Matt Metal


Matt Metal


W. Brytania/ Partia Pracy zmaga się z personaliami i problemami z tożsamością

ID 195674933 © Dominic Dudley | Dreamstime.com

Porażki w zeszłotygodniowych wyborach pokazują długość drogi, którą musimy przebyć - mówił w poniedziałek członkom swojego gabinetu cieni lider brytyjskiej opozycyjnej Partii Pracy Keir Starmer. Ale część laburzystów wątpi, czy to on powinien przewodzić na tej drodze.

Końcowe rezultaty czwartkowych wyborów lokalnych w Anglii ogłoszono dopiero w niedzielę wieczorem, ale nie trzeba było czekać na ostatnie wyniki, by stwierdzić, że wybory nie okazały się sukcesem Partii Pracy. W tych radach hrabstw, radach miejskich i radach dystryktów, w których wybory się w tym roku odbywały, laburzyści stracili większość w ośmiu spośród 52 dotychczas kontrolowanych, zaś liczba ich radnych spadła z 1671 do 1345.

Przy czym niektóre z tych porażek są bardzo bolesne, jak np. w hrabstwie Durham w północno-wschodniej Anglii. Zajmuje ono szczególne miejsce w historii Partii Pracy, bo w 1919 roku stało się pierwszym, w którym objęła ona władzę, a w radzie hrabstwa laburzyści mieli większość nieprzerwanie od 1925 roku. Albo w pobliskim Hartlepool, gdzie w odbywających się równolegle wyborach uzupełniających do Izby Gmin przegrali po raz pierwszy od 1964 roku.

Utratę władzy w wielu miejscach będących do niedawna bastionami laburzystów w niewielkim stopniu mogą zrekompensować ich dobre wyniki w Walii, gdzie utrzymali władzę zdobywając połowę miejsc w tamtejszym parlamencie, czy wygrane wybory burmistrzów Londynu, Manchesteru czy Liverpoolu, gdyż to było spodziewane. Jedynymi realnymi sukcesami laburzystów jest przejęcie od konserwatystów stanowisk burmistrzów w dwóch jednostkach samorządu terytorialnego (Cambridgeshire and Peterborough i West of England), co jak na partię, która chciałaby odzyskać władzę w kraju, jest dorobkiem dość mizernym.

Co istotne, czwartkowe wybory były pierwszymi od czasu, gdy w kwietniu 2020 roku Keir Starmer objął funkcję lidera partii, zatem miały pokazać, czy jego plan odzyskiwania przez nią tradycyjnego elektoratu zmierza w dobrym kierunku.

"Żeby było jasne, to ja ponoszę odpowiedzialność. Nikt inny. Stoję na czele Partii Pracy i to wyłącznie na mnie spoczywa odpowiedzialność" - miał powiedzieć Starmer na poniedziałkowym posiedzeniu gabinetu cieni.

Gabinetu, w którym dokonał poważnych i początkowo źle przyjętych przetasowań. W sobotę zastępczyni Starmera w roli lidera Angela Rayner została pozbawiona dwóch innych funkcji - przewodniczącej partii i koordynatorki kampanii. Rayner jest przedstawicielką klas pracujących z północy Anglii, czyli elektoratu, który laburzyści chcą odzyskać, więc jej zwolnienie spotkało się z dużą krytyką wewnątrz partii.

Ostatecznie w ramach ogłoszonych w niedzielę późnym wieczorem przetasowań Rayner dostała nowe obowiązki w gabinecie cieni, stając się odpowiednikiem wpływowego ministra bez teki Michaela Gove'a, a głównymi przegranymi personalnych zmian stali się odpowiedniczka ministra finansów Anneliese Dodds i wieloletni szef frakcji laburzystów w Izbie Gmin Nick Brown. Jednak to, jak całą sprawę Starmer rozegrał, zostało skrytykowane zarówno przez wielu polityków laburzystowskich, jak i przez media.

To, że Starmera krytykuje frakcja zwolenników jego poprzednika Jeremy'ego Corbyna nie jest niczym zaskakującym, natomiast więcej o podziałach w Partii Pracy mówią słowa burmistrza Manchesteru Andy'ego Burnhama, który zasugerował, że mógłby w przyszłości ubiegać się o funkcję lidera. A Burnham, wybrany na następną kadencję z prawie 70-procentowym poparciem, jest jednym z tych laburzystowskich polityków, którego pozycja od dłuższego czasu rośnie.

Ale - jak zwracają uwagę eksperci - najpoważniejszym problemem Partii Pracy nie są obecnie personalia, lecz tożsamość: czy chce ona odzyskać swój tradycyjny elektorat z poprzemysłowych obszarów północnej i środkowej Anglii, który wyraźnie poparł brexit, czy chce na dobre stać się partią liberalnej, wielkomiejskiej, kosmopolitycznej inteligencji, bo jednego i drugiego nie da się pogodzić.

"Laburzyści są partią wyborców, którzy byli za pozostaniem (w UE), młodych wyborców, absolwentów, społecznie liberalnych wyborców, ludzi mieszkających w Londynie. To nie jest partia klasy robotniczej" - uważa John Curtice, czołowy ekspert wyborczy z Uniwersytetu Strathclyde.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Author’s Posts