Hide
BĄDŹ NA BIEŻĄCO!
Follow on Facebook
Facebook
Show
Fri, Apr 26, 2024

Kronika kryminalna

Kronika kryminalna

All Stories

Sąd skazał gang gwałcicieli z Huddersfield

Szesnastu mężczyzn, członków gangu z Huddersfield, zostało w piątek skazanych na łączną karę ponad 200 lat więzienia w serii procesów dotyczących gwałtów i molestowania seksualnego 15 dziewczynek.

Mieszkające w miejscowości Huddersfield ofiary - w wieku od 11 do 17 lat - otrzymywały od swoich oprawców alkohol i narkotyki, a następnie były molestowane i gwałcone. Zdarzenia miały miejsce w latach 2004-2011.

Skazani mężczyźni - w wieku od 27 do 54 lat - to Brytyjczycy mający korzenie w krajach regionu Azji Południowo-Wschodniej.

Skazany na dożywocie lider gangu Amere Singh Dhaliwal - który usłyszał 54 zarzuty, w tym 22 dotyczące gwałtu - na upublicznionym przez sąd zdjęciu był w tradycyjnym turbanie sikhów. Sędzia Geoffrey Marson określił zachowanie lidera gangu wobec ofiar jako "nieludzkie", podkreślając, że mężczyzna "traktował je jak przedmioty (...)".

Pozostali oprawcy zostali skazani na wyroki od 5 do 18 lat więzienia. Czterech kolejnych mężczyzn zostało uznanych za winnych, a ich wyroki - dotyczące zarzutów o gwałt i handel ludźmi w celu wykorzystania seksualnego - zapadną w najbliższych miesiącach.

Szczegóły trzech powiązanych procesów zostały upublicznione po raz pierwszy w piątek, po tym gdy po ogłoszeniu wyroków sąd zdecydował o zniesieniu tajemnicy postępowania sądowego, ujawniając m.in. tożsamość skazanych mężczyzn i szczegóły ich działań.

Rezygnacja z wprowadzonych wcześniej ograniczeń jest powiązana ze sprawą aresztowania i późniejszego skazania byłego lidera radykalnie prawicowej Angielskiej Ligi Obrony (ang. English Defence League, EDL) Tommy'ego Robinsona, który w maju br., stojąc przed budynkiem sądu, komentował na żywo na Facebooku przebieg sprawy. Zostało to uznane za niezastosowanie się do decyzji sądowych i mogło potencjalnie doprowadzić do załamania się procesu.

Robinsona skazano na karę pozbawienia wolności, ale wyrok w jego sprawie został zakwestionowany przez sąd apelacyjny i będzie ponownie rozpatrzony w przyszłym tygodniu.

Komentując decyzję sądu, przedstawiciel policji hrabstwa West Yorkshire Ian Mottershaw tłumaczył, że śledztwo w sprawie gangu z Huddersfield było "bardzo złożone". Podkreślił zadowolenie z decyzji o wyrokach dla "tych zdeprawowanych jednostek, które niewyobrażalnie wykorzystywały seksualnie i fizycznie te narażone na ryzyko dzieci".

To kolejny skandal dotyczący molestowania seksualnego nieletnich z udziałem mężczyzn z regionu Azji Południowo-Wschodniej. Wcześniej ujawniono podobne sprawy m.in. w Rochdale w pobliżu Manchesteru.

Z Londynu Jakub Krupa (PAP)

Atak nożownika w Paryżu, siedem osób rannych

Uzbrojony w nóż i metalowy pręt mężczyzna zaatakował w niedzielę późnym wieczorem w Paryżu przypadkowych przechodniów. Według mediów rannych zostało siedem osób, w tym cztery poważnie. Napastnika aresztowano. Prawdopodobnie atak nie miał związku z terroryzmem.

Według źródeł zbliżonych do śledztwa "mężczyzna narodowości afgańskiej zaatakował na ulicy nieznanych mu ludzi".

Do ataku doszło około godz. 23, przed jednym z kin w 19. dzielnicy, na północy Paryża. W wyniku ataku rannych zostało siedem osób. Stan czterech jest poważny. Wśród poważnie rannych jest dwóch angielskich turystów. Napastnik został obezwładniony i aresztowany.

Na razie nie wiadomo, co było motywem jego działania. Według wstępnych ustaleń śledczych nic nie wskazuje na to, by atak był związany z terroryzmem. (PAP)

Atak nożownika pod Paryżem - zabił swą matkę i siostrę

W ataku nożownika w Trappes na przedmieściach Paryża zginęły w czwartek dwie osoby, matka i siostra napastnika, a jedna odniosła poważne rany. Sprawcę zastrzeliła policja. Jak podał szef MSW Gerard Collomb, sprawa nie jest na razie traktowana jako akt terroru.

Według źródeł we francuskiej policji uzbrojony w nóż mężczyzna zaatakował ludzi na ulicy, zabijając dwie osoby, po czym zabarykadował się w pawilonie. Następnie wyszedł z pomieszczenia i ruszył w kierunku funkcjonariuszy policji, grożąc im. Wówczas policjanci oddali strzały.

Choć odpowiedzialność za czwartkowy atak wzięło na siebie dżihadystyczne Państwo Islamskie (IS), na razie policja nie potwierdziła tych informacji. Minister Collomb podkreślił, że mimo oświadczenia IS atak z Trappes nie jest na razie traktowany jako akt terroru. Dodał również, że napastnik miał poważne problemy z psychiką.

Szef resortu spraw wewnętrznych poinformował ponadto, że osoba, która odniosła rany w ataku, nie była spokrewniona z napastnikiem.

Wcześniej francuska telewizja BFM TV podawała, że sprawcza czwartkowego ataku krzyczał "Allahu akbar" (Bóg jest wielki), jednak tej informacji nie potwierdziły francuskie władze. Na razie policja wciąż bada, jaka był motyw działania sprawcy i bierze pod uwagę wątek ewentualnej kłótni rodzinnej.

Jednocześnie według BFM TV napastnik urodził się w 1982 roku,a od 2016 roku był obserwowany przez francuskie służby ze względu na wychwalanie terroryzmu. Informacje te przekazała również AFP, powołując się na źródła bliskie śledztwa.

Do ataku doszło w 30-tysięcznym Trappes, leżącym ok. 30 kilometrów na południowy zachód od centrum stolicy Francji. Jest to uboga miejscowość znajdująca się w bogatym z reguły rejonie na zachód od Paryża - podaje Reuters. Jednocześnie AFP, powołując się na źródła w służbach antyterrorystycznych, podaje, że około 50 osób z Trappes wyjechało walczyć do Iraku i Syrii. (PAP)

Poszukiwany DŁUŻNIK

Prowadzenie własnej działalności gospodarczej staje się coraz bardziej powszechne. Głównie z uwagi na stosunkowo łagodne wymogi formalne jej założenia. Nie umyka również uwadze element gospodarki czasem, elastyczności i efektywności w tym zakresie. Są różne formy prowadzenia działalności gospodarczej, dominuje jednak spółka kapitałowa. Albowiem powstaje wówczas podmiot prawny o odrębnej osobowości prawnej, majątku i odpowiedzialności za zobowiązania prawne. Tym samym, jeśli dłużnikiem jest przykładowo spółka z ograniczoną odpowiedzialnością („LTD”), wówczas roszczenie wierzyciela może być skierowane wyłącznie do majątku tejże osoby prawnej, nie jej indywidualnych wspólników. Co do zasady majątki osobiste tych ostatnich są odpowiednio chronione. To wyróżnia spółki kapitałowe od osobowych, gdzie więź gospodarcza łącząca wspólników nie prowadzi do powstania odrębnej osoby prawnej wobec której można dochodzić swych roszczeń.

Niemniej, często zdarza się, iż mimo posiadania wyroku zasądzającego należność wobec spółki kapitałowej, ta celem uniknięcia odpowiedzialności, podejmuje decyzję o jej rozwiązaniu, co skutkuje wykreśleniem jej z rejestru prowadzonego przez urząd, Companies House. Wówczas podmiot zobowiązany do wykonania wyroku, traci swą egzystencję prawną, a tym samym znika z pola egzekucji. Wzbudza to niejedokrotnie uzasadnione poczucie niesprawiedliwości, ponieważ często dzieje się tak, iż wprawdzie sztuczny podmiot traci swój byt prawny, jego wspólnicy / dyrektorzy nadal prowadzą działalność w innej formie, unikając tym samym odpowiedzialności za swe poprzednie zobowiązania.

Jednakże, w ściśle określonych okolicznościach, możliwe jest formalne przywrócenie spółki do rejestru, tym samym „ożywienie” jej osobowości prawnej. Zazwyczaj działania takie podejmowane są przez wierzycieli wówczas, gdy rozwiązanie spółki nastąpiło celowo w trakcie trwania postępowania sądowego lub po powzięciu wiedzy o istnieniu potencjalnego roszczenia.

Ustawa o Spółkach (Companies Act 2000) przewiduje dwa tryby przywrócenia spółki do rejestru, mianowicie w ramach procedury administracyjnej lub sądowej. W kontekście tematycznym, znaczenie mają tu również regulacje upadłościowe (Insolvency England and Wales Rules 2016 z późniejszymi zmianami).

Generalnie procedura administracyjna ma zastosowanie jedynie w ograniczonych okolicznościach; głównie w przypadku usunięcia spółki z rejestru z powodu niedopełnienia przez nią określonych obowiązków rozliczeniowych, a nie faktycznego zaprzestania prowadzenia działalności. Jednym z warunków przywrócenia jest złożenie wniosku przez uprawniony podmiot w ciągu 6 lat od daty rozwiązania spółki. Wnioskodawca musi dopełnić szereg wymogów w procesie aplikacji, w tym uiścić koszty administracyjne oraz kary związane z opóźnieniem wykonania obowiązków rozliczeniowych, których wysokość generalnie zależy od długości okresu opóźnienia. Jeśli urząd wyda decyzję odmowną, wówczas we właściwym terminie można wnieść sprawę do sądu.

W odróżnieniu do trybu administracyjnego, w postępowaniu sądowym podmiotem, który może wnosić o przywrócenie spółki do rejestru może być jej były lub przyszły wierzyciel, czyli osoba mająca bezpośredni interes w tym, by spółka istniała i mogła należycie wykonać swe zobowiązanie prawne.

Skutkiem przywrócenia spółki do rejestru mocą postanowienia sądowego jest uznanie kontynuacji jej istnienia, tak, jakby nie była ona wykreślona z rejestru lub rozwiązana, co ma istotne znaczenie z punktu widzenia realizacji zobowiązań, zwłaszcza tych zabezpieczonych. W praktyce, wierzyciel wraz z wnioskiem o przywrócenie spółki wnosi również o ogłoszenie jej upadłości celem umożliwienia likwidatorowi przeprowadzenia właściwych działań celem wyszukania źródeł majątku a następnie jego odpowiedniej realizacji. Poza tym, również sąd może wydać dodatkowe zarządzenia z uzwględnieniem okoliczności danej sprawy, m.in. w przedmiocie zawieszenia biegu lub przywrócenia terminu przedawnienia roszczeń, co ma istotne znaczenie z punktu widzenia interesów wnioskodawców będących wierzycielami nieuczciwej spółki. 

Podjęcie procedury restoracyjnej wymaga czasu i nakładów finansowych wnioskującego, co nie jest sytuacją komfortową dla wierzycieli, już pokrzywdzonych działaniami spółki dłużnika. Ponadto trzeba mieć również na uwadzę to, iż decyzja o przywróceniu spółki do rejestru może okazać się jedynie pyrrusowym zwycięstwem.

Poszukiwanie dłużnika, zwłaszcza jeśli ten ucieka się do nieuczciwych praktyk, może zakończyć się fiaskiem, co z punktu widzenia interesów wierzyciela jest oczywiście niepożądane. Dlatego też warto jest zainwestować czas w działania sprawdzające podmiot zanim wstąpi się z nim w jakąkolwiek relację prawną. Warto jest upewnić się, iż przyszły kontrahent ma klarowną sytuację finansową oraz odpowiednie umocowanie na rynku, to jest, iż jest partnerem wiarygodnym. Pozwoli to być może uniknąć rozczarowań i zminimalizować ryzyko strat.

 

Artykuł opracowany przez Katarzynę Woźniak

 

Partner Zarządzający/ Prawnik Euro Lex Partners LLP (City London)

Master of Law (Poland) LLM in Business International Law (UK) LLB

(Hons) (UK)

Twój kontakt do kancelarii:

Euro Lex Partners LLP, Tower 42, 25 Old Broad Street, London, EC2N 1HN,

(przy stacji metra Liverpoool Street)

Otwarte w godz 9-21- Pracujemy dla klientów również w Sobotę

Tel. 020 8144 8363, Mob 07837214987, Mob 077 7226 0251,

E: This email address is being protected from spambots. You need JavaScript enabled to view it. www.eurolexpartners.eu

skype: eurolexpartners

Francja/ Atak nożownika w Paryżu; dwie osoby zginęły, cztery ranne

Nożownik zaatakował w sobotę wieczorem w centrum Paryża; ranił cztery osoby, w tym jedną śmiertelnie, zanim został zastrzelony przez policję - poinformował dyrektor gabinetu prefektury policji Pierre Gaudin. Rannych przewieziono do szpitala Georges Pompidou.

Mężczyzna zaatakował przechodniów w drugiej dzielnicy Paryża, w pobliżu budynku Opery, krzycząc "Allah Akbar !". Cztery osoby zostały ranne, w tym dwie ciężko.

Policja poinformowała, że trwa "operacja policyjna w drugiej dzielnicy Paryża". Rejon ataku został zablokowany, na miejscu widać wiele radiowozów policyjnych, karetki pogotowia i pojazdy straży pożarnej.

Druga dzielnica ta jest pełna barów restauracji i teatrów; jest tłumnie odwiedzana przez paryżan i turystów, zwłaszcza w sobotnie wieczory.

"Byłam na tarasie kawiarni, usłyszałam trzy lub cztery wystrzały. To działo się bardzo szybko. Kelnerzy powiedzieli nam aby abyśmy natychmiast schronili się wewnątrz kawiarni. Kiedy wyszłam na zewnątrz aby zobaczyć co się stało, zobaczyłam człowieka leżącego na ziemi" - relacjonowała 47 Gloria, jedna ze świadków ataku.

Minister spraw wewnętrznych Gerard Collomb pochwalił na Twitterze policję "za zimną krew i błyskawiczną reakcję" oraz za "zneutralizowanie napastnika".

Motywy działania napastnika są na razie nieznane, policja nie ustaliła jeszcze czy był to atak terrorystyczny.

Cała Francja żyje pod ciągłym zagrożeniem ataków terrorystycznych. Ostatnich tego rodzaju ataków dokonano 23 marca w Carcasonne i Trebes (południe Francji).Od 2015 r. zginęło we Francji 245 osób zabitych przez terrorystów. (PAP)

Włochy/ Dochodzenie ws. gwałtu na Polce, która oskarża o niego rodaków

Polska turystka, przebywająca na urlopie w górach w Lombardii we Włoszech, zawiadomiła policję, że została zgwałcona przez grupę Polaków po wieczorze spędzonym w lokalu w miejscowości Livigno - podały w piątek włoskie media. Dochodzenie prowadzi policja.

Media, wśród nich dzienniki "Il Messaggero" i "La Repubblica", podały na swoich stronach internetowych, że policja z miasta Sondrio wszczęła postępowanie wyjaśniające, gdy młoda kobieta zgłosiła się na pogotowie, informując o tym, że padła ofiarą zbiorowego gwałtu dokonanego przez Polaków. Do napaści według jej relacji miało dojść po dniu spędzonym z tą grupą.

Policja rekonstruuje cały dzień spędzony przez polskich turystów, włącznie z pobytem na stoku narciarskim i na zakupach. Według mediów, przesłuchiwane są osoby, które widziały tych ludzi w godzinach poprzedzających napaść na kobietę.

Miejscowa prokurator nie zwróciła się dotąd o zastosowanie żadnych środków zapobiegawczych wobec grupy Polaków, którzy przebywają dalej w Livigno.

Z Rzymu Sylwia Wysocka(PAP)

Francja/ Dwoje policjantów brutalnie pobitych pod Paryżem

Dwoje francuskich policjantów zostało brutalnie pobitych przez agresywny tłum w noc sylwestrową w podparyskim mieście Champigny-sur-Marne; incydent wywołał falę oburzenia nad Sekwaną - podała we wtorek agencja AFP.

Do pobicia doszło podczas interwencji policji, gdy kilka osób próbowało wtargnąć na prywatne przyjęcie. W wyniku starć z tłumem policjantka ma obrażenia twarzy, a jej kolega złamany nos. Oboje zostali przetransportowani do szpitala - poinformowała agencja dpa.

W filmie z zajścia, opublikowanym w mediach społecznościowych, widać agresywny tłum, który kopie leżącą kobietę w mundurze. Dwie osoby zostały aresztowane, nie jest jednak jasne, czy brali oni udział w pobiciu funkcjonariuszy - zaznaczył "Le Monde". Gazeta, powołując się na źródła policyjne, podała, że podczas interwencji policjanci użyli gazu łzawiącego.

Według AFP pobicie policjantów "wywołało falę oburzenia we Francji". Prezydent Emmanuel Macron potępił incydent na Twitterze, określając go jako "tchórzliwy i kryminalny lincz". Zapewnił, że winni zostaną odnalezieni oraz ukarani.

W sumie ośmiu policjantów i trzech wojskowych zostało rannych we Francji w nocy z niedzieli na poniedziałek - podało francuskie MSW. Według resortu podczas sylwestrowej nocy spalono ponad tysiąc pojazdów, a aresztowano ponad 500 osób. Do zapewnienia spokoju w ostatni dzień roku zmobilizowano ok. 140 tys. funkcjonariuszy służb bezpieczeństwa.(PAP)

Ciała trzech poszukiwanych kobiet w wyłowionym aucie

Wśród pięciu ciał, które znajdowały się w wyłowionym w piątek z Wisłoka w Tryńczy samochodzie, były zwłoki trzech poszukiwanych od kilku dni młodych kobiet – powiedziała PAP Ewelina Wrona z zespołu prasowego podkarpackiej policji.

Dodała, że pozostałe dwa ciała to zwłoki mężczyzn, z którymi młode kobiety były widziane w miniony poniedziałek.

"Ciała zostały zabezpieczone do badań sekcyjnych. Policjanci na miejscu zabezpieczyli ślady, które pomogą ustalić przyczyny tej tragedii" – powiedziała.

Od kilku dni trwały poszukiwania trzech zaginionych nastolatek z powiatu przeworskiego.

Trzy mieszkanki gminy Tryńcza w wieku 19, 18 i 16 lat wyszły z domu 25 grudnia, ostatni raz widziane były w poniedziałek wraz z dwoma mężczyznami, jak wsiadały do daewoo tico.

W piątek policjanci i strażacy przez kilka godzin pracowali w okolicach rzeki Wisłok w Tryńczy. Użyty przez strażaków sonar wskazał, że na dnie rzeki znajduje się duży przedmiot; prawdopodobnie samochód. Przed godz. 16 na brzeg wyciągnięto daewoo tico. (PAP)

Uber ujawnił kradzież danych 57 mln użytkowników

W październiku 2016 roku hakerzy wykradli dane 57 mln użytkowników Ubera - głównie pasażerów, ale także kierowców - ujawnił we wtorek, ponad rok po kradzieży, nowy szef amerykańskiej firmy Dara Khosrowshahi.

"Chodzi o nazwiska, adresy e-mailowe i numery telefonów użytkowników na całym świecie" - podał w komunikacie Uber. Hakerzy zdobyli dane 50 mln pasażerów i siedmiu milionów kierowców, tym numery praw jazdy 600 tys. kierowców w USA.

Uber przyznał, że o kradzieży nie poinformował wcześniej ani władz, ani też osób, których dane zostały wykradzione.

"Coś takiego nie powinno się w ogóle wydarzyć" - powiedział szef Ubera o ataku hakerów i utrzymywaniu przez ponad rok w tajemnicy informacji o kradzieży danych. Khosrowshahi, który od września jest szefem Ubera, zapewnił, że o zdarzeniu dowiedział się niedawno.

Jednocześnie wyraził przekonanie, że w ręce hakerów nie dostały się tak ważne dane jak numery kart kredytowych, rachunków bankowych i ubezpieczenia społecznego, a także dane dotyczące historii przejazdów.

Dara Khosrowshahi poinformował, że na razie nic nie wskazuje na to, że skradzione dane zostały wykorzystane niezgodnie z przeznaczeniem.

"W momencie incydentu natychmiast podjęliśmy kroki w celu zabezpieczenia danych i położenia kresu nieuprawnionemu dostępowi. Zidentyfikowaliśmy też osoby, które dokonały włamania i uzyskaliśmy zapewnienie, że zebrane dane zostaną zniszczone" - stwierdził Khosrowshahi.

Agencja Bloomberg podała, że firma zapłaciła hakerom 100 tys. dolarów za zniszczenie skradzionych danych.

Uber przyznał także, że hakerzy dostali się do bazy danych, gdyż była ona słabo zabezpieczona.

"Wprowadziliśmy również środki bezpieczeństwa w celu ograniczenia dostępu i wzmocnienia kontroli naszej bazy danych" - dodał Khosrowshahi. W tym tygodniu, jak podał przewoźnik, posadę stracił Joe Sullivan, który był odpowiedzialny w firmie za bezpieczeństwo.

"Chociaż nie mogę wymazać tego, co się stało, to mogę zobowiązać się w imieniu każdego pracownika Ubera, że nauczymy się na własnych błędach" - zapewnił Khosrowshahi.

Uber to popularna mobilna aplikacja, która służy do zamawiania usług transportu samochodowego poprzez kojarzenie pasażerów z kierowcami korzystającymi z aplikacji. Usługi Ubera są dostępne w wielu miastach świata, w tym także w Polsce. (PAP)

sp/

Polak pobity w londyńskim metrze jest w stanie krytycznym

Londyńska policja zaapelowała we wtorek do świadków niedzielnego pobicia na stacji metra Oxford Circus w Londynie, gdzie grupa nawet kilkunastu osób zaatakowała dwóch mężczyzn. Według informacji PAP jeden z mężczyzn jest Polakiem i znajduje się w stanie krytycznym.

Do zajścia doszło po 11 rano w niedzielę na stacji brązowej linii metra Bakerloo Line, gdzie dwaj podróżni zostali zaczepieni, a następnie dotkliwie pobici przez grupę liczącą według policji od ośmiu do dwunastu osób.

Jeden z mężczyzn, który według informacji PAP jest Polakiem, wymagał natychmiastowej hospitalizacji ze względu na rany głowy, w tym krwawienie wewnętrzne i złamanie czaszki. We wtorek po południu pozostawał w szpitalu; jest w stanie ciężkim, a obrażenia zagrażają jego życiu.

Druga ofiara odniosła lekkie rany głowy i została wkrótce wypuszczona ze szpitala. Jak wynika z informacji PAP, wbrew informacjom medialnym mężczyzna nie jest Polakiem.

Źródła PAP w brytyjskiej policji transportowej (BTP) podkreśliły, że według wstępnych ustaleń zajście nie miało charakteru nienawiści na tle narodowościowym, ale odmówiły spekulacji dotyczących motywów sprawców i przebiegu zdarzenia.

Śledczy Gabriel Oresajo ocenił w oficjalnym komunikacie BTP, że atak był "niesprowokowany", dodając, że chce porozmawiać "z każdym, kto ma jakiekolwiek informacje (na temat zdarzenia)".

Jednocześnie na stronie BTP opublikowano zdjęcia dziewięciu osób, które mogły być świadkami ataku, prosząc, by skontaktowały się z policją pod numerem telefonu 0800 40 50 40, podając numer zdarzenia 195 z dnia 5 listopada 2017 roku.

Z Londynu Jakub Krupa (PAP)

Ścigany przez kilkanaście miesięcy za zabójstwo zatrzymany w Katalonii

Ścigany przez kilkanaście miesięcy za zabójstwo 19-letniego Dominika z Katowic Dariusz N. został zatrzymany w małym katalońskim mieście Perafort, w trakcie załadunku puszek, w których ukryte były narkotyki - ujawniła policja. Nie stawiał oporu, był zaskoczony zatrzymaniem.

  1. całkowicie zmienił wygląd i miał "lewe" dokumenty, szybko go jednak zidentyfikowano dzięki charakterystycznemu tatuażowi na ramieniu, związanemu z jednym ze śląskich klubów piłkarskich.

W sierpniu 2016 r., podczas bójki w pobliżu dworca PKP w Katowicach 36-letni N. śmiertelnie ugodził nożem Dominika, b. piłkarza GKS-u Katowice. Przez kilkanaście miesięcy ukrywał się, m.in. w Niemczech, Czechach i Irlandii. Informację o zatrzymaniu podejrzanego podała w środę katowicka prokuratura; w czwartek policjanci poinformowali o szczegółach zatrzymania.

Jak podali, N. został zatrzymany w momencie załadunku dużej przesyłki - puszek z sosem pomidorowym, w których ukryte były narkotyki. Jak przekazał rzecznik Komendy Głównej Policji mł. insp. Mariusz Ciarka, miejsce pobytu N., od grudnia 2016 roku Europejskim Nakazem Aresztowania, ustalili policjanci z Zespołu Poszukiwań Celowych Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach. Do zatrzymania doszło dzięki monitorowaniu ruchów poszukiwanego i ścisłej współpracy Komendy Głównej Policji z katalońskimi funkcjonariuszami za pośrednictwem ENFAST, czyli sieci współpracy grup poszukiwań celowych w krajach UE.(PAP)

Niemcy/ Policja: antyterroryści zatrzymali domniemanego nożownika

Domniemany nożownik, który zranił w sobotę cztery osoby w Monachium, został zatrzymany przez antyterrorystów z oddziału specjalnego SEK - podał rzecznik policji w Monachium.

Jak powiedział, zatrzymana osoba odpowiada rysopisowi sprawcy, jednak z ostatecznym potwierdzeniem trzeba jeszcze zaczekać.

Domniemany sprawca próbował uciekać, został jednak zatrzymany przez funkcjonariuszy.

Nożownik atakował przechodniów przed południem w okolicach Rosenheimerplatz w śródmieściu Monachium. Zranił cztery osoby. Dwie dalsze zaatakowane osoby nie odniosły obrażeń. (PAP)

 

 

Stalowa Wola/ Atak nożownika: jedna ofiara śmiertelna, w sumie 10 poszkodowanych

 

10 osób zostało poszkodowanych w wyniku ataku nożownika, do którego doszło w piątek po południu w Stalowej Woli. Jedna z ofiar, 50-letnia kobieta, zmarła w szpitalu. Stan dwóch osób określany jest jako krytyczny – mówiła w piątek wieczorem wojewoda podkarpacki Ewa Leniart.

Policja zapewnia, że nic nie wskazuje na to, aby był to atak terrorystyczny lub wynikał z pobudek ideologicznych. Podała też, że mężczyzna leczył się psychiatrycznie.

Napastnikowi prawdopodobnie zostanie postawiony zarzut usiłowania i dokonania zabójstwa wielokrotnego - zapowiedział w piątek wieczorem prok. Adam Cierpiatka, szef Prokuratury Rejonowej w Stalowej Woli, która wszczęła postępowanie w sprawie ataku.

Prok. Cierpiatka, a także m.in. z wojewoda i komendant wojewódzki policji w Rzeszowie nadinsp. Krzysztof Pobuta wzięli udział w piątek wieczorem w briefingu prasowym przed galerią handlową, gdzie doszło do ataku. Wcześniej wojewoda i komendant spotkali się z dziennikarzami w Rzeszowie.

Nożownik to 27-letni mieszkaniec Stalowej Woli. W piątek ok. godz. 15 zaatakował klientów galerii handlowej przy ul. Chopina w Stalowej Woli.

W wyniku jego ataku poszkodowanych zostało 10 osób, w tych siedem ciężko, z których jedna zmarła – poinformowała wojewoda w czasie w Rzeszowie. Dodała, że pozostałe trzy osoby odniosły lekkie obrażenia, w tym jedna bardzo lekkie, niezagrażające jej życiu.

Jak się dowiedziała wieczorem PAP od rzeczniczki wojewody Małgorzaty Waksmudzkiej-Szarek, osoba ta nie odniosła fizycznych obrażeń, natomiast doznała szoku.

Ofiary to sześć kobiet i czterech mężczyzn - w wieku od 18 do 50 lat. Leniart podała, że ofiary były przypadkowe, a napastnik zadawał im rany głównie w klatkę piersiową i głowę. Wieczorem dodała, że cztery ranne osoby są operowane, stan dwóch z nich określany jest jako krytyczny.

Poszkodowani trafili do szpitali w Stalowej Woli, Tarnobrzegu, Nisku i Sandomierzu. Wojewoda zapewniła, że została im zapewniona pomoc psychologiczna z powiatowego ośrodka wspierania rodziny.

Komendant Pobuta poinformował, że nożownik został ujęty przez klientów galerii i przekazany policji. Mężczyzna był trzeźwy i dotychczas nie był notowany. Jak podkreślił, klienci galerii bardzo szybko zareagowali na zdarzenie; policja dostała osiem zgłoszeń już kilkanaście minut po godz. 15.

"Na chwilę obecną możemy śmiało powiedzieć, że atak nie był z motywów terrorystycznych czy ideologicznych" - powiedział Pobuta.

Dodał, że m.in. CBŚP prowadzi czynności, które mają ostatecznie to wykluczyć.

Prok. Cierpiatka podał wieczorem, że sprawca ataku jest w Komendzie Powiatowej w Stalowej Woli. Zabezpieczono od niego próbki krwi do badań. W obecności prokuratora przeprowadzono także przeszukanie jego miejsca zamieszkania.

Na miejscu zdarzenia zabezpieczane są ślady. "Zabezpieczony został monitoring, na którym mamy przebieg tego zdarzenia. Zabezpieczone zostały również inne nośniki, tak że mamy pełny obraz tego zdarzenia" - powiedział Cierpiatka.

Jak mówił dziennikarzom komendant Pobuta, zatrzymany mężczyzna nie potrafił powiedzieć, dlaczego tak się zachował. Dodał, że kontakt z 27-latkiem jest bardzo utrudniony. "Myślę, że ten człowiek jest w stanie depresji i stąd jego działania. Mówił, że jest w trudnej sytuacji, że to jest dla niego ciężki dzień" - dodał.

W piątek wieczorem rzeczniczka podkarpackiej policji nadkom. Marta Tabasz-Rygiel poinformowała PAP, że mężczyzna leczył się psychiatrycznie, co potwierdziły czynności śledcze. Podczas przeszukania w jego domu znaleziono dokumentację medyczną.

Komendant podkarpackiej policji mówił, że przy nożowniku znaleziono jeden nóż, drugi odnaleziono na miejscu zdarzenia.

Na miejscu są prokuratorzy ze stalowowolskiej prokuratury rejonowej i prokurator z Prokuratury Okręgowej w Tarnobrzegu – poinformowała PAP rzeczniczka Prokuratury Krajowej Ewa Bialik.

"Zdarzeniem tym interesuje się i pomaga nam we wszystkim zarówno Prokuratura Krajowa, jak i Prokuratura Regionalna, ale także Prokuratura Okręgowa w Tarnobrzegu" – zaznaczył prok. Cierpiatka.

Zaapelował do wszystkich osób, które mają informacje lub potrzebują pomocy psychologicznej, o zgłaszanie się.

Wojewoda zaapelowała w piątek wieczorem za pośrednictwem mediów do wszystkich świadków ataku nożownika, którzy telefonami filmowali zdarzenie, aby uszanowali ofiary i ich rodziny i nie publikowali filmów w internecie, ale przekazali je prokuraturze lub policji, ponieważ mogą pomóc w śledztwie. (PAP)

USA/Sąd postawił zarzut gwałtu i porwania pozostałej dwójce z Decapitated

Sąd w Spokane w stanie Waszyngton postawił w piątek zarzuty uczestnictwa w zbiorowym gwałcie i porwania kobiety po koncercie w Spokane 31 sierpnia wobec dwóch pozostałych członków polskiej grupy metalowej Decapitated. Wyznaczono kaucję w wys. 100 tys. dolarów.

Rafał P. (31 lat) i Hubert W. (31 lat) stanęli w piątek po raz pierwszy przed sądem w Spokane.

Sędzia John Cooney wyznaczył kaucję w wysokości 100 tys. dolarów USA, nakazał obu mężczyznom oddanie paszportów i wydał zakaz zbliżania się do ofiary po tym, gdy zostanie wpłacona kaucja.

Ma ona wpłynąć do wtorku. Jeśli tak się nie stanie cała czwórka - w tym Wacław K. i Michał Ł., którzy usłyszeli zarzuty jeszcze 15 października - pozostaną w areszcie.

Czterej muzycy, członkowie polskiego zespołu death metalowego Decapitated zostali zatrzymani we wrześniu w Los Angeles. Zarzuca się im zbiorowe zgwałcenie kobiety 31 sierpnia po koncercie w Spokane w stanie Waszyngton.

Jak wskazują udostępnione agencji Associated Press dokumenty sądowe, ofiara domniemanego gwałtu i jej przyjaciółka zeznały policji w Spokane, że przyszły na koncert, a po jego zakończeniu rozmawiały z polskimi muzykami i zostały przez nich zaproszone na drinka do autobusu. Po wejściu tam zrobiło im się niedobrze, a gdy jedna z kobiet chciała skorzystać ze znajdującej się w autobusie toalety, udał się za nią jeden z muzyków.

Według protokołu zeznań, kobieta chciała wypchnąć intruza z toalety, ale ten wykręcił jej rękę i przycisnął do zlewu. W umieszczonym nad zlewem lustrze widziała, że gwałcą ją na zmianę członkowie zespołu. Druga kobieta powiedziała policji, że gwałtu dokonano na jej oczach.

Domniemana ofiara przestępstwa zeznała, że jeden z muzyków pomógł jej się ubrać i wyniósł ją na zewnątrz. Po oddaleniu się od autobusu zadzwoniła na policyjny numer alarmowy. Jednak gdy interweniujący funkcjonariusz dotarł wraz z nią na miejsce koncertu, autobus już odjechał. W trakcie badania w szpitalu u kobiety stwierdzono otarcia ręki wskazujące na jej wykręcanie oraz inne obrażenia.

Adwokat polskich muzyków Steve Graham oświadczył jeszcze we wrześniu, że członkowie Decapitated "zamierzają w pełni podważyć stawiane im zarzuty i są przekonani, że ich argumenty zostaną wysłuchane". "Mamy świadków, którzy mogą zeznać, że skarżąca przyszła z wizytą do zespołu z własnej nieprzymuszonej woli i rozstała się z nim na przyjacielskiej stopie" - oświadczył. (PAP)

USA/Sąd postawił zarzuty gwałtu i porwania dwóm polskim muzykom

Sąd w Spokane w stanie Waszyngton postawił dwóm polskim muzykom zarzuty gwałtu kobiety oraz porwania po koncercie w Spokane 31 sierpnia br. Wyznaczono kaucje w wysokości 100 tys. dolarów.

Dwaj członkowie polskiego zespołu death metalowego Decapitated stawili się w piątek w sądzie i muszą oddać swoje paszporty.

Czterej muzycy zostali aresztowani we wrześniu w Los Angeles. Dwaj pozostali członkowie zespołu, wokalista i basista, mają wyznaczoną pierwszą rozprawę sądową na 19. października br., także w Spokane. Wokalista został oskarżony o gwałt drugiego stopnia, basista - o gwałt trzeciego stopnia.

W swoim oświadczeniu w mediach społecznościowych muzycy mówią, że zarzuty są fałszywe oraz, że są "pewni, iż gdy fakty oraz dowody zostaną zobaczone i usłyszane, zostaną oni zwolnieni i będą mogli wrócić do domu".

Dwie kobiety powiedziały policji, że zostały przez zespół zaproszone do ich autobusu po występie na drinka. Jedna z kobiet zeznała policji w Spokane, że po wejściu tam zrobiło im się niedobrze, a gdy jedna z kobiet chciała skorzystać ze znajdującej się w autobusie toalety, udał się za nią jeden z muzyków. Według protokołu zeznań, kobieta chciała wypchnąć intruza z toalety, ale ten wykręcił jej rękę i przycisnął do zlewu. W umieszczonym nad zlewem lustrze widziała potem, że gwałcą ją na zmianę członkowie zespołu. Druga kobieta powiedziała policji, że gwałtu dokonano na jej oczach. Domniemana ofiara przestępstwa zeznała, że jeden z muzyków pomógł jej się ubrać i wyniósł ją na zewnątrz.

Po oddaleniu się od autobusu kobieta zadzwoniła na policyjny numer alarmowy. Jednak gdy interweniujący funkcjonariusz dotarł wraz z nią na miejsce koncertu, autobus już odjechał. W trakcie badania w szpitalu u kobiety stwierdzono otarcia ręki wskazujące na jej wykręcanie oraz inne obrażenia.

Druga kobieta zeznała policji, że uciekła po tym jak kopnęła jednego z członków zespołu w krocze, prawnik muzyków oświadczył, że posiadają świadka, który zaprzecza tej wersji wydarzeń.

Z Waszyngtonu Joanna Korycińska (PAP)

Nożownik zabił w Marsylii dwie kobiety

Dwie kobiety zabił w niedzielę nożem przed głównym dworcem kolejowym w Marsylii mężczyzna, którego zaraz potem zastrzelił ochraniający dworzec żołnierz - poinformowało francuskie ministerstwo spraw wewnętrznych.

 

Atak został przeprowadzony około godziny 13.45. Według źródeł policyjnych był to "prawdopodobnie czyn terrorystyczny". Jego sprawca wykrzykiwał "Allahu Akbar" (po arabsku "Bóg jest wielki").

Jak podała prokuratura, napastnika zastrzelił żołnierz ochraniający dworzec w ramach antyterrorystycznej operacji Sentinelle.

W związku z zamachem do Marsylii udał się francuski minister spraw wewnętrznych Gerard Collomb. Otoczenie dworca Saint-Charles zostało zablokowane przez policję. (PAP)

 

Aresztowano podejrzaną o próbę kradzieży w szkole, do której chodzi książę George

Londyńska policja metropolitalna poinformowała w środę o aresztowaniu 40-letniej kobiety oskarżanej o bezprawne wejście na teren szkoły Thomas's w południowym Londynie i próbę kradzieży. To szkoła, do której od ubiegłego tygodnia uczęszcza książę George.

 

Jak zaznaczono w krótkim komunikacie, do incydentu doszło we wtorek, lecz kobietę zatrzymano dopiero w środę po południu.

Jednocześnie podkreślono, że policja we współpracy z placówką przegląda istniejące procedury, które mają zapewnić bezpieczeństwo trzeciego w linii do tronu 4-letniego George'a, syna księcia Williama i księżnej Kate.

Na tym etapie śledztwa policja nie ujawniła, co próbowała ukraść zatrzymana kobieta.

Thomas's Battersea to prywatna szkoła, w której czesne wynosi niespełna 18 tys. funtów rocznie. Wśród jej najbardziej znanych absolwentów są m.in. wokalistka Florence Welch oraz modelka Cara Delevingne.

W przewodniku po szkołach "Good Schools Guide" placówka została opisana jako "duża, lekko chaotyczna szkoła dla kosmopolitycznych rodziców, którzy chcą swoim dzieciom zapewnić najwyższy poziom angielskiej edukacji, jaki jest dostępny za pieniądze".

Z Londynu Jakub Krupa (PAP)

 

Birmingham : Trzech rannych po ataku nożownika w kościele

Mężczyzna został ranny w niedzielę w ataku nożownika w kościele protestanckim w Birmingham w środkowej Anglii, dwaj kolejni doznali obrażeń głowy, gdy próbowali powstrzymać napastnika podczas nabożeństwa - podała policja hrabstwa West Midlands.

 

46-letni mężczyzna został zatrzymany pod zarzutem usiłowania morderstwa.

Do szpitala z obrażeniami trafił zaatakowany przez niego 33-latek, którego życiu nie zagraża jednak niebezpieczeństwo.

Ze wstępnych ustaleń policji wynika, że napastnik i ofiara znali się, a atak był wymierzony konkretnie w zranioną nożem osobę.

W chwili zdarzenia w kościele w nabożeństwie brało udział ok. 150 osób. (PAP)

 

Zarzut terroryzmu dla nożownika spod Pałacu Buckingham

Londyńska policja metropolitalna poinformowała w czwartek, że 26-letni Mohiussunnath Choudhury z Luton, który w ubiegły piątek został aresztowany z ponadmetrowym mieczem w pobliżu Pałacu Buckingham, usłyszał zarzut planowania ataku terrorystycznego.

 

W zeszły piątek wieczorem mężczyzna próbował w pobliżu Pałacu Buckingham zaatakować policjantów za pomocą miecza o długości ok. 120 cm. Według policji w trakcie zdarzenia miał krzyczeć "Allahu Akbar".

Napastnik rozmyślnie skierował samochód prosto w policyjny radiowóz na reprezentacyjnej alei The Mall nieopodal Pałacu, po czym zatrzymał się i sięgnął po znajdujący się w pojeździe długi miecz.

Choudhury, który przebywa w areszcie, stanie przed sądem w Londynie jeszcze w czwartek.

W niedzielę antyterroryści aresztowali ponadto 30-letniego mężczyznę powiązanego z piątkowym atakiem.

Pałac Buckingham jest londyńską rezydencją królowej Elżbiety II. Monarchini nie było w niej w trakcie zdarzenia, gdyż przebywa na wakacjach na zamku Balmoral, w Szkocji.

 

Wielka Brytania była w tym roku celem czterech ataków terrorystycznych - trzech dokonanych przez radykalnych islamistów i jednego, którego celem byli muzułmanie. Łącznie zginęło w nich 36 osób.

W kraju obowiązuje czwarty w pięciostopniowej skali, "poważny" poziom zagrożenia terrorystycznego, co oznacza, że uważa się, iż atak jest "bardzo możliwy".

Z Londynu Jakub Krupa (PAP)

Policja zatrzymała Artura W. podejrzanego o zabójstwo 20-latki

Policja zatrzymała 29-letniego Artura W. podejrzanego o zabójstwo 20-latki w Łodzi. Do zatrzymania doszło przed godz. 16 na jednej z ulic Koszalina - poinformowała we wtorek PAP Komenda Główna Policji.

 

"W wyniku intensywnych czynności poszukiwawczych policjanci ustalili, że poszukiwany Artur W. może przebywać w Koszalinie. Został rozpoznany i zatrzymany przez policjantów ruchu drogowego" - powiedział PAP Robert Opas z zespołu prasowego KGP.

Rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi Krzysztof Kopania powiedział PAP, że zatrzymany mężczyzna zostanie prawdopodobnie w środę przewieziony do Łodzi, gdzie zostanie mu przedstawiony zarzut zabójstwa. Decyzja o aresztowaniu mężczyzny na 30 dni została wydana przez łódzki sąd już w niedzielę.

Chodzi o sprawę zabójstwa 20-letniej kobiety. Zgłoszenie o jej zaginięciu wpłynęło do policji 17 sierpnia. Złożyła je rodzina 20-latki ze Zduńskiej Woli, kobieta dwa dni wcześniej wraz ze swoim 2,5-letnim synem wyjechała do Łodzi w towarzystwie poznanego niedawno starszego o 9 lat partnera. Następnego dnia mężczyzna odwiózł dziecko do rodziny 20-latki, twierdząc, że kobieta pozostała w Łodzi, ponieważ źle się poczuła. Później kontakt z nim się urwał.

Policja znalazła ciało kobiety 26 sierpnia, w mieszkaniu wynajmowanym przez Artura W. na łódzkim osiedlu Teofilów. Skrępowane sznurem ciało ukryte było w wersalce. Sekcja zwłok wykazała, że przyczyną śmierci było uduszenie.

W trakcie śledztwa prokuratura ustaliła, że mężczyzna był karany; w 2011 r. w Wielkiej Brytanii orzeczono wobec niego wyrok co najmniej 4 lat więzienia za gwałt, a w 2015 r. był karany za uszkodzenie ciała w Niemczech. W 2015 r. zmienił nazwisko.

W tej sprawie w prokuraturze w Ostrowie Wielkopolskim toczy się także odrębne postępowanie, które dotyczy niedopełnienia obowiązków przez funkcjonariuszy z Łodzi prowadzących poszukiwania 20-latki po zgłoszeniu jej zaginięcia przez rodzinę.

Wcześniej komendant wojewódzki policji w Łodzi zawiesił w obowiązkach na trzy miesiące dwóch policjantów, którzy popełnili błędy w trakcie poszukiwań. Nie sprawdzili mieszkania partnera 20-latki, choć poinformowali, że to zrobili. Po kilku dniach inna ekipa policji weszła do mieszkania i znalazła ciało kobiety ukryte w wersalce.

Postępowaniem dyscyplinarnym objęto także dwóch innych funkcjonariuszy, który mieli sprawdzić mieszkanie, ale w ogóle do niego nie weszli, dzień po zgłoszeniu zaginięcia kobiety przez jej rodzinę. W Łódzkiem zarządzono też kontrole dotyczące prawidłowości postępowania policji we wszystkich prowadzonych sprawach poszukiwawczych.

 

Sprawa śmierci 20-latki została też - na polecenie szefa MSWiA Mariusza Błaszczaka - objęta nadzorem przez komendanta głównego policji.

Za Arturem W. wydano list gończy; prokuratura skierowała też do sądu wniosek o wydanie Europejskiego Nakazu Aresztowania.

Jak podano, policja w ścisłej współpracy z prokuraturą prowadziła szeroko zakrojone poszukiwania mężczyzny, ale szczegóły ze względu na dobro śledztwa nie były przez śledczych ujawniane.

Komenda Wojewódzka Policji w Łodzi wyznaczyła wcześniej nagrodę 15 tys. zł za informacje doprowadzające do zatrzymania 29-latka.

Krzysztof Markowski, Agnieszka Grzelak-Michałowska, Karolina Kropiwiec, Grzegorz Dyjak PAP)

Londyn : śledztwo ws. nożownika przekazane antyterrorystom

Londyńska policja metropolitalna poinformowała w sobotę nad ranem, że śledztwo ws. zatrzymanego w piątek wieczorem w pobliżu Pałacu Buckingham w Londynie nożownika zostało przekazane dowództwu jednostki antyterrorystycznej.

 

Jak dodano, dwudziestokilkuletni napastnik został w nocy aresztowany na mocy ustawy antyterrorystycznej. Początkowo został zatrzymany jako podejrzany pod zarzutem napaści z intencją spowodowania poważnego uszczerbku na zdrowiu i ataku na funkcjonariuszy.

W piątek około 20:35 czasu lokalnego (21:35 czasu polskiego) mężczyzna został "namierzony" przez policję po tym, jak zatrzymał swój samochód w pobliżu jednego z radiowozów stacjonujących na reprezentacyjnej alei the Mall nieopodal Pałacu Buckingham, a funkcjonariusze zauważyli w jego pojeździe duży nóż.

W trakcie interwencji, która została w komunikacie określona jako "szybka" i "odważna", dwaj funkcjonariusze policji zostali lekko ranni w ramię. Wbrew wcześniejszym komunikatom, obaj byli przewiezieni do szpitala, gdzie przeszli dodatkowe badania, a następnie zostali zwolnieni do domu.

Pałac Buckingham jest londyńską rezydencją królowej Elżbiety II. Monarchini nie było w niej w trakcie wydarzenia, jako że przebywa na wakacjach w zamku Balmoral, w Szkocji.

 

Wielka Brytania była w tym roku celem czterech ataków terrorystycznych - trzech dokonanych przez radykalnych islamistów i jednego o charakterze anty-muzułmańskim. Łącznie zginęło w nich 36 osób.

Na terenie kraju obowiązuje czwarty, "poważny" poziom zagrożenia terrorystycznego w pięciostopniowej skali, co oznacza, że potencjalny atak jest uważany za "bardzo możliwy".

Z Londynu Jakub Krupa (PAP)

Sąd skazał 18-osobowy gang gwałcicieli z Newcastle

Osiemnaście osób zostało w środę uznanych przez sąd w Newcastle za winne seksualnego wykorzystywania pochodzących z trudnych środowisk kobiet, w tym małoletnich, które były wabione alkoholem i twardymi narkotykami, a następnie gwałcone.

Środowy wyrok kończy cztery powiązane ze sobą procesy, w których siedemnastu mężczyzn w wieku od 32 do 45 lat pochodzenia azjatyckiego i urodzonych w większości w Wielkiej Brytanii oraz 22-letnia Brytyjka występowało jako oskarżeni o popełnienie ponad 100 przestępstw, w tym gwałtów, dostarczania narkotyków i nakłaniania do prostytucji. Zdjęcia i pełne dane personalne skazanych zostały upublicznione.

 

Ofiarami gangu były 22 kobiety w wieku od 13 do 25 lat, które pochodziły z trudnych środowisk, co - jak zaznaczyli prokuratorzy - sprawiało, że "istniało mniejsze zagrożenie, że się sprzeciwią".

Ofiary były wabione do mieszkań sprawców na terenie Newcastle na tak zwane sesje, w trakcie których otrzymywały najpierw bezpłatnie alkohol i narkotyki, a potem były zmuszane do seksu. Wiele z nich uzależniło się od środków odurzających, co sprawiało, że musiały wracać do swoich oprawców. Jako zapłatę otrzymywały od nich narkotyki, papierosy i pieniądze.

W trakcie postępowania ujawniono kontrowersyjne posunięcie policji, jakim było wypłacenie łącznie blisko 10 tys. funtów skazanemu wcześniej gwałcicielowi - który pozostał dla szerszej publiczności anonimowy - tytułem wynagrodzenia za dostarczane przez 21 miesięcy informacje na temat działalności gangu.

Zatrzymanie i skazanie osiemnastu osób to efekt policyjnej operacji Schronienie (Shelter) dotyczącej seksualnego wykorzystywania nieletnich dziewcząt i młodych kobiet z grup szczególnego ryzyka.

Sprawy badane w ramach operacji Schronienie i równolegle prowadzonej na szerszą skalę operacji Azyl (Sanctuary) mają wiele wspólnego z ujawnionymi w ubiegłych latach skandalami w Rotherham i Rochdale, gdzie mężczyźni ze społeczności brytyjsko-pakistańskiej przez wiele lat wykorzystywali seksualnie chłopców, dziewczynki i dorosłych z grup ryzyka.

Szef policji hrabstwa Northumbria Steve Ashman zaznaczył, że do śledztwa użyto wszelkich dostępnych sił - przez trzy i pół roku prowadził je zespół 50 funkcjonariuszy, który będzie działał dalej.

 

"Nie było tutaj żadnej poprawności politycznej. To są kryminaliści i nie było żadnej wątpliwości, że należy ich aresztować i skierować przeciwko nim wszelkie środki, jakimi dysponujemy" - powiedział.

"Nie zatrzymaliśmy się i nie zatrzymamy. Będziemy stosować wszelkie dostępne nam techniki śledcze, tajne i jawne, w zmaganiu się z tym problemem" - dodał.

Wymiar kary dla skazanych zostanie orzeczony w przyszłym miesiącu.

Z Londynu Jakub Krupa (PAP)

Niemcy/Media: nożownik z Hamburga chciał zabić jak najwięcej chrześcijan

Młody Palestyńczyk, który pod koniec lipca w Hamburgu kuchennym nożem zasztyletował jedną osobę, a siedem ranił, zeznał, że chciał zabić jak największą liczbę chrześcijan i ludzi młodych; początkowo planował atak za pomocą ciężarówki - podały niemieckie media.Młody Palestyńczyk, który pod koniec lipca w Hamburgu kuchennym nożem zasztyletował jedną osobę, a siedem ranił, zeznał, że chciał zabić jak największą liczbę chrześcijan i ludzi młodych; początkowo planował atak za pomocą ciężarówki - podały niemieckie media.

 


Dziennik "Sueddeutsche Zeitung" oraz stacje telewizyjne NDR i WDR podały w środę na swoich stronach internetowych, że 26-letni Ahmad A. powiedział śledczym, iż pragnął umrzeć jak męczennik. Wyraził żal, że nie udało mu się zabić większej liczby ludzi.
Planował początkowo atak za pomocą ciężarówki lub samochodu osobowego. Decyzję o zaatakowaniu klientów supermarketu podjął spontanicznie, po wizycie w pobliskim meczecie - twierdzi zamachowiec.
Palestyńczyk zastrzegł, że nie działał w imieniu Państwa Islamskiego (IS). Jego wzorem jest sam Mahomet - zaznaczył podczas przesłuchania.
Do zamachu doszło 28 lipca w Hamburgu. Ahmad A. zaatakował kuchennym nożem klientów w supermarkecie Edeka w dzielnicy Hamburga Barmbek. Rzucił się na 50-letniego mężczyznę i zadał mu kilka śmiertelnych ciosów, a następnie zranił dwie dalsze osoby przebywające w sklepie.
Po wyjściu z supermarketu atakował przypadkowych przechodniów, zadając im ciosy nożem. Kilku ścigającym go przechodniom udało się osaczyć i obezwładnić napastnika, zanim zjawiła się policja.
W trakcie przesłuchania mężczyzna zeznał, że podczas wizyty w meczecie wzburzyły go słowa imama o konflikcie między muzułmanami i żydami o Wzgórze Świątynne w Jerozolimie.

 

Urodzony w Zjednoczonych Emiratach Arabskich arabski migrant wjechał do Niemiec w marcu 2015 roku z Norwegii. Oprócz aktu urodzenia nie miał żadnych dokumentów. Wcześniej przebywał w Szwecji i Hiszpanii. Po krótkim pobycie w Dortmundzie skierowany został do Hamburga, gdzie w maju 2015 roku złożył wniosek o azyl.
Po odrzuceniu wniosku o azyl Palestyńczyk był zobowiązany do opuszczenia Niemiec, lecz ze względu na brak dokumentów nie można go było deportować.
Z Berlina Jacek Lepiarz (PAP)

Burmistrz Hamburga: nożownik obcokrajowcem zobowiązanym do wyjazdu z Niemiec

Burmistrz Hamburga Olaf Scholz powiedział w piątek wieczorem, że sprawca ataku w supermarkecie, to prawdopodobnie cudzoziemiec, który był zobowiązany do opuszczenia Niemiec, lecz ze względu na brak dokumentów nie można go było deportować.

 

"Jestem wściekły tym bardziej, że sprawca jest osobą, która domagała się od Niemiec ochrony, by następnie skierować przeciwko nam swoją nienawiść" - powiedział Scholz, cytowany przez agencję dpa. Polityk SPD określił zamach jako "jadowity".

W maju 2017 roku w Niemczech przebywało ponad 220 tys. migrantów, którym odmówiono azylu lub innej formy ochrony, co oznacza, że powinni oni wyjechać z kraju. Od początku roku niemieckim władzom udało się deportować do krajów pochodzenia zaledwie 12,5 tys. osób. Zwiększenie liczby wyjeżdżających jest jednym z głównych haseł kampanii wyborczej kanclerz Angeli Merkel.

Sprawca ataku nożem, do którego doszło w piątek w supermarkecie w Hamburgu, ma 26 lat i urodził się w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Niemieckie media podają, ze utrzymywał kontakty ze środowiskiem salafitów - radykalnego odłamu islamu.

Berliński dziennik "Tagesspiegel" podał, powołując się na źródła w organach bezpieczeństwa, że napastnik był znany policji jako islamista, a do Niemiec przybył podając się za uchodźcę. Według wielu świadków, napastnik podczas ataku wznosił okrzyki "Allahu Akbar".

 

Policja nie potwierdziła, że 26-latek jest islamistą. "Prowadzimy śledztwo we wszystkich kierunkach" - powiedział policyjny rzecznik.

Uzbrojony w długi nóż kuchenny napastnik wtargnął po godzinie 15 do supermarketu sieci Edeka w dzielnicy Hamburga Barmbek. Po ucieczce z supermarketu sprawca nadal atakował przechodniów. Ścigający go świadkowie zdarzenia obezwładnili go, wspólnie z policjantami po cywilnemu, w pobliżu miejsca zdarzenia.

Ofiarą śmiertelną napastnika jest 50-letni mężczyzna zasztyletowany w supermarkecie. Rany, po części bardzo poważne, odnieśli 50-letnia kobieta i mężczyźni w wieku 64, 57, 56 i 19 lat. 35-letni mężczyzna został ranny podczas próby obezwładnienia nożownika.

Policja poinformowała, że sprawca działał sam i nie miał wspólników.

Z Berlina Jacek Lepiarz (PAP)

Dożywocie za zabójstwo małżeństwa sprzed 16 lat

Za zabójstwo małżeństwa Doroty i Zbigniewa S. z Gliwic (Śląskie) sprzed 16 lat tamtejszy sąd okręgowy we wtorek skazał dwóch mężczyzn na łączną karę dożywotniego pozbawienia wolności, a trzeciemu wymierzył łączną karę 12 lat pozbawienia wolności.

 

Dwóm pozostałym mężczyznom oskarżonym o uprowadzenie małżeństwa ze szczególnym udręczeniem zasądził po 3 lata i 6 miesięcy pozbawienia wolności.

W ocenie sądu, "wina oskarżonych nie budzi jakichkolwiek wątpliwości". Wyrok nie jest prawomocny.

Do zbrodni doszło we wrześniu 2001 r. Sprawę policjanci rozwikłali dopiero po kilkunastu latach; wtedy też udało się odnaleźć zakopane w lesie ciała ofiar. Jak wynika z relacji sądu, skazani mężczyźni wtargnęli do mieszkania małżeństwa S., następnie przemocą skrępowali ofiary i wywieźli je, potem przetrzymywali przez kilka dni w bunkrze, by na koniec zamordować małżonków i zakopać ich ciała. Kobieta zmarła w wyniku uduszenia (miała przyklejoną taśmę na twarzy), a mężczyzna w wyniku obrażeń, w tym głowy, po licznych uderzeniach twardym przedmiotem.

Trzej mężczyźni zostali skazani za zabójstwo. Łączną karę dożywotniego pozbawienia wolności otrzymali Roman C. i urodzony w Rydze Vladimirs A.; C. może skorzystać z warunkowego zwolnienia po odbyciu 40 lat kary, a A. – po 35 latach. Obaj nie przyznali się do winy.

Trzeci z mężczyzn, Piotr S., który współpracował ze śledczymi i przyznał się do winy, otrzymał łączną karę 12 lat pozbawienia wolności.

Sąd uznał, że skazani za zabójstwo dopuścili się dwóch odrębnych czynów; otrzymali więc kary podwójne, które następnie złączono.

Z kolei oskarżeni o uprowadzenie małżonków ze szczególnym udręczeniem, którzy również przyznali się do winy i współpracowali ze śledczymi, Tobiasz W. i Bogdan G., zostali skazani na 3 lata i 6 miesięcy pozbawienia wolności.

Co do kary dla Piotra S., sąd zdecydował się na uwzględnienie okoliczności łagodzących, biorąc pod uwagę to, że współpracował on ze śledczymi i ujawnił okoliczności zbrodni. "Ponadto sąd miał też na uwadze, że Piotr S. bezpośrednio nie uczestniczył w zadawaniu uderzeń pokrzywdzonemu" – mówił sędzia Adam Chodkiewicz. Dodał, że – według zeznań samego S. – przywiózł on pokrzywdzonych w miejsce zbrodni i brał udział w zakopaniu ich ciał.

Obrońca Piotra S. adwokat Aleksandra Kwiatek-Deka nie wykluczyła jednak apelacji. "W mojej ocenie (wyrok) nie jest bardzo surowy, bowiem spodziewaliśmy się takiego orzeczenia, natomiast w mojej ocenie istnieje też podstawa do tego, żeby sąd zastosował obligatoryjnie nadzwyczajne złagodzenie, czego nie uczynił, dlatego też nie wykluczam wniesienia apelacji w tej sprawie – tylko w oparciu oczywiście o orzeczenie co do kary, bo tutaj uznanie oskarżonego (za) winnego było oczywiste, bo się przyznał" – mówiła dziennikarzom.

"Wnioskowałam w mowie końcowej o 8 lat pozbawienia wolności, więc taki też wyrok byłby najbardziej satysfakcjonujący dla nas i dlatego może będziemy wnosić o apelację" – dodała adwokat.

Z kolei w ocenie prokurator Kariny Spruś, "wyrok jest niezwykle satysfakcjonujący" i zgodny z wnioskami prokuratury. Pytana o ewentualną apelację, powiedziała, że najpierw musi "na spokojnie" zapoznać się z treścią wyroku.

Dodała, że w ocenie prokuratury było to zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem. "Poniekąd, pośrednio sąd również przystał na tę kwalifikację (...), z tym że - jak już wyjaśnił sąd - z uwagi na zmiany proceduralne nie można było przyznać tej kwalifikacji, która została przyjęta w akcie oskarżenia" – dodała.

Jak tłumaczył bowiem sędzia Chodkiewicz, sąd musiał zmienić kwalifikację prawną czynów z uwagi na zmianę przepisów z art. 148 i 189 Kk w okresie od popełnienia zabójstwa (2001 r.) do czasu wyrokowania.

 

Małżeństwo Doroty i Zbigniewa S. prowadziło punkt gastronomiczny na stadionie Piasta Gliwice. Jak podał sąd, popadli w długi, pożyczyli pieniądze od znajomych, a potem okazało się, że nie są w stanie ich oddać. Jak relacjonował sędzia Chodkiewicz, miał się o tym dowiedzieć Vladimirs A., który miał znać osoby, od których małżeństwo S. pożyczyło pieniądze.

Małżonkowie zniknęli nagle we wrześniu 2001 r. Policja początkowo przypuszczała, że mogło chodzić o ucieczkę przed wierzycielami. Zostawili list, w którym Dorota S. napisała, że pojechała z mężem do jej rodziny; w ich mieszkaniu znaleziono też martwego owczarka niemieckiego. W odnalezionym po kilku dniach samochodzie małżeństwa były m.in. kominiarki i łopata.

Wtedy nie udało się ustalić okoliczności sprawy. Na znalezionych w aucie przedmiotach był materiał DNA potencjalnych sprawców, ale nie było go z czym porównać. Przełom nastąpił po latach, kiedy policjanci wytypowali Bogdana G. jako osobę, która może mieć związek ze zniknięciem małżeństwa.

G. to osoba z kręgu znajomych Tobiasza W., skazanego w 2005 r. na dożywocie za zabójstwo innego małżeństwa z Gliwic - Małgorzaty i Pawła Siudzińskich. Do tamtej zbrodni doszło w lutym 2004. Bandyci napadli młode małżeństwo w ich domu, okradli go, a ofiary uprowadzili, dręczyli i okrutnie zamordowali.

Okazało się, że faktycznie materiał genetyczny pasuje do profilu DNA G.

Na odnalezionych następnie szkieletach - ich tożsamość potwierdziło badanie DNA - znaleziono sznurek, którymi bandyci skrępowali ofiary.

Tobiasz W. i Roman C. odsiadują już wyrok dożywocia za zabójstwo Siudzińskich.

Agnieszka Kliks-Pudlik (PAP)

CBŚP zatrzymało podejrzanego o zabójstwo przedsiębiorcy sprzed 17 lat

Funkcjonariusze katowickiego CBŚP zatrzymali mężczyznę podejrzanego o zabójstwo przedsiębiorcy na Dolnym Śląsku w 2000 r.- dowiedziała się PAP w CBŚP. Sławomir B. usłyszał zarzuty zabójstwa z użyciem broni palnej i został tymczasowo aresztowany na 3 miesiące.

 

Podejrzanym o zbrodnię jest mężczyzna z najbliższego otoczenia ofiary, pożyczający w przeszłości pieniądze od zamordowanego Radosława S. Zatrzymany Sławomir B. ma obecnie 54 lata i zajmował się drobnym handlem w województwie dolnośląskim. Za zarzucany czyn grozić mu może nawet dożywocie.

Mężczyzna usłyszał w Śląskim Wydziale Zamiejscowym Departamentu ds. Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej w Katowicach zarzuty zabójstwa z użyciem broni palnej. Sąd zdecydował o tymczasowym aresztowaniu Sławomira B. na 3 miesiące.

W 2000 r., w Oleśnicy na Dolnym Śląsku, w tajemniczych okolicznościach zaginął Radosław S., lokalny przedsiębiorca. Kilka miesięcy później zwłoki Radosława S. znaleziono w sąsiedniej gminie. Mężczyzna został zamordowany przy użyciu broni palnej, a jego ciało zakopano i przysypano wapnem.

Jednym z elementów prowadzonej przez Radosława S. działalności było udzielanie pożyczek na wysoki procent. Według informacji policjantów Radosław S., tuż przed swoim zaginięciem zrealizował w banku czek na znaczną kwotę. Pieniędzy tych nigdy nie odnaleziono. W sprawie śmierci mężczyzny Prokuratura Rejonowa w Oleśnicy prowadziła śledztwo, które wobec niewykrycia sprawcy przestępstwa umorzono w 2002 r.

 

Sprawa ponownie wypłynęła w 2016 r., kiedy policjanci katowickiego CBŚP wraz z prokuratorem, weryfikując informacje w śledztwie dotyczącym innej sprawy, zdecydowali o podjęciu umorzone postępowanie w sprawie zabójstwa przedsiębiorcy. Po kilku miesiącach pracy udało się zatrzymać podejrzanego i przedstawić mu zarzutu.(PAP)

USA/Policja zatrzymała nożownika, który zabił 2 pasażerów w pociągu

Policja zatrzymała mężczyznę, który ranił nożem w piątek 3 pasażerów pociągu w Portland – podały w sobotę służby stanu Oregon. Stanęli oni w obronie dwóch kobiet, które zaatakowano, bo "wyglądały jak muzułmanki". Dwójka ugodzonych przez sprawcę nożem zmarła.

Do tragedii doszło na kilka godzin przed rozpoczęciem Ramadanu, w pociągu podmiejskim w Portland.

Napastnik, 35-letni Jeremy Joseph Christian, wykrzykując hasła religijne, rzucił się w kierunku dwóch kobiet, które "wyglądały jak wyznawczynie islamu, gdyż nosiły hidżab". Napaści próbowali zapobiec pasażerowie. Sprawca ranił śmiertelnie 53-letniego Ricky'ego J. Besta, który wykrwawił się na miejscu oraz Taliesina Namkai Meche (23 lata), który zmarł potem w szpitalu.

Trzeci ranny, 21-letni Micah David Cole Fletcher, przebywa obecnie na oddziale intensywnej terapii. Jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo.

Tożsamość 35-letniego Jeremiego Josepha Christiana, już wcześniej karanego za napaść, udało się ustalić jeszcze w piątek, bezpośrednio po ataku.

Mimo że strona Christiana na Facebooku świadczy o jego wyraźnych przekonaniach rasistowskich i upodobaniu do skrajnych postaw, policja nie chce na obecnym etapie rozstrzygać, czy było to przestępstwo wynikające z nienawiści czy też akt terroru.

Christianowi postawiono zarzut podwójnego morderstwa. Sędzia nie przychylił się do wniosku o zwolnienie za kaucją. Pozostaje on od soboty w areszcie. (PAP)

Podejrzany o zabójstwo I. Cygan sprowadzony z Wiednia do Krakowa

Na lotnisku wojskowym w Balicach wylądował w czwartek po południu samolot wojskowy CASA ze sprowadzonym z Austrii w ramach ekstradycji Piotrem K., podejrzanym o zabójstwo Iwony Cygan przed blisko 19 laty.

 

Informację uzyskaną przez PAP potwierdził rzecznik małopolskiej policji mł. insp. Sebastian Gleń.

Po wylądowaniu podejrzany został przewieziony do aresztu śledczego na ul. Montelupich, skąd zostanie doprowadzony na przesłuchanie.

"Planowane czynności przesłuchania Pawła K. wyznaczono na termin 17 maja" – powiedział z kolei PAP prok. Piotr Krupiński, naczelnik Małopolskiego Wydziału Zamiejscowego Departamentu do Spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej w Krakowie.

Jak mówił w czwartek minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro, "śledztwo w sprawie śmierci Iwony Cygan jest bardzo trudne, wiąże się z zaniechaniami organów ścigania sprzed lat".

Sprawa dotyczy zabójstwa 17-letniej Iwony Cygan ze Szczucina, do którego doszło w nocy z 13 na 14 sierpnia 1998 r. Ciało znalazł następnego dnia, przy wale Wisły, w Łęce Szczucińskiej przypadkowy świadek. Z sekcji zwłok wynikało, że dziewczyna została uduszona. Ponieważ bezpośrednio po zabójstwie nie udało się ustalić sprawcy, śledztwo po pewnym czasie zostało umorzone.

Obecnie kontynuuje je zamiejscowy krakowski wydział Prokuratury Krajowej wraz z policjantami ze specjalnej grupy, zajmującej się niewyjaśnionymi zbrodniami sprzed lat - Archiwum X Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie. W wyniku intensywnych czynności śledczych pod koniec grudnia ub.r. ustalono podejrzanych w tej sprawie.

Po przełamaniu przez śledczych "zmowy milczenia", w sprawie o zabójstwo sprzed blisko 19 lat ustalono dziewięć podejrzanych osób.

Na podstawie nowych ustaleń prokuratura wydała postanowienie o przedstawieniu zarzutu zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem Pawłowi K. pseud. "Młody Klapa", urodzonemu w 1971 roku w Szczucinie i mieszkającemu w Wiedniu (Austria). Wydała też za nim list gończy, a Sąd Okręgowy w Tarnowie wydał Europejski Nakaz Aresztowania. Na tej podstawie Paweł K. został zatrzymany 9 stycznia w Wiedniu przez austriackie organy ścigania.

W połowie stycznia - zgodnie z oczekiwaniami strony austriackiej - wysłany został wniosek o ekstradycję. W lutym Sąd Krajowy w Wiedniu wydał zgodę na ekstradycję, a 25 kwietnia Wyższy Sąd Krajowy utrzymał ją w mocy, nie uwzględniając zażalenia obrońcy podejrzanego.

Jak wynikało z zarzutu, zawartego w liście gończym, podejrzany 13 i 14 sierpnia 1998 r., w Szczucinie i Łęce Szczucińskiej, korzystając z pomocy dwóch osób, m.in. swojego ojca (który usłyszał zarzuty pomocnictwa i trafił do aresztu), dopuścił się zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem. W Szczucinie K. miał zadawać swojej ofierze liczne ciosy twardym narzędziem, a następnie wywieźć ją w okolice wałów przeciwpowodziowych w Łęce Szczucińskiej i - brutalnie krępując - doprowadzić do śmierci.

 

Oprócz Pawła K. i jego ojca, zarzuty usłyszało też sześciu ówczesnych lub obecnych funkcjonariuszy policji. Zarzucono im nadużycie uprawnień w celu osiągnięcia korzyści majątkowej lub niedopełnienie obowiązków oraz poplecznictwo, czyli utrudnianie postępowania karnego - co skutkowało niewykryciem sprawcy zabójstwa i jego pomocników przez ponad 18 lat. Wszyscy zostali aresztowani. Jeden z nich dobrowolnie poddał się karze i został skazany przez Sąd Rejonowy w Dąbrowie Tarnowskiej na 11 miesięcy więzienia w zawieszeniu na dwa lata i 3 tys. grzywny.

Kolejną podejrzaną osobą jest ówczesna koleżanka Iwony Cygan, Renata G.-D., której zarzucono czterokrotne składanie fałszywych zeznań. Ona również trafiła do aresztu.

Jak informowała wcześniej prokuratura, dane zgromadzone w wyniku eksperymentu procesowego w Łęce Szczucińskiej z października ub.r., przesłuchania świadków, uprzednio uzyskana opinia Zakładu Medycyny Sądowej w Krakowie i zgromadzone dowody, dały podstawę do zmiany kwalifikacji prawnej czynu na zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem.

Do tej pory policja i prokuratura, analizując zgromadzony materiał dowodowy, ustaliły też, że z zabójstwem Iwony C. bezpośredni związek ma zaginięcie i śmierć innego mieszkańca tej miejscowości. Mężczyzna ten w styczniu 1999 r., bezpośrednio po emisji programu kryminalnego, w którym omawiane było zabójstwo nastolatki i zapowiadana nagroda dla informatora, miał opowiadać, że zna sprawcę. Następnego dnia zniknął. Jego zwłoki znaleziono po kilku miesiącach w Wiśle, kilkanaście kilometrów poniżej Łęki Szczucińskiej. (PAP)

Austria/Ośmiu Irakijczyków skazanych za zbiorowy gwałt na Niemce

Sąd w Wiedniu skazał w czwartek ośmiu Irakijczyków na kary od 9 do 13 lat więzienia za zbiorowy gwałt na 28-letniej Niemce w nocy z 31 grudnia na 1 stycznia. Jeden Irakijczyk został uniewinniony z braku dowodów winy.

Niemka przyjechała do Wiednia na sylwestra. Nad ranem, kiedy była mocno pijana (ponad 2 promile alkoholu we krwi), spotkała czterech Irakijczyków przed jednym z lokali. Jak pisze agencja APA, Irakijczycy wykorzystali jej stan upojenia alkoholowego i zaprowadzili ją do mieszkania swego znajomego. W mieszkaniu tym było kolejnych pięciu Irakijczyków.

Według aktu oskarżenia wszystkich dziewięciu mężczyzn - najmłodszy ma 22 lata, a najstarszy 48 i są ze sobą spokrewnieniu lub spowinowaceni - kolejno zgwałciło Niemkę.

Irakijczycy nie przyznawali się do gwałtu. Jeden zeznał, że uprawiał seks z tą kobietą, ale twierdził, że doszło do tego z jej inicjatywy. Najstarszy przekonał sąd, że spał tej nocy, nie wiedział, co działo się w mieszkaniu, a rano tylko pomógł Niemce wstać. Został uniewinniony.

Czwartkowy wyrok wiedeńskiego sądu nie jest prawomocny. Skazani zapowiedzieli apelację. Także uniewinnienie jednego z oskarżonych nie jest jeszcze prawomocne. (PAP)

Malezja/ Podejrzanej o zabójstwo Kim Dzong Nama zapłacono 90 USD

Indonezyjka podejrzewana o zabójstwo Kim Dzong Nama, przyrodniego brata przywódcy Korei Płn. Kim Dzong Una, dostała równowartość 90 USD za, jak jej powiedziano, wzięcie udziału w programie typu "ukryta kamera". W sobotę rozmawiali z nią indonezyjscy dyplomaci.

Przedstawiciele indonezyjskiej ambasady w Kuala Lumpur przez 30 minut rozmawiali na komisariacie policji z 25-letnią podejrzaną Siti Aisjah.

Powiedziała ona im, że 30-letni mężczyzna z Korei Północnej zapłacił jej 400 ringgitów (90 dolarów) za wtarcie w twarz Kim Dzong Nama substancji, która miała być olejkiem dla dzieci. Ten "żart" miał zostać nagrany przez kamery.

Tymczasem badania wykazały, że w wyniku ataku z 13 lutego, do którego doszło na lotnisku w Kuala Lumpur, Kim Dzong Nam został zabity gazem bojowym VX, bardziej trującej wersji paralityczno-drgawkowego sarinu. Atak został nagrany na kamerach monitoringu.

Indonezyjski dyplomata powiedział, że Siti czuje się dobrze, chociaż policja wcześniej informowała, że po zatrzymaniu wymiotowała. Powodem miał być kontakt z substancją, którą wtarła w twarz Kim Dzong Nama.

Przedstawiciel wietnamskiej ambasady odwiedził drugą kobietę zatrzymaną w związku z zabójstwem, Doan Thi Huong, która jest Wietnamką. Nie udzielił jednak komentarzy dziennikarzom.

Malezyjska policja podała, że kobiety zostały przeszkolone, aby od razu po ataku udać się do toalety i umyć ręce.

Oprócz tych dwóch podejrzanych, jako osoby mogące mieć związek z zabójstwem policjanci zidentyfikowali także ośmiu obywateli Korei Północnej, w tym attache północnokoreańskiej ambasady w Kuala Lumpur oraz pracownika północnokoreańskich linii Air Koryo. Jeden z mężczyzn już jest w areszcie, a co najmniej czterech uciekło z Malezji i najpewniej znajduje się w Korei Północnej.

W związku z zabójstwem doszło do napięć na linii Pjongjang-Kuala Lumpur.

Południowokoreańskie i amerykańskie władze są przekonane, że zabójstwa dokonały dwie agentki wywiadu Korei Północnej. Wywiad Korei Południowej poinformował deputowanych południowokoreańskich, że rozkaz zabicia swego przyrodniego brata wydał Kim Dzong Un i że taką próbę podjęto już w 2012 roku.

Do zabójstwa Kim Dzong Nama doszło w czasie, gdy Kim Dzong Un próbuje umocnić swoją władzę, którą sprawuje od śmierci swego ojca Kim Dzong Ila w 2011 roku oraz gdy na Pjongjang wywierana jest coraz większa presja międzynarodowa w związku z jego programami - nuklearnym i rakietowym.

Kim Dzong Nam, najstarszy syn poprzedniego przywódcy Korei Północnej, Kim Dzong Ila, był niegdyś postrzegany jako jego następca. Wyrażał sprzeciw wobec przekazania władzy Kim Dzong Unowi i dynastycznej kontroli odizolowanego państwa przez swoją rodzinę. Od wielu lat mieszkał za granicą, krążąc między Makau, Pekinem i Hongkongiem. (PAP)

Poznań/ Adam Z. oskarżony o zabójstwo Ewy Tylman zwolniony z aresztu

Sąd Okręgowy w Poznaniu podjął w poniedziałek decyzję o zwolnieniu z aresztu Adama Z. oskarżonego o zabójstwo Ewy Tylman. Proces mężczyzny rozpoczął się w styczniu. Za zabójstwo z zamiarem ewentualnym grozi mu kara do 25 lat więzienia lub dożywocie.

W zamian za areszt sąd zastosował wobec Adama Z. dozór policji i zakazał mu opuszczania kraju.

Adam Z. przebywał w areszcie od grudnia 2015 roku. Poniedziałkowe posiedzenie sądu było niejawne; dziennikarzy wpuszczono na salę tylko na ogłoszenie decyzji.

Proces Adama Z. rozpoczął się w styczniu. Prokuratura zarzuciła mężczyźnie, że 23 listopada 2015 r., przewidując możliwość pozbawienia życia Ewy Tylman, zepchnął ją ze skarpy, a potem nieprzytomną - do wody. Według biegłych, w chwili popełnienia przestępstwa mężczyzna był poczytalny.

Adam Z. nie przyznaje się do zarzucanego mu czynu. Odmówił składania wyjaśnień przed sądem i odpowiadał wyłącznie na pytania obrony. W trakcie procesu nie podtrzymał też wcześniejszych wyjaśnień przytoczonych przez sąd, w części dotyczącej tego, co się działo po wyjściu z klubu. Twierdzi, że nie pamięta okoliczności, w jakich miała zginąć Ewa Tylman, a do niekorzystnych dla niego wyjaśnień zmuszali go policjanci.

Podczas piątkowej rozprawy sąd uprzedził strony o możliwości zmiany kwalifikacji czynu na nieudzielenie pomocy - za ten czyn grozi do 3 lat więzienia. Zdaniem obrońcy oskarżonego, jak i pełnomocników rodziny Ewy Tylman była to dość precedensowa sytuacja, ponieważ zazwyczaj o takiej możliwości sąd uprzedza pod koniec procesu.

W przypadku przedłużenia tymczasowego aresztu jedną z przesłanek jest grożąca oskarżonemu wysoka kara. W piątek obrońca Adama Z. oraz pełnomocnicy oskarżycieli posiłkowych zgodnie stwierdzili, że wydane przez sąd oświadczenie będzie miało znaczny wpływ na poniedziałkowe posiedzenie aresztowe Adama Z. (PAP)

Włochy/ Polak wzięty za złodzieja dotkliwie pobity w Cassino

39-letni Polak mieszkający w Cassino we Włoszech został wzięty za złodzieja i dotkliwie pobity przez trzech młodych ludzi, którzy z własnej inicjatywy patrolowali okolicę w związku z przypadkami kradzieży - podały media. Pobity został zabrany na komisariat.

Zanim Polak trafił do szpitala, spędził noc na posterunku policji jako podejrzany.

Szczegóły zdarzenia przedstawił portal „Il punto a Mezzogiorno”, informujący o życiu południa Włoch.

Mężczyzna wracał wieczorem na rowerze do domu. Zatrzymało go trzech młodych ludzi, którzy rzucili go następnie na ziemię, kopali i bili, także używając kija bejsbolowego. Na nic nie zdały się jego zapewnienia, że nie ma złych zamiarów i mieszka niedaleko.

Po godzinie Polak nakłonił napastników, którzy wzięli go za przestępcę, aby zadzwonili na policję. Przybyli na miejsce funkcjonariusze wysłuchali wyjaśnień samozwańczej straży osiedlowej i zabrali rowerzystę na komisariat. Ich podejrzenia wzbudziły narzędzia, jakie Polak miał w plecaku, i postanowili go za to spisać. Później okazało się, że narzędzia służą mu do wykonywania drobnych prac.

Nieporozumienie wyjaśniono dopiero nad ranem. Policjanci - jak zauważa portal - zdali sobie sprawę, że mają przed sobą ofiarę napaści. Polak, który zna pięć języków, pomaga czasem siłom porządkowym jako tłumacz. Policja wszczęła postępowanie wobec trzech sprawców agresji, których następnie zatrzymała. Pobitego Polaka odwieziono do szpitala.

Przytacza się wypowiedź siostry ofiary napaści: „Nasz pradziadek 70 lat temu walczył na tej ziemi o wolność, a oni pobili mojego brata”.

Jak przypomniano, obywatelskie patrole są dozwolone przez włoską policję, ale ich celem może być wyłącznie sygnalizowanie podejrzanych sytuacji siłom porządkowym.

Zwyczaj organizowania takich straży narodził się na północy kraju. Często mają one polityczne zabarwienie, bo wiele takich inicjatyw powstaje w kręgach prawicy, między innymi wśród sympatyków Ligi Północnej.

Z Rzymu Sylwia Wysocka (PAP)

Łódzkie/ Policjant podejrzany o zabójstwo 36-latka

Zarzut zabójstwa 36-letniego mieszkańca powiatu kutnowskiego postawiła łódzka prokuratura okręgowa 29-letniemu policjantowi. W sobotę sąd zadecydował o jego aresztowaniu.

Poinformował o tym PAP rzecznik prokuratury Krzysztof Kopania. Dodał, że podejrzanemu może grozić kara dożywotniego więzienia.

Według dotychczasowych ustaleń do zabójstwa doszło w godzinach wieczornych 31 grudnia ub. roku. Zwłoki 36-latka odnalazła dzień później spacerująca kobieta. Znajdowały się na tylnej kanapie samochodu Audi, zaparkowanego w lesie, w jednej z miejscowości powiatu kutnowskiego.

Jak ustalono, samochód był własnością pokrzywdzonego. Na jego ciele znaleziono pięć ran postrzałowych i jedną ranę kłutą.

Podejrzany 29-letni policjant z jednej z jednostek powiatu kutnowskiego został zatrzymany, usłyszał zarzut zabójstwa. Podczas przesłuchania nie przyznał się do popełnienia zarzuconej zbrodni, odmówił składania wyjaśnień.

Według śledczych prawdopodobnym tłem zabójstwa były zobowiązania finansowe. (PAP)

Tunezyjczyk poszukiwany w związku z zamachem w Berlinie

Niemiecka policja poszukuje w związku z poniedziałkowym zamachem terrorystycznym w Berlinie Tunezyjczyka Anisa A. – poinformował w środę „Der Spiegel” w wydaniu internetowym.

Według tygodnika pod fotelem kierowcy ciężarówki użytej do zamachu znaleziono dokument tożsamości tego obywatela tunezyjskiego, „najprawdopodobniej zaświadczenie o tym, że ma pobyt tolerowany (w Niemczech)”. Z dokumentu wynika, że Anis A. urodził się w 1992 roku w mieście Tatawin.

„Der Spiegel” pisze, że podejrzany jest też znany pod innymi nazwiskami i datami urodzenia. Wydawany w Moguncji dziennik „Allgemeine Zeitung” podał z kolei, że podejrzany to Ahmed A. i że jego dokument został wystawiony w Nadrenii Północnej-Westfalii. Agencja dpa informuje, powołując się na źródła w służbach bezpieczeństwa, że w tym kraju związkowym niezwłocznie podjęte zostaną "działania".

Według „Sueddeutsche Zeitung” i kilku innych mediów poszukiwany Tunezyjczyk został uznany za osobę „stanowiącą zagrożenie”; „Der Spiegel” wyjaśnia, że jest to stosowana przez policję kategoria osób, które są regularnie kontrolowane, ponieważ przypuszcza się, że w każdej chwili mogą próbować zamachu.

Wcześniej w środę niemieckie media informowały, że policja zatrzymała kolejnego podejrzanego w związku z poniedziałkowym zamachem w Berlinie, ale po jakimś czasie został on zwolniony. Pierwszego podejrzanego, zatrzymanego w poniedziałek pakistańskiego uchodźcę, zwolniono we wtorek z braku dowodów.

W ataku terrorystycznym na terenie jarmarku bożonarodzeniowego w Berlinie zginęło 12 osób. Jedną z ofiar jest polski kierowca ciężarówki, użytej do staranowania ludzi zgromadzonych na jarmarku. Według powiązanej z islamistami agencji Amak odpowiedzialność za zorganizowanie zamachu wzięło Państwo Islamskie. (PAP)

Image

Świetna aplikacja! Pobierz!

Image
Image

Jesteś świadkiem ciekawych wydarzeń?

Zarejestruj się i podziel się swoją historią

Autorzy 

Zostań autorem
Image
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo

Korzystając z naszej strony, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie przez nas plików cookies - Polityka prywatności. Zaktualizowaliśmy naszą politykę przetwarzania danych osobowych - RODO. Więcej dowiesz się TUTAJ.