Matt Metal


Matt Metal


"Prawda na peronie" – rozmowa pomiędzy Polską a Wielką Brytanią z Martinem Jose /m.in. poetą, fotografem, dziennikarzem/

Previous Next

Choć Martin Jose mieszka u stóp Babiej Góry, w malowniczej Zawoi, jego poezja i twórczość sięgają daleko poza granice Polski, znajdując odbiorców także wśród Polonii na Wyspach Brytyjskich. Ten ekonomista z wykształcenia, pilot i zdobywca wysokich górskich szczytów, łączy swoje różnorodne doświadczenia z pasją do słowa pisanego i fotografii. Jego wiersze pełne są refleksji nad życiem, prawdą i miłością, a także hołdem dla natury i ludzkiej wrażliwości.

Pierwszy tomik poezji Martina ukazał się pod patronatem popularnej polonijnej blogerki Beti Czyta – Beaty Szymańskiej, która również wzięła pod swoje skrzydła jego drugi tomik, który dopiero się ukaże.

W niniejszej rozmowie Martin opowiada, jak codzienność w sercu Beskidów, pasja do podróży i obserwacja świata kształtują jego twórczość oraz dzieli się przemyśleniami na temat procesu pisania i roli sztuki w jego życiu. Zapraszamy do lektury wywiadu, który jest nie tylko spotkaniem z poetą, ale i z człowiekiem pełnym pasji i głębokiej wrażliwości.

Martin Jose – poeta, fotograf, podróżnik, dziennikarz z doświadczeniem pilota i zdobywcy najwyższych szczytów. Z zawodu ekonomista, z pasji – obserwator życia i natury. Mieszka w Zawoi, u stóp Babiej Góry. Jego debiutancki tomik Dziewczyna z Kluczem spotkał się z ciepłym przyjęciem czytelników. Teraz powraca z nową książką poetycką pt. Prawda na peronie.

Co sprawiło, że po latach podróżowania i pracy dziennikarskiej sięgnąłeś właśnie po poezję?

Zajęcia, które wymieniłaś, to nie jedyne, jakie wykonywałem w swoim życiu. Może to wydać się dziwne, ale nie mam wykształcenia humanistycznego, lecz ekonomiczne. Tak naprawdę, jak mówi stare porzekadło: „z niejednego pieca chleb jadłem”. Bezpośrednio zachęciła mnie do pisania w ogóle, a wierszy w szczególności, moja żona. Po jej nieoczekiwanej śmierci był to dla mnie najlepszy sposób uwolnienia nagromadzonych emocji. Dodatkową zachętąę stanowiło życzliwe przyjęcie pierwszych tekstów przez mojego przyjaciela, muzyka i kompozytora, Marcina Piekuta, który prawie zawsze potrafi wyczarować z nich niezwykłe piosenki.

Jak wygląda Twój proces twórczy – piszesz w konkretnym rytmie czy raczej impulsywnie, pod wpływem chwili?

Różnie to bywa… Czasem piszę na zadany temat, kiedy zyskam odpowiednią wiedzę z danego zagadnienia. Innym razem – z przemyślanych wcześniej zdarzeń i tematów. Dość często piszę jednak pod wpływem impulsu. Inspiracją może być wtedy dosłownie wszystko: zasłyszany czy przeczytany zwrot, spotkanie, rozmowa lub obserwacja. Najlepiej pisze mi się rano lub przed południem. Staram się zajrzeć jeszcze później kilka razy do napisanego już tekstu. Prawie zawsze znajduję w nim coś do poprawienia i udoskonalenia.

W jaki sposób miejsce, w którym mieszkasz – Zawoja i okolice Babiej Góry – wpływa na Twoje pisanie?

Zawoja, poprzez unikalną przyrodę i malowniczy krajobraz, a także wyjątkowych i niezwykle życzliwych mieszkańców, działa bardzo inspirująco. Jak wiesz, sam widok z domu, w którym mieszkam, jest dosłownie bajeczny. Otaczają mnie góry, a ośnieżone szczyty Babiogórskiego masywu są po prostu przecudne. Nie wyobrażam sobie lepszego miejsca do życia. W takim miejscu osoba taka jak ja, która pochodzi z miejskiej aglomeracji, po prostu nie może przebywać obojętnie.

Czy Twoje doświadczenie jako pilot i zdobywca górskich szczytów ma odzwierciedlenie w poetyckiej formie lub treści?

Na pewno tak. Doświadczenie własnej słabości i kruchości w obliczu potęgi żywiołu, w połączeniu z tęsknotą za najbliższymi, po prostu musi zostawić jakiś ślad. Czy to lecąc w powietrzu, czy wspinając się na najwyższe szczyty, dostrzegasz, jak niewielką drobiną jesteś i jak niewiele od ciebie zależy. Chociaż starasz się być przygotowany i przewidywać różne zjawiska i sytuacje, dość często okazujesz się bezradny. Wchodząc na Elbrus (5 642 m n.p.m.) czy Aconcaguę (6 961 m n.p.m.) miałem to niezwykłe szczęście, że trafiłem w tzw. okno pogodowe i wszedłem praktycznie od razu, czyli bez potrzeby czekania kilka dni czy tygodni na odpowiednią pogodę. Jednak równie dobrze, po takim wyczekiwaniu trzeba odpuścić i wrócić do domu z niczym.

Jakie znaczenie ma dla Ciebie fotografia w kontekście poezji – czy traktujesz ją jako osobne medium, czy raczej uzupełnienie słowa?

Zdjęcia, podobnie jak słowo, czy muzyka i malarstwo, potrafią utrwalić i przekazać pewne emocje. Wydaje mi się jednak, że spośród tych wymienionych form sztuki fotografia najlepiej łapie unikalność chwili. Może być to później tematem wiersza, a może być także odwrotnie. Wtedy staje się ilustracją emocji wyrażonych w wierszu.

Czy „Prawda na peronie” będzie kontynuacją emocjonalnego tonu z Dziewczyny z Kluczem, czy tym razem chcesz pokazać coś zupełnie innego?

Wiersze z tego tomiku powstawały w tym samym czasie, dlatego trudno jest mi to ocenić. Staram się nie wchodzić w jeden schemat pisania, lecz tworzyć różnorodnie – czasem bardzo opisowo, innym razem skrótowo czy symbolicznie.

Jakich tematów najbardziej unikasz w swojej poezji i dlaczego?

Z zasady nie piszę o polityce, jak również nie koncentruję się na ciemnej stronie życia. Są to raczej teksty filozoficzne - o tej pełnej do połowy szklance, w dodatku zdrowej i zdatnej do spożycia. Próbuję kreowac pozytywny przekaz.

Co dla Ciebie oznacza „prawda” – jako człowieka, twórcy, ojca?

Myślę, że prawda jest główną osią naszego człowieczeństwa. Stanowi także cel ostateczny. Oczywiście człowiek potrafi tę prawdę modelować lub zmieniać według swoich bieżących potrzeb. W efekcie, moim zdaniem, mamy wynaturzony i karykaturalny obraz rzeczywistości. Zderzając się z wyobrażeniami innych ludzi, dochodzi najczęściej do konfliktów. Ktoś kogoś stara się sobie podporządkować. Jednak w rzeczywistości, tylko w oparciu o prawdę, uzupełnioną o współczującą i wyrozumiałą miłość, jesteśmy w stanie budować trwałe relacje. A to one, te przyjazne, są w naszym życiu najważniejsze.

Który ze swoich wierszy uważasz za najbliższy sobie i dlaczego?

Jest kilka takich wierszy. To te osobiste, czułe, odnoszące się do mojej zmarłej żony. Kilka moich ulubionych, na bazie moich osobistych doświadczeń, znajduje się także w nowym tomiku Prawda na peronie. Przy okazji pozdrawiam moją koleżankę, która nieźle mi „zaszła za skórę”. Wystąpi tu pod imieniem Aurora…

Czy masz poetów, którzy Cię inspirują, czy raczej tworzysz w całkowitej niezależności od literackich wpływów?

Jeśli odnajduję wzorce, to są one zakorzenione przede wszystkim w klasyce, tej literaturze, którą poznawałem jeszcze w szkolnych murach — dziełach pełnych harmonii, rytmu i melodyjności słowa. Poezja dla mnie to muzyka, a rytm i rym są jej nieodłącznym tłem. Trudno mi zrozumieć artystów, którzy odrzucają ten porządek, pozostawiając wiersze bez tytułów, jakby chcieli, by ich dzieła dryfowały bez kotwicy znaczenia. Wierzę, że temat inspiracji, literackich tradycji i samego procesu twórczego jest niezwykle bogaty i z pewnością zasługuje na osobny rozdział — a może nawet cały tomik, który pozwoli zgłębić tę fascynującą podróż ku istocie poezji.

Jak twoja droga literacka przeciała z twórcami polonijnymi z Wielkiej Brytanii? Jak spoglądasz na ich działania promujące polską kulturę na obczyźnie.

Nie wiem, czy jeszcze mnie pamiętasz, Agnieszko, ale nasza znajomość zaczęła się od wiersza, który przesłałem Ci do audycji radiowej Liryczny ogród, przygotowywanej przez Ciebie dla Dzikiego Radia z Żywca. Był to wiersz Ulotne i trwałe. Obecnie można go znaleźć w tomiku Dziewczyna z Kluczem.

Wówczas nie miałem pojęcia, że mieszkasz poza Polską — i, prawdę mówiąc, nie miało to dla mnie żadnego znaczenia. Media społecznościowe dają dziś takie możliwości komunikacji, że rozróżnienie twórców na tych z kraju i z emigracji wydaje się coraz bardziej sztuczne.

Na żywo widzieliśmy się tylko raz — podczas Twojego spotkania poetyckiego w Krakowie — a jak widać, nie przeszkadza to w dobrej współpracy ponad granicami.

Jestem pod dużym wrażeniem, jak liczne i różnorodne są działania kulturalne prowadzone przez Polonię na Wyspach Brytyjskich. Dodam przy tej okazji, że mój jedyny brat mieszka na stałe w Irlandii, więc sprawy polonijne nie są mi obce.

Dziękuję za rozmowę, Marcinie i życzę wielu sukcesów literackich.

Rozmiawiała: Agnieszka Kuchnia-Wołosiewicz

Zdjęcia z arichiwum prywatnego Martina Jose. 

Author’s Posts