Rada Europy, będąca organem zarządzającym Europejskiego Trybunały Praw Człowieka w dniu 27 stycznia br. przegłosowała rezolucję dotyczącą szczepionek na Corona Wirus.Rezolucja zakazuje Państwom Członkowskim wprowadzenie obowiązku szczepień oraz nakaz...
Rosja zmienia sposób działania w wojnie z Ukrainą; przeciwnik próbuje destabilizować sytuację w naszym kraju poprzez sieć agentów wpływu, podających się za ukraińskich patriotów - ocenił w środę wieczorem sekretarz Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony (RBNiO) Ukrainy Ołeksij Daniłow na antenie telewizji ICTV.
"Aktualnie trwa operacja specjalna pod kryptonimem +kameleon+, której celem jest umiejscowienie na Ukrainie rosyjskich agentów pod przykrywką osób z rzekomo patriotycznym nastawieniem" - poinformował Daniłow.
Według polityka ta modyfikacja sposobu działania Kremla ma jednak wyłącznie taktyczny charakter. Strategiczne cele Kremla nie ulegają zmianie - są nimi "zniszczenie Ukrainy jako państwa, a także narodu ukraińskiego". "Nie należy bagatelizować siły wroga. Rosjanie wciąż posiadają duże ilości uzbrojenia, dlatego kilka następnych tygodni będzie bardzo trudnych. Naszym celem pozostaje jednak zniszczenie wroga - tak, aby kwestia niepodległości Ukrainy nie była już nigdy więcej podważana przez Moskwę" - oświadczył sekretarz RBNiO.
Wcześniej, 2 maja, Daniłow wykluczył zawarcie przez stronę ukraińską jakiegokolwiek porozumienia pokojowego z Kremlem o kompromisowym charakterze.(PAP)
Komisja Europejska ogłosiła przyjęcie drugiego rocznego programu prac Europejskiego Funduszu Obronnego (EFR). Na ten cel KE w 2022 r. proponuje przeznaczenie łącznie do 924 mln euro finansowania.
Thierry Breton, komisarz ds. rynku wewnętrznego, powiedział, że Unia zdecydowała o zmobilizowaniu w tym roku 1 mld euro z budżetu UE na rozwój wspólnych projektów obronnych, zwłaszcza w przestrzeni kosmicznej oraz cybernetycznej.
„W naszym nowym kontekście bezpieczeństwa inwestycje te przyczynią się do zlikwidowania europejskiej luki obronnej. Uruchamiamy również program innowacji w dziedzinie obronności UE o wartości 2 miliardów euro, aby uczynić Europę centrum innowacji w dziedzinie obronności” - powiedział.
Dodał, że UE musi w kolejnym kroku przejść do wspólnych zamówień w dziedzinie obronności. Europejski Fundusz Obronny ma poprawiać konkurencyjność przemysłu i promować interoperacyjność w całej Europie.
120 mln euro ma trafić na rozwój technologii dot. kosmosu, m.in. na zdolności wczesnego ostrzegania o rakietach w przestrzeni kosmicznej oraz innowacyjne zdolności obserwacji Ziemi w przestrzeni kosmicznej na potrzeby wywiadu i rozpoznania. Ponadto przewidziane jest finansowanie badań dot. szybkiego umieszczania małych satelitów na różnego rodzaju orbitach.
Kolejne 120 mln euro ma trafić na technologie morskie. Sfinansowane zostaną działania związane z rozwojem klasy okrętów szczególnie odpowiednich dla małych i średnich marynarek wojennych oraz rozwój zdolności wspólnego nadzoru morskiego w Europie.
70 mln euro zostanie przeznaczonych na prace badawczo-rozwojowe w dziedzinie cyberbezpieczeństwa i wojny informacyjnej dot. obronności. Kolejne 70 mln euro UE chce przeznaczyć na europejskie systemy dowodzenia i kontroli oraz mobilne stanowiska dowodzenia operacjami specjalnymi.
Pieniądze mają też trafić na opracowanie średniej wielkości taktycznego samolotu transportowego, który przyczynia się do mobilności wojskowej, powietrzną wojnę elektroniczną, współpracę sił lądowych, technologie i zrównoważone komponenty do zastosowań podwodnych, w tym podwodne zespoły załogowe i bezzałogowe.
Europejski Fundusz Obronny jest sztandarowym instrumentem Komisji wspierającym współpracę obronną w Europie. Promuje współpracę między przedsiębiorstwami różnej wielkości i podmiotami badawczymi w całej UE. Fundusz wspiera konkurencyjne i oparte na współpracy projekty obronne w całym cyklu badań i rozwoju, koncentrując się na projektach prowadzących do najnowocześniejszych i interoperacyjnych technologii i sprzętu obronnego.
Fundusz dysponuje budżetem w wysokości 7 mld 953 mln euro w cenach bieżących na lata 2021-27.
Rosja szykuje prowokację w pobliżu Wyspy Węży na Morzu Czarnym; chce z przejętego ukraińskiego okrętu ostrzelać cywilne statki, wybrzeże Ukrainy albo innego państwa – podała w czwartek agencja Ukrinform, cytując ukraińskie dowództwo operacyjne Południe.
„Jeden z małych, opancerzonych okrętów artyleryjskich ukraińskiej marynarki wojennej, przejęty przez raszystów (Rosjan) w Berdiańsku na początku inwazji, został zauważony w pobliżu Wyspy Węży” – napisało w komunikacie.
Dowództwo operacyjne Południe podejrzewa, że Rosja prawdopodobnie chce użyć tego okrętu, by pod ukraińską banderą ostrzelać zagraniczny statek handlowy, a być może terytorium Ukrainy lub innego państwa na wybrzeżu Morza Czarnego.
W opinii ukraińskiego wywiadu, Wyspa Węży ma znaczenie strategiczne, a siły rosyjskie chcą ją wykorzystywać do kontrolowania całej północno-zachodniej części Morza Czarnego. Wyspa jest zajęta przez wojska rosyjskie, ale strona ukraińska podejmowała próby jej odzyskania.(PAP)
Wytoczymy Rosji proces i zażądamy odpowiedniego odszkodowania za wszystkie straty i utracone przedsiębiorstwa; będziemy składać pozwy we wszelkich możliwych instancjach międzynarodowych i krajowych - zadeklarował w środę ukraiński oligarcha Rinat Achmetow, właściciel m.in. zakładów metalurgicznych w Mariupolu.
"Trwają już żmudne prace prawników w tej kwestii. (...) Kapitalizacja takich obiektów, jak zakłady Azowstal w Mariupolu, Mariupolski Kombinat Metalurgiczny, Awdijiwskie Zakłady Koksochemiczne czy Ługańska Elektrownia Cieplna (w miejscowości Szczastia - PAP) wynosiła przed rosyjską inwazją dziesiątki miliardów dolarów" - oświadczył Achmetow na łamach portalu nv.ua.
Jak dodał oligarcha, tylko straty wynikające ze zniszczenia dwóch najważniejszych fabryk w Mariupolu mogą oscylować wokół 17-20 miliardów dolarów. "Ostateczna suma zostanie określona w pozwie przeciwko Rosji" - poinformował.
Pochodzący z Doniecka Achmetow, uważany za najbogatszego obywatela Ukrainy, był przed rosyjską inwazją właścicielem m.in. zakładów Azowstal i Mariupolskiego Kombinatu Metalurgicznego. W czasie pokoju fabryki te zatrudniały około 40 tys. mieszkańców Mariupola. W ocenie Jurija Ryżenkowa, dyrektora największego ukraińskiego holdingu górniczo-metalurgicznego Metinwest, zakłady w Mariupolu odpowiadały przed wojną za ponad jedną trzecią ogólnej produkcji stali na Ukrainie.
5 marca Achmetow publicznie nazwał Rosję agresorem, a prezydenta Władimira Putina zbrodniarzem wojennym. Kilkanaście dni później oświadczył, że kontrolowane przez niego zakłady przemysłowe "w żadnym wypadku nie wznowią pracy w warunkach okupacji". (PAP)
Były mistrz świata w boksie Wołodymyr Kliczko ma nadzieję, że kanclerz Niemiec odwiedzi Ukrainę. "Chciałbym, żeby Olaf Scholz pojechał do Kijowa i przyjechał na Ukrainę, żeby zobaczyć to na własne oczy" - powiedział Kliczko w środę telewizji RTL/ntv na marginesie Światowego Forum Ekonomicznego w Davos.
Zdaniem brata mera Kijowa Witalija Kliczki, nie musiałaby to być wizyta w okolicach stolicy Ukrainy, które zostały szczególnie dotknięte zniszczeniami wojennymi. Stwierdził, że "już teraz nie chce, aby (Scholz) zobaczył to, co widzieliśmy w Buczy, Hostomlu i Irpieniu". Dodał, że wojna dotknęła także Kijów.
Wołodymyr Kliczko wezwał również do realizacji niemieckich dostaw broni dla Ukrainy. "Chciałbym, aby głośne słowa przerodziły się w czyny. Na zewnątrz dużo się mówi (...), ale w praktyce niewiele widać" - stwierdził dodając: "A im więcej czasu upływa, tym więcej ludzi traci życie na Ukrainie". (PAP)
Węgry muszą niezwłocznie wzmocnić swoją armię i w tym celu stworzą specjalny fundusz, na który część swoich zysków będą musiały wpłacać m.in. banki – oświadczył w środę premier Węgier Viktor Orban w nagraniu zamieszczonym na Facebooku.
„Wojna (na Ukrainie) przeciąga się, brukselska polityka sankcji się nie poprawia i prowadzi to do drastycznych podwyżek cen. Dziś ochroną dla rodzin na Węgrzech są obniżone opłaty za media, ale cena energii wciąż rośnie i dlatego ochrona rodzin jest coraz trudniejsza i coraz droższa. W dodatku Węgry muszą niezwłocznie wzmocnić swoją armię” – oznajmił Oran po posiedzeniu rządu.
Ocenił, że banki i wielkie przedsiębiorstwa wielonarodowe korzystają na wzroście stóp procentowych i coraz wyższych cenach, czerpiąc dzięki temu dodatkowy zysk.
„Dlatego rząd zdecydował, że stworzy fundusz ochrony opłat za media i fundusz obronny. Będziemy z nich finansować (dalszą) niższą stawkę opłat za media i koszty wzmocnienia sił zbrojnych” – powiedział Orban. Od 2013 roku państwo węgierskie dotuje niższe stawki opłat za media dla gospodarstw domowych.
Premier podkreślił: „Zobowiążemy banki, ubezpieczycieli, wielkie sieci handlowe, przedsiębiorstwa przemysłu energetycznego i handlu energią, firmy telekomunikacyjne oraz linie lotnicze, by wpłacały do tych dwóch funduszy dużą część swoich dodatkowych zysków”.
Zastrzegł, że są to posunięcia ograniczone czasowo i dotyczą 2022 i 2023 roku.
„Prosimy tych, którzy w sytuacji wojny czerpią dodatkową korzyść, i oczekujemy od nich tego, by pomogli ludziom i wnieśli swój wkład w wydatki obronne kraju” – oznajmił Orban.
Szefowa MSZ Niemiec Annalena Baerbock wyraziła przekonanie, że mimo sprzeciwu Ankary Szwecja i Finlandia mogą wkrótce zostać przyjęte do NATO. "Powitamy Finlandię i Szwecję w naszym sojuszu" - powiedziała w środę w norweskim Kristiansand po spotkaniu szefami dyplomacji z Norwegii i Litwy w ramach Rady Państw Morza Bałtyckiego.
Szwecja i Finlandia od dawna są częścią sojuszu wojskowego, nie mając formalnego członkostwa - powiedziała Baerbock, cytowana przez agencję dpa.
Minister spraw zagranicznych Norwegii Anniken Huitfeldt również wyraziła optymizm, że obawy rządu tureckiego mogą zostać rozwiane. "Dla Norwegii bardzo ważne jest przyjęcie Szwecji i Finlandii do NATO i myślę, że tę kwestię można rozwiązać" - powiedział Huitfeldt.
Turcja blokuje obecnie szybkie rozpoczęcie rozmów o przystąpieniu do NATO ze Szwecją i Finlandią. Rząd w Ankarze wyraża obawy o bezpieczeństwo w związku z rzekomym wsparciem obu krajów dla zakazanej kurdyjskiej partii PKK i kurdyjskiej milicji YPG w Syrii - przypomina dpa.
Podczas okupacji Czernihowa na północy Ukrainy rosyjskie wojska zdewastowały cmentarz Jacewo nieopodal miasta; zniszczono nie tylko mogiły ukraińskich żołnierzy poległych w Donbasie, ale też nagrobki weteranów wojny w Afganistanie - poinformowała w środę agencja UNIAN, powołując się na reportaż azerbejdżańskiego portalu Report.
"Na cmentarzu Jacewo można przekonać się, jak wielu okrucieństw i zbrodni dopuściło się rosyjskie wojsko. Znajdują się tam groby poległych uczestników operacji w Donbasie, naszych żołnierzy, którzy walczyli od 2014 roku i zginęli. Rosjanie strzelali do ukraińskich flag z karabinów maszynowych. Zburzyli też cerkiew, zbudowaną przez rodziców (zmarłych wojskowych - PAP) za ich własne pieniądze" - relacjonował Ołeh Seminski, deputowany do parlamentu Ukrainy z partii Sługa Narodu.
Polityk podkreślił, że świątynia podlegała strukturom Patriarchatu Moskiewskiego. Jak przyznał, "nie może zrozumieć" przyczyn i celów inwazji Kremla na Ukrainę, a także postępowania rosyjskich żołnierzy, którzy dopuszczają się niszczenia grobów weteranów wojny w Afganistanie.
"Przecież ci ludzie (pochowani na cmentarzu Jacewo - PAP) bili się ramię w ramię z Rosjanami w sowieckiej armii. Zdewastowali ich groby z taką samą brutalnością i okrucieństwem. W Afganistanie walczyliśmy wszyscy razem - Rosjanie, Azerbejdżanie, Ukraińcy, Białorusini. A teraz zobaczcie, co tutaj zrobili" - powiedział Seminski.
W ocenie deputowanego żołnierze agresora oczekiwali, że ludność obwodu czernihowskiego powita ich jak wyzwolicieli. Odmienna postawa Ukraińców wywołała agresję najeźdźców, którzy zaczęli atakować cele cywilne. "Podczas bombardowań zginęło ponad 300 cywilnych mieszkańców Czernihowa. Pochowano ich w rowie przed cmentarzem i dopiero w ostatnim czasie przeniesiono ciała na teren nekropolii" - dodał polityk.
Siły najeźdźcy zostały wyparte z obwodów czernihowskiego, kijowskiego, sumskiego i żytomierskiego na początku kwietnia. Wciąż utrzymuje się jednak zagrożenie wrogimi atakami, zwłaszcza na terenach położonych blisko rosyjskiej granicy.
5 kwietnia pojawiły się doniesienia o zdewastowaniu przez rosyjskie wojska cmentarza w miejscowości Stary Krym pod Mariupolem na południowym wschodzie Ukrainy. Żołnierze agresora połamali krzyże i wielokrotnie przejechali czołgami po grobach, doszczętnie je niszcząc. Działania Rosjan określono wówczas w lokalnych mediach jako "świętokradztwo". (PAP)
Wyższe kierownictwo Downing Street - zarówno polityczne jak i urzędnicze - musi ponieść odpowiedzialność za kulturę imprezowania podczas restrykcji covidowych - napisała w opublikowanym w środę raporcie Sue Gray, urzędniczka prowadząca wewnętrzne dochodzenie w tej sprawie.
"Niezależnie od początkowych intencji, to, co działo się podczas wielu z tych spotkań i sposób, w jaki się one rozwijały, nie było zgodne z ówczesnymi wytycznymi covidowymi" - wskazała Sue Gray w liczącym 37 stron raporcie.
Podkreśliła, że "choć nie ma usprawiedliwienia dla niektórych z opisanych tu zachowań, ważne jest, aby przyznać, że osoby na najniższych stanowiskach uczestniczyły w spotkaniach, na których ich przełożeni byli obecni, a nawet je organizowali".
"Wielu będzie przerażonych, że tego rodzaju zachowanie miało miejsce na taką skalę w sercu rządu" - napisała, dodając, że opinia publiczna "ma prawo oczekiwać najwyższych standardów zachowania w takich miejscach i wyraźnie to, co się wydarzyło, znacznie od nich odbiegało". Dodała jednak: "Jestem jednak głęboko przekonana, że wydarzenia te nie odzwierciedlały kultury panującej w rządzie i służbie cywilnej w tamtym czasie".
Brytyjski premier Boris Johnson, który już wcześniej przeprosił za to, że opisywane wydarzenia miały miejsce, po południu wygłosi oświadczenie w tej sprawie, i jak się oczekuje, będzie po raz kolejny przepraszał.
Długo wyczekiwana publikacja pełnego raportu Sue Gray nastąpiła niespełna tydzień po tym, jak policja poinformowała o zakończeniu swojego śledztwa, w sprawie 12 wydarzeń, które miały miejsce w siedzibie brytyjskiego premiera oraz innych budynkach rządowych. W efekcie policyjnego śledztwa 83 osoby ukarane zostały łącznie 126 mandatami, ale Boris Johnson, jego żona Carrie oraz minister finansów Rishi Sunak otrzymali tylko po jednym.
Pod koniec stycznia opublikowane zostało streszczenie z raportu Sue Gray. Jego treść została wówczas ograniczona na próbę policji, z obawy, że pełna publikacja mogła wpłynąć na prowadzone przez nią śledztwo. Po zakończeniu dochodzenia prowadzonego przez policję i Sue Gray, premiera czeka kolejne dochodzenie prowadzone przez komisję Izby Gmin w związku z zarzutami, że wprowadził parlament w błąd.
Ujawniane przez media od listopada zeszłego roku kolejne informacje o odbywających się na Downing Street nieformalnych spotkaniach towarzyskich w czasie obowiązywania restrykcji covidowych zachwiały pozycją Johnsona, bo jego ustąpienia domagali się nie tylko politycy opozycji, ale też część posłów z jego własnej Partii Konserwatywnej. Rosyjska napaść na Ukrainę i aktywna rola, jaką Wielka Brytania odgrywa w udzielaniu pomocy Kijowowi, na pewien czas odwróciły uwagę od sprawy przyjęć, ale po ukaraniu premiera mandatem wezwania do jego rezygnacji powróciły.
W sprawie dostaw gazu z Rosji Europa nie była w ostatnich latach naiwna, ale chciwa - oceniła unijna komisarz do spraw konkurencji Margrethe Vestager. W wywiadzie prasowym podkreśliła, że krajom europejskim zależało na tanim surowcu.
W opublikowanym w środę wywiadzie dla kilku europejskich gazet, w tym dla włoskiego dziennika ekonomicznego "Il Sole-24 Ore" Vestager oświadczyła, odnosząc się do uzależnienia niektórych krajów od dostaw gazu z Rosji: "Mówienie o naiwności nie ma sensu. W rzeczywistości byliśmy chciwi".
"Chcieliśmy mieć tani gaz z Rosji, tanią siłę roboczą z Chin, tanie mikroprocesory z Tajwanu. Wydaje mi się, że trzeba wyciągnąć z tego naukę: bezpieczeństwo dostaw ma swoją cenę, ale przynosi korzyści, to znaczy przewidywalność i spokój" - podkreśliła pochodząca z Danii komisarz UE.
Dodała: "W taki sam sposób, w jaki podczas pandemii stworzyliśmy przepustkę covidową i zorganizowaliśmy zakup szczepionek, teraz tworzymy przesłanki do wspólnego zakupu gazu". (PAP)
Chińskie wojsko ogłosiło w środę, że przeprowadziło niedawno w pobliżu Tajwanu manewry, które mają być „poważnym ostrzeżeniem” dla Waszyngtonu w związku z jego relacjami z Tajpej – podała agencja Reutera, cytując państwowe chińskie media.
Władze w Pekinie uznają demokratycznie rządzony Tajwan za część ChRL i dążą do przejęcia nad nim kontroli, nie wykluczając możliwości zbrojnej inwazji. Określają też kwestię Tajwanu jako jedną z najtrudniejszych w swoich relacjach z USA, które sprzeciwiają się siłowej zmianie statusu quo i dostarczają wyspie broń.
Prezydent USA Joe Biden oświadczył w czasie zakończonej we wtorek wizyty w Korei Płd. i Japonii, że jest skłonny użyć siły w obronie Tajwanu. Część obserwatorów odebrała to jako zmianę utrzymywanej od lat zasady „strategicznej dwuznaczności”, zgodnie z którą Waszyngton nie deklaruje publicznie, czy wysłałby wojsko w przypadku chińskiego ataku na Tajwan.
Wkrótce administracja w Waszyngtonie wyjaśniła, że stanowisko USA w tej kwestii nie uległo zmianie. Nie pierwsza tego rodzaju wypowiedź Bidena wywołała jednak stanowczy protest Pekinu.
„Żadna siła, w tym USA, nie może powstrzymać starań Chińczyków na rzecz zjednoczenia narodu. Żadna siła, w tym USA, nie może zmienić przeznaczenia sił +niepodległości Tajwanu+, które są skazane na niepowodzenie” – powiedział we wtorek rzecznik MSZ Wang Wenbin.
Tego samego dnia, gdy prezydent USA uczestniczył w Tokio w szczycie czterostronnego dialogu na rzecz bezpieczeństwa (Quad) z przywódcami Japonii, Australii i Indii, chińskie i rosyjskie samoloty wojskowe zbliżyły się do japońskiej przestrzeni powietrznej, co poskutkowało poderwaniem japońskich myśliwców.
Chińskie ministerstwo obrony ogłosiło, że Chiny i Rosja przeprowadziły wspólny patrol lotniczy nad Morzem Japońskim, Morzem Wschodniochińskim i zachodnim Pacyfikiem. Były to pierwsze wspólne rosyjsko-chińskie manewry od początku rosyjskiej inwazji na pełną skalę na Ukrainę.
Sprawca strzelaniny w szkole podstawowej w mieście Uvalde w Teksasie w USA, w której zginęło 20 osób, kupił dwie sztuki broni z okazji swoich 18 urodzin, które świętował w maju tego roku - poinformowała w środę amerykańska stacja telewizyjna NBC 5.
W wyniku wtorkowej strzelaniny zginęło 21 osób - 19 dzieci w wieku od 7 do 10 lat oraz dwoje dorosłych, w tym napastnik. Zastrzelony przez policjantów Salvador Romas był prawdopodobnie byłym uczniem liceum w Uvalde.
Na razie nie jest znany motyw jego działania, wiadomo tylko, że przed szkołą porzucił swój samochód i wszedł do budynku z pistoletem oraz prawdopodobnie z karabinem.
Jak pisze AP Romas został zabity przez agenta straży granicznej, który wbiegł do szkoły, gdy usłyszał strzały. Funkcjonariusz w wymianie ognia został ranny, ale wyszedł z budynku o własnych siłach i jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo.
Szef miejscowej policji Pete Arredondo powiedział, że napastnik działał sam.
Według NBC 5 funkcjonariusze teksańskiej policji analizują obecnie kontro na Instagramie, na którym widać broń przypominającą tę, której użyto w ataku, by sprawdzić, czy jest ono powiązane z napastnikiem. Wcześniej informowano, że Romas wszedł do szkoły z pistoletem i karabinem. Również senator stanowy Teksasu Rolanda Gutierrez przyznał, że napastnik kupił broń legalnie, gdy skończył 18 lat.
Ruben Flores, 41-letni sąsiad, w którego domu Ramos spędził znaczną część swojego dzieciństwa, poinformował, że wraz z dorastaniem w domu chłopaka pojawiało się coraz więcej problemów. Według sąsiada coraz poważniejsze kłótnie pomiędzy nastolatkiem i jego matką skutkowały wizytami policji, a w końcu doprowadziły do tego, że Ramos przeprowadził się do swojej babci. Policja podała, że przed strzelaniną mężczyzna postrzelił także swoją babcie.
Odnosząc się do masakry, prezydent USA Joe Biden wezwał we wtorek Kongres do wprowadzenia ograniczeń w dostępnie do broni palnej. "Jako naród musimy zapytać: kiedy, na miłość boską, przeciwstawimy się lobby broni palnej?" - mówił w emocjonalnym wystąpieniu Biden.
Na przestrzeni ostatnich 13 lat w Teksasie doszło do ośmiu masowych strzelanin, z których wiele wywołało debatę publiczną na temat zmian prawnych uniemożliwiających ich przeprowadzanie. Zdaniem Uniwersytetu w Teksasie 40 proc. mieszkańców stanu popiera zaostrzenie prawa w dostępie do broni; w ciągu 13 ostatnich lat jednak zdecydowana większość przyjętych przez republikańskie władze stanu ustaw rozszerza zakres dostępności do broni palnej. (PAP)
Małpia ospa nie atakuje tylko małp, występuje także wśród innych drobnych zwierząt afrykańskich. Poza tym prawie wszystkie zwierzęta, nawet foki, mają zakażenia pokswirusowe, czyli wywołujące ospę. A dwa rodzaje tych wirusów atakują tylko ludzi – powiedział PAP prof. Włodzimierz Gut.
PAP: Małpia ospa, która zwykle występowała w Afryce Środkowej i Zachodniej, od kilku tygodni rozprzestrzenia się po świecie. Zakażenie to wykryto już u ponad 100 osób na kilku kontynentach poza Afryką – w Europie, USA, Kanadzie i Australii. Co dnia zgłaszane są nowe przypadki tej infekcji i wygląda na to, że będzie ich więcej. Pewnie dotrze też do Polski, jeśli już tak się nie stało, tylko jeszcze o tym nie wiemy. Jakie jest zagrożenie małpią ospą?
Prof. Włodzimierz Gut: To zależy dla kogo, o kim mówimy, bo na razie zakażeniem tym dotknięta została jedna grupa osób.
PAP: Jaka?
Prof. W. G.: To mężczyźni utrzymujący kontakty seksualne z mężczyznami.
PAP: Ale wirus małpiej ospy może zacząć atakować także inne grupy osób. Podobnie było z wirusem HIV i AIDS, od wielu lat zarazek ten rozprzestrzenia się także wśród osób utrzymujących kontakty heteroseksualne.
Prof. W. G.: Wirus małpiej ospy szerzy się poprzez kontakt bezpośredni z zakażoną osobą. Poza tym nie jest to tak straszliwa choroba, jak się wydawało, ale nie jest też zbyt „sympatyczna” - pozostawia wyraźne ślady na ciele. Jest jednak pewne „ale”.
PAP: Jakie?
Prof. W. G.: Dotąd infekcja ta dotyczyła osób mających kontakty z Afryką i przenosiła się w bezpośrednim kontakcie z osobą chorą. Jak rownież poprzez kontakty z zakażonymi zwierzętami. Bo małpia ospa nie atakuje tylko małp, występuje także wśród innych drobnych zwierząt afrykańskich. Gdy w 2003 r. wykryto ją w Stanach Zjednoczonych, to okazało się, że przeniosły ją zwierzęta przetransportowane z Afryki (pieski preriowe sprowadzone z Afryki do Chicago - PAP). A teraz podobnego związku nie widać… Przynajmniej na razie.
PAP: Tymczasem małpia ospa jest już na kilku kontynentach.
Prof. W. G.: Ponad sto zakażeń to jeszcze nie tak dużo.
PAP: Na razie. Czym jeszcze „małpia” ospa nas zaskakuje?
Prof. W. G.: Ciekawe jest, że zmiany skórne pojawiające się na skutek tego zakażenie są jedynie w okolicach narządów płciowych, a większość zakażonych – przypomnę - miała kontakty seksualne z innymi mężczyznami.
PAP: Podobno można się zarazić również poprzez ślinę.
Prof. W. G.: Tak, ale od zwierząt.
PAP: Od ludzi już nie?
Prof. W. G.: Nie bardzo. Chyba, że będziemy całować krosty chorego. Coś podobnego już się kiedyś zdarzyło i to w naszym kraju, a było to we Wrocławiu, w 1963 r. Pamięta pan?
PAP: Tak, pamiętam. To była ostatnia w Polsce epidemia ospy prawdziwej i chyba jedna z ostatnich w Europie. Wybuchła latem, między 15 lipca i 19 września.
Prof. W. G.: Do naszego kraju zawlókł ją mężczyzna, który był w Indiach i się zakaził, choć był zaszczepiony. W Polsce nie od razu rozpoznano, że to ospa prawdziwa, w efekcie zaraziła się pielęgniarka, która zmarła. Na jej pogrzebie uległo zakażeniu ponad 70 osób.
PAP: Całowali się, składając kondolencje?
Prof. W. G.: Tak, gdy ją żegnano.
PAP: To łatwo się zakazić ospą czy też nie?
Prof. W. G.: No właśnie. To pokazuje, czym może być ospa, choć wcale nie jest łatwo się nią zakazić. Belgia wprowadziła izolację dla osób zakażonych na okres 21 dni, choć w tym kraju nie jest dużo zakażeń. Jak na razie najwięcej przypadków małpiej ospy zarejestrowano w Portugalii i Hiszpanii oraz Wielkiej Brytanii. To, co teraz się dzieje, trochę przypomina historię z zakażeniem WZW A (wirusowe zapalenie wątroby typu A), do którego doszło w Europie wśród mężczyzn utrzymujących kontakty seksualnego z mężczyznami. Z normalnej liczby 200 przypadków liczba zakażeń w krótkim okresie zwiększyła się wtedy do 3 tys.
PAP: Ale WZW A to przecież żółtaczka pokarmowa typu A, zwykle dochodzi do niej na skutek zakażenia oralno-fekalnego przez przewód pokarmowy.
Prof. W. G.: Tak, zgadza się. To pokazuje, jak czasami coś może się rozprzestrzeniać w dziwny sposób, również poprzez kontakty seksualne z chorymi.
PAP: Liczba zakażeń małpią ospą może zatem wciąż wzrastać.
Prof. W. G.: A ja znowu pytam - w jakich grupach osób? Bo to jest pytanie podstawowe.
PAP: Ta choroba przede wszystkim dotyczy mężczyzn utrzymujących kontakty seksualne z mężczyznami…
Prof. W. G.: Oraz biseksualistów.
PAP: No właśnie, czyli inne grupy osób też mogą być zagrożone? Szczególnie wtedy, gdy będą się całować z osobami zakażonymi.
Prof. W. G.: Zwykle zakaźność występuje wtedy, gdy zakażona osoba już ma objawy.
PAP: Występują wtedy też objawy skórne, takie jak wysypka?
Prof. W. G.: Tak. Dlatego podkreślam, że na ogół trudno się zakazić. Jednak ponieważ wiremia poprzedza zakaźność, czasami może dojść do zakażenia jeszcze przed wystąpieniem objawów.
PAP: Dlaczego – przynajmniej na razie - atakowana jest właśnie ta grupa osób?
Prof. W. G.: Tego właśnie wciąż nie wiemy. Nie ustalono pierwszego kontaktu z Afryką, gdy doszło do zakażenia i jego przeniesienia. Nie wiemy zatem, czy pacjent zerowy zakaził się na tym kontynencie.
PAP: A jak jest ze szczepieniami przeciwko ospie prawdziwej? Część osób w przeszłości została zaszczepiona przeciwko tej chorobie, ale jak ją wytępiono w 1980 r., to potem tych szczepień zaniechano. Nie wszyscy są zatem odporni na ospę prawdziwą, jak też pośrednio - na ospę małpią.
Prof. W. G.: Dawniej szczepionką podstawową była tzw. krowianka i zaszczepione nią osoby są uodpornione.
PAP: Na całe życie?
Prof. W. G.: To trudno określić.
PAP: Ale na pewno na długi okres.
Prof. W. G.: Tak, z pewnością. Szczepiono zawsze dzieci, bo dobrze tolerowały tę szczepionkę, tzw. krowiankę. Gorzej to wyglądało w przypadku szczepienia dorosłych, którzy nie byli szczepieni w dzieciństwie. Przekonaliśmy się o tym, gdy przeprowadzono akcję szczepień w czasie epidemii ospy prawdziwej we Wrocławiu. Wtedy mniej więcej tyle samo osób zmarło z powodu ospy, ile po zaszczepieniu.
PAP: Antyszczepionkowcy z pewnością się ucieszą.
Prof. W. G.: Nie, nie, bo nikt nie zamierza wrócić do krowianki, poza tym zaszczepiono wtedy wiele milionów osób.
PAP: Dysponujemy innymi, bezpiecznymi szczepionkami przeciwko ospie prawdziwej, które mogą przynajmniej częściowo chronić też przed ospą małpią?
Prof. W. G.: Opracowano kilka takich szczepionek, bardzo zresztą interesujących, gdy powstała histeria wywołana obawą, że ospa prawdziwa może zostać wykorzystana jako broń biologiczna. I te szczepionki nie powinny mieć takiego działania, jak krowianka.
PAP: Mówimy o działaniach niepożądanych?
Prof. W. G.: Tak. Jedna z tych szczepionek składa się z czegoś, co zakaża komórkę i działa jak szczepionka żywa, a jednocześnie jest szczepionką zabitą.
PAP: Nie obawia się pan większego rozprzestrzenienia się małpiej ospy?
Prof. W. G.: Oczywiście ten wirus może się rozprzestrzenić w określonych środowiskach, tym bardziej, że jest pewne ryzyko z powodu biseksualistów.
PAP: Mogą oni przenieść zakażenie na inne grupy ludzi?
Prof. W. G.: Tak.
PAP: Niektóre kraje na wszelki wypadek gromadzą już szczepionki przeciwko ospie prawdziwej. Będą oferowane, gdy pojawi się jakieś ogniska epidemii?
Prof. W. G.: Na razie wystarczy izolować osoby zakażone wirusem, by nie zaraziły innych, tak jak to zrobiono w Belgii. Oczywiście pod warunkiem, że choroba zostanie w porę rozpoznana. Co wcale nie jest takie proste, bo ilu lekarzy widziało chorego z ospą prawdziwą?
PAP: A wysypki? To dość charakterystyczna i widoczna zmiana.
Prof. W. G.: We Wrocławiu przed prawie 60 laty ospy nie rozpoznano od razu.
PAP: Kiedy to się udało?
Prof. W. G.: Gdy po pogrzebie wspomnianej pielęgniarki jednak z lekarek stwierdziła - a może to ospa?
PAP: Czy jest już w Polsce małpia ospa, tylko nikt jeszcze jej nie wykrył?
Prof. W. G.: Nie. Zresztą my mamy inną ospę – od czasu do czasu zdarza się ospa kocia.
PAP: Zamieniam się w słuch.
Prof. W. G.: Prawie wszystkie zwierzęta - i nie mówię o tych tropikalnych - nawet foki, mają zakażenia pokswirusowe (Poxviridae). A dwa wirusy ospy występują wśród ludzi. Jeden to dość rzadko występuje tzw. mięczak zakaźny, a drugi to wirus jamy ustnej. Zakażenia te są jednak tak sporadyczne, że się tego nie rejestruje, choć wiadomo, że są.
PAP: Wszystkie są spokrewnione z wirusem ospy prawdziwej?
Prof. W. G.: Są od niego trochę dalej.
PAP: Jak daleko? Bliżej zwyklej ospy wietrznej?
Prof. W. G.: Nie, ospa wietrzna to zupełnie inny wirus, w ogóle nie lubię tej nazwy, tym bardziej, że nie każda wysypka jest ospą. To nie jest ospa, bardziej właściwa jej popularna nazwa to – wiatrówka.
PAP: A ospa kocia? Jak często się zdarza?
Prof. W. G.: Na ogół raz w roku, czasami dwa razy, albo w ogóle się nie zdarza. To są jedynie pojedyncze przypadki. Wywołujący ją wirus trudno odróżnić od krowianki (wirusa ospy krowiej). Podejrzewa się nawet, że to koty w przeszłości zaraziły się od nas krowianką.
Spośród 21 osób zabitych we wtorkowej strzelaninie w mieście Uvalde w Teksasie w USA 19 to uczniowie tamtejszej szkoły podstawowej, a dwoje to dorośli, w tym nauczycielka i napastnik, który został zastrzelony przez służby - sprecyzował rzecznik teksańskiego Departamentu Bezpieczeństwa Publicznego.
Wcześniej senator stanu Teksas Roland Gutierrez informował opinię publiczną, że wśród zabitych jest 18 dzieci i troje dorosłych. (PAP)
Do ograniczeń w dostępie do broni palnej wzywał we wtorek Kongres prezydent USA Joe Biden w następstwie strzelaniny w teksańskiej szkole, w której zginęło 21 osób - 19 dzieci i dwoje dorosłych, w tym 18-letni napastnik.
Apelował też do Amerykanów o przeciwstawienie się środowiskom, które lobbują na rzecz powszechnego dostępu do broni.
"Jako naród musimy zapytać: kiedy, na miłość boską, przeciwstawimy się lobby broni palnej? Kiedy, na Boga, zrobimy to, o czym wszyscy w głębi duszy wiemy, że należy to zrobić? (…) Jak wiele małych dzieci, które były świadkami tego, co się stało, zobaczy, że ich przyjaciele umierają tak, jakby byli na polu bitwy, na miłość boską?" – mówił Biden.
W nasyconym emocjami wystąpieniu amerykański przywódca zwrócił się do Kongresu o położenie kresu rzezi w wyniku przemocy z użyciem broni palnej.
"Mam już tego dość. Musimy działać. I nie mówcie mi, że nie możemy mieć wpływu na tę masakrę. (…) Na litość boską, musimy mieć odwagę, by przeciwstawić się branży (zbrojeniowej). Czas zamienić ten ból w działanie" – nawoływał prezydent uznając za "chory" łatwy dostęp w USA różnych rodzajów broni.
Sprawca masakry, w której zginęło 21 osób, w tym 19 dzieci w wieku 7 - 10 lat, został zabity w wymianie ognia z funkcjonariuszem Patrolu Granicznego. Był on w pobliżu, gdy rozpoczęła się strzelanina, wszedł do szkoły nie czekając na wsparcie i zastrzelił napastnika.
Według senatora stanowego Teksasu Rolanda Gutierreza zabójca kupił broń legalnie, gdy skończył 18 lat.
W wieczornym przemówieniu Biden zauważył, że inne kraje nie mają takiego samego problemu z masowymi strzelaninami. "Dlaczego przystajemy na życie z tą masakrą? Dlaczego pozwalamy, by to się działo?” – pytał prezydent.
Wtorkowa masakra w szkole podstawowej Uvalde, położonym ok. 130 km na zachód od San Antonio, przedłuża serię masowych strzelanin, które wstrząsnęły Amerykanami. 10 dni temu w Buffalo, w stanie Nowy Jork, napastnik otworzył ogień w supermarkecie, zabijając 10 osób.
15 osób zginęło, w tym 14 uczniów i jeden nauczyciel, we wtorkowej strzelaninie w szkole podstawowej w mieście Uvalde w Teksasie w USA, 135 km na zachód od San Antonio - poinformował gubernator stanu Gregg Abbott.
Nie wiadomo, w jakim wieku były zabite dzieci. Sprawca strzelaniny, 18-letni mężczyzna, nie żyje, zastrzelony przez policjantów.
Według Abbotta 10-letnia dziewczynka i 66-letnia kobieta są w szpitalu uniwersyteckim i znajdują się w stanie krytycznym. Kilku uczniów przebywa na izbie przyjęć.
Jak wyjaśnił Abbott napastnikiem był 18-letni Salvador Romas, prawdopodobnie były uczeń liceum w Uvalde. Wszedł do szkoły z pistoletem i prawdopodobnie karabinem.
"Zastrzelił i zabił w straszny, niezrozumiały sposób 14 uczniów i zabił nauczyciela. (…) Uważamy, że policja zabiła napastnika, ale nadal trwają czynności w tej sprawie” – powiedział gubernator.
Postrzelonych zostało także dwóch funkcjonariuszy organów ścigania, ale prawdopodobnie ich życie nie jest zagrożone.
"Teksańczycy w całym stanie opłakują ofiary tej bezsensownej zbrodni i społeczność Uvalde - powiedział Abbott - (…) Wzywamy wszystkich Teksańczyków do zjednoczenia się, aby okazać nasze niezachwiane wsparcie wszystkim cierpiącym" – mówił Abbott.
Organizacja non-profit Archiwum Przemocy z Bronią (GVA) naliczyła do połowy maja w Ameryce co najmniej 215 strzelanin, zdefiniowanych jako takie, w których zginęły lub zostały ranne cztery lub więcej osób. W dziewięciu było cztery lub więcej ofiar śmiertelnych.
Według sekretarz prasowej Białego Domu Karine Jean Pierre oczekuje się, że wieczorem prezydent Joe Biden wygłosi przemówienie związane z strzelaniną.
"Prezydent Biden został poinformowany o przerażającej strzelaninie w szkole podstawowej w Teksasie i będzie informowany regularnie w miarę pojawiania się nowych informacji. Jego modlitwy są z rodzinami dotkniętymi tym strasznym wydarzeniem" – powiadomiła.
Agencja AP przypomina, że była to najbardziej śmiertelna strzelanina w szkole podstawowej od wydarzeń w Newtown w stanie Connecticut prawie dziesięć lat temu, gdy napastnik zastrzelił 26 osób, w tym 20 dzieci w wieku 6 i 7 lat i 6 dorosłych członków personelu,
W Uvalde mieszka około 16 000 osób, miasto jest siedzibą rządu hrabstwa Uvalde. Znajduje się około 120 kilometrów od granicy z Meksykiem. Szkoła Robb Elementary znajduje się w dzielnicy, zabudowanej głównie skromnymi domami.
Prokurator generalna Ukrainy Iryna Wenediktowa powiedziała we wtorek, że dopuszcza możliwość wymiany rosyjskiego żołnierza Wadima Szyszymarina, skazanego na dożywotnie więzienie za zabicie ukraińskiego cywila, bowiem "technicznie" taka wymiana jest możliwa.
"Człowiek może zostać wymieniony po wyroku sądowym. Technicznie jest to możliwe" - powiedziała prokurator, cytowana przez portal Ukrainska Prawda.
Zastrzegła, że nie chce wdawać się w kwestię takiej wymiany, bo jest to sfera polityki i dyplomacji. Zapewniła, że Ukraina będzie "poruszać się na płaszczyźnie prawnej, zgodnie ze standardami międzynarodowego prawa humanitarnego".
Sąd w Kijowie skazał w poniedziałek 21-letniego żołnierza na karę dożywotniego więzienia uznając, że dopuścił się umyślnego zabójstwa. Odrzucił argument obrony, że Szyszymarin wykonywał rozkaz. Wcześniej adwokat Szyszymarina mówił, że żaden przedstawiciel władz rosyjskich nie kontaktował się z nim w sprawie żołnierza. (PAP)
Unia Europejska uzgodniła kolejne 500 mln euro na wsparcie ukraińskich sił zbrojnych w celu obrony integralności terytorialnej i suwerenności kraju oraz ochrony ludności cywilnej przed rosyjską agresją militarną.
Po przyjęciu w tym roku trzech transz wsparcia o łącznej wartości 1,5 mld euro, czwarta transza doda 500 mln euro do środków już uruchomionych w ramach Europejskiego Instrumentu na rzecz Pokoju dla Ukrainy, tym samym podnosząc całkowitą kwotę do 2 mld euro.
Pieniądze trafią na wsparcie dostaw sprzętu wojskowego przez państwa członkowskie UE do ukraińskich sił zbrojnych.
Josep Borrell, Wysoki Przedstawiciel do Spraw Zagranicznych i Polityki Bezpieczeństwa powiedział, że środki pomocowe obejmują 490 mln euro na sprzęt wojskowy oraz 10 mln euro na sprzęt i zaopatrzenie, takie jak środki ochrony indywidualnej, apteczki pierwszej pomocy i paliwo.
Poprzednie środki pomocowe uzgodniono 28 lutego, 23 marca i 13 kwietnia 2022 r.
UE domaga się natychmiastowego i bezwarunkowego wycofania wojsk Rosji z całego terytorium Ukrainy oraz pełnego poszanowania integralności terytorialnej, suwerenności i niepodległości Ukrainy w jej granicach uznanych przez społeczność międzynarodową.
Jesteśmy przekonani, że Finlandii i Szwecji uda się rozwiać obawy Turcji, by kontynuować proces swojej akcesji do NATO - powiedziała we wtorek wiceminister obrony USA Kathleen Hicks.
"Jesteśmy pewni, że obawy te uda się rozwiązać w bezpośrednich rozmowach między stronami" - powiedziała podczas wizyty w Oslo Hicks.
Ankara zapowiadała, że nie zmieni stanowiska w sprawie przyjęcia krajów nordyckich do NATO, jeśli jej warunki nie zostaną spełnione, oskarżyła też Sztokholm o wspieranie terroryzmu. Wśród najważniejszych warunków Turcji znajduje się zmiana polityki Szwecji wobec Partii Pracujących Kurdystanu (PKK) oraz milicji syryjskich Kurdów, czyli Ludowych Jednostek Samoobrony (YPG). Turcja domaga się też zniesienie embarga na eksport broni, które po militarnej interwencji sił tureckich w Syrii w 2019 roku wprowadziły niektóre państwa UE (m.in. Szwecja, Finlandia i Niemcy).
Hiszpański premier Pedro Sanchez poinformował we wtorek, że Finlandia i Szwecja wezmą udział w organizowanym w czerwcu w Madrycie szczycie NATO. (PAP)
Putin to szaleniec, który rozpoczął głupią i zbudowaną na kłamstwach wojnę - powiedział we wtorek lider rosyjskiej opozycji i więzień polityczny Kremla Aleksiej Nawalny.
Zamknięty w kolonii karnej opozycjonista wziął internetowy udział w przesłuchaniu sądowym w Moskwie, podczas którego odrzucono jego apelację dotyczącą 9-rocznego wyroku, który odsiaduje Nawalny.
"Co chcą tym osiągnąć: krótką kontrolę, trwającą wiele pokoleń walkę czy lepszą przyszłość Rosji? Wszyscy odniesiecie historyczną porażkę" - powiedział, cytowany przez brytyjską telewizję Sky News, opozycjonista. (PAP)
Nasi sąsiedzi patrzą na nas, jak na bezpieczną wyspę w morzu ryzyk związanych z presją rosyjską - powiedział w poniedziałek premier Mateusz Morawiecki. Poinformował, że rano rozmawiał z premierem Słowacji o interkonektorze na Słowację, którego przepustowość będzie wynosiła 5,7 mld metrów sześciennych.
Szef rządu pytany w poniedziałek w TVP info o bezpieczeństwo energetyczne Polski w sytuacji, kiedy w wielu krajach może zabraknąć ważnych surowców takich jak ropa czy gaz, powiedział, że rząd rozpoczął "prace na rzecz suwerenności energetycznej już w 2015 roku".
"Budujemy gazociąg do Norwegii; rozbudowujemy gazoport Świnoujście; przygotowujemy pływający gazoport w Zatoce Gdańskiej i interkonektory" - wyliczał premier. "Dziś rano rozmawiałem z premierem Słowacji o interkonektorze na Słowację, który jest bardzo ważny, ponieważ jest o dużej przepustowości 5,7 mld metrów sześciennych" - dodał Morawiecki.
Podkreślił, że "wszystkie działania po stronie infrastrukturalnej, jak również napełnienie magazynów gazem, powodują, że dziś jesteśmy bezpieczni". "Nasi sąsiedzi patrzą na nas, jak na bezpieczną wyspę w morzu ryzyk związanych z presją rosyjską" - stwierdził szef polskiego rządu.
Zaznaczył, że Polska jest solidarna i stara się pomagać swoim sąsiadom południowym i zachodnim w uniezależnieniu się od importu rosyjskiej ropy. "Jeśli nie dziś, jutro, to przynajmniej pojutrze Putin straci swoje wielkie dochody związane z ropą" - ocenił Morawiecki.
Premier przypomniał, że niemiecka polityka polegała "na zmianie poprzez handel". Zauważył, że zmiana nie nastąpiła a Putin dostał więcej pieniędzy".
Pytany, czy pomysł Donalda Tuska ws. sprzedaży Lotosu kapitałowi rosyjskiemu wynikał z naiwności, czy raczej był podyktowany oczekiwaniem Niemiec, premier powiedział, że "obecne działania Tuska przypominają złodzieja, który mówi: +Łapać złodzieja+".
"Jest tyle grzechów, wypowiedzi, faktów, pism, dokumentów, które świadczą o tym, że chcieli oni nawiązywać jak najbardziej normalne relacje, że traktowali rosyjskich inwestorów jak normalnych inwestorów, a kapitał rosyjski, jako niezaangażowany politycznie" - zauważył Morawiecki.
Szef rządu przyrównał obecne wypowiedzi lidera PO do słów wypowiedzianych przez Zagłobę w "Potopie", że "diabeł ubrał się w ornat i ogonem na mszę dzwoni". Przypomniał, że "jeszcze rok temu (Tusk) opowiadał, że rządy Niemiec to jest błogosławieństwo dla Europy, a także dla krajów sąsiadujących, czyli dla Polski". "Boże broń nas przed takim błogosławieństwem" - stwierdził premier.
"Dziś my pokazujemy, że byliśmy tymi, którzy dobrze przewidzieli ryzyka związane z Rosją" - oświadczył. "Niestety również ryzyka związane z polityką niemiecką" - dodał Morawiecki.
W szwajcarskim Davos w niedziele rozpoczęło się Światowe Forum Ekonomiczne (WEF). W rozmowach dotyczących najważniejszych światowych problemów, m.in. wojny na Ukrainie, pandemii Covid-19, zmiany klimatu i kryzysów ekonomicznych bierze udział blisko 2500 osób - polityków, przedstawicieli biznesu, organizacji pozarządowych i naukowców. (PAP)
Premier Bułgarii Kiriłł Petkow oznajmił w poniedziałek, że Unia Europejska powinna wypracować wspólne stanowisko w sprawie zakupu rosyjskiego gazu. „Nie można pozwolić Gazpromowi, by kpił z poszczególnych krajów członkowskich, proponując im odmienne warunki” – podkreślił.
Petkow wypowiadał się po spotkaniu z premierem Włoch Mario Draghim w Rzymie. Poinformował, że Bułgaria otrzymała całkiem odmienne warunki dostaw gazu za maj niż Włochy i zapowiedział, że kwestia ta będzie poruszona na następnym szczycie unijnym w czerwcu.
„Oddzielnie kraje unijne, zwłaszcza małe, nie mogą poradzić sobie z Gazpromem. Powinniśmy walczyć o wspólne warunki, mieć wspólne stanowisko i jednolite ceny” – podkreślił Petkow.
Wyjaśnił też, że Gazprom dał Włochom i Niemcom możliwość płacić za gaz w euro lub dolarach, podczas gdy Bułgaria, która miała płacić w rublach, musiała się liczyć z poważnym ryzykiem strat w związku z wymianą euro na ruble.
Petkow przypomniał, że Bułgaria nie zgodzi się na rosyjskie warunki dotyczące zakupu gazu i będzie go na razie kupować od innych dostawców. Obecnie kupuje gaz w Grecji, w czerwcu spodziewane są dwa tankowce z amerykańskim gazem skroplonym (LNG).
Bułgarskie ministerstwo energetyki poinformowało w środę 27 kwietnia o tym, że Gazprom wstrzymał dostawy gazu do tego kraju, jako powód podając odrzucenie płatności w rublach. Tego samego dnia i z tych samych przyczyn Gazprom przestał dostarczać gaz do Polski.
Rząd Rumunii spodziewa się, że rozpoczęcie w czerwcu br. masowego wydobycia gazu ziemnego ze złóż na Morzu Czarnym pozwoli sfinansować szereg przedsięwzięć służących osiągnięciu niezależności energetycznej, ogłosił minister energii Virgil Popescu.
Wśród przedsięwzięć służących niezależności gospodarczej będą m.in. inwestycje w elektrownie jądrowe, o których w poniedziałek w Bukareszcie rozmawiały rządy Rumunii i USA.
Jak sprecyzował w rozmowie z rumuńskimi mediami Popescu, kierowane do budżetu państwa wpływy z pozyskiwania czarnomorskiego gazu trafią również na działania w sektorze petrochemicznym.
“Nadwyżki ilości rodzimego gazu ziemnego w naszym kraju należy oczekiwać już w 2026 r.”, powiedział rumuński minister energii.
Jak przypomniała bukareszteńska telewizja Digi 24, w środę rumuński parlament przyjął ustawę o eksploatacji złóż podmorskich. Przewiduje ona, że państwo będzie czerpać 60 proc. zysków z opłat za wydobycie surowca.
Cytowane przez stację badanie dotyczące możliwych wpływów dla rumuńskiego budżetu z tytułu wydobycia gazu na Morzu Czarnym dowodzi, że mogą one sięgnąć 1 mld euro rocznie. (PAP)
Ukraińska rzeczniczka praw człowieka Ludmyła Denisowa powiedziała w poniedziałek w Davos, że wieś Ołeksandriwka na południu Ukrainy stała się "nową Buczą". Według niej Rosjanie gwałcili tam dzieci. Poinformowała, że niektóre ofiary tych brutalnych zbrodni zmarły.
Miejscowość Ołeksandriwka w obwodzie chersońskim na południu Ukrainy stała się "nową Buczą", "z jakiegoś powodu gwałcone są tam malutkie dzieci" - zaalarmowała Denisowa, cytowana przez agencję Interfax-Ukraina.
Jak poinformowała, trzyletni chłopiec zmarł po zgwałceniu przez Rosjan, sześciomiesięczna dziewczynka została zgwałcona łyżeczką do herbaty, dziewięciomiesięczna dziewczynka została zgwałcona świeczką, roczny chłopiec zmarł po zgwałceniu przez pięciu Rosjan, zmarły też dwuletnie bliźnięta.
Rzeczniczka, występując w Russia War Crimes House w Davos, poinformowała, że zbrodni tych dokonano w kwietniu podczas okupacji wsi przez Rosję.
Denisowa zaznaczyła, że podczas gdy w Buczy zbrodni wojennych na tle seksualnym dokonywano na kobietach, nastolatkach, w Ołeksandriwce ofiarami padły malutkie dzieci.
"Federacja Rosyjska ma taką samą taktykę - systemowo, wszędzie wykorzystywać brutalnie gwałt i inne formy przemocy seksualnej, zmieniły się obiekty" - powiedziała.
"Ze strachem zastanawiamy się, co odkryjemy, kiedy wyzwolony zostanie Mariupol, kiedy wyzwolone będą inne miasta obwodu chersońskiego, zaporoskiego, donieckiego, ługańskiego" - dodała rzeczniczka. (PAP)
Minister gospodarki Niemiec Robert Habeck ostrzegł Węgry przed dalszą blokadą embarga na ropę z Rosji i wezwał ten kraj do współpracy w tej sprawie. Niektóre państwa uniemożliwiają solidarność w Unii Europejskiej - powiedział polityk w poniedziałek na Światowym Forum Ekonomicznym w Davos.
"Dla różnych krajów istnieją różne rozwiązania" - mówił niemiecki minister gospodarki, cytowany przez telewizję ARD. Można sobie wyobrazić wyjątkowe regulacje dla Węgier lub innych krajów, ale debata musi doprowadzić do wypracowania wspólnego stanowiska UE - podkreślił. "Oczekuję, że wszyscy, także Węgry, będą pracować nad rozwiązaniem" - powiedział.
"Najważniejsze to trzymać się razem" - zaznaczył Habeck.
Unia Europejska jest jednym z najbardziej dochodowych rynków dla amerykańskich firmy technologicznych. Po obu stronach Atlantyku panuje przekonanie o naglącej konieczności dokonania głębokich zmian w regulacjach prawnych dotyczących platform internetowych i rynku cyfrowego.
Zarówno europejskie, jak i amerykańskie ramy prawne, regulujące działalność rynku cyfrowego, mają ponad 20 lat. W przypadku tak dynamicznie rozwijającego się i stale ewoluującego sektora stanowi to kolosalne opóźnienie. Przełomem w tej sprawie mają być niedawno uzgodnione przez instytucje UE przepisy dotyczące platform internetowych – Akt o rynkach cyfrowych (Digital Markets Act - DMA) i Akt o usługach cyfrowych (Digital Services Act - DSA).
Delegacja Parlamentu Europejskiego przyleci w poniedziałek do San Francisco, aby przez kolejne dni spotykać się z przedstawicielami największych firm technologicznych w Dolinie Krzemowej. Chodzi o korporacje takie jak Google, Meta (Facebook, Instagram, WhatsApp), Apple, Airbnb, eBay, Paypal i Uber. W agendzie znalazły się również rozmowy z władzami lokalnymi i środowiskiem akademickim.
Eurodeputowani mają przyjrzeć się najnowszym osiągnięciom rynku cyfrowego w Stanach Zjednoczonych. Wizyta ma być też okazją do bliższego zapoznania się z amerykańskimi pracami legislacyjnymi dotyczącymi handlu elektronicznego i platform oraz do wymiany poglądów na temat unijnej agendy polityki cyfrowej, w szczególności niedawno uzgodnionych przepisów unijnych dotyczących platform internetowych.
Po obu stronach Atlantyku panuje przekonanie o naglącej konieczności dokonania głębokich zmian w regulacjach prawnych dotyczących platform internetowych i rynku cyfrowego. Z 450 mln użytkowników, UE jest jednym z najbardziej dochodowych rynków dla amerykańskich firmy technologicznych. Umożliwiło to USA wyeksportowanie do krajów UE technologii informacyjnych i komunikacyjnych (ICT) o wartości 31 mld USD, przy czym ocenia się, że oparte na technologiach cyfrowych usługi mogą zwiększyć tę wartość o kolejne 196 mld USD.
W USA kluczowym obowiązującym aktem prawnym jest sekcja 230. ustawy Communications Decency Act, uchwalonej w 1996 roku. Konieczność podjęcia działań regulacyjnych względem wielkich korporacji informatycznych jest w Stanach Zjednoczonych tematem łączącym Republikanów i Demokratów, spośród których część wzywa do rozbicia koncernów technologicznych. Taki apel powtórzyła także podkomisja antytrustowa Komisji ds. Sprawiedliwości amerykańskiej Izby Reprezentantów w swoim raporcie dotyczącym nieprawidłowości w praktykach biznesowych firm.
Wśród przedstawicieli obu głównych amerykańskich sił politycznych rośnie poparcie dla reformy Sekcji 230. Różnią się one jednak zasadniczo co do proponowanego kierunku zmian. Znaczna część Republikanów zarzuca platformom internetowym kierowanie się uprzedzeniami politycznymi i łamanie prawa do swobody wypowiedzi poprzez cenzurowanie konserwatywnych opinii zamieszczanych za ich pośrednictwem. Z drugiej strony wielu Demokratów twierdzi, że platformy internetowe nie robią wystarczająco dużo, aby moderować i usuwać szkodliwe treści, takie jak mowa nienawiści oraz dezinformacja, w tym fake newsy dotyczące Covid-19 i bezpieczeństwa wyborów.
Z kolei w Unii Europejskiej - zanim Parlament Europejski i Rada UE formalnie zatwierdzą uzgodniony tekst najnowszych regulacji - głównym aktem prawnym, regulującym usługi cyfrowe, jest Dyrektywa o handlu elektronicznym przyjęta w 2000 r. Podobnie jak amerykańska Sekcja 230. została ona stworzona, aby pomóc platformom internetowym rozwijać się bez zbędnej presji prawnej.
Ożywiona debata na temat niezbędnych reform ram prawnych dla sektora cyfrowego toczy się w USA oraz Unii Europejskiej od dłuższego czasu. Jednak zarówno jej niezwykle szeroki obszar tematyczny, jak również poziom złożoności kluczowych zagadnień wymagających wypracowania rozwiązań legislacyjnych, które umożliwią pogodzenie często sprzecznych interesów różnych stron uczestniczących w debacie, sprawiają, że proces ten jest rozpisany na lata.
Dodatkowym utrudnieniem dla europejskich prawodawców jest fakt, że zdecydowana większość gigantów cyfrowego rynku stanowią firmy amerykańskie. Objęcie ich wspólnotowymi regulacjami wymaga wypracowania transatlantyckiego konsensusu co do ich kluczowych założeń.
Polacy i polski rząd udowodnili, że są kimś więcej niż tylko naszymi sąsiadami - napisał w niedzielę na Twitterze minister spraw zagranicznych Ukrainy Dmytro Kułeba.
"Drodzy Polacy, jesteście tymi, którym Ukraińcy zaufali, oddając wam pod opiekę rodziny, gdy sami poszli na front. To najwyższa i najcenniejsza forma zaufania. Już zawsze będziemy pamiętać to, co dla nas zrobiliście" - napisał szef ukraińskiej dyplomacji. (tinyurl.com/47yxyzek)
W niedzielę w Radzie Najwyższej Ukrainy (parlamencie) swoje przemówienie wygłosił prezydent RP Andrzej Duda, podczas którego podkreślił m.in. konieczność wsparcia odbudowy Ukrainy oraz otworzenia przed tym krajem jasnej perspektywy członkostwa w Unii Europejskiej. (PAP)
Ponad 600 psów i kotów znajduje opiekę w podkijowskim Hostomlu w schronisku prowadzonym przez 77-letnią Asię Serpinską. Kobieta ryzykując życiem nie opuściła zwierząt nawet podczas krwawej rosyjskiej okupacji. „Powiedziałam Rosjanom, że jak chcą tu nocować, to mogą spać w psich budach” – powiedziała PAP Serpinska.
Kiedy na miasta Ukrainy zaczęły spadać rosyjskie bomby na pozór krucha, starsza kobieta z Kijowa pospiesznie ubrała się i pierwszym autobusem, który złapała pojechała do oddalonego o ponad 20 kilometrów Hostomla. „Musiałam tu przyjechać do moich psów i kotów” – mówi Serpinska.
Kobieta od ponad 20 lat prowadzi w Hostomlu schronisko dla zwierząt. W długim na kilkadziesiąt metrów budynku dom znajduje obecnie ponad 500 bezdomnych psów i 100 kotów. Jak mówi PAP Serpinska, przed wojną psów było co najmniej 700, ale część zwierząt uciekła, a niektóre zabili Rosjanie.
„Przed naszym ogrodzeniem zatrzymały się pojazdy rosyjskie. Kilku żołnierzy weszło na posesję. A psy jak to psy, zaczęły szczekać. Wtedy oni strzelali do nich z automatów. Rozumiesz to? Krzyczałam +nie strzelajcie!+ Ale było za późno” – relacjonuje kobieta drżącym głosem.
Jak mówi, nie bała się o siebie, bała się o zwierzęta. ”Zapytałam jednego z nich, dlaczego strzela. A on na to, że psy na niego szczekają, a poza tym to jest wojna, a on jeszcze nikogo nie zabił. To zabił psy. Taki był dzielny” – wspomina.
Dodaje, że Rosjanie chcieli przenocować w schronisku. „Powiedziałam im, że jak chcą to mogą spać w psich budach” – mówi Serpinska.
Schronisko w Hostomlu, podobnie jak duża część budynków w tej miejscowości, nie wyszło bez szwanku spod rosyjskiej okupacji. Miejscowość była miejscem ciężkich walk, dostała się też na ponad 30 dni pod kontrolę Rosjan. Po wycofaniu się rosyjskich wojsk w Hostomlu, sąsiedniej Buczy i Irpieniu odkryto ciała zamordowanych cywili na ulicach, masowe groby i setki zniszczonych budynków. Na podwórku w schronisku nadal można znaleźć łuski po nabojach i odłamki pocisków.
Jak mówi PAP Masza, wnuczka Serpinskiej, która pomaga w prowadzeniu ośrodka, w wyniku rosyjskich ostrzałów uszkodzony został dach schroniska. Remont wyceniono na kilkadziesiąt tysięcy dolarów. Dziewczyna dodaje, że pieniądze są bardzo potrzebne, ale nie mniej ważne są też ręce do pracy.
„W tej chwili mamy pięciu pracowników. Ale to za mało. Niełatwo znaleźć chętnych do tej pracy. To ciężkie zajęcie. Zaczynamy rano o godz. 7 i pracujemy z przerwami do wieczora. Poza tym to praca ze zwierzętami, i to trudnymi, często skrzywdzonymi” – mówi.
Zapytana, czy potrzebna jest jeszcze karma dla zwierząt odparła, że organizacje pomocowe i wolontariusze zapewnili jej dość, ale ośrodek robi zapasy na wypadek, gdyby wojna wróciła do Hostomla.
Prowadzone przez Serpinską schronisko jest prosto urządzone, ale należy do jednych z najlepiej utrzymanych w regionie. Działka na której mieści się ośrodek podzielona jest na sektory. Część psów ma swoje budy bezpośrednio na świeżym powietrzu, inne z kolei zamieszkują długi na kilkadziesiąt metrów budynek. Tam też znajdują schronienie koty, które przebywają w ogrzewanych pomieszczeniach z przytulnymi kojcami i dostępem do podwórka.
Do schroniska stale przybywają nowe zwierzęta. Są to w szczególności psy i koty zagubione podczas działań wojennych. Wiele z nich uciekło też w stresie podczas ostrzałów, inne znajdowane były zamknięte w domach i mieszkaniach. Ośrodek wspomagają wolontariusze, osoby prywatne i organizacje. Potrzeby schroniska jednak są ogromne. Dlatego też zorganizowano w internecie zbiórkę, która choć częściowo wspomaga funkcjonowanie ośrodka.
Przez długi miesiąc, podczas którego Hostomel znajdował się pod okupacją wojsk rosyjskich, Serpinska i troje pracowników opiekowali się zwierzętami. Dużym problemem był wówczas brak prądu, który zasila m.in. pompy wodne. Z kolei woda potrzebna była do karmienia zwierząt. Na szczęście udało się zdobyć generator prądu. Teraz w schronisku są już trzy.
Któregoś dnia – jak opowiada kobieta – Rosjanie zamknęli ją razem ze współpracownikami w jednym z pomieszczeń schroniska i zabronili wychodzić. „Powiedzieli żebyśmy lepiej nie wychodzili, bo źle się to skończy” – mówi. Jak dodaje, Rosjanie sugerowali, że drzwi są zaminowane.
Innym razem wygłodniali żołnierze rosyjscy przyszli do schroniska żądając jedzenia. „Usłyszeli kury i chcieli kilka na zupę. Czy im dałam? Dałam, oni mieli karabiny, a ja nie. Dla nich zabić psa to jak zabić muchę, i człowieka też” – mówi kobieta.
Pomimo zaawansowanego wieku Serpinska nie wybiera się jeszcze na emeryturę. Z nieskrywaną dumą pokazuje liczne, zdobiące ścianę dyplomy uznania za długoletnie prowadzenie schroniska. Wśród nich jest medal „Cudotwórcy” wręczony kobiecie przez pierwszego prezydenta Ukrainy Łeonida Krawczuka.
Kobieta zapewnia przy tym, że nie martwi się o przyszłość. Wie, że schronisko i zwierzęta trafią w dobre ręce. „Zajmie się nim moja wnuczka Masza” – dodaje z uśmiechem.
To było dla mnie duże wydarzenie, że zostałem jako pierwszy prezydent od czasu rozpoczęcia wojny zaproszony tutaj, żeby wystąpić przed Werchowną Radą i reprezentować Rzeczpospolitą, wszystkich moich rodaków, cały polski naród - oświadczył w niedzielę w Kijowie prezydent Andrzej Duda podsumowując swoją wizytę na Ukrainie.
Podczas spotkania z dziennikarzami w niedzielę po południu, prezydent RP poinformował, że dobiega końca jego wizyta w Kijowie i na Ukrainie, gdzie wybrał się wraz z delegacją.
"To był bardzo intensywny dzień, to było dla mnie duże wydarzenie, że zostałem jako pierwszy prezydent od czasu rozpoczęcia wojny zaproszony tutaj, żeby wystąpić przed parlamentem, przed Werchowną Radą i reprezentować Rzeczpospolitą, reprezentować wszystkich moich rodaków, cały polski naród" - oświadczył.
W ocenie głowy państwa polskiego, "to było też podziękowanie ze strony prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego, ze strony prezydium Werchownej Rady, przewodniczącego i całej Werchownej Rady wobec nas, wobec Polaków. Za naszą postawę. Za to, że stanęliśmy na wysokości zadania jako sąsiedzi, jako ludzie, jako ci, którzy wyciągnęli rękę w sytuacji, kiedy naród ukraiński znalazł się w potrzebie". "Przyjęliśmy do siebie kobiety, dzieci, ludzi, którzy uciekali przed wojną. Są dzisiaj u nas, a to ponad dwa miliony ludzi" - przypomniał.
Prezydent Duda podkreślił, że "pokazaliśmy twarz, jakiej chyba się nie spodziewano, że my możemy pokazać". "Tymczasem ja wiedziałem że w nas Polakach właśnie to dobro jest, które umiemy okazać wtedy, kiedy trzeba i wtedy właśnie, kiedy, to okazanie jest sprawiedliwe i właściwe" - zaznaczył.
W jego ocenie, tę sytuację "doskonale wszyscy Polacy wyczuli - że to pokazanie właśnie tego serca tutaj, wyciągnięcie ręki jest sprawiedliwe i właściwie". "Jestem za to ogromnie wdzięczny, bo zobaczył to cały świat, ale przede wszystkim zostało docenione tutaj właśnie, w Kijowie, na Ukrainie, także przez zwykłych ludzi" - zapewniał.
W tym kontekście relacjonował, że gdy wraz z delegacją przebywa w jakimkolwiek miejscu i kiedy przechodzi i są przy tym postronne osoby, to "wszyscy dziękują, wszyscy przychodzą z wyrazami sympatii, przyjaźni". "To nie są przecież wyrazy sympatii, przyjaźni dla mnie; to są wyrazy przyjaźni i sympatii dla Polaków" - zauważył. Jak przyznał, "bardzo się tym wzruszam, że tak właśnie jest". "I to dobrze, bo to jest potencjał, który powinniśmy wykorzystać" - dodał.
W tym kontekście nawiązał do fragmentów swoich niedzielnych wystąpień oraz "wielu dobrych słów", które padły podczas tej wizyty. "I wierzę w to, że to wszystko co się dzieje, to całe nieszczęście, jest jednocześnie - jak to często w życiu bywa - początkiem czegoś dobrego" - powiedział.
Pytany, czy Polska ma dla Ukrainy propozycje wsparcia w zakresie rozwiązywania problemów z dostępem do paliw oraz ze zbytem swoich zbóż, prezydent zaznaczył, że Ukraina nie ma problemu z dostępem do zbóż, a swoje zboża chciałaby wyeksportować, czyli sprzedać i "mieć z tego dochód, tak jak zawsze, bo to stanowiło jeden z bardzo poważnych aspektów dochodów państwa i Skarbu Państwa Ukrainy". "Z kolei ma dzisiaj rzeczywiście ogromne problemy z dostawami do Ukrainy ropy naftowej, jej produktów" - dodał.
Duda poinformował, że obydwa te aspekty były przedmiotem jego dzisiejszych rozmów z prezydentem Zełenskim. Jak doprecyzował, rozmawiał "o tym, czy potencjalnie jesteśmy w stanie pomóc Ukrainie właśnie w tym, żeby dostarczać na Ukrainę i dla Ukrainy ropę naftową i benzynę oraz czy jesteśmy w stanie, i w jaki sposób, pomóc w tym, aby zboże z Ukrainy, aby produkty rolne z Ukrainy mogły być eksportowane do różnych krajów na świecie".
"Będę za kilka dni dosłownie w Egipcie, mamy zaplanowaną oficjalną wizytę. A dzisiaj celem tej wizyty jest właśnie między innymi to wielkie zagadnienie. Egipt jest praktycznie uzależniony od Ukrainy, a przynajmniej był do tej pory uzależniony od Ukrainy, jeżeli chodzi o dostawy zbóż. I na pewno w Egipcie to będzie jeden z głównych tematów, o których będziemy rozmawiali" - poinformował.
Jednocześnie wspomniał o związanym z tymi problemami "przesłaniu do prezydenta Egiptu, do władz Egiptu, ze strony prezydenta Zełenskiego". "Rozmawialiśmy dzisiaj w cztery oczy długo na ten temat i mam też tutaj temat, który chciałbym z nimi omówić" - zapowiedział Duda.
Pytany o sytuację w Donbasie oraz stanowisko Niemiec i Francji wobec wojny na Ukrainie, oraz towarzyszące temu pogłoski, że "może jednak odpuścić obwód ługański", Andrzej Duda odparł: "Ciekawy jestem, czy Niemcy odpuściliby Bawarię, gdyby była taka sytuacja. Myślę, że Niemcy nie odpuściliby nigdy".
Duda wyraził przekonanie, że w tym przypadku "jest tak samo" i Ukraina "nigdy się nie pogodziła z tym, że obwody ługański i doniecki znalazły się pod rosyjską okupacją w 2014 roku". "Bo przecież wszyscy wiedzą, że ci rzekomi separatyści, to była kompletna +maskirowka+. Więc to była od samego początku rosyjska okupacja i ta okupacja trwa. Tylko dzisiaj Ukraińcy twardo walczą nie tylko o to, żeby nie pozwolić rozprzestrzenić się tam Rosjanom, okupować dodatkowych terenów, ale przede wszystkim także i po to - a tak naprawdę taki cel przyświeca Ukraińcom - oni po prostu wierzą, że wyprą Rosjan z Ługańska i z Doniecka. I dlatego tak mężnie walczą" - zapewniał.
Jak dodał, "rzeczywiście prezydent Zełenski mówił mi, że sytuacja jest kompletnie tragiczna, że są całe miasteczka wyludnione, kompletnie; że ludzie albo zostali zabici, albo po prostu uciekli, że walki są niesamowicie zaciekłe, że tam ginie co najmniej stu żołnierzy dziennie ze strony ukraińskiej, nie wspominając już o cywilach". "Więc tam rzeczywiście toczą się nieprawdopodobnie zażarte walki. Myślę, że trudno jest nam to sobie w ogóle wyobrazić" - relacjonował.
Prezydenta RP zapytano także o "zmianę optyki w patrzeniu Rosję" oraz gdzie dostrzega "największy opór w dyskusji na temat relacji Rosja-Europa".
"Rosja napadła na Ukrainę, wszyscy to wiedzą. A jakieś próby rosyjskiej propagandy opowiadania o jakichś nazistach na Ukrainie...; no każdy, kto był kiedykolwiek na Ukrainie, zna Ukrainę w miarę, to wie o tym, że jest to kompletna bzdura, że jest to próba dorabiania jakiejś ideologii służącej temu, aby zawładnąć tymi terenami, zawładnąć tymi ludźmi, aby to była ziemia okupowana przez Rosję, rosyjska strefa wpływów; to tendencje imperialne, które są dzisiaj oczywiste" - odpowiedział.
Jak podkreślił, "myśmy o tym mówili wcześniej, patrząc na doświadczenia tego, co działo się w Gruzji, patrząc także na doświadczenia 2014 roku tutaj na Ukrainie". "Ale dominowała na Zachodzie filozofia businesse as usual (biznes jak zwykle), czyli +pozwólcie nam zarabiać pieniądze, chcemy zarabiać pieniądze, pieniądze, pieniądze za wszelką cenę+" - mówił. Duda zaznaczył, że "pieniądze te były tak naprawdę pieniędzmi krwawymi". Dlatego, w jego ocenie, "dzisiaj te obrazy, które widzimy, niestety są następstwem tej błędnej polityki, bo trzeba było twarde sankcje na Rosję nałożyć w 2014 roku, a wręcz w 2008 roku, kiedy zaatakowała ona Gruzję".
"Dzisiaj jest ostatnia szansa na to, żeby jeszcze Rosję zatrzymać. Tylko twardą polityką można dzisiaj zatrzymać Rosję. Bo z jednej strony jest niezwykłe bohaterstwo Ukraińców, na których Rosjanie dzisiaj się krwawią i łamią sobie zęby, czego się zupełnie nie spodziewali, a giną tysiące rosyjskich żołnierzy tutaj. To jest bohaterstwo Ukraińców. Ale z drugiej strony twardymi działaniami, w miarę możliwości pokojowymi, jakimi właśnie są sankcje, trzeba zatrzymywać Rosję pokazując jej, że nie opłaca się jej tego typu polityka. To jest niezwykle ważne, zwłaszcza dla nas tutaj w Europie Środkowej, dla krajów, które kiedyś znajdowały się w orbicie wpływów Związku Sowieckiego, dla krajów, do których, jak słyszymy ostatnimi czasy, Rosja rości sobie jakieś pretensje z powrotem odtwarzania swojej strefy wpływów. Nie ma dzisiaj już czegoś takiego. My się na to stanowczo nie zgadzamy. Nie zgadzamy się na żaden koncert mocarstw, nie zgadzamy się na to, że ktoś będzie nam chciał coś narzucać i nie pozwolimy się sprzedać za pieniądze. Nigdy na to nie pozwolimy. A dzisiaj nie pozwolimy sprzedać za pieniądze Ukraińców nie zgadzamy się po prostu na to" - oświadczył.
Prezydent potwierdził, że będzie o tym rozmawiał ze wszystkimi przywódcami, z którymi ma zaplanowane spotkania. "To jest główny temat w międzynarodowej polityce. Żadnego poważniejszego tematu w międzynarodowej polityce, niż kwestia wojny na Ukrainie i problemów energetycznych nie ma" - zaznaczył.
Odnosząc się do pytania o zapowiadane przez prezydenta Zełenskiego plany zmiany przepisów, które dałyby Polakom specjalny status na Ukrainie, Duda wyjaśnił, że prezydent Ukrainy "miała na myśli podobną ustawę, którą myśmy przygotowali w Polsce, czyli taką, która - jak rozumiem - równouprawniałaby Polaków na rynku w Ukrainie, nie będzie ich traktowała jako przyjezdnych, nie będzie ich traktowała, jako obywateli obcych, tylko tak samo traktowała, jak obywateli Ukrainy".
"My to traktujemy, jako taki gest. Bardzo niewielu Polaków do tej pory pracowało na Ukrainie, bo to nie jest do tej pory cel jakichś wielkich wypraw Polaków poszukujących pracy; ale dzisiaj to jest miły gest; także prawo dostępu do ochrony zdrowia, to wszystko, co my ofiarowaliśmy uchodźcom, przybyszom z Ukrainy dzisiaj na terenie naszego kraju po to, żeby mogli się odnaleźć, by mogli normalnie funkcjonować, by mogli przetrwać" - powiedział.
Precyzując tę ofertę Zełenskiego, Duda dodał, że prezydent Ukrainy "zaoferował, że Ukraina jest gotowa, że on wystąpi z odpowiednią inicjatywą, żeby podobne, analogiczne rozwiązania zostały przyjęte co do Polaków tutaj, w Ukrainie". "My to traktujemy w kategorii takiego miłego, powiedziałbym braterskiego gestu" - oświadczył Andrzej Duda.(PAP)
Prezydent Andrzej Duda złoży w niedzielę wizytę w Kijowie; wygłosi przemówienie przed Radą Najwyższą Ukrainy i spotka się z prezydentem Wołodymyrem Zełenskim - powiedział PAP szef prezydenckiego Biura Polityki Międzynarodowej Jakub Kumoch.
Kancelaria Prezydenta poinformowała w nocy z soboty na niedzielę o wizycie prezydenta Andrzeja Dudy w Kijowie.
Szef prezydenckiego Biura Polityki Międzynarodowej przekazał PAP, że prezydent wygłosi przemówienie przed Radą Najwyższą Ukrainy. "Będzie pierwszą głową państwa, która w ten sposób została uhonorowana od początku wojny" - mówił Kumoch.
"W swoim wystąpieniu prezydent z pewnością odwoła się do historii polsko–ukraińskiej, ale przede wszystkim odda hołd tym, którzy walcząc w obronie Ukrainy, walczą w obronie Europy" - powiedział prezydencki minister.
Zapowiedział także, że prezydent spotka się w cztery oczy z prezydentem Wołodymyrem Zełenskim; przewidziano również rozmowy dwustronne delegacji.
Polski przywódca złożył już w połowie kwietnia - razem z prezydentami Estonii, Łotwy i Litwy: Alarem Karisem, Egilsem Levitsem i Gitanasem Nausedą - wizytę w Kijowie, gdzie spotkał się z prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim.
Prezydenci odwiedzili też wówczas podkijowskie miejscowości - Buczę, Borodziankę i Irpień, gdzie miały miejsce masowe zbrodnie wojsk rosyjskich na ukraińskiej ludności cywilnej.(PAP)
Jeżeli NATO nie powstrzyma teraz Rosji, konsekwencje dla świata będą katastrofalne, ostrzegają na łamach dziennika "NRC" gen. Ben Hodges i Timo S. Koster. Były szef amerykańskich sił zbrojnych w Europie oraz holenderski analityk Atlantic Council twierdzą, że śladami Rosji mogą pójść bowiem Korea Północna i Iran.
Ben Hodges służył jako dowódca sił zbrojnych Stanów Zjednoczonych w Europie do 2018 roku, a obecnie jest kierownikiem Katedry Pershinga w Centrum Analiz Polityki Europejskiej w Waszyngtonie (CEPA).
Timo S. Koster był natomiast holenderskim ambasadorem ds. polityki bezpieczeństwa i cybernetyki oraz dyrektorem ds. polityki obronnej w NATO. Od kilku lat jest związany z Atlantic Council i Brent Scowcroft Center for International Strategy and Security.
Analitycy opublikowali wspólny artykuł w weekendowym wydaniu "NRC" zatytułowany: "Teraz Rosja, wkrótce Korea Północna lub Iran". Przekonują oni, że NATO musi natychmiast ożywić koncepcję "odstraszania".
"W czasie zimnej wojny +powstrzymywanie+ i +wzajemnie gwarantowane zniszczenie+ trzymały Związek Radziecki na dystans. NATO skutecznie odstraszało Sowietów aż do upadku ich imperium. Sojusz wystarczająco przekonał Moskwę, że bezpośredni atak na sojuszników z NATO nie ma sensu, albowiem jego cena byłaby zbyt wysoka" – czytamy w "NRC".
Autorzy wskazują, że Zachód pozostawił rosyjskie ataki na Gruzję w 2008 roku i Ukrainę w 2014 roku w dużej mierze bez odpowiedzi a NATO stwierdziło nawet w Koncepcji Strategicznej z 2010 roku, że chce, aby Rosja była "prawdziwym partnerem strategicznym".
"Kiedy prezydent Barack Obama wyznaczył użycie broni chemicznej w Syrii jako czerwoną linię w 2012 roku, syryjski dyktator Baszar al-Assad, z pomocą Putina, użył jej przeciwko własnemu narodowi i ostatecznie nic się nie wydarzyło" – przypominają eksperci i dodają, że bierność Zachodu "nie pozostała niezauważona na Kremlu" i "Putin doszedł do wniosku, że może zaatakować Ukrainę bez ponoszenia konsekwencji militarnych".
Analitycy podkreślają, że z konfliktu na Ukrainie można wyciągnąć jasny wniosek, że zachodnie sankcje nie odstraszają Putina i uważa on sąsiednie kraje, które nie są członkami NATO, za "banitów". Ostrzegają oni także, iż inne kraje posiadające broń masowego rażenia (Chiny, Korea Północna, Iran) nie będą poważnie traktować NATO, jeżeli sojusz nie powstrzyma obecnie Rosji na Ukrainie.
"Należy wzmocnić odstraszanie. W tym względzie niezbędna jest determinacja polityczna. NATO musi być gotowe do działania. Oznacza to, że sojusz nie pozwoli przeciwnikom na podział sojuszników ze względów ekonomicznych (Niemcy), politycznych (Węgry) czy strategicznych (Turcja). Obietnice obrony terytorium sojuszników muszą być poparte siłą uderzeniową i zamiarem jej rozmieszczenia. Oznacza to, że Ukraina musi uzyskać wszystkie dostępne systemy uzbrojenia" – przekonują Hodges i Koster.
Zdaniem autorów tekstu w holenderskim dzienniku Zachód musi stawić czoła Putinowi równie nieprzejednanie jak podczas zimnej wojny. "Będzie to wymagało znacznego wzrostu zdolności uderzeniowej, zwiększonego rozmieszczenia sił zbrojnych w Europie Środkowo-Wschodniej (w tym znacznej stałej armii sił NATO) oraz wyższego poziomu gotowości, który pociągnie za sobą zintensyfikowanie ćwiczeń" – czytamy w artykule.
Rosjanie ostrzeliwują miejscowości w rejonie miasta Derhacze na wchodzie Ukrainy amunicją kasetową i pociskami wystrzeliwanymi z czołgów, moździerzy i śmigłowców – podała w niedzielę agencja Ukrinform, cytując szefa władz hromady Derhacze Wiaczesława Zadorenkę.
"87. dnia wojny na pełną skalę okupanci wciąż strzelają z artylerii do prawie wszystkich miejscowości hromady (gminy-PAP) Derhacze. Wróg używa amunicji kasetowej oraz strzela do miejscowości na linii frontu z czołgów i moździerzy, wystrzeliwuje pociski z helikopterów" – napisał Zadorenko na Facebooku.
Szef władz leżącej w obwodzie charkowskim hromady zaznaczył, że mimo ostrzału przedsiębiorstwa dostarczające prąd, wodę i gaz wciąż działają. Tam, gdzie to możliwe, władze niosą pomoc humanitarną. Żywność przekazywana jest między innymi do ośrodka zdrowia, do którego ewakuowano część mieszkańców najbardziej dotkniętych walkami miejscowości – podał Ukrinform.(PAP)
Starszy mężczyzna z obwodu dniepropietrowskiego, na środkowym wschodzie Ukrainy, rozkręcał w domu znalezione pociski z rosyjskich bomb kasetowych. W wyniku detonacji odniósł poważne obrażenia, jest w szpitalu w stanie bardzo ciężkim - poinformowały w sobotę władze obwodowe.
„82-letni mężczyzna nazbierał siedem pocisków z bomb kasetowych. Przyniósł je do domu i próbował rozkręcić. Doszło do wybuchu” – powiadomił szef władz obwodowych Wałentyn Rezniczenko, apelując do mieszkańców o przestrzeganie zasad bezpieczeństwa w przypadku znalezienia takich przedmiotów.
„Prosiłem i proszę znowu. Nie dotykajcie materiałów wybuchowych, jakie pozostają po ostrzałach wroga. Jeśli zobaczycie podejrzany przedmiot, zadzwońcie do ratowników albo na policję” – zaapelował urzędnik.
Władze Ukrainy stale przypominają mieszkańcom, że różnego rodzaju niewybuchy, w tym amunicja kasetowa stanowią ogromne zagrożenie.
„Amunicja kasetowa jest bardzo zdradliwa. Jeszcze przez pewien czas po ostrzale są one niebezpieczne" i grożą wybuchem - przypomniał Rezniczenko.
Tylko w obwodzie dniepropietrowskim takie pociski zabiły już sześć osób. Zginął m.in. 12-latek, który wziął do rąk niewybuch.
Wojska rosyjskie wielokrotnie ostrzeliwały amunicją kasetową cele cywilne na Ukrainie. Kasetowe bomby lotnicze oraz pociski artyleryjskie i rakietowe zawierają do kilkudziesięciu mniejszych pocisków odłamkowych lub przeciwpancernych, rozrzucanych na dużej przestrzeni po wybuchu głównego ładunku. Część z nich nie eksploduje od razu, zamieniając zbombardowany teren w pole minowe. (PAP)
Rosyjskie siły okupacyjne dokonują w Mariupolu rotacji: bojownicy tzw. Donieckiej Republiki Ludowej są zmieniani przez żołnierzy Rosgwardii i czeczeńskich bojowników Ramzana Kadyrowa – poinformował w sobotę doradca mera miasta Petro Andriuszczenko. Posterunki są już nawet na drogach gruntowych, co wyklucza możliwość ucieczki z Mariupola.
Na posterunkach i tzw. punktach filtracyjnych w okupowanym Mariupolu przeprowadzana jest rotacja – przekazał Andriuszczenko na Telegramie. Jak wyjaśnił, „kolaboranci i przedstawiciele +milicji ludowej+ tzw. DRL są zastępowani przez funkcjonariuszy Rosgwardii oraz kadyrowców”.
„Ponadto okupanci rozmieszczają dodatkowe posterunki na drogach gruntowych na wyjeździe z miasta, którymi (dotychczas) można było ominąć kontrolę filtracyjną” – powiadomił Andriuszczenko.
„Filtracja” to szczegółowe kontrole, które mają na celu wykrycie, czy dana osoba popiera władze ukraińskie lub ma związki z formacjami militarnymi Ukrainy. W przypadku uznania za „nieprawomyślną” taka osoba nie może opuścić miasta i zostaje zatrzymana – wynika z dotychczasowych informacji ukraińskich władz.
Tym samym, wskazał Andriuszczenko, jakakolwiek ewakuacja z miasta stała się niemożliwa aż do momentu uzgodnienia korytarzy ewakuacyjnych z siłami okupacyjnymi. Urzędnik przestrzegł przed powracaniem do miasta „po rzeczy”, do czego zachęcała rosyjska propaganda. „To droga w jedną stronę” – zaznaczył. (PAP)
Korzystając z naszej strony, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie przez nas plików cookies -
Polityka prywatności.
Zaktualizowaliśmy naszą politykę przetwarzania danych osobowych - RODO.
Więcej dowiesz się TUTAJ.