział mężczyznę biegnącego lub zachowującego się podejrzanie w rejonie Neasden Lane North między 21:00 a 22:00 w ostatni poniedziałek lub około 09:50 w niedzielny poranek”.

Policja uważa że podejrzany mieszka w tej okolicy.

Sekcja zwłok wykazała, że ​​przyczyną śmierci Leona Street były rany kłute klatki piersiowej.

Leon Street ofiara nożownika. Materiały Met Police

Londyn/ Poszukiwany mężczyzna w sprawie śmierci Polki

Policjanci prowadzący dochodzenie w sprawie śmierci Polki znalezionej w walizce, w hostelu w zachodnim Londynie, poszukują mężczyzny który może mieć związek z tą sprawą.

Według śledczych uciekł on już z UK.

Ciało 41-letniej Joanny Boruckiej zostało znalezione 18 listopada w hostelu Pay and Sleep w The Crescent w Southall.

Pochodziła ona z Polski, a ostatnio widziano ją żywą pięć dni wcześniej.

Jej ciało odnalazł malarz, po zgłoszeniach o brzydkim zapachu wydobywającym się w miejscu przechowywania walizki.

Nadal nie została potwierdzona przyczyna śmierci.

Policjanci poszukują 50-letniego Petrasa Zalynasa z Litwy, z którym chcą pilnie porozmawiać w związku z tą sprawą.

Uważają, że mógł on uciec do Niemiec i współpracują z tamtejszą policją, aby go znaleźć.

Dzisiaj opublikowali jego zdjęcie, a także pierwsze zdjęcie Joanny Boruckiej.

Prowadzący sprawę Wayne Jolley, ze Specjalistycznego Dowództwa ds. Przestępczości w Met, powiedział: „Nasze dochodzenie przebiega pomyślnie. Zidentyfikowaliśmy Petras Zalynas jako osobę, z którą musimy porozmawiać, aby dowiedzieć się, co stało się z Joanną. Jestem przekonany, że są ludzie, którzy widzieli Zalynasa lub wiedzą, gdzie on jest. Zachęcałbym ich do kontaktu z nami. Chciałbym szczególnie zwrócić się do społeczności litewskiej w Londynie. Jeśli wiesz cokolwiek o miejscu pobytu Petras Zalynas, skontaktuj się z nami. Otrzymasz wsparcie, a Twoje informacje mogą być kluczowe do zakończenia tego dochodzenia ”.

Nie dokonano żadnych aresztowań. Każdy, kto ma informacje, powinien zadzwonić pod numer 101 lub napisać na Twitterze @MetCC, podając CAD 4319 / 18DEC lub zadzwonić do Crimestoppers anonimowo pod numer 0800 555 111.

Met Police

Morderstwo 90-letniej kobiety w domu opieki Catford

Wygląda na to, że nawet w takim miejscu jak dom opieki starości może dojść do poważnego przestępstwa. Dziewięćdziesięcioletnia kobieta zmarła w jednym z takich domów opieki Catford w wyniku napaści, która miała miejsce we wtorek (5 stycznia) w godzinach nocnych.

Policja twierdzi, że winnym napaści jest 62-letni mężczyzna, który także był mieszkańcem tego samego domu opieki starości. Ostatecznie jednak w wyniku śledztwa, mężczyzna został aresztowany pod zarzutem morderstwa. Z ustaleń funkcjonariuszy wynika, że napaść na starszą kobietę miała miejsce we wtorek po północy o godzinie 00:40.

Opieka w Catford przy Canadian Avenue o całym zdarzeniu powiadomiła policję i służby medyczne tuż po północy. Ofiara 90-letnia kobieta została natychmiast przewieziona do szpitala, gdzie zmarła.

Tego samego dnia oskarżono 62-letniego mężczyznę Alexander Rawson z Canadian Avenue. Oskarżono go o morderstwo w domu opieki starości Catford. Obecnie mężczyzna przebywa w areszcie. Zarówno mężczyzna, jak i kobieta byli rezydentami domu opieki.

ID 92246932 © Photodynamx | Dreamstime.com

Plumstead / Kobieta oskarżona o zabójstwo 4-letniego chłopca została aresztowana

Policja została wezwana na miejsce zdarzenia na Invermore Place o godzinie 7:49 w niedzielę (27 grudnia). Po przybyciu funkcjonariusze znaleźli jedynie ciało chłopca.

Następnie funkcjonariusze policji zaalarmowali pogotowie. Według rzecznika London Metropolitan Police, dziecko już nie żyło, ale dopiero po wysiłku służb ratowniczych, uznano go oficjalnie za zmarłego na miejscu zdarzenia.

Pod wskazanym adresem aresztowano 30-letnią kobietę. Obecnie przebywa w areszcie policyjnym do czasu rozpoczęcia pierwszej rozprawy sądowej.  Po szybkim śledztwie ustalono, że kobieta, jak i dziecko, byli ze sobą spokrewnieni, a po całym zdarzeniu poinformowano najbliższych krewnych.

Kobieta została oskarżona o morderstwo i prawdopodobnie jest winna śmierci 4-letniego chłopca w Plumstead.

Photo 106091919 © Burnstuff2003 | Dreamstime.com

Kobieta, która poderżnęła gardło 7-letniej dziewczynce nie zostanie skazana za umyślne morderstwo

W sądzie koronnym w Manchesterze odbywa się proces przeciwko kobiecie, która zabiła 7-letnią Emily Jones w Queen’s Park w Bolton w marcu tego roku. Prokuratura wycofała wniosek o uznanie oskarżonej winnej morderstwa.

W Dzień Matki, 22 marca, będąc pod opieką ojca, dziewczynka jechała skuterem w kierunku swojej mamy, która biegała po parku. Eliona Skana, która siedziała wcześniej na ławce, podbiegła do dziewczynki i jednym ruchem poderżnęła jej gardło.

Skana od razu zaczęła uciekać. Została schwytana przez ojca dziewczynki, który rzucił się w pogoń za nią.  

Proces w Minshull Street Crown Court rozpoczął się 26 listopada. Jak ustalono w procesie, Skana do zabójstwa użyła noża, który kupiła wcześniej tego dnia. Jednak w procesie nie udowodniono, że zabójstwo dziewczynki było przez Skana wcześniej zaplanowane.

W czasie piątkowej rozprawy prokurator Michael Brady powiedział, że prokuratura zdecydowała, że ​​„nie ma już realistycznej perspektywy skazania” za morderstwo. „To nie jest decyzja, którą prokuratura podjęła lekko” – powiedział – „To decyzja podjęta ostrożnie i z uwzględnieniem wrażliwości tej sprawy”.

Wyjaśnił, że decyzja o rezygnacji z oskarżenia została podjęta na podstawie dowodów przedstawionych przez dr Saifullaha Syeda Afghana, psychiatrę sądowego, który leczy oskarżoną w szpitalu Rampton. Lekarz powiedział sądowi, że nie ma żadnego alternatywnego wyjaśnienia jej działań z 22 marca, poza psychozą wywołaną zdiagnozowaną schizofrenią paranoidalną.

Po wycofaniu przez prokuraturę wniosku dotyczącego umyślnego morderstwa, pozostał wniosek o skazanie za nieumyślne spowodowanie śmierci. Wyrok w sprawie ma być wydany w przyszłym tygodniu.

Kobieta, która poderżnęła gardło 7-letniej dziewczynce nie zostanie skazana za umyślne morderstwo

7-latek z Polski miał zostać pobity w Anglii z powodu pochodzenia

Siedmioletni chłopiec z Polski został w zeszłym tygodniu pobity w szkole w mieście Halifax w północnej Anglii za to, że jest Polakiem - twierdzi ojciec dziecka.

"Rano jak zwykle żona zawiozła syna do szkoły. Po drodze planowanie dnia, +żółwik+ i buzi... (O godz.) 11.03 telefon ze szkoły, że syn musi zostać odwieziony do szpitala. To nie był wypadek. Szykany, zastraszanie trwały od początku roku, w końcu doszło do pobicia za to tylko, że jest Polakiem" - napisał w minioną środę na Facebooku Karol Mizgalski. Zamieścił też zdjęcie chłopca z widocznymi obrażeniami wokół lewego oka.

Jak opisuje portal Polish Telegraph, w miniony wtorek 7-letni Gabriel stał wraz z grupą uczniów z innych klas przed szkolną stołówką w jednej ze szkół w Halifax. Na oczach wielu rówieśników został napadnięty i pobity. Upadł i przez chwilę się nie ruszał. Sprawcami napaści byli uczniowie ze szkoły, którzy od dłuższego czasu dokuczali chłopcu za to, że jest Polakiem. Wcześniejsze zaczepki i prośby rodzica kierowane do szkoły o interwencję zbagatelizowano - relacjonuje portal.

Jak informuje dalej, o pobiciu chłopca powiadomiono jego ojca. Przez telefon poinformowano, że w trakcie pobytu w szkole doszło do zdarzenia, którego skutkiem są obrażenia wymagające wizyty w szpitalu; dodano zarazem, że nie był to wypadek. Z wersji przedstawionej ojcu przez szkołę wynikało, że Gabriel został przewrócony, a następnie uderzony jakimś przedmiotem w głowę. Polish Telegraph pisze również, że ojciec chłopca nie otrzymał pomocy ani ze strony szkoły, ani policji.

"(Według przedstawionej przez szkołę wersji - PAP) nauczyciel nie zdążył dobiec, bo wszystko odbyło się tak szybko. Uratował go (jednak) od następnych ciosów. I całe szczęście, bo mogłoby być jeszcze gorzej. Dzwonili do mnie rodzice dzieci, które były świadkami tego, co się stało. One trochę inaczej opisują zdarzenie. To była grupa kilku klas razem. Po ataku mój syn upadł i nie ruszał się. (Według rodziców uczniów - PAP) to nie nauczyciel dobiegł, bo żadnego nauczyciela tam nie było. Dzieci obroniły mojego syna, a następnie podniosły (go) i zaprowadziły do budynku. Gabi dłuższy czas nie płakał i nie odzywał się. Myślę, że stracił przytomność" - opowiada portalowi Polish Telegraph Mizgalski.

O sprawie nie poinformowały dotychczas żadne lokalne media z Halifax ani okolic. (PAP)

Photo 167575846 © Onassisworld | Dreamstime.com

W. Brytania/ Zmarł seryjny morderca kobiet nazywany "rozpruwaczem z Yorkshire"

Peter Sutcliffe, nazywany "rozpruwaczem z Yorkshire" - jeden z najbardziej znanych seryjnych morderców drugiej połowy XX wieku w Wielkiej Brytanii - zmarł w wieku 74 lat w szpitalu, do którego został przeniesiony z więzienia - poinformowały w piątek służby więzienne.

Dokładna przyczyna zgonu nie jest jeszcze znana, ale jak podają media, do szpitala trafił z powodu koronowirusa i wiadomo, że odmawiał leczenia. Wiadomo też, że od dawna miał różne problemy ze zdrowiem, które zwiększały podatność na zachorowanie na Covid-19, jak otyłość, cukrzyca i choroby serca, a od czasu skazania w 1981 r. wiele lat spędził w szpitalu z powodu schizofrenii paranoidalnej.

Sutcfliffe pomiędzy 1975 a 1980 r. zabił w Yorkshire i w północno-zachodniej Anglii 13 kobiet, a próbował zabić jeszcze co najmniej dziewięć, aczkolwiek policja podejrzewa, że całkowita liczba ofiar może być większa. Ciała ofiar okaleczał przy użyciu młotka, noża lub śrubokrętu, czym zyskał sobie przydomek nawiązujący do XIX-wiecznego seryjnego mordercy, Kuby Rozpruwacza.

Zabite przez niego kobiety miały od 16 do 47 lat i wywodziły się z różnych środowisk, choć sporą część z nich stanowiły prostytutki, co było związane z jego obsesją na ich punkcie. Po jego schwytaniu w 1981 r. wyjaśniał, że głos od Boga wysłał go z misją zabijania prostytutek.

Jednak zanim został złapany, a dokładniej - przypadkowo wpadł w ręce policji, przez pięć lat skutecznie wymykał się policyjnym poszukiwaniom. W tym czasie był nawet dziewięć razy przesłuchiwany, ale z braku dowodów nie został aresztowany. Późniejszy raport na temat policyjnego śledztwa - jednego z największych w powojennej historii Wielkiej Brytanii - wskazał zresztą na liczne błędy i zaniedbania.

Brzemienny w skutkach był zwłaszcza żart, na który policja dała się nabrać. W latach 1978-79 niejaki John Humble wysłał trzy listy i kasetę audio, twierdząc, że to on jest seryjnym mordercą. Jego silny akcent z północno-wschodniej Anglii, zupełnie różny od tego z Yorkshire, skierował śledztwo na zupełnie inne tropy. Zanim policja się zorientowała, że została wprowadzona w błąd, Sutcliffe zabił kolejne trzy kobiety.

Sutcliffe został zatrzymany w styczniu 1981 r. w Sheffield za jazdę samochodem z fałszywymi numerami rejestracyjnymi. Nie przyznał się do zabójstw, ale przyznał się do siedmiu ataków na kobiety. Został skazany na dożywotnie więzienie bez możliwości ubiegania się o przedterminowe zwolnienie przed upływem 30 lat, jednak w 2010 r. sąd zdecydował, że musi on odbyć karę pełnego dożywocia.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

W. Brytania/ Zmarł seryjny morderca kobiet nazywany "rozpruwaczem z Yorkshire"

"Le Monde": ofiary ataku nożownika w Nicei to dwie kobiety i kościelny bazyliki

W czwartek rano w bazylice Notre Dame w Nicei nożownik podciął gardło kobiecie i śmiertelnie ranił 45-letniego kościelnego świątyni. Druga poważnie ranna kobieta uciekła z kościoła do pobliskiej kawiarni i po kilku minutach zmarła - podaje dziennik "Le Monde".

Kilka osób zostało rannych w ataku. Sprawca, który wiele razy wykrzykiwał "Allahu Akbar" (Bóg jest wielki), został postrzelony przez policję, zatrzymany i przewieziony do szpitala.

Dziennik "Le Figaro" podaje, również powołując się na źródła policyjne, że starsza kobieta udała się do świątyni wcześnie rano i została znaleziona z podciętym gardłem i "prawie odciętą głową" niedaleko chrzcielnicy w bazylice. Według gazety również kościelny miał poderżnięte gardło. Druga kobieta, której udało się uciec do pobliskiej kawiarni, zmarła w wyniku kilkakrotnego ugodzenia nożem.

Dziennik "Liberation" w krótkiej relacji z miejsca ataku wskazuje, że mieszkańcy dzielnicy Notre Dame, gdzie doszło do zamachu ok. godz. 9 rano, czuli "strach, smutek, po złość". "Dzwon w bazylice już składa hołd ofiarom. Jest godz. 10.50, a w dzielnicy Notre Dame w Nicei dzwony biją ciężej i wolniej niż zwykle" - pisze gazeta.

"Między mną a tą bazyliką istnieje głęboka miłość. Chodziłam tam w każdą niedzielę wieczorem" - mówi Aurore, parafianka i emerytka mieszkająca niedaleko świątyni. "To była moja bazylika: czułam się tam dobrze" - zapewnia kobieta, która - jak wskazuje dziennik - o tym miejscu mówi w czasie przeszłym, niespełna godzinę po ataku. "Nie sądzę, żebym kiedykolwiek tu wróciła", "bardzo bałabym się wrócić" - dodaje.

Aurore właściwie już miała się stąd przeprowadzić. "Jestem między smutkiem a złością (..)" - mówi jej 67-letnia koleżanka Regine, emerytowana nauczycielka. "Obie jesteśmy bardzo religijnymi, praktykującymi katoliczkami. Dobro musi zwyciężyć ze złem. Taki był sens wszystkich moich modlitw przed atakiem" - dodaje. (PAP)

cyk/ akl/

 

twitter.com/RTbotBaudet

Francja/ Źródło policyjne: jest obawa, że kobiecie ścięto głowę po ataku nożownika w Nicei

Istnieje obawa, że kobiecie ścięto głowę po ataku nożownika w czwartek w Nicei - podało źródło we francuskiej policji, na które powołuje się agencja Reutera. Według wcześniejszych doniesień policji w ataku nożownika koło bazyliki Notre Dame w Nicei dwie osoby poniosły śmierć, a kilka jest rannych.

Szefowa skrajnie prawicowego Zjednoczenia Narodowego Marine Le Pen powiedziała dziennikarzom w parlamencie Francji, że podczas ataku doszło do "ścięcia głowy". (PAP)

 

twitter/ECiotti

Kilkunastoletnie wyroki dla nastolatków za zabójstwo policjanta

Trzech brytyjskich nastolatków zostało w piątek skazanych na 16, 13 i 13 lat więzienia za zabicie policjanta, który był wleczony za samochodem przez ponad 2 km. Zdarzenie, do którego doszło w sierpniu ubiegłego roku, wstrząsnęło brytyjską opinią publiczną.

28-letni Andrew Harper zginął podczas interwencji, gdy wraz z innym policjantem próbował zapobiec dokonywanej przez nastolatków kradzieży quada. Harper podbiegł do samochodu, którym nastolatkowie wywozili kradziony pojazd, stanął na pętlę liny holowniczej do jego ciągnięcia, która po ruszeniu samochodu się zacisnęła i w efekcie był wleczony za uciekającym samochodem przez ponad 2 kilometry. Wskutek odniesionych obrażeń zmarł.

19-letni Henry Long, który kierował samochodem, i dwaj 18-letni pasażerowie Jessie Cole i Albert Bowers w zeszłym tygodniu zostali uznani za winnych spowodowania śmierci, ale zostali oczyszczeni z zarzutów morderstwa. Prokuratura twierdziła, że oskarżeni byli świadomi, że funkcjonariusz jest ciągnięty za samochodem. Ale prawnicy nastolatków twierdzili, że nie mogli oni zaplanować takiego przebiegu wydarzeń.

W piątek Long został skazany na 16 lat więzienia, a Cole i Bowers - po 13 lat więzienia.

Na początku tego tygodnia wdowa po Harperze napisała do premiera Borisa Johnsona, aby poprosić o ponowne rozpatrzenie sprawy, po tym jak sprawcy śmierci jej męża zostali oczyszczeni z zarzutów morderstwa. Do zdarzenia doszło zaledwie cztery tygodnie po ich ślubie. Rzecznik prasowy premiera powiedział, że odpowie on po zakończeniu postępowania sądowego.

Oprócz tragicznych okoliczności śmierci policjanta, oburzenie opinii publicznej spotęgował fakt, że oskarżeni nie wykazywali ani odrobiny skruchy, a nawet śmiali się i żartowali podczas procesu.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Kilkunastoletnie wyroki dla nastolatków za zabójstwo policjanta

Badanie: ponad połowa Polaków obawia się kradzieży tożsamości

55 proc. Polaków obawia się kradzieży tożsamości; jednocześnie co trzeci nie potrafi ocenić, czy w sposób właściwy chroni swoje dane osobowe - wynika z badania "Jak Polacy chronią swoje dane osobowe?". Ankietowani za największe zagrożenie uznają działalność oszustów w internecie.

Według przeprowadzonego przez Krajowy Rejestr Długów Biuro Informacji Gospodarczej i serwis ChronPESEL.pl badania, ponad połowa Polaków jest przekonana, że dobrze chroni swoje dane osobowe (52 proc.), jednocześnie co trzeci ankietowany miał problem z oceną, czy zapewnia swoim danym należytą ochronę (38 proc.).

W opinii badanych, złodzieje tożsamości pobierają dane osobowe głównie w drodze wyłudzenia, na przykład poprzez fałszywe strony logowania lub fałszywe e-maile (74,5 proc.). Równocześnie ponad połowa ankietowanych uważa, że oszuści zyskują dostęp do danych poprzez kradzież dokumentów papierowych i plastikowych (50,3 proc.).

Z kolei ponad 41 proc. Polaków obawia się, że przestępcy wykorzystają ich dane osobowe podrabiając dokumenty lub karty płatnicze. "Np. w połowie czerwca mogliśmy przeczytać o rozbiciu grupy przestępczej, która na podrabianiu dokumentów i późniejszej ich sprzedaży zarobiła blisko 3,5 mln zł" - zaznacza cytowany w badaniu Bartłomiej Drozd z serwisu ChronPESEL.pl.

Ekspert przypomniał, że w ubiegłym roku weszła w życie ustawa o dokumentach publicznych zakazująca m.in. handlu fałszywymi dokumentami, takimi jak dowód osobisty lub prawo jazdy. Miało to spowodować zakończenie procederu polegającego na sprzedaży „dokumentów kolekcjonerskich”. "Okazuje się, że w Internecie nadal można sobie zamówić replikę dowodu" - wskazał.

Posługujący się naszymi danymi oszust zgłasza się do firmy pożyczkowej lub sklepu, np. ze sprzętem elektronicznym, gdzie korzystając z „nowej” tożsamości wyłudza pieniądze lub robi kosztowne zakupy na raty, których oczywiście nie zamierza płacić – tłumaczy Drozd.

Adrian Figurniak z ChronPESEL.pl zwrócił z kolei uwagę, że w okresie pandemii oszuści próbują wyłudzać dane podszywając się pod pracowników instytucji państwowych. Dał przykład klienta, który w rozmowie telefonicznej został poproszony o podanie m.in. numeru PESEL, serii i numeru dowodu osobistego oraz adresu do korespondencji przez rzekomego pracownika Sanepidu. Chodziło o weryfikację dot. odbycia kwarantanny.

"Klient usłyszał, że w ciągu trzech dni roboczych pojawi się u niego pogotowie ratunkowe, żeby potwierdzić badania telefoniczne. Do tego czasu miał nie opuszczać domu" - opowiada ekspert. Po upływie wyznaczonego czasu, gdy nikt nie przyjechał, klient sam zadzwonił do Sanepidu, gdzie dowiedział się, że instytucja nie podejmowała wobec niego żadnych działań. "W niecałe dwa tygodnie od rozmowy oszuści wykorzystali jego dane osobowe do wyłudzenia pieniędzy" - wyjaśnił Figurniak.

Ekspert podkreślił, że podobnych przykładów jest wiele i dlatego np. Urząd Ochrony Danych Osobowych zaleca założenie konta w biurze informacji gospodarczej, celem monitorowania swojej aktywności kredytowej.

Badanie "Jak Polacy chronią swoje dane osobowe?" przeprowadzono w II kwartale 2020 na próbie 298 osób. (PAP)

Badanie: ponad połowa Polaków obawia się kradzieży tożsamości

Poszukiwany wz. z zabójstwem 46-latka z Lęborka został zatrzymany w Wielkiej Brytanii

Poszukiwany w związku z zabójstwem 46-letniego Wojciecha N. z Lęborka został zatrzymany w Wielkiej Brytanii. Jak podała w środę KWP w Gdańsku, było to możliwe dzięki międzynarodowej współpracy. Mężczyzna oczekuje na ekstradycję do Polski.

Zaginięcie Wojciecha N. zgłosiła 2 grudnia 2019 r. jego żona. Trzy dni później na policyjnej stronie zaginionych umieszczono wizerunek 46-letniego mężczyzny z adnotacją "daktyloskopowany". W niedzielę, 8 grudnia, zakopane zwłoki odkryto w lesie w pobliżu Siemianic pod Słupskiem. Sekcja zwłok wykazała, że przyczyną śmierci było wykrwawienie spowodowane licznymi obrażeniami zadanymi ostrym narzędziem.

W związku z zabójstwem 46-letniego Wojciecha N. z Lęborka zatrzymano na terenie Słupska i Zabrza 10 osób, mieszkańców województwa pomorskiego. Czterem zostały postawione zarzuty udziału w zabójstwie, dwóm - poplecznictwa, czyli utrudniania śledztwa i zacierania śladów, przy czym jednej z nich dodatkowo postawiony zarzut posiadania broni gazowej. Siódmej osobie przedstawiono zarzut posiadania narkotyków. Pozostałe trzy zostały przesłuchane w charakterze świadków i zwolnione do domu.

Jak podano w środę w komunikacie pomorskiej policji, jedna z podejrzanych w sprawie osób uciekła za granicę bezpośrednio po zdarzeniu. Policjanci z gdańskiej komendy wojewódzkiej ustalili, że poszukiwany mężczyzna mieszka w Wielkiej Brytanii. Został on zatrzymany w wyniku międzynarodowej współpracy z angielską policją i oficerem łącznikowym w Londynie. Oczekuje na ekstradycję do Polski.

Za zabójstwo grozi kara dożywotniego pozbawienia wolności.

Śledztwo dotyczące zabójstwa Wojciecha N. z Lęborka przejął jeszcze w grudniu 2019 r. od Prokuratury Okręgowej w Słupsku wydział zamiejscowy gdańskiego departamentu do spraw przestępczości zorganizowanej i korupcji Prokuratury Krajowej w Warszawie.

Gdy śledztwo prowadziła jeszcze słupska prokuratura, jej rzecznik Paweł Wnuk przyznał, że podejrzani są znani policji jako osoby związane ze światem przestępczym. Śledczy nie informowali o motywach, którymi kierowali się zabójcy. Nieoficjalnie jedną z przyjętych wersji były rozliczenia finansowe.

Z nieoficjalnych informacji wynika, że Wojciech N. był znany policji. Według jej komunikatu z 2005 r., "wprowadził do obrotu na terenie pow. lęborskiego znaczną ilość środków odurzających i substancji psychotropowych (...)". W tamtym czasie zostało również zatrzymanych 12 członków grupy, którą miał kierować. W styczniu 2006 roku Wojciech N. został skazany na 4,5 roku więzienia.

Służby prasowe KWP w Gdańsku nie udzielały w tej sprawie komentarza, zasłaniając się dobrem śledztwa. Prokurator Wnuk powiedział zaś, że "Prokuratura Okręgowa w Słupsku nie będzie udzielała informacji na temat ewentualnego skazania osób, co do których orzeczone kary mogłyby ulec już zatarciu". (PAP)

Poszukiwany wz. z zabójstwem 46-latka z Lęborka został zatrzymany w Wielkiej Brytanii

Nożownikowi z Reading postawiono zarzut trzykrotnego zabójstwa

Libijskiemu azylantowi, Khairiemu Saadallahowi, który przed tygodniem zabił w parku w Reading na zachód od Londynu trzy osoby i trzy kolejne ranił, postawiono w sobotę zarzut trzykrotnego zabójstwa i trzykrotnego usiłowania zabójstwa.

W poniedziałek 25-letni Saadallah stanie przed sądem w Reading.

Już 21 czerwca policja poinformowała, że traktuje zdarzenie jako mające podłoże terrorystyczne. Jak podawały brytyjskie media, Saadallah przybył do Wielkiej Brytanii w 2012 roku jako uchodźca z Libii, a w 2018 roku otrzymał azyl, choć w ciągu tych sześciu lat miał liczne konflikty z prawem. W zeszłym roku znajdował się przez pewien czas pod obserwacją MI5 w związku z zamiarem wyjazdu do Syrii, bądź Libii.

Libijczyk dokonał ataku 20 czerwca wieczorem. Według relacji świadków, Saadallah podbiegł nagle, krzycząc trudne do zrozumienia słowa, do siedzącej w parku grupy 8-10 osób i dźgnął nożem w szyję i w bok co najmniej trzy z nich, zanim pozostali zdążyli się zorientować, co się dzieje. Następnie w trakcie ucieczki zaatakował jeszcze inne osoby. Zatrzymany został przez nieuzbrojonego policjanta, który dogonił go i powalił na ziemię.

Jak wykazały sekcje zwłok, wszystkie ofiary - 36-letni James Furlong, nauczyciel z gimnazjum w pobliskiej miejscowości Wokingham, 39-letni Amerykanin Joe Ritchie-Bennett, który od 15 lat mieszkał w Wielkiej Brytanii i 49-letni David Wails, naukowiec pracujący dla dużej firmy chemicznej - zginęły od pojedynczych ciosów nożem. Wszystkie trzy osoby, które zostały ranne w ataku, wyszły już ze szpitala.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Zaczął się proces byłego szefa rządu Szkocji oskarżonego o molestowanie i próbę gwałtu

Przed sądem w Edynburgu rozpoczął się w poniedziałek proces byłego szefa autonomicznego rządu Szkocji Alexa Salmonda, który jest oskarżony o molestowanie seksualne i próbę gwałtu, czego miał się dopuścić w czasie sprawowania urzędu.

Salmondowi postawiono łącznie 14 zarzutów - jeden zarzut próby gwałtu, jeden zarzut zamiaru popełnienia gwałtu, 10 zarzutów napaści na tle seksualnym i dwa zarzuty nieprzyzwoitego zachowania. Miało do nich dojść pomiędzy czerwcem 2008 a listopadem 2014 r. Do domniemanej próby gwałtu miało dojść w czerwcu 2014 r. w oficjalnej rezydencji szefa rządu, gdy przyparł kobietę do ściany, ściągnął ubranie najpierw z niej, a następnie z siebie, po czym pchnął ją na łóżko i na niej się położył.

65-letni Salmond od aresztowania w styczniu 2019 r. zaprzecza wszystkim zarzutom i również w poniedziałek się do nich nie przyznał. Zapowiedział, że będzie się "energicznie" bronił w czasie rozprawy. Oczekuje się, że proces potrwa około czterech tygodni.

Salmond dwukrotnie - w latach 1990-2000 i 2004-2014 - był liderem Szkockiej Partii Narodowej (SNP), którą poprowadził do zwycięstwa w wyborach do szkockiego parlamentu w 2007 r. Funkcję pierwszego ministra (premiera) autonomicznego rządu Szkocji pełnił do listopada 2014 r. - ustąpił po przegranym referendum w sprawie niepodległości Szkocji. W 2015 r. został wybrany do brytyjskiej Izby Gmin, ale w kolejnych wyborach w 2017 r. stracił mandat.

Później m.in. prowadził program w prokremlowskiej rosyjskiej telewizji RT. W 2018 r. wystąpił z SNP w związku z procesem, który wytoczył szkockiemu rządowi za sposób, w jaki prowadzone jest przeciwko niemu dochodzenie w sprawie o molestowanie. Sąd przyznał rację Salmondowi, uznając, że postępowanie było prowadzone niezgodnie z prawem, ale nie ma to żadnego wpływu na obecnie toczącą się sprawę, która dotyczy następnych zarzutów.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Nożownik z londyńskiego meczetu stanął przed sądem

Mężczyzna, który w czwartek zaatakował nożem muezina w Londyńskim Meczecie Centralnym, stanął w sobotę przed sądem. Został on oskarżony o ciężkie uszkodzenie ciała i posiadanie niebezpiecznego narzędzia.

Oskarżony to 29-letni Daniel Horton, który od zeszłego roku jest bezdomnym. Ofiara i napastnik znali się, bo Horton od lat uczęszczał do znajdującego się w pobliżu Regent’s Park meczetu. W czwartek po południu zaatakował on 70-letniego Raafata Maglada nożem kuchennym zadając mu 1,5-centymetrową ranę w okolicach karku.

W meczecie było wówczas około 100 osób, z czego ok. 20 rzuciło się, by powstrzymać napastnika. Horton został szybko obezwładniony i aresztowany. Rana, którą zadał nie okazała się groźna, bo Maglad już następnego dnia wrócił do meczetu. Powiedział też, że wybaczył sprawcy.

Motywy działania sprawcy nie są znane. Policja już wcześniej poinformowała, że nie uważa, by zdarzenie miało podłoże terrorystyczne. Do czasu następnej rozprawy, którą wyznaczono na 20 marca, Horton pozostanie w areszcie.

Meczet Centralny, którego budowa została ukończona w 1977 roku, to z racji położenia w samym centrum Londynu jeden z najważniejszych muzułmańskich obiektów w brytyjskiej stolicy. Obok niego mieści się centrum kultury islamskiej.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Zarzuty w związku z kradzieżą biżuterii wartej 50 mln funtów

Dwóm osobom - matce i synowi - postawiono w sobotę w Londynie zarzuty w związku ze spektakularną kradzieżą biżuterii wartej 50 milionów funtów z domu Tamary Ecclestone, córki wieloletniego szefa Formuły 1 Bernie'ego Ecclestone'a i celebrytki.

47-letnia sprzątaczka Maria Mester i jej 29-letni syn Emil-Bogdan Savastru, który pracuje jako barman, stanęli w sobotę przed sądem okręgowym w londyńskiej dzielnicy Westminster. Usłyszeli zarzut spisku w celu dokonania włamania. Następna rozprawa odbędzie się 28 lutego.

W związku ze sprawą aresztowano jeszcze dwóch innych mężczyzn - w wieku 21 i 31 lat - którzy zostali następnie zwolnieni, ale nadal objęci są dochodzeniem.

Do kradzieży doszło w połowie grudnia, zaledwie kilka godzin po tym, jak 35-letnia Tamara wraz z mężem Jayem Rutlandem wyjechała na świąteczne wakacje. 57-pokojowa posiadłość znajduje się przy Kensington Palace Gardens - jednej z najbardziej prestiżowych i najlepiej strzeżonych ulic w Londynie, gdzie domy mają m.in. rosyjski oligarcha Roman Abramowicz, sułtan Brunei Hassanal Bolkiah i jeden z najbogatszych ludzi w Chinach Wang Jianlin, a niedaleko swoją rezydencję mają książę William i księżna Kate.

Ulica jest stale patrolowana przez policję. Wiadomo też, że w trakcie włamania w posiadłości znajdowała się ochrona. Jak się przypuszcza, trzej włamywacze sforsowali ogrodzenie z tyłu budynku, a następnie przeszli przez ogród i dostali się do domu. Przebywali w nim ok. 50 minut i ostatecznie zostali spłoszeni przez ochroniarzy, jednak w tym czasie zdążyli całkowicie ogołocić sejfy.

Jak podawał wówczas dziennik "The Sun", skradziona została cała biżuteria, jaką Tamara Ecclestone miała w domu - m.in. pierścionki, kolczyki i warta 80 tys. funtów bransoletka, którą otrzymała w prezencie ślubnym. Większość ze skradzionych rzeczy nie została odzyskana.

Tamara Ecclestone jest modelką, prezenterką telewizyjną i celebrytką. Jej 89-letni ojciec przez prawie 40 lat był szefem firmy organizującej wyścigi Formuły 1 i z majątkiem szacowanym na 2,4 miliarda funtów jest jednym z najbogatszych ludzi w Wielkiej Brytanii.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Indonezyjski doktorant skazany na dożywocie za 136 gwałtów

Na kolejną karę dożywotniego więzienia bez możliwości warunkowego zwolnienia przed upływem 30 lat skazał w poniedziałek sąd w Manchesterze 36-letniego studenta studiów doktoranckich z Indonezji, który został uznany za winnego co najmniej 136 gwałtów.

To prawdopodobnie tylko część dokonanych przez niego przestępstw seksualnych. Według prokuratury, Reynhard Sinaga jest "najbardziej masowym gwałcicielem w historii brytyjskiego wymiaru sprawiedliwości", a możliwe, że także na świecie.

Sinaga, który mieszka w Wielkiej Brytanii od 2007 r., czatował na swoje ofiary przed barami i klubami nocnymi w Manchesterze, po czym zachęcając drinkami bądź darmowym noclegiem zwabiał je do mieszkania. Tam podawał ofiarom, którymi przeważnie byli heteroseksualni mężczyźni, GHB, czyli tzw. pigułkę gwałtu - substancję chemiczną powodującą utratę świadomości, po czym wykorzystywał ofiary seksualnie, filmując i fotografując przy okazji swoje czyny.

Sporządzona przez Sinagę dokumentacja ma w przeliczeniu rozmiar 250 płyt DVD lub 300 tysięcy zdjęć. Jednak nie wszystkie ofiary udało się zidentyfikować, bo niektóre nawet nie wiedzą, że zostały zgwałcone.

Indonezyjczyk wpadł w czerwcu 2017 r., gdy jeden z mężczyzn, któremu podał narkotyk, odzyskał świadomość w trakcie napaści seksualnej, po czym zaczął z nim walczyć i wezwał policję. Prowadzone w tej sprawie śledztwo jest największym dotyczącym przestępstw seksualnych w historii brytyjskiego wymiaru sprawiedliwości.

Z racji ogromu zgromadzonego materiału sprawę podzielono na cztery odrębne procesy, z czego dwa już wcześniej się zakończyły - latem 2018 i wiosną 2019 r. W ich efekcie Sinaga został już skazany na dożywotnie więzienie bez możliwości warunkowego wyjścia z więzienia przed upływem 20 lat. Ten, w którym wyrok wydano w poniedziałek, dotyczy 159 przestępstw seksualnych, w tym 136 gwałtów, dokonanych między styczniem 2015 a majem 2017 r.

Policja przypuszcza, że Sinaga działał na przestrzeni co najmniej 10 lat, ale obawia się, że pełna skala jego czynów nigdy nie zostanie poznana.

Sędzia Suzanne Goddard powiedziała w uzasadnieniu, że "skala i potworność" przestępstw Sinagi oznacza, że opisanie go - jak to zrobiła jedna z jego ofiar - jako potwora, jest "właściwe". Jak dodała, Sinaga pokazał, że "nie ma w sobie ani krztyny wyrzutów sumienia" i czasami wydawał się "faktycznie cieszyć się procesem". Według niej, nigdy nie przestanie stanowić zagrożenia.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

CBŚP: policyjni "łowcy cieni" zatrzymali poszukiwanych m.in. przez Wielką Brytanię

Policjanci z grupy tzw. łowców cieni Centralnego Biura Śledczego Policji namierzyli i zatrzymali trzech mężczyzn, w tym dwóch poszukiwanych przez Wielką Brytanię - poinformowała PAP kom. Iwona Jurkiewicz z CBŚP. Byli poszukiwani m.in. w związku z przemytem narkotyków i handlem ludźmi.

Wszyscy zatrzymani pochodzą z Polski, dwóch z nich zostało skazanych przez sądy w Wielkiej Brytanii na kary 13 i 11 lat więzienia za - odpowiednio - przemyt znacznych ilości narkotyków oraz handel ludźmi. Trzeci z mężczyzn był natomiast poszukiwany przez Sąd Okręgowy w Warszawie w związku z wyrokiem za udział w zorganizowanej grupie przestępczej.

Jak poinformowała rzecznik prasowa CBŚP kom. Iwona Jurkiewicz, pierwszy z mężczyzn był poszukiwany na podstawie Europejskiego Nakazu Aresztowania wydanego przez Sąd Koronny w Bristolu w styczniu 2019 roku. 32-latek został skazany w Wielkiej Brytanii na karę 13 lat więzienia "za przemyt znacznych ilości narkotyków oraz pranie pieniędzy".

Jurkiewicz zaznacza, że w trakcie trwania procesu w Wielkiej Brytanii mężczyzna pochodzący z województwa śląskiego zbiegł do Polski. W kraju był notowany za bójki i pobicia z użyciem niebezpiecznych narzędzi.

"Tuż po tym, gdy strona brytyjska przekazała informację o ściganym do Centralnego Biura Śledczego Policji, do akcji wkroczyli policjanci z grupy tzw. łowców cieni. Intensywne działania doprowadziły funkcjonariuszy na warszawskie osiedle. Tam na jednej z ulic Pragi Północ w Warszawie zatrzymali całkowicie zaskoczonego mężczyznę" - informuje Jurkiewicz.

W ręce "łowców cieni" wpadł również 53-letni Ignacy B., który był poszukiwany Europejskim Nakazem Aresztowania wydanym przez Wielką Brytanię w związku ze wyrokiem 11 lat pozbawienia wolności. Jak informuje CBŚP, brytyjski sąd uznał, że poszukiwany był członkiem zorganizowanej grupy przestępczej zajmującej się handlem ludźmi. Na terenie Wielkiej Brytanii zatrzymano w tej sprawie jeszcze 16 innych podejrzanych, którzy następnie zostali skazani na kary bezwzględnego pozbawienia wolności.

"Mężczyzna w trakcie prowadzonego procesu wyjechał do Polski, gdzie przebywał, zmieniając miejsca pobytu. Na początku ukrywał się na terenie województwa łódzkiego, a następnie na terenie województwa kujawsko-pomorskiego. Policjanci CBŚP ustalili, że poszukiwany znajduje się we Włocławku, gdzie został zatrzymany" - zaznacza kom. Jurkiewicz. Jak dodaje, decyzję ws. ekstradycji mężczyzny do Wielkiej Brytanii podejmie sąd.

Trzeci zatrzymany był poszukiwany od 2017 roku na podstawie dwóch listów gończych wydanych przez Sąd Okręgowy w Warszawie za przestępstwa dotyczące udziału w zorganizowanej grupie przestępczej o charakterze zbrojnym.

Grupa, w której działał poszukiwany 62-letni Krzysztof K., zajmowała się m.in. wymuszeniami rozbójniczymi czy przestępstwami przeciwko wolności oraz przestępstwami narkotykowymi.

"Poszukiwany za popełnione czyny został skazany na 5 lat pozbawienia wolności. W wyniku podjętych czynności +łowcy cieni+ ustalili jego miejsce ukrywania. Mężczyzna przebywał w powiecie węgrowskim, gdzie został zatrzymany, a następnie doprowadzony do zakładu karnego" - poinformowała kom. Iwona Jurkiewicz.(PAP)

autor: Marcin Chomiuk

Po 7 latach podejrzany o śmiertelne pobicie zatrzymany w Wielkiej Brytanii

Po 7 latach poszukiwań przed polskim wymiarem sprawiedliwości stanął 29-latek z Łaz (Śląskie), podejrzany o śmiertelne pobicie. Mężczyzna został zatrzymany w Wielkiej Brytanii; już przewieziono go do Polski – podała we wtorek policja.

24 lutego 2012 roku, w jednym z barów w Łazach został ciężko pobity 30-latek. Zmarł w szpitalu 12 dni później.

"Śledczy ustalili, że odpowiedzialny za ten czyn był mający wówczas 22 lata mieszkający w Łazach pseudokibic jednego z klubów piłkarskich. Mężczyzna zbiegł z miejsca przestępstwa i od tego czasu ukrywał się przed wymiarem sprawiedliwości. Policjanci dowiedzieli się, że może on przebywać na terenie Wielkiej Brytanii i wystąpili do Sądu Okręgowego w Częstochowie o Europejski Nakaz Aresztowania" - podała policja.

Czynności związane ze sprowadzeniem podejrzanego pomogli realizować policjanci z komendy wojewódzkiej w Katowicach. Dzięki międzynarodowej współpracy organów ścigania 29-letni mężczyzna został zatrzymany. Po przeprowadzeniu procedur ekstradycyjnych został sprowadzony do Polski.

"Wczoraj policjanci z Łaz doprowadzili go do prokuratury, a następnie do Sądu Rejonowego w Zawierciu, który zastosował wobec niego dwumiesięczny areszt" - poinformował zespół prasowy śląskiej policji.

Za pobicie ze skutkiem śmiertelnym mężczyźnie grozi od 2 do 12 lat więzienia.(PAP)

autor: Krzysztof Konopka

Politycy potępiają zabójstwo dziennikarki w Irlandii Płn.

Brytyjska premier Theresa May, szefowie głównych północnoirlandzkich partii politycznych, a także premier Irlandii Leo Varadkar potępili w piątek zabójstwo 29-letniej dziennikarki Lyry McKee, która zginęła w trakcie nocnych zamieszek w Londonderry.

W Irlandii Północnej od końca lat 60. XX wieku do 1998 roku trwał konflikt między protestancką większością, chcącą pozostania pod zwierzchnictwem Londynu, a katolicką mniejszością walczącą o zjednoczenie Irlandii. Londonderry - nazywane przez katolików Derry - to jedno z miejsc najmocniej dotkniętych konfliktem.

Czwartkowe zamieszki wybuchły, gdy północnoirlandzka policja weszła na tradycyjnie republikańskie osiedle Creggan w północno-zachodniej części miasta w celu przeprowadzenia przeszukiwań związanych ze spodziewanymi atakami terrorystycznymi przed rocznicą powstania wielkanocnego z 1916 roku przeciwko rządom Londynu.

Nagrania z miejsca zdarzenia wskazywały, że w trakcie konfrontacji zamaskowani napastnicy rzucili w stronę funkcjonariuszy kilkadziesiąt koktajli mołotowa, doprowadzając m.in. do spalenia dwóch porwanych samochodów policji. W pewnym momencie zamaskowany mężczyzna otworzył ogień w stronę policji i około stu gapiów, w tym dziennikarzy, trafiając McKee.

Krótko przed śmiercią kobieta opublikowała na swoim profilu na Twitterze zdjęcie z miejsca zdarzenia, opisując trwające starcia powiązanych z Nową Irlandzką Armią Republikańską (Nowa IRA) republikańskich bojówek z policją jako "zupełne szaleństwo".

Nowa IRA to organizacja, która powstała w 2012 roku w wyniku fuzji kilku grup sprzeciwiających się procesowi pokojowemu na wyspie Irlandia, opartemu na kończącym etniczno-religijny konflikt porozumieniu wielkopiątkowym z 1998 roku. Grupa była w ostatnich latach uznana za winną dwóch morderstw pracowników służby więziennej i szereg pomniejszych ataków.

Brytyjska premier May nazwała w piątek śmierć McKee "szokującą" i "kompletnie bezsensowną", wyrażając "najgłębsze kondolencje" dla jej rodziny, przyjaciół i współpracowników. "Była dziennikarką, która zginęła, wykonując odważnie swoją pracę" - zaznaczyła szefowa rządu.

Z kolei premier Irlandii wygłosił specjalne oświadczenie prasowe, w którym podkreślił, że "w Irlandii ani Irlandii Północnej nie ma miejsca ani uzasadnienia dla przemocy politycznej".

"Dwadzieścia jeden lat temu, w Wielki Piątek, ludzie północy i południa (Irlandii) wybrali pokój, demokrację, podział władzy i coraz bliższą współpracę i nie damy się ściągnąć z powrotem w tę przeszłość" - zaznaczył.

"Ci, którzy przeprowadzili (ten atak), nie dzielą swoich poglądów z naszym narodem ani republiką, a my ich odrzucamy. To nie był atak na jednego obywatela, ale na nas wszystkich, nasz naród i nasze swobody" - tłumaczył.

Irlandzki prezydent Michael D. Higgins mówił o "szoku, wściekłości i wielkim smutku", który odczuwali Irlandczycy w związku z zamieszkami i śmiercią dziennikarki.

Akt agresji potępili także liderzy sześciu głównych organizacji politycznych w Irlandii Północnej, zapewniając we wspólnym oświadczeniu, że są "zjednoczeni w odrzuceniu odpowiedzialnych za to haniebne przestępstwo".

"Morderstwo Lyry było atakiem na wszystkich członków tej społeczności; atakiem na pokój i procesy demokratyczne. To bezcelowy i daremny akt mający na celu zniszczenie postępu, którego dokonaliśmy przez ostatnie 20 lat i który może liczyć na zdecydowane poparcie ludzi" - napisano.

Zabójstwo tej uznawanej za jedną z najbardziej utalentowanych dziennikarek w Irlandii Północnej zostało także bezwarunkowo potępione m.in. przez Narodowy Związek Dziennikarzy (NUJ), a także przebywającą z wizytą w kraju spikerkę amerykańskiej Izby Reprezentantów Nancy Pelosi.

Jednak niewielkie radykalne ugrupowanie Saoradh, które jest uznawane za mające zbieżny program polityczny z Nową IRA, obciążyło odpowiedzialnością za zamieszki "siły brytyjskiej korony". Napisano, że "republikański wolontariusz próbował chronić ludzi przed PSNI", czyli północnoirlandzką policją.

"W wyniku tragicznego zbiegu wydarzeń przypadkowo zginęła także dziennikarka opisująca te zajścia" - tłumaczono.

Sytuacja w Irlandii Północnej jest niestabilna od początku roku, co zbiega się w czasie z rosnącą niepewnością dotyczącą przyszłości procesu pokojowego w wyniku decyzji Wielkiej Brytanii o wyjściu z Unii Europejskiej; brexit może doprowadzić np. do powrotu twardej granicy pomiędzy Ulsterem a pozostającą we Wspólnocie republiką Irlandii.

Z Londynu Jakub Krupa (PAP)

Cztery osoby ranne w atakach nożownika w Londynie

Cztery osoby zostały ranione nożem w plecy w weekend w północnej części Londynu. Policja poszukuje sprawcy, u którego podejrzewa problemy psychiczne. Wykluczono, by ataki miały podłoże terrorystyczne.

Wszystkie ofiary - kobieta i trzej mężczyźni - zostały znienacka dźgnięte w plecy w londyńskiej dzielnicy Edmonton. Dwie z tych osób są w stanie krytycznym.

Według wstępnych ustaleń osoby te były wybierane losowo, a łączył je fakt, że w chwili napaści szły ulicą same. Policja zakłada, że nożownik działał w pojedynkę i może cierpieć na zaburzenia psychiczne, a wszystkie cztery ataki traktuje jako powiązane.

Do pierwszego ataku doszło w sobotę wieczorem, do ostatniego w niedzielę rano.

Aresztowano mężczyznę podejrzanego o spowodowanie ciężkiego uszkodzenia ciała, poszukiwań nie wstrzymano jednak na wypadek, gdyby nie chodziło tu o sprawcę czterech napadów.

Policja wezwała mieszkańców do zgłaszania wszelkich informacji mogących pomóc w śledztwie oraz poinformowała, że wysłała na ulice Londynu dodatkowe patrole. (PAP)

Policja: atak nożownika aktem radykalnie prawicowego terroryzmu

Brytyjska policja poinformowała w niedzielę wieczorem, że sobotni atak nożownika w Stanwell, w którym jedna osoba została ranna został uznany za zajście terrorystyczne inspirowane przez radykalną prawicę. Incydent potępiła premier Theresa May.

Policjanci zostali wezwani na miejsce zdarzenia w sobotę wieczorem wobec doniesień o agresywnych zachowaniu mężczyzny, który wykrzykiwał rasistowskie komentarze skierowane wobec społeczności muzułmańskiej. Wkrótce później otrzymali drugie zgłoszenie dotyczące ataku przy użyciu noża.

Na miejsce wysłano uzbrojony oddział policji, który zatrzymał 50-letniego mężczyznę. Ofiarą jego ataku był 19-letni mężczyzna, który musiał zostać przewieziony do szpitala, gdzie pozostaje pod opieką lekarzy. Jak zaznaczono, jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo.

W niedzielę funkcjonariusze przeszukali dom napastnika, który został zatrzymany jako podejrzany o próbę zabójstwa i zakłócenie porządku publicznego na tle rasistowskim.

Szef jednostki ds. zwalczania terroryzmu Neil Basu zastrzegł, że prowadzone śledztwo jest "wciąż na wczesnym etapie, ale (zdarzenie) ma cechy charakterystyczne dla wydarzenia terrorystycznego inspirowanego przez radykalną prawicę".

"Jesteśmy zdeterminowani, aby zwalczać wszystkie formy toksycznej, ekstremistycznej ideologii, która ma potencjał stworzenia zagrożenia dla bezpieczeństwa publicznego" - podkreślił.

Wcześniej londyńska policja metropolitalna informowała też o ataku na tle nienawiści rasowej pod adresem mężczyzny, który został pobity we wschodniej części Londynu przez grupę trzech mężczyzn, którzy wygłaszali nienawistne komentarze dotyczące muzułmanów.

Służby porządkowe w Manchesterze zatrzymały z kolei dwie osoby po tym, jak groziły kierowcy taksówki, wygłaszajac komentarze dotyczące piątkowego ataku terrorystycznego na dwa meczety w Nowej Zelandii, w którym zginęło co najmniej 50 osób.

Kolejne dwie osoby zostały aresztowane z kolei za publikację w internecie obraźliwych komentarzy odnoszących się do nowozelandzkiego zamachu.

Zdarzenie w Stanwell zostało także potępione przez brytyjską premier Theresę May, która podkreśliła, że "obrzydliwy, nienawistny radykalnie prawicowy ekstremizm nie ma miejsca w naszym społeczeństwie".

Z kolei minister spraw wewnętrznych Sajid Javid - który sam wywodzi się z azjatyckiej mniejszości, a jego rodzice są muzułmanami - podkreślił, że "każda osoba i wspólnota powinna czuć się bezpiecznie".

"Do tych, którzy czują się narażeni na niebezpieczeństwo, mówię: jestem z Wami. Jesteście zaletą naszego kraju, jesteście częścią naszego kraju, częścią nas" – dodał. Podkreślił, że "musimy być zjednoczeni jako społeczeństwo i odrzucić terrorystów oraz ekstremistów, którzy chcą nas podzielić".

Z Londynu Jakub Krupa (PAP)

Jakub T. skazany za gwałt i pobicie mieszkanki Exeter jest już na wolności

Jakub T., skazany za gwałt i pobicie kobiety w brytyjskim Exeter, skończył już odbywanie kary 12 lat więzienia i opuścił Zakład Karny w Gębarzewie. Jeden z jego obrońców, adw. Mariusz Paplaczyk zapowiada, że mężczyzna chce „walczyć o prawdę i swoje dobre imię”.

W 2008 r. Jakub T. został skazany w Wielkiej Brytanii na dwie kary dożywocia - jedno za gwałt, drugie za ciężkie pobicie w 2006 r. mieszkanki Exeter. Brytyjski sąd orzekł wtedy, że skazany ma odbywać dwie kary dożywocia równocześnie, o warunkowe zwolnienie może ubiegać się po 9 latach.

Wyrok dostosowano do polskiego prawa, zgodnie z nim mężczyzna miał spędzić w więzieniu 12 lat. O opuszczeniu przez Jakuba T. Zakładu Karnego w Gębarzewie poinformowały lokalne media. Jeden z obrońców Jakuba T., adw. Mariusz Paplaczyk, potwierdził w rozmowie z PAP te informacje. Jak mówił, Jakub T. „skończył odbywanie kary 12 lat pozbawienia wolności, którą orzekł wobec niego sąd brytyjski, a polski sąd dostosował. W ub. tygodniu opuścił on zakład karny” – powiedział.

Paplaczyk wskazał, że Jakub T. „zapowiada, że w tej chwili chce zadbać o swoje dobre imię i dojść do prawdy”. „Trudno było mu się bronić będąc w więzieniu, ale on się nie poddaje i zapowiada, że będzie próbował wszelkimi dostępnymi, legalnymi środkami dążyć do tego, aby to postępowanie w Wielkiej Brytanii wznowić” – dodał.

Paplaczyk zaznaczył, że jest ku temu szansa, ponieważ – jak przypomniał – „kilka lat temu doszło do skazania lekarza, który był odpowiedzialny za pobranie próbek u pokrzywdzonych”.

„Sąd dyscyplinarny w Londynie skazał lekarza za złe oznaczenie próbek pobranych od pokrzywdzonej, za zbyt późne ich pobranie, oraz za zwlekanie w kontakcie z policją przez ponad pół roku. Biegły jakby się rozpłynął; nie składał zeznań, nie było wiadomo, co się z tymi próbkami dzieje. Za te czyny właśnie został skazany prze sąd dyscyplinarny izby lekarskiej. Dlatego też dopiero teraz, po kilku latach, pojawiły się nowe dowody, którymi Jakub T. nie dysponował wcześniej, w trakcie procesu” – tłumaczył adwokat.

Paplaczyk podkreślił, że nadal wraz z adw. Wojciechem Wizą będą reprezentować Jakuba T. „Liczymy też na pomoc brytyjskich kolegów, którzy będą mogli teraz na tę sprawę spojrzeć również w inny sposób z uwagi m.in. na upływ czasu i na pewne wydarzenia, które nastąpiły po wyroku” – powiedział.

Pytany, kiedy obrońcy planują podjęcie pierwszych kroków w tej sprawie, odpowiedział, iż sądzi, „że jest to kwestia najbliższego kwartału”.

Jak tłumaczył, „najpierw trzeba by doprowadzić do wznowienia tego postępowania w Wielkiej Brytanii. Tam są bardzo trudne, można powiedzieć trudne do uchwycenia podstawy prawne, chociaż nie jest to niemożliwe - dopiero wtedy można mówić o czymkolwiek”.

„Nie zapominajmy, że ta sprawa nigdy nie była w drugiej instancji, Jakub T. nie miał możliwości odwołania się, ponieważ w Wielkiej Brytanii druga instancja – tak jak u nas powszechna i występuje praktycznie w każdej sprawie – jest porównywana do polskiej kasacji. Muszą być zatem spełnione specjalne podstawy, specjalna opinia prawników i na tamten czas – takiej podstawy do złożenia apelacji nie było. Czyli jego sprawa obiła się tylko o jeden sąd” - podkreślił.

Jakub T. nigdy nie przyznał się do winy. Podstawą wyroku sądu w Exeter był materiał DNA znaleziony na ciele ofiary; dowód był kwestionowany przez obronę.

Ofiarę gwałtu i pobicia, za które skazano Tomczaka, wówczas 48-letnią, znaleziono w lipcu 2006 r. nagą, nieprzytomną i bliską śmierci. Doznała ona poważnego urazu głowy. Jej obrażenia były tak ciężkie, iż nie pamiętała, co się stało. Przez resztę życia była niesamodzielna. Zmarła w kwietniu 2010 r.

Jakub T. opuścił Zakład Karny w Gębarzewie kilka dni temu. (PAP)

Autor: Anna Jowsa

Setki popularnych samochodów narażone są na "kradzież bez kluczyka"

Setki popularnych samochodów są narażone na "kradzież bez kluczyka" - podał w poniedziałek serwis BBC. Z badania grupy konsumenckiej Which? wynika, że zagrożenie dotyczy m.in. czterech z pięciu najlepiej sprzedających się w Wielkiej Brytanii modeli.

Wśród modeli, które w 2018 r. najczęściej wybierali Brytyjczycy wyłącznie Vauxhall Corsa został uznany za bezpieczny, ponieważ nie jest wyposażony w opcję bezkluczykowego otwierania i uruchamiania silnika. Pozostała czwórka Ford Fiesta, Volkswagen Golf, Nissan Qashqai i Ford Focus sklasyfikowano jako podatne na kradzieże.

Złodzieje coraz częściej wykorzystują technologie do ominięcia systemów wejściowych w samochodach z dostępem bezkluczykowym. Stowarzyszenie Producentów i Sprzedawców Motoryzacyjnych (SMMT) utrzymuje jednak, że "nowe pojazdy są bezpieczniejsze niż kiedykolwiek".

Which? przeanalizowała dane zebrane przez niemiecki automobilklub ADAC, zajmujący się m.in. monitorowaniem transportu drogowego, dotyczące ataków na bezkluczykowe lub "przekaźnikowe" systemy w pojazdach. Organizacja przetestowała łącznie 237 samochodów. Z badań wynikało, że tylko trzy z nich, najnowsze modele Land Rovera Discovery i Range Rovera oraz Jaguar i-Pace, są bezpieczne.

"Złodzieje przeprowadzają +kradzieże bez kluczyka+ od kilku lat. Mimo to fabryki wciąż produkują nowe modele, które mogą zostać skradzione w ten sposób, co oznacza większą liczbę pojazdów, które mogą stać się celem da złodziei" - podał Which? w oficjalnym oświadczeniu.

System dostępu bezkluczykowego pozwala właścicielowi otworzyć samochód ruchem dłoni po warunkiem, że właściwy kluczyk jest zawsze w pobliżu. Złodzieje mogą jednak oszukać system za pomocą specjalnych urządzeń.

Jak zauważyło BBC liczba kradzieży samochodów jest obecnie niższa niż w latach 90., ale jednak rośnie. Częściowo odpowiadają za to właśnie systemy bezkluczykowe - podkreślił serwis. (PAP)

Dwie osoby ranne po ataku nożownika w Londynie

Londyńska policja metropolitalna poinformowała w piątek o aresztowaniu mężczyzny, który ranił nożem dwie osoby w pobliżu siedziby wytwórni muzycznej Sony w zachodnim Londynie. Jak podkreślono, incydent nie miał charakteru ataku terrorystycznego.

W krótkim komunikacie policja zaznaczyła, że ranni nie odnieśli poważnych obrażeń, które mogłyby zagrażać ich życiu, ale zostali przewiezieni do pobliskich szpitali.

Wcześniej media informowały o tym, że interwencję na miejscu zdarzenia podjęli uzbrojeni policjanci, w tym funkcjonariusze z patrolu przebywającego na stałe w pobliżu Pałacu Kensington, który jest jedną z rezydencji brytyjskiej rodziny królewskiej.(PAP)

Image

Świetna aplikacja! Pobierz!

Image
Image

Jesteś świadkiem ciekawych wydarzeń?

Zarejestruj się i podziel się swoją historią

Autorzy 

Zostań autorem
Image
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo

Korzystając z naszej strony, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie przez nas plików cookies - Polityka prywatności. Zaktualizowaliśmy naszą politykę przetwarzania danych osobowych - RODO. Więcej dowiesz się TUTAJ.