Po wygranej w Sofii z USA 3:1 reprezentacja Polski siatkarzy nadal jest druga w tabeli Ligi Narodów. Prowadzą mający także 21 punktów, ale lepszy bilans setów Francuzi, którzy w Quezon City na Filipinach pokonali prowadzonych przez Michała Winiarskie...
Polscy siatkarze pokonali Włochy 3:0 i zanotowali pierwsze zwycięstwo w turnieju olimpijskim w Tokio. Niezwykle dramatyczny przebieg miało spotkanie Brazylii z Argentyną - mistrzowie olimpijscy przegrywali już 0:2, by zwyciężyć 3:2.
Biało-czerwoni szybko otrząsnęli się po sobotniej porażce z Iranem (2:3) i zdecydowanie pokonali Italię. W grupie A z czterema punktami zajmują trzecie miejsce, prowadzi Japonia przed Iranem; obie reprezentacje wygrały po dwa spotkania.
Podopieczni Vitala Heynena w następnym meczu w środę zmierzą się z Wenezuelą (godz. 9.25 czasu polskiego).
Więcej dramaturgii dostarczyły spotkania w grupie B. W tokijskiej Ariake Arena sensacja wisiała w powietrzu, bowiem Brazylijczycy przegrywali z Argentyną 0:2. Po zwycięstwie w trzecim secie, w czwartym mistrzowie olimpijscy z Rio de Janeiro przegrywali już 11:17. Lider Argentyńczyków Bruno Lima "zaciął" się w ataku, także drugi skrzydłowy Ezequiel Palacios też nie potrafił skończyć piłki. W efekcie "canarinhos" doprowadzili do tie-breaku, który wygrali 16:14.
Mecz trwał blisko dwie i pół godziny i skończył się o 1. w nocy lokalnego czasu.
Emocjonujący przebieg miało spotkanie Amerykanów z Rosjanami; każdy z czterech setów był bardzo zacięty. Siatkarze Stanów Zjednoczonych mieli szansę na doprowadzenie do tie-breaka, bowiem w czwartej partii wygrywali 22:20. Trzy kolejne akcje wygrali Rosjanie i to oni mieli pierwszą piłkę meczową. W decydującej akcji pomylił się w ataku zawodnik PGE Skry Bełchatów Taylor Sander i reprezentacja Rosyjskiego Komitetu Olimpijskiego mogła cieszyć się z drugiego zwycięstwa w turnieju.
Do ćwierćfinałów awansują po cztery zespoły z każdej grupy.
Wyniki i tabele turnieju mężczyzn w siatkówce:
grupa A
Iran - Wenezuela 3:0 (25:17, 25:20, 25:18)
Polska - Włochy 3:0 (25:20, 26:24, 25:20)
Japonia - Kanada 3:1 (23:25, 25:23, 25:23, 25:20)
M Z P sety pkt
1. Japonia 2 2 0 6-1 6
2. Iran 2 2 0 6-2 5
3. Polska 2 1 1 5-3 4
4. Włochy 2 1 1 3-5 2
5. Kanada 2 0 0 3-6 1
6. Wenezuela 2 0 0 0-6 0
grupa B
USA - Rosyjski Komitet Olimpijski 1:3 (23:25, 25:27, 25:21, 23:25)
Od porażki rozpoczęłi polscy siatkarze turniej olimpijski w Tokio. Zwycięstwo odniosła Iga Świątek. Wyścig kolarski, który wygrał Ekwadorczyk Richard Carapaz, oglądały tysiące widzów, pozbawionych możliwości kibicowania na innych arenach z powodu restrykcji sanitarnych.
Siatkarze rozgrali słaby mecz z Iranem, przegrywając 2:3. W tie-breaku mieli dwie piłki meczowe, ale ich nie wykorzystali. Mistrzów świata dopingował prezydent Andrzej Duda, który wcześniej odwiedził inne areny olimpijskie. Kolejnymi przeciwnikami biało-czerwonych będą w poniedziałek Włosi.
Świątek nie zmęczyła się w meczu z Niemką Moną Barthel. W ciągu 67 minut rozprawiła się z nią 6:2, 6:2 i w poniedziałek w drugiej rundzie zmierzy się z bardziej wymagającą przeciwniczką - Hiszpanką Paulą Badosą. Odpadli już w pierwszej rundzie Kamil Majchrzak w singlu oraz w deblu Łukasz Kubot i Hubert Hurkacz.
Wyścig kolarski ze startu wspólnego, z Saitamy do mety na torze samochodowym Fuji, obejrzały tysiące kibiców, których nie dotyczyły przepisy epidemiczne obowiązujące w aglomeracji Tokio. Zmagania były niezwykle emocjonujące, a w głównych rolach wystąpili bohaterowie zakończonego sześć dni temu w Paryżu Tour de France. Wygrał po samotnym finiszu z przewagą ponad minuty Carapaz, trzeci kolarz "Wielkiej Pętli", a pozostałe medale wywalczyli Belg Wout van Aert i Słoweniec Tadej Pogacar.
Michał Kwiatkowski długo liczył sie w walce o podium, jednak w końcówce odpadł z czołówki. Zajął 11. miejsce ze stratą 1.35 do swojego kolegi z brytyjskiej grupy Ineos Grenadiers. "Niedosyt" - skomentował w rozmowie z TVP. Rafał Majka, brązowy medalista igrzysk w Rio de Janeiro w 2016 roku, był 19., a Maciej Bodnar nie ukończył rywalizacji.
Od wygranych rozpoczęły igrzyska pięściarka Karolina Koszewska i tenisistka stołowa Natalia Partyka.
W koszykówce 3x3 Polacy przegrali z Łotyszami 14:21 i pokonali po dogrywce gospodarzy turnieju 20:19. Biało-czerwoni rozegrają jeszcze co najmniej pięć meczów.
Aneta Stankiewicz zajęła 15. miejsce w kwalifikacjach strzelania z karabinu pneumatycznego na dystansie 10 m i nie wystąpiła w finale. Triumfowała Chinka Qian Yang, zdobywając pierwszy złoty medal igrzysk.
W szpadzie kobiet w 1/8 finału odpadły Aleksandra Jarecka i Renata Knapik-Miazga, a w 1/16 Ewa Trzebińska. Mistrzynią olimpijską została Chinka Yiwen Sun.
Na torze wioślarskim Polacy nie odnieśli sukcesów. Męska dwójka podwójna wagi lekkiej, czwórka bez sternika oraz czwórka bez sterniczki nie zakwalifikowały się do kolejnych rund i będą szukać swoich szans w repasażach.
W sobotę rozdano łącznie 11 kompletów medali. Pierwszy złoty dla gospodarzy, w ich sporcie narodowym - judo, wywalczył trzykrotny mistrz świata w kat. 60 kg Naohisa Takato. W klasyfikacji medalowej prowadzą Chiny - trzy złote i jeden brązowy. Na podium stanęli reprezentanci 28 krajów. (PAP)
Pięciu Włochów, trzech Anglików oraz po jednym Duńczyku, Hiszpanie i Belgu znalazło się w jedenastce piłkarskich mistrzostw Europy, którą we wtorek ogłosiła UEFA. W niedzielnym finale Włochy pokonały po karnych Anglię.
Piłkarzem turnieju już wcześniej uznano włoskiego bramkarza Gianluigiego Donnarummę. W jedenastce z jego kolegów znaleźli się jeszcze: obrońcy Leonardo Bonucci i Leonardo Spinazzola, pomocnik Jorginho oraz napastnik Federico Chiesa.
Spośród wicemistrzów Europy wybrano: obrońców Kyle'a Walkera i Harry'ego Maguire'a oraz skrzydłowego Raheema Sterlinga.
Skład uzupełniają: hiszpański pomocnik Pedri, którego także uznano najlepszym młodym piłkarzem, grający w tej samej formacji Duńczyk Pierre-Emile Hoejbjerg i belgijski napastnik Romelu Lukaku.
Jedenastkę wybrała ekipa obserwatorów technicznych UEFA, którą tworzyli trenerzy oraz byli piłkarze, m.in. Włoch Fabio Capello, czy Niemiec Steffen Freund.
Szymon Kołecki i Akop Szostak spotkają się w walce wieczoru gali KSW 62, by rozwiązać wieloletni konflikt, który między nimi narastał. Zobaczcie zapowiedź starcia, do którego dojdzie 17 lipca.
Gala KSW 62 odbędzie się w studiu telewizyjnym w Warszawie. Na ten moment wydarzenie będzie zamknięte dla kibiców. Jeśli pojawi się jednak pula biletów w sprzedaży, organizacja KSW powiadomi o tym na swoich kanałach w mediach społecznościowych.
Śląsk Wrocław wygrał na wyjeździe z Araratem Erywań 4:2 w drugiej rundzie eliminacji piłkarskiej Ligi Konferencji. Nie było goli w meczach Suduvy Mariampol z Rakowem Częstochowa oraz Pogoni Szczecin u siebie z NK Osijek. Rewanże odbędą się za tydzień.
Przed spotkaniem Śląska w Giumri (tam odbył się mecz) nie brakowało obaw o wynik polskiego zespołu - nie tylko z racji nieobliczalnego rywala, ale również warunków pogodowych o tej porze roku w Armenii.
Wrocławski poradził sobie jednak świetnie i jest bardzo bliski awansu do 3. rundy kwalifikacji. Dwie bramki zdobył Słowak Robert Pich, a po jednej Wojciech Golla i Fabian Piasecki. Dla gospodarzy trafili Kolumbijczyk Juan Bravo i Razmik Hakobjan.
Większy znak zapytania przed rewanżami jest w przypadku Rakowa i Pogoni.
Debiutujący w europejskich pucharach częstochowski zespół, wicemistrz kraju i zdobywca Pucharu Polski, mimo przewagi zremisował na Litwie z Suduvą Mariampol 0:0. Rewanż odbędzie się w Bielsku-Białej, ponieważ obiekt Rakowa jest na razie zbyt mały.
Również 0:0, ale u siebie, zremisowała Pogoń, której rywalem jest wicemistrz Chorwacji NK Osijek. Przeciwników "Portowców" prowadzi trener Nenad Bjelica, w przeszłości szkoleniowiec Lecha Poznań.
Zespoły z Częstochowy i Szczecina rozpoczęły zmagania w LK od drugiej rundy, zaś wrocławianie pokonali już jedną przeszkodę, estoński Paide Linnameeskond.
W czwartek rywalizowali również potencjalni rywale Pogoni i Śląska.
Jeśli szczeciński zespół awansuje do 3. rundy, zagra z lepszym z pary CSKA Sofia - FK Lipawa (Łotwa). W Bułgarii było 0:0.
Natomiast w rywalizacji potencjalnych rywali Śląska inny bułgarski zespół Arda Kyrdżali przegrał u siebie z izraelskim Hapoelem Beer Szewa 0:2.
Raków, jeśli wyeliminuje Suduvę, zagra z rosyjskim Rubinem Kazań.
Z dobrej strony pokazał się w czwartek Kamil Wilczek, który strzelił dwa gole dla FC Kopenhaga, a jego zespół pokonał u siebie białoruskie Torpedo Żodzino 4:1. W bramce duńskiej ekipy wystąpił Kamil Grabara.
Liga Konferencji to nowe rozgrywki UEFA, trzeci poziom po Lidze Mistrzów i Lidze Europy. (PAP)
Reprezentacji Anglii naprawdę niewiele zabrakło do zdobycia mistrzostwa Europy, ale tym, co osiągnęła - zarówno na boisku, jak i poza nim - zasłużyła na uznanie i w tę drużynę nadal warto emocjonalnie inwestować - komentują w poniedziałek brytyjskie gazety.
"The Times" podkreśla, jak cienka okazała się granica między zwycięstwem a przegraną i jak mało zabrakło do przełamania ciążącego od ponad pół wieku nad reprezentacją Anglii fatum.
"Agonia czy ekstaza? Dla narodu śledzącego największy sportowy dramat od 55 lat wszystko sprowadziło się, co jest niemal nie do zniesienia, do rzutu karnego i jednego, ostatniego, feralnego kopnięcia piłki" - wskazuje.
"Angielski menedżer (Gareth Southgate) spędził pół życia, odpowiadając na pytania o niestrzelonego karnego w tym samym miejscu 25 lat temu przeciwko Niemcom w półfinale Euro 96. Zrobił więcej niż jakikolwiek inny angielski trener, aby wyleczyć naród z neurozy rzutów karnych. Wykonał tak wiele pracy, aby poprowadzić Anglię naprzód, ale nie w ten sposób zakończyło się ekscytujące, radosne lato, gdy Marcus Rashford, Jadon Sancho i Bukayo Saka nie trafili rzutów karnych, a noc narodowego katharsis stała się zamiast tego szokującą udręką" - pisze "The Times".
Gazeta ocenia, że przez pierwsze pół godziny finału z Włochami reprezentanci Anglii grali zaskakująco dobrze, nawet dla samych siebie. Ale jeszcze przed przerwą, zamiast wykonać decydujący cios, zaczęli grać jakby była 85. minuta meczu i pozwolili Włochom na zdominowanie meczu. Mimo to i mimo przegranej w rzutach karnych, "The Times" uważa, że z całego turnieju i z tego, czego dokonał Southgate, można wyciągnąć mnóstwo pozytywów na przyszłość.
"Nie było historycznego triumfu, nie było trofeum, ale Southgate zbudował drużynę Anglii, z której można być dumnym. To jest zespół, który będzie trwać, zamiast zwyczajowego wzajemnego oskarżania się, upokarzania szkoleniowca i wyrzucenia całej pracy do kosza. Ten skład, drugi najmłodszy w turnieju, zbliżył się bardziej niż jakikolwiek inny do pójścia śladem tego z 1966 roku. Pozostał jeszcze jeden krok do zrobienia, ale oni wzbudzili nadzieję i wiarę. To nadchodzi - tylko jeszcze nie teraz" - przekonuje "The Times".
Podobnie ocenia dokonania reprezentacji "Daily Telegraph".
"Ten zespół zasługuje na najwyższe uznanie. Był wyjątkowy od początku do końca, był wzorem do naśladowania zarówno w zwycięstwie, jak i w porażce. Ale Southgate będzie zdawał sobie sprawę, że to była stracona szansa, potężna okazja do napisania historii, której wszyscy pragniemy. Przez cały dzień w całym kraju rozbrzmiewały śpiewy +Football's Coming Home+. Mieliśmy nadzieję, że to właśnie oni będą tymi, którzy odeślą do przeszłości wszystkie te lamenty: +och, jak mało brakowało+. Ta drużyna była inna. To była uczciwie pracująca grupa, pozbawiona ego, grupa zdeterminowana, by wspólnie osiągnąć cel. To byli faceci, w których wszyscy mogliśmy wierzyć" - wskazuje dziennik.
Problemem było to - pisze gazeta - że naprzeciwko stanęła bardzo dobra i bardzo zdeterminowana drużyna Włoch prowadzona przez Roberto Manciniego, która od dawna jest niepokonana. Jak zaznacza "Daily Telegraph", od czasu ostatniej porażki tej reprezentacji, w Rzymie sformowano już co najmniej pół tuzina rządów. I mimo bardzo dobrego początku meczu w wykonaniu Anglików, to z upływem czasu Włosi osiągnęli przewagę i w przekroju całego spotkania zasłużyli na zwycięstwo.
Ale jak podkreśla, przegrana w finale, zwłaszcza rzutami karnymi, nie może przekreślać tego, co Anglicy osiągnęli na tym turnieju.
"To naprawdę jest drużyna Anglii, w którą wszyscy uwierzyli. A to, czego dostarczyła, było jednoczącym momentem na skalę rzadko wcześniej doświadczaną. Polityka, lojalność plemienna, klasa, rasa, a nawet opinie na temat tego, czy wszyscy powinniśmy nosić maseczki w miejscach publicznych, wszystkie różnice zostały odłożone na bok, ponieważ zgadzamy się co do jednego - ta drużyna Anglii jest warta emocjonalnego inwestowania" - pisze "Daily Telegraph".
"The Guardian", przeprowadzając bardziej piłkarską analizę meczu, zwraca uwagę, że Anglia ponownie miała problem z utrzymaniem wcześnie zdobytego prowadzenia, a drużynie Southgate'a brakowało kreatywności.
"Gdy w drugiej połowie Anglia cofała się coraz głębiej i głębiej, gdy uległa temu samemu problemowi z utrzymaniem prowadzenia, który nękał ją w meczach z Kolumbią i Chorwacją na mistrzostwach świata, można było się zastanawiać, czy coś się naprawdę zmieniło. Dlaczego Anglia tak często wychodzi na prowadzenie w wielkich meczach i tak często kończy się tym, że obraca się to przeciwko niej, jakby każda bitwa musiała zamienić się w rekonstrukcję obrony Chartumu przez generała Gordona?" - zastanawia się gazeta.
"Siłą Southgate'a w tym turnieju było obmyślanie konkretnych planów na konkretne mecze. I przez ponad godzinę w finale to też działało. Przez pewien czas wydawało się, że Anglia powstrzyma Włochy. Być może gdyby wprowadził rezerwowych nieco wcześniej, nie doszłoby do tego powolnego, skazanego na porażkę odwrotu. Ale najlepiej ułożone plany mogą się popsuć - dwóch graczy, których Southgate wprowadził specjalnie po to, by wykonywali rzuty karne, spudłowało" - wskazuje "The Guardian".
W rozegranym w niedzielę na Wembley finale mistrzostw Europy Anglia zremisowała z Włochami 1:1, ale przegrała rzutami karnymi 2-3.
W Rzymie zapanował niepokój w związku z możliwością przyjazdu kibiców z Wielkiej Brytanii na sobotni mecz ich reprezentacji z Ukrainą w ćwierćfinale piłkarskich mistrzostw Europy. Przypomniano, że podróżnych z Wysp obowiązuje wymóg pięciodniowej kwarantanny po przyjeździe.
Podczas gdy władze brytyjskie wezwały w środę kibiców, by nie jechali do Rzymu, w Wiecznym Mieście trwa mobilizacja na wypadek ich przybycia. Niepokój wynika głównie z tego, że w Wielkiej Brytanii szerzy się bardzo zaraźliwy wariant koronawirusa Delta.
Szef wydziału ds. służby zdrowia w stołecznym regionie Lacjum Alessio D'Amato oświadczył w związku sobotnim meczem na Stadionie Olimpijskim: "Przypominam, że w ramach zwalczania pandemii i z powodu wariantu Delta obowiązuje rozporządzenie o pięciodniowej kwarantannie, dotyczące wszystkich przybywających z Wielkiej Brytanii".
"Kwarantanna ta musi być przestrzegana" - dodał.
Media informują, że włoskie MSW wzmocni w najbliższych dniach patrolowanie rzymskich lotnisk, stacji kolejowych i dróg dojazdowych do Rzymu.
Resort podkreślił, że wymóg kwarantanny będzie skrupulatnie egzekwowany.
"Nie będzie żadnych odstępstw" - zaznaczyły źródła w resorcie, cytowane przez Ansę.
IBB Polonia w 2017 roku ogłosiła plan na rozwój i wytyczyła cele strategiczne. Od tego czasu, przy cennym wsparciu IBB Builders Merchants, sukcesywnie i konsekwentnie podąża wyznaczoną ścieżką w kierunku czołówki europejskiej elity i konkurowania z nią o najwyższe trofea. Aby na przestrzeni kilku lat zrealizować tę długoterminową wizję musi w każdym sezonie stawiać kolejne śmiałe kroki na przód, wprowadzać innowacje w skali klubu i siatkarskiego otoczenia.
Przez ostatnie cztery sezony IBB Polonia Londyn zrobiła spory progres na płaszczyźnie zarówno sportowej, jak i organizacyjno-biznesowej. Jest jedynym angielskim klubem z takim sukcesem w Europie i ma ambicje, aby rywalizować o więcej. W myśl przyjętych założeń, przez ostatnie kilka lat, drużyna pracowała nad poprawą warunków sportowych. Zwiększyła liczbę jednostek treningowych, które poprawiają wyszkolenie, zgranie i wytrenowanie rutyn u zawodników. Przy współpracy z fundacją Future Stars powołała akademię Pro Volley w celu wyszkolenia zawodników z młodego pokolenia i promocji siatkówki wśród młodych Brytyjczyków. Klub skupił się także na budowie profesjonalnej drużyny i zaczął aktywnie pozyskiwać doświadczonych, zawodowych siatkarzy. Jako kontynuację zaimplementowanych zmian oraz ich postęp, przed nadchodzącym sezonem IBB Polonia skupia się na przemyślanych ruchach transferowych. Londyńczycy kompletują swój skład, który w założeniu ma poprawić osiągnięcia na arenie międzynarodowej. Pierwsze potwierdzone transfery trafią do opinii publicznej już niebawem.
Sportowe zmiany to nie jedyne ulepszenia, na których skupił się klub. Londyńczycy bardzo poważnie traktują także aspekty biznesowe. Powszechnie wiadomo, że profesjonalny klub jest biznesem a jego istnienie i rywalizacja na najwyższym poziomie zależy od wsparcia finansowego sponsorów czy inwestorów. IBB Polonia Londyn, dzięki sponsorowi tytularnemu – IBB Builders Merchants – który pozostaje z klubem na kolejne lata, oraz prywatnych inwestorów mogła dokonać zmiany swojego modelu biznesowego. Wsparcie IBB Builders Merchants nie ogranicza się tylko do kwestii finansowych. Włodarze firmy dzielą się swoją wiedzą biznesową i regularnie angażują się w działania, które przynoszą obopólne korzyści. Dzięki temu drużyna ma możliwość nie tylko kontynuować stopniową popularyzację siatkówki na Wyspach Brytyjskich, promocję unii sportowej pomiędzy Polską i Anglią w oparciu o wspólne wieloletnie tradycje, organizację wydarzeń sportowych na najwyższym poziomie, czy oferowanie możliwości reklamowych podczas meczów transmitowanych w telewizji, ale także skupić się na budowaniu wzrostu atrakcyjność swojej marki oraz wprowadzaniu udogodnień i ulepszeń dla zawodników, pracowników, kibiców oraz potencjalnych partnerów.
Grono sponsorów regularnie powiększa się. Do stałych sympatyków wspierających klub należą już takie marki jak na przykład ATLAS czy BORAMAX.
W perspektywie kolejnych lat i rywalizowania w prestiżowych rozgrywkach Ligi Mistrzów, klub skupia się na implementacji kolejnych przemyślanych i zaplanowanych działań. Do pozasportowych priorytetów zalicza: podniesienie atrakcyjności widowisk i zapewnienie efektownych opraw meczowych oraz świetnej zabawy kibicom, wsparcie i pomoc w rozwoju Klubu Kibica, kontynuację partnerstwa z PGE Skrą Bełchatów i ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle oraz wzrost kontaktów z kolejnymi klubami europejskimi, powiększenie grona sympatyków i sponsorów klubu, utrzymanie zainteresowania obecnych stacji telewizyjnych – Polsat Sport, BT Sport oraz generowanie zainteresowania kolejnych mass mediów. Praca nad poszczególnymi elementami strategii pozwoli pozyskać dodatkowy kapitał klubu, a także stworzyć dogodne i okazałe środowisko biznesowe i inwestycyjne dla wszystkich partycypujących w nim jednostek, które będzie opierać się na wzajemnym partnerstwie i przynosić wymierne korzyści.
– Mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że przez te cztery lata klub zrobił więcej niż pierwotnie zakładał. Nie jesteśmy w stanie wprowadzić wszystkich założeń w jednym czasie, ale stale wprowadzamy kolejne elementy planu, który monitorujemy i rozwijamy. Nie znamy słowa regres i myślę, że sportowy świat już to zauważył i zaczyna się przyzwyczajać, że IBB Polonia Londyn pędzi do przodu, by kiedyś wyznaczać nowe trendy w świecie siatkówki. Już teraz w niektórych elementach jest poważnym konkurentem dla elity. Nawet pandemia, długotrwały lockdown w Anglii i inne przeciwności nie zniechęciły nas do działania. Jesteśmy gotowi, by stawiać czoła kolejnym wyzwaniom. Jesteśmy na bardzo dobrej drodze, aby już wkrótce móc oferować najwyższej jakości kompleksowy produkt sportowy, biznesowy, marketingowy. Mamy holistyczne podejście do naszej branży i rozumiemy, że wydarzenia sportowe i nasza praca mają dawać radość kibicom, zawodnikom zapewnić pracę i realizację ich pasji, a partnerom klubu przynieść wymierne korzyści wizerunkowo-biznesowe i zwrot z ich inwestycji. – powiedział Bartek Łuszcz, prezes IBB Polonii Londyn.
– Kilka lat temu podjąłem decyzję o sponsorowaniu drużyny i ciągle jest to dla mnie długoterminowy projekt z ogromnym potencjałem. Cieszę się, że obsada klubu jest nastawiona proaktywnie, korzysta z biznesowych rad i wciela je w życie. Wspólnie z klubem już wielokrotnie pokazaliśmy, że nie ma dla nas barier i bez względu na sytuację potrafimy zrobić progres. Jeśli utrzymamy tę dynamikę, w przyszłości osiągniemy wszystkie założone cele i staniemy się siatkarską potęgą. Ciągle mamy sporo do zrobienia, ale dotychczasowy wzrost jest bardzo zauważalny. W tym roku skupiamy się na większym rozwoju sportowym. Pozyskujemy zawodników z międzynarodowym doświadczeniem i sportowym charakterem. Chcemy zorganizować kolejne zgrupowania, by dać naszym siatkarzom jak najlepsze narzędzie do pracy nad formą i rozwojem. Klub musi zachować także rosnąca dynamikę na płaszczyźnie pozasportowej, zwiększać budżet z roku na rok, rozwijać się biznesowo i podnosić organizacyjny, finansowy i marketingowy potencjał, by kolejne firmy zdecydowały się na partnerstwo z nami. – powiedział Jacek Ambroży, właściciel IBB Builders Merchants i główny udziałowiec klubu.
Włochy: Gianluigi Donnarumma - Giovanni Di Lorenzo, Leonardo Bonucci, Giorgio Chiellini, Emerson (118. Alessandro Florenzi) - Nicolo Barella (54. Bryan Cristante), Jorginho, Marco Verratti (96. Manuel Locatelli) - Federico Chiesa (86. Federico Bernardeschi), Ciro Immobile (55. Domenico Berardi), Lorenzo Insigne (91. Andrea Belotti).
Anglia: Jordan Pickford - Kieran Trippier (70. Bukayo Saka), Kyle Walker (120. Jadon Sancho), John Stones, Harry Maguire, Luke Shaw - Mason Mount (99. Jack Grealish), Declan Rice (74. Jordan Henderson, 120. Marcus Rashford), Kalvin Phillips, Raheem Sterling - Harry Kane.
Włosi po raz drugi w historii sięgnęli po mistrzostwo Europy, poprzednio w 1968 roku. Dwukrotnie przegrali finał - w 2000 i 2012 roku. Dla Anglików to był pierwszy występ w decydującym meczu ME. Od ich jedynego triumfu w wielkim turnieju - mundialu 1966 roku - minęło już 55 lat.
Przed niedzielnym finałem, na który zaproszony był m.in. wiceprezydent UEFA Zbigniew Boniek, odbyła się efektowna uroczystość na stadionie Wembley, z pokazem sztucznych ogni, oprawą muzyczną i multimedialną, tańcami, efektowną choreografią. Nad obiektem przeleciały w równym szyku samoloty.
Trofeum dla zwycięzcy wniósł na murawę Portugalczyk Eder, który strzelił gola w finale poprzednich mistrzostw Europy, gdy jego zespół pokonał po dogrywce Francję 1:0.
Selekcjoner Włochów Roberto Mancini obiecał przed meczem, że jego podopieczni zaprezentują atrakcyjny, ofensywny futbol - taki sam jak we wcześniejszych spotkaniach.
"Nie możemy zmienić czegoś, co doprowadziło nas tak daleko" - podkreślił Mancini.
Selekcjoner Italii przede wszystkim nie zmienił składu - podstawowa jedenastka była identyczna w porównaniu z półfinałowym meczem z Hiszpanią.
Natomiast w zespole Garetha Southgate'a szansę od pierwszych minut dostanie Kieran Trippier, który w półfinale z Danią wszedł dopiero w trakcie dogrywki.
I okazało się, że postawienie na Trippiera było świetnym posunięciem. Już w drugiej minucie boczny obrońca Atletico Madryt dośrodkował znakomicie na pole karne, a nadbiegający z lewej strony Luke Shaw popisał się celnym strzałem z woleja.
Od pierwszego gwizdka sędziego minęła w tym momencie dokładnie minuta i 56 sekund. To najszybszy gol strzelony w finale mistrzostw Europy.
Włosi po raz pierwszy w tym turnieju przegrywali...
Wembley oszalało z radości, a Anglicy - oficjalnie w tym meczu pełniący rolę gości, choć przecież w rzeczywistości gospodarzy - chcieli pójść za ciosem. Na bramkę Włochów sunęły kolejne ataki, a bramkarz Gianluigi Donnarumma musiał mieć się na baczności, co o było o tyle trudniejsze, że zaczął padać deszcz.
Włosi długo nie mogli poradzić sobie z szybką, agresywną (w ramach przepisów) grą rywali. Przed przerwą nie stworzyli żadnej groźnej akcji zespołowej. Próbowali pojedynczych zrywów - w 35. minucie Federico Chiesa popisał się efektownym rajdem i mocnym strzałem po ziemi, nieznacznie niecelnym.
Poza tą sytuacją bramkarz Anglików Jordan Pickford w pierwszej połowie był niezagrożony.
Od początku drugiej części Włosi osiągnęli przewagę, ale wciąż nie potrafili stworzyć groźnej sytuacji.
W 62. minucie na strzał zdecydował się najgroźniejszy w ich szeregach Chiesa, lecz Pickford popisał się świetną interwencją.
Pięć minut później podopieczni Manciniego w końcu dopięli swego. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego doszło do dużego zamieszania przed bramkę Anglików, aż piłka odbita od słupka trafiła pod nogi Leonardo Bonucciego, który wyrównał na 1:1.
To 13. gol Włochów w turnieju, dzięki czemu pobili rekord w historii swojej reprezentacji. Natomiast Bonucci został najstarszym strzelcem gola w finale ME - dokonał tego w wieku 34 lat i 71 dni.
Mimo rosnącej przewagi Włochów do końca wynik nie uległ już zmianie, co oznaczało, że po raz siódmy w historii finałowy mecz zakończył się po 90 minutach remisem.
W dogrywce, w której Anglicy starali się dotrzymywać kroku rywalom, wciąż nie było klarownych sytuacji, więc o tytule mistrza Europy musiały rozstrzygnąć rzuty karne.
W serii "jedenastek" piłkarze obu drużyn pomylili się łącznie aż pięciokrotnie. W ekipie Włoch - Andrea Belotti i dość niespodziewanie "pewniak" Jorginho (oba strzały obronił Pickford), natomiast wśród Anglików karnych nie wykorzystali Marcus Rashford (słupek) oraz Jadon Sancho i Bukayo Saka, których strzały obronił Donnarumma.
Co ciekawe, Rashforda i Sancho trener Southgate wpuścił do gry w 120. minucie, właśnie pod kątem rzutów karnych... Saka również zaczął finał jako rezerwowy.
Włosi nie przegrali 34. meczu z rzędu, co po raz kolejny pokazuje, jak mocną drużynę stworzył od 2018 roku trener Mancini.(PAP)
Anglia pokonała w Londynie w piłkarskim klasyku Niemcy 2:0, a Ukraina wygrała w Glasgow ze Szwecją po dogrywce 2:1 w ostatnich meczach 1/8 finału mistrzostw Europy. Ukraińcy po raz pierwszy w historii wystąpią w ćwierćfinale tej imprezy.
Dla podopiecznych Andrija Szewczenki już sam udział w 1/8 finału był historycznym wyczynem, którym - jak się okazało - wcale nie zamierzali się zadowolić.
"Przebyliśmy długą drogę, żeby tu być. Nie mamy teraz nic do stracenia. Wszystko inne będzie dla nas dużym bonusem" - mówił przed meczem Szewczenko, były znakomity napastnik.
Spotkanie w Glasgow zakończyło się przed północą polskiego czasu. Po 90 minutach było 1:1. Na gola Ołeksandra Zinczenki odpowiedział jeszcze przed przerwą Emil Forsberg, dla którego to czwarte trafienie w turnieju. Dwie bramki zdobył w meczu z Polską na zakończenie zmagań w grupie E, gdy biało-czerwoni przegrali 2:3 i pożegnali się z turniejem.
W dogrywce czerwoną kartkę za brutalny faul zobaczył obrońca reprezentacji "Trzech Koron" Marcus Danielson, ale to nie był koniec złych informacji dla kibiców tej drużyny.
W 120+1. minucie, gdy zapewne wielu fanów czekało już na rzuty karne, bramkę dla Ukrainy - swoją pierwszą w narodowych barwach - zdobył Artem Dowbyk po dośrodkowaniu Zinczenki.
Wcześniej we wtorek odbył się piłkarskich klasyk, czyli starcie Anglii z Niemcami. Spotkanie na Wembley już wcześniej było uznawane za jedno z największych wydarzeń 1/8 finału.
Niemcy okazali się lepsi od Anglii w trzech poprzednich potyczkach w fazie pucharowej na wielkich imprezach - w mistrzostwach świata 1990, na Euro 1996 i w MŚ 2010, z czego w dwóch pierwszych po rzutach karnych w półfinale.
Na niekorzyść Anglików przemawiał również w fakt, że wcześniej nigdy w mistrzostwach Europy nie wygrali w fazie pucharowej meczu w ciągu 90 minut. Cztery razy ich spotkania kończyły się rzutami karnymi, z czego zwyciężyli zaledwie raz - z Hiszpanią w ćwierćfinale na Wembley w 1996 roku. Każda seria kiedyś się jednak kończy...
Tym razem Anglicy wygrali 2:0, o czym zadecydował ostatni kwadrans. W 75. minucie gola strzelił Raheem Sterling - to była trzecia bramka Anglików w turnieju i jednocześnie trzecia 26-letniego zawodnika Manchesteru City.
Jedenaście minut później do siatki Manuela Neuera trafił kapitan Harry Kane.
"Wspaniały wynik. Anglia nie zdołała pokonać Niemiec w meczu w fazie pucharowej od 1966 roku. Nasi piłkarze chcą przejść do historii. Nigdy nie byliśmy w finale mistrzostw Europy, wciąż mamy szansę na osiągnięcie czegoś wyjątkowego" - cieszył się trener reprezentacji Anglii Gareth Southgate.
W mistrzostwach Europy nie ma więc już żadnej drużyny z uznawanej za najsilniejszą grupy F. W 1/8 finału wystąpiły - oprócz Niemiec - Francja (mistrz świata 2018) i Portugalia.
Broniący tytułu Portugalczycy ulegli w niedzielę w Sewilli Belgom 0:1. Następnego dnia z turniejem pożegnała się sensacyjnie Francja, która przegrała ze Szwajcarią w serii rzutów karnych 4-5; po 90 minutach i dogrywce było 3:3.
Porażka z Anglią oznacza pożegnanie z kadrą Niemiec selekcjonera Joachima Loewa. Już wcześniej było wiadomo, że po tegorocznym Euro zastąpi go Hansi Flick.
Łącznie Loew prowadził drużynę narodową w 198 meczach. Wygrał 124, zremisował 40 i przegrał 34.
"Co zapamiętam z tych 15 lat? Dużo pozytywnych rzeczy. Zaczynałem jako asystent na mundialu w Niemczech w 2006 roku. W 2014 roku zdobyliśmy tytuł mistrza świata, potem Puchar Konfederacji 2017 z młodą drużyną. Po 2018 roku (na mundialu w Rosji Niemcy nie wyszli z grupy - PAP) przeszliśmy przez trudne czasy, ale mimo trudności te trzy lata wiele mnie nauczyły. Rozczarowanie tym Euro pozostanie na chwilę, nie przetrawimy tego w ciągu kilu dni, ale jestem pewien, że z czasem będę miał wiele pozytywnych wspomnień" - przyznał Loew.
To nie jest jedyny trener, który żegna się z reprezentacją po Euro.
We wtorek poinformowano, że dymisję złożył selekcjoner Holendrów Frank de Boer. Dwa dni wcześniej prowadzona przed niego drużyna niespodziewanie przegrała z Czechami 0:2 w 1/8 finału.
"Cel nie został osiągnięty, to jasne" - przyznał szkoleniowiec w oświadczeniu.
Zwycięzcy wtorkowych meczów 1/8 finału, Ukraina i Anglia, zmierzą się ze sobą w ćwierćfinale, zaplanowanym na 3 lipca w Rzymie.
W pozostałych spotkaniach Belgia zagra z Włochami, Hiszpania ze Szwajcarią (oba 2 lipca) oraz Czechy z Danią (3 lipca). (PAP)
Jak będzie wyglądać piątkowa ceremonia otwarcia igrzysk w Tokio - owiane jest tajemnicą. Wiadomo jedynie, że ze względu na pandemię Covid-19 ograniczony będzie udział ludzi, a większą rolę odegra technologia. Na trybunach mają zasiąść goście, w tym m.in. prezydent RP Andrzej Duda.
Uroczystość ma się rozpocząć o godz. 20.00 czasu miejscowego. W Polsce będzie wówczas 13.00. O szczegółach niewiele można znaleźć, a sami organizatorzy też nie chcą zbyt wiele zdradzić. Już od pewnego czasu wiadomo, że ceremonia odbędzie się bez udziału publiczności. Na trybunach zasiądą wyłącznie zaproszeni goście. Swój udział potwierdzili na razie m.in. Duda, cesarz Japonii Naruhito, Pierwsza Dama USA Jill Biden oraz prezydent Francji Emmanuel Macron.
Także udział samych sportowców w tradycyjnej przemarszu będzie mocno ograniczony. Narodowe komitety olimpijskie zostały poproszone, by na paradę nie wysyłali zbyt dużej grupy reprezentantów. Dlatego kamery mają skupić się bardziej na chorążych. Polską flagę poniosą pływak Paweł Korzeniowski i startująca w kolarstwie górskim Maja Włoszczowska.
Uroczyste inauguracje i zamknięcia nie tylko igrzysk, ale i paraolimpiady mają w założeniu dawać ludziom siłę i nadzieję w walce z pandemią, a ich wspólne motto brzmi: "Idźmy naprzód". Natomiast piątkowa ceremonia dodatkowo nosić będzie tytuł: "Zjednoczeni emocjami".
"Podczas ceremonii otwarcia będziemy dążyć do ugruntowania roli sportu i wartości olimpijskich, wyrażenia naszej wdzięczności oraz podziwu za wysiłki, jakie wszyscy podjęliśmy w ciągu ostatniego roku, a także przekazania nadziei na przyszłość" - napisano w oficjalnym komunikacie.
Dyrektor wydarzenia Kentaro Kobayashi zaapelował do widzów, by przyglądali się przede wszystkim twarzom bohaterów. Zaznaczył jednak, że to sportowcy mają być najważniejszymi postaciami igrzysk.
Punktem kulminacyjnym uroczystości będzie zapalenie olimpijskiego znicza, które stanowi symboliczne rozpoczęcie zmagań o medale igrzysk.
Znakomity występ Huberta Hurkacza, który bez kompleksów podszedł do ćwierćfinałowego meczu ze słynnym Szwajcarem Rogerem Federerem - pisze brytyjska prasa po niespodziewanym zwycięstwie polskiego tenisisty i awansie do półfinału turnieju na Wimbledonie.
"Hurkacz, rozstawiony z numerem 14, występujący po raz pierwszy w ćwierćfinale Wielkiego Szlema w porównaniu z 58 Federera, nie pokazał żadnych nerwów, żadnego kompleksu niższości i, gdy człowiek, który dominował na tych kortach tak wiele razy, przygasł, bezwzględnie dokończył dzieła" - pisze "The Guardian".
Dziennik nazywa środowy występ Hurkacza "niezwykłym". Jak przypomina, pokazał on talent zwyciężając w Miami Open w marcu, ale potem się pogubił, wygrał mecz na następnym turnieju w Monte Carlo, a później przegrał pięć z rzędu. "W okresie poprzedzającym Wimbledon niewielu zwracało na niego uwagę. 24-latek nigdy nie przeszedł trzeciej rundy turnieju wielkoszlemowego, ale po pokonaniu rozstawionego z nr 2 Daniiła Miedwiediewa w pięciu setach w poprzedniej rundzie, przystąpił do meczu z Federerem z dużą pewnością siebie" - podkreśla "The Guardian".
"Hurkacz zagrał również mądry tenis. Przy wzroście 196 cm serwis Polaka jest zawsze silną bronią, ale jego dropshoty były równie imponujące, a sposób, w jaki udawało mu się przebijać returny na backhand Federera, sprawiał, że Szwajcar rzadko miał okazję do dominacji" - opisuje gazeta.
Również "Daily Telegraph" określa grę Polaka jako "znakomitą". "W wietrznym dniu na korcie centralnym Polak Hubert Hurkacz okazał się zbyt silny dla króla trawy, który przyjemnie hasał w tym turnieju, nigdy nie sugerując, że jest poważnym pretendentem do wygranej. (...) W końcu jednak został po prostu przyćmiony przez znakomitego przeciwnika, mierzącego 196 cm Hurkacza, znanego jako +Niesamowity Hurk+, który wnosi na kort tę samą waleczną, destrukcyjną energię, co młody Andy Murray" - pisze "Daily Telegraph".
"Był zachowującym szacunek przeciwnikiem, ale nie był tu po to, by kłaniać się Federerowi do stóp. Zamiast tego cieszył się kreatywnością wymian, mieszanką tempa i trajektorii, ponieważ ma jeden z najlepszych zestawów zagrań wśród graczy. Statystycy wyliczyli 36 uderzeń wygrywających, ale tylko 12 niewymuszonych błędów, co wskazuje na naprawdę znakomity występ" - ocenia "Daily Telegraph".
"24-letni Hurkacz może być stosunkowo nieznany szerszej publiczności, ale w tym roku dokonał przełomu w ATP, wygrywając swój pierwszy tytuł Masters w Miami Open w kwietniu. Rozstawiony z numerem 14, był najwyżej sklasyfikowanym przeciwnikiem Federera od czasu przegranej z Novakiem Djokovicem w półfinale Australian Open 2020. Mierzący 196 cm Hurkacz może okazać się trudnym orzechem do zgryzienia, gdy jego serwis pracuje na najwyższych obrotach. W swoim pierwszym ćwierćfinale turnieju wielkoszlemowego nie pokazał żadnych oznak zdenerwowania, szybko doprowadził do przełamania na 4-2 i zakończył pierwszego seta po zaledwie 28 minutach" - wskazuje z kolei "The Times".Hurkacz pokonał Szwajcara Rogera Federera, ośmiokrotnego zwycięzcę Wimbledonu w trzech setach 6:3, 7:6 (7-4), 6:0 i w półfinale zmierzy się z Włochem Matteo Berrettinim. (PAP)
Mistrzowie świata piłkarze Francji odpadli z mistrzostw Europy. W meczu 1/8 finału remisowali po dogrywce ze Szwajcarami 3:3, a konkurs karnych przegrali 4-5. Do ćwierćfinału awansowali także Hiszpanie, którzy po dogrywce pokonali Chorwatów 5:3.
To były dwa niezwykłe spotkania, które na długo pozostaną w pamięci kibiców. W Bukareszcie Francuzi prowadzili ze Szwajcarami 3:1 po dwóch bramkach Karima Benzemy i jednej Paula Pogby. Na 10 minut przed końcem kontrolowali mecz i byli pewni swego.
Rywale mogli się czuć podłamani. W pierwszej połowie Haris Seferovic dał im prowadzenie, a gdyby na początku drugiej Ricardo Rodriguez wykorzystał rzut karny, sytuacja "Trójkolorowych" byłaby bardzo trudna. Hugo Lloris obronił "jedenastkę", a potem szybko padły trzy bramki dla Francji. W końcówce rywale doprowadzili jednak do dogrywki za sprawą znów Seferovica oraz w 90. minucie Mario Gavranovica.
Dodatkowe pół godziny gry nie zmieniły wyniku. W konkursie karnych pierwszych dziewięciu zawodników nie pomyliło się. Zawiódł dziesiąty - Kylian Mbappe, wielka gwiazda francuskiego futbolu.
Szwajcarzy po raz pierwszy w historii wyeliminowali Francuzów na dużym turnieju. Pięć lat temu w 1/8 finału mistrzostw Europy, które odbywały się we Francji, odpadli po rzutach karnych z Polską.
Wcześniej szalony mecz odbył się w Kopenhadze. Osiem goli w starciu Hiszpanii z Chorwacją to druga największa liczba bramek w spotkaniu mistrzostw Europy. Więcej - dziewięć - padło tylko w półfinale turnieju w 1960 roku, kiedy Francja uległa Jugosławii 4:5.
Pierwszy gol na stadionie Parken był kuriozalny. W 21. minucie Pedri spod środkowej linii wycofał piłkę do bramkarza, ale Unai Simon próbując ją przyjąć zrobił to na tyle niedokładnie, że potoczyła się wprost do siatki. Ostatecznie UEFA zapisała gola samobójczego 18-letniemu pomocnikowi Barcelony. Było to już dziewiąte trafienie do własnej bramki w tym turnieju. W historii mistrzost Europy padło 18 "samobójów", z czego aż połowa na trwającym turnieju.
Trzy kolejne bramki zdobyli Hiszpanie: Pablo Sarabia, Cesar Azpilicueta i w 77. minucie Ferran Torres. Wydawało się, że Chorwaci po tych ciosach się nie podniosą, ale grali z niesamowitą ambicją i wiarą w siebie. W 85. minucie kontaktowego gola strzelił Mislav Orsic, a w drugiej minucie doliczonego czasu gry wyrównał Mario Pasalic - obaj wprowadzeni do gry z ławki rezerwowych.
W dogrywce Hiszpanie przeprowadzili dwie decydujące akcje, zakończone celnymi strzałami Alvaro Moraty i Mikela Oyarzabala.
W ćwierćfinale Hiszpanie zagrają ze Szwajcarami 2 lipca w Sankt Petersburgu. Dwie inne pary ćwierćfinałowe to Belgia - Włochy (2 lipca w Monachium) oraz Czechy - Dania (3 lipca w Baku).
Czwartą parę wyłonią dwa ostatnie mecze 1/8 finału, które rozegrane zostaną we wtorek. W Londynie Anglia podejmie Niemcy, a w Glasgow zmierzą się Szwecja z Ukrainą.
Wielkie emocje wzbudza "klasyk" w stolicy Wielkiej Brytanii. Dziennikarze z Niemiec obawiają się o zdrowie uczestników spotkania, nazywając londyński stadion "wirusowym hot-spotem".
"Czy Anglia - Niemcy na Wembley to będzie klasyk? Jeśli tak, to dla kogo: futbolu, polityków, wirusologów? Mecz 1/8 finału w wirusowym hot-spocie: czy to może zadziałać?" - dopytywano retorycznie na stronie internetowej gazety "Frankfurter Allgemeine Zeitung".
Mecz na Wembley rozpocznie się we wtorek o godz. 18. (PAP)
Jak po każdej gali, czas na przyznanie bonusów po KSW 62. Za najlepsze starcie sobotniego wydarzenia uznano trzyrundowy pojedynek pomiędzy Sebastianem Rajewskim a Arturem Sowińskim. Andrzej Grzebyk otrzymał natomiast nagrodę za nokaut, którym zrewanżował się już w pierwszej rundzie Mariusowi Zaromskisowi za porażkę z gali KSW 56. Dodatkowa nagroda za poddanie wieczoru powędrowała do Lom-Aliego Eskieva, który popisał się trójkątem rękoma i w ten sposób odklepał Gilbera Ordoñeza.
1/2 finału: Anglia - Dania 2:1 po dogrywce (1:1, 1:1).
Bramki: 0:1 Mikkel Damsgaard (30), 1:1 Simon Kjaer (39-samobójcza), 2:1 Harry Kane (104).
Żółta kartka - Anglia: Harry Maguire. Dania: Daniel Wass.
Sędzia: Danny Makkelie (Holandia). Widzów: 65 000.
Anglia: Jordan Pickford - Kyle Walker, John Stones, Harry Maguire, Luke Shaw - Declan Rice (95. Jordan Henderson), Kalvin Phillips, Raheem Sterling, Mason Mount (95. Phil Foden), Bukayo Saka (69. Jack Grealish, 106. Kieran Trippier) - Harry Kane.
Dania: Kasper Schmeichel - Andreas Christensen (79. Joachim Andersen), Simon Kjaer, Jannik Vestergaard (105. Jonas Wind) - Jens Stryger Larsen (67. Daniel Wass), Pierre Emile Hoejbjerg, Thomas Delaney (88. Mathias Jensen), Joakim Maehle - Mikkel Damsgaard (67. Yussuf Poulsen), Kasper Dolberg (67. Christian Noergaard), Martin Braithwaite.(PAP)
Czechy niespodziewanie pokonały Holandię 2:0, a Belgia wygrała z broniącą tytułu Portugalią 1:0 w niedzielnych meczach 1/8 finału piłkarskich mistrzostw Europy. Radość Belgów zmąciła jednak kontuzja Kevina De Bruyne, który musiał opuścić boisko w 48. minucie.
Czesi nie byli faworytami meczu w Budapeszcie. Musieli zagrać bez kontuzjowanego kapitana Vladimira Daridy i pauzującego za kartki lewego obrońcy Jana Borila. Na dodatek Holendrzy spisywali się wcześniej znakomicie - w fazie grupowej zdobyli komplet punktów i aż osiem bramek.
Na stadionie w stolicy Węgier stawiło się ponad 50 tysięcy kibiców, w tym bardzo wielu z Czech.
Dopingowani głośno podopieczni Jaroslava Silhavego odwdzięczyli się świetną grą, pozwalając na niewiele faworyzowanym rywalom.
Bardzo ważna dla przebiegu meczu okazała się 55. minuta, gdy czerwoną kartkę (po interwencji VAR i sprawdzeniu sytuacji na monitorze) za zagranie ręką przed polem karnym zobaczył holenderski obrońca Matthijs de Ligt.
Od tego momentu Czesi jeszcze odważniej ruszyli do przodu, co przyniosło efekty. W 68. minucie po odegraniu piłki głową przez Tomasa Kalasa do siatki trafił z bliska - również głową - Tomas Holes.
W 80. minucie Holes znów pokazał się ze świetnej strony. Pobiegł lewą stroną i podał do bardzo skutecznego w tym turnieju Patrika Schicka, który pewnym strzałem podwyższył prowadzenie swojej drużyny. To czwarty gol napastnika Bayeru Leverkusen w ME 2021.
"Jestem naprawdę dumny z zespołu. Pokonaliśmy świetnego przeciwnika - wszyscy moi zawodnicy zagrali znakomicie taktycznie" - cieszył się trener Silhavy.
W ćwierćfinale 3 lipca w Baku rywalem jego drużyny będzie Dania, która dzień wcześniej wygrała z Walią 4:0.
Wieczorem w Sewilli doszło do szlagierowo zapowiadającego się meczu 1/8 finału z udziałem broniącej tytułu Portugalii i uznawanej przez wielu fachowców za jednego z faworytów imprezy Belgii.
O losach meczu przesądził gol zdobyty w 42. minucie po strzale z dystansu Thorgana Hazarda, brata również występującego w tym meczu Edena.
Chwilę potem ostro sfaulowany przez Joao Palhinhę został jeden z najlepszych obecnie piłkarzy w Europie Kevin De Bruyne (prawdopodobnie kontuzja stawu skokowego). Po interwencji lekarzy dotrwał do przerwy i wybiegł nawet na drugą połowę, ale chwilę później poprosił o zmianę.
Mimo braku zawodnika Manchesteru City i ambitnej gry m.in. słynnego Cristiano Ronaldo Belgowie utrzymali do końca korzystny wynik.
W ćwierćfinale zmierzą się z kolejną piłkarską potęgą, tym razem z reprezentacją Włoch, która pozostaje niepokonana od 31 meczów. To spotkanie zaplanowano na 2 lipca w Monachium.
Portugalczycy nie obronią więc zdobytego w 2016 trofeum, a Ronaldo zakończył udział w tegorocznym turnieju z pięcioma golami, co na razie wciąż daje mu pozycję lidera klasyfikacji strzelców.
Na poniedziałek zaplanowano kolejne dwa mecze 1/8 finału. Chorwacja, m.in. bez zakażonego koronawirusem doświadczonego Ivana Perisica, zmierzy się w Kopenhadze z Hiszpanią, natomiast wieczorem Francja zagra w Bukareszcie ze Szwajcarią.
Brak Perisica to spore osłabienie Chorwatów. 32-letni pomocnik zdobył dwie z czterech bramek tej reprezentacji w fazie grupowej.(PAP)
Tysiące koni wyścigowych trafiają do rzeźni w Wielkiej Brytanii i Irlandii, a w niektórych z nich nie są przestrzegane przepisy mające chronić konie przed okrutną śmiercią - wynika z dziennikarskiego śledztwa, którego wyniki przedstawiono w poniedziałek w programie BBC Panorama.
Niektóre z zabijanych zwierząt były kiedyś własnością największych sław w świecie wyścigów konnych i były przez nie trenowane.
Opublikowane w lutym zeszłego roku zdjęcie jednego z najlepszych trenerów Gordona Elliotta siedzącego na martwym koniu - przypomina w tym kontekście BBC - odbiło się szerokim echem w świecie wyścigów oraz poza nim, ale też zwróciło uwagę na los wielu koni wyścigowych, które tracą życie podczas wyścigów, treningów i w rzeźniach.
Na podstawie ustawy o dostępie do informacji dziennikarze Panoramy dowiedzieli się, że od początku 2019 r. w rzeźniach w Wielkiej Brytanii i Irlandii uśmiercono 4000 dawnych koni wyścigowych. Zdecydowana większość z nich trenowana była w Irlandii.
Organizacja Animal Aid, która prowadzi kampanię na rzecz zakończenia wyścigów konnych, umieściła ukryte kamery w rzeźni Drury and Sons, która jest jedną z największych w Anglii mających licencję na zabijanie koni. Materiał filmowy został nagrany w ciągu czterech dni pod koniec 2019 r. i na początku 2020 r. "Kiedy obejrzeliśmy nagrania, byliśmy absolutnie zdumieni ilością młodych koni pełnej krwi" - powiedział rzecznik Animal Aid, Dene Stansall.
Na nagraniu zarejestrowano ubój dziesiątków byłych koni wyścigowych, w większości pochodzących z Irlandii i w większości młodych. Niektóre z koni zastrzelonych w rzeźni miały za sobą znakomite kariery wyścigowe, podczas których zdobyły dla swoich właścicieli tysiące funtów. Trzy z nich były trenowane przez wspomnianego Gordona Elliotta w jego nowocześniejszych stajniach w irlandzkim hrabstwie Meath.
Jak wskazuje Panorama, zarejestrowane ukrytą kamerą nagranie sugeruje, że w rzeźni dochodziło do naruszenia przepisów mających na celu ochronę zwierząt przed niczym nieuzasadnionym okrucieństwem. Zgodnie z przepisami, zabijany koń nie powinien być w zasięgu wzroku pozostałych. Tymczasem w ciągu czterech dni nagrań do takich sytuacji dochodziło 26 razy. Jak mówi Panoramie prof. Daniel Mills, specjalista behawioralny zwierząt z Uniwersytetu w Lincoln, wystrzał z broni palnej w połączeniu z widokiem upadającego nagle innego konia jest dla pozostałych bardzo niepokojący.
To nie jest jedyne naruszenie zasad. Przepisy mówią również, że należy dołożyć wszelkich starań, by zapewnić zwierzęciu szybką śmierć. Ale materiał filmowy pokazał, że czasami zgon była daleki od natychmiastowego. W 91 przypadkach kamery zarejestrowały rzeźnika, który strzelał do koni nie z bliska, ale z daleka. Jak wyjaśnia Mills, aby zapewnić szybką śmierć, kula powinna trafić w precyzyjnie określone miejsce, co przy strzale z daleka jest niezwykle utrudnione. Ponadto - jak mówi - nie wygląda na to, by konie były wcześniej ogłuszane.
Kolejną sprawą jest to, że niektóre zabijanych na nagraniu koni wyścigowych były wcześniej transportowane do rzeźni Drury and Sons z Irlandii, pokonując ponad 560 km drogą lądową i morską, co samo w sobie jest narażaniem zwierząt na niepotrzebne cierpienia.
Rzeźnia Drury and Sons oświadczyła Panoramie, że "bardzo dba o utrzymanie dobrostanu zwierząt na wysokim poziomie i nie akceptuje żadnej formy znęcania się nad nimi".
Mimo serii bolesnych porażek reprezentacji na piłkarskich mistrzostwach świata bądź Europy niemal wszyscy w Anglii wierzą, że tym razem będzie inaczej i w środę wieczorem cieszyć się będą z pierwszego od 55 lat awansu do finału wielkiego turnieju.
Aby tak się stało, potrzebna jest wygrana w półfinale na Wembley z teoretycznie słabszą, ale nieobliczalną i rozkręcającą się z meczu na mecz Danią. To jednak Anglicy są faworytem, zwłaszcza że pomagać im będzie publiczność.
Wymóg 10-dniowej kwarantanny po przyjeździe do Anglii powoduje, że na stadionie duńscy kibice będą w mniejszości - głównie to obywatele tego kraju mieszkający i pracujący w Wielkiej Brytanii. Ale nie będzie ich też aż tak mało, jak mogłoby się wydawać - według Sky News ich liczba wyniesie ok. ośmiu tysięcy.
Natomiast wśród ponad 50 tys. kibiców wspierających reprezentację Anglii będą m.in. wnuk królowej, książę William, brytyjski premier Boris Johnson z żoną Carrie, burmistrz Londynu Sadiq Khan, a także byłe gwiazdy ekipy "Trzech Lwów: David Beckham, John Terry, Frank Lampard, Rio Ferdinand, Paul Gascoigne i David Seaman. Dwaj ostatni byli czołowymi postaciami drużyny, która w rozgrywanym w Anglii Euro'96 doszła do półfinału. Awans do finału przegrała rzutami karnymi, a decydującej "jedenastki" nie wykorzystał Gareth Southgate, obecny selekcjoner reprezentacji.
Nawiązań do tamtego turnieju jest w Anglii mnóstwo, ale najważniejszym - oprócz osoby Southgate'a - wszechobecny ponownie, pochodzący z 1996 r. utwór "Three Lions", bardziej znany pod nazwą "Football's Coming Home", który od tego czasu jest nieoficjalnym hymnem reprezentacji. W środę np. jego instrumentalną wersję przed londyńską rezydencją następcy tronu księcia Karola wykonała jeden z najstarszych zespołów brytyjskiej armii - Band of the Coldstream Guards.
Według wyliczeń w ciągu ostatniego tygodnia zwrot "it's coming home" lub "football's coming home" został użyty na Twitterze ponad 356 tysięcy razy, co oznacza wzrost o 1774 proc. w stosunku do poprzednich siedmiu dni. Ale też praktycznie nie ma dnia, by ten zwrot nie pojawił się w tytułach prasowych.
Jeśli chodzi o inne statystyki, to Brytyjskie Stowarzyszenie Browarów i Pubów (BBPA) podało, że spodziewa się, iż w ciągu meczu wypitych zostanie 6,8 milionów pint piwa. To oznacza, że w każdej minucie meczu sprzedanych zostanie 50 tysięcy. Znalezienie miejsca w pubie w centrum Londynu na czas meczu jest niemal niemożliwe, ale i tak łatwiejsze niż zdobycie biletu na stadion, choć pewna pula została udostępniona do sprzedaży w środę koło południa.
O tym jak duży jest na nie popyt świadczą ceny na rynku wtórnym - w środę na portalu aukcyjnym eBay za bilety o nominalnej wartości 595 euro sprzedawca domagał się 4000 funtów, zaś inny za dwa bilety kosztujące 345 euro chciał 3500 funtów.
Zdecydowana większość kibiców będzie musiała zadowolić się oglądaniem meczu w telewizji - albo w pubach, albo w domach. Jak podał dziennik "Daily Mirror", szacuje się, że mecz w telewizji obejrzy 25 milionów osób. Byłoby to o jedną czwartą więcej niż ćwierćfinał przeciw Ukrainie (19,8 mln), który był transmisją - nie tylko sportową - o najwyższej oglądalności w tym roku w Wielkiej Brytanii.
Ale to wciąż znacznie poniżej rekordu z 1966 r., gdy zwycięstwo Anglii nad Niemcami w finale mistrzostw świata śledziło 32,3 mln osób, przy mniejszej populacji niż obecnie. Był to jedyny finał wielkiej piłkarskiej imprezy, w którym grała Anglia.
Sukcesu reprezentacji Anglii zgodnie życzyli w Izbie Gmin premier Johnson, lider opozycji Keir Starmer, ale także - co już mniej oczywiste - lider frakcji parlamentarnej Szkockiej Partii Narodowej Ian Blackford. Szkoci mają jednak mieszany stosunek do środowego meczu - szkocki tabloid "Daily Record" podał, że w ciągu ostatnich 24 godzin w wyszukiwarce Google zanotowano 300-procentowy wzrost zainteresowania duńskimi flagami.
Początek meczu Anglia - Dania o godz. 21 czasu polskiego. (PAP)
Polscy siatkarze zajęli drugie miejsce w Lidze Narodów, przegrywając w finale z Brazylijczykami 1:3 (25:21, 23:25, 16:25, 14:25). To pierwszy triumf "Canarinhos" w tych rozgrywkach, które w tym roku z powodu koronawirusa miały postać miesięcznego turnieju w Rimini.
Brazylia - Polska 3:1 (21:25, 25:23, 25:16, 25:14).
Brazylia: Bruno Rezende, Wallace de Souza, Yoandry Leal, Lucas Saatkamp, Ricardo Lucarelli, Mauricio Soiza, Thales Hoss (libero) oraz Douglas Souza, Alan Souza, Isac Santos.
Polska: Piotr Nowakowski, Bartosz Kurek, Fabian Drzyzga, Michał Kubiak, Mateusz Bieniek, Paweł Zatorski (libero) oraz Łukasz Kaczmarek, Kamil Semeniuk, Aleksander Śliwka, Grzegorz Łomacz.
W niedzielę Polacy i Brazylijczycy po raz pierwszy w tej edycji LN usłyszeli przed meczem hymny narodowe. Wcześniej organizatorzy zrezygnowali z tej tradycji, tłumacząc się względami bezpieczeństwa związanymi z pandemią.
W finale zmierzyły się dwie najlepsze drużyny fazy zasadniczej. W niej w pojedynku tych ekip dwa tygodnie temu zdecydowanie lepsi byli "Canarinhos". Z podstawowego składu w ekipie z Ameryki Południowej brakowało wówczas tylko Lucasa Saatkampa, który do zespołu dołączył później ze względów rodzinnych. U biało-czerwonych nie zagrali wtedy Bartosz Kurek, Paweł Zatorski, Piotr Nowakowski, a Wilfredo Leon pojawił się na boisku jedynie na chwilę. Tym razem wszyscy byli w wyjściowej "szóstce", a kibice obejrzeli obu pochodzących z Kuby przyjmujących, którzy zaliczani są do ścisłej światowej czołówki. Leon od dwóch lat występuje w biało-czerwonych barwach, a Yoandry Leal w tym samym czasie wzmocnił brazylijską kadrę.
Zespoły te mierzyły się m.in. w finale dwóch ostatnich edycji mistrzostw świata i w obu tych meczach górą byli Polacy. Tak samo zakończył się ich pojedynek o trzecie miejsce poprzedniej edycji LN sprzed dwóch lat (ubiegłoroczna została odwołana z powodu pandemii COVID-19). "Canarinhos" z kolei cieszyli się ze zwycięstwa w pojedynku w ramach Pucharu Świata 2019.
W niedzielę w pierwszym secie obie drużyny dobrze spisywały się w obronie, czego efektem były długie akcje. Skuteczne kontry pomogły biało-czerwonym objąć prowadzenie 8:6. Wówczas atakujący obu ekip - Kurek i Wallace de Souza - zamienili swoje tradycyjne koszulki na różowo-fioletowe, na których dodatkowo mieli na plecach nazwisko siatkarki, która występuje z takim samym numerem jak oni. Grali w nich do drugiej przerwy technicznej, a było to częścią akcji Międzynarodowej Federacji Piłki Siatkowej promującej równość płci.
W trakcie tej odsłony kilkakrotnie podopieczni Vitala Heynena odskakiwali, ale rywale odrabiali. Od stanu 20:20 już jednak na to nie pozwolili, w czym udział miał serwujący Leon. Ostatni punkt tej odsłony zdobył Kurek.
Kolejną lepiej zaczęli Brazylijczycy, którzy często zatrzymywali mistrzów świata blokiem (3:6). W połowie tej partii zaczęły się pojawiać dodatkowe emocje, przedłużały się dyskusje z sędziami. Wydaje się, że w pewnym momencie wpłynęło to na skupienie Polaków. Spadła też efektywność w ataku Kurka, a po drugiej stronie uaktywnił się Leal, którego wcześniej biało-czerwoni nieco wyłączyli z gry. Podopieczni Heynena stopniowo jednak odrabiali straty, w czym pomogła im m.in. zagrywka Fabiana Drzyzgi oraz powrót lepszej skuteczności reprezentacyjnego atakującego (18:18). Potem znów błysnął Leal, a na koniec tej partii Leon zepsuł serwis.
Zawodnicy Carlosa Schwanke (zastępował w Rimini głównego szkoleniowca Brazylijczyków Renana Dal Zotto, który wciąż dochodzi do siebie po ciężkim przejściu zakażenia koronawirusem) poszli za ciosem. Regularnie nękali Polaków trudnymi zagrywkami, z którymi ci mieli duże kłopoty. Przy stanie 7:10 Heynen w miejsce Leona posłał do gry na nieco dłużej Kamila Semeniuka.
Nieco później dokonał kolejnych roszad - pojawili się Łukasz Kaczmarek, Aleksander Śliwka i Grzegorz Łomacz. Do zmiany nie doszło na środku - podczas sobotniego półfinału kłopot z mięśniami brzucha zgłosił Jakub Kochanowski i szkoleniowiec w niedzielę dał mu odpocząć. Mimo pojawienia się na boisku nowych graczy sytuacja się nie zmieniła - mistrzowie świata nadal nie radzili sobie w ofensywie.
Na początku czwartego seta biało-czerwoni wrócili do wyjściowego ustawienia, ale to również nie dało rezultatu. Rozpędzeni "Canarinhos" punktowali bez problemu, wciąż nakładając dużą presję swoimi zagrywkami na rywali. Tym ostatnim zaś wyraźnie brakowało energii. Gdy Brazylijczycy wypracowali bezpieczną przewagę (18:12, 22:14), to ich rezerwowi zaczęli już powoli fetować triumf. Polacy nie byli w stanie zrobić nic, by im to uniemożliwić.
Obie ekipy przygotowują się do zbliżających się igrzysk w Tokio. Heynen po fazie zasadniczej podał nazwiska jedenastu graczy z "12", którą zabierze na turniej olimpijski. Decyzję dotyczącą libero ma podać po zakończeniu LN. O ostatnie miejsce w składzie walczyli Zatorski i Damian Wojtaszek. Zarówno w półfinale, jak i w finale wystąpił pierwszy z nich.
Była to trzecia edycja LN. W tej pierwszej sprzed trzech lat Polacy zajęli piąte miejsce, a rok później trzecie. Brazylijczycy w przeszłości dwukrotnie plasowali się na czwartej pozycji.
Rozgrywki te zastąpiły w siatkarskim kalendarzu Ligę Światową. W niej biało-czerwoni triumfowali w 2012 roku, a "Canarinhos" rekordowe dziewięć razy.
W rozgrywanym wcześniej w niedzielę meczu o trzecie miejsce w tej edycji LN Francuzi pokonali Słoweńców 3:0.(PAP)
Broniący tytułu mistrza świata Formuły 1 Brytyjczyk Lewis Hamilton (Mercedes) wygrał wyścig o Grand Prix Wielkiej Brytanii na torze Silverstone. Wicelider klasyfikacji generalnej i siedmiokrotny zdobywca tytułu odniósł 99. zwycięstwo w karierze, a ósme w ojczyźnie.
Drugie miejsce zajął reprezentant Monako Charles Leclerc (Ferrari), a trzeci był Fin Valtteri Bottas (Mercedes).
Prowadzący w cyklu Holender Max Verstappen musiał wycofać się wyścigu już na początku drugiego okrążenia, kiedy po kontakcie z Hamiltonem wypadł z toru i z dużą prędkością uderzył w barierkę. Wyglądał na oszołomionego, ale o własnych siłach opuścił bolid i udał się do karetki na szczegółowe badania. Później szef Red Bulla Christian Horner poinformował, że Holendrowi nie stało się nic poważnego.
"To naprawdę duży wypadek, a wypadek w stu procentach +należał+ do Maxa. Hamilton nigdy nie powinien znaleźć się w tym miejscu" - ocenił Horner.
W momencie uderzenia w barierki przeciążenie wyniosło 51g - ok. 10 razy więcej od tego, jakie towarzyszy kierowcom F1 podczas normalnego skręcania przy dużej prędkości.
Hamilton został za to ukarany 10-sekundowym postojem w alei serwisowej, ale nie przeszkodziło mu to w zwycięstwie.
Po wypadku na torze pojawił się samochód bezpieczeństwa, a po chwili cała stawka zjechała do alei serwisowej. Zawody zostały przerwane na ok. 30 minut.
Wyścig wznowiono z pól startowych. Z pierwszego ruszył prowadzący przed pojawieniem się samochodu bezpieczeństwa Leclerc, z drugiego - Hamilton. Reprezentant Monako długo utrzymywał się na prowadzeniu, które powiększył, gdy Brytyjczyk zjechał na pit stop i odbył 10-sekundową karę.
Jednak w drugiej połowie rywalizacji Hamilton powiększył tempo i sukcesywnie zmniejszał 15-sekundową stratę do lidera wyścigu. Najpierw dogonił Bottasa, któremu szef Mercedesa Toto Wolff nakazał przez radio przepuszczenie partnera, a trzy okrążenia przed końcem dogonił reprezentanta Monako.
Leclerc nieco ułatwił Hamiltonowi zadanie, ponieważ podczas walki o obronę pozycji kierowca Ferrari wyjechał poza tor i wrócił na niego już za bolidem siedmiokrotnego mistrza świata.
"Dałem z siebie nie sto, tylko dwieście procent, ale to było za mało. Lewis wykonał niesamowitą pracę" - skomentował Leclerc.
Po 10 wyścigach Verstappen ma 185 punktów, a Hamilton powiększył dorobek do 177.(PAP)
Hubert Hurkacz jest drugim polskim tenisistą, który awansował do półfinału wielkoszlemowego Wimbledonu w singlu. Dołączył do Jerzego Janowicza, który dokonał tego na londyńskiej trawie w 2013 roku.
Hurkacz pokonał w środowym ćwierćfinale legendarnego Szwajcara Rogera Federera 6:3, 7:6 (7-4), 6:0.
Przed wrocławianinem trzech innych Polaków w grze pojedynczej dotarło do tego etapu w Wimbledonie - Wojciech Fibak w 1980 roku oraz Łukasz Kubot i Jerzy Janowicz osiem lat temu. Dwaj ostatni w pojedynku o awans do "czwórki" zagrali wówczas przeciwko sobie.(PAP)
Na stadionie Wembley lub Tottenhamu Hotspur w Londynie dojdzie 25 września do walki mistrza świata wagi ciężkiej Anthony'ego Joshui (24-1, 22 KO) z obowiązkowym pretendentem federacji World Boxing Organization Ołeksandrem Usykiem (18-0, 13 KO) - poinformowały brytyjskie media.
Joshua jest również czempionem organizacji IBF i WBA.
Wcześniej wydawało się, że Brytyjczyk zmierzy się w sierpniu w unifikacyjnym pojedynku w Arabii Saudyjskiej z mistrzem WBC, rodakiem Tysonem Furym. Ten został jednak zobowiązany, zgodnie z zapisami w kontraktach, do stoczenia trzeciej walki z Amerykaninem Deontayem Wilderem. Już wiadomo, że dojdzie do niej 24 lipca w Las Vegas.
Ukrainiec Usyk jest natomiast byłym niekwestionowanym królem kategorii junior ciężkiej.(PAP)
Walka Brytyjczyka Tysona Fury'ego z Amerykaninem Deontayem Wilderem w Las Vegas o tytuł mistrza świata bokserskiej federacji WBC w wadze ciężkiej została przełożona na 9 października - poinformowali w czwartek promotorzy.
Pojedynek miał się odbyć 24 lipca, ale na początku miesiąca został odwołany z powodu pozytywnego wyniku testu Fury'ego na COVID-19.
Będzie to trzecie starcie tych pięściarzy. Po raz pierwszy zmierzyli się w grudniu 2018 roku. Sędziowie wówczas ogłosili remis. W rewanżu 22 lutego 2020 roku Brytyjczyk pokonał Wildera przed czasem i zdobył pas mistrza świata WBC.
Trzecia walka była dwukrotnie przekładana ze względu na ograniczenia związane z pandemią COVID-19. Fury w międzyczasie był już zajęty organizacją unifikacyjnego starcia z Anthonym Joshuą, ale sąd arbitrażowy w USA nakazał mu kolejny pojedynek z Wilderem, zgodnie z klauzulą, którą podpisał.(PAP)
Perfekcyjny mecz Anglii, która jest świetnie prowadzona przez Garetha Southgate'a, pozwala mieć uzasadnione nadzieje, że wreszcie wielkie turnieje przestaną być pasmem rozczarowań - pisze w niedzielę brytyjska prasa po wygranej 4:0 z Ukrainą i awansie do półfinału piłkarskich mistrzostw Europy.
"Niewiele jest wielkich meczów w życiu każdego menedżera, kiedy może on stanąć przy linii bocznej, wziąć głęboki haust nocnego powietrza, zastanowić się nad swoją pracą i - po prostu - cieszyć się sytuacją, ale przez dobre 30 minut w Rzymie Gareth Southgate miał taki przywilej" - pisze "The Daily Telegraph".
"Jest on obecnie drugim najlepszym angielskim menedżerem wszech czasów, ustępując jedynie sir Alfowi Ramseyowi, który jako jedyny doprowadził drużynę narodową do dwóch kolejnych półfinałów wielkich międzynarodowych turniejów. Nikt nie zapomni tego lipcowego wieczoru w Rzymie, gdy Ukraina w drugiej połowie w ciągu 19 minut została rozłożona na łopatki trzema golami, a towarzyszący Anglii na turniejach wielki niepokój został zastąpiony czymś nieoczekiwanym - drugą połową, która była la dolce vita. Rejsem do półfinału, gdzie w środę na Wembley czeka Dania" - dodaje gazeta.
Na to, że kierowana przez Southgate'a drużyna przełamuje barierę niemożności, która ją pętała w wielu poprzednich turniejach i wreszcie gra na miarę oczekiwań, zwraca uwagę też "The Times".
"To była Anglia po raz kolejny wykorzystująca swoją szansę pod wodzą Southgate'a, trenera, który kontynuuje uwalnianie swojej drużyny z mentalnych kajdan i ograniczających ją przez lata cierpień. Ostatnią rzeczą, jaką można powiedzieć jest to, że ćwierćfinały kiedykolwiek były dla Anglii proste, ale Southgate przeszedł przez dwa i jest pierwszym menedżerem, który poprowadził Anglię do półfinałów kolejnych turniejów od czasów sir Alfa Ramseya" - podkreśla "The Times".
Zarazem jednak ostrzega, że półfinał przeciwko Danii wcale nie będzie łatwy.
"Oczywiście tak samo było trzy lata temu, kiedy Anglia w ostatniej ósemce mistrzostw świata przeszła Szwecję, by następnie ulec Chorwacji, a odważna i pełna pasji drużyna Danii będzie poważną przeszkodą. Ale ta noc w Rzymie nie mogła pójść lepiej" - dodano.
"The Times" przypomina też, że od 55 lat Anglia nie zdobyła czterech bramek w meczu wielkiego turnieju po fazie grupowej, a poprzedni taki przypadek miał miejsce w finale mistrzostw świata w 1966 roku.
O idealnym wieczorze w sobotę w Rzymie i szczycie formy, który dla reprezentacji - w tym w szczególności dla jej kapitana Harry'ego Kane'a - przyszedł we właściwym momencie pisze "The Guardian".
"Kane wrócił do swojej zabójczej formy, skuteczność ze stałych fragmentów gry, kolejny mecz bez straty bramki - piąty w pięciu na Euro - a na dokładkę pierwszy gol dla Anglii Jordana Hendersona w jego 62. meczu reprezentacyjnym. To był wieczór, w którym wszystko było idealnie się ułożyło dla Southgate'a i jego piłkarzy" - ocenia "The Guardian".
Gazeta przypomina, że tylko pięć razy wcześniej zdarzyło się, by Anglia zaszła tak daleko w wielkim turnieju i pisze, że niewątpliwie panuje poczucie, iż drużyna osiągnęła szczyt w odpowiednim momencie.
"Przedmeczowe oczekiwania były niebotycznie wysokie po imponującym zwycięstwie nad Niemcami we wtorek, a Ukraina, która wyszła z grupy z trzema punktami, była postrzegana jako łatwy przeciwnik. To była potencjalnie niebezpieczna kombinacja, nadmiar oczekiwań poprzedzający katastrofę, scenariusz, który widywaliśmy już wcześniej, ale Anglia była bezbłędnie skoncentrowana" - podsumowuje "The Guardian".(PAP)
W sobotę rozpocznie się faza pucharowa piłkarskich mistrzostw Europy. W rywalizacji pozostało 16 drużyn, które znają już potencjalną drogę do finału na Wembley 11 lipca. W powszechnej opinii na "ścieżce marzeń" znalazły się Anglia i Niemcy, a druga połowa drabinki uchodzi na trudniejszą.
Drabinka znana była już przed rozpoczęciem turnieju, a po zakończeniu fazy grupowej uzupełniona została o nazwy zespołów.
Jedną połowę tworzą: Anglia, Niemcy, które zmierzą się ze sobą w 1/8 finału, Szwecja, Ukraina, Holandia, Czechy, Dania i Walia, co oznacza, że jedna z tych drużyn zagra w finale.
Druga wydaje się być znacznie trudniejsza: broniąca tytułu Portugalia, Belgia, mistrz świata - Francja, Hiszpania, Chorwacja, Włochy, Szwajcaria i Austria. z tej ósemki także tylko jedna reprezentacja wystąpi w decydującym spotkaniu.
"Jeśli chcemy dojść do finału, a taki jest nasz cel, musimy pokonać jeszcze trzech rywali. Drabinka i układ par nie ma tu większego znaczenia" - przyznał trener Holendrów Frank de Boera.
"Pomarańczowi", podobnie jak Włosi i Belgowie, fazę grupową zakończyli z kompletem punktów.
"Cała trójka pokazała świetny futbol. Ale od 1/8 finału turniej zaczyna się od nowa" - zauważył francuski bramkarz Hugo Lloris.
Teoretycznie można sobie wyobrazić w jednej połowie drabinki ćwierćfinały między Anglią bądź Niemcami a Szwecją oraz pojedynek Holandii z Danią. Tymczasem w drugiej połowie może dojść do piłkarskich hitów między Francją a Hiszpanią oraz Belgią bądź Portugalią a Włochami.
W przeciwieństwie do innych turniejów rangi mistrzowskiej tym razem dużą rolę w walce o półfinał czy finał istotne znaczenie może być miejsce rozgrywania meczu i związane z tym krótsze bądź dłuższe podróże.
Poza Anglikami wszystkie zespoły czekają przed półfinałem co najmniej dwa wyjazdy. I np. mający wysokie notowania Włosi w 1/8 finału zagrają w Londynie, a ewentualny ćwierćfinał czeka ich w Monachium, a w tym czasie Niemcy bądź Anglicy wystąpią wtedy w... Rzymie.
Hiszpański trener Belgów Roberto Martinez, który wreszcie chce poprowadzić do tytułu "złote pokolenie" skupione wokół Kevina De Bruyne czy Edena Hazarda, zwrócił uwagę, że droga jej drużyny do finału jest wyjątkowo trudna.
"Najpierw Portugalia, później Włochy, a dalej Francja lub Hiszpania... Te zespoły w ostatnich latach wygrywały wielkie turnieje, co ma niebagatelne znaczenie i konsekwencje psychologiczne. Takie sukcesy dają mentalność zwycięzcy. To bardzo ważna cecha" - zauważył Martinez.
Ekipę "Czerwonych Diabłów" docenia szkoleniowiec mistrzów Europy Fernando Santos.
"To bardzo trudny przeciwnik. Musimy przeanalizować jego grę, wyciągnąć wnioski i przygotować się najlepiej jak można. Wybierzemy skład i taktykę najlepszą dla drużyny" - zaznaczył Santos.
Polska odpadła z rywalizacji po fazie grupowej wraz z siedmioma innymi zespołami. Biało-czerwoni po porażkach ze Słowacją (1:2) i Szwecją (2:3) oraz remisie z Hiszpanią (1:1) zajęła ostatnie miejsce w grupie E.(PAP)
Na osoby, które w internecie znieważają piłkarzy z pobudek rasistowskich, będą nakładane zakazy stadionowe - zapowiedział w środę brytyjski premier Boris Johnson. To reakcja na falę obelg w stronę trzech czarnoskórych reprezentantów Anglii po finale mistrzostw Europy.
"Tym, co robimy, jest podjęcie praktycznych kroków w celu zapewnienia, że reżim zakazów stadionowych zostanie zmieniony tak, że jeśli jesteś winny rasistowskich zniewag wobec piłkarzy, to nie pójdziesz na mecz. Żadnych +jeśli+, żadnych +ale+. Żadnych wyjątków i wymówek" - powiedział Johnson w Izbie Gmin podczas cotygodniowej sesji poselskich pytań do premiera.
W sporej części poświęcona była ona fali rasistowskich obelg w kierunku trzech czarnoskórych piłkarzy reprezentacji Anglii po przegranym przez nią niedzielnym finale mistrzostw Europy. Niewykorzystane rzuty karne przez Marcusa Rashforda, Jadona Sancho i Bukayo Sakę spowodowały, że Anglia uległa w serii "jedenastek" Włochom i nie zdobyła pierwszego od 55 lat ważnego reprezentacyjnego trofeum.
Johnson poinformował również, że we wtorek wieczorem spotkał się z przedstawicielami firm z branży mediów społecznościowych: Facebooka, Twittera, TikToka, Snapchata i Instagrama, których ostrzegł, że w projekcie ustawy o krzywdach wyrządzanych w internecie jego rząd zajmie się od strony prawnej problemem zniewag w mediach społecznościowych.
"Jeśli nie będą zdejmować nienawiści i rasizmu ze swoich platform, będą grozić im grzywny wynoszące 10 proc. ich globalnych przychodów" - oświadczył Johnson.
Zakazy stadionowe w Wielkiej Brytanii zostały wprowadzone na mocy przyjętej w 1989 r. i nowelizowanej później ustawy o widowni na meczach piłkarskich. Zgodnie z nią sądy mogą zabraniać danej osobie chodzenia na stadiony przez okres od dwóch do 10 lat z powodu przestępstw lub wykroczeń popełnionych w trakcie meczów lub w związku z nimi. Nie obejmuje ona jednak obecnie czynów popełnionych w internecie. Pod zainicjowaną w poniedziałek internetową petycją, by zabronić osobom skazanym za czyny o charakterze rasistowskim chodzenia na mecze piłkarskie podpisało się w ciągu dwóch dni ponad milion osób.
Brytyjska nastolatka Emma Raducanu pokonała Rumunkę Soranę Cirsteę 6:3, 7:5 i w debiucie w Wielkim Szlemie osiągnęła 1/8 finału Wimbledonu. "Muszę zrobić pranie, bo nie zabrałam dość strojów meczowych" - przyznała urodzona w Kanadzie tenisistka.
Raducanu urodziła się w listopadzie 2002 roku w Toronto. Jest córką Chinki i Rumuna, stąd azjatyckie rysy i rumuńskie nazwisko. W wieku dwóch lat wraz rodzicami przeniosła się do Londynu i tu dorastała oraz zdobywała tenisowe szlify.
Zawodniczka przedstawiana jako symbol wielokulturowego brytyjskiego społeczeństwa pierwsze podejście do Wimbledonu wykonała w 2018, ale wtedy odpadła w pierwszej rundzie kwalifikacji. Teraz zajmująca 338. lokatę w światowym rankingu tenisistka otrzymała od organizatorów "dziką kartę", choć nie ma za sobą choćby debiutu w imprezie... WTA.
W sobotę zelektryzowała publiczność na korcie numer jeden kompleksu All England Lawn Tennis and Croquet Club, wygrywając w ciągu 102 minut z dużo bardziej doświadczoną 45. w świecie Cirsteą.
"To zdecydowanie największy kort, na którym grałem, więc myślę, że poradziłem sobie całkiem nieźle. Mecz był bardzo wyrównany i zacięty. Gdy przegrywałam 1:3 w pierwszym secie wiedziałam, że przede wszystkim muszę trzymać nerwy na wodzy, że nie mogę dać się ponieść emocjom i muszę być cierpliwa" - podkreśliła.
W pierwszej partii od stanu 1:3 już nie oddała rywalce żadnego gema, a w drugiej zdecydowało przełamanie w 12. gemie. Młoda Brytyjka przypieczętowała sukces przy trzecim meczbolu.
"Kto by pomyślał, prawda? Gdy pakowałam się do turniejowej +bańki+, rodzice sugerowali, że pakuję zbyt dużo strojów meczowych. I co? Dziś wieczorem po powrocie do hotelu muszę zrobić pranie... " - dodała z uśmiechem Raducanu.
W poniedziałek o ćwierćfinał powalczy z reprezentującą Australię, a urodzoną w Zagrzebiu Ajlą Tomljanovic, która również po raz pierwszy dotarła do najlepszej szesnastki Wimbledonu.
Dwa miesiące temu Raducanu zdawała maturę z matematyki i ekonomii i nie miała w dorobku żadnego spotkania w zawodach WTA. W imprezach niższej rangi zarobiła ledwie 29 tysięcy funtów, a teraz w ciągu kilku dni dzięki wygranym z Rosjanką Witalią Diatchenko, wicemistrzynią French Open 2019 Czeszką Marketą Vondrousovą i sobotniej z Cirsteą zapewniła sobie już... sześciokrotność tej kwoty, czyli 181 tys. funtów.
W chwili triumfu padła na londyńskiej trawie na kolana, a publiczność zgotowała jej owację na stojąco.
"Przed Wimbledonem nie słyszałam ani słowa o Emmie Raducanu, a teraz poznałam ją nie tylko ja, ale cały tenisowy świat. O takim meczu mogła chyba tylko pomarzyć. To niesamowite. To może być zwiastun wielkiej kariery" - przyznała trzykrotna mistrzyni wielkoszlemowa, Amerykanka Tracy Austin.
W 1/8 finału wystąpi również m.in. Iga Świątek, której rywalką będzie Tunezyjka Ons Jabeur.(PAP)
Polscy piłkarze przegrali w Sankt Petersburgu ze Szwecją 2:3 i odpadli z mistrzostw Europy. Z grupy E awansowali ich środowi rywale oraz Hiszpanie, którzy pokonali Słowację aż 5:0. Wieczorem rywalizowała grupa F, w której awans wywalczyli faworyci - Francuzi, Niemcy i Portugalczycy.
Szwedzi prowadzili po godzinie gry 2:0 po dwóch golach Emila Forsberga (pierwszego z nich strzelił już w drugiej minucie), ale biało-czerwoni się nie poddawali. W 84. minucie było 2:2, po dwóch trafieniach najlepszego w polskiej ekipie Roberta Lewandowskiego.
Remis nic jednak Polakom nie dawał. Próbowali do końca, lecz w doliczonym czasie gry stracili bramkę po strzale Viktora Claessona.
W trzech meczach grupy E polscy piłkarze zdobyli tylko jeden punkt - wcześniej przegrali 1:2 ze Słowacją i zremisowali 1:1 z Hiszpanią.
Trener Paulo Sousa przyznał, że jego drużyna zasłużyła na znacznie więcej.
"To prawda, że naszym celem podstawowym było wyjście z grupy. Jesteśmy rozczarowani. Ja, mój sztab, piłkarze, ponieważ zasłużyliśmy na znacznie więcej niż dostaliśmy w tym turnieju" - przyznał Sousa na konferencji pomeczowej.
Jak dodał, nie da się osiągnąć celów, jeśli tak łatwo traci się bramki. Mimo tego widzi zmiany na lepsze w drużynie, również w grze defensywy.
"Nie jest łatwo zmienić przyzwyczajenia, ale dostrzegam zmiany. Lepiej funkcjonujemy jak całość w obronie. Bronimy dalej od bramki, to pozwala nam tworzyć dogodne sytuacje. Jest też zmiana mentalna. Tylko skupienie, agresja w grze pozwalają osiągnąć sukces. Lepiej kontrolujemy grę, spychamy przeciwnika bliżej własnej bramki. Jestem zadowolony z decyzji podejmowanych przez piłkarzy na boisku" - stwierdził Sousa.
Selekcjoner ma kontrakt do końca trwających już eliminacji mistrzostw świata. W sierpniu dojdzie do zmiany prezesa PZPN (Zbigniew Boniek kończy drugą, przedłużoną z powodu pandemii kadencję), ale Sousa chce pozostać w kadrze narodowej.
"Ja widzę, jak on pracuje, co chce zrobić. Widać, że chce tej drużynie dać coś innego. Na dzień dzisiejszy może nie ma troszeczkę szczęścia, może drużyna nie ma szczęścia. Nie wiem... Przyjdzie nowy prezes. Zobaczymy, co wymyśli, co zrobi. Wydawało mi się, że to była dobra koncepcja (zatrudnienie Sousy - PAP)" - przyznał prezes Boniek.
W drugim środowym meczu grupy E Hiszpania potrzebowała zwycięstwa w Sewilli nad Słowacją i dokonała tego bez żadnych kłopotów. Wygrała aż 5:0, a dwa gole padły po samobójczych trafieniach.
"Zwycięstwo oczywiście oznacza ulgę. Nie tylko dla mnie, jako trenera, ale dla naszej filozofii gry. Wiemy, że grając w taki sposób możemy odnosić wielkie zwycięstwa. To spotkanie dało wiele radości kibicom, ale również nam samym" - przyznał trener Hiszpanów Luis Enrique.
Z grupy E awansowały tylko najlepsi w niej Szwedzi (7 pkt) oraz Hiszpanie (5). Słowacy zakończyli udział z trzema punktami, zdobytymi w meczu z Polską.
Reprezentacja "Trzech Koron" zagra w 1/8 finału z Ukrainą, a Hiszpania z Chorwacją.
W środowy wieczór odbyła się również ostatnia kolejka w uznawanej za najsilniejszą grupie F.
Broniąca tytułu Portugalia zremisowała w Budapeszcie z finałowym rywalem z 2016 roku - Francją 2:2.
Po dwie bramki zdobyli czołowi napastnicy obu drużyn - Cristiano Ronaldo (obie z rzutów karnych) oraz Karim Benzema (jedną z "jedenastki").
Słynny Portugalczyk, który w obecnym turnieju zaliczył dotychczas pięć trafień, ma już 21 bramek na wielkich piłkarskich turniejach - mistrzostwach Europy lub świata. Jest samodzielnym rekordzistą pod tym względem. W samych ME zdobył 14 bramek, również najwięcej w historii.
Wynikiem 2:2 zakończyło się również spotkanie Niemców z Węgrami w Monachium. Gospodarze byli w sporych opałach z bardzo ambitnie walczącymi rywalami. Przegrywali do 84. minuty 1:2, ale pozostanie w turnieju zapewnił im gol Leona Goretzki.
W czterech środowych meczach strzelono łącznie 18 bramek - najwięcej w ciągu jednego dnia w historii mistrzostw Europy.
W tabeli grupy F najlepsza okazała się Francja - 5 punktów, przed Niemcami i Portugalią (po 4) oraz żegnającymi się z dalszą grą Węgrami (2), którzy jednak pozostawili po sobie bardzo dobre wrażenie. To rywale Polaków w eliminacjach mistrzostw świata.
W 1/8 finału Portugalia zmierzy się w jednym ze szlagierów z Belgią, Francja ze Szwajcarią, a Niemcy - w innym wielkim hicie - z Anglią.
Pozostałe pary to: Walia - Dania, Włochy - Austria i Holandia - Czechy.
Po fazie grupowej, oprócz Polski, Słowacji i Węgier, odpadły: Turcja, Finlandia, Rosja, Macedonia Północna i Szkocja. (PAP)
Andrzej Grzebyk i Marius Žaromskis spotkali się po raz pierwszy w listopadzie 2020 roku. Na gali KSW 56 już w jednej z pierwszych akcji Polak złamał kość piszczelową, ale mimo to walczył heroicznie do końca rundy z utytułowanym Litwinem. Ostatecznie Grzebyk musiał dać za wygraną, ale zaraz po starciu dla wszystkich było to oczywiste, że ten pojedynek musi mieć swoją kontynuację. "Double Champ" i "The Whitemare" skrzyżują ponownie rękawice w co-main evencie gali KSW 62, która odbędzie się 17 lipca w Warszawie. Zobaczcie zapowiedź tego starcia.
Hiszpania po rzutach karnych wyeliminowała Szwajcarię, a Włochy pokonały Belgię 2:1 w ćwierćfinałach piłkarskich mistrzostw Europy. Zwycięzcy zmierzą się ze sobą 6 lipca na stadionie Wembley w Londynie.
W Sankt Petersburgu po 120 minutach gry Hiszpanie remisowali ze Szwajcarami 1:1. Prowadzili od 8. minuty, gdy po strzale Jordiego Alby piłka odbiła się od Denisa Zakarii, co zmyliło Yanna Sommera. Była to już dziesiąta samobójcza bramka na Euro 2020. To więcej niż we wszystkich poprzednich turniejach finałowych razem wziętych, w których padło łącznie dziewięć takich trafień.
Szwajcarzy, dla których był to najważniejszy mecz od 1954 roku (przegrany ćwierćfinał mistrzostw świata), wyrównali w 68. minucie po trafieniu Xherdana Shaqiriego.
Dziewięć minut później czerwoną kartkę za niebezpieczny faul otrzymał Remo Freuler i od tego momentu zaznaczyła się przewaga Hiszpanów. Zwłaszcza w dogrywce zepchnęli rywali do głębokiej, chwilami rozpaczliwej obrony. Wynik jednak się nie zmienił głównie za sprawą świetnie dysponowanego Sommera.
W rzutach karnych, które wydawały się być atutem Szwajcarów (wyeliminowali w ten sposób w 1/8 finału mistrzów świata Francuzów), pomyliło się aż pięciu zawodników: z Hiszpanów - Sergio Busquets i Rodri, a w drużynie szwajcarskiej: Fabian Schaer, Manuel Akanji i Ruben Vargas. Mistrzowie Europy z 2008 i 2012 roku zwyciężyli 3-1 i grają dalej.
Hiszpańskie media za bohatera meczu uznały bramkarza Unai Simona. "Unai daje nam awans!", "Unai mistrzem!" - napisał dziennik "AS". W poprzednim spotkaniu z Chorwacją Simon puścił kuriozalnego samobójczego gola po podaniu Pedriego.
Wieczorem w Monachium zmierzyły się reprezentacje Włoch i Belgii. Spotkanie było rozgrywane w bardzo szybkim tempie, a obaj bramkarze mieli pełne ręce roboty. Wszystkie gole padły w pierwszej połowie. Włosi prowadzili po trafieniach Nicolo Barelli i Lorenzo Insigne. Tuż przed przerwą Jeremy Doku wywalczył dla Belgów rzut karny, który wykorzystał Romelu Lukaku.
Po zmianie stron przeważali Belgowie, groźne akcje przeprowadzał Doku, świetną okazję miał także Lukaku, ale Włosi skutecznie się bronili. "Czerwone Diabły" wracają do domu z poczuciem dużego niedosytu, bo wielu ekspertów widziało w nich kandydatów do złotego medalu.
Lukaku, z czterema bramkami na koncie, należał do najskuteczniejszych strzelców Euro. Więcej - pięć - zdobył tylko Portugalczyk Cristiano Ronaldo, a cztery razy trafili do siatki jeszcze Szwed Emil Forsberg, Francuz Karim Benzema i Czech Patrick Schick. Z tych zawodników pozostaje w turnieju tylko Schick.
W sobotę w pozostałych ćwierćfinałach Czechy zagrają w Baku z Danią, a w Rzymie Anglia zmierzy się z Ukrainą. Anglicy jako jedyni nie stracili do tej pory bramki. (PAP)
Chorwacja wygrała ze Szkocją 3:1 i zapewniła sobie prawo gry w 1/8 finału mistrzostw Europy. W drugim wtorkowym meczu drużyn pewnych już awansu Anglia wygrała z Czechami 1:0. Polscy piłkarze przylecieli do Sankt Petersburga, gdzie w środę zagrają ze Szwecją.
W Glasgow, w spotkaniu Szkotów z Chorwatami, remis nie urządzał nikogo i oznaczał wyeliminowanie obu drużyn. Ozdobą meczu był gol Luki Modrica. W 62. minucie gwiazdor Realu Madryt pokonał Davida Marshalla strzałem tzw. fałszem z kilkunastu metrów. Wicemistrzowie świata prowadzili w tym momencie 2:1, a kropkę nad "i" postawił w 77. minucie Ivan Perisic, który zdobył bramkę główką po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Modrica.
Na Wembley Anglicy skromnie wygrali z Czechami po golu Raheema Sterlinga w 12. minucie. Jako zwycięzcy grupy D mecz 1/8 finału rozegrają na tym samym stadionie z drugą drużyną uznawanej za najsilniejszą grupy F, w której występują mistrz świata Francja, Niemcy, broniąca tytułu Portugalia i Węgry.
Polscy piłkarze, podbudowani remisem 1:1 z Hiszpanią, przylecieli we wtorek do Sankt Petersburga, gdzie w środę staną przed szansą awansu do 1/8 finału. Muszą pokonać Szwecję, pewną już dalszego udziału w turnieju.
"Mecz ze Szwecją jest dla nas jak finał i musimy być przygotowani jak na finał" - oświadczył na konferencji prasowej selekcjoner Paulo Sousa.
"Szwecja jest zespołem bardzo dojrzałym, który świetnie gra w obronie, lubi też mieć piłkę, ale potrafi także kontratakować. To jedna z najlepszych drużyn (tegorocznych mistrzostw - PAP) jeśli chodzi o przechwyty i wybicia piłki spod bramki" - ocenił 50-letni szkoleniowiec.
Jak przyznał, sobotnie spotkanie z Hiszpanią w Sewilli kosztowało jego podopiecznych wiele sił.
"Niektórzy piłkarze jeszcze nie zdołali do końca zregenerować się po meczu z Hiszpanią, ale liczę, że jutro już będą czuć się znacznie lepiej. Wciąż mam wątpliwości, jeśli chodzi o obsadzenie niektórych pozycji. Jutro zapadną ostateczne decyzje" - dodał Portugalczyk.
Po przymusowej pauzie za dwie żółte kartki (w konsekwencji czerwonej) w meczu ze Słowacją (1:2) do gry może wrócić Grzegorz Krychowiak. To tym ważniejsze, że z drobną kontuzją kolana zmaga się zastępujący go w Sewilli Jakub Moder i wciąż nie wiadomo, czy będzie gotowy na starcie ze Szwecją.
Nie ma natomiast przeszkód, aby wystąpił Jan Bednarek. Pod koniec potyczki z Hiszpanią 25-letniemu obrońcy odnowił się uraz, ale piłkarz ma zagrać w środę.
Po dwóch kolejkach grupy E Szwecja prowadzi w tabeli z czterema punktami, Słowacja ma trzy, a Hiszpania - dwa. Polacy zajmują ostatnie miejsce z jednym punktem, lecz w środę nie muszą oglądać się na inne zespoły.
Jeżeli piłkarze Sousy pokonają Szwedów, zajmą co najmniej drugie miejsce w grupie. Jest szansa nawet na pierwsze, ale jednym z warunków jest remis w meczu Hiszpanii ze Słowacją. Remis lub porażka biało-czerwonych w Sankt Petersburgu będzie oznaczać zakończenie ich udziału w turnieju.
Jeśli Polacy wygrają grupę, mecz 1/8 finału rozegrają 29 czerwca w Glasgow z jedną z trzech drużyn z trzecich miejsc w swoich grupach: Finlandią (B), Ukrainą (C) lub Czechami (D). W przypadku zajęcia drugiej lokaty podopieczni Paulo Sousy zagrają dzień wcześniej w Kopenhadze z Chorwacją.
Wszystko wskazuje na to, że mecz ze Szwecją będzie rozgrywany w bardzo trudnych warunkach.
"Prognozy są dramatyczne. Spotkanie ze Szwecją rozpocznie się o 18 i przed chwilą sprawdziliśmy, że w środę o tej porze temperatura w Sankt Petersburgu ma sięgać 36 stopni Celsjusza. Może i dobrze, że podobne upały mamy w Gdańsku, bo mogliśmy się przyzwyczaić do tych ekstremalnych warunków" – mówił menedżer kadry Jakub Kwiatkowski przed wylotem biało-czerwonych z Trójmiasta.
We wtorek brytyjski rząd poinformował, że półfinały i finał mistrzostw Europy, które zaplanowano na Wembley, będzie mogło obejrzeć za każdym razem ponad 60 tysięcy widzów. To oznacza, że stadion będzie wypełniony w 75 procentach.
Wszyscy posiadacze biletów będą musieli mieć ujemny wynik testu na COVID-19 lub potwierdzenie całkowitego szczepienia – dwie dawki otrzymane 14 dni przed meczem. (PAP)
Artur Sowiński zadebiutował w KSW na cztery lata przed tym, jak Sebastian Rajewski rozpoczął swoją karierę w MMA. Dla "Kornika" walka na KSW 62 będzie już jego 21 występem w białym ringu lub okrągłej klatce. Czy 17 lipca młoda krew znajdzie sposób na starego wyjadacza? Zobaczcie zapowiedź tego pojedynku.
Gala KSW 62 odbędzie się w studiu telewizyjnym w Warszawie. Wydarzenie można oglądać w systemie PPV na KSWTV.com, Ipla.tv oraz w Cyfrowym Polsacie i sieciach kablowych.
W piątek i sobotę odbędą się ćwierćfinały piłkarskich mistrzostw Europy. Na pierwszy z tych dni zaplanowano mecz lidera światowego rankingu Belgii z Włochami w Monachium oraz spotkanie Szwajcarii - bez pauzującego za kartki kapitana Granita Xhaki - z Hiszpanią w Sankt Petersburgu
Szlagierem powinno być starcie Belgów z Włochami. "Czerwone Diabły" w 1/8 finału wyeliminowały broniących tytułu Portugalczyków, ale zwycięstwo 1:0 okupili kontuzjami swoich największych gwiazd - Edena Hazarda i Kevina De Bruyne. W czwartek nie brali oni udziału w treningu.
Tymczasem do drużyny Włoch po kontuzji mięśniowej wraca doświadczony obrońca Giorgio Chiellini.
Podopieczni Roberto Manciniego przeszli przez fazę grupową jak burza, lecz w 1/8 finału musieli się sporo namęczyć w rywalizacji z mądrze grającą Austrią. Zwyciężyli dopiero po dogrywce 2:1.
Włosi na 11 zakończyli serię meczów bez straty gola. Śrubują natomiast inną znakomitą passę - nie przegrali 31. spotkania z rzędu.
Początek meczu w Monachium o godz. 21. Jednym z asystentów sędziego VAR będzie Paweł Gil.
Trzy godziny wcześniej rozpocznie się spotkanie w Sankt Petersburgu, gdzie podbudowana wyeliminowaniem Francji Szwajcaria zagra - bez pauzującego za kartki kapitana Granita Xhaki - z rozpędzającą się Hiszpanią.
Mecze poprzedniej rundy z udziałem tych drużyn były jednymi z największych dotychczas wydarzeń turnieju.
Szwajcarów skazywano na porażkę w starciu z mistrzami świata Francuzami. Do 81. minuty przegrywali 1:3, ale doprowadzili do stanu 3:3. W dogrywce bramki nie padły, a w serii rzutów karnych Helweci zwyciężyli 5-4.
Szwajcaria awansowała do ćwierćfinału ważnego turnieju po raz pierwszy od 1954 roku, kiedy uległa Austrii 5:7 w mistrzostwach świata, których była gospodarzem.
Hiszpanie rozpoczęli turniej bardzo przeciętnie. Po dwóch remisach - 0:0 ze Szwecją i 1:1 z Polską - selekcjoner Luis Enrique dokonał kilku zmian w składzie i jego podopieczni wygrali wysoko ze Słowacją 5:0. Natomiast w 1/8 finału pokonali wicemistrzów świata Chorwatów 5:3 po dogrywce.
Na sobotę zaplanowano mecze Czechy - Dania w odległym Baku oraz Ukraina - Anglia w Rzymie. (PAP)
Andrzej Grzebyk (17-4, 10 KO, 3 Sub) i Marius Žaromskis (23-9, 16 KO, 1 Sub) ponownie spotkają się w klatce 17 lipca. Rewanżowe starcie w kategorii półśredniej będzie jedną z głównych walk gali KSW 62.
Andrzej Grzebyk i Marius Žaromskis skrzyżowali rękawice na gali KSW 56 w listopadzie 2020 roku. Polak już w jednej z pierwszych akcji złamał kość piszczelową, ale mimo to nie poddał walki i starał się kontynuować starcie. Mimo prowadzenia heroicznego boju Polaka z kontuzją i rywalem pod koniec pierwszej odsłony sędzia przerwał pojedynek i ogłosił zwycięstwo Litwina.
30-latek z Tarnowa przed pojedynkiem z Žaromskisem dorobił się imponującej passy dziewięciu wygranych, z czego aż osiem pojedynków kończył przez nokauty. Były podwójny mistrz organizacji FEN walczył i wygrywał w przeszłości między innymi z Tomaszem Jakubcem, Michałem Pietrzakiem, Kamilem Szymuszowskim, Mindaugasem Verzbickasem, Kamilem Gniadkiem i Marcinem Naruszczką.
Marius Žaromskis w swojej bogatej karierze walczył między innymi dla organizacji Cage Rage, Strikeforce, Bellator MMA i DREAM. W tej ostatniej Litwin wygrał Grand Prix i sięgnął po pierwszy w historii tej organizacji pas kategorii półśredniej. „The Whitemare” w ringu i klatce stawał naprzeciw takich rywali, jak: Hayato Sakurai, Jason High, Nick Diaz oraz legendarny Kazushi Sakuraba. Aż 14 przeciwników Žaromskisa skończyło starcie na deskach.
Walka wieczoru | The Main Event
93 kg/205 lb: Szymon Kołecki (9-1 , 8 KO) vs TBA
77,1 kg/170 lb: Andrzej Grzebyk (17-4, 10 KO, 3 Sub) vs Marius Žaromskis (23-9, 16 KO, 1 Sub)
77,1 kg/170 lb: Michał Michalski (9-4, 5 KO, 1 Sub) vs TBA
70,3 kg/155 lb: Artur Sowiński (21-12, 8 KO, 7 Sub) vs Sebastian Rajewski (10-6, 4 KO)
61,2 kg/135 lb: Paweł Polityło (6-2, 1 KO) vs Bruno Augusto dos Santos (9-2, 1 KO, 5 Sub)
Korzystając z naszej strony, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie przez nas plików cookies -
Polityka prywatności.
Zaktualizowaliśmy naszą politykę przetwarzania danych osobowych - RODO.
Więcej dowiesz się TUTAJ.