Rada Europy, będąca organem zarządzającym Europejskiego Trybunały Praw Człowieka w dniu 27 stycznia br. przegłosowała rezolucję dotyczącą szczepionek na Corona Wirus.Rezolucja zakazuje Państwom Członkowskim wprowadzenie obowiązku szczepień oraz nakaz...
Kanclerz Niemiec Olaf Scholz w udzielonym w środę wieczorem wywiadzie dla telewizji ZDF zapowiedział, że spotka się wkrótce w Moskwie z prezydentem Rosji Władimirem Putinem. Nie podał jednak dokładnej daty. Wcześniej Scholz pojedzie do Waszyngtonu na rozmowy z prezydentem USA Joe Bidenem.
"Wyjeżdżam teraz do Stanów Zjednoczonych. Wkrótce będę też mówił w Moskwie o kwestiach, które są konieczne" - oświadczył Scholz.
"Wizyta jest planowana i odbędzie się wkrótce" - powiedział kanclerz o swej podróży do stolicy Rosji, dodając, że szczegóły zostaną podane w odpowiednim czasie.
Spotkanie Scholza z Bidenem w Białym Domu odbędzie się 7 lutego.
Kanclerz podkreślił w środę, że "chodzi o skoordynowaną politykę i o wdrażanie dobrze przygotowanych decyzji".
"Sytuacja jest bardzo poważna, nie można też pominąć faktu, że na granicy z Ukrainą rozmieszczono bardzo dużo wojska" - stwierdził Scholz w wywiadzie dla ZDF. Dlatego ważne jest, aby bardzo jasno mówić, że "atak na integralność terytorialną Ukrainy" będzie miał bardzo wysoką cenę - dodał.
Kanclerz nie zgodził się z zarzutami, że Niemcy są w kwestii konfliktu wokół Ukrainy niewiarygodnym partnerem, ponieważ odmówili dostaw broni. "Nasi sojusznicy doskonale wiedzą, co w nas mają" - oświadczył. Niemcy są krajem, który udzielił Ukrainie największej pomocy - podkreślił Scholz.
Za zniesieniem ograniczeń dla osób z pozytywnym wynikiem testu na koronawirusa, które nie mają objawów opowiedział się włoski wiceminister zdrowia Pierpaolo Sileri. Osoba tylko z pozytywnym wynikiem nie jest chora - podkreślił we wtorek.
"Musimy dojść do takiej sytuacji, by osoba z pozytywnym wynikiem testu, ale bezobjawowa mogła prowadzić normalne życie, używając maseczki Ffp2 przez kilka dni, bez konieczności opuszczenia pracy, rezygnacji z życia społecznego i tego wszystkiego, przez co jest wykluczona z powodu zwykłego pozytywnego rezultatu przy braku symptomów" - stwierdził wiceminister zdrowia w wywiadzie telewizyjnym.
Jak wyjaśnił, możliwość zmiany przepisów w sprawie takich osób zostanie rozważona w najbliższym czasie, kiedy dojdzie do dalszej poprawy sytuacji epidemicznej, zwłaszcza na oddziałach intensywnej terapii.
"Gdy będzie pewność, że wariant Omikron wyparł Deltę i gdy będą lepsze dane, a zatem - miejmy nadzieję - w ciągu dwóch, trzech tygodni należy dokonać takiej analizy" - dodał Sileri.
Wiceminister powiedział: osoba z pozytywnym wynikiem "nie jest chora i nie musi wyzdrowieć, ale dzisiaj każdy bez objawów kierowany jest na izolację i jest poza rynkiem pracy i wszystkim innym".
Według ekspertów szczyt tej fali zakażeń Włochy mają już za sobą, a Omikron - jak wynika z badań - powoduje około 96 procent infekcji.
Kanclerz Olaf Scholz wyznaczył cel - zaszczepić przeciwko koronawirusowi do końca stycznia 80 procent obywateli przynajmniej jedną dawką. Niewiele zabrakło do jego realizacji. Według Instytutu im. Roberta Kocha do 30 stycznia 75,8 procent Niemców zostało co najmniej raz zaszczepionych.
Odsetek osób w pełni zaszczepionych wynosi 74 procent.
Według danych RKI 20,2 mln osób w Niemczech nadal nie jest zaszczepionych przeciwko koronawirusowi. Spośród nich cztery miliony to dzieci w wieku do czterech lat, dla których nie ma szczepionki. Większość obecnie podawanych szczepień to szczepienia przypominające.
Już w ubiegłym tygodniu kanclerz federalny Olaf Scholz wyraził swoje niezadowolenie z postępów w szczepieniach. Kampania szczepień nie przebiega "w tempie, które byłoby konieczne", powiedział Scholz.
Poziomy szczepień w krajach związkowych nadal znacznie się różnią - informuje telewizja ARD. Na przykład w Bremie 86,7 procent mieszkańców jest w pełni zaszczepionych, w Saksonii tylko 62,7 procent.
W Kraju Saary 60,8 procent ludzi ma już szczepienia przypominające, w Saksonii tylko 42,4 procent. W całym kraju wskaźnik ten wynosi 52,8 procent.
Rząd Norwegii ogłosił we wtorek wieczorem zniesienie większości obowiązujących w tym kraju restrykcji epidemicznych. Wciąż zalecane będzie jednak noszenie maseczek w tłocznych miejscach oraz w transporcie publicznym.
"Biorąc pod uwagę wszystko to, co dzisiaj wiemy, słuszne jest zniesienie środków kontroli z małymi wyjątkami" - oznajmił na konferencji prasowej premier Norwegii Jonas Gahr Store.
W ten sposób szef norweskiego rządu odniósł się do badań naukowych i statystyk, które wskazują, że dominujący i bardziej zakaźny wariant Omikron koronawirusa rzadziej poważnie zagraża zdrowiu. Premier podkreślił znaczenie wysokiego poziomu wyszczepienia norweskiego społeczeństwa.
Od wtorku od godz. 22. lokale gastronomiczne ponownie będą mogły serwować alkohol bez ograniczeń, a teatry występować przy pełnej widowni. Ponadto przestają obowiązywać również limity prywatnych zgromadzeń, a także rekomendacja pracy zdalnej. Studenci mają powrócić na uczelnie.
Przestanie również obowiązywać wymóg okazywania negatywnego testu na Covid-19 od podróżnych na granicy, którzy posiadają zaświadczenie o zaszczepieniu.
Kluby nocne zostaną otwarte, ale na razie nie będzie można w nich tańczyć.
Rząd podtrzymał zasadę konieczności zapewnienia jednego metra odstępu. Tam, gdzie nie będzie to możliwe, np. w centrum handlowym albo transporcie publicznym, zalecane jest zasłanianie ust oraz nosa.
Norweskie władze zakładają, że ostatnie restrykcje zostaną zniesione 17 lutego.
W zbiorze ustaw Czech ukazał się we wtorek dokument ministra zdrowia Vlastimila Valka dotyczący obowiązkowych w tym kraju szczepień na różne choroby, w którym nie ma nazwy Covid-19. Tym samym szef resortu wprowadził w życie obietnicę o odejściu od obowiązku szczepień przeciw tej chorobie.
Rozporządzenie obowiązuje od wtorku i oznacza, że władze definitywnie rozstały się z koncepcją firmowaną przez ministra zdrowia w poprzednim rządzie Adama Vojtiecha, który nakazał obowiązkowe szczepienia przeciwko Covod-19 dla niektórych grup zawodowych oraz seniorów powyżej 60 roku życia.
Dokument miał wejść w życie 1 marca br. Nowy gabinet Petra Fiali już wcześniej zapewniał, że obowiązku szczepień przeciwko Covid-19 nie będzie. 19 stycznia zapadła stosowna decyzja, która we wtorek została formalnie potwierdzona.
W Republice Czeskiej obowiązują szczepienia przeciwko 11 chorobom, w większość dla dzieci. Należą do nich preparaty przeciwko odrze, różyczce, tężcowi lub błonicy.
W przypadku innych chorób resort zdrowia przewiduje szczepienia dla niektórych grup zawodowych. Na przykład pracownicy służb ratowniczych są szczepieni przeciwko żółtaczce, podobny obowiązek dotyczy dentystów oraz pracowników domów opieki społecznej.
Projekt ustawy o specjalnej składce dla niezaszczepionych w Quebec jest gotowy, ale rząd prowincji, nie chcąc dzielić mieszkańców, rezygnuje z tego pomysłu – poinformował we wtorek premier Quebec François Legault.
„Chodziło o to, by wprowadzić formę zachęty i projekt ustawy jest gotowy. Rozumiem jednak, że ta zapowiedź podzieliła mieszkańców Quebec, rozumiem też, że partie opozycyjne są przeciwko takiej dodatkowej składce” - powiedział Legault podczas konferencji prasowej we wtorkowe popołudnie.
Legault dodał, że dla utrzymania spójności w prowincji „ważna jest ochrona spokoju społecznego”.
Premier Quebec zapowiedział jednocześnie, że rząd będzie używał innych metod przekonując do szczepień, takich nawet jak mobilne zespoły dla osób, które wolą zaszczepić się w domu.
Zapowiedź wprowadzenia specjalnej opłaty czy składki Legault przedstawił trzy tygodnie temu, wskazując, że ok. 10 proc. mieszkańców Quebec jest niezaszczepionych, projekt ustawy miał trafić do parlamentu Quebec na początku lutego. Miała to być, według słów premiera prowincji, „znaczna suma”. Według najnowszych danych ponad 90,7 proc. mieszkańców Quebec w wieku powyżej 5 lat, czyli w grupie, dla której są szczepionki, otrzymało przynajmniej jedną dawkę szczepionki, a ponad 84 proc. jest w pełni zaszczepionych.
We wtorek partie opozycyjne w Quebec skrytykowały rząd za złe zarządzanie sytuacją i wprowadzanie mieszkańców prowincji w błąd. Przewodnicząca quebeckiej partii liberalnej Dominique Anglade podsumowywała w mediach, że „mieli pomysł, ale bez opinii prawnych czy medycznych (…) rzucili ten pomysł, a zapewne mieli sondaż, który sugerował, że to dobra rzecz”.
Istotnie, według sondażu firmy Maru Public Opinion przeprowadzonego wówczas, gdy Legault ogłaszał zamiar wprowadzenia dodatkowej składki, ponad 60 proc. Kanadyjczyków popierało wprowadzanie specjalnych opłat dla osób niezaszczepionych bez powodu. Według tego samego sondażu 38 proc. Kanadyjczyków zna kogoś, kto zachorował na Covid-19.
Opozycja i prawnicy w reakcji na zapowiedź Legault wskazywali jednak od początku, że nie da się bez naruszania konstytucji wprowadzać dodatkowych opłat czy podatków od niezaszczepionych.
Canada Civil Liberties Association, organizacja, która broni praw obywatelskich w Kanadzie, w ogłoszonym wówczas stanowisku przypomniała np., że konstytucja gwarantuje Kanadyjczykom prawo do własnych decyzji nt. swojego ciała. „Aby uzasadnić ten rodzaj ograniczania praw chronionych konstytucją, rząd musi przedstawić jasne i przekonujące dowody oraz udowodnić, że nie było żadnego innego racjonalnego wyboru” - napisała w stanowisku CCLA dyrektor ds. wolności podstawowych CCLA Cara Zwibel.
Canadian Medical Association (CMA – kanadyjskie stowarzyszenie lekarzy) apelowało wówczas, by Kanadyjczycy się szczepili i przyjmowali dawki przypominające, wskazując na przeciążenie szpitali. Komentując plany rządu Quebec przewodnicząca CMA dr Katharine Smart podkreślała, że są one dowodem „jak niepewna jest sytuacja”.
Obowiązek szczepień w Kanadzie dotyczy pracowników administracji federalnej i sektorów regulowanych federalnie, wprowadziły go też niektóre miasta. Obowiązek szczepień wprowadzony tak przez Kanadę jak i USA dotyczy również kierowców ciężarówek przekraczających granicę z USA.
W Kanadzie służba zdrowia jest bezpłatna dla obywateli i osób posiadających prawo stałego pobytu. Finansowana jest z budżetów 13 prowincji i terytoriów, przy czym rząd federalny przekazuje równowartość ok. jednej piątej wydatków w ramach tzw. Canada Health Transfer. Zgodnie z kanadyjską konstytucją służba zdrowia należy do kompetencji prowincji. W związku z tym np. szczepionki kupuje rząd federalny, ale szczepienia są organizowane przez prowincje.
Organizacja zrzeszająca pilotów IFALPA wyraziła we wtorek swoje zaniepokojenie “fałszywym poczuciem bezpieczeństwa” związanym z ruchem lotniczym nad Ukrainą. IFALPA uważa, że sytuacja jest podobnie niebezpieczna jak w 2014 r., kiedy doszło do zestrzelenia nad terytorium wschodniego sąsiada Polski samolotu malezyjskich linii lotniczych MH17.
W ocenie organizacji nie docenia się niebezpieczeństw związanych z korzystaniem z ukraińskiej przestrzeni powietrznej. „Podobnie było w 2014 r., gdy prorosyjscy separatyści zestrzelili samolot Malaysia Airlines, w którym zginęło 298 osób” – czytamy w komunikacie IFALPA.
Stowarzyszenie pilotów wskazuje na zagrożenie związane z napiętą sytuacją na granicy rosyjsko-ukraińskiej. „Samolot cywilny może być łatwo pomylony z maszyną wojskową i zostać zestrzelony” – stwierdza IFALPA.
Organizacja uważa, że należy wyciągnąć wnioski z katastrofy MH17 i zarówno państwa jak i linie lotnicze nie powinny się wahać, i w razie potrzeby natychmiast zawiesić połączenia lotnicze nad Ukrainą.
Sąd okręgu Telemark w południowej Norwegii jednomyślnie odrzucił wniosek Andersa Breivika o przedterminowe warunkowe zwolnienie z więzienia. W opublikowanym we wtorek uzasadnieniu podkreślono, że istnieje duże ryzyko, że ten masowy morderca popełni nowe akty przemocy.
"Dziś ma on (Breivik) ten sam ideologiczny punkt wyjścia dla swoich działań, jak w 2011 roku (gdy doszło do zamachu). Jego ustne zapewnienia i danie słowa honoru mają niewielką wartość (...) Wydaje się, że brakuje mu empatii i współczucia dla ofiar" - napisał sędzia Dag Bjoervik.
Dodał również, że Breivik "nie jest gotowy na spotkanie ze społeczeństwem".
Jak przekazał mediom obrońca Oystein Storrvik, "Breivik wyraził chęć odwołania od decyzji sądu". Według norweskiego prawa sąd apelacyjny może nie przyjąć sprawy.
Adwokat ujawnił, że wraz z klientem pracują nad kontynuacją sprawy naruszenia praw człowieka, do jakich miało dojść w związku z warunkami, w jakich przebywa w więzieniu skazany. Wcześniej proces wytoczony w tej sprawie przez Breivika norweskiemu państwu zakończył się jego porażką.
Podczas zakończonej pod koniec stycznia trzydniowej rozprawy sądowej w więzieniu w Skien pod Oslo, Breivik przekonywał, że po 10 latach pozbawienia wolności "nie będzie już stosował przemocy".
Prokurator Hulda Karlsdottir dowodziła w sądzie, że "Breivik nadal jest niebezpieczny". Natomiast psychiatra Randi Rosenqvist oceniła, że "ryzyko dokonania przez Breivika nowego aktu przemocy jest statystycznie wysokie".
Breivik odsiaduje karę 21 lat pozbawienia wolności za dokonanie zamachu bombowego w dzielnicy rządowej w Oslo oraz strzelaniny na wyspie Utoya z 2011 roku, w których zginęło łącznie 77 osób. (PAP)
Rada miejska Amsterdamu zablokowała na rok otwieranie nowych "ciemnych sklepów", czyli magazynów dostawców błyskawicznych zakupów. Mieszkańcy miasta skarżyli się na uciążliwość takich punktów - hałas oraz blokujące chodniki rowery i skutery.
Podczas pandemii Covid-19 w Holandii wzrosła popularność szybkich dostaw. Dotyczy to zarówno jedzenia - holenderski rynek jest zdominowany przez firmy Uber i Thuisbezorgd (w Polsce działającą pod marką Pyszne.pl) - jak i produktów normalnie dostępnych w supermarketach.
Aby zapewnić szybkie dostawy, firmy specjalizujące się w błyskawicznych zakupach, takie jak Gorillas czy Getir, tworzyły "ciemne sklepy" w centrum Amsterdamu i w dzielnicach mieszkalnych. Z informacji dziennika "Financeele Dagblad" wynika, że w styczniu było ich w holenderskiej stolicy co najmniej trzydzieści.
Mieszkańcy od dawna skarżyli się na to, że "ciemne sklepy" są uciążliwe dla otoczenia. Rowery i skutery blokują chodniki, a kurierzy są często hałaśliwi.
Rada miejska uznała w zeszłym tygodniu, że potrzebna jest całościowa strategia dotycząca "ciemnych sklepów" i na czas jej powstawania, czyli co najmniej rok, zawieszono możliwość otwierania nowych magazynów.
"Jesteśmy zdziwieni i rozczarowani nagłą decyzją władz miasta" – głosi oświadczenie Gorillas. Firma zastanawia się nad reakcją na ograniczenie rozwoju magazynów.
Na razie Amsterdam jest pierwszą europejską stolicą, która zakazała tworzenia "ciemnych sklepów". "Kontaktują się z nami władze innych europejskich miast, które mają podobne problemy" – powiedziała "FD" radna stolicy Marieke van Doorninck.
Obowiązek szczepień przeciwko Covid-19 dla osób powyżej 50 lat, 100 euro kary za ich brak oraz wymóg posiadania przepustki na poczcie, w banku i w sklepach, które nie sprzedają artykułów pierwszej potrzeby - to przepisy obowiązujące we Włoszech od wtorku.
Wprowadzony przez rząd mechanizm wymierzania jednorazowej kary dla niezaszczepionych osób w wieku ponad 50 lat przewiduje kilka etapów. Najpierw sporządzony zostanie wykaz osób z tej grupy wiekowej, które dotąd się nie zaszczepiły. Jest ich, jak się szacuje, prawie 1,7 miliona.
Na podstawie tych list karę będzie wymierzać Agencja Podatkowa, czyli urząd skarbowy. Do każdego musi wysłać list z informacją o tym, że z powodu niezaszczepienia się grozi mu grzywna. Wtedy odbiorca w ciągu 10 dni może przedstawić w lokalnym oddziale służby zdrowia zaświadczenie lekarskie, na podstawie którego został zwolniony ze szczepienia.
Zgodnie z całą procedurą wezwanie do zapłacenia kary zostanie przysłane w ciągu 6 miesięcy.
Ponadto od początku lutego do sklepów z wyjątkiem tych z artykułami pierwszej potrzeby można wejść tylko z przepustką covidową, wystawioną na podstawie szczepienia, wyzdrowienia lub testu. Wymagana będzie ona też w bankach, na poczcie, w księgarniach.
Właściciele sklepów nie mają obowiązku sprawdzania wszystkim tzw. Green Pass, ale mogą prowadzić wyrywkowe kontrole.
Na liście punktów sprzedaży wyłączonych z obowiązku posiadania przepustki są sklepy spożywcze, supermarkety, punkty z pokarmem dla zwierząt, apteki, salony optyczne.
Od wtorku ważność unijnych ceryfikatów covid (UCC) zostanie skrócona do 270 dni, zarówno tych wydawanych po szczepieniu w schemacie podstawowym, jak po dawkach przypominającej i dodatkowej. Nowe wytyczne zostały przygotowane na podstawie stanowiska Rady Medycznej.
Zgodnie z wydanym na początku stycznia komunikatem ministra zdrowia od 1 lutego 2022 r. ważność unijnych certyfikatów covid (UCC), wydanych po szczepieniu w schemacie podstawowym, dawce przypominającej i dodatkowej, została skrócona z 360 dni do 270 dni.
Dawka dodatkowa uzupełniająca podawana jest po 28 dniach osobom z upośledzeniem odporności, u których odpowiedź immunologiczna na szczepienie mogła być niewystraczająca. Podawana jest, by osiągnąć optymalne zabezpieczenie przed chorobą.
Dawka przypominająca podawana jest osobom zaszczepionym po pięciu miesiącach od ukończenia podstawowego schematu szczepień przeciw COVID-19, aby poprawić, utrwalić i przedłużyć ochronę po szczepieniu.
Certyfikat potwierdzający zaszczepienie przeciw COVID-19, status ozdrowieńca lub też negatywny wynik testu diagnostycznego, wprowadzono w krajach UE na początku lipca 2021 r., by ułatwić przemieszczanie się w Unii Europejskiej podczas pandemii. Zaświadczenie można otrzymać w formie wydruku po wykonaniu iniekcji w punkcie szczepień lub pobrać przez Internetowe Konto Pacjenta albo mieć je dostępne w aplikacji mojeIKP i mObywatel.(PAP)
W Tajlandii startuje we wtorek rządowy program, w ramach którego obywatele powyżej 15. roku życia otrzymają darmowe środki antykoncepcyjne. Władze chcą w ten sposób zapobiec niechcianym ciążom i chorobom przenoszonym drogą płciową.
Od 1 lutego mieszkające w Tajlandii kobiety między 15. a 59. rokiem życia będą mogły bezpłatnie dostać tabletki antykoncepcyjne. Tajki, które ukończyły 15 lat otrzymają je m.in. w przychodniach podstawowej opieki zdrowotnej, klinikach położniczych, aptekach i szpitalach.
Będą miały prawo do maksymalnie trzech opakowań jednorazowo i 13 rocznie, a chęć ich odbioru mogą zgłaszać przez rządową aplikację mobilną „Pao Tang” (Portfel). Za jej pośrednictwem kobiety będą mogły wybrać także miejsce i czas odbioru pigułek – poinformowało Narodowe Biuro Bezpieczeństwa Zdrowotnego (NHSO).
Od kwietnia w całym kraju ma się także rozpocząć dystrybucja darmowych prezerwatyw. Odbierając je w punktach NHSO, zainteresowani będą proszeni o zeskanowanie kodu QR za pomocą najpopularniejszego w Tajlandii komunikatora Line. Prezerwatywy mają być dostępne w kilku rozmiarach, a każdemu będzie przysługiwało 10 sztuk tygodniowo.
Jak wyjaśnił wicesekretarz NHSO, dr Jakkrit Ngowsiri, program ma zapobiec niechcianym ciążom, zwłaszcza wśród nastolatek, i chorobom przenoszonym drogą płciową.
Młodzi mieszkańcy Bangkoku przyjmują wiadomość o rozpoczęciu programu jako oczywistą. „To zupełnie naturalna rzecz, którą rząd powinien zrobić już dawno” – mówi PAP Daw, świeży absolwent stołecznego Uniwersytetu Chulalongkorna. „Dla nas nie ma to aż takiego wielkiego znaczenia, ale dla niektórych mieszkańców wsi to może być ułatwienie”.
„Środki antykoncepcyjne są tanie i łatwo dostępne, także na prowincji” - mówi Chantana, pracowniczka administracji. Jak dodaje, tabletki antykoncepcyjne można dostać bez recepty w każdej aptece, a wątek kontroli narodzin i bezpiecznego seksu często pojawia się w tajskich serialach i kampaniach społecznych. Rządowe plany ocenia jako miły gest, ale jej zdaniem większy nacisk powinno się położyć na edukowanie młodzieży o tym, jak unikać niechcianych ciąż.
Według Funduszu Ludnościowego Narodów Zjednoczonych w 70-milionowym królestwie na świat co roku przychodzi średnio 100 tys. dzieci nastoletnich matek. Tylko w 2016 roku 14 proc. ciężarnych kobiet w Tajlandii miało mniej niż 20 lat. Dwa lata później oenzetowski fundusz oceniał, że choć w tajlandzkich szkołach edukacja seksualna jest obowiązkowa, to często nie jest nauczana wystarczająco szczegółowo.
Podczas gdy Pekin szykuje się do Zimowych Igrzysk Olimpijskich, wolność prasy w ChRL kurczy się w „zawrotnym tempie”, a władze znajdują nowe sposoby na utrudnianie pracy zagranicznym dziennikarzom – ocenił w poniedziałek Klub Korespondentów Zagranicznych w Chinach (FCCC).
99 proc. spośród pracujących w ChRL zagranicznych dziennikarzy ankietowanych przez Klub oceniło, że warunki ich pracy w tym kraju nie spełniają międzynarodowych standardów. Często są inwigilowani, władze grożą im nieprzedłużeniem wiz i procesami sądowymi lub utrudniają pracę pod pretekstem walki z Covid-19, zdarzają się też napaści fizyczne – wynika z opisu ankiety.
„Taktyka używana przez urzędników lokalnych biur bezpieczeństwa publicznego, by zakłócać pracę dziennikarzom, stała się bardziej wyrafinowana i skrupulatna, zwłaszcza gdy staramy się opisywać wrażliwe kwestie, takie jak religia czy mniejszości etniczne” – zaznaczył cytowany w raporcie szef chińskiego biura jednego z japońskich mediów.
Organy władzy inspirują nagonki w internecie, kultywując w chińskim społeczeństwie poczucie, że zagraniczne media są wrogiem, co dodatkowo utrudnia pracę korespondentom – wynika z opisu raportu FCCC. Od ponad roku w aresztach przebywają tymczasem australijska dziennikarka Chang Lei i pracująca dla Bloomberga Haze Fan, którym władze zarzucają działania na szkodę bezpieczeństwa państwowego.
Nasilone ryzyko sprawia, że zagraniczni dziennikarze w Chinach przygotowują plany awaryjnego opuszczenia kraju w wypadku obaw o bezpieczeństwo własne i swoich rodzin. Niektórzy byli inwigilowani podczas pracy w terenie, a nawet podczas prywatnych wyjazdów z krewnymi. Część z nich wyjechała już z Chin, nie mogąc wytrzymać takiej presji.
„Gdy w pośpiechu wyjeżdżaliśmy, policjanci w cywilu śledzący nas i nasze małe dzieci w drodze na lotnisko byli ostatecznym dowodem na zagrożenia, z jakimi mierzyliśmy się z powodu głębokiej nietolerancji Chin dla niezależnego dziennikarstwa” – powiedział korespondent BBC John Sudworth, który w marcu opuścił Pekin w związku z obawami o bezpieczeństwo.
Dziennikarze, którzy opuścili Chiny, wyjechali na Tajwan, do Singapuru, Australii lub Wielkiej Brytanii. Hongkong nie jest już alternatywą, ponieważ po wprowadzeniu przepisów bezpieczeństwa państwowego zaczęto wydalać stamtąd zagranicznych korespondentów i aresztować miejscowych dziennikarzy – napisano w raporcie.
Podczas gdy Pekin szykuje się do Zimowych Igrzysk Olimpijskich, podejście chińskich władz do zagranicznych dziennikarzy jest sprzeczne z oficjalnymi przepisami oraz „olimpijskim duchem doskonałości, przyjaźni i szacunku” – ocenia FCCC.
Według niego szczególnie niepokojące jest, że zwiększenie utrudnień w pracy niezależnych mediów w ChRL następuje w czasie coraz wyraźniejszej polaryzacji opinii publicznej na świecie na temat wzrostu Chin. Pekin może wzmocnić zaufanie do swojego przekazu nie przez zalewanie świata propagandą, ale przez umożliwienie innym opisywania tej historii – uważa FCCC. (PAP)
Około 6 tys. osób zgromadził w niedzielę w centrum Pragi protest przeciwko ograniczeniom antycovidowym, planowanym zmianom w ustawie pandemicznej oraz szczepieniom przeciw Covid-19. Policja nie odnotowała żadnych incydentów.
Uczestnicy demonstracji zgromadzili się na Placu Wacława w centrum Pragi. Na wiecu, który trwał trzy godziny, mówcy krytykowali działania rządu, obowiązek kwarantanny, szczepienia, ich wysokie koszty lub zaświadczenia o przechorowaniu Covid-19. Protestujący nieśli flagi Czech i tablice z różnymi hasłami, które nawoływały do nieposłuszeństwa obywatelskiego i nawiązywały do walki o wolność.
Po wiecu uczestnicy protestu wyruszyli w pochodzie przez miasto. Na trasie ich przemarszu znajdowała się siedziba rządu oraz Zamek Hradczany, siedziba prezydenta Republiki Czeskiej. Na Placu Zamkowym odśpiewano hymn państwowy.
Kolejna demonstracja zapowiedziana jest na wtorek, gdy Izba Poselska ma debatować nad nowelizacją i przedłużeniem obowiązywania ustawy pandemicznej, pozwalającej na wprowadzanie restrykcji analogicznych do stanu wyjątkowego.
Manewry rosyjskich okrętów wojennych, które Moskwa planowała przeprowadzić na wodach wyłącznej strefy ekonomicznej Irlandii, odbędą się jednak poza nimi - poinformował w sobotę wieczorem rosyjski ambasador w tym kraju.
Zaplanowane na 3-8 lutego rosyjskie manewry wzbudziły w Irlandii ogromne kontrowersje. Miały się one odbyć ok. 250 km na południowy zachód od wybrzeży Irlandii, wewnątrz liczącej 200 mil morskich jej wyłącznej strefy ekonomicznej. Wprawdzie z zgodnie z międzynarodowym prawem morza przeprowadzanie ćwiczeń w wyłącznej strefie ekonomicznej innego państwa jest dozwolone, ale biorąc pod uwagę stan relacji między Rosją a Zachodem i możliwość rosyjskiej inwazji na Ukrainę, postrzegano je w Irlandii jako zagrożenie. Irlandzkie MSZ wprost oświadczyło, że rosyjskie okręty nie są mile widziane, a dodatkowo przeprowadzenie pokojowego protestu w czasie trwania ćwiczeń zapowiedzieli irlandzcy rybacy, którzy wskazywali, że miejsce ich przeprowadzenia jest ważnym obszarem połowowym.
"W odpowiedzi na prośby rządu irlandzkiego, jak również Irlandzkiej Południowo-Zachodniej Organizacji Producentów Ryb, minister obrony Federacji Rosyjskiej Siergiej Szojgu w geście dobrej woli podjął decyzję o przeniesieniu ćwiczeń rosyjskiej marynarki wojennej, zaplanowanych na 3-8 lutego, poza irlandzką wyłączną strefę ekonomiczną (EEZ), w celu nieutrudniania działalności połowowej irlandzkich kutrów na tradycyjnych obszarach połowowych" - napisał w wydanym oświadczeniu ambasador Jurij Fiłatow.
Informację o przeniesieniu manewrów potwierdził także minister spraw zagranicznych i obrony Irlandii Simon Coveney. "W tym tygodniu napisałem do mojego odpowiednika, ministra obrony Rosji, aby poprosić o ponowne rozpatrzenie ćwiczeń marynarki wojennej u wybrzeży Irlandii. Dziś wieczorem otrzymałem list potwierdzający, że rosyjskie ćwiczenia zostaną przeniesione poza EEZ Irlandii. Z zadowoleniem przyjmuję tę odpowiedź" - napisał na Twitterze.
Zadowolenie wyraził też Brendan Byrne, szef irlandzkiego Stowarzyszenia Przetwórców i Eksporterów Ryb, który oświadczył, że Rosjanie nie docenili siły sprzeciwu rybaków. Dodał, że jego organizacja wzywa teraz do tego, by ze względów ekologicznych i połowowych ustanowić 10-letnie moratorium na ćwiczenia okrętów ze wszystkich krajów na wodach stanowiących wyłączną strefę ekonomiczną Irlandii.
Tysiące ludzi i setki ciężarówek zablokowały w sobotę centrum Ottawy, stolicy Kanady w głośnym, ale pokojowym proteście - informuje agencja AFP. Protest początkowo wymierzony był w obowiązkowe szczepienia przeciwko Covid-19 dla kierowców ciężarówek, ale przerodził się w szerszy ruch sprzeciwiający się restrykcjom epidemicznym.
Podczas protestu były widoczne kanadyjskie flagi, transparenty z napisem "wolność" i hasłami wymierzonymi w kanadyjskiego premiera Justina Trudeau - relacjonuje AFP.
"Chcę, by to wszystko się skończyło, całe to zdrowotne odchylenie. Te środki są teraz nieusprawiedliwione" - powiedział agencji jeden z protestujących.
Ruch, który doprowadził do sobotniego protestu rozpoczął się jako "konwój wolności" - kawalkada sprzeciwiających się obowiązkowym szczepieniom przeciwko Covid-19 dla swojej grupy zawodowej kierowców ciężarówek transgranicznych, którzy przyjechali do stolicy kraju. Z czasem protest przybrał szersze ramy, jako manifestacja sprzeciwu wobec rządowym środkom walki z epidemią, z silnym akcentem antyszczepionkowym - pisze Reuters.
"Nie chodzi tylko o szczepionki. Idzie o całkowite zniesienie wszystkich nakazów związanych ze zdrowiem publicznym" - powiedział Reutersowi inny manifestant.
"Robimy to wszystko dla wolności, nie tylko dla kierowców ciężarówek. Musimy mieć wybór! Nie musimy być zaszczepieni, by móc pracować" - przekazał reporterowi AFP jeden z protestujących kierowców.
Agresywna retoryka używana przez niektórych zwolenników protestów w mediach społecznościowych w okresie poprzedzającym manifestację zaniepokoiła policję, która obserwowała wydarzenie, ale demonstracja przebiegała pokojowo - informują agencje.
Ze względów bezpieczeństwa Trudeau i jego rodzina zostali w sobotę przeniesieni z domu w centrum Ottawy do nieujawnionego miejsca.
"To mała grupa ludzi, która zagraża sobie nawzajem i innym Kanadyjczykom (...) Ta mała, ale bardzo głośna i niepokojąca grupa, która atakuje naukę, rząd i społeczeństwo nie reprezentuje Kanadyjczyków" - komentował w piątek kanadyjski premier.
"Popieram ich prawo do tego, by być wysłuchanym i wzywam Justina Trudeau, by spotkał się z tymi ciężko pracującymi Kanadyjczykami i wysłuchał ich obaw" - powiedział lider konserwatywnej opozycji Erin O'Toole, który sprzeciwia się obowiązkowym szczepieniom i spotkał się z niektórymi uczestnikami protestu.
Przeciwko protestowi opowiedziało się Kanadyjskie Zrzeszenie Transportowe, które reprezentuje ok. 4,5 tys. przedsiębiorstw z branży transportu drogowego. "Prosimy kanadyjską opinię publiczną, by miała świadomość, że wiele z osób, które widzicie w mediach, nie ma nic wspólnego z branżą transportową" - odcięło się od protestów zrzeszenie.
W Kanadzie około 90 proc. kierowców ciężarówek transgranicznych oraz 77 proc. populacji przyjęło dwie dawki szczepionki przeciwko Covid-19 - informuje Reuters.(PAP)
W wielu niemieckich miastach ponownie na ulice wyszli w sobotę przeciwnicy restrykcji pandemicznych i obowiązkowych szczepień przeciw Covid-19. Według policji najwięcej demonstrantów zebrało się w Reutlingen i Freiburgu na zachodzie kraju.
W obu tych miastach protestowało, wbrew zakazowi zgromadzeń, po 4,5 tys. osób. Jak poinformowała policja, nie doszło do poważniejszych incydentów, jednak kontrdemonstranci próbowali rowerami zablokować przemarsz koronasceptyków.
Spokojny przebieg miał protest około 4 tys. przeciwników restrykcji pandemicznych i szczepień we Frankfurcie nad Menem, pod hasłem: "Moje ciało należy do mnie - wolność decyzji w sprawie medycznych środków prewencyjnych".
Demonstracje przeciwników obostrzeń wprowadzonych przez władze w ramach walki z pandemią odbyły się w wielu innych niemieckich miastach, m.in. Duesseldorfie. W kilku innych ośrodkach, m.in. w Lipsku na wschodzie Niemiec, policja zablokowała i rozproszyła demonstrantów. (PAP)
Kanadyjska piosenkarka Joni Mitchell dołączyła do muzyka Neila Younga i stara się usunąć swoją twórczość z serwisu streamingowego Spotify. Artyści protestują w ten sposób przeciwko wyemitowaniu przez serwis odcinka podcastu Joe Rogana, w którym rozpowszechniano dezinformację o Covid-19.
"Nieodpowiedzialni ludzie szerzą kłamstwa, których ceną jest ludzkie życie - napisała w piątek w oświadczeniu Mitchell - solidaryzuję się z w tej sprawie z Neilem Youngiem i światową społecznością naukowców i medyków".
W poniedziałek Young powiedział, że Spotify musi wybrać albo jego twórczość, albo podcast Joe Rogana. "Joe Rogan Experience" to najpopularniejszy podcast na Spotify. W grudniu gościem audycji był dr Rober Malone, specjalista chorób zakaźnych, który jest powszechnie krytykowany przez lekarzy i naukowców za szerzenie dezinformacji na temat Covid-19 i szczepionek przeciwko tej chorobie - informuje stacja BBC.
W środę Spotify zgodziła się usunąć utwory Younga na życzenie artysty. Platforma zapewniła jednocześnie, że usuwa wprowadzające w błąd treści związane z Covid-19 i z tego powodu od początku pandemii zablokowała ponad 20 tys. odcinków podcastów.
Mitchell i Young od wielu lat się przyjaźnią. Oboje we wczesnych latach 50. XX wieku przeszli polio, niedługo po tym zaczęła być dostępna szczepionka na tę chorobę - przypomina BBC.(PAP)
Chiny i Rosja są nieformalnymi sojusznikami w strategicznej konfrontacji z USA, a podwójna eskalacja ich działań na Ukrainie i Pacyfiku jest bardzo możliwa; „im goręcej na jednym krańcu Eurazji, tym mniej zasobów USA mogą zaangażować na drugim” – ocenia w rozmowie z PAP ekspert OSW Jakub Jakóbowski, jeden z autorów raportu „Oś Pekin-Moskwa”.
Podczas gdy Europa obawia się rosyjskiej inwazji na Ukrainę, Chiny nasilają presję na Tajwan, który uznają za część swojego terytorium. Pekin dyplomatycznie, ale wyraźnie poparł działania Moskwy wobec Ukrainy, oceniając, że rosyjskie żądania gwarancji bezpieczeństwa są „uzasadnione” i wynikają z agresywnej polityki NATO.
„Gdyby Chiny przygotowywały się do inwazji lub hybrydowego ataku na Tajwan, Rosja z dużym prawdopodobieństwem może nasilić presję na Europę, nawet powiadomiona przez Pekin na krótko wcześniej. Dlatego właśnie Tajwan czy Morze Południowochińskie jest dla nas, Polski, dużo ważniejsze, niż mogłoby się to wydawać” – podkreśla Jakóbowski.
Zdaniem eksperta zaplanowana koordynacja podwójnego uderzenia – jednocześnie na Ukrainę i na Tajwan – wymagałaby bardzo wysokiego poziomu zaufania, wręcz wspólnej pracy sztabowej. Jak podkreśla, sojusz chińsko-rosyjski to nie NATO - oba reżimy pewnie nigdy nie będą sobie do końca ufać i chcą zachować pewną autonomię. Za „bardzo możliwą” uznaje on jednak podwójną eskalację, nawet na zasadzie korzystania z okazji stworzonych przez drugą stronę.
„Osobiście lubię bardzo metaforę, którą kiedyś słyszałem od jednego z chińskich ekspertów: Rosja i Chiny są jak dwaj bokserzy zetknięci plecami. Walczą ze wspólnym wrogiem i osłaniają swoje tyły, ale mogą dalej działać autonomicznie i trochę niezależnie od siebie” – zaznacza Jakóbowski.
„Sam Kreml podkreśla, że wizyta Władimira Putina w Pekinie na rozpoczęciu Olimpiady Zimowej będzie służyć do bezpośredniego przedstawienia przywódcy ChRL Xi Jinpingowi aktualnej sytuacji i planów wobec Ukrainy. Ma to charakter demonstracyjny” – podkreśla analityk. Częstotliwość i szczegółowość konsultacji Rosji z Chinami w kwestii Ukrainy nie jest znana, ale wiadomo, że mechanizmy dialogu pomiędzy nimi są bardzo rozbudowane na poziomie armii czy ministerstw – dodaje.
Analitycy z Ośrodka Studiów Wschodnich (OSW) oceniali w listopadzie w raporcie „Oś Pekin-Moskwa”, że obie te stolice łączy głęboka wspólnota interesów i nieformalny sojusz, którego filarem jest strategiczna konfrontacja ze Stanami Zjednoczonymi i dążenie do rewizji obecnego ładu międzynarodowego z dominującą pozycją USA.
„Oba państwa chcą wypchnąć USA z przestrzeni bezpieczeństwa na dwóch krańcach Eurazji, odpowiednio z Europy przypadku Rosji, i z Zachodniego Pacyfiku w przypadku Chin. Powoduje to synergię strategiczną, znaczne rozciągnięcie uwagi Waszyngtonu i amerykańskich zasobów. Pekin i Moskwa mogą to rozgrywać - i rozgrywają” – ocenia Jakóbowski, który przygotował ten raport wspólnie z Michałem Boguszem i Witoldem Rodkiewiczem.
Według Jakóbowskiego jednym z powodów, dla których do rosyjskiej agresji na Ukrainę dochodzi właśnie teraz, jest chęć sprawdzenia, czy w ramach strategii obrotu na Pacyfik USA odpuści Europę, ponieważ skupia się głównie na Chinach. Jeśli tak się stanie, Rosja podważy europejski system bezpieczeństwa – skomentował na Twitterze analityk OSW.
Ostatnie tygodnie wskazują jednak, że USA nie odpuszczają Europy, ale w takim przypadku Moskwa i tak osiągnie strategiczną korzyść, ponieważ pomoże Pekinowi odciągnąć uwagę USA od Chin i zademonstruje władzom ChRL swoją przydatność jako sojusznik – ocenił Jakóbowski.(PAP)
"Konwój wolności" zablokował w piątek Ottawę, stolicę Kanady. W sobotę składający się głównie z kierowców ciężarówek i wymierzony w obostrzenia związane z epidemią Covid-19 i obowiązkowe szczepienia przeciwko tej chorobie protest ma się przenieść na teren wokół kanadyjskiego parlamentu.
Licząca 70 kilometrów kawalkada składająca się z tysięcy ciężarówek i samochodów osobowych przybyła do stolicy ze wschodu i zachodu Kanady.
Protest początkowo dotyczył nałożonego na kierowców ciężarówek przekraczających granicę kanadyjsko-amerykańską obowiązku przejścia szczepień przeciwko Covid-19 i innych obostrzeń związanych z epidemią. Z czasem przerodził się w ogólnokrajowy protest przeciwko restrykcjom, do którego przyłączyły się inne grupy zawodowe, m.in. rolnicy. Zdaniem demonstrantów obostrzenia epidemiczne łamią prawa człowieka, w tym Kanadyjską Kartę Praw i Wolności.
Na początku ubiegłego tygodnia pierwsza kolumna ciężarówek z wolnościowymi hasłami wyruszyła z położonej na zachodzie kraju Kolumbii Brytyjskiej. Stopniowo przyłączały się do niej kolejne maszyny. Na trasie przejazdu "konwoju wolności" ustawiali się wspierający ruch ludzie, którzy oferowali kierowcom jedzenie i napoje. Uruchomiono internetową zbiórkę, na którą wpłacono blisko 8 mln dolarów. Z tych środków mają zostać pokryte koszty paliwa, jedzenia i zakwaterowania protestujących.
Premier Kanady Justin Trudeau przebywa na pięciodniowej kwarantannie po tym, gdy miał kontakt z osobą zakażoną koronawirusem. "To skrajna, niewielka grupa ludzi, którzy są w drodze do Ottawy, poglądy, które wyrażają są niedopuszczalne i nie reprezentują punktu widzenia Kanadyjczyków, którzy wspierają siebie nawzajem i wiedzą, że kierowanie się nauką i zwiększanie ochrony każdego z nas to najlepsza droga, by zabezpieczyć nasze wolności, prawa i wartości" - mówił o protestach Trudeau.
Krytycy ostrzegają, że ruch związany z "konwojem wolności" jest kierowany przez działaczy skrajnej prawicy, którzy niegdyś próbowali podżegać do przemocy - pisze agencja Reutera.
Politycy rządowi próbują także obarczać strajkujących odpowiedzialnością za braki w dostawach żywności. Przed 15 stycznia, gdy wprowadzono nakaz szczepień dla kierowców transgranicznych, przedsiębiorstwa transportowe ostrzegały, że może to doprowadzić do problemów z zaopatrzeniem i pogłębić problemy z już i tak napiętymi łańcuchami dostaw. Transport samochodowy jest kluczowy dla zapewnienia sprawnego przepływu dóbr między Kanadą i USA, ponieważ 2/3 tych towarów wartych łącznie ponad 500 mld dolarów jest przewożonych drogą lądową. W Ottawie, w niektórych sklepach już widać pustki na półkach, a strajkujący kierowcy zapowiadają blokadę nawet tygodniową, jeśli wcześniej nie spotka się z nimi premier.
W Kanadzie około 90 proc. kierowców ciężarówek transgranicznych oraz 77 proc. populacji przyjęło dwie dawki szczepionki przeciwko Covid-19 - informuje Reuters.
Organizatorzy "konwoju wolności" zapewniają o pokojowych zamiarach, ale - jak informował w piątek szef policji w Ottawie, Peter Sloly - wspierający protest podżegają w mediach społecznościowych do nienawiści, przemocy i w niektórych przypadkach do popełniania przestępstw.
Niektórzy politycy obawiają się, że mimo zapewnień organizatorów o pokojowych zamiarach protest przybierze formę kanadyjskiego szturmu na waszyngtoński Kapitol, 6 stycznia 2021 r., który skończył się strzelaniną i ofiarami śmiertelnymi. Ottawska policja zapewnia jednak, że jest przygotowana na różne sytuacje, włącznie z aresztowaniem i ściganiem każdego, kto dopuści się przemocy lub jego zachowanie będzie niezgodne z prawem.
Nieoczekiwanie masowy protest wywołał dyskusje wśród polityków różnych partii. Były przywódca Konserwatywnej Partii Kanady Andrew Scheer nazwał premiera Justina Trudeau „największym zagrożeniem dla wolności w Kanadzie”. Z kolei Pierre Poilievre, konserwatywny deputowany z regionu Ottawy określił obowiązek szczepień kierowców ciężarówek „wendetą szczepionkową”. Lider Kanadyjskiej Partii Ludowej Maxime Bernier opisał zaś kanadyjskie środki przeciwepidemiczne „faszystowskimi” i „autorytarnymi”.
Obecny lider opozycyjnych wobec rządzącej Partii Liberalnej Kanady konserwatystów, Erin O'Toole zapowiedział, że spotka się z protestującymi, ale odciął się zarazem od "ekstremistycznych elementów" łączonych z konwojem. "Nigdy nie widziałem tego kraju aż tak podzielonego (...) konwój reprezentuje ludzi, którzy czują, że nie mają głosu w Ottawie" - zaznaczył.
"Konwój wolności" poparli w internecie m.in. Donald Trump Jr. i Elon Musk.
Niemiecki rząd nie chce dostarczać Ukrainie broni; czyniąc to, osłabia potencjał odstraszania Zachodu - i zachęca Putina - pisze niemiecki tygodnik "Der Spiegel". Ocenia, że taka postawa wywołuje pytanie, także wśród zachodnich sojuszników, na ile wiarygodni są Niemcy. Taki rozłam zwiększa prawdopodobieństwo wybuchu wojny - zaznacza tygodnik.
Niemcy dostarczają Ukrainie sprzęt wojskowy: 5000 hełmów. Minister obrony Christine Lambrecht chce, aby było to rozumiane jako "jasny sygnał", że Niemcy stoją "bardzo blisko po stronie Ukrainy".
"Wysłanie tego sygnału wraz z dostawą hełmów (Kijów zamówił ich 100 tys.) wydaje się dość niezręczne. Do tej pory niemiecki rząd w kryzysie ukraińskim wyróżniał się swoją, delikatnie mówiąc, ambiwalentną postawą. Jeśli chodzi o sankcje lub nawet chęć dostarczania broni, rząd koalicyjny jest irytująco powściągliwy" - zauważa w piątkowym komentarzu w tygodniku "Der Spiegel" Ralf Neukirch.
Publicysta podkreśla, że "wywołało to pytanie, nie tylko w Kijowie, ale także wśród zachodnich sojuszników, na ile wiarygodni są Niemcy. Hełmy mają ich uspokoić".
Jednocześnie, jak zauważa komentator "rząd niemiecki uniemożliwia innym krajom wspieranie Ukrainy w jej samoobronie. Niemcy zablokowały zakup karabinów snajperskich dla Ukrainy w ramach NATO. Estonia wciąż czeka na zgodę Berlina, by móc dostarczać do Kijowa haubice z zapasów NRD".
Kanclerz Olaf Scholz i minister spraw zagranicznych Annalena Baerbock "wskazują na niemiecką zasadę nieeksportowania broni do regionów kryzysowych. Istnieją uzasadnione powody takiego stanowiska. Broń może przyczynić się do zaostrzenia konfliktu. Mogą one wpaść w niepowołane ręce, jak to miało miejsce w Afganistanie po zwycięstwie talibów. Dzięki swojej pozycji rząd ma również po swojej stronie większość społeczeństwa" - przypomina "Der Spiegel".
Zdaniem Scholza i Baerbock "sytuacja na Ukrainie nie usprawiedliwia łamania tabu". Argumentują, że nie miałoby to "żadnego zastosowania militarnego i marnowałoby kanały komunikacji z prezydentem Rosji Władimirem Putinem".
"Ten sposób myślenia jest błędny na kilkau poziomach" - pisze Neukirch.
Zdaniem komentatora "pod względem militarnym dostawa broni może być nieskuteczna. Z politycznego punktu widzenia tak nie jest. Byłby to sygnał dla Putina, że Zachód jest zjednoczony w przeciwstawianiu się jego zagrożeniu. Byłby to dowód wspólnej woli Europejczyków, by przeciwstawić się polityce wielkich mocarstw nieszanujących prawa międzynarodowego. Nikt nie wie, czy broń dla Ukrainy może zapobiec wojnie. Z drugiej strony pewne jest, że rozłam zwiększa prawdopodobieństwo wybuchu wojny".
Koalicja SPD, Zielonych i FDP rości sobie prawo do odgrywania wiodącej roli w Europie - zauważa publicysta. W umowie koalicyjnej mówi się o "strategicznej suwerenności" Unii Europejskiej i "zdolności do działania w kontekście globalnym". "Jednak podczas gdy Francja i USA stawiają na połączenie twardej postawy i dialogu, aby przekonać Putina do ustępstw, rząd niemiecki czuje się przede wszystkim odpowiedzialny za dialog. Jest to zgodne z pacyfistyczną tradycją niemiecką, która rozwinęła się po II wojnie światowej. Ale to zaprzecza ich własnym roszczeniom do przywództwa" - ocenia Neukirch.
Do tego dochodzi "kultywowane od dziesięcioleci przekonanie SPD, że ma ona uprzywilejowany dostęp do świata myśli Kremla. Ale o czym właściwie Scholz chce rozmawiać z Putinem? Rosyjska lista żądań wobec Zachodu nie jest ofertą negocjacji, lecz żądaniem kapitulacji. Jak dostawy broni mogą zdławić dialog, którego Putin nie chce?" - zastanawia się komentator "Der Spiegla".
"Socjaldemokraci lubią wskazywać na cierpienia, jakie Niemcy sprowadziły na Rosję w czasie II wojny światowej. Nie mówi się jednak o cierpieniach Ukraińców i innych narodów ówczesnego Związku Radzieckiego" - podkreśla niemiecki dziennikarz.
Zdaniem Neukircha Niemcy "powinny przynajmniej nie przeszkadzać swoim partnerom w dostarczaniu broni na Ukrainę. Nie musi to oznaczać rezygnacji z surowych wytycznych dotyczących eksportu broni. Zasada powściągliwości jest i pozostaje słuszna. Błędem jest chowanie się za nią".
Inwazja Rosji na Ukrainę, jednego z największych eksporterów zboża, może wywołać reperkusje daleko wykraczające poza jej granice. Grozi podwyżką i tak rosnących cen żywności i wywołaniem niepokojów społecznych na świecie - pisze w piątek "Wall Street Journal".
Gazeta podkreśla, że Ukraińcy zapłaciliby za najazd Kremla najwyższą cenę. Poważne zakłócenia eksportu ukraińskiej pszenicy i kukurydzy mogłoby w wielu krajach nasilić inflację. Zwłaszcza, że w przypadku wojny zmniejszy się także eksport żywności z Rosji.
„W ciągu ostatnich 20 lat obfite zbiory na Ukrainie zwiększyły rolę tego kraju jako światowego spichlerza. Niektórymi z jej największych klientów są kraje Bliskiego Wschodu i Afryki, w tym Jemen, Liban i Libia, gdzie niedobór zboża lub wzrost kosztów może nie tylko pogłębić nędzę, ale także wywołać nieprzewidywalne skutki społeczne” – podkreśla „WSJ”.
Na problem zwrócił także uwagę Alex Smith, analityk ds. żywności i rolnictwa z Breakthrough Institute w magazynie „Foreign Policy”. Jego zdaniem okrojenie eksportu pszenicy z Ukrainy stanowi największe ryzyko dla światowego bezpieczeństwa żywnościowego. Zwłaszcza dla państw rozwijających się, gdzie te dostawy są nieodzowne.
Do uzależnionych od importu z Ukrainy Smith zaliczył dotknięty wyniszczający kryzysem gospodarczym Liban, a także Jemen i Libię, Malezję, Indonezję i Bangladesz. Przypomniał, że w Egipcie - głównym nabywcy ukraińskiej pszenicy – rosnące ceny żywności wywołały masowe zamieszki uliczne w 1977 roku. Jak ostrzegł może się to powtórzyć, jeśli tamtejszy rząd wycofa dotacje do chleba.
"Spośród 14 krajów, które importują z Ukrainy ponad 10 procent niezbędnej pszenicy, wiele już teraz boryka się z brakiem bezpieczeństwa żywnościowego z powodu trwającej niestabilności politycznej lub jawnej przemocy" - ocenił Smith.
W jego przekonaniu jeśli atak na Ukrainę zamieni się w "rosyjską grabież ziemi", produkcja pszenicy może tam gwałtownie spaść w wyniku ucieczki rolników i zniszczenia infrastruktury.
Z kolei cytowany przez „WSJ” ekspert Peter Meyer z brytyjskiego S&P Global Platts zajmującego się m.in. analizą rynków energii i towarów przewiduje, że jeśli rolnicy ukraińscy porzuciliby pola, aby "walczyć” zasiałoby to wątpliwości co do możliwości eksportu ukraińskich zbiorów kukurydzy w 2022 roku.
We wtorek 1 lutego wchodzi w życie we Włoszech obowiązek zaszczepienia się przeciwko Covid-19 dla osób powyżej 50 lat. Każdemu, kto nie zastosuje się do tych przepisów grozi kara w wysokości 100 euro. Wymierzać ją będzie urząd skarbowy.
Na mocy rozporządzenia rządu w przypadku osób powyżej 50 lat, wyleczonych z koronawirusa, szczepienie staje się obowiązkowe po wygaśnięciu ważności przepustki Covid-19, jaką otrzymały na 6 miesięcy po wyzdrowieniu.
Kara za brak szczepienia dotyczy 1,8 miliona osób i wymierzona zostanie jednorazowo.
Włoski urząd skarbowy, czyli Agenzia delle Entrate ustali listę osób podlegających karze na podstawie analizy rejestrów zaszczepionych obywateli, a następnie wyśle wezwanie do jej zapłacenia. Gdy kara w wysokości 100 euro nie będzie opłacona, uruchomiona zostanie procedura jej wyegzekwowania, na przykład z konta bankowego lub z pensji albo emerytury.
Grzywnę tę można zaskarżyć przedstawiając w lokalnym oddziale służby zdrowia zaświadczenie o zwolnieniu z obowiązku szczepienia z powodu stanu zdrowia lub wyjaśniając, dlaczego tego się nie zrobiło. Po analizie dokumentacji zapadnie ostateczna decyzja, czy przyczyny te zostaną uznane.
Włoskie media zapowiadając wejście w życie nowych przepisów przypominają zarazem, że zapłacenie kary nie daje w żadnym razie prawa do przepustki Covid-19, która już teraz wymagana jest niemal wszędzie. Od wtorku bez takiego certyfikatu, wystawionego na podstawie szczepienia lub wyzdrowienia nie będzie można wejść do sklepów niespożywczych, na pocztę i do banku.
Stosowanie tzw. Super Green Pass zostanie dalej rozszerzone 15 lutego, gdy wejdzie w życie obowiązek jego posiadania w miejscu pracy przez wszystkie osoby, które mają więcej niż 50 lat. Za przystąpienie do pracy bez takiej przepustki kara wynosić będzie od 600 do 1500 euro.
Były oficer wywiadu Wielkiej Brytanii Alex Younger ocenił w rozmowie ze stacją BBC, że prezydent Rosji Władimir Putin na tym etapie konfliktu nie ma już możliwości wycofania się z planów inwazji na Ukrainę.
Prezydent Rosji, by stwarzać sobie nowe możliwości, "nie gra w szachy, ale w pokera" - powiedział w rozmowie z BBC Younger. "W tym momencie nie widzę scenariusza, według którego Putin mógłby się wycofać, zadowalając przy tym oczekiwania, które sam wykreował" - dodał były oficer brytyjskiego wywiadu.
Jego zdaniem sytuacja wokół Ukrainy "staje się coraz bardziej niebezpieczna".
Urzędnicy brytyjscy potwierdzili we wtorek, że "rosyjskie wysunięte siły wojskowe" są już aktywne na terenie Ukrainy. "Staje się jasne, że znacząca liczba powiązanych z rosyjskim wojskiem jednostek znajduje się już na Ukrainie" - powiedział minister sił zbrojnych Wielkiej Brytanii James Heappey. Informacje te potwierdza raport Służb Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU) o rozbiciu przygotowującej atak grupy sabotażystów. Grupa miała - zdaniem SBU - zaatakować infrastrukturę Ukrainy i była koordynowana przez rosyjskie służby specjalne.
Część z dyplomatów państw zachodnich obawia się, że napięcia na rosyjsko-ukraińskiej granicy doszły do punktu, w którym Putin nie jest w stanie wycofać się z planów ataku bez uszczerbku dla swojego wizerunku - podała amerykańska rozgłośnia radiowa Voice of America.
"Putin postrzega obecną architekturę bezpieczeństwa jako nieakceptowalną i niebezpieczną dla Rosji. Nieakceptowalne dla niego jest to, że Ukraina zbliża się do Zachodu pod kątem współpracy militarnej, politycznej i ekonomicznej, a sam Zachód jest - zdaniem Putina - Rosji wrogi" - ocenili Liana Fix i Michael Kimmage z think tanku German Marshall Fund. "To, do czego dąży, to rozwiązanie sojuszy łączących Ukrainę z Zachodem, których nie da się już rozwiązać jedynie dyplomacją" - dodali. (PAP)
Minister obrony Christine Lambrecht ogłosiła, że Niemcy dostarczą Ukrainie 5000 wojskowych hełmów ochronnych. To "bardzo wyraźny sygnał: stoimy po waszej stronie", powiedziała w środę polityk po posiedzeniu komisji obrony w Berlinie - informuje agencja dpa.
Lambrecht z zadowoleniem przyjęła fakt, że rozmowy w sprawie konfliktu na Ukrainie wracają na właściwe tory. "Pracujemy nad tym, by pokojowo rozwiązać ten konflikt w środku Europy" - powiedziała.
Jednocześnie Lambrecht podkreśliła, że w tych rozmowach są czerwone linie, które nie mogą być negocjowane. "Nie można negocjować przestrzegania prawa międzynarodowego, nie można dyskutować o integralności państw, a także o suwerenności sojuszu" - powiedziała.
Ukraina, która obawia się rosyjskiego ataku, wielokrotnie domagała się dostaw broni z Niemiec, ale spotkało się to z odmową rządu koalicyjnego SPD, Zielonych i FDP.
Jeśli Rosja nie otrzyma konstruktywnej odpowiedzi i Zachód będzie kontynuował agresywną politykę, Moskwa podejmie w odpowiedzi niezbędne kroki – oświadczył w środę minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow.
Występując w środę w Dumie Państwowej, niższej izbie rosyjskiego parlamentu, Ławrow utrzymywał m.in., że USA i ich sojusznicy „popychają” Ukrainę do agresywnych działań.
Minister oznajmił, że Moskwa oczekuje jeszcze w tym tygodniu pisemnej odpowiedzi USA na rosyjskie „propozycje” w dziedzinie bezpieczeństwa, które zawierają m.in. żądanie gwarancji nierozszerzania NATO na Wschód, w tym o Ukrainę oraz wycofanie infrastruktury NATO do granic z 1997 r.
„W zależności od odpowiedzi USA MSZ oraz inne resorty przygotują dla prezydenta Władimira Putina propozycje w sprawie dalszych działań” – zapowiedział Ławrow.
„W ostatnim czasie USA i ich europejscy sojusznicy, zapominając kulturę dyplomacji, zdwoiły wysiłki na rzecz powstrzymywania Rosji” – zauważył szef dyplomacji Rosji, wskazując m.in. na „coraz bardziej prowokacyjne manewry w pobliżu granic Rosji, wciąganie reżimu w Kijowe w orbitę NATO, przekazywanie mu broni oraz popychanie do bezpośrednich prowokacji przeciwko Rosji”.
Ławrow powtórzył również tradycyjne już dla rosyjskiej dyplomacji wezwanie do USA, Francji i Niemiec, by „skłoniły Kijów do wypełniania porozumień mińskich” w sprawie uregulowania konfliktu w Donbasie.
Prezydent USA Joe Biden oświadczył we wtorek, że rozważa nałożenie bezpośrednich sankcji na prezydenta Rosji Władimira Putina w przypadku rosyjskiej inwazji na Ukrainę.
Jak pisze Reuters, Biden zapytany przez dziennikarzy, czy bierze pod uwagę nałożenie bezpośrednich sankcji na Putina, odpowiedział: "Tak, biorę to pod uwagę".
Biden powiedział również, że w najbliższym czasie może przenieść (do Europy - PAP) część z 8500 żołnierzy amerykańskich, którzy zostali w poniedziałek postawieni w stan podwyższonej gotowości. Dodał, że "wszyscy od Polski po nas mają powód, by być zaniepokojeni tym, co może się stać, możliwą agresją Rosji i tym, jak ten konflikt może się potoczyć".
Podkreślił jednak, że żadne wojska amerykańskie nie zostaną rozmieszczone na Ukrainie. „Nie mamy zamiaru umieszczać na Ukrainie sił amerykańskich ani sił NATO” - powiedział.
Agencja Reuters przypomina, że Stany Zjednoczone generalnie unikały nakładania sankcji na przywódców obcych krajów. Jedynie były prezydent USA Donald Trump nałożył sankcje na prezydenta Wenezueli Nicolasa Maduro w 2017 r. i na najwyższego przywódcę Iranu ajatollaha Alego Chameneiego w 2019 r. (PAP)
Francja odnotowała we wtorek 501 635 nowych przypadków Covid-19 w ciągu 24 godzin, tj. najwięcej od początku epidemii w tym kraju. Liczba hospitalizowanych pacjentów przekroczyła 30 tys. pierwszy raz od końca 2020 r.
W szpitalach przebywa obecnie 30 189 pacjentów z rozpoznanym Covid-19, w ciągu ostatnich 24 godzin odnotowano 3842 nowych przyjęć, co zbliża się do szczytu odnotowanego w listopadzie 2020 r.
Mimo dużej liczby zakażeń mniej pacjentów leczonych jest obecnie na oddziałach intensywnej opieki medycznej - obecnie przebywa w nich 3741.
Szpitale odnotowały 364 zgony z powodu Covid-19 w ciągu 24 godzin; liczba ofiar koronawirusa od początku epidemii wzrosła tym samym do 129 489.
Wskaźnik zapadalności we Francji na 100 tys. mieszkańców wynosi 3726,4. Odsetek testów z wynikiem pozytywnym wzrósł do 31,7 proc.
53,8 mln osób otrzymało co najmniej jedną dawkę szczepionki (tj. 79,9 proc. populacji). W pełni zaszczepionych jest 52,5 mln osób (tj. 77,9 proc. populacji). Ponadto, już 34,3 mln osób otrzymało dawkę przypominającą.
Działający w pojedynkę mężczyzna, prawdopodobnie student, ranił w poniedziałek kilka osób na terenie kampusu uniwersyteckiego w Heidelbergu (Badenia – Wirtembergia) w Niemczech, strzelając z broni długiej – informuje dpa.
Do ataku doszło w jednej z sal wykładowych uniwersytetu w poniedziałek we wczesnych godzinach popołudniowych.
„Napastnik nie żyje” – potwierdziła policja. Motywy jego działania oraz tożsamość nadal nie są znane. Mężczyzna najprawdopodobniej sam się zastrzelił – podaje dpa, dodając, że informacja ta nie jest jeszcze oficjalnie potwierdzona.
Wiadomo, że sprawcą był jednym ze studentów i działał w pojedynkę. „Miał przy sobie kilka sztuk broni długiej” – podała policja. Według wstępnej wiedzy służb, „nie kierowały nim motywy polityczne ani religijne”.
Nie jest znana liczba osób, która odniosła obrażenia, nie wiadomo też, na ile osoby te ucierpiały w wyniku strzelaniny.
Ze względów bezpieczeństwa teren kampusu został otoczony kordonem policji „na dużym obszarze”. Policja wystosowała także apel do kierowców, by omijała okolice uniwersytetu, aby służby ratunkowe mogły swobodnie docierać na miejsce zdarzenia oraz przeszukać teren.
Prezydent USA Joe Biden odbędzie w poniedziałek telekonferencję z udziałem prezydentów Francji i Polski, szefami rządów Włoch, Niemiec i Wielkiej Brytanii oraz przewodniczącymi Komisji i Rady Europejskiej i z sekretarzem generalnym NATO - poinformował w poniedziałek Biały Dom.
Rozmowa planowana jest na godzinę 21 czasu polskiego (15 czasu lokalnego). Według Białego Domu konferencja wideo jest częścią "bliskich konsultacji i koordynacji z transatlantyckimi sojusznikami i partnerami w odpowiedzi na koncentrację wojsk Rosji przy granicach z Ukrainą".
W spotkaniu udział wezmą - oprócz prezydenta Bidena - Prezydent RP Andrzej Duda, prezydent Francji Emmanuel Macron, kanclerz Niemiec Olaf Scholz, premier Włoch Mario Draghi, premier Wielkiej Brytanii Boris Johnson, a także przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen, przewodniczący Rady Europejskiej Charles Michel oraz sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg.
Biden będzie łączył się z tzw. Situation room w Białym Domu, zaś spotkanie jest zamknięte dla prasy, choć administracja opublikuje komunikat po jego zakończeniu. Również w poniedziałek szef dyplomacji USA Antony Blinken wziął udział w spotkaniu ministrów spraw zagranicznych UE, łącząc się z Waszyngtonu.
Choć niewiele wiadomo na temat szczegółów planowanych rozmów ogłoszonych z zaledwie trzygodzinnym wyprzedzeniem, dochodzi do nich w sytuacji coraz większych napięć związanych z ruchami rosyjskich wojsk wokół Ukrainy. Jeszcze w poniedziałek możliwe jest ogłoszenie decyzji na temat wysłania dodatkowych sił USA na wschodnią flankę NATO, zaś wcześniej o zasileniu sił na wschodzie poinformowały inne państwa Sojuszu. USA poleciły też rodzinom dyplomatów opuszczenie Ukrainy i zezwoliły na wyjazd części pracowników placówek dyplomatycznych.
Podczas briefingu prasowego w niedzielę, przedstawiciel Departamentu Stanu oznajmił, że do rozpoczęcia działań wojennych przez Rosję może dojść "w każdej chwili".
"Nadal nie wiemy, jakie są intencje prezydenta Putina. Ale jasno widzimy, że buduje zdolności wojskowe wzdłuż ukraińskich granic, by mieć opcję (inwazji) w każdym czasie, więc to jest tło decyzji, które podjęliśmy" - powiedział dyplomata.
Rosja planuje na początku lutego przeprowadzić ćwiczenia swoich okrętów w pobliżu wybrzeża Irlandii - na wodach międzynarodowych, ale w obrębie jej wyłącznej strefy ekonomicznej.
Jak poinformowały władze Rosji, manewry mają się odbyć w dniach 3-8 lutego w odległości ok. 240 km od hrabstwa Cork w południowo-zachodniej części Irlandii, czyli głęboko w obrębie irlandzkiej wyłącznej strefy ekonomicznej. Nie podano liczby ani typów jednostek, które mają wziąć udział w ćwiczeniach, ale eksperci wojskowi spodziewają się, że prawdopodobnie będzie to grupa zadaniowa składająca się z trzech do pięciu okrętów. Zgodnie z międzynarodowym prawem morza, przeprowadzanie manewrów w obrębie wyłącznej strefy ekonomicznej innego państwa, która rozciąga się na obszarze do 200 mil morskich, czyli ok. 370 km od brzegu, jest dopuszczalne.
W ostatnich latach Rosja kilkakrotnie wysyłała okręty podwodne i nawodne na kontrolowane przez Irlandię wody i wiadomo, że załogi okrętów podwodnych były zainteresowane leżącymi na dnie morskim kablami telekomunikacyjnymi na zachodnim wybrzeżu Irlandii. Z kolei w sierpniu zeszłego roku na wodach pomiędzy hrabstwami Donegal i Mayo w północno-zachodniej części Irlandii monitorowany był Jantar, rosyjski okręt specjalnego przeznaczenia do zbierania danych wywiadowczych.
Keir Giles, analityk londyńskiego think-tanku Chatham House, powiedział brytyjskiemu dziennikowi "The Times", że poprzez manewry u wybrzeży Irlandii Rosja daje do zrozumienia społeczności międzynarodowej, iż ma inne opcje poza inwazją na Ukrainę, aby wzmacniać swoje żądania wobec NATO i Zachodu. Zwrócił on uwagę, że głównymi kandydatami do tego, by być obiektem rosyjskich prowokacji są Szwecja i Finlandia, ale Irlandia podobnie jak one, też nie jest członkiem NATO, a niedawno jej władze wspomniały, że jej siły morskie są niewystarczające.
W niedzielę irlandzkie ministerstwo spraw zagranicznych oświadczyło, że wyraziło już w rozmowie z władzami Rosji swoje obiekcje w związku z manewrami, a w nadchodzącym tygodniu szef dyplomacji Simon Coveney poruszy tę kwestię w rozmowie z ambasadorem Rosji Jurijem Fiłatowem oraz na spotkaniu unijnych ministrów spraw zagranicznych w Brukseli.
Kryzys światowych łańcuchów dostaw, który windował w ubiegłym roku ceny transportu, zakłócał produkcję fabryk, pogłębił niedobór czipów i wzmagał inflację, może w najbliższych miesiącach zelżeć, ale sytuacja może znów się pogorszyć, jeśli w walce z koronawirusem Chiny będą znów zamykać fabryki i porty – oceniają eksperci.
Stosowana przez chińskie władze strategia „zero covid” w połączeniu z ryzykiem powstawania kolejnych ognisk bardziej zaraźliwego wariantu koronawirusa Omikron grozi dalszymi zakłóceniami łańcuchów dostaw i produkcji towarów, od mebli po elektronikę – podał dziennik „Financial Times”.
Makroekonomiści są generalnie optymistyczni w sprawie nadchodzącego roku, choć łańcuchy dostaw wciąż znajdują się pod znacznie większą presją niż przed pandemią – pisze dziennik „Financial Times”. Zdaniem dyrektora ds. inwestycji z firmy Moneyfarm Richarda Flaxa wychodzenie z kryzysu będzie powolne i rozciągnie się na 12-18 miesięcy.
„Łyżką dziegciu w beczce miodu są Chiny” – powiedział „FT” strateg z firmy Brewin Dolphin Guy Foster, oceniając, że wyjściu z kryzysu zagraża możliwość ponownego zamykania portów przez chińskie władze w ramach walki z Covid-19.
Władze ChRL reagują lockdownami nawet na pojedyncze przypadki zakażeń, by całkowicie wyeliminować wirusa z kraju. W ubiegłym roku z powodu nielicznych infekcji na kilka tygodni ograniczano pracę kluczowych terminali kontenerowych, co powodowało poważne przestoje w załadunku i dodatkowo pogarszało trudną sytuację światowego transportu.
Chińska zasada „zero covid” „naprawdę zwiększa ryzyko dla rzeczywistej poprawy łańcuchów dostaw”, co będzie miało „ważne konsekwencje dla inflacji” – oceniła ekonomistka z agencji Moody’s Katrina Ell, cytowana przez stację CNBC.
Obecnie Chiny mierzą się z kilkoma ogniskami Covid-19, a w kilku regionach kraju wykryto przypadki wariantu Omikron. Miejscowe lockdowny dotyczą co najmniej 20 mln Chińczyków. W portowym mieście Tiencin niedaleko Pekinu doprowadziło to do zakłóceń w produkcji przemysłowej, w tym zatrzymania fabryk Toyoty i Volkswagena.
„To, co dzieje się teraz w Chinach, to najpoważniejszy wzrost Covid-19 od pierwotnego ogniska w Wuhanie” – podkreślał w tym tygodniu dyrektor zarządzający wydziału obserwacji patogenów w Instytucie Zapobiegania Pandemiom Fundacji Rockefellera, Sam Scarpino, cytowany przez portal Marketplace. Portal ocenia, że problemy łańcuchów dostaw, które miały się wkrótce skończyć, mogą się przez to przedłużyć.
Rząd prezydenta USA Joe Bidena śledzi w czasie rzeczywistym dane otrzymywane z przedsiębiorstw działających w Chinach, by ocenić, czy ogniska Omikronu stanowią zagrożenie dla amerykańskich łańcuchów dostaw – podał Bloomberg, cytując anonimowego urzędnika administracji. Dziennik „New York Times” przekazał natomiast, że firmy szykują się już na kolejną falę zakłóceń w Chinach.
Irlandia znosi od soboty niemal wszystkie restrykcje covidowe, w tym wszystkie wprowadzone w związku z wariantem Omikron. Wobec faktu, że szczyt tej fali minął, a poziom zaszczepienia jest wysoki, rząd uznał, iż ich dalsze utrzymywanie nie jest konieczne.
"Stałem tu podczas wielu mrocznych dni, ale dziś jest dobry dzień" - powiedział w piątek wieczorem w telewizyjnym przemówieniu premier Micheal Martin. "Ludzie wiedzą, że rząd nie będzie nakładał ograniczeń na wolności osobiste na dłużej niż jest to konieczne. Dlatego od 6 rano jutro, większość restrykcji dotyczących zdrowia publicznego zostanie usunięta" – wskazał.
Od soboty rano puby, restauracje i inne lokale gastronomiczne mogą wrócić do normalnego trybu funkcjonowania, a klienci nie będą proszeni o okazanie certyfikatu covidowego. Obecnie są one wymagane, a lokale muszą być zamykane o godz. 20.00.
Również od soboty przestanie obowiązywać wymóg zachowywania dystansu społecznego i zniesione zostaną limity osób mogących uczestniczyć w imprezach masowych, zarówno na otwartej przestrzeni, jak i w pomieszczeniach zamkniętych. Nie będzie także żadnych limitów, jeśli chodzi o wizyty domowe. Z kolei od poniedziałku stopniowo rozpocznie się powrót do pracy stacjonarnej.
Pozostanie – przynajmniej do końca lutego - wprowadzony jeszcze przed pojawieniem się wariantu Omikron, obowiązek noszenia maseczek w zamkniętych przestrzeniach publicznych. Nadal też będą wymagane certyfikaty covidowe podczas podróży zagranicznych.
Od początku tygodnia liczba wykrywanych zakażeń koronawirusem w Irlandii oscyluje ok. 11 tys., podczas gdy jeszcze dwa tygodnie temu przekraczała 26 tys., natomiast liczba zgonów stwierdzonych w ostatnim tygodniu – 52 – jest wyraźnie niższa od 83 z poprzedniego, który był pod tym względem najgorszym od marca. Od początku pandemii w Irlandii wykryto ponad 1,13 mln zakażeń, z powodu których zmarło 6087 osób. Do czwartku włącznie w 5-milionowej Irlandii podano 10,2 mln dawek szczepionki przeciw Covid-19, z czego 2,6 mln to dawki przypominające. Przynajmniej jedną dawkę przyjęło 81,6 proc. całej populacji, co stawia Irlandię w ścisłej czołówce w Unii Europejskiej.
Uwaga prezydenta USA Joe Bidena o "niewielkim wtargnięciu" Rosji na Ukrainę jest tego kolejną gafą w polityce zagranicznej i z pewnością będzie odczytania na Kremlu jako przyzwolenie do takiego działania - ocenia w czwartek brytyjski dziennik "Daily Telegraph".
"W 28. minucie konferencji prasowej Joe Bidena doszło do gafy - i był to opad szczęki. Zwłaszcza jeśli oglądało się ją w Kijowie lub na Kremlu. Prezydent USA zdawał się mówić, że jeśli (prezydent) Władimir Putin dokonałby tylko +niewielkiego wtargnięcia+ na Ukrainę, to Rosji nie groziłyby druzgocące sankcje" - pisze gazeta.
Jak dodaje, w Kijowie pojawiły się oskarżenia, że Biden daje Kremlowi zielone światło i złość, że publicznie rozróżnia różne poziomy rosyjskiego ataku. Według Ukraińców było to szczególnie niebezpieczne, ponieważ uważa się, że preferowaną przez Putina opcją jest ograniczone wtargnięcie. Doprowadziło to do podejrzeń, że za plecami Ukrainy zawierany jest układ. W rzeczywistości w Kijowie panuje obawa, że Biden nie tyle się pomylił, co nieumyślnie powiedział prawdę - wskazuje "Daily Telegraph".
"Cokolwiek miał na myśli, był to przykład tego, że Biden mówi za dużo i mówi swobodnie, którą to słabość już wcześniej pokazał. Na swojej pierwszej od 78 dni konferencji prasowej, prezydent chciał być może zademonstrować swoją znajomość szczegółów, przemawiając ostatecznie przez prawie dwie godziny. Ale w chwili, gdy skończył, urzędnicy Białego Domu rozpaczliwie starali się +wyczyścić+ uwagi na temat Ukrainy" - pisze "Daily Telegraph".
Zwraca uwagę, że była to kolejna gafa Bidena w polityce zagranicznej, bo w październiku amerykańscy urzędnicy musieli uspokajać nastroje po tym, jak zasugerował, że USA staną w obronie Tajwanu w przypadku ataku Chin, co wydawało się przesunięciem delikatnej, długoletniej polityki Waszyngtonu, polegającej na "strategicznej dwuznaczności".
"W środę, kiedy po raz pierwszy został zapytany o kryzys na Ukrainie, Biden powiedział: +On (Putin) nigdy nie widział sankcji takich jak te, które obiecałem, jeśli ruszy (na Ukrainę)+. Tego właśnie oczekiwano od niego i jego doradcy życzyliby sobie, aby na tym poprzestał. Zamiast tego Biden rozpoczął długą analizę tego, co jego zdaniem dzieje się w głowie Putina - i co jak wiadomo, jest trudne do przewidzenia. Wdał się w bardzo głębokie spekulacje na temat tego, co Putin może sądzić na różne tematy, w tym o pożarach w rosyjskiej tundrze i o wojnie nuklearnej" - opisuje "Daily Telegraph".
"Jeśli oglądał - był to środek nocy w Moskwie - Putin musiał być tym wszystkim raczej zdziwiony. Ale na pewno doszedł do wniosku, że drzwi do Ukrainy mogą być uchylone" - konkluduje gazeta.
Korzystając z naszej strony, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie przez nas plików cookies -
Polityka prywatności.
Zaktualizowaliśmy naszą politykę przetwarzania danych osobowych - RODO.
Więcej dowiesz się TUTAJ.