Hide
BĄDŹ NA BIEŻĄCO!
Follow on Facebook
Facebook
Show
Thu, Apr 25, 2024

Sport

Sport

All Stories

Możliwość uzyskania obywatelstwa przez Hongkończyków od stycznia

Ścieżka do uzyskania pełnego brytyjskiego obywatelstwa przez prawie 3 mln uprawnionych do tego Hongkończyków zostanie otwarta w styczniu 2021 r. Ubiegający się o obywatelstwo nie będą musieli mieć pracy, by przyjechać do W. Brytanii – powiadomiła w środę szefowa MSW Priti Patel.

Jak przekazała w pisemnym oświadczeniu skierowanym do parlamentu, rząd planuje otworzyć posiadaczom brytyjskich paszportów zamorskich BN(O) drogę do brytyjskiego obywatelstwa od stycznia 2021 r.

"Nie będzie sprawdzania umiejętności, wymagań dotyczących minimalnego dochodu czy potrzeb ekonomicznych ani limitów liczbowych. Daję obywatelom BN (O) możliwość uzyskania pełnego obywatelstwa brytyjskiego" - napisała minister Patel. "Nie muszą mieć pracy przed przyjazdem do Wielkiej Brytanii - mogą tutaj szukać pracy. Mogą sprowadzać swoich bliskich pozostających na bezpośrednim utrzymaniu, w tym osoby nie mające BN (O)" - dodała.

BN (O) to klasa obywatelstwa brytyjskiego, przyznana w drodze dobrowolnej rejestracji obywatelom brytyjskich terytoriów zależnych, którzy byli mieszkańcami Hongkongu przed przejęciem nad nim zwierzchnictwa przez Chiny w 1997 r.

Nie wszyscy posiadacze BN(O) mają potwierdzające to paszporty. Jak szacuje brytyjskie ministerstwo spraw zagranicznych, status taki ma ok. 2,9 mln osób, z czego według stanu na 24 lutego, niespełna 350 tys. miało ważne paszporty potwierdzające ten status. Ponieważ status brytyjskiej narodowości zamorskiej nie jest dziedziczony ani nie można go już nabyć, liczba 2,9 mln może się tylko zmniejszać.

Brytyjski rząd określił ustawę o bezpieczeństwie narodowym Hongkongu, która na początku lipca została przez Pekin narzucona Hongkongowi bez konsultacji z władzami tego terytorium, jako "wyraźne i poważne" naruszenie wspólnej brytyjsko-chińskiej deklaracji z 1984 roku.

Zgodnie z nią Chiny zobowiązały się, że przez 50 lat od przejęcia zwierzchnictwa nad Hongkongiem zachowają tam szeroką autonomię. Ponadto Londyn w odpowiedzi na ustawę zapowiedział zwiększenie praw 3 mln mieszkańców Hongkongu posiadających status brytyjskich obywateli zamorskich w zakresie osiedlania się w Wielkiej Brytanii wraz z możliwością uzyskania brytyjskiego obywatelstwa. (PAP)

Obraz Parco GG z Pixabay ( Hong Kong)

Możliwość uzyskania obywatelstwa przez Hongkończyków od stycznia

Organizacje konsumentów oskarżają linie lotnicze o łamanie praw pasażerów

Unijne organizacje konsumenckie zgłosiły Komisji Europejskiej i krajowym urzędom ds. konsumentów, że główne europejskie linie lotnicze, jak m.in. Air France, łamią prawa pasażerów i zaapelowały do instytucji o wszczęcie dochodzenia w tej sprawie.

Unijna organizacja konsumentów BEUC oraz 11 zrzeszonych w jej ramach grup konsumenckich, jak belgijski Test-Achats, hiszpańska OCU czy francuska UFC Que Choisir, złożyły do Komisji Europejskiej oraz krajowych urzędów ochrony konsumentów skargę na główne linie lotnicze za łamanie praw pasażerskich oraz stosowanie nieuczciwych praktyk handlowych. Na liście znalazły się takie linie, jak Aegean, Air France, EasyJet, KLM, Norwegian, Ryanair, TAP Portugal i Transavia; to na tych przewoźników złożono najwięcej skarg konsumenckich.

Organizacje zarzucają przewoźnikom, że od początku pandemii COVID-19 uchylają się od wypłacania pasażerom odszkodowań za odwołane loty oraz od udzielania podróżnym wyraźnych i kompletnych informacji odnośnie przysługujących im praw. Podróżni nierzadko mają problem ze złożeniem wniosku o rekompensatę, bo nie mogą skontaktować się z biurem obsługi klienta a przedstawione im linki nie działają. Przewoźnicy często namawiają też pasażerów do przyjęcia voucherów lotniczych, nie informując ich nawet o tym, że nie muszą przyjmować bonów podróżnych, ale mają prawo domagać się zwrotu pieniędzy.

Jak argumentują organizacje, tego typu działania są sprzeczne z przepisami UE o ochronie pasażerów. Te wyraźnie mówią, że linie lotnicze muszą poinformować podróżnych o tym, jakie mają prawa w sytuacji odwołanego lotu oraz że mogą domagać się rekompensaty finansowej. Ukrywanie tego typu wiadomości lub podawanie konsumentom niepełnych lub błędnych informacji o ich prawie do odszkodowania jest postrzegane jako nieuczciwa praktyka niezgodna z prawem Unii.

"Od początku pandemii wiele linii lotniczych lekceważy prawa pasażerskie, w tym odmawia klientom prawa do odszkodowania lub przekazuje im na ten temat błędne lub mylące informacje. Nasze organizacje zostały zalane tysiącami skarg w tej sprawie, co wyraźni pokazuje skalę problemu. Konieczne są zdecydowane działania ze strony urzędów ochrony konsumentów, żeby zagwarantować, że w czasie kryzysu prawa pasażerów będą przestrzegane" - powiedziała dyrektor generalna BEUC, Monique Goyens.

Organizacje konsumenckie zaapelowały do Komisji Europejskiej i urzędów o wszczęcie zakrojonego na szeroką skalę dochodzenia w sprawie działań przewoźników oraz zmuszenie linii, aby stosowały się do unijnego prawa.

"Powracające problemy z jakimi muszą borykać się konsumenci, tylko podkreślają pilną potrzebę poprawy egzekwowania praw pasażerów linii lotniczych oraz konieczność zmiany obowiązującego dzisiaj „modelu biznesowego” przewoźników - dodała Goyens. (PAP)

Z Brukseli Jowita Kiwnik Pargana

Obraz Jan Claus z Pixabay 

Organizacje konsumentów oskarżają linie lotnicze o łamanie praw pasażerów

Premier Johnson: jesteśmy przygotowani na drugą falę epidemii koronawirusa

Wielka Brytania jest przygotowana na drugą falę epidemii koronawirusa, ale nie należy się spodziewać powrotu do normalnego życia przed połową listopada - powiedział w piątek brytyjski premier Boris Johnson.

Johnson poinformował, że w walce z koronawirusem osiągany jest stały postęp, czego dowodzi spadająca liczba zgonów, a także wskaźnik reprodukcji wirusa, który obecnie wynosi między 0,7 a 0,9.

Wyraził opinię, że decyzja o całkowitym zamknięciu kraju między końcem marca a końcem maja była słuszna, ale w przyszłości zamiast ogólnokrajowych restrykcji będą stosowane lokalne ograniczenia, takie jak pod koniec czerwca wprowadzono w Leicester. W związku z tym ogłosił nowe uprawnienia władz lokalnych, które w przypadku ognisk epidemii będą mogły z krótkim wyprzedzeniem wydawać nakazy zamknięcia sklepów, pubów i restauracji czy hoteli, a także zakazy zgromadzeń publicznych i nakazy pozostawania w domach.

W ramach przygotowań do drugiej fali koronawirusa, Johnson powiedział, że celem rządu jest zwiększenie możliwości przeprowadzania testów na obecność koronawirusa do 500 tys. dziennie; obecnie jest to ok. 300 tys. Ogłosił, że zwiększone zostały zapasy respiratorów do 30 tys., tymczasowe szpitale dla chorych na Covid-19 pozostaną otwarte co najmniej do końca marca, a publiczna służba zdrowia dostanie z budżetu państwa dodatkowe 3 mld funtów.

"Przygotowujemy się na zimę i robimy plany na najgorsze, ale mocno wierzę, że powinniśmy też mieć nadzieję na to, co najlepsze" - mówił Johnson podczas konferencji prasowej na Downing Street.

Brytyjski premier ogłosił, że zmieni się rządowa wytyczna, która nakazywała pracę z domu, jeśli tylko to możliwe. Decyzja co do tego, czy praca ma być wykonywana z domu, czy z biura będzie należała do pracodawców, o ile miejsca pracy będą odpowiednio przygotowane do minimalizacji zagrożenia.

Zapowiedział, że od 1 sierpnia wznowione mogą być występy artystyczne, działalność mogą wznowić siłownie w pomieszczeniach zamkniętych oraz salony piękności. Wyraził nadzieję, że od połowy października mecze piłkarskie będą mogły odbywać się z udziałem publiczności oraz że ponownie będą mogły się odbywać konferencje i targi.

Johnson wyraził również nadzieję, że znaczący powrót do normalności nastąpi do połowy listopada, zaś zniesienie pozostałych ograniczeń będzie możliwe przed świętami Bożego Narodzenia. Zastrzegł jednak, że wszystkie ogłoszone kroki są warunkowe i w przypadku pogorszenia się sytuacji mogą zostać cofnięte.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

 

foto : twitter / BorisJohnson

Premier Johnson: jesteśmy przygotowani na drugą falę epidemii koronawirusa

Samolot z Krakowa do Dublina awaryjnie lądował na Stansted

Samolot linii Ryanair z Krakowa do Dublina awaryjnie wylądował w poniedziałek wieczorem na podlondyńskim lotnisku Stansted z powodu znalezionej w toalecie informacji o ładunku wybuchowym na pokładzie. Nikomu z pasażerów ani członków załogi nic się nie stało.

"Podczas lotu Ryanair z Krakowa do Dublina tego wieczoru w jednej z toalet znaleziono notatkę informującą, że na pokładzie znajdują się materiały wybuchowe. Kapitan postąpił zgodnie z procedurą, ostrzegając władze Wielkiej Brytanii i skierował się na najbliższe lotnisko (Stansted), gdzie samolot wylądował normalnie, ale został skierowany do odległego stanowiska, gdzie pasażerowie bezpiecznie wysiedli" - poinformował rzecznik irlandzkiego przewoźnika.

Dodał on, że samolot i pasażerowie są sprawdzani przez policję brytyjską, która zdecyduje, kiedy będą oni kontynuować podróż do Dublina zapasowym samolotem, zaś pasażerowie, którzy mieli jeszcze tego samego wieczora udać się tym samym samolotem ze stolicy Irlandii do Krakowa, zostali skierowani do zapasowej maszyny.

Do zdarzenia doszło podczas lotu FR1902, który wystartował z Krakowa ok. 16:30 czasu polskiego. Samolot został skierowany na lotnisko Stansted ok. 18:30 czasu brytyjskiego. Jak informują brytyjskie media, w powietrzu i podczas lądowania Boeingowi 737-800 towarzyszyły dwa myśliwce RAF Typhoon. Ok. 21 czasu brytyjskiego pasażerowie nadal byli przesłuchiwani przez brytyjską policję.

Zarówno policja, jak i obsługa lotniska potwierdziły, że takie zdarzenie miało miejsce, zaś rzeczniczka lotniska - także to, że wszyscy znajdujący się na pokładzie bezpiecznie go opuścili.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

 

zdjęcie ilustracyjne : Obraz Steve001 z Pixabay 

 Samolot z Krakowa do Dublina awaryjnie lądował na Stansted

Projekt rezolucji: PE nie akceptuje porozumienia ws. budżetu w obecnej formie

Uzgodniony przez większość grup politycznych projekt niewiążącej prawnie rezolucji nie akceptuje porozumienia Rady Europejskiej ws. wieloletniego budżetu UE w obecnym kształcie i chce negocjacji z krajami UE - wynika z dokumentu, który widziała PAP. Pod projektem nie podpisali się Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy (EKR), do których należy PiS.

Parlament Europejski - jak wskazano w projekcie, który zostanie podany pod głosowanie w czwartek - pozytywnie ocenia natomiast porozumienie ws. funduszu odbudowy.

Ośmiostronicowa rezolucja, która będzie stanowiskiem politycznym PE została przygotowana przez frakcje: Europejskiej Partii Ludowej (EPL), Socjalistów i Demokratów (S&D), Odnowić Europę, Zielonych oraz Zjednoczoną Lewicę Europejską (GUE). Pod tekstem nie podpisali się Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy (EKR), do których należy PiS.

"EKR chciał pokazać jak zwykle własną odrębność, własne spojrzenie. Nie chcemy śpiewać w chórze" - powiedział PAP europoseł PiS Ryszard Czarnecki i dodał, że EKR ma projekt własnej rezolucji.

W dokumencie podpisanym m.in. przez EPL, której przewodniczącym jest Donald Tusk, eurodeputowani wyrażają w projekcie głębokie ubolewanie, że Rada Europejska "znacznie osłabiła wysiłki KE i Parlamentu Europejskiego na rzecz przestrzegania praworządności, praw podstawowych i demokracji w ramach wieloletniego budżetu i funduszu odbudowy".

Eurodeputowani wskazują, że chcą zakończenia prac nad proponowanym przez Komisję mechanizmem ochrony budżetu UE w przypadku systemowego zagrożenia unijnych wartości. "Aby był skuteczny, mechanizm ten powinien być uruchamiany +odwróconą większością kwalifikowaną+" - czytamy w tekście.

To odniesienie się do zmian we wnioskach ze szczytu UE, które mówią, że "zostanie wprowadzony system warunkowości w celu ochrony budżetu", a "Komisja zaproponuje środki w przypadku naruszeń przyjmowane przez Radę większością kwalifikowaną".

"Im mniej mówi się (we wnioskach Rady Europejskiej - PAP) o ideologicznych wycieczkach jak mechanizm praworządności, tym lepiej. Nie uważamy, abyśmy mieli się wpisywać w tą taką europejską nowomowę, która dużo mówi o praworządności, ale nie chce precyzować jak należałoby mierzyć jej brak" - komentuje ten fragment projektu rezolucji Ryszard Czarnecki.

Z dokumentu wynika też, że PE ma z zadowoleniem przyjąć uzgodnienie przez szefów państw lub rządów funduszu odbudowy wyrażając przy tym rozczarowanie zmniejszeniem wysokości dotacji. Parlament "nie akceptuje jednak porozumienia politycznego w sprawie wieloletnich ram finansowych na lata 2021-2027 w obecnym brzmieniu; jest gotów natychmiast rozpocząć konstruktywne negocjacje z Radą w celu ulepszenia wniosku" - czytamy.

"Konkluzje Rady Europejskiej w sprawie wieloletnich ram finansowych stanowią jedynie porozumienie polityczne między szefami państw i rządów; Parlament nie będzie potwierdzał faktów dokonanych i jest gotów nie wyrazić zgody na wieloletnie ramy finansowe do czasu osiągnięcia zadowalającego porozumienia w nadchodzących negocjacjach między Parlamentem a Radą" - podkreślono w tekście.

Europosłowie przypominają swoje stanowisko w tej sprawie z listopada 2018 r., w którym domagali się wyższych wydatków i wskazują, że Parlament Europejski musi wyrazić zgodę na porozumienie w sprawie rozporządzenia dotyczącego wieloletnich ram finansowych.

Większość grup politycznych ma zamiar wyrazić ubolewanie, że zbyt często krajowe interesy zagrażają osiągnięciu wspólnych rozwiązań i podkreślić w tym kontekście, że cięcia wieloletnich ramach finansowych są sprzeczne z celami UE.

"Proponowane cięcia w programach zdrowotnych i badawczych są niebezpieczne w kontekście globalnej pandemii; proponowane cięcia w edukacji, transformacji cyfrowej i innowacjach podważą przyszłość następnego pokolenia Europejczyków; proponowane cięcia w programach wspierających transformację regionów zależnych od węgla są sprzeczne z unijnym programem Zielonego Ładu; proponowane cięcia dotyczące zarządzania migracjami, granicami oraz polityki azylowej zagrażają pozycji UE w coraz bardziej niestabilnym i niepewnym świecie" - czytamy w projekcie.

Rezolucja krytykuje też jako niewystarczające rozwiązania dotyczące spłat unijnych kredytów potrzebnych, by sfinansować fundusz odbudowy. W tym kontekście przypomniano, że stworzenie nowych, odpowiednich zasobów własnych jest jedyną metodą spłaty akceptowalną dla Parlamentu Europejskiego.

Eurodeputowani mają też wyrazić ubolewanie, że Rada Europejska odrzuciła proponowane "rozwiązanie pomostowe", które miało zapewnić finansowe inwestycji już w 2020 r. (czyli jeszcze przed rozpoczęciem nowych wieloletnich ram finansowych.

Z Brukseli Krzysztof Strzępka (PAP)

Projekt rezolucji: PE nie akceptuje porozumienia ws. budżetu w obecnej formie

Dwie osoby pchnięte nożem w centrum Londynu

Dwie osoby zostały w piątek wieczorem pchnięte nożem w centrum Londynu, ich obrażenia nie zagrażają życiu - poinformowała policja.

Rzecznik londyńskiej policji oświadczył, że incydent, którego dokładne okoliczności są wyjaśniane, nie miał charakteru ataku terrorystycznego.

Do incydentu doszło w rejonie Broadgate Circle, pełnego sklepów i lokali rozrywkowych w centrum Londynu, w pobliżu dzielnicy banków i instytucji finansowych.

Na miejsce incydentu przyjechały karetki. Policja odradziła zbliżanie się do tego miejsca. (PAP)

Dwie osoby pchnięte nożem w centrum Londynu

Raport: druga fala epidemii w zimie może być groźniejsza od pierwszej

Druga fala epidemii w zimie może być groźniejsza od pierwszej i, według "najgorszego scenariusza" w raporcie opracowanym na zlecenie głównego doradcy rządu W. Brytanii ds. walki z koronawirusem Patricka Vallance'a, może pochłonąć do 251 tys. ofiar śmiertelnych.

Dotychczas w Wielkiej Brytanii władze odnotowały 44 830 zgonów spowodowanych zakażeniem koronawirusem.

Największe nasilenie drugiej fali epidemii nastąpi prawdopodobnie w styczniu i lutym, a w najlepszym scenariuszu może to spowodować w Wielkiej Brytanii śmierć 24,5 tys. osób, o ile rząd nie przygotowuje publicznej służby zdrowia NHS oraz całego kraju - głosi opublikowany we wtorek raport, o którym pisze BBC.

Prognoza, którą opracowali prof. Anne Johnson z Akademii Nauk Medycznych i prof. Stephen Holgate ze Szpitala Uniwersyteckiego Southampton, zakłada, że do czasu nasilenia się drugiej fali epidemii nie pojawi się ani skuteczny lek na Covid-19 ani szczepionka na koronawirusa.

Naukowcy przewidują, że publiczna służba zdrowia NHS będzie bardzo przeciążona zarówno ze względu na koronawirusa, jak i sezonową grypę oraz zaległe badania i procedury, które zostały odłożone ze względu na pandemię.

Holgate podkreśla jednak, że raport nie przedstawia zapowiedzi rozwoju epidemii, ale jedynie możliwe scenariusze.

Eksperci rekomendują w raporcie nasilenie systemu namierzania przez NHS kontaktów osób zakażonych koronawirusem zwanego Test and Trace, zachowanie środków ostrożności, wyposażenie szpitali w stosowne ilości środków ochrony osobistej, szczepienia przeciw sezonowej grypie oraz edukowanie Brytyjczyków, aby sami unikali ryzyka zakażenia.

Minister zdrowia Matt Hancock poinformował, że rząd już planuje, w jaki sposób system opieki medycznej poradzi sobie z nasileniem epidemii w zimie. Namierzaniem kontaktów osób zakażonych koronawirusem zajmuje się 25 tys. zatrudnionych przez rząd pracowników. (PAP)

Obraz NickyPe z Pixabay 

Raport: druga fala epidemii w zimie może być groźniejsza od pierwszej

Raport: Rosja wtrącała się w referendum w Szkocji, niejasna rola ws. brexitu

Rosja wtrącała się w referendum w Szkocji w 2014 r., a rząd brytyjski nie zgłębił dostatecznie kwestii możliwej ingerencji Kremla w referendum w sprawie brexitu w 2016 r. - poinformowała w raporcie komisja ds. wywiadu i bezpieczeństwa brytyjskiego parlamentu.

"Pojawiły się wiarygodne ogólnodostępne wskazania sugerujące, że Rosja podjęła kampanię wpływania w związku z referendum niepodległościowym w Szkocji w 2014 roku" - czytamy w raporcie, który został ukończony w marcu 2019 r., ale czekał na publikację do wtorku.

Stwierdzono w nim również, że istnieją też ogólnodostępne wskazania, że Rosja próbowała wpłynąć na kampanię dotyczącą brexitu, ale rząd brytyjski nie szukał dowodów na wtrącanie się Moskwy. "Jest trudne, jeśli nie niemożliwe udowodnienie" zarzutów, że Rosja starała się wpłynąć na referendum w sprawie brexitu w 2016 r., ale "rząd nie spieszył się z uznaniem istnienia zagrożenia" - głosi raport.

Oceniono w nim, że "zdumiewające jest", iż nikt nie próbował uchronić referendum ws. brexitu przed rosyjską ingerencją, a brytyjscy urzędnicy powinni byli uznać rosyjskie zagrożenie z 2014 r. "Oczywiste jest, że rząd powoli zdawał sobie sprawę z istnienia zagrożenia - rozumiejąc je dopiero po operacji +włamania i przecieku+ z DNC (Krajowego Komitetu Partii Demokratycznej w USA), podczas gdy powinno się to dostrzec już w 2014 roku" - napisano w raporcie. "W rezultacie rząd nie podjął działań w celu ochrony brytyjskiego procesu w 2016 roku" - dodano.

Autorzy raportu skrytykowali rząd brytyjski za – jak to ujęli - "aktywne unikanie" zbadania rosyjskiego zagrożenia. "Powinny były zostać zadane ważne pytania", dlaczego ministrowie nie zajęli się tą kwestią, gdy pojawiły się dowody na ingerencję w referendum w Szkocji w 2014 r. i doniesienia o podobnej aktywności w wyborach prezydenckich w USA w 2016 r.

Raport przedstawia Rosję jako wrogie mocarstwo, stanowiące poważne zagrożenie dla Wielkiej Brytanii i Zachodu w wielu sferach - od szpiegostwa i cyberprzestrzeni, po wtrącanie się w wybory i pranie brudnych pieniędzy - podaje agencja Reutera.

W dokumencie podano, że "Rosja uważa Wielką Brytanię za jeden z głównych celów wywiadowczych na Zachodzie".

Kreml oświadczył, że Rosja nigdy nie ingerowała w procesy wyborcze w innym kraju. Moskwa wielokrotnie zaprzeczała ingerencji na Zachodzie, twierdząc, że Stany Zjednoczone i Wielką Brytanię ogarnęła antyrosyjska histeria.

W części, gdzie omawiane jest referendum w sprawie członkostwa w UE, raport jest mocno okrojony – pisze Reuters. I wskazuje, że dołączony był tajny załącznik, który nie został opublikowany, ale brytyjscy deputowani wezwali do odpowiedniego śledztwa.

"W odpowiedzi na naszą prośbę o pisemne dowody na początku dochodzenia, (brytyjski wywiad) MI5 początkowo dostarczył tylko sześć linijek tekstu (...)" - czytamy w okrojonej wersji tekstu raportu komisji. "Niemniej jednak komisja uważa, że brytyjska Wspólnota Wywiadowcza powinna przedstawić analogiczną ocenę potencjalnej rosyjskiej ingerencji w referendum dotyczącym członkostwa w UE i opublikować jej jawne streszczenie" - napisano.

W raporcie stwierdzono ponadto, że rosyjskie wpływy w Wielkiej Brytanii są "nową normalnością", a kolejne rządy witały rosyjskich oligarchów z otwartymi ramionami. "Wielka Brytania była postrzegana jako szczególnie korzystne miejsce dla rosyjskich oligarchów i ich pieniędzy", "oferowała idealne mechanizmy, dzięki którym nielegalne finansowanie mogłoby zostać poddane recyklingowi poprzez coś, co nazywano londyńską pralnią - napisała komisja ds. wywiadu i bezpieczeństwa. A Wielka Brytania z zadowoleniem przyjęła rosyjskie pieniądze, zadano niewiele pytań - jeśli w ogóle - o pochodzenie tego znacznego bogactwa". (PAP)

Raport: Rosja wtrącała się w referendum w Szkocji, niejasna rola ws. brexitu

Służby: rosyjscy hakerzy próbują wykraść szczepionkę na Covid-19

Hakerzy wspierani przez państwo rosyjskie próbują wykraść z instytucji akademickich i farmaceutycznych na całym świecie szczepionkę przeciw Covid-19 i wyniki badań nad tą chorobą - poinformowało w czwartek brytyjskie Narodowe Centrum Cyberbezpieczeństwa (NCSC).

We wspólnym oświadczeniu wydanym przez brytyjskie, amerykańskie i kanadyjskie służby zajmujące się cyberbezpieczeństwem przypisano ataki grupie APT29, znanej również jako Cozy Bear lub The Dukes. Jak wskazano, służby mają ponad 95 proc. pewności, że działa ona w ramach rosyjskich służb wywiadowczych.

W oświadczeniu służb nie sprecyzowano, które organizacje były celem ataków, ani czy jakieś informacje zostały skradzione. Zapewniono jednak, że hakerzy nie utrudniali badań nad szczepionkami.

"Zupełnie nie do przyjęcia jest fakt, że rosyjskie służby wywiadowcze atakują osoby pracujące nad zwalczaniem pandemii koronawirusa. Podczas gdy inni realizują swoje egoistyczne interesy niebezpiecznym zachowaniem, Wielka Brytania i jej sojusznicy podejmują ciężką pracę nad znalezieniem szczepionki i ochroną zdrowia na świecie" - oświadczył brytyjski minister spraw zagranicznych Dominic Raab. Dodał, że Wielka Brytania będzie współpracować z sojusznikami, aby pociągnąć sprawców do odpowiedzialności.

Brytyjska, kanadyjska i amerykańskie agencje poinformowały, że hakerzy wykorzystywali błędy w oprogramowaniu, aby uzyskać dostęp do podatnych na zagrożenia systemów komputerowych, a także wykorzystywali złośliwe oprogramowanie zwane WellMess i WellMail, służące globalnemu skanowaniu adresów IP w poszukiwaniu niezabezpieczonych haseł dostępu, do wysyłania i pobierania plików z zainfekowanych komputerów. Ponadto mieli oni wyłudzać dane do logowania za pomocą ataków spear-phishingowych.

Spear phishing jest ukierunkowaną i spersonalizowaną formą ataku, zaprojektowaną w celu oszukania konkretnej osoby. Często poczta elektroniczna wydaje się pochodzić od zaufanego kontaktu i może zawierać pewne dane osobowe, aby wiadomość wydawała się bardziej przekonująca.

"APT29 będzie prawdopodobnie nadal brać na celownik instytucje zaangażowane w badania i rozwój szczepionek przeciw Covid-19, ponieważ starają się one odpowiedzieć na dodatkowe pytania wywiadowcze związane z pandemią" - ostrzegła w oświadczeniu NCSC.

W maju Communications Security Establishment (CSE – kanadyjski wywiad elektroniczny) zauważył próby naruszenia zabezpieczeń w instytucjach prowadzących badania związane z Covid-19. Szef Centrum Cyberbezpieczeństwa Scott Jones powiedział podczas posiedzenia komisji parlamentarnej, że CSE pomagał opanować tego typu problemy i zajął się ustalaniem, kto i w jakim celu te działania prowadził. „Zawsze zakładamy, że jest to najbardziej zaawansowany technicznie podmiot” - mówił wówczas Jones w odpowiedzi na pytania parlamentarzystów.

Tydzień wcześniej kanadyjskie agencje wywiadu, Canadian Security Intelligence Service (CSIS) i CSE, wydały wspólny komunikat, w którym ostrzegły, że wyniki prac kanadyjskich naukowców stały się celem finansowanych przez obce rządy działań szpiegowskich. Żaden konkretny rząd czy podmiot nie został jednak wymieniony.

W tym samym czasie w Stanach Zjednoczonych FBI i Cybersecurity Infrastructure Security Agency oskarżyły Chiny o finansowanie przestępczych działań mających na celu kradzież rezultatów badań naukowych dotyczących Covid-19, prowadzonych w USA i krajach sojuszniczych. Publiczne i prywatne instytuty zostały ostrzeżone przed nasilonymi cyberatakami.

Grupa Cozy Bear jest powszechnie podejrzewana o ataki hakerskie na Partię Demokratyczną przed wyborami w USA w 2016 roku.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP), z Toronto Anna Lach (PAP)

Służby: rosyjscy hakerzy próbują wykraść szczepionkę na Covid-19

Od 24 lipca obowiązkowe zakrywanie twarzy w sklepach w Anglii

Od 24 lipca w Anglii zakrywanie twarzy w sklepach będzie obowiązkowe, zaś za niezastosowanie się do tego zakazu grozić będzie grzywna w wysokości 100 funtów, poinformowało w poniedziałek późnym wieczorem biuro brytyjskiego premiera Borisa Johnsona.

"Premier jasno dał do zrozumienia, że ludzie powinni zakrywać twarze w sklepach, a my uczynimy to obowiązkowym od 24 lipca" - oświadczył rzecznik Johnsona. Informacje na temat tego obowiązku we wtorek przekaże w Izbie Gmin minister zdrowia Matt Hancock.

W ciągu ostatnich czterech dni Johnson dwukrotnie - w piątek i w poniedziałek - jasno sugerował, że rząd bardzo poważnie rozważa wprowadzenie obowiązku zakrywania twarzy w sklepach w celu zmniejszenia ryzyka rozprzestrzeniania się koronawirusa i sam dał przykład po raz pierwszy pokazując się publicznie w maseczce na twarzy. Jednak w niedzielę Michael Gove, wpływowy minister bez teki, mówił, że należy ufać w zdrowy rozsądek Brytyjczyków, co opozycja od razu wytknęła jako niespójny przekaz ze strony rządu.

Od połowy maja zasłanianie twarzy w zamkniętych przestrzeniach publicznych jest zalecane, a od połowy czerwca - jest obowiązkowe w transporcie publicznym. Jak się oczekuje, regulacje dotyczące zakrywania twarzy w sklepach będą podobne do tych w transporcie, tzn., że zwolnione z tego obowiązku będą dzieci do 11. roku życia oraz osoby, którym nie pozwalają na to określone schorzenia, a także że kara zostanie zmniejszona do 50 funtów w przypadku zapłacenia jej w ciągu 14 dni.

Zapowiedziany obowiązek zakrywania twarzy w sklepach będzie dotyczył tylko Anglii, bo w pozostałych częściach Zjednoczonego Królestwa za kwestie zdrowia publicznego odpowiadają ich rządy. Ale w Szkocji taki nakaz już wszedł w życie w miniony piątek.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

 

foto : twitter / ChristChurchLDN

Od 24 lipca obowiązkowe zakrywanie twarzy w sklepach w Anglii

Wielka Brytania zawiesza traktat ekstradycyjny z Hongkongiem

  1. Brytania zawiesiła traktat ekstradycyjny z Hongkongiem i objęła swe byłe terytorium embargiem na eksport broni - poinformował szef brytyjskiej dyplomacji Dominic Raab. Jest to odpowiedź na narzucone Hongkogowi przez Chiny prawo o bezpieczeństwie państwowym.

„Nie będziemy rozważać reaktywacji tych ustaleń, chyba że pojawią się jasne i solidne zabezpieczenia, które są w stanie zapobiec nadużywaniu ekstradycji z Wielkiej Brytanii zgodnie z nowym prawem” - powiedział w poniedziałek Raab.

Zakaz jest kolejnym znakiem końca tego, co były premier Wielkiej Brytanii David Cameron w 2015 roku nazwał „złotą erą” relacji z Chinami, drugą co do wielkości gospodarką świata - komentuje agencja Reutera.

„Ekstradycje między Hongkongiem a Wielką Brytanią są niezwykle rzadkie, więc jest to symboliczny, ale bardzo ważny gest” - powiedział Reuterowi partner w londyńskiej firmie prawniczej Peters & Peters, Nick Vamos.

Raab wyjaśnił, że dotychczasowe embargo na Chiny zostało rozszerzone tak, by obejmowało Hongkong, co oznacza zakaz eksportu broni, amunicji, a także jakiegokolwiek sprzętu, który mógłby zostać użyty do stosowania represji, typu kajdanki czy granaty dymne.

W zeszłym tygodniu premier Boris Johnson zlecił całkowite usunięcie sprzętu z chińskiej firmy Huawei z brytyjskiej sieci 5G do końca 2027 roku.

Chiny - niegdyś uważane za główne źródło inwestycji w brytyjskie projekty infrastrukturalne, od nuklearnego po kolejowy - oskarżyły Wielką Brytanię o uleganie Stanom Zjednoczonym.

Z kolei Wielka Brytania twierdzi, że nowe prawo o bezpieczeństwie państwowym podważa gwarancje wolności, w tym niezależne sądownictwo regionu, a tym samym narusza zasady wspólnej deklaracji chińsko-brytyjskiej, zgodnie z którą zwrócono Chinom kontrolę nad Hongkongiem w 1997 roku.

Na początku lipca Johnson ogłosił również, że otworzy specjalną drogę do brytyjskiego obywatelstwa dla trzech milionów uprawnionych do tego Hongkończyków.

Z związku z prawem narzuconym Hongkongowi przez Chiny Australia i Kanada zawiesiły traktaty ekstradycyjne z tym regionem na początku tego miesiąca, a prezydent USA Donald Trump ogłosił koniec przywilejów ekonomicznych Hongkongu pod koniec maja.(PAP)

 

Obraz Marci Marc z Pixabay ( Hong Kong)

Wielka Brytania zawiesza traktat ekstradycyjny z Hongkongiem

Sąd: 20-latka z Państwa Islamskiego może walczyć o odzyskanie obywatelstwa

Shamima Begum, która w 2015 roku jako 15-letnia uczennica wyjechała z Wielkiej Brytanii, aby dołączyć do Państwa Islamskiego, powinna mieć prawo do powrotu, aby mogła zaskarżyć decyzję o odebraniu jej brytyjskiego obywatelstwa - orzekł w czwartek sąd apelacyjny.

Begum została pozbawiona brytyjskiego obywatelstwa w lutym 2019 roku decyzją resortu spraw wewnętrznych, po tym jak odnaleziono ją na terenie obozu dla uchodźców w Syrii. MSW uzasadniło to względami bezpieczeństwa narodowego.

Prawnicy Begum zakwestionowali tę decyzję z trzech powodów - gdyż w jej efekcie stała się ona bezpaństwowcem, a zgodnie z prawem międzynarodowym w takiej sytuacji nie można nikogo pozbawiać obywatelstwa, gdyż naraziła ją na rzeczywiste ryzyko śmierci lub nieludzkiego i poniżającego traktowania, a także dlatego, że nie mogła skutecznie zaskarżyć tej decyzji, bo zabroniono jej powrotu do Wielkiej Brytanii.

W lutym obecnego roku Specjalna Komisja Odwoławcza ds. Imigracyjnych (SIAC) - wyspecjalizowany trybunał, który rozpatruje odwołania od decyzji o odebraniu komuś obywatelstwa brytyjskiego ze względów bezpieczeństwa narodowego - orzekła, że decyzja była zgodna z prawem, ponieważ w momencie jej wydania Begum była obywatelką Bangladeszu z powodu obywatelstwa swej matki.

Sąd apelacyjny w czwartek przyznał jednak rację prawnikom Begum w trzeciej ze wskazanych przez nich kwestii, czyli tego, że nie mogła się ona odwołać od decyzji, zatem pozbawiono ją prawa do sprawiedliwego procesu. "Uczciwość i sprawiedliwość muszą w tej sprawie przeważać nad względami bezpieczeństwa narodowego, tak aby zezwolić na składanie odwołań" - oświadczyli sędziowie. Wyrazili też opinię, że "obawy o bezpieczeństwo narodowe, które jej dotyczą, mogą zostać rozwiane i rozstrzygnięte, jeżeli powróci ona do Zjednoczonego Królestwa".

Orzeczenie to oznacza, że brytyjski rząd musi teraz znaleźć sposób, aby pozwolić 20-latce, która obecnie przebywa w obozie Roj w północnej Syrii, na stawienie się w sądzie w Londynie, mimo że rząd wielokrotnie mówił, że nie pomoże w opuszczeniu przez nią tego kraju.

Brytyjskie MSW oświadczyło, że jest "bardzo rozczarowane" decyzją sądu apelacyjnego i zapowiedziało, że będzie się od niej dalej odwoływać. Może to zrobić w Sądzie Najwyższym, ale w opinii eksportów prawnych, nie będzie to proste, gdyż będzie musiało wykazać, iż istnieje zasadnicza kwestia prawna, którą należy rozstrzygnąć, gdyż sąd apelacyjny całkowicie się myli.

Mieszkająca we wschodnim Londynie Begum wyjechała do Syrii z dwiema koleżankami ze szkoły. Trzy tygodnie po przybyciu na tereny kontrolowane przez terrorystów z Państwa Islamskiego poślubiła jednego z bojowników tej organizacji, który pochodzi z Holandii. Miała z nim trójkę dzieci, jednak wszystkie zmarły. W wywiadach udzielonych brytyjskim mediom po tym, jak ją odnaleziono w obozie dla uchodźców, przekonywała, że była tylko żoną i nie uczestniczyła w żadnych działaniach terrorystycznych. Przekonywała również, że nie jest żadnym zagrożeniem dla bezpieczeństwa. Zarazem nie wykazywała żadnego żalu z powodu dołączenia do Państwa Islamskiego.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

foto : twitter / ShaminaBegum

Sąd: 20-latka z Państwa Islamskiego może walczyć o odzyskanie obywatelstwa

Brytyjski telekom ostrzega Londyn przed wycofaniem Huawei z 5G

Szef brytyjskiego koncernu telekomunikacyjnego BT ostrzegł w poniedziałek rządzących przez zbyt raptownym wycofaniem sprzętu Huawei z krajowych sieci 5G, argumentując, że mogłoby to całkowicie odciąć miliony konsumentów od dostępu do sieci.

Szef BT Philip Jansen zaapelował w poniedziałek do brytyjskiego rządu o to, żeby nie wycofywał się zbyt szybko z korzystania ze sprzętu chińskich firm, w tym Huawei, w sieciach 5G. Jak ostrzegł, może to doprowadzić do całkowitego pozbawienia brytyjskich klientów dostępu do sieci.

"Jeśli próbujemy całkowicie wyeliminować udział Huawei w sieciach 5G, to idealnie byłoby rozłożyć ten proces na siedem lat. Chociaż być może uda nam się skócić ten okres i wyrobić w ciągu pięciu lat" - powiedział w wywiadzie dla radia BBC Jansen. Prezes BT dodał, że jeśli rząd nakaże przyspieszenie prac, to istnieje realne ryzyko, że 24 mln klientów operatora straci dostęp do sieci.

Premier Boris Johnson jeszcze w tym tygodniu zadecyduje czy Wielka Brytania nałoży restrykcje na wykorzystanie sprzętu Huawei. Naciskają na to Stany Zjednoczone, które od dawna lobbują za wycofaniem chińskich producentów z sieci 5G na Zachodzie, oskarżając ich m.in. o szpiegowanie na rzecz władz w Pekinie.

Jeszcze w styczniu premier Johnson, wbrew administracji Donalda Trumpa, dopuścił koncern Huawei do udziału w brytyjskim wdrożeniu sieci łączności nowej generacji (5G). Zgoda ta została obwarowana kilkoma warunkami, w tym wykluczeniem udziału chińskiego potentata w budowie kluczowych elementów infrastruktury. Zdecydowano również, że udział Huaweia w projekcie brytyjskiej sieci nie może być większy niż 35 proc. całości. Do zmiany stanowiska Londynu miałyby się przyczyniać ostatnie wydarzenia w Hongkongu, a także pogłoski o tym, że Chiny być może nie powiedziały całej prawdy o pandemii COVID-19.

Konflikt na linii Pekin-Waszyngton porównywany jest do zimnej wojny między USA a ZSRR. Stany Zjednoczone obawiają się, że udział w rozwoju technologii 5G może dać Chinom przewagę na rynku technologicznym.

Huawei, który jest największym na świecie producentem sprzętu telekomunikacyjnego, odrzuca wszystkie zarzuty ze strony amerykańskiej administracji. Koncern uważa, że jest atakowany przez USA, gdyż kraj ten nie jest w stanie zaoferować specjalistycznej technologii w konkurencyjnych cenach. (PAP)

 

foto : twitter / BTGroup

Brytyjski telekom ostrzega Londyn przed wycofaniem Huawei z 5G

Brytyjscy taksówkarze i kierowcy zleceniowi mają instalować monitoring w pojazdach

Nowe brytyjskie przepisy licencyjne nakładają na taksówkarzy i kierowców realizujących przejazdy na zlecenie, np. korzystajacych z aplikacji Ubera, obowiązek aktualizacji rejestru karnego co sześć miesięcy oraz zalecenie zainstalowania monitoringu w pojazdach.

Jak poinformowało we wtorek brytyjskie ministerstwo finansów, zgodnie z nowymi przepisami licencyjnymi taksówkarze oraz kierowcy realizujący przewozy na zlecenia będą musieli co sześć miesięcy przechodzić kontrolę pod kątem rejestru karnego. Resort chce także, żeby urzędy odpowiedzialne za wydawanie licencji zalecały kierowcom instalowanie w pojazdach kamer monitoringu, co ma być dla sektora "korzystne i proporcjonalne". Ponadto kierowcy będą musieli przechodzić szkolenia, które pomogą im rozpoznawać pasażerów, którzy mogli paść ofiarą nadużyć lub przemocy i odpowiednio w tej sytuacji reagować.

Rząd zdecydował się przyjąć nowe regulacje po ujawnieniu nadużyć, jakich dopuszczali się przewoźnicy w kilku brytyjskich miastach.

"Wiemy, że większość kierowców oferuje bezpieczne usługi dla społeczności. Jednak po tym, jak doszły do nas informacje o niebezpiecznych sytuacjach, które miały miejsce m.in. w Rochdale, Oksfordzie, Newcastle czy Rotherham, musimy zrobić więcej, żeby chronić pasażerów przez osobami, które wykorzystują swoją pozycję lub zaufanie, jakim darzy je klient" - powiedział w oświadczeniu brytyjski minister transportu Grant Shapps.

W ubiegłym roku Oksfordzie kierowca Ubera zgwałcił pasażerkę. Natomiast w Rotherham lokalni taksówkarze zaangażowani byli w siatkę pedofilską.

"Chcemy, żeby urzędy wydające licencje kierowcom jak najszybciej wdrażały te nowe, surowe standardy, gwarantujące, że kierowcy posiadają odpowiednie kwalifikacje, żeby przewozić pasażerów i blokujące tych, którzy ich nie mają" - dodał szef brytyjskiego resortu transportu.

W listopadzie ubiegłego roku Uber stracił licencję na usługi przewozowe w Londynie w wyniku oskarżeń o to, że nie zapewnia pasażerom wystarczającej ochrony. Koncern zatrudniał w stolicy Wielkiej Brytanii niemal 45 tys. kierowców. Teraz firma stara się odzyskać licencję. (PAP)

 

Obraz Thomas Loyen z Pixabay 

Brytyjscy taksówkarze i kierowcy zleceniowi mają instalować monitoring w pojazdach

Rząd zapowiedział lekkie poluzowanie restrykcji w Leicester

Rząd brytyjski zapowiedział w czwartek, że złagodzi restrykcje nałożone na 350-tysięczne miasto Leicester w środkowej Anglii, ale ponieważ liczba nowych zakażeń koronawirusem nadal jest mocno powyżej średniej, część ograniczeń musi pozostać.

"Jesteśmy teraz w stanie złagodzić niektóre, ale nie wszystkie ograniczenia, które zostały wprowadzone" - mówił w Izbie Gmin minister zdrowia Matt Hancock. Jak wyjaśnił, według najnowszych danych wskaźnik zakażeń z ostatnich siedmiu dni wynosi obecnie 119 przypadków na 100 tys. osób, podczas gdy przed przywróceniem restrykcji było to 135 na 100 tys. osób. Nadal jest to jednak najwyższa liczba przyrostu zakażeń w Wielkiej Brytanii.

Hancock powiedział, że 24 lipca w Leicester będą mogły wznowić działalność szkoły i sklepy, ale puby, restauracje, kina, muzea, hotele i inne miejsca noclegowe, które w wszędzie indziej w Anglii zostały ponownie otwarte 4 lipca, pozostaną zamknięte. Nadal w mocy pozostanie też zakaz zgromadzeń liczących więcej niż sześć osób i zalecenie, by powstrzymywać się od podróży z miasta, do miasta i wewnątrz niego, o ile nie jest to konieczne.

Zapowiedział, że sytuacja zostanie ponownie rozpatrzona za dwa tygodnie.

Przywrócenie restrykcji w Leicester nastąpiło 30 czerwca w reakcji na gwałtowny wzrost nowych zakażeń koronawirusem. W ciągu tygodnia poprzedzającego podjęcie tej decyzji w Leicester wykryto 10 proc. wszystkich zakażeń w kraju. Leicester jest pierwszym i jedynym jak do tej pory miastem, na które nałożono lokalne restrykcje.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

 

foto : twitter / CityMayorLeic

Rząd zapowiedział lekkie poluzowanie restrykcji w Leicester

Szkocja nie wyklucza kwarantanny dla przyjeżdżających z reszty kraju

Szefowa szkockiego rządu Nicola Sturgeon powiedziała w niedzielę, że nie wyklucza wprowadzenia kwarantanny dla przyjeżdżających z pozostałych części Zjednoczonego Królestwa.

W rozmowie ze stacją BBC Sturgeon oświadczyła, że władze poszczególnych części kraju muszą współpracować w tłumieniu ognisk koronawirusa, aby "osłabić konieczność wprowadzenia jakichkolwiek ograniczeń granicznych".

"Jako że w Szkocji sprowadziliśmy wirusa do bardzo niskiego poziomu, jednym z naszych największych zagrożeń w ciągu najbliższych kilku tygodni jest ryzyko jego importu do kraju. I dlatego - choć nie jest to stanowisko, które chcę zajmować - oznacza to również, że musimy się bardzo uważnie przyglądać, czy wirus nie przedostaje się z innych części Zjednoczonego Królestwa" - powiedziała Sturgeon.

Wskazała, że w niektórych krajach, jak w Australii i czy Stanach Zjednoczonych, wprowadzono ograniczenia w przemieszczaniu się pomiędzy stanami czy obowiązek kwarantanny dla osób przyjeżdżających ze stanów o wyższym poziomie zakażeń, więc szkocki rząd na podobnej zasadzie przyjrzy się takim rozwiązaniom. Przekonywała, że to nie ma związku z polityką i nie oznacza to, że Anglicy są niemile widziani w Szkocji.

Jak podano w niedzielę, w Szkocji w ciągu ostatnich 24 godzin wykryto 19 przypadków koronawirusa, co jest najwyższą liczbą od trzech tygodni. Od początku lipca dobowa liczba zakażeń zwykle nie przekracza 10. Tymczasem w Anglii liczba nowych zakażeń oscyluje wokół 600, co oznacza, że w Szkocji w stosunku do liczby ludności jest ich ok. 10 razy mniej niż w Anglii.

Kwestię ewentualnej kwarantanny w Szkocji dla przyjeżdżających z pozostałych części kraju poruszono już w środę podczas cotygodniowej sesji poselskich pytań do brytyjskiego premiera Borisa Johnsona. Określił on ten pomysł jako "zdumiewający i haniebny".

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Szkocja nie wyklucza kwarantanny dla przyjeżdżających z reszty kraju

Merkel: wypracowaliśmy ramy możliwego porozumienia na szczycie UE

Ostatniej nocy, po długich negocjacjach, wypracowaliśmy ramy możliwego porozumienia; to krok naprzód dający nadzieję, że dziś uda się osiągnąć porozumienie - powiedziała kanclerz Niemiec Angela Merkel, wchodząc w poniedziałek wczesnym popołudniem do budynku Rady Europejskiej.

Poniedziałek będzie czwartym dniem szczytu unijnego w Brukseli. W nocy toczyły się trudne negocjacje w sprawie kształtu funduszu odbudowy.

„Ostatniej nocy, po długich negocjacjach, wypracowaliśmy ramy możliwego porozumienia. To krok naprzód i daje nadzieję, że dziś uda się osiągnąć porozumienie, a przynajmniej, że porozumienie jest możliwe” - powiedziała Merkel po przybyciu na miejsce posiedzenia Rady Europejskiej.

Kanclerz wskazała, że trudne negocjacje będą kontynuowane. "Wyjątkowe sytuacje wymagają wyjątkowych wysiłków" - podkreśliła.

W poniedziałek nad ranem szef Rady Europejskiej Charles Michel przedstawił unijnym przywódcom nową propozycję dotyczącą funduszu odbudowy i zawiesił posiedzenie do godz. 16.

Do tego czasu Michel ma przygotować nową wersję liczącego ponad 60 stron dokumentu negocjacyjnego, który opisuje szczegółowo, jakie mają być kwoty i zasady wydawania pieniędzy z funduszu odbudowy i wieloletniego budżetu UE. Podstawą do kompromisu ma być - według informacji PAP - 390 mld euro w grantach w funduszu odbudowy i zmniejszone rabaty dla głównych płatników.

W niedzielę "oszczędni" - Austria, Holandia, Szwecja i Dania, do których dołączyła Finlandia - odrzucili kompromis, który zakładał, że w funduszu na odbudowę gospodarki będzie o 100 mld euro w grantach mniej, niż chciała KE. Domagali się cięcia grantów do 350 mld euro, ale Niemcy, Francja, Włochy, Hiszpania i inni optowali przy liczbie wskazanej przez Michela, czyli 400 mld euro.

Z Brukseli Łukasz Osiński (PAP)

Merkel: wypracowaliśmy ramy możliwego porozumienia na szczycie UE

SN: prawa dzieci są ważniejsze niż prawo pedofila do prywatności

Prawa dzieci są ważniejsze niż prawo pedofila do prywatnego życia i prywatności korespondencji - orzekł w środę brytyjski Sąd Najwyższy. Uznał zarazem, że dowody zbierane przez grupy łowców pedofili mogą być użyte jako dowód w śledztwie.

Sprawę wniósł do sądu 37-letni Mark Sutherland, który w 2018 r. przez gejowską aplikację randkową Grindr nawiązał kontakt z 13-letnim chłopcem, do którego wysyłał wiadomości o seksualnym charakterze i z którym się umówił na spotkanie na żywo. Na miejscu okazało się, że profil w aplikacji stworzył członek grupy Groom Resisters Scotland, która poluje w internecie na pedofili. Dwaj członkowie grupy zatrzymali Sutherlanda i przekazali policji, a nagranie z niedoszłego spotkania z 13-latkiem opublikowali w mediach społecznościowych. W sierpniu 2018 r. Sutherland został skazany na dwa lata więzienia, przy czym był to już drugi jego wyrok za podobną sprawę.

Sutherland złożył skargę, a jego prawnicy argumentowali, że został naruszony art. 8 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, który mówi, iż każdy ma prawo do poszanowania swojego życia prywatnego i swojej korespondencji. Argumentowali też, że dowody zostały zdobyte w sposób niezgodny z prawem, zatem nie powinny być uwzględnianie w śledztwie, a ich uwzględnienie będzie cichym przyzwoleniem na działalność takich grup łowców pedofili, które wyręczają policję.

Ale Sąd Najwyższy jednomyślnie odrzucił te argumenty i orzekł, że interesy dzieci mają pierwszeństwo ponad jakimkolwiek interesem pedofila mającym związek z jego przestępczym zachowaniem. Sąd stwierdził, że państwo ma "szczególną odpowiedzialność za ochronę dzieci przed wykorzystywaniem seksualnym przez dorosłych", w związku z tym prokuratorzy mieli prawo do wykorzystania dowodów zebranych przez Groom Resisters Scotland w celu uzyskania wyroku skazującego. Ponadto wskazano, że ponieważ nie było żadnej wcześniejszej relacji miedzy Sutherlandem a rzekomym 13-latkiem, z której mogłoby wynikać oczekiwanie prywatności, a dodatkowo Sutherland powinien był przewidzieć, że dziecko może informować dorosłych o niepokojących kontaktach.

Jak się szacuje, na terenie Wielkiej Brytanii aktywnych jest ok. 90 internetowych grup łowców pedofili, które przed epidemią koronawirusa przyłapywały średnio ok. 100 pedofili miesięcznie.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

SN: prawa dzieci są ważniejsze niż prawo pedofila do prywatności

Johnson znów wskazuje na zalety zasłaniania twarzy w sklepach

Brytyjski premier Boris Johnson w poniedziałek ponownie wskazał, że ludzie powinni zasłaniać twarz w zamkniętych przestrzeniach publicznych, takich jak sklepy. Zapowiedział, że w najbliższych dniach rząd ogłosi, jakie "narzędzia egzekwowania prawa" będą konieczne.

Zapytany, czy konieczne będzie zasłanianie na twarzy w sklepach, Johnson powiedział: "Maseczki mają wielką wartość w zamkniętych przestrzeniach. Myślę, że ludzie powinni je nosić w sklepach. A jeśli chodzi o to, czy ma to być obowiązkowe czy nie, to przyjrzymy się wytycznym i powiemy nieco więcej na ten temat w ciągu kilku następnych dni".

"Przez cały ten kryzys ludzie okazywali niezwykłą wrażliwość na innych i rozumieli potrzebę wspólnych działań na rzecz powstrzymania wirusa. Zakładanie masek jest jednym z nich. To wspólne działanie, ludzie widzą jego wartość. Za kilka dni będziemy się zastanawiać, w jaki sposób - za pomocą jakich narzędzi egzekwowania prawa - chcemy osiągnąć postęp" - dodał.

Johnson, który początkowo był wobec takiego rozwiązania raczej sceptyczny, już drugi raz w ciągu czterech dni zasugerował, że rząd może wprowadzić obowiązek noszenia maseczek w sklepach i w piątek po raz pierwszy sam się w takiej pokazał. Zarazem w niedzielę minister bez teki Michael Gove mówił, że jego zdaniem nie powinno to być obowiązkowe, co opozycja od razu wytknęła jako brak spójnego przekazu ze strony rządu.

Obecnie zasłanianie twarzy jest obowiązkowe w transporcie publicznym w Anglii, Szkocji i Irlandii Północnej, zaś od 27 lipca będzie obowiązkowe także w Walii. W sklepach wymagane jest to tylko w Szkocji. Jakakolwiek decyzja brytyjskiego rządu w tej sprawie będzie się odnosić tylko do Anglii, bo w pozostałych częściach Zjednoczonego Królestwa za kwestie zdrowia publicznego odpowiadają ich rządy.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Obraz Daniel Dan outsideclick z Pixabay 

Johnson znów wskazuje na zalety zasłaniania twarzy w sklepach

Wrocław/ Na lotnisku "żartował", że ma granaty i karabin; zapłaci 500 zł mandatu

500 zł będzie kosztować 39-latka "żart" na wrocławskim lotnisku. Mężczyzna nadając swój bagaż powiedział, że są w nim granaty i karabin; niefrasobliwy podróżny, tylko dzięki warunkowej zgodzie kapitana samolotu lecącego na Teneryfę, został wpuszczony na pokład.

Autorem "dowcipu" był 39-latek za Szczecina, który z wrocławskiego lotniska w niedzielę leciał na Teneryfę.

Mężczyzna podczas nadawania bagażu powiedział osobom z obsługi lotniska, że w walizce ma "granaty i kałasznikowy" - zrelacjonowała w poniedziałek PAP mjr SG Joanna Konieczniak, rzeczniczka Komendanta Nadodrzańskiego Oddziału Straży Granicznej.

Obsługa lotniska poinformowała o tym Straż Graniczą. Pasażera oraz jego bagaż sprawdzono pod kątem pirotechnicznym, ale kontrola nie wykazała niebezpieczeństwa.

"Mężczyzna tłumaczył funkcjonariuszom, że to był tylko żart. Został on pouczony o konsekwencji swojego zachowania. Funkcjonariusze Straży Granicznej nałożyli na niego mandat w wysokości 500 zł" - powiedziała rzeczniczka.

39-latek, tylko dzięki warunkowej zgodzie kapitana samolotu lecącego na Teneryfę, został wpuszczony na pokład.

Mjr Konieczniak przypominała, że funkcjonariusze Straży Granicznej po otrzymaniu informacji o zagrożeniu, nawet przekazanej w formie żartu, dla zapewnienia bezpieczeństwa podejmują szereg czynności sprawdzających. "Dodatkowo, kapitan statku może odmówić zabrania +żartownisia+ na pokład samolotu z uwagi na za bezpieczeństwo wszystkich pasażerów i członków swojej załogi" - dodała. (PAP)

autor: Piotr Doczekalski

Wrocław/ Na lotnisku "żartował", że ma granaty i karabin; zapłaci 500 zł mandatu

Służby sprzątające metro usunęły namalowaną tam nową pracę Banksy'ego

Namalowane w wagonie londyńskiego metra najnowsze dzieło Banksy'ego, w którym przekonuje on do zakładania maseczek, już przed jego prezentacją na Instagramie nie istniało, bo służby sprzątające metro wzięły je za zwykłe graffiti i usunęły.

We wtorek słynny, nieujawniający tożsamości brytyjski artysta street-artowy zamieścił na Instagramie nagranie wideo, dokumentujące tworzenie pracy nazwanej "Jeśli nie zakładasz maseczki, nie zrozumiesz". Na wideo ubrany w kombinezon ochronny, maskę na twarzy, okulary ochronne i rękawice mężczyzna - którym prawdopodobnie jest sam Banksy - wchodzi do londyńskiego metra ze sprzętem do dezynfekcji. Jednak w butli zamiast substancji odkażającej jest farba, której - wraz ze sprayem oraz szablonami - mężczyzna używa do namalowania w jednym z wagonów metra kilku szczurów oraz własnego podpisu.

Wizerunki szczurów nawiązują do epidemii - jeden z nich używa maseczki do twarzy jako spadochronu, inny jest cały w nią zaplątany, a kolejny - bez maseczki - kicha rozsiewając zarazki na okno. Jeszcze jeden trzyma w łapach żel bakteriobójczy, tak jakby malował sprayem znajdujący się poniżej podpis Banksy'ego.

Jednak, jak podała w środę stacja BBC, zanim Banksy opublikował to nagranie, w wagonie pojawiły się prawdziwe służby sprzątające i nieświadome niczego usunęły malunki. Jak napisano w oświadczeniu Transport for London (TfL), publicznej spółki zarządzającej komunikacją w brytyjskiej stolicy, pracę usunięto już kilka dni temu, zgodnie z polityką nietolerowania żadnych graffiti w metrze.

Dodano, że TfL docenia starania Banksy'ego o to, by zachęcać ludzi do zakrywania twarzy w komunikacji publicznej i chciałaby mu dać szansę stworzenia nowej wersji tego przesłania w stosownym miejscu. Od połowy czerwca zakrywanie twarzy w publicznych środkach transportu w Anglii jest obowiązkowe. Nową pracę Banksy'ego cały czas można oglądać na Instagramie. Jak do tej pory nagranie wyświetlono 3,6 mln razy.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Służby sprzątające metro usunęły namalowaną tam nową pracę Banksy'ego

Otwarto wystawę poświęconą polskim uczestnikom Bitwy o Wielką Brytanię

Wystawę "Nieliczni. Polacy w Bitwie o Wielką Brytanię" otwarto w piątek w Polskim Ośrodku Społeczno-Kulturalnym (POSK) w Londynie w 80. rocznicę rozpoczęcia tego jednego z punktów zwrotnych II wojny światowej.

Tytuł "Nieliczni" nawiązuje do słynnych słów ówczesnego premiera Wielkiej Brytanii Winstona Churchilla: "Nigdy w historii wojen tak wielu nie zawdzięczało tak wiele tak nielicznym".

Na wystawie zaprezentowano kolejno tło historyczne z lata 1940 roku, dowódców oraz wyposażenie zarówno po stronie brytyjskiej, jak i niemieckiej, brytyjski system obrony, polskie dywizjony uczestniczące w bitwie oraz ich dowódców, polskich asów myśliwskich, czyli pilotów, którzy zestrzelili co najmniej pięć samolotów nieprzyjaciela oraz miejsca pamięci związane z bitwą.

"Dzisiaj przypada 80. rocznica początku bitwy, ale także 80. rocznica powołania pierwszego polskiego dywizjonu w Wielkiej Brytanii. Polska i brytyjska historia w Bitwie o Wielką Brytanię tak niesamowicie się splatają ze sobą, zatem jest to dobry moment, żeby przypomnieć, jak dużo mogą wspólnie osiągnąć obydwa nasze narody - nie tylko dla Wielkiej Brytanii, nie tylko dla Polski, ale dla całej Europy - jeśli ze sobą współpracujemy. Myślę, że to jest najważniejsza lekcja z przeszłości" - powiedział podczas otwarcia wystawy ambasador RP w Londynie Arkady Rzegocki.

Dobrosława Platt, dyrektor Biblioteki Polskiej w POSK w Londynie, zwróciła uwagę, że choć słowa Churchilla odnosiły się pierwotnie do brytyjskich lotników, rola Polaków jest trudna do przecenienia. "Jeśli weźmie się pod uwagę Polaków biorących udział w tej bitwie, to przecież było ich zaledwie 5 proc., ale ich udział w zestrzeleniu samolotów niemieckich sięgał aż 12 proc. Można zatem powiedzieć, że Polacy, choć w niewielkiej liczbie, dokonali bardzo wiele" - mówiła.

Brytyjscy historycy przyjęli jako czas trwania Bitwy o Wielką Brytanię okres od 10 lipca do 31 października w 1940 roku, kiedy miały miejsce najintensywniejsze naloty niemieckie. Mianem "Nielicznych" określa się 2927 lotników alianckich, którzy w tym okresie uczestniczyli w przynajmniej jednym locie bojowym. Wśród nich zdecydowanie największą grupę stanowili Brytyjczycy - 2353. Polacy w sile 145 osób byli drugą co do wielkości narodowością po stronie aliantów. Ostatnim żyjącym spośród "Nielicznych" jest 100-letni Irlandczyk John Hemingway.

Ze względu na ograniczenia związane z epidemią koronawirusa wystawy nie można zwiedzać, ale do 20 lipca można ją oglądać przez okno wystawowe w budynku POSK, a wkrótce będzie dostępna w wersji online. Wystawa została zorganizowana przy finansowym wsparciu Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Szef Rady Europejskiej przedstawił liderom nową propozycję w sprawie funduszu odbudowy

Szef Rady Europejskiej Charles Michel przedstawił w poniedziałek przed godz. 6 rano unijnym przywódcom obradującym na szczycie UE nową propozycję w sprawie funduszu odbudowy i zawiesił posiedzenie do godz. 14. Według źródła PAP proponowany kompromis zakłada, że granty na ożywienie gospodarek mają sięgać 390 mld euro.

W poniedziałek nad ranem po całonocnych konsultacjach Michel zebrał 27 liderów na sesji plenarnej, żeby im przekazać wynik ustaleń spotkań bilateralnych i tych prowadzonych w mniejszych grupach. Posiedzenie to trwało zaledwie kilka minut. Rzecznik Belga początkowo poinformował, że wznowienie obrad planowane jest na godz. 14, ale później napisał na Twitterze, że przywódcy zbiorą się o godz. 16.

Według źródeł PAP do tego czasu Michel ma przygotować nową wersję mającego ponad 60 stron dokumentu negocjacyjnego, który opisuje szczegółowo jakie mają być kwoty i zasady wydawania pieniędzy z funduszu odbudowy gospodarki ze skutków pandemii koronawirusa i budżetu UE na lata 2021-2027. Podstawą do kompromisu ma być - według informacji PAP - 390 mld euro w grantach w funduszu odbudowy i zmniejszone rabaty dla głównych płatników do unijnej kasy. Całkowita kwota funduszu nie jest ustalona, ale może wynosić między 700 mld a 750 mld euro.

Zręby porozumienia powstawały w czasie sześciogodzinnej, nocnej przerwy, która była poświęcona na przekonywanie państw określających się jako oszczędne, a zwłaszcza Holandii i Austrii do zgody na to, by w funduszu odbudowy było przynajmniej 400 mld euro grantów. Proporcje subwencji i pożyczek w instrumencie mającym mieć w zamyśle Komisji Europejskiej 750 mld euro były główną kością niezgody w ciągu ostatnich 24 godzin.

W niedzielę Holandia, Dania, Austria, Szwecja oraz Finlandia odrzuciły kompromis zaproponowany przez przewodniczącego Rady Europejskiej, który zakładał, że w funduszu na odbudowę gospodarki będzie o 100 mld euro w grantach mniej niż chciała tego KE. Oszczędni domagali się cięcia grantów do 350 mld euro, ale Niemcy, Francja, Włochy, Hiszpania i inni optowali przy liczbie wskazanej przez Michela, czyli 400 mld euro. W nocy pojawiała się na krótko suma 375 mld euro, ale na nią miał się nie zgadzać prezydent Francji Emmanuel Macron.

Premier Holandii Mark Rutte oceniał w poniedziałek rano, że jest postęp. Kanclerz Austrii Sebastian Kurz napisał na Twitterze, że trudne negocjacje właśnie dobiegły końca i jego kraj może być bardzo zadowolony z ich przebiegu.

Początkowo fundusz odbudowy miał się składać z 500 mld euro grantów oraz 250 mld pożyczek. Takie proporcje były od samego początku krytykowane przez Austrię, Danię, Szwecję i Holandię, które określiły się jako oszczędna czwórka. Na szczycie wspierała je również Finlandia, która także chciała wyraźnego zmniejszenia grantów.

Na razie nie wiadomo jak będą wyglądały inne elementy projektu porozumienia. Z relacji dyplomatów wynika, że w niedzielę przywódcy 22 krajów sygnalizowali, że są w stanie zgodzić się na inne zapisy, w tym te dotyczące powiązania funduszy z praworządnością, byle tylko mieć kompromis.

W dotychczasowej propozycji warunkowość dotycząca praworządności była w osłabionej wersji jeszcze z lutego, a nie w mocniejszej jakiej chciała KE. Projekt zakłada, że do zgody na sankcje konieczne byłoby zebranie większości kwalifikowanej państw członkowskich UE. Taki mechanizm, zaproponowany przez Michela na początku roku, miał być do zaakceptowania nawet dla przeciwników warunkowości. Premier Węgier Viktor "Orban nic się nie odezwał (w tej sprawie - PAP)" - relacjonowało dziennikarzom przebieg niedzielnej kolacji źródło.

Cały pakiet finansowy, nad którym od piątku trwają negocjacje w Brukseli - według wstępnej propozycji - miał wynosić około 1,82 bln euro. Na sumę tę - według pierwotnej propozycji KE - ma składać się fundusz odbudowy ze skutków koronakryzysu wynoszący 750 mld euro oraz budżet UE na lata 2021-2027 w wysokości 1,074 bln euro.

Z Brukseli Krzysztof Strzępka (PAP)

Szef Rady Europejskiej przedstawił liderom nową propozycję w sprawie funduszu odbudowy

Na cokole obalonego pomnika w Bristolu ustawiono posąg demonstrantki z BLM

W Bristolu w południowo-zachodniej Anglii na cokole obalonego przez tłum pomnika Edwarda Colstona potajemnie ustawiono w środę przed świtem posąg czarnoskórej demonstrantki z ruchu Black Lives Matter z uniesioną pięścią.

Prawdopodobnie nie pozostanie on tam na stałe, bo władze miasta wskazują, że posąg ustawiono bez zezwolenia, a o tym, jak wykorzystać cokół, powinni rozstrzygnąć mieszkańcy.

7 czerwca podczas antyrasistowskiej demonstracji Black Lives Matter tłum obalił, a następnie pomazał sprayem i wrzucił do portu pomnik Edwarda Colstona, żyjącego na przełomie XVII i XVIII w. zasłużonego dla miasta kupca, handlarza niewolników, posła i filantropa.

W środę wcześnie rano na pustym cokole ustawiono wykonaną przez znanego brytyjskiego artystę Marca Quinna rzeźbę z czarnej żywicy, która przedstawia jedną z protestujących - Jen Reid. Po obaleniu pomnika Colstona weszła ona na cokół, pozując z uniesioną pięścią. Rzeźba zatytułowana "Przypływ mocy (Jen Reid)" przedstawia właśnie tę scenę.

"Rzeźbę, którą dzisiaj zainstalowano, wykonał i ustawił londyński artysta. Nie została ona zamówiona i nie udzielono pozwolenia na jej instalację" - oświadczył burmistrz Bristolu Marvin Rees, który sam ma jamajskie korzenie, a po obaleniu pomnika Colstona mówił, że jego obecność była afrontem dla czarnoskórych mieszkańców miasta. "O przyszłości cokołu i o tym, co zostanie na nim zamontowane, muszą zadecydować mieszkańcy Bristolu" - podkreślił.

Quinn wyjaśnił, że rzeźba z założenia ma mieć charakter tymczasowej instalacji, która będzie skłaniać mieszkańców do zastanawiania się i dyskutowania nad kwestią rasizmu. Reid natomiast powiedziała, że ma nadzieję, iż władze miasta zmienią zdanie. "Chciałbym, aby Rada zatrzymała go tutaj, z powodu tego, co reprezentuje, i tego, kto był tam wcześniej. Myślę, że najważniejszą rzeczą jest to, żeby coś tam na górze zastąpiło Edwarda Colstona. I żeby ludzie dyskutowali, edukowali, uczyli się i ciągle o tym mówili" - powiedziała.

Na fali demonstracji BLM w Londynie usunięto pomnik żyjącego na przełomie XVIII i XIX w. kupca, plantatora i właściciela niewolników Roberta Milligana, a w trakcie samych demonstracji doszło do sprofanowania kilku innych, w tym Winstona Churchilla oraz The Cenotaph, monumentu upamiętniającego poległych podczas obu wojen światowych.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

 

foto : twitter / MenaFombo

Na cokole obalonego pomnika w Bristolu ustawiono posąg demonstrantki z BLM

II tura wyborów prezydenta RP odbywa się tylko korespondencyjnie

Na terenie Wielkiej Brytanii niedzielna II tura wyborów prezydenta RP odbywa się tylko korespondencyjnie. Do udziału w nich zgłosiła się rekordowa liczba 183 tys. obywateli polskich.

Jak poinformowała PAP ambasada RP, według stanu na sobotnie późne popołudnie, do konsulatów dotarło już ponad 150 tys. kopert zwrotnych z głosami oddanymi w wyborach, co stanowi 82 proc. wysłanych pakietów.

Przesyłki przyjmowane są do momentu zakończenia głosowania, czyli do godz. 21:00 czasu polskiego w niedzielę, przy czym ze względu na sytuację epidemiczną nie ma możliwości osobistego przyniesienia pakietów zwrotnych do konsulatów. Muszą być one dostarczone wyłącznie pocztą lub kurierem, w tym także przy pomocy działających na terenie Londynu kurierów społecznych zorganizowanych przez aktywistów polonijnych.

Tegoroczne wybory prezydencie cieszą się rekordowym zainteresowaniem wśród Polaków mieszkających w Wielkiej Brytanii - do udziału w II turze wyborów zarejestrowało się 183 tys. obywateli RP, co jest absolutnym rekordem. To o ponad 50 tys. więcej niż w I turze i około dwa razy więcej niż w II turze wyborów prezydenckich w 2015 r. To także ponad jedna trzecia wszystkich wyborców, którzy się zarejestrowali za granicą.

W Wielkiej Brytanii w pierwszej turze wyborów wygrał Rafał Trzaskowski, wyprzedzając Szymona Hołownię i Andrzeja Dudę. Spośród 109 674 ważnych głosów, Trzaskowski uzyskał 53 048, co stanowi 48,37 proc. głosów, Hołownia - 19 167 (17,48 proc.), a Duda - 17 047 (15,54 proc.).

Na terytorium Zjednoczonego Królestwa Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP utworzyło 11 obwodów głosowania - sześć w Londynie, dwa w Manchesterze, dwa w Edynburgu i jeden w Belfaście. Dla porównania, w wyborach parlamentarnych w październiku zeszłego roku takich obwodów było 54.

Według opublikowanych w maju danych brytyjskiego urzędu statystycznego ONS w 2019 r. w Wielkiej Brytanii mieszkało 900 tys. osób z polskim obywatelstwem.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

II tura wyborów prezydenta RP odbywa się tylko korespondencyjnie

AFP: ponad 600 000 zgonów na Covid- 19 na całym świecie

Pandemia koronawirusa zabiła ponad 600 000 ludzi na całym świecie od czasu jej pojawienia się w Chinach, w grudniu ubiegłego roku- wynika z raportu AFP opublikowanego w niedzielę.

W sumie na całym świecie odnotowano 600 523 zgonów na 14 233 355 przypadków infekcji, w tym 205 065 zgonów w Europie i 160 726 w Ameryce Łacińskiej, gdzie pandemia szybko postępuje, w ciągu ostatnich siedmiu dni odnotowano tam 17 540 zgonów.

Stany Zjednoczone to kraj o największej liczbie zgonów ogółem (140 103), przed Brazylią (78 772), Wielką Brytanią (45 273), Meksykiem (38 888) i Włochami (35 042).

Liczba zgonów związanych z Covid-19 podwoiła się w ciągu nieco ponad 2 miesięcy. Od 28 czerwca, zarejestrowano ponad 100 000 nowych zgonów. (PAP)

Obraz Alexandra_Koch z Pixabay 

AFP: ponad 600 000 zgonów na Covid- 19 na całym świecie

Reuters: ponad 15 milionów stwierdzonych przypadków Covid-19 na świecie

Liczba potwierdzonych zakażeń koronawirusem na świecie przekroczyła w środę 15 milionów - wynika z bilansu agencji Reutera. W ciągu siedmiu miesięcy pandemii zmarło na Covid-19 ponad 616 tys. osób.

Jak pisze agencja, liczba 15 milionów została przekroczona w środę, gdy władze Indii poinformowały o wykryciu prawie 40 tys. nowych infekcji w ciągu ostatniej doby.

Choć pandemia została do pewnego stopnia opanowana w Europie i wielu krajach Azji, dzienna liczba nowych zakażeń nie przestaje rosnąć i jest obecnie na poziomie ok. 240 tys. To głównie efekt stale rosnących liczb m.in. w Stanach Zjednoczonych, Meksyku, Brazylii, Indiach i RPA.

Dotychczas najwięcej infekcji koronawirusem zanotowano w USA (4 mln), Brazylii (2,15 mln) i Indiach (1,2 mln). Jak zauważa Reuters, 15 mln przypadków Covid-19 na świecie to ponad trzykrotnie więcej niż średnia roczna przypadków grypy. Liczba dotychczasowych ofiar śmiertelnych w ciągu siedmiu miesięcy pandemii koronawirusa - 616 tys. - plasuje się w górnym przedziale rocznych zgonów powodowanych przez grypę.

Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) szacuje, że z powodu grypy umiera co roku na świecie 290-650 tys. osób. (PAP)

Obraz fernando zhiminaicela z Pixabay 

Reuters: ponad 15 milionów stwierdzonych przypadków Covid-19 na świecie

Johnson sugeruje, że maseczki w sklepach będą obowiązkowe

Brytyjski premier Boris Johnson zasugerował w piątek, że zasłanianie twarzy może być niedługo obowiązkowe w sklepach w Anglii i sam dał przykład pierwszy raz pokazując się w maseczce. W piątek tymczasem obowiązek ich noszenia w sklepach wszedł w życie w Szkocji.

"W miarę jak zmniejszamy liczby i naprawdę tłumimy epidemię, uważam, że musimy bardziej rygorystycznie nalegać, aby ludzie zasłaniali twarze w zamkniętych przestrzeniach, gdzie spotkają innych, których normalnie by nie spotkali. Przyglądamy się sposobom na zapewnienie, by ludzie rzeczywiście nosili maski na twarzy, np. w sklepach, gdzie istnieje ryzyko przenoszenia się choroby" - powiedział Johnson podczas przeprowadzonej na Facebooku sesji pytań do premiera.

Zalecenia brytyjskiego rządu w kwestii zasłaniania twarzy zmieniały się podczas epidemii i obecnie w Anglii wymagane jest to tylko w transporcie publicznym oraz w trakcie wizyt w szpitalach. Johnson wyjaśnił, że zmieniają się opinie naukowców w sprawie przydatności masek oraz zalecenia Światowej Organizacji Zdrowia.

"Wydaje się, że bilans opinii naukowych przesunął się bardziej na ich korzyść niż było to wcześniej. Jesteśmy skłonni podążyć za nimi. Chcę wrócić do świata, w którym Brytyjczycy są w stanie uścisnąć sobie dłonie - do tego właśnie dążymy. W kwestii zasłaniania twarzy, coraz częściej myślimy, że musimy być bardziej stanowczy w kwestii zamkniętych przestrzeni" - wyjaśnił.

Później Johnson sam dał przykład, odwiedzając sklepy w swoim okręgu wyborczym Uxbridge w niebieskiej maseczce na twarzy.

Jak podał wcześniej w piątek brytyjski urząd statystyczny ONS, w ostatnim tygodniu czerwca 52 proc. dorosłych mieszkańców kraju zasłaniało twarzy wychodząc z domu, podczas gdy w poprzednim tygodniu było to 43 proc, zaś 58 proc. z 1788 osób, które brały udział w badaniu stwierdziło, że jest bardzo lub dość prawdopodobne, iż będą zasłaniać twarz w ciągu najbliższych siedmiu dni.

Tymczasem w piątek obowiązek zasłaniania twarzy w sklepach - oprócz będącego już w mocy w transporcie publicznym - wszedł w życie w Szkocji. Od poniedziałku w Szkocji otwarte będą mogły być centra handlowe.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Johnson sugeruje, że maseczki w sklepach będą obowiązkowe

Polacy bez przeszkód mogą już podróżować po niemal całej Europie

Polscy turyści mogą już bez przeszkód podróżować po niemal całej Europie - na wakacje można polecieć m.in. do Włoch, Hiszpanii, Chorwacji, Bułgarii, Czarnogóry, Albanii, Grecji czy na Cypr. Urlop można też spędzić w Portugalii, Turcji czy Egipcie, ale nie latają tam samoloty z Polski.

Przekraczanie granic krajów europejskich będących członkami strefy Schengen w większości przypadków nie łączy się już z żadnymi obostrzeniami dla obywateli zrzeszonych w niej państw. Ostatecznie decyzje o ich wprowadzeniu podejmują jednak poszczególne kraje, tak że i Polacy wciąż muszą się liczyć z kilkoma ograniczeniami.

Przy wjeździe do Słowenii polskich obywateli nadal obowiązuje 14-dniowa kwarantanna, chyba, że chcemy tylko przejechać przez to państwo i przebywamy na jego terenie krócej niż 12 godzin. Polacy w celach turystycznych nie mogą się też na razie udać do Finlandii.

Przy przekraczaniu granicy m.in. Grecji, Cypru i Hiszpanii, trzeba wcześniej obowiązkowo wypełnić dostępny online formularz na temat stanu zdrowia i planowanego miejsca pobytu w tych krajach.

Podobny dokument trzeba złożyć przybywając na Maltę, ale jest on dostępny w papierowej formie w samolotach i na lotniskach. Władze Chorwacji wymagają od turystów podania przy wjeździe swoich danych kontaktowych, które mają być wykorzystywane tylko w celach epidemiologicznych i zalecają, by dla usprawnienia procedury, również skorzystać z internetowego formularza, który jest dostępny także w języku polskim.

Niezależnie od zaleceń i przepisów związanych z przekraczaniem granicy przez obywateli poszczególnych państw funkcjonują ograniczenia w podróżach lotniczych. Samoloty z Polski mogą obecnie latać do wszystkich krajów Unii Europejskiej (z wyjątkiem Portugalii i Szwecji), oraz do Wielkiej Brytanii, Szwajcarii, Norwegii i Islandii, a także Albanii, Czarnogóry, Ukrainy, Gruzji, Kanady, Japonii, RPA i Korei Płd. Zakaz lotów do innych miejsc obowiązuje do 28 lipca.

Oznacza to, że turyści z Polski mogą wybrać się do Portugalii, ale żeby się tam dostać muszą wylecieć z innego kraju, albo przekroczyć granicę lądową z Hiszpanią. Chociaż wjazd na teren samej Portugalii, tak jak i większość terenów Unii, nie wiąże się już z żadnymi dodatkowymi wymogami, osoby udające się na dwa leżące na Atlantyku archipelagi - Azory i Maderę - muszą przedstawić ważne, negatywne badanie na obecność koronawirusa, albo poddać się testowi na miejscu.

Nienależące do Unii, ale utrzymujące połączenia lotnicze z Polską, Ukraina, Albania i Czarnogóra również nie wymagają od Polaków przechodzenia kwarantanny, albo przedstawiania wyników testów przy wjeździe.

Od czwartku (16 lipca) możliwe są podróże turystyczne obywateli państw UE do Bośni i Hercegowiny, ale przy przekraczaniu granicy tego państwa należy okazać aktualny negatywny test na koronawirusa. Jak informuje strona polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych, bez przeszkód można podróżować do Serbii i Macedonii Północnej. Należy jednak pamiętać, że na Bałkanach obserwuje się ostatnio wzrost infekcji SARS-CoV-2.

Turyści z Polski mogą również wybrać się do Turcji, wprawdzie przy wjeździe nie będą musieli poddać się kwarantannie, albo przedstawiać wyniku testu, ale nie dolecą tam bezpośrednio ze swojego kraju.

Granice dla urlopowiczów z Europy otworzył także Egipt. Ruch turystyczny jest jednak ograniczony do trzech nadmorskich regionów, w których znajdują się najbardziej popularne resorty np. Szarm el-Szejk, Hurghada i Marsa Alam, działają lotniska, ale na razie nie dolecimy na nie z Polski.

Od końca czerwca turyści mogą też przyjeżdżać do Tunezji. Polacy przy wjeździe muszą jednak przedstawić aktualny, negatywny test na obecność koronawirusa. Również i z tym krajem nie są obecnie utrzymywane połączenia lotnicze z Polski.

Dla turystów zamknięte pozostają także Maroko i Izrael.

Polscy obywatele od 10 lipca nie muszą przechodzić kwarantanny po przyjeździe do Wielkiej Brytanii, a od 15 lipca - do Norwegii.(PAP)

Obraz Jan Vašek z Pixabay 

Polacy bez przeszkód mogą już podróżować po niemal całej Europie

Media: rząd rozważa zalecenie zakrywania twarzy w zamkniętych przestrzeniach

Brytyjski rząd rozważa zalecenie zakrywania twarzy we wszystkich zamkniętych miejscach publicznych, w tym w urzędach i innych miejscach pracy - podał we wtorek późnym wieczorem dziennik "Daily Telegraph".

Jak ujawnia gazeta, urzędnicy rozpoczęli prywatne rozmowy z grupami reprezentującymi głównych pracodawców w związku z rosnącymi obawami w rządzie dotyczącymi możliwej drugiej fali epidemii koronawirusa jesienią.

W poniedziałek przed północą brytyjski rząd poinformował, że od 26 lipca zasłanianie twarzy w sklepach w Anglii będzie obowiązkowe, podobnie jak już od miesiąca jest w transporcie publicznym. Jak podaje "Daily Telegraph", w piątek brytyjski premier Boris Johnson przedstawi nową "mapę drogową" swojej długoterminowej walki z Covid-19, w ramach której poda nowe szczegóły dotyczące powrotu ludzi do pracy, tak aby nie doszło do drugiej fali epidemii.

Jedno z cytowanych przez gazetę źródeł rządowych podkreśla, że zakrywanie twarzy w pracy jest już częścią zaleceń w niektórych okolicznościach. Inne źródło rządowe powiedziało z kolei: "Nie ma obecnie planów rekomendowania zasłaniania twarzy we wszystkich miejscach publicznych, ale sprawy idą bardzo szybko i nic nie może być wykluczone. Długo mówiliśmy, że nie będziemy mówić ludziom, żeby zasłaniali je w sklepach, ale teraz właśnie to zrobiliśmy".

We wtorek rada miejska Blackburn i Darwen w północno-zachodniej Anglii ogłosiła - jako pierwsza w kraju - że w związku z szybkim wzrostem zakażeń zasłanianie twarzy będzie wymagane we wszystkich miejscach pracy i zamkniętych przestrzeniach publicznych, jak bibliotekach, muzeach, ośrodkach zdrowia oraz salonach fryzjerskich i kosmetycznych.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Obraz Engin Akyurt z Pixabay 

Media: rząd rozważa zalecenie zakrywania twarzy w zamkniętych przestrzeniach

Brytyjskie supermarkety rezygnują ze sprzedaży wyrobów z kokosów zbieranych przez małpy

Część brytyjskich supermarketów zrezygnowała ze sprzedaży wody kokosowej i oleju kokosowego po tym, jak okazało się, że produkty zostały wytworzone z owoców zbieranych przez małpy - poinformował w piątek serwis BBC News.

O małpach wykorzystywanych przy zbiorze kokosów napisała na swojej stronie internetowej walcząca o prawa zwierząt organizacja PETA. Jak ustaliła, małpy są zabierane z ich naturalnego środowiska i tresowane do tego, żeby zbierać do tysiąca kokosów dziennie.

Grupa stwierdziła, że makaki są w Tajlandii traktowane jak "maszyny do zbierania kokosów".

W odpowiedzi na publikację brytyjskie supermarkety Waitrose, Ocado, Co-op i Boots zapowiedziały, że zaprzestaną sprzedaży niektórych towarów. Morrisons z kolei poinformował, że już usunął z półek produkty z kokosów zebranych przez małpy.

Narzeczona premiera Borisa Johnsona Carrie Symonds, działaczka ekologiczna, we wpisie na Twitterze z zadowoleniem przyjęła ogłoszenie supermarketów. Wezwała inne sklepy do bojkotu takich produktów.

PETA poinformowała, że znalazła osiem farm w Tajlandii, na których małpy zmuszone były do zbierania orzechów kokosowych na eksport na cały świat. Jak podała organizacja, samce małp są w stanie zebrać do tysiąca kokosów dziennie. Uważa się, że człowiek może zebrać około 80 sztuk.

PETA stwierdziła także, że odkryła „szkoły małp”, w których zwierzęta szkolono w zakresie zbierania owoców, a także jazdy na rowerze lub gry w koszykówkę - dla rozrywki turystów.

„Zwierzęta w tych obiektach - z których wiele jest nielegalnie schwytanych jako młode - wykazywały stereotypowe zachowania wskazujące na ekstremalny stres” - poinformowała PETA.

„Małpy były przykute do starych opon lub zamknięte w klatkach, które były ledwie wystarczająco duże, aby mogły się obrócić" - dodała.

„Tym ciekawym, wysoce inteligentnym zwierzętom odmawia się stymulacji psychicznej, towarzystwa, wolności i wszystkiego, co sprawiłoby, że ich życie byłoby wartościowe, a wszystko po to, by można było je wykorzystać do zbierania kokosów” - powiedziała dyrektor brytyjskiego oddziału PETA Elisa Allen. (PAP)

Obraz PublicDomainPictures z Pixabay 

Brytyjskie supermarkety rezygnują ze sprzedaży wyrobów z kokosów zbieranych przez małpy

Królowa nadała tytuł szlachecki kapitanowi Tomowi Moore'owi

Królowa Elżbieta II uroczyście nadała w piątek tytuł szlachecki kapitanowi Tomowi Moore'owi, 100-letniemu weteranowi wojennemu, który zebrał dla brytyjskiej publicznej służby zdrowia NHS prawie 33 miliony funtów.

Ceremonia miała miejsce na dziedzińcu zamku w Windsorze, do którego Elżbieta II wraz mężem księciem Filipem przeniosła się na czas epidemii koronawirusa. Zwykle te ceremonie odbywają się w Pałacu Buckingham, ale z powodu epidemii zostały przełożone. Dla Moore'a królowa zrobiła jednak wyjątek.

W uroczystości, która - jak podkreślił Pałac Buckingham - przeprowadzona została z zachowaniem rządowych wytycznych odnośnie dystansu społecznego, wzięli udział także córka Moore'a, Hannah Ingram-Moore, jego zięć i dwoje wnuków.

Kapitan Tom, jak powszechnie jest nazywany, powiedział, że jest to dla niego bardzo specjalny dzień.

"Królowa zawsze mówiła, że +trzeba ją zobaczyć, żeby uwierzyć+, więc dziś ją zobaczymy; ostatni raz widzieliśmy ją na żywo w czerwcu w trakcie specjalnej ceremonii Trooping the Colour na zamku Windsor. Zobaczyć królową osobiście to krok w dobrym kierunku, krok w kierunku nowej normalności, ale będą to bardzo powolne kroki" - mówił przed uroczystością Moore, nawiązując do powolnego znoszenia ograniczeń wprowadzonych z powodu koronawirusa.

Wcześniej wyrażał też nadzieję, że miecz, który królowa kładzie na ramieniu osobie otrzymującej tytuł szlachecki, nie będzie zbyt ciężki.

Moore stał się w Wielkiej Brytanii symbolem nadziei w trakcie epidemii koronawirusa. Weteran II wojny światowej, który obecnie porusza się przy pomocy chodzika na kółkach, na początku kwietnia postanowił pomóc brytyjskim lekarzom i pielęgniarkom walczącym z epidemią. Na fundraisingowej platformie JustGiving ogłosił zbiórkę pieniędzy i wyzwanie dla siebie samego - przejście przed setnymi urodzinami stu liczących 25 metrów okrążeń wokół domu.

Początkowo liczył, że zdoła zebrać tysiąc funtów, ale jego akcja nieoczekiwane zyskała niesamowitą popularność. Gdy 16 kwietnia pokonywał - w asyście honorowej żołnierzy z Yorkshire Regiment - setne okrążenie, było to ponad 12 milionów funtów. Skończyło się na prawie 32,8 mln - wpłaconych przez 1,5 miliona osób, co jest największą sumą, jaka kiedykolwiek została zebrana poprzez stronę JustGiving. W uznaniu dla jego dokonań premier Boris Johnson nominował go do tytułu szlacheckiego.

Setne urodziny Moore'a - które on sam zgodnie z rządowymi wytycznymi dotyczącymi koronawirusa obchodził tylko w gronie najbliższej rodziny - świętowane były w całej Wielkiej Brytanii. Osobiste życzenia złożyli mu królowa, książę William, Johnson, a także 140 tys. Brytyjczyków, którzy wysłali do niego kartki urodzinowe. Na jego część zorganizowano też honorowy przelot nad jego domem dwóch samolotów z czasów II wojny światowej - Spitfire i Hurricane.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Królowa nadała tytuł szlachecki kapitanowi Tomowi Moore'owi

Aresztowano mężczyznę w związku z zastrzeleniem dziennikarki w Irlandii Płn.

27-letni mężczyzna został aresztowany w środę rano w Londonderry w Irlandii Północnej w ramach dochodzenia w sprawie zabójstwa dziennikarki Lyry McKee - poinformowała północnoirlandzka policja.

Mężczyzna został przewieziony do Belfastu, gdzie jest przesłuchiwany. Przeprowadzono również przeszukanie domu w Londonderry.

29-letnia McKee zginęła 18 kwietnia 2019 roku w trakcie zamieszek, które wybuchły w Londonderry, w zamieszkanej przez republikanów, czyli zwolenników zjednoczenia Irlandii, dzielnicy Creggan, gdy pojawiła się w niej policja, aby przeszukać jeden z domów. W momencie, gdy padł strzał, pochodząca z Belfastu McKee stała w pobliżu jednego z policyjnych samochodów.

Kilka dni później odpowiedzialność za jej śmierć wzięła na siebie Nowa Irlandzka Armia Republikańska, jedno z ugrupowań sprzeciwiających się procesowi pokojowemu w Irlandii Północnej. Nowa IRA przeprosiła za śmierć McKee, wyjaśniając, że została ona postrzelona przypadkowo, gdyż celem bojowników byli policjanci.

Zabójstwo McKee spotkało się z powszechnym potępieniem zarówno ze strony polityków republikańskich, jak i unionistycznych, a w jej pogrzebie uczestniczyli ówczesna premier Wielkiej Brytanii Theresa May i ówczesny premier Irlandii Leo Varadkar.

W lutym w związku z tą sprawą aresztowano czterech mężczyzn, zaś jeden z nich, 52-letni Paul McIntyre z Londonderry, został oskarżony o morderstwo. Nie przyznaje się on do winy.

W czerwcu policja znalazła broń, z której śmiertelnie postrzelona została McKee. Jak oświadczyła później policja, okazało się to kamieniem milowym dla prowadzonego śledztwa.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Aresztowano mężczyznę w związku z zastrzeleniem dziennikarki w Irlandii Płn.

83 proc. Brytyjczyków popiera nowe zamknięcie w razie drugiej fali epidemii

Zdecydowana większość - 83 proc. Brytyjczyków - poparłaby ponowne zamknięcie kraju, gdyby nadeszła druga fala epidemii koronawirusa - wynika z opublikowanego w piątek sondażu ośrodka YouGov. Przeciwnych temu byłoby 9 proc. ankietowanych, 8 proc. nie ma zdania. Sondaż nie wykazał, że istnieje odmienne podejście do ewentualnego nowego zamknięcia w różnych grupach wiekowych. Przeciwnych temu byłoby 4 proc. ankietowanych powyżej 65. roku życia i 6 proc. osób z przedziału 18-24 lata. Zdecydowana większość ankietowanych poddałaby się 14-dniowej izolacji, gdyby były podejrzenia, że miała kontakt z osobą zakażoną, przy czym 78 proc. deklaruje, że zrobiłoby to, gdyby zadzwoniła i zaleciła to osoba z rządowego zespołu namierzania kontaktów, zaś 69 proc. osób - gdyby dostały zalecenie poprzez aplikację na smartfona. Sondaż pokazuje też, że Brytyjczycy mają spore obiekcje co do korzystania z rozrywek, które będą mieli do dyspozycji po rozpoczęciu w sobotę następnej fazy luzowania wprowadzonych ograniczeń. Największe zaniepokojenie ankietowani odczuwaliby w związku z zagranicznym wyjazdem na wakacje, co będzie możliwe od przyszłego piątku, gdy zostanie zniesiony obowiązek kwarantanny po powrocie z kilkudziesięciu krajów. Dyskomfort odczuwałoby 73 proc. badanych. 71 proc. nadal ma obawy w związku z korzystaniem z transportu publicznego. Po 70 proc. ankietowanych miałoby obawy związane z pójściem do pubu oraz do kina, po 60 proc. - w przypadku pójścia do centrum handlowego (które są otwarte od prawie trzech tygodni) oraz do restauracji, 56 proc. obawia się pójścia na plażę, zaś 45 proc. - do fryzjera. W sobotę w Anglii rozpocznie się trzecia, największa dotychczas faza znoszenia restrykcji wprowadzonych 23 marca w związku z epidemią. Otwarte zostaną puby, bary, restauracje, hotele i wszystkie inne miejsca noclegowe, kina, muzea, galerie, świątynie, parki rozrywki, place zabaw i obiekty rekreacyjne na świeżym powietrzu, salony fryzjerskie, a zalecany dwumetrowy dystans między ludźmi zostanie zmniejszony do jednego metra. Sondaż przeprowadzono w dniach 29-30 czerwca na reprezentatywnej próbie 1610 dorosłych osób. Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP) Obraz NickyPe z Pixabay 
83 proc. Brytyjczyków popiera nowe zamknięcie w razie drugiej fali epidemii
Image

Świetna aplikacja! Pobierz!

Image
Image

Jesteś świadkiem ciekawych wydarzeń?

Zarejestruj się i podziel się swoją historią

Autorzy 

Zostań autorem
Image
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo

Korzystając z naszej strony, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie przez nas plików cookies - Polityka prywatności. Zaktualizowaliśmy naszą politykę przetwarzania danych osobowych - RODO. Więcej dowiesz się TUTAJ.