Hide
BĄDŹ NA BIEŻĄCO!
Follow on Facebook
Facebook
Show
Wed, Apr 24, 2024

Sport

Sport

All Stories

7 tys. pracowników transportu miejskiego w Londynie wysłano na urlopy

Jedna czwarta pracowników transportu publicznego w Londynie zostanie wysłana od poniedziałku na przymusowe urlopy w związku z epidemią koronawirusa - poinformowała w piątek Transport for London (TfL), miejska spółka zarządzająca komunikacją miejską w brytyjskiej stolicy.

"TfL od poniedziałku wyśle na urlop 7 tys. pracowników, których praca została zredukowana lub wstrzymana w wyniku pandemii koronawirusa. Pozwoli to na skorzystanie przez TfL z rządowego programu utrzymania miejsc pracy, a w efekcie na zaoszczędzenie ok. 15,8 mln funtów co cztery tygodnie" - napisano w oświadczeniu TfL.

"To częściowo zmniejszy ogromne skutki finansowe koronawirusa, podczas gdy będą dalej prowadzone konstruktywne rozmowy z rządem na temat szerszego wsparcia, jakiego TfL będzie potrzebować, aby londyńska sieć transportowa mogła efektywnie funkcjonować" - dodano.

Jak informuje TfL, od 23 marca, kiedy weszły w życie ograniczenia zabraniające m.in. wychodzenia z domów i przemieszczania się bez wyraźnej potrzeby, liczba przejazdów metrem spadła o 95 proc., zaś autobusami - o 85 proc. W efekcie opłaty za przejazdy, które są głównym źródłem dochodów, spadły o ok. 90 proc. TfL zatrudnia ok. 28 tys. pracowników.

Rządowy program przewiduje, że firmy, które mimo spadku dochodów wskutek epidemii, nie zwolnią pracowników, lecz będą ich urlopować, mogą się ubiegać o zwrot 80 proc. wynagrodzenia pracowników, do kwoty 2500 funtów brutto miesięcznie.

TfL zapewnia, że będzie płacić pozostałe 20 proc., a także wszystkie składki na ubezpieczenia społeczne, ale burmistrz Londynu Sadiq Khan ostrzegł, że nawet po zniesieniu ograniczeń nie będzie to oznaczało natychmiastowego powrotu do normalności.

"Nie będzie szybkiego powrotu do normalności. Covid-19 spowodował ogromne wyzwania finansowe dla TfL i każdego dostawcy usług transportowych w całej Wielkiej Brytanii. TfL, będąc jedyną spółką transportową w jakimkolwiek dużym mieście w zachodniej Europie, która nie otrzymuje dotacji na bieżącą działalność, staje w obliczu wyjątkowo poważnego wyzwania" - powiedział Khan.

Laburzystowski burmistrz Londynu apeluje, by z komunikacji publicznej korzystały tylko osoby, których praca jest niezbędna dla funkcjonowania kraju. Zarazem jest on mocno krytykowany z powodu niewystarczających zabezpieczeń dla pracowników, szczególnie dla kierowców autobusu. Dotychczas z powodu koronawirusa zmarło co najmniej 29 pracowników TfL, w tym 23 kierowców autobusów.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Obraz TheOtherKev z Pixabay

Wielka Brytania rozpocznie testowanie dostaw do szpitali przez drony

Wielka Brytania rozpocznie w przyszłym tygodniu testowanie dostaw lekarstw do szpitali przez drony - zapowiedział w piątek minister transportu Grant Shapps.

Shapps podczas codziennej rządowej konferencji prasowej poświęconej walce z koronawirusem poinformował, że podjął decyzję o przyspieszeniu prób z dostawą lekarstw i innego sprzętu przez drony; początkowo obejmą szpital św. Marii na leżącej u południowych wybrzeży Anglii wyspie Wight.

Wcześniej w tym roku rząd przekazał 28 mln funtów lokalnym władzom w Southampton i Portsmouth - dwóm głównym miastom na stałym lądzie naprzeciw Wight - na badania nad stworzeniem stref transportowych w przyszłości, z czego 8 mln miało być wykorzystane na testowanie dronów do transportu towarów.

"Oczywiście, teraz mamy pilną potrzebę, więc wykorzystujemy ten program testowy jako część naszej reakcji na Covid-19. W rezultacie zdecydowałem o przyspieszeniu testów, które rozpoczną się w przyszłym tygodniu, aby przewieźć materiały medyczne i sprzęt do szpitala św. Marii, w pobliżu Newport na wyspie Wight" - powiedział Shapps.

Wielka Brytania zajmuje piąte miejsce na świecie pod względem liczby zgonów z powodu koronawirusa - za Stanami Zjednoczonymi, Włochami, Hiszpanią i Francją, a także piąte pod względem liczby wykrytych zakażeń - za Stanami Zjednoczonymi, Hiszpanią, Włochami i Niemcami. Jak poinformowało w piątek po południu ministerstwo zdrowia, dotychczas zmarło w tym kraju 19506 osób, przy czym ten bilans uwzględnia tylko zgony w szpitalach.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Obraz Lars_Nissen z Pixabay 

Brytyjczycy popierają monitorowanie kontaktów z użyciem smartfonów

Dwie trzecie Brytyjczyków w obliczu pandemii popierają monitorowanie przez rząd z użyciem smartfonów kontaktów społecznych i powiadamianie osób objętych ryzykiem kontaktu z zakażonymi - wynika z badania Ipsos Mori cytowanego przez dziennik "Financial Times".

Rezultaty zamówionego przez gazetę badania wykazały, iż 65 proc. ankietowanych zgadza się na wykorzystanie smartfonów do identyfikacji osób zdiagnozowanych jako nosiciele koronawirusa SARS-CoV-2 i do określania dzięki nim tego, z kim osoby zakażone miały wcześniej styczność. Poparcie dla takiego korzystania z technologii mobilnych rośnie wraz z wiekiem - w grupie badanych pomiędzy 55 a 75 rokiem życia wynosi ono aż 73 proc. - zaznacza "FT". Dla porównania w gronie osób pomiędzy 18 a 34 rokiem życia poparcie dla monitorowania kontaktów społecznych przez smartfony celem ograniczania rozprzestrzeniania się wirusa wynosi 59 proc.

Londyński dziennik przypomina, że aplikacje do monitorowania kontaktów okazały się narzędziem niezwykle użytecznym w krajach takich jak Korea Południowa czy Singapur. System monitoringu w Korei Południowej wykorzystuje jednak nie tylko aplikacje mobilne, ale też dane od operatorów telekomunikacyjnych, informacje o transakcjach z kart płatniczych oraz kamery miejskie. Tak szeroki zakres danych w Wielkiej Brytanii byłby powszechnie uważany za spore nadużycie wobec wolności obywatelskich - zwraca uwagę gazeta.

Rząd Zjednoczonego Królestwa nie ujawnił jeszcze szczegółów dotyczących planowanego własnego wdrożenia technologii mobilnych do walki z epidemią powodowanej przez koronawirusa choroby Covid-19. Minister zdrowia Matt Hancock stwierdził jednak w ubiegły piątek, iż Wielka Brytania będzie swoje działania opierała na strategii "testowania, śledzenia i monitorowania" obecności patogenu w populacji. Przypomniał też, iż brytyjska publiczna służba zdrowia (NHS) pracuje nad własną, oficjalną aplikacją mającą monitorować kontakty społeczne. Jej instalacja na smartfonach ma być dobrowolna, a dane użytkowników przetwarzane "w zgodzie z najwyższymi standardami bezpieczeństwa i etyki".

W ubiegłym tygodniu naukowcy z Uniwersytetu Oksfordzkiego ocenili, że aby aplikacja tego rodzaju dobrze spełniała swoją rolę, musi ją zainstalować około 80 proc. wszystkich użytkowników telefonów komórkowych w danej populacji. (PAP)

Rząd wydłużył subsydiowanie pensji osób urlopowanych z powodu epidemii

Brytyjski rząd przedłużył w piątek o miesiąc - do końca czerwca - program pokrywania z budżetu państwa 80 proc. wynagrodzenia pracowników urlopowanych z powodu koronawirusa. Dzięki temu dotknięte kryzysem firmy mają utrzymywać miejsca pracy.

"Wraz z wczorajszym przedłużeniem spowodowanego koronawirusem zamknięcia, właściwe jest, by przedłużyć o miesiąc, do końca czerwca, program dla urlopowanych pracowników, aby zapewnić jasność sytuacji. Dla dochodów ludzi ważne jest, aby gospodarka Wielkiej Brytanii powstała i funkcjonowała ponownie, gdy będzie to bezpieczne, a ja będę kontynuował przegląd tego programu, aby wspierał on naszą odbudowę" - powiedział minister finansów Rishi Sunak.

W czwartek zastępujący premiera Borisa Johnsona minister spraw zagranicznych Dominic Raab ogłosił, że ograniczenia wprowadzone w celu zatrzymania epidemii - m.in. zakaz wychodzenia z domów bez uzasadnionego powodu - zostają przedłużone o następne trzy tygodnie, czyli do początku maja.

Rządowy program utrzymania miejsc pracy początkowo był przewidziany na trzy miesiące - od początku marca do końca maja. Zgodnie z nim firmy, które mimo utraty dochodów w związku z kryzysem utrzymają miejsca pracy, mogą wystąpić o zwrot 80 proc. wynagrodzenia urlopowanych pracowników - do kwoty 2500 funtów miesięcznie.

Uruchamiając ten program, Sunak zapowiadał, że w razie potrzeby będzie on przedłużony i nie ma limitów, jeśli chodzi o wydatki rządu na ochronę miejsc pracy. Później podobną pomocą objął też osoby na samozatrudnieniu.

Według szacunków z tego programu skorzysta ponad 9 milionów urlopowanych pracowników. Koszt programu przed jego przedłużeniem oceniano na 30-40 miliardów funtów. Dodatkowy miesiąc zwiększy tę sumę o ok. 10 miliardów.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Obraz Paweł Szymczuk z Pixabay 

Koncern ostrzega przed leczeniem Covid-19 zastrzykami ze środków dezynfekujących

Koncern chemiczny Reckitt Benckiser ostrzegł w piątek, by nie stosować do użytku wewnętrznego środków dezynfekujących w ramach leczenia Covid-19. To reakcja na komentarze prezydenta USA Donalda Trumpa, który zasugerował, że należałoby zbadać taki sposób terapii.

W piątkowym komunikacie firma przyznaje, że w wyniku "spekulacji i aktywności w mediach społecznościowych" dostał zapytania, czy wewnętrzne podanie środków dezynfekujących (takich jak np. wybielacz) powinno zostać zbadane lub użyte jako forma leczenia nowego koronawirusa.

"W żadnym wypadku nasze środki dezynfekujące nie powinny być podawane człowiekowi (poprzez zastrzyki, przyjmowanie doustne lub jakimkolwiek innym sposobem)" - napisała w oświadczeniu firma. Dodała, że produkowane przez nią środki powinny być używane wyłącznie zgodnie z przeznaczeniem.

Koncern z siedzibą w Wielkiej Brytanii wystosował komunikat po tym, jak w czwartek podczas konferencji prasowej prezydent USA Donald Trump zasugerował, że metodą leczenia koronawirusa mogłoby być wstrzykiwanie środka dezynfekującego (np. wybielacza lub alkoholu izopropylowego) lub poddanie wewnętrznych organów promieniowaniu UV lub "potężnemu światłu".

Referując nowe informacje na temat działania promieni UV oraz środków dezynfekujących na wirusa na powierzchniach i w powietrzu, prezydent USA stwierdził, że "byłoby ciekawe sprawdzić", jakie efekty dałoby wstrzyknięcie pacjentom środków dezynfekujących.(PAP)

 

Obraz Jochen Pippir z Pixabay 

Branson zaoferował wyspę jako zabezpieczenie pożyczki dla Virgin Atlantic

Brytyjski miliarder Richard Branson zaoferował w poniedziałek należącą do niego wyspę na Karaibach jako zabezpieczenie rządowej pożyczki dla linii Virgin Atlantic, która podobnie jak cała branża lotnicza, odczuwa skutki epidemii koronawirusa.

Branson w liście do pracowników podkreślił, że nie zabiega o bezzwrotną pomoc, lecz o pożyczkę na zasadach komercyjnych. "Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, aby utrzymać linię - ale będziemy potrzebowali wsparcia rządowego, aby to osiągnąć wobec poważnej niepewności związanej z podróżowaniem i nie wiedząc, na jak długo samoloty będą uziemione" - napisał.

"Byłaby to pożyczka komercyjna - nie byłyby to darmowe pieniądze, a linia spłaciłaby je (tak jak EasyJet zrobi to w przypadku pożyczki w wysokości 600 mln funtów, którą niedawno udzielił im rząd)" - dodał Branson, który jest właścicielem 51 proc. udziałów w Virgin Atlantic. Jak się uważa, chodzi o pożyczkę w wysokości 500 mln funtów.

Jako zabezpieczenie pożyczki zaoferował wchodzącą w skład Brytyjskich Wysp Dziewiczych 30-hektarową wyspę Neckar Island, która od ponad 40 lat jest jego własnością. Branson na niej mieszka, ale mieści się na niej także luksusowy ośrodek turystyczny dla maksymalnie 30 osób.

Branson został jednak skrytykowany za to, że prosi o pomoc rządową, w sytuacji, gdy jego osobisty majątek jest szacowany na 4 mld funtów, a mieszkając na Brytyjskich Wyspach Dziewiczych nie płaci w Wielkiej Brytanii podatków. Wyjaśnia on jednak, że przeprowadził się tam nie z powodów podatkowych, lecz ze względu na klimat i piękno przyrody.

Założone w 1984 r. linie Virgin Atlantic mają flotę 42 samolotów i przed zawieszeniem ruchu lotniczego z powodu koronawirusa obsługiwały ponad 40 tras.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Personel medyczny może ponownie używać jednorazowej odzieży ochronnej

Brytyjski personel medyczny w przypadku braku właściwej odzieży ochronnej do zajmowania się pacjentami z koronawirusem powinien używać alternatywnych rozwiązań lub ponownie używać jednorazowej odzieży, zaleciły w piątek władze medyczne w Wielkiej Brytanii.

Sprawa niewystarczającej ilości odzieży ochronnej, zwłaszcza jednorazowych kombinezonów medycznych, staje się coraz bardziej palącym problemem. Minister zdrowia Matt Hancock, występując przed parlamentarną komisją zdrowia powiedział, że kolejnych 55 tys. jest w drodze, ale przyznał, że ta kwestia jest "ogromnym wyzwaniem".

Zgodnie z dotychczasowymi wytycznymi rządowej agencji Public Health England, osoby zajmujące się pacjentami z koronawirusem powinny być ubrane w jednorazowe, wodoodporne kombinezony medyczne z długimi rękawami, które wraz z maską i rękawiczkami chronią całe ciało przed przedostaniem się koronawirusa.

Tymczasem według rozesłanych w piątek wieczorem nowych wytycznych, w przypadku braku takich kombinezonów, mogą być one zastąpione przez zwykłe fartuchy medyczne, przez odzież ochronną, która nie jest wodoodporna lub aby po ich odkażeniu było one używane ponownie.

Na początku tygodnia o kwestii ponownego używania jednorazowej odzieży ochronnej rozmawiali naczelni lekarze Anglii, Szkocji, Walii i Irlandii Północnej, z tym, że było to rozważane jako ostateczność.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Obraz Yerson Retamal z Pixabay 

Testy na obecność koronawirusa dla wszystkich kluczowych pracowników

Wszyscy kluczowi pracownicy w Anglii i ich rodziny - ok. 10 milionów osób - będzie od piątku uprawniona do testów na obecność koronawirusa - poinformował w czwartek brytyjski minister zdrowia Matt Hancock. Zapewnił, że plan 100 tys. testów dziennie zostanie zrealizowany.

Sprawa niewystarczającej w powszechnym odczuciu ilości testów jest jednym z głównych punktów krytyki spadającej na brytyjski rząd w związku z epidemią koronawirusa. Do tej pory testom poddawane były osoby trafiające do szpitali z objawami koronawirusa oraz część pracowników służby zdrowia.

Podczas czwartkowej konferencji prasowej Hancock powiedział, że możliwości w zakresie przeprowadzenia testów zwiększyły się na tyle, że wszyscy kluczowi pracownicy oraz ich rodziny, którzy wykazują objawy, mogą poprzez stronę internetową zgłosić chęć poddania się testowi. Grupę potencjalnie uprawnionych ocenia się na ok. 10 milionów osób (dotyczy to tylko Anglii, bo decyzje w kwestii testowania w Szkocji, Walii i Irlandii Północnej podejmują tamtejsze rządy).

Minister zdrowia podkreślił, że rozszerzenie testowania jest "elementem stawiania Wielkiej Brytanii z powrotem na nogi".

Powiedział też, że cel jaki postawił na początku miesiąca - by do końca kwietnia liczba przeprowadzanych testów zwiększyła się do 100 tys. dziennie - pozostaje aktualny i Wielka Brytania jest na dobrej drodze, by go zrealizować. Według podanych po południu przez ministerstwo zdrowia statystyk, w ciągu minionej doby przeprowadzono 23,5 tys. testów.

Hancock oraz John Newton, koordynator rządowego programu testów, wyjaśnili jednak, że techniczne możliwości już zwiększyły się do 51 tys. testów dziennie, co wyprzedza założony plan, zaś dzięki domowym zestawom testowym, jak również mobilnym stanowiskom testowym, które będą obsługiwane przy wsparciu armii, cel zostanie osiągnięty.

Hancock podkreślił przy tym, że nie chodzi o to, by przed końcem miesiąca zwiększyć możliwości testowe do 100 tys., lecz by co najmniej taka liczba testów była faktycznie codziennie wykonywana. "Naszym ostatecznym celem jest, aby każdy, kto mógłby skorzystać z (przeprowadzenia) testu, dostał test" - mówił minister zdrowia.

Kluczowi pracownicy to m.in. personel służby zdrowia oraz opieki społecznej, w tym personel pomocniczy i wolontariusze, wojsko, policja, straż pożarna, służba więzienna i wszystkie inne służby mundurowe, pracownicy transportu, pracownicy zajmujący się produkcją i dystrybucją żywności i innych niezbędnych towarów, pracownicy sieci wodociągowych, energetycznych, gazowych itp., pracownicy banków, sędziowie, duchowni, pracownicy mediów.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Polka pracująca w szpitalu zmarła z powodu koronawirusa

34-letnia Polka pracująca w szpitalu w Northampton w środowej Anglii zmarła z powodu koronawirusa - poinformował w poniedziałek portal miejscowej gazety "Northampton Chronicle & Echo".

Jak podał portal, Joanna K. zmarła 9 kwietnia. Pracowała w Northampton General Hospital (NGH) od 10 lat jako członek personelu sprzątającego.

"Joanna wywarła wpływ na życie wielu ludzi w NGH i będzie jej brakowało każdemu, kto ją znał lub pracował z nią" - powiedziała dyrektor szpitala Sonia Swart. "Oferujemy naszym pracownikom wsparcie w tym trudnym czasie, opłakując jednocześnie wszyscy stratę jednego z członków naszego zespołu" - dodała.

"Jej koledzy pamiętają ją jako osobę, która była uprzejma, grzeczna, dobra organizatorka i członek zespołu; która wyznaczała wysokie standardy i była przygotowana do podjęcia dodatkowego wysiłku. Nasze myśli są w tym czasie z rodziną Joanny i składamy im nasze szczere kondolencje" - oświadczył rzecznik szpitala.

Według statystyk brytyjskiego ministerstwa zdrowia, dotychczas potwierdzono, że z powodu koronawirusa zmarło co najmniej 43 pracowników NHS, publicznej brytyjskiej służby zdrowia, ale według mediów, ta liczba jest znacznie wyższa.

Agencja informacyjna Press Association podaje, że zmarło już 63 pracowników, zaś w przypadku 14 kolejnych jeszcze nie zostało potwierdzone ostatecznie, że przyczyną śmierci był koronawirus.

Joanna K. jest najprawdopodobniej pierwszą polską ofiarą śmiertelną wśród pracowników NHS.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Holandia/ Badania krwiodawców sugerują, że 3 proc. ludności to nosiciele koronawirusa

U około 3 proc. holenderskich krwiodawców wykryto w trakcie badań przeciwciała koronawirusa - poinformowały w czwartek tamtejsze władze sanitarne. Sugeruje to, że nosiciele koronawirusa stanowią podobny odsetek całej ludności Holandii.

Wyniki badań przedstawił w trakcie parlamentarnej debaty szef Krajowego Instytutu Zdrowia Publicznego i Środowiska (RIVM) Jaap van Dissel. "Studium to wskazuje, że około 3 proc. (17-milionowej) ludności Holandii wytworzyło przeciwciała koronawirusa. Można z tego obliczyć, że chodzi o kilkaset tysięcy osób" - powiedział.

W Holandii zarejestrowano dotąd nieco ponad 28 tys. potwierdzonych przypadków zarażenia się koronawirusem, ale testy przeprowadzano tylko u osób ciężko chorych oraz u pracowników placówek medycznych.

Służba krwiodawstwa Sanguin ogłosiła 19 marca rozpoczęcie badania 10 tys. próbek tygodniowo. Potem jednak zastrzegła, że wyniki udostępni wyłącznie RIVM. (PAP)

dmi/ akl/ Image by Pete Linforth from Pixabay

 

"Daily Telegraph": Johnson chce wrócić do pracy w poniedziałek

Brytyjski premier Boris Johnson planuje powrót do pracy już w najbliższy poniedziałek - podał w czwartek wieczorem dziennik "Daily Telegraph". Jak twierdzi gazeta, ma to związek z podziałami w rządzie w kwestii utrzymywania ograniczeń.

Johnson od 12 kwietnia przebywa w Chequers, wiejskiej rezydencji brytyjskich premierów, gdzie przechodzi rekonwalescencję po zakażeniu koronawirusem. Z powodu choroby spędził tydzień w szpitalu, w tym trzy doby na oddziale intensywnej terapii i jak wynikało z relacji mediów, mimo że nie był ani na chwilę podłączony do respiratora, jego życiu zagrażało niebezpieczeństwo.

Jak podaje "Daily Telegraph", choć Johnson jeszcze nie pracuje, w ciągu ostatniego tygodnia w coraz większym stopniu bierze na siebie obowiązki, przygotowując się do powrotu - codziennie rozmawia z zastępującym go ministrem spraw zagranicznych Dominikiem Raabem, ale także przyjmuje swoich doradców politycznych, otrzymuje rządowe dokumenty i śledzi obrady w Izbie Gmin. Ponadto, jak mówił jego rzecznik, we wtorek wieczorem rozmawiał telefonicznie z prezydentem USA Donaldem Trumpem, a w środę z królową Elżbietą II.

"On nie jest typem człowieka, który jest dobry w nierobieniu niczego. Prawdę mówiąc, przez ostatni tydzień pracował na pełny etat. Fakt, że w środę wieczorem miał telefoniczną audiencję u królowej pokazuje, iż uważa się za gotowego do pracy" - mówi cytowane przez "Daily Telgraph" źródło.

Jak podaje dziennik, ministrom zapowiedziano, by byli gotowi na powrót Johnsona do pracy w poniedziałek, choć Downing Street podkreśla, że nie podjęta została jeszcze ostateczna decyzja, a Johnson weźmie pod uwagę zalecenia lekarzy. Tym niemniej oczekuje się, że premier będzie przewodniczył posiedzeniu rządu w przyszłym tygodniu.

Zdaniem gazety, determinacja Johnsona, by jak najszybciej powrócić do pracy, związana jest z podziałami w rządzie w kwestii restrykcji nałożonych w celu zatrzymania epidemii koronawirusa. Przedłużone one zostały do 7 maja, ale brytyjski rząd na razie nie przedstawia żadnych planów na stopniowe znoszenie ograniczeń, co robi coraz więcej państw w Europie.

Od pewnego czasu brytyjskie media spekulują na temat podziałów w rządzie między tymi, którzy chcą, by je znieść jak najszybciej, gdyż ich utrzymywanie jest niezwykle kosztowne dla gospodarki oraz tymi którzy, argumentują, że zbyt szybkie znoszenie grozi drugim szczytem epidemii. Zwolennikiem pierwszego rozwiązania ma być zwłaszcza minister finansów Rishi Sunak, drugiego - minister zdrowia Matt Hancock.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Po śmierci 26 kierowców zakaz wchodzenia do autobusów przednimi drzwiami

Od poniedziałku pasażerowie mogą wchodzić do londyńskich autobusów tylko przez środkowe drzwi. Ma to poprawić ochronę kierowców przed zakażeniem. Od początku epidemii z powodu koronawirusa zmarło już 26 kierowców.

Nakaz wchodzenia przez środkowe drzwi oznacza, że przejazd autobusami stał się bezpłatny, bo czytniki kart miejskich znajdują się koło kierowców.

Przez ostatnie półtora tygodnia używanie wyłącznie środkowych drzwi było testowane w 140 autobusach na dziewięciu liniach, ale w związku z kolejnymi przypadkami zgonów wśród kierowców Transport for London (TfL), miejska spółka zarządzająca komunikacją publiczną w brytyjskiej stolicy, zdecydowała się rozszerzyć ten system na wszystkie autobusy.

Gdy rozpoczynano testy, było dziewięciu zmarłych kierowców, w piątek poinformowano, że ta liczba wzrosła już do 26.

Laburzystowski burmistrz Londynu Sadiq Khan napisał na Twitterze, że "to pomoże chronić naszych niesamowitych kierowców". Kierowcy oraz reprezentujące ich związki zawodowe skarżą się jednak, że te działania to zdecydowanie za mało, bo TfL nie wyposaża ich ani w maseczki, ani rękawiczki, nie mają gdzie myć rąk, a autobusy są zbyt rzadko dezynfekowane, jeśli w ogóle.

Jak podaje TfL, od czasu wprowadzenia przez rząd ograniczeń zwiększających dystans społeczny - m.in. zakazu wychodzenia z domu oraz przemieszczania się bez uzasadnionej przyczyny - liczba przejazdów autobusami oraz metrem spadła o 85 proc. w stosunku do analogicznego okresu zeszłego roku.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Obraz nir_design z Pixabay 

Wlk. Brytania/ BT przesuwa datę usunięcia sprzętu Huaweia z rdzenia sieci EE

Brytyjski operator telekomunikacyjny BT przesuwa datę usunięcia sprzętu wyprodukowanego przez chiński koncern Huawei z rdzenia należącej do niego sieci komórkowej EE o dwa lata, do 2023 roku - poinformował serwis internetowy BBC.

Według BT w 2023 roku 100 proc. ruchu mobilnego w najbardziej wrażliwych częściach infrastruktury telekomunikacyjnej EE będzie obsługiwane przez sprzęt produkowany przez jednego z głównych konkurentów Huaweia - szwedzką firmę Ericsson.

Wcześniej, w grudniu 2018 roku, brytyjski operator telekomunikacyjny deklarował, iż Huawei zostanie usunięty z rdzenia sieci łączności w ciągu dwóch lat. Za opóźnienia BT wini rząd, który zdecydował, iż oprócz usunięcia sprzętu produkowanego przez chiński koncern z najbardziej wrażliwych pod względem bezpieczeństwa części sieci, operatorzy telekomunikacyjni muszą wymienić go w 65 proc. sieci peryferyjnej.

"Aby sprostać tym ambitnym wymaganiom w czasie określonym przez rząd, a także spełnić oczekiwania administracji związane z budową sieci 5G, obecnie priorytet naszych działań będzie koncentrował się wokół migracji użytkowników łączności 5G do rdzenia zbudowanego w oparciu o (sprzęt - PAP) Ericssona. Następnie przeniesieni zostaną użytkownicy łączności 4G" - oświadczył rzecznik BT cytowany przez BBC.

Serwis przypomina, że Stany Zjednoczone wywierają na Wielką Brytanię nacisk w kwestii całkowitego zakazu dopuszczania sprzętu firmy Huawei do budowy sieci łączności w tym kraju. W ub. miesiącu kilkunastu parlamentarzystów z ramienia Konserwatystów zwróciło się przeciwko decyzji podjętej przez tę partię rządzącą, która dopuszcza użycie chińskich komponentów w sieciach telekomunikacyjnych Zjednoczonego Królestwa.

We wtorek z kolei były szef BT, sir Michael Rake dołączył do rady dyrektorów brytyjskiego oddziału chińskiego potentata. Wcześniej Rake bronił roli Huaweia w budowie brytyjskiej infrastruktury, argumentując iż całkowite usunięcie sprzętu produkowanego przez ten koncern negatywnie wpłynie na relacje handlowe kraju z ChRL. (PAP)

mfr/ mam/  Image by Gerd Altmann from Pixabay 

Rząd sprzeda obligacje, by sfinansować pakiet ochrony gospodarki

Brytyjski rząd planuje w ciągu najbliższych trzech miesięcy sprzedać więcej obligacji niż wcześniej planował na cały rok finansowy, aby w ten sposób sfinansować gwałtowny wzrost wydatków publicznych w związku z koronawirusem.

Urząd ds. zarządzania długiem DMO zapowiedział w czwartek, że planuje między majem a lipcem emisję obligacji o wartości 180 mld funtów (ponad 930 mld zł), aby sfinansować bezprecedensowe środki ogłoszone w marcu w celu zapobieżenia załamaniu się brytyjskiej gospodarki.

Wcześniej DMO planowało sprzedać obligacje o wartości 156,1 mld funtów w okresie od kwietnia 2020 r. do marca 2021 r.

"Nie przewiduje się, by ta wyższa wartość emisji była konieczna przez pozostałą część roku finansowego" - zapewniło brytyjskie ministerstwo finansów. Zapowiedziało, że 29 czerwca zostanie ogłoszona kolejna aktualizacja planu sprzedaży długu przez DMO.

Rentowność brytyjskich obligacji rządowych nieznacznie wzrosła w początkowej fazie handlu w czwartek.

W połowie marca minister finansów Rishi Sunak ogłosił plan wsparcia dla gospodarki o wartości 330 miliardów funtów, co odpowiada 15 proc. brytyjskiego PKB. Ta kwota obejmuje zarówno bezpośrednią pomoc w postaci finansowania przez państwo 80 proc. pensji przymusowo urlopowanych pracowników i dochodów utraconych przez osoby samozatrudnione, jak i kredyty, gwarancje kredytowe czy wakacje podatkowe dla firm.

Jak szacuje Biuro Odpowiedzialności Budżetowej (OBR), wskutek tych wydatków brytyjski dług publiczny, który miał w roku finansowym 2020/21 wynieść 77 proc. PKB, przekroczy 100 proc., choć przed jego końcem spadnie do 95 proc.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Wciąż brakuje odzieży ochronnej dla personelu medycznego walczącego z Covid-19

Brytyjski rząd wciąż nie zdołał rozwiązać problemu deficytu odzieży ochronnej i środków ochrony osobistej dla personelu medycznego zajmującego się chorymi na Covid-19. Pomóc ma w tym były szef komitetu organizacyjnego igrzysk olimpijskich w Londynie.

Brak odzieży ochronnej, w tym zwłaszcza jednorazowych kombinezonów medycznych, od kilku dni jest coraz bardziej palącym problemem w Wielkiej Brytanii. W związku z ostrzeżeniami władz szpitali, że strojów ochronnych może zabraknąć w weekend, w piątek wieczorem rządowa agencja Public Health England złagodziła wytyczne w kwestii zabezpieczeń dla personelu medycznego i dopuściła ponowne używanie jednorazowych kombinezonów lub zastąpienie ich innymi produktami.

Tymczasowym rozwiązaniem miał być transport 400 tys. takich jednorazowych kombinezonów z Turcji, który jak jeszcze w sobotę po południu zapewniał rząd, dotrze w niedzielę. Jednak z bliżej niesprecyzowanych powodów dostawa nie dotarła jeszcze i spodziewana jest dopiero w poniedziałek.

"Myślę, że wszyscy zdajemy sobie sprawę z ogromnego obciążenia, z jakim zmaga się cały system, a także z tego, że na całym świecie ludzie starają się zdobyć te same elementy odzieży ochronnej od dość ograniczonej liczby dostawców" - mówił w niedzielę podczas codziennej rządowej konferencji prasowej minister edukacji Gavin Williamson.

Wcześniej w niedzielę minister zdrowia Matt Hancock powołał Paula Deightona, byłego bankiera inwestycyjnego z Goldman Sachs, a później szefa komitetu organizacyjnego igrzysk olimpijskich w Londynie w 2012 roku na specjalnego pełnomocnika rządu, którego zadaniem ma być zorganizowanie krajowej produkcji odzieży ochronnej.

W ostatnich dniach kilka brytyjskich firm odzieżowych, m.in. Burberry i Barbour, przestawiły się na produkcję odzieży ochronnej dla personelu medycznego, ale nadal nie zaspokaja to popytu. Brytyjskiemu rządowi udało się wprawdzie w podobny sposób - tzn. zwracając się do firm przemysłowych o przestawienie produkcji - rozwiązać problem deficytu respiratorów, a także tworząc w błyskawicznym tempie tymczasowe szpitale dla chorych z koronawirusem, tym niemniej sprawa odzieży ochronnej i środków ochrony osobistej jest kolejną, która w ocenie opinii publicznej wskazuje, że rząd był nieprzygotowany do epidemii.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Obraz leo2014 z Pixabay

WHO: Część krajów w Europie wchodzi w okres łagodzenia restrykcji

Część krajów w Europie wchodzi w ten etap pandemii, w którym potrzebne jest stopniowe zdejmowanie ograniczeń - powiedział w czwartek dyrektor WHO w Europie Hans Kluge. Zaznaczył, że nie można robić tego szybko. Eksperci WHO wciąż nie rekomendują powszechnego noszenia masek.

Podczas czwartkowej telekonferencji prasowej Kluge stwierdził, że choć część krajów wchodzi już w fazę łagodzenia obostrzeń związanych z epidemią, Europa jako kontynent wciąż jest "w oku cyklonu" zarazy. Dodał, że liczba stwierdzonych przypadków infekcji koronawirusem to ponad milion, czyli ok. połowy wszystkich przypadków na świecie.

Kluge i inni eksperci Światowej Organizacji Zdrowia mówili też o przygotowanych przez WHO ramowych zasadach znoszenia restrykcji.

Jak stwierdził europejski dyrektor WHO, zanim państwa zniosą ograniczenia, muszą zapewnić, że rozprzestrzenianie się wirusa jest kontrolowane, a system ochrony zdrowia jest w stanie nadążyć z badaniem i izolowaniem pacjentów.

WHO zaznacza, że ze względu na różnorodną specyfikę państw nie może być mowy o uniwersalnym schemacie łagodzenia kwarantanny. Ale opracowane przez WHO zasady ustanawiają wskaźniki i pomiary, którymi państwa powinny kierować się decydując się znosić kolejne warstwy ograniczeń. Łagodzenie restrykcji powinno zacząć się od najmniej ryzykownych obszarów.

Ekspertka WHO Catherine Smallwood powiedziała, że w dalszym ciągu organizacja nie rekomenduje powszechnego używania masek, bo priorytetem jest zapewnienie ich pacjentom i personelowi medycznemu. Dodała jednak, że jeśli już państwa nakazują stosowanie masek, powinien to być tylko element szerszej strategii kładącej nacisk na zmianę zachowania ludzi.

WHO ocenia, że szczepionka na wirusa będzie najważniejszym narzędziem w walce. Obecnie badania prowadzone są nad 70 różnymi rodzajami szczepionek. WHO uczestniczy w nich w zarówno w fazie rozwoju i badań oraz przygotowań do jej produkcji i dystrybucji.

Według Natashy Muscat z WHO, szczepionka prawdopodobnie nie będzie dostępna wcześniej niż w przyszłym roku. Jak zaznaczyła, jest to i tak optymistyczny wariant, bo zwykle proces ten trwa kilka lat. 

Image by Miguel Á. Padriñán from Pixabay

 

 

 

 

pixabay.com

10 obwodów do głosowania w wyborach na prezydenta RP

Dziesięć obwodów do głosowania ustanowiono na terenie Wielkiej Brytanii do przeprowadzenia majowych wyborów prezydenckich w Polsce. Ambasada RP poprzez media społecznościowe zachęca do rejestracji poprzez stronę ewybory.msz.gov.pl bądź telefonicznie, mailowo, pisemnie, ustnie lub faksem.

Zgodnie z opublikowaną przez MSZ listą, 3 obwody będą na terenie Ambasady RP w Londynie, po dwa w wydziale konsularnym ambasady, konsulatach generalnych w Manchesterze i w Edynburgu, oraz jeden w konsulacie generalnym w Belfaście.

Ambasada RP poprzez media społecznościowe zachęca do rejestracji, której można dokonywać poprzez stronę ewybory.msz.gov.pl bądź telefonicznie, mailowo, pisemnie, ustnie lub faksem w konsulatach właściwych dla miejsca zamieszkania.

Jak informuje MSZ, wyborcy za granicą, zgodnie z obecnie obowiązującym stanem prawnym, będą mogli zagłosować w obwodach głosowania utworzonych za granicą wyłącznie osobiście. Należy jednak przypomnieć, iż 6 kwietnia 2020 r. Sejm uchwalił ustawę o szczególnych zasadach przeprowadzania wyborów powszechnych na Prezydenta PR zarządzonych w 2020 r., która obecnie podlega rozpatrzeniu przez Senat. Proces legislacyjny nie został dotąd zakończony. Ustawa ta – w razie jej wejścia w życie – będzie stanowić podstawę prawną do przeprowadzenia wyborów w formie głosowania korespondencyjnego.

W czasie październikowych wyborów parlamentarnych w Polsce na terenie Zjednoczonego Królestwa (wliczając w to nienależącą do niego, lecz podległą bezpośrednio brytyjskiej koronie wyspę Jersey) utworzono 54 obwody głosowania. Do udziału w wyborach zarejestrowała się wówczas - w zdecydowanej większości elektronicznie - rekordowa liczba prawie 98 tys. obywateli polskich. W przytłaczającej większości głosowali oni jednak osobiście.

Obecnie obowiązujące w Wielkiej Brytanii restrykcje wprowadzone z powodu koronawirusa pozostaną w mocy co najmniej do pierwszego tygodnia maja, tym niemniej jest bardzo prawdopodobne, że w czasie, gdy planowane są wybory prezydenckie w Polsce ograniczenia w kontaktach społecznych nie zostaną zniesione.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Gove broni działań rządu w sprawie koronawirusa

Michael Gove, minister bez teki w gabinecie Borisa Johnsona, bronił w niedzielę działań brytyjskiego rządu na epidemię koronawirusa, która zdaniem "The Sunday Times" była spóźniona i pełna błędów.

"The Sunday Times" napisał m.in., że rząd na początkowym etapie poważnie zlekceważył zagrożenie związane z epidemią koronawirusa, a spóźniona o ponad pięć tygodni reakcja i zaniedbania z poprzednich lat przyczyniły się do śmierci tysięcy ludzi. Ujawnił też, że Johnson był z różnych powodów nieobecny na pierwszych pięciu posiedzeniach rządowego sztabu kryzysowego poświęconych koronawirusowi i pojawił się na nich dopiero 2 marca.

"Pomysł, że premier pominął spotkania, które były istotne dla naszej reakcji na koronawirusa jest groteskowy" - powiedział Gove w stacji Sky News. Wyjaśniał, że posiedzeniom sztabu kryzysowego mogą przewodniczyć inny ministrowie, ale to i tak premier podejmuje ostateczne decyzje.

Podkreślił też, że Johnson przez cały czas był "energiczny, zdeterminowany, skupiony i silny" w dowodzeniu walką przeciwko koronawirusowi.

Gove odniósł się też do kwestii złagodzenia restrykcji nałożonych w celu zatrzymania epidemii. "Nie chcemy podejmować przedwczesnych kroków" - oświadczył i wyjaśnił, że można będzie to rozważyć gdy spełnionych zostanie pięć warunków, które wymienił w czwartek zastępujący Johnsona minister spraw zagranicznych Dominic Raab.

Są to: pewność, że publiczna służba zdrowia poradzi sobie z liczbą przypadków, dowody na stały spadek dziennej liczby zgonów, potwierdzenie, że stopa zakażeń spada do poziomu dającego się opanować ten proces, wystarczająca liczba testów i środków ochrony osobistej oraz pewność, że poluzowanie ograniczeń nie wywoła drugiej, szczytowej fali zakażeń.

Tymczasem minister edukacji Gavin Williamson oświadczył niedzielę, że nie została jeszcze podjęta decyzja, kiedy zostaną ponownie otwarte placówki oświatowe. "Mogę zapewnić szkoły i rodziców, że zostaną one ponownie otwarte tylko wtedy, gdy opinia naukowców wskażą, iż jest na to odpowiednia pora" - napisał na Twitterze.

Według podanego w sobotę bilansu, liczba zgonów z powodu koronawirusa przekroczyła w Wielkiej Brytanii 15 tysięcy.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Brytyjski parlament chce wyjaśnień od chińskiej firmy ws. bezpieczeństwa

Brytyjski parlament chce wyjaśnień od chińskiej firmy Canyon Bridge kontrolującej spółkę Imagination Technologies, zdaniem polityków próbującą transferować istotne z punktu bezpieczeństwa technologie i oprogramowanie do innych spółek z ChRL - podaje serwis BBC.

W ocenie brytyjskich polityków w związku z niekontrolowanymi transferami istotnych dla bezpieczeństwa technologii może ucierpieć ochrona sieci teleinformatycznych zarówno w Wielkiej Brytanii, jak i w USA oraz krajach Europy. Parlamentarzyści obawiają się, że kryzys wywołany pandemią koronawirusa SARS-CoV-2 odciąga uwagę opinii publicznej od kontrowersyjnych transferów technologicznych - zauważa serwis brytyjskiego nadawcy publicznego.

Szef parlamentarnej komisji ds. zagranicznych Tom Tugendhat w rozmowie z BBC podkreślił, że technologie opracowywane przez Imagination Technologies mogą zostać wykorzystane do budowy tzw. "tylnych furtek" w infrastrukturze cyfrowej o krytycznym znaczeniu.

"Ten, kto pisze kod, pisze dzisiaj reguły dla świata silniejsze, niż jakiekolwiek prawa uchwalane przez biurokratów. Odbieranie kontroli z rąk Brukseli nie ma sensu, jeśli oznacza to przekazanie jej w ręce Pekinu" - ocenił polityk, nawiązując do wystąpienia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej.

Spółka Imagination Technologies we wrześniu 2017 roku została zakupiona przez zlokalizowaną w USA, lecz będącą państwową własnością ChRL firmę Canyon Bridge. Kontrolę nad nią sprawuje chiński fundusz inwestycyjnego China Reform - przypomina BBC.

Według Tugendhata przejęcie Imagination Technologies przez chińską firmę zostało zatwierdzone przez rząd premier Theresy May ze względu na podległość Canyon Bridge pod amerykańskie regulacje, co wynikało z lokalizacji siedziby spółki. Od tego czasu jednak firma ta zdążyła przerejestrować swoją działalność na Kajmanach i amerykańskiemu prawu już nie podlega - zauważa brytyjski nadawca publiczny.

Imagination Technologies oprócz projektowania graficznego i tworzenia oprogramowania dla obsługi wirtualnej rzeczywistości zajmuje się produkcją aplikacji dla bezpieczeństwa, które mają wykrywać słabości we wrażliwych strukturach sieci cyfrowych, tj. np. "tylne drzwi" wbudowane w nie celowo bądź w wyniku błędu.

Wezwanie spółki do złożenia wyjaśnień przed brytyjskim parlamentem według BBC zbiega się w czasie z ostrzeżeniem unijnej komisarz ds. konkurencyjności Margrethe Vestager, która oceniła, iż europejskie firmy znajdujące się obecnie w trudnej sytuacji w związku z pandemią są bardziej podatne na przejęcie przez Chiny. 

Obraz Gingers_Photos z Pixabay

Naczelny lekarz: nie należy się spodziewać szybkiego spadku liczby zgonów

Nie należy się spodziewać, że liczba zgonów z powodu koronawirusa w Wielkiej Brytanii wkrótce gwałtownie spadnie, a utrzymywanie dystansu społecznego będzie konieczne jeszcze przez dłuższy czas - ostrzegł w środę naczelny lekarz Anglii Chris Whitty.

Zastępujący premiera Borisa Johnsona minister spraw zagranicznych Dominic Raab oświadczył natomiast, że zbyt szybkie znoszenie wprowadzonych restrykcji grozi drugim szczytem epidemii. Muszą one pozostać, mimo psychicznych, fizycznych i gospodarczych niedogodności dla ludzi w całym kraju - podkreślił.

"Największe ryzyko dla nas polega teraz na tym, że gdybyśmy zbyt wcześnie złagodzili zasady społecznego dystansu, zaryzykowalibyśmy drugi szczyt zachorowań na wirusa ze wszystkimi zagrożeniami dla życia, które by to przyniosło, a następnie ryzykowalibyśmy drugim zamknięciem, co przedłużyłoby gospodarczy dramat, przez który wszyscy przechodzimy" - powiedział Raab podczas codziennej rządowej konferencji prasowej poświęconej walce z epidemią.

Wprowadzone ograniczenia - m.in. zakaz wychodzenia z domów i przemieszczania się bez uzasadnionej przyczyny i zamknięcie wszystkich sklepów z wyjątkiem sprzedających niezbędne artykuły, a także pubów, restauracji i lokali - pozostanie w mocy co najmniej do pierwszego tygodnia maja.

Whitty podkreślił, że "całkowicie nierealistycznym oczekiwaniem" jest uważanie, iż po zniesieniu ograniczeń wszystko szybko wróci do stanu sprzed epidemii. Jak dodał, najlepszym rozwiązaniem tego problemu byłaby skuteczna szczepionka lub skuteczne lekarstwo, ale szanse na to, iż będą one w ciągu następnego roku kalendarzowego są "nieprawdopodobnie małe".

Zauważył, że utrzymywanie dystansu społecznego i inne ograniczenia będą musiały jeszcze długo pozostać w mocy. "Będziemy musieli robić wiele rzeczy przez naprawdę długi czas. Ta choroba nie zostanie wyeliminowana, nie zniknie, więc musimy pogodzić się z tym, że mamy do czynienia z chorobą, z którą pozostaniemy na całym świecie w przewidywalnej przyszłości" - mówił.

Whitty przyznał też, że obecne statystyki zgonów w domach opieki prawdopodobnie są niedoszacowane i obawia się w nich dużej liczby ofiar śmiertelnych. We wtorek brytyjski urząd statystyczny ONS podał, że do 10 kwietnia włącznie w domach opieki w Anglii i Walii zmarły 1043 osoby, co stanowiło około 10 proc. wszystkich zgonów z powodu koronawirusa. Ale jak podała instytucja nadzorująca domy opieki, wstępne dane wskazują, że w dniach 11-15 kwietnia zmarło w nich kolejnych 1000 osób.

W środę ministerstwo zdrowia poinformowało, że w ciągu minionej doby liczba zgonów z powodu koronawirusa w szpitalach wzrosła o 759 i wynosi obecnie 18100.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

"The Sunday Times": rząd spóźnił się o 5 tygodni z reakcją na koronawirusa

Brytyjski rząd na początkowym etapie poważnie zlekceważył zagrożenie związane z epidemią koronawirusa, a spóźniona o ponad pięć tygodni reakcja i zaniedbania z poprzednich lat przyczyniły się do śmierci tysięcy ludzi - napisał w niedzielę "The Sunday Times".

Jak ujawnia gazeta, premier Boris Johnson był nieobecny na pierwszym posiedzeniu rządowego sztabu kryzysowego (COBR) poświęconemu koronawirusowi, które odbyło się 24 stycznia, mimo że tego samego dnia znalazł czas na spotkanie z chińską społecznością z okazji księżycowego nowego roku. Z różnych przyczyn był też nieobecny na czterech kolejnych posiedzeniach. Po raz pierwszy posiedzeniu sztabu w sprawie koronawirusa przewodniczył 2 marca - ponad miesiąc po wykryciu pierwszego przypadku zakażenia SARS-CoV-2 w Wielkiej Brytanii.

"The Sunday Times" pisze, że brytyjscy naukowcy już od połowy stycznia ostrzegali, że choroba może być znacznie bardziej niebezpieczna niż przyznają to władze Chin, które wówczas uparcie twierdziły, iż nie ma dowodów na jej przenoszenie się z człowieka na człowieka. Jednakże ostrzeżenia te były bagatelizowane przez brytyjski rząd, zajęty w tym czasie przygotowaniami do brexitu oraz powodziami, a w przypadku Johnsona - także sprawami osobistymi. Ostrzegali również, że przedostanie się koronawirusa do Wielkiej Brytanii jest nieuniknione.

Gazeta pisze również, że Wielkiej Brytanii od lat istniały plany awaryjne na wypadek epidemii, ale od czasu oszczędności budżetowych wywołanych przez kryzys finansowy, jaki nastąpił dziesięć lat temu, kwestia ta w praktyce zeszła z pola widzenia jako zagrożenie. Ostatni przegląd stanu przygotowania na wypadek epidemii miał miejsce w 2016 r. i wykazał, że system opieki zdrowotnej może tego nie wytrzymać. Wskazywano m.in. na niewystarczającą ilość środków ochrony osobistej i respiratorów. Jednak ze względów na oszczędności budżetowe zaleconych rekomendacji nigdy nie wcielono w życie.

"The Sunday Times" twierdzi też, że na początku lutego Wielka Brytania była w czołówce światowej, jeśli chodzi o testy na obecność koronawirusa, ale nie wykorzystano tej sytuacji do zwiększenia krajowej produkcji zestawów testowych, gdyż początkowa strategia zakładała osiągnięcie w kraju tzw. odporności stadnej, co nie wymaga przeprowadzania badań. Według cytowanych przez gazetę źródeł, zwolennikami tej strategii byli zwłaszcza naczelny lekarz Anglii Chris Whitty i główny doradca premiera Dominic Cummings.

Kolejnym zaniedbaniem było według "The Sunday Times" było zignorowanie konieczności uzupełnienia, gdy był jeszcze na to czas, zapasów środków ochrony osobistej, takich jak: ochronne kombinezony medyczne, rękawiczki czy maski. Ich deficyt jest w tej chwili w Wielkiej Brytanii ogromnym problemem. Tymczasem jeszcze w lutym brytyjski rząd wysłał spory transport tych środków i sprzętu do Chin, w odpowiedzi na prośbę władz w Pekinie.

Nie uprzedzono także biznesu o możliwym wprowadzeniu restrykcji, co pozwoliłoby brytyjskim firmom lepiej się przygotować na taką okoliczność.

Jak pisze "The Sunday Times", dopiero 2 marca Johnson przejął faktyczne dowodzenie w walce z epidemią, co w pewnych obszarach poprawiło sytuację - np. budowa tymczasowych szpitali znacząco zwiększyła liczbę łóżek na oddziałach intensywnej terapii. Niestety, nieco później w marcu nastąpiła kolejna dziewięciodniowa zwłoka z wprowadzeniem restrykcji wywołana tym, że rząd nie mógł uzgodnić strategii.

Według podanego w sobotę bilansu, liczba zgonów z powodu koronawirusa przekroczyła w Wielkiej Brytanii 15 tysięcy.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Raab: nie należy się spodziewać złagodzenia ograniczeń

Brytyjski rząd nie spodziewa się podjęcia w tym tygodniu żadnych decyzji, łagodzących ograniczenia w kontaktach społecznych, wprowadzone w celu powstrzymania epidemii koronawirusa - oświadczył w poniedziałek wieczorem minister spraw zagranicznych Dominic Raab.

"Nie spodziewamy się w tym momencie żadnych zmian w środkach obecnie obowiązujących i nie wprowadzimy innych, dopóki nie będziemy mieć pewności, na tyle na ile jest to możliwe, że można je bezpiecznie wprowadzić" - powiedział podczas codziennej konferencji prasowej na Downing Street Raab, który zastępuje przechodzącego rekonwalescencję po zakażeniu koronawirusem premiera Borisa Johnsona.

Restrykcje, które Johnson ogłosił 23 marca - m.in. zakaz wychodzenia z domów i przemieszczania się bez uzasadnionych powodów, zamknięcie całej działalności gospodarczej, poza tym, co jest kluczowe i nie może być wykonywane zdalnie - zostały początkowo wprowadzone na trzy tygodnie, co oznacza, że w tym tygodniu zostanie dokonany przegląd ich efektów, a następnie rząd podejmie decyzję w sprawie, czy zostaną one przedłużone.

To, że zostaną one przedłużone w zasadzie nie ulegało wątpliwości, ale też do tej pory żaden z ministrów nie zasugerował tego tak jednoznacznie, jak zrobił to Raab.

Powiedział on, że Wielka Brytania cały czas znajduje się w szczycie epidemii. Jak mówił też, mimo podawanej codziennie dużej liczby zgonów, podjęte działania przynoszą efekty.

"Ludzie wykazali się cierpliwością i poświęceniem, pozwolili nam je zrealizować, więc to sukces, który pomógł ograniczyć rozprzestrzenianie się (wirusa). Trudno w ten sposób mówić, patrząc na liczbę zgonów, ale są pewne oznaki, że się ona spłaszcza" - oświadczył Raab.

W poniedziałek po południu brytyjskie ministerstwo zdrowia poinformowało, że w ciągu minionej doby zmarło 717 osób, wskutek czego łączna liczba ofiar śmiertelnych wzrosła do 11329.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński 

Rząd podtrzymuje cel 100 tys. testów dziennie do końca kwietnia

Brytyjski rząd podtrzymuje cel, jakim jest przeprowadzanie do końca kwietnia 100 tys. testów na obecność koronawirusa dziennie - oznajmił w środę w Izbie Gmin zastępujący premiera Borisa Johnsona minister spraw zagranicznych Dominic Raab.

W środę odbyła się pierwsza po wydłużonej z powodu koronawirusa przerwie wielkanocnej, cotygodniowa w założeniu, sesja poselskich pytań do premiera. Była ona historyczna z tego powodu, że po raz pierwszy w historii brytyjskiego parlamentu, częściowo odbywała się zdalnie - zgodnie z obowiązującymi ograniczeniami na sali może przebywać maksymalnie 50 posłów, zachowujących przynajmniej 2-metrową odległość, zaś kolejnych 120 może brać udział w obradach poprzez aplikację Zoom. Była to także pierwsza sesja, w której w roli lidera opozycji wystąpił nowo wybrany przywódca Partii Pracy Keir Starmer.

"Uważam, że ważne jest, aby mieć cel i dążyć do niego. Robimy duże postępy, jesteśmy pewni, że go osiągniemy" - powiedział Raab. W ostatnich dniach liczba wykonywanych testów w Wielkiej Brytanii przekraczała 18 tys., choć ministerstwo zdrowia zapewnia, iż obecne możliwości to ok. 40 tys. dziennie.

Raab powiedział też, że dotychczas z powodu koronawirusa zmarło 69 pracowników NHS, publicznej brytyjskiej służby zdrowia. Odparł natomiast, że nie jest w stanie podać obecnie liczby zmarłych pracowników domów opieki.

Szef dyplomacji odniósł się też do coraz częstszych zarzutów w stosunku do rządu Johnsona, że popełnił liczne błędy, zwłaszcza w początkowej fazie epidemii. "Muszę powiedzieć, że nie skorzystam z jego (Starmera - PAP) propozycji przeprowadzenia publicznego dochodzenia. Myślę, że zdecydowanie należy wyciągnąć wnioski, a kiedy przetrwamy ten kryzys, ważne będzie, abyśmy dokonali bilansu" - mówił.

Podczas późniejszej debaty minister zdrowia Matt Hancock zapewnił, że brexit nie wpłynął w żaden sposób na stan przygotowania Wielkiej Brytanii do epidemii, ani nie jest przyczyną braku pielęgniarek w szpitalach. "Brexit nie ma żadnego wpływu na naszą reakcję na koronawirusa, a dobrą wiadomością jest to, że od początku tego kryzysu tysiące pielęgniarek i lekarzy powróciło do pracy" - przekonywał.

Dobrą wiadomością dla rządu jest też to, iż w środę przed południem przyleciał wreszcie do kraju samolot z 400 tys. ochronnych kombinezonów medycznych z Turcji, które według pierwszych obietnic miały być już w niedzielę. Sprawa niedoboru odzieży ochronnej dla personelu medycznego jest obecnie najpoważniejszym problemem w walce z epidemią, a zarazem powodem największej krytyki ze strony opozycji i mediów.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Obraz fernando zhiminaicela z Pixabay 

Weteran, który zebrał 23 mln funtów dla służby zdrowia, otworzy szpital

99-letni weteran Tom Moore, który zebrał dla brytyjskiej publicznej służby zdrowia NHS, ponad 23 miliony funtów, będzie gościem honorowym na otwarciu nowego szpitala dla chorych na Covid-19 - zapowiedział w sobotę minister wspólnot i społeczności lokalnych Robert Jenrick.

Moore, emerytowany kapitan armii, który obecnie porusza się przy pomocy chodzika na kółkach, stał się brytyjskim symbolem niezłomności w czasach epidemii. W zeszłym tygodniu ogłosił w internecie, że przed przypadającymi 30 kwietnia setnymi urodzinami zamierza sto razy pokonać 25-metrową trasę wokół swojego ogrodu, chcąc w ten sposób przekonać ludzi do wpłacenia datków na NHS.

Moore początkowo miał nadzieję, że uda mu się zebrać tysiąc funtów, ale jego akcja nieoczekiwane zyskała niesamowitą popularność. W sobotę po południu - dwa dni po ukończeniu setnego okrążenia - było to już 23,5 miliona funtów przekazanych przez ponad 1,13 mln darczyńców.

Apel o przyznanie mu tytułu szlacheckiego podpisało w internecie już 770 tys. osób, choć to może nastąpić najwcześniej w czerwcu, przy okazji oficjalnych obchodów urodzin królowej. Na razie minister Jenrick podczas sobotniej rządowej konferencji prasowej na temat walki z epidemią zapowiedział, że kapitan Tom Moore będzie gościem honorowym - w obecnych okolicznościach tylko przez połączenie wideo - otwarcia nowego tymczasowego szpitala dla chorych z koronawirusem, który w przyszłym tygodniu otwarty zostanie w Harrogate w hrabstwie North Yorkshire. Ma on pomieścić 500 chorych.

Pierwszy z takich szpitali - w londyńskim centrum konferencyjno-wystawienniczym London ExCeL - otworzył przed dwoma tygodniami, również zdalnie, brytyjski następca tronu książę Karol, drugi - w Narodowym Centrum Wystawienniczym (NEC) w Birmingham - jego syn, książę William.

Brytyjskie ministerstwo zdrowia zapowiedziało stworzenie łącznie 10 takich szpitali, choć wobec powoli, ale systematycznie zmniejszającej się liczby nowo przyjmowanych pacjentów, pojawiają się sugestie, że taka liczba nie będzie potrzebna.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Johnson dziękuje lekarzom oraz wszystkim pozostającym w domach

Brytyjski premier Boris Johnson osobiście podziękował w niedzielę po wyjściu ze szpitala pracownikom służby zdrowia NHS oraz wszystkim, którzy przestrzegają rządowych zaleceń dotyczących utrzymywania dystansu społecznego.

Johnson w niedzielę wczesnym popołudniem opuścił szpital św. Tomasza w Londynie, gdzie przebywał od poprzedniej niedzieli z powodu zakażenia koronawirusem, w tym trzy dni na oddziale intensywnej terapii.

Brytyjski premier przyznał, że gdy został przyjęty na intensywną terapię sprawy mogły się potoczyć w obie strony.

"Trudno znaleźć słowa, które wyraziłyby moją wdzięczność NHS za uratowanie mi życia, ale wcześniej chciałbym podziękować wszystkim w Zjednoczonym Królestwie za poświęcenie, którego dokonaliście i dokonujecie. (...) Mogę sobie jedynie wyobrazić, jak trudne jest zachowywanie zasad dystansu społecznego" - powiedział Johnson w pierwszym nagraniu na Twitterze zamieszczonym od czasu, gdy w poniedziałek wieczorem trafił na oddział intensywnej terapii.

"Chcę, żebyście wiedzieli, że w tę Niedzielę Wielkanocną wierzę, że wasz wysiłek jest tego wart i codziennie są tego dowody. Bo choć opłakujemy tych, którzy zabierani są nam tak licznie i chociaż walka nie jest jeszcze w żaden sposób skończona, dokonujemy postępu w tej niewiarygodnej narodowej bitwie z koronawirusem" - mówił brytyjski premier.

Johnson powiedział, że przez ostatnie siedem dni miał okazję osobiście widzieć, pod jaką presją znajduje się NHS. "Widziałem odwagę osobistą nie tylko lekarzy i pielęgniarek, ale też sprzątających, gotujących, każdego rodzaju personelu służby zdrowia" - podkreślił szef rządu. Powiedział, że chce złożyć osobiste podziękowania lekarzom, w tym zwłaszcza tym, którym za podjęte decyzje w ostatnich dniach będzie wdzięczny do końca życia, a także opiekującym się nim pielęgniarkom.

Po raz kolejny zaapelował też do wszystkich o pozostanie w domach, co pozwoli zmniejszyć liczbę zakażeń, a tym samym zmniejszyć presję na NHS.

W niedzielę po południu brytyjskie ministerstwo zdrowia poinformowało o kolejnych 737 zgonach z powodu koronawirusa, wskutek czego liczba ofiar wzrosła do 10 612. Tym samym Wielka Brytania stała się piątym państwem świata, w którym liczba ofiar śmiertelnych przekroczyła 10 tys. Wielką Brytanię wyprzedzają pod tym względem Stany Zjednoczone, Włochy, Hiszpania i Francja.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Skromne obchody 94. urodzin Elżbiety II

Wyjątkowo skromnie obchodzone były przypadające we wtorek 94. urodziny brytyjskiej królowej Elżbiety II. Z powodu epidemii koronawirusa publiczne obchody ograniczyły się do zamieszczenia w mediach społecznościowych okolicznościowych zdjęć i nagrań wideo.

Królowa obchodzi urodziny dwa razy w roku - 21 kwietnia, czyli w dniu, w którym faktycznie przyszła na świat - prywatnie, zaś w drugą sobotę czerwca - podobnie jak jej poprzednicy - oficjalnie. Prywatne urodziny Elżbiety II są z zasady skromniejsze, a monarchini zwykle spędzała je z rodziną, niemniej zawsze bywały w nich też pewne publiczne elementy jak wywieszanie flag na budynkach publicznych czy salut armatni.

W tym roku jednak, po raz pierwszy w jej 68-letnim panowaniu, takiego salutu nie było - królowa zdecydowała, że wobec trwającej epidemii byłby to niestosowne. Również zmieniono wytyczne w kwestii flag i nie wszędzie zostały one wywieszone.

Królowa spędziła urodziny za zamku w Windsorze pod Londynem, do którego przeniosła się w połowie marca z Pałacu Buckingham, jedynie w towarzystwie męża, księcia Filipa. Z powodu ograniczeń związanych z przemieszczaniem się oraz ze względów bezpieczeństwa pozostali członkowie rodziny nie przyjechali.

Jedynym oficjalnym uczczeniem urodzin monarchini były zatem okolicznościowe zdjęcia i nagrania wideo zamieszczone na Twitterze, m.in. fragmenty archiwalnych rodzinnych nagrań wideo z dzieciństwa i wczesnej młodości Elżbiety, także z młodszą siostrą, księżniczką Małgorzatą, seria zdjęć z różnych etapów jej życia, a także urodzinowe ciastka wraz z przepisami od królewskich cukierników.

Oficjalne obchody urodzin królowej już wcześniej zostały odwołane. Nie odbędzie się m.in. Trooping the Colour - tradycyjna parada wojskowa oraz przegląd wojsk, które zwykle gromadzą dziesiątki tysięcy widzów.

Elżbieta II jest najstarszym żyjącym i najdłużej panującym monarchą na świecie.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Z powodu koronawirusa odwołano salut urodzinowy dla królowej

Brytyjska królowa Elżbieta II zdecydowała o odwołaniu tradycyjnego salutu armatniego z okazji przypadających we wtorek jej 94. urodzin i nie będzie ich celebrowała w żaden sposób - poinformował w sobotę Pałac Buckingham.

Jak wyjaśniono, królowa uznała, że publiczne świętowanie urodzin w sytuacji, gdy kraj zmaga się z epidemią koronawirusa, byłoby niestosowne.

Według brytyjskich mediów, będzie to pierwszy przypadek w ciągu 68-letnich rządów Elżbiety II, by jej urodziny nie były uczczone salutem armatnim, który zwykle ma miejsce w Hyde Parku oraz w twierdzy Tower of London.

Już pod koniec marca zdecydowano o odwołaniu czerwcowej uroczystej parady wojskowej z okazji urodzin królowej, Trooping the Colour. Królowa Elżbieta II obchodzi urodziny 21 kwietnia, ale oficjalnie są one obchodzone - podobne jak to miało miejsce w przypadku jej poprzedników - w drugą sobotę czerwca.

W ostatnich dniach Elżbieta II dwukrotnie zwróciła się do narodu w związku z trwającą sytuacją. W niedzielę 5 kwietnia wygłosiła specjalne przemówienie telewizyjne - zaledwie piąte takie w ciągu jej panowania - w którym zapewniła, że kraj przetrwa tę epidemię i powrócą lepsze dni. Tydzień temu, w przesłaniu z okazji Wielkanocy, podkreśliła, że pomimo iż tym roku wiele osób spędza ją bez rodzin i przyjaciół, te święta nadal dają nadzieję. W obu wystąpieniach przypomniała o konieczności pozostawania w domach i podziękowała pracownikom służby zdrowa oraz wszystkim wykonującym niezbędne zajęcia.

W Wielkiej Brytanii z powodu koronawirusa zmarło dotychczas ponad 14,5 tys. osób. W czwartek rząd zdecydował o przedłużeniu ograniczeń wprowadzonych z powodu epidemii o kolejne trzy tygodnie.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Ponad tysiąc osób ukarano mandatami za nieuzasadnione wyjście z domu

Ponad tysiąc osób ukarano dotychczas w Wielkiej Brytanii mandatami za złamanie zakazu wychodzenia z domu bez potrzeby, co świadczy, że zdecydowana większość mieszkańców przestrzega restrykcji - poinformowano podczas sobotniej konferencji prasowej rządu.

W sobotę przebywającego w szpitalu premiera Borisa Johnsona podczas codziennej konferencji na temat walki z epidemią po raz pierwszy zastąpiła minister spraw wewnętrznych Priti Patel, a wraz z nią na Downing Street pojawił się przewodniczący Krajowej Rady Szefów Policji (NPCC) Martin Hewitt. Głównym wątkiem podczas konferencji były zatem kwestie przestrzegania nałożonych ograniczeń oraz przestępczości.

Jak poinformował Hewitt, do czwartku 37 formacji policyjnych w Anglii i Walii (policja w Zjednoczonym Królestwie jest zdecentralizowana, co oznacza, że na poszczególnych obszarach geograficznych pilnowaniem porządku i ściganiem przestępstw zajmują się 45 niezależnych formacji policyjnych), które podały takie dane, nałożyły 1084 mandaty.

"To jest średnio mniej niż 84 dziennie. To pokazuje, że przytłaczająca większość ludzi przestrzega zasad i pozostaje w domu, aby chronić NHS (publiczna służba zdrowia - PAP) i ratować życie" - powiedział Hewitt. Zapowiedział on, że w czasie trwania ograniczeń policja co dwa tygodnie będzie publikować aktualne statystyki.

23 marca premier Boris Johnson ogłosił drastyczne ograniczenia w celu powtrzymania epidemii - zabronione zostało opuszczanie domów z wyjątkiem nielicznych wyszczególnionych przypadków oraz przemieszczanie się, o ile nie jest to niezbędne. Te wyjątki uzasadniające wyjście z domu to niezbędne zakupy, wizyta u lekarza, pomoc potrzebującym, praca w kluczowych sektorach - o ile nie może być wykonywana zdalnie oraz spacer bądź ćwiczenia fizyczne, ale tylko raz dziennie i samemu, bądź z osobą, z którą się mieszka.

Hewitt poinformował również, że w ciągu ostatnich czterech tygodni łączna liczba przestępstw w Wielkiej Brytanii spadła o 21 proc. w stosunku do analogicznego okresu zeszłego roku.

Patel natomiast powiedziała, że choć ogólna liczba przestępstw spada, w niektórych obszarach rośnie. Chodzi przede wszystkim o przestępstwa przez internet i wykorzystywanie obaw związanych z epidemią. Jak powiedziała też, pedofile próbują wykorzystać fakt, że dzieci więcej czasu spędzają w internecie, bo po zamknięciu szkół zajęcia odbywają się online. Poinformowała również, że na podstawie danych nie widać, by w trakcie przymusowego pozostawania w domach zwiększyła się przemoc domowa, choć wzrost liczby osób, które zwracają się o pomoc poprzez infolinie i telefony zaufania jest "niezwykle niepokojący".

Z Londynu Bartłomiej Niedziński 

Od czwartku szczepionka na koronawirusa testowana na ludziach

W czwartek rozpoczną się próby kliniczne na ludziach szczepionki przeciw koronawirusowi stworzonej przez naukowców z uniwersytetu w Oxfordzie, powiedział w czwartek brytyjski minister zdrowia Matt Hancock. Naukowcy oceniają jej szanse na sukces na 80 proc.

Hancock podczas codziennej rządowej konferencji prasowej na temat walki z epidemią powiedział też, że zespół z Oxfordu oraz drugi wywodzący się z Imperial College London dostaną z budżetu na badania po 20 milionów funtów.

Zespół Instytutu Jennera w Oxfordzie chce zacząć produkcję przed zakończeniem testów, tak, aby mieć do września około miliona gotowych dawek.

Hancock powiedział, że opracowanie szczepionki jest "niepewną nauką", ale oba zespoły robią szybkie postępy i będą w pełni wspierane przez rząd. "Równocześnie zainwestujemy w zdolności produkcyjne, więc, jeśli któraś z tych szczepionek zadziała bezpiecznie, będziemy mogli udostępnić ją Brytyjczykom tak szybko, jak to tylko możliwe" - dodał. Ostrzegł jednak, że "nic w tym procesie nie jest pewne".

Szczepionka z Oxfordu, nazwana ChAdOx1 nCoV-19, jest stworzona z nieszkodliwego wirusa wziętego od szympansa, który został genetycznie zmodyfikowany w celu przenoszenia części koronawirusa. Wykazano już, że technika ta generuje silne odpowiedzi immunologiczne w innych chorobach. Przeprowadzono już rozmowy na temat produkcji szczepionki z trzema brytyjskimi firmami, a także kilkoma zagranicznymi. W testach brać będzie udział do 500 osób.

Równolegle zespół z Imperial College London od lutego testuje na zwierzętach swoją szczepionkę i oczekuje się, że próby kliniczne na ludziach rozpoczną się w czerwcu.

Na całym świecie opracowywanych jest ponad 70 szczepionek, ale Wielka Brytania stanie się w czwartek jednym z niewielu krajów - obok USA i Chin - gdzie przeprowadza się już próby na ludziach.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Obraz Ewa Urban z Pixabay 

O 888 wzrosła liczba zgonów z powodu koronawirusa, łącznie już 15 464

Kolejnych 888 osób zmarło w Wielkiej Brytanii z powodu koronawirusa, co oznacza, że łączna liczba ofiar śmiertelnych epidemii w tym kraju wzrosła do 15 464 - poinformowało w sobotę po południu ministerstwo zdrowia.

Bilans obejmuje zgony zarejestrowane w szpitalach w ciągu 24 godzin między godz. 17 w czwartek a godz. 17 w piątek.

Jest on nieco wyższy niż ten podany w piątek, gdy poinformowano o 847 zmarłych. Najwyższą dobową liczbę zgonów odnotowano w piątek 10 kwietnia - było ich 980.

Podawane przez brytyjskie ministerstwo zdrowia statystyki dotyczą tylko zgonów w szpitalach, więc faktyczna liczba jest większa - jak się szacuje o co najmniej 10-15 proc.

Jednocześnie resort zdrowia przekazał, że od początku epidemii przeprowadzono ponad 460,4 tys. testów na obecność koronawirusa, którym poddano ponad 357 tys. osób. W przypadku 114 217 testów uzyskano wynik pozytywny, co oznacza wzrost o 5526 w stosunku do stanu z poprzedniego dnia. To nieznacznie niższy wzrost niż ten, o którym informowano w piątek. Bilans nowych zakażeń obejmuje okres od godz. 9 w piątek do godz. 9 w sobotę.

Wielka Brytania zajmuje piąte miejsce na świecie pod względem liczby zgonów z powodu koronawirusa - więcej ich zanotowano w Stanach Zjednoczonych, we Włoszech, w Hiszpanii i we Francji oraz szóste miejsce na świecie pod względem wykrytych zakażeń - oprócz wspomnianych państw wyprzedzają ją także Niemcy.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Obraz PIRO4D z Pixabay 

Królowa: Wielkanoc nie została odwołana i daje nadzieję w czasie epidemii

Brytyjska królowa Elżbieta II przypomniała w sobotę o znaczeniu pozostania w domach w czasie Wielkanocy, ale podkreśliła, że sama Wielkanoc nie została odwołana, a łącząca się z nią nadzieja powinna towarzyszyć wszystkim w obecnym trudnym czasie epidemii.

W opublikowanym w sobotę wieczorem przesłaniu na Wielkanoc królowa zwróciła uwagę, że symbolika światła i zapalania świec jest obecna w wielu religiach i przemawia do wszystkich ludzi, niezależnie od wyznania. Przypomniała, że normalnie w Wielką Sobotę wieczorem chrześcijanie wspólnie zapalaliby świece i przekazywaliby sobie światło, co symbolizuje, jak dobra nowina o zmartwychwstaniu Chrystusa była przekazywana przez kolejne pokolenia.

"W tym roku Wielkanoc będzie inna dla wielu z nas, ale trzymając się z dala od siebie, zapewniamy innym bezpieczeństwo. Wielkanoc nie została jednak odwołana, w istocie potrzebujemy jej tak samo jak zawsze. Odkrycie zmartwychwstałego Chrystusa w pierwszym dniu Wielkanocy dało jego naśladowcom nową nadzieję i nowy cel i wszyscy możemy wziąć z tego przykład" - podkreśliła Elżbieta II.

"Wiemy, że koronawirus nas nie pokona. Śmierć potrafi być mroczna - szczególnie dla tych, którzy cierpią, pogrążeni w żałobie - ale światło i życie są potężniejsze. Niech żywy płomień wielkanocnej nadziei będzie stałym przewodnikiem w obliczu przyszłości. Życzę wszystkim wyznawcom wszystkich religii i wyznań błogosławionej Wielkanocy" - powiedziała.

Królowa co roku wygłasza przemówienie do narodu z okazji Bożego Narodzenia, ale nigdy wcześniej nie wydała przesłania wielkanocnego. Na dodatek zrobiła to w niespełna tydzień po dopiero piątym w swoim 68-letnim panowaniu, którym zapewniła, że mimo obecnych trudności kraj przetrwa epidemię, podkreślała znaczenie pozostania w domach i dziękowała pracownikom służby zdrowia oraz wszystkim wykonującym niezbędne obecnie zajęcia.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński 

Urząd statystyczny: koronawirus odpowiada za jedną trzecią zgonów

Koronawirus odpowiadał za ponad jedną trzecią wszystkich zgonów zanotowanych w Anglii i Walii w pierwszym tygodniu kwietnia i za ponad trzy czwarte rekordowego wzrostu liczby zgonów w stosunku do średniej pięcioletniej - podał we wtorek brytyjski urząd statystyczny ONS.

W odróżnieniu od podawanego codziennie przez brytyjskie ministerstwo zdrowia bilansu ofiar koronawirusa, który uwzględnia tylko zgony w szpitalach, statystyki ONS obejmują wszystkie zgony. Są zatem dokładniejsze, choć publikowane są z prawie dwutygodniowym opóźnieniem, więc nie przedstawiają aktualnej sytuacji.

Jak informuje ONS, pomiędzy 4 a 10 kwietnia włącznie w Anglii i Walii zmarło 18 516 osób, co jest najwyższą liczbą zgonów odnotowaną w jakimkolwiek tygodniu roku od początku 2000 r. To także o 2129 więcej niż w poprzednim tygodniu i o 7996 więcej niż wynosi pięcioletnia średnia dla 15. tygodnia roku.

Spośród tych 18 516 zgonów, koronawirus odpowiadał za 33,6 proc. - czyli 6213 - co jest wyraźnie większym odsetkiem niż w poprzednim tygodniu (21,2 proc.). Ale w Londynie koronawirus był przyczyną ponad połowy wszystkich zgonów - 53,2 proc. Wyższy od średniej był też w regionie West Midlands.

ONS podał również, że od początku roku do 10 kwietnia włącznie w Anglii i Walii zmarło prawie 185 tys. osób, czyli o nieco ponad 10 tys. więcej niż średnia za taki sam okres z poprzednich pięciu lat.

Spośród tych prawie 185 tys. osób, na Covid-19 zmarło 10 350 osób, podczas gdy na grypę lub zapalenie płuc ponad 32,7 tys.

Ponadto ONS poinformował o tym, w jakich miejscach nastąpiły dotychczasowe zgony na Covid-19, co daje pewne wyobrażenie, na ile niedoszacowane są dane rządowe. 8673, czyli 83,8 proc. miało miejsce w szpitalach, 1043 - w domach opieki, 466 - w domach, 87 - w hospicjach, zaś 66 - w innych miejscach.

Oznacza to, że zwiększył się odsetek zgonów poza szpitalami, bo w poprzednim tygodniu stanowiły one niemal 10 proc. Zarazem wskazuje to, że opinie mówiące, iż gdyby uwzględnić zgony w domach opieki, łączny bilans zgonów byłby wyższy o ok. 40 proc., wydają się - przynajmniej w okresie objętym statystykami - mocno przeszacowane.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Obraz fernando zhiminaicela z Pixabay 

Minister zdrowia o braku odzieży ochronnej i zgonach w domach opieki

Brytyjski minister zdrowia Matt Hancock przyznał w piątek, że szpitale zmagają się z deficytem odzieży i środków ochrony osobistej dla personelu medycznego. Ocenił też, że w domach opieki jest więcej niż 2 proc. wszystkich zgonów na Covid-19.

Hancock odpowiadał w piątek - w formie wideokonferencji - na pytania parlamentarnej komisji ds. zdrowia.

"Mamy deficyt fartuchów ochronnych, to jest punkt krytyczny w tej chwili. Kolejnych 55 tys. fartuchów przybędzie dzisiaj i pracujemy nad zdobyciem kolejnych za granicą" - powiedział Hancock.

W Wielkiej Brytanii głośnym echem odbiła się wypowiedź jednego z regionalnych dyrektorów NHS, publicznej służby zdrowia, który powiedział stacji BBC, że ma zapas fartuchów na mniej niż 24 godziny.

"Chciałbym móc machnąć czarodziejską różdżką i sprawić, by środki ochrony osobistej spadały z nieba w dużych ilościach. Ale biorąc pod uwagę naszą globalną sytuację, w której jest ich mniej na świecie, niż świat potrzebuje, pozostaje to oczywiście ogromnym punktem krytycznym" - mówił Hancock.

Minister zdrowia zapytany został też, czy możliwe jest, by liczba zgonów w domach opieki stanowiła mniej niż 2 proc. wszystkich zgonów z powodu koronawirusa. "Nie. Mogę powiedzieć z wysokim stopniem pewności, że ten odsetek jest większy niż wspomniana liczba" - odparł. Dodał też, że większość zgonów z powodu koronawirusa poza szpitalami ma miejsce w domach.

Codzienne statystyki ministerstwa zdrowia uwzględniają tylko zgony w szpitalach, które stanowią zdecydowaną większość wszystkich przypadków śmiertelnych wśród zakażonych koronawirusem, tym niemniej faktyczna liczba ofiar śmiertelnych wirusa jest, jak się szacuje, o 10-15 proc. wyższa.

Podczas tego samego przesłuchania w komisji Anthony Costello, pediatra i epidemiolog z University College London, ocenił, że rządowa odpowiedź na epidemię była spóźniona. Powiedział także, że całkowita liczba ofiar koronawirusa w Wielkiej Brytanii może sięgnąć 40 tys. i być najwyższa w Europie.

W piątek po południu brytyjskie ministerstwo zdrowia podało, że w ciągu poprzedniej doby zmarło kolejne 847 osób i łączna liczba zgonów wzrosła tym samym do 14 576.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Minister zdrowia: nie osiągnęliśmy jeszcze szczytu epidemii

Wielka Brytania nie osiągnęła jeszcze szczytu epidemii koronawirusa, co pozwalałoby myśleć o łagodzeniu ograniczeń w kontaktach społecznych, ale liczba osób przyjmowanych do szpitali zaczyna się spłaszczać - powiedział w sobotę minister zdrowia Matt Hancock.

"Zamiast iść w górę w postępie geometrycznym, jak by było, gdybyśmy nie podjęli działań, (liczba hospitalizowanych - PAP) zaczyna się obniżać i spłaszczać" - powiedział Hancock w stacji BBC. Ale dodał: "Nie widzimy tego na tyle, byśmy mieli pewność, że możemy dokonać zmian".

W piątek po południu Hancock poinformował, że w ciągu poprzedniej doby w Wielkiej Brytanii zmarło z powodu koronawirusa 980 osób, a tym samym łączna liczba ofiar śmiertelnych wzrosła do 8058. To nie tylko najwyższa dobowa liczba zgonów od początku epidemii, ale to także więcej niż wynosił dobowy szczyt zgonów we Włoszech i w Hiszpanii, dwóch najmocniej dotkniętych epidemią państwach w Europie (choć mniej niż było we Francji).

Brytyjskie władze oraz doradcy naukowi i eksperci medyczni rządu ostrzegają, że liczba zgonów może jeszcze się zwiększyć, choć nadal mają nadzieję, iż całkowity bilans epidemii nie przekroczy 20 tys. Wyjaśniają, że wraz ze zmniejszaniem się liczby osób przyjmowanych do szpitali zacznie spadać również liczba umierających. "Uważamy, że jeszcze nie doszliśmy do szczytu. Nie widzimy jeszcze na tyle spłaszczenia, by móc powiedzieć, że osiągnęliśmy szczyt" - powiedział Hancock.

W przyszłym tygodniu spodziewana jest decyzja o przedłużeniu ograniczeń w wychodzeniu z domów i przemieszczaniu się, które początkowo wprowadzono na trzy tygodnie.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński 

Image

Świetna aplikacja! Pobierz!

Image
Image

Jesteś świadkiem ciekawych wydarzeń?

Zarejestruj się i podziel się swoją historią

Autorzy 

Zostań autorem
Image
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo

Korzystając z naszej strony, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie przez nas plików cookies - Polityka prywatności. Zaktualizowaliśmy naszą politykę przetwarzania danych osobowych - RODO. Więcej dowiesz się TUTAJ.