Hide
BĄDŹ NA BIEŻĄCO!
Follow on Facebook
Facebook
Show
Thu, Mar 28, 2024

Sport

Sport

All Stories

MSZ zaleca powstrzymywanie się od podróży na hiszpańskie wyspy

Brytyjskie ministerstwo spraw zagranicznych rozszerzyło w poniedziałek zalecenie powstrzymywania się od podróży do Hiszpanii kontynentalnej także na należące do niej archipelagi Balearów i Wysp Kanaryjskich.

"Rozważaliśmy ogólną sytuację obywateli brytyjskich podróżujących na Baleary i Wyspy Kanaryjskie oraz z (tych archipelagów), w tym wpływ wymogu izolacji po powrocie do Wielkiej Brytanii i doszliśmy do wniosku, że powinniśmy odradzać obywatelom brytyjskim wszelkie podróże, o ile nie są niezbędne, do całej Hiszpanii" - powiedział rzecznik ministerstwa.

Do tej pory zalecenie ministerstwa spraw zagranicznych mówiło jedynie o powstrzymywaniu się od wyjazdów do Hiszpanii kontynentalnej, o ile nie są one konieczne, dopuszczało natomiast podróżowanie na hiszpańskie wyspy, choć po powrocie z nich kwarantanna też jest obowiązkowa.

W niedzielę w Wielkiej Brytanii wszedł w życie - przywrócony z zaledwie kilkugodzinnym wyprzedzeniem - obowiązek odbycia 14-dniowej kwarantanny dla wszystkich przyjeżdżających z Hiszpanii. Władze w Madrycie zabiegają o to, by z tego obowiązku zwolnić podróże z Balearów i Wysp Kanaryjskich, które są popularnymi kierunkami wakacyjnymi dla brytyjskich turystów i gdzie, jak przekonują, liczba przypadków koronawirusa jest znacznie niższa niż w pozostałej części kraju.

Jak wcześniej w poniedziałek podawał dziennik "The Sun", brytyjski rząd rozważał tę kwestię, ale w rządzie był spór między ministerstwem spraw zagranicznych, które postulowało rozszerzenie zalecenia powstrzymywania się od podróży także na Baleary i Wyspy Kanaryjskie, a ministerstwem transportu, które było skłonne przychylić się do sugestii Hiszpanii.

W związku z obowiązkiem kwarantanny dla przyjazdów z Hiszpanii niskokosztowa brytyjska linia lotnicza Jet2 ogłosiła w poniedziałek, że od wtorku zawiesza - przynajmniej do połowy sierpnia - część tras do Hiszpanii i Portugalii.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Obraz falco z Pixabay 

MSZ zaleca powstrzymywanie się od podróży na hiszpańskie wyspy

Johnson ostrzega, że w Europie są oznaki drugiej fali epidemii

Brytyjski premier Boris Johnson ostrzegł we wtorek, że w Europie są już oznaki drugiej fali epidemii koronawirusa. Jednocześnie bronił decyzji rządu o nagłym przywróceniu 14-dniowej kwarantanny dla osób przyjeżdżających z Hiszpanii.

"Musimy podejmować szybkie i zdecydowane działania tam, gdzie uważamy, że ryzyko znów zaczyna się gwałtownie zwiększać. Trzeba jasno powiedzieć - to, co dzieje się w Europie, u naszych europejskich przyjaciół, obawiam się, że w niektórych miejscach zaczynamy dostrzegać oznaki drugiej fali pandemii" - mówił Johnson podczas wizyty w hrabstwie Nottinghamshire.

W sobotę wieczorem brytyjski rząd ogłosił z zaledwie kilkugodzinnym wyprzedzeniem, że od niedzieli przywrócony zostaje obowiązek kwarantanny dla przyjeżdżających z Hiszpanii, a w poniedziałek brytyjskie ministerstwo spraw zagranicznych dodało dwa wyspiarskie regiony Hiszpanii - Baleary i Wyspy Kanaryjskie - do listy miejsc, do których podróże są odradzane. Na tej liście już wcześniej była kontynentalna część Hiszpanii. Premier tego kraju Pedro Sanchez nazwał te decyzje nieuzasadnionymi i przekonuje, że w większości regionów brytyjscy turyści byliby bezpieczniejsi niż u siebie w kraju.

Johnson odniósł się także do doniesień dziennika "Daily Telegraph", który napisał we wtorkowym wydaniu, że w przypadku turystów wracających z Hiszpanii kwarantanna mogłaby zostać skrócona do 10 dni, o ile testy wykażą, że nie są oni zakażeni. "Zawsze szukamy sposobów na złagodzenie skutków kwarantanny, staramy się pomagać ludziom, staramy się upewnić, że nauka działa na korzyść podróżnych i wczasowiczów. Na razie musicie trzymać się wytycznych, których udzielamy, wytycznych, których udzieliliśmy na temat Hiszpanii i kilku innych miejsc na świecie" - oświadczył szef brytyjskiego rządu.

Według danych Europejskiego Centrum ds. Zapobiegania i Kontroli Chorób (ECDC) w Wielkiej Brytanii jest obecnie 14,7 osób zakażonych na 100 tys. mieszkańców, podczas gdy w Hiszpanii ten wskaźnik jest ponad dwa razy wyższy i wynosi 35,1 na 100 tys. mieszkańców. Hiszpański rząd argumentuje, że prawie dwie trzecie nowych przypadków zanotowano w zaledwie dwóch regionach - Aragonii i Katalonii, a w sporej części kraju, w tym na Balearach i Wyspach Kanaryjskich, wskaźnik zakażeń jest niższy niż w Wielkiej Brytanii.

Hiszpania była przed pandemią zdecydowanie najpopularniejszym kierunkiem wakacyjnych wyjazdów dla brytyjskich turystów. Co roku odwiedzało ją ponad 18 mln Brytyjczyków. Johnson zastrzegł, że każdy powinien sam podejmować decyzję o zagranicznym wyjeździe wakacyjnym i brać przy tym pod uwagę możliwość nagłej zmiany zasad dotyczących kwarantanny, tak jak to miało miejsce w przypadku Hiszpanii.

"Kiedy ludzie wracają z zagranicy, wracają z miejsca, gdzie, obawiam się, jest kolejny wybuch (zakażeń), muszą przejść kwarantannę. Dlatego podjęliśmy działania i będziemy je kontynuować przez całe lato tam, gdzie jest to konieczne" - podkreślił.

We wtorek brytyjski rząd dodał kolejne pięć państw do listy tych, skąd przyjazd nie łączy się z obowiązkiem kwarantanny. Są to Estonia, Litwa, Słowacja, Słowenia oraz St. Vincent i Grenadyny. Na tej liście znajduje się obecnie ponad 60 państw i terytoriów, w większości europejskich, oraz wszystkie 14 brytyjskich terytoriów zamorskich.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Obraz HubertPhotographer z Pixabay 

Johnson ostrzega, że w Europie są oznaki drugiej fali epidemii

Premier Johnson: antyszczepionkowcy to szaleńcy

Podczas piątkowej wizyty w londyńskiej przychodni premier Wielkiej Brytanii Boris Johnson stwierdził, że przeciwnicy szczepionek są "szaleńcami". Ocenił, że zagrożenie związane z koronawirusem minie w połowie 2021 r.

Johnson odwiedził w piątek jedną z londyńskich przychodni, aby ogłosić rozszerzony program szczepień na grypę. Jak podaje telewizja Sky News, zwracając się do pielęgniarek, premier narzekał na "tych wszystkich antyszczepionkowców", którzy zdobywają popularność w ostatnim czasie.

"Oni są szaleni. Są szaleni" - ocenił Johnson.

Jak zaznaczył, jego rząd chce, by wszyscy obywatele kraju w tym roku zaszczepili się na grypę i ogłosił "największy w historii" program szczepień na tę chorobę. W ramach programu zastrzyki będą dostępne za darmo dla osób powyżej 50. roku życia i dzieci poniżej 11 lat.

"Powodem, dla którego to robimy, jest ochrona NHS (Narodowej Służby Zdrowia) w zimie, bo oczywiście wciąż mamy Covid, wciąż jest zagrożenie drugą falą Covidu, więc kluczowe będzie odciążenie NHS, więc naprawdę mam nadzieję, że każdy dostanie zastrzyk przeciwko grypie" - stwierdził premier.

Johnson ocenił, że Wielka Brytania powinna definitywnie poradzić sobie z pandemią koronawirusa do połowy przyszłego roku. Przestrzegł jednak, że kraj wciąż czekają jeszcze ciężkie czasy, jeśli chodzi o gospodarkę. (PAP)

 

foto : twitter / BorisJohnson

Premier Johnson: antyszczepionkowcy to szaleńcy

Polacy bez przeszkód mogą już podróżować po niemal całej Europie

Polscy turyści mogą już bez przeszkód podróżować po niemal całej Europie - na wakacje można polecieć m.in. do Włoch, Hiszpanii, Chorwacji, Bułgarii, Czarnogóry, Albanii, Grecji czy na Cypr. Urlop można też spędzić w Portugalii, Turcji czy Egipcie, ale nie latają tam samoloty z Polski.

Przekraczanie granic krajów europejskich będących członkami strefy Schengen w większości przypadków nie łączy się już z żadnymi obostrzeniami dla obywateli zrzeszonych w niej państw. Ostatecznie decyzje o ich wprowadzeniu podejmują jednak poszczególne kraje, tak że i Polacy wciąż muszą się liczyć z kilkoma ograniczeniami.

Przy wjeździe do Słowenii polskich obywateli nadal obowiązuje 14-dniowa kwarantanna, chyba, że chcemy tylko przejechać przez to państwo i przebywamy na jego terenie krócej niż 12 godzin. Polacy w celach turystycznych nie mogą się też na razie udać do Finlandii.

Przy przekraczaniu granicy m.in. Grecji, Cypru i Hiszpanii, trzeba wcześniej obowiązkowo wypełnić dostępny online formularz na temat stanu zdrowia i planowanego miejsca pobytu w tych krajach.

Podobny dokument trzeba złożyć przybywając na Maltę, ale jest on dostępny w papierowej formie w samolotach i na lotniskach. Władze Chorwacji wymagają od turystów podania przy wjeździe swoich danych kontaktowych, które mają być wykorzystywane tylko w celach epidemiologicznych i zalecają, by dla usprawnienia procedury, również skorzystać z internetowego formularza, który jest dostępny także w języku polskim.

Niezależnie od zaleceń i przepisów związanych z przekraczaniem granicy przez obywateli poszczególnych państw funkcjonują ograniczenia w podróżach lotniczych. Samoloty z Polski mogą obecnie latać do wszystkich krajów Unii Europejskiej (z wyjątkiem Portugalii i Szwecji), oraz do Wielkiej Brytanii, Szwajcarii, Norwegii i Islandii, a także Albanii, Czarnogóry, Ukrainy, Gruzji, Kanady, Japonii, RPA i Korei Płd. Zakaz lotów do innych miejsc obowiązuje do 28 lipca.

Oznacza to, że turyści z Polski mogą wybrać się do Portugalii, ale żeby się tam dostać muszą wylecieć z innego kraju, albo przekroczyć granicę lądową z Hiszpanią. Chociaż wjazd na teren samej Portugalii, tak jak i większość terenów Unii, nie wiąże się już z żadnymi dodatkowymi wymogami, osoby udające się na dwa leżące na Atlantyku archipelagi - Azory i Maderę - muszą przedstawić ważne, negatywne badanie na obecność koronawirusa, albo poddać się testowi na miejscu.

Nienależące do Unii, ale utrzymujące połączenia lotnicze z Polską, Ukraina, Albania i Czarnogóra również nie wymagają od Polaków przechodzenia kwarantanny, albo przedstawiania wyników testów przy wjeździe.

Od czwartku (16 lipca) możliwe są podróże turystyczne obywateli państw UE do Bośni i Hercegowiny, ale przy przekraczaniu granicy tego państwa należy okazać aktualny negatywny test na koronawirusa. Jak informuje strona polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych, bez przeszkód można podróżować do Serbii i Macedonii Północnej. Należy jednak pamiętać, że na Bałkanach obserwuje się ostatnio wzrost infekcji SARS-CoV-2.

Turyści z Polski mogą również wybrać się do Turcji, wprawdzie przy wjeździe nie będą musieli poddać się kwarantannie, albo przedstawiać wyniku testu, ale nie dolecą tam bezpośrednio ze swojego kraju.

Granice dla urlopowiczów z Europy otworzył także Egipt. Ruch turystyczny jest jednak ograniczony do trzech nadmorskich regionów, w których znajdują się najbardziej popularne resorty np. Szarm el-Szejk, Hurghada i Marsa Alam, działają lotniska, ale na razie nie dolecimy na nie z Polski.

Od końca czerwca turyści mogą też przyjeżdżać do Tunezji. Polacy przy wjeździe muszą jednak przedstawić aktualny, negatywny test na obecność koronawirusa. Również i z tym krajem nie są obecnie utrzymywane połączenia lotnicze z Polski.

Dla turystów zamknięte pozostają także Maroko i Izrael.

Polscy obywatele od 10 lipca nie muszą przechodzić kwarantanny po przyjeździe do Wielkiej Brytanii, a od 15 lipca - do Norwegii.(PAP)

Obraz Jan Vašek z Pixabay 

Polacy bez przeszkód mogą już podróżować po niemal całej Europie

Mniejszości etniczne częściej karane za łamanie restrykcji koronawirusowych

Przedstawiciele mniejszości etnicznych zauważalnie częściej niż biali Brytyjczycy byli karani mandatami za złamanie restrykcji wprowadzonych w celu zatrzymania epidemii koronawirusa - wynika z opublikowanych w poniedziałek danych brytyjskiej policji.

Statystyki dotyczą okresu od 27 marca do 25 maja w Anglii i Walii. W tym czasie tamtejsze policje nałożyły 17 039 mandatów za naruszenie restrykcji. Ponad 63 proc. z nich nałożono z powodu nieuzasadnionego przemieszczania się, a kolejne 20 proc. z powodu gromadzenia się w grupach większych niż dwie osoby. Jak oceniono, liczba mandatów była dość niewielka, bo przekłada się to na trzy na każde 10 tys. mieszkańców, a dla porównania w Szkocji było to sześć na 10 tys. mieszkańców.

Lecz w szczegółowym raporcie zwrócono uwagę na duże dysproporcje w zależności od wieku, płci i pochodzenia etnicznego. Aż 70 proc. kar nałożono na mężczyzn poniżej 45. roku życia, choć stanowią oni tylko 22 proc. całej populacji. Mężczyźni w przedziale wiekowym 18-34 lata stanowią 14 proc. populacji, ale odpowiadają za 57 proc. wszystkich kar, czyli cztery razy więcej niż wynikałoby to z odsetka jaki stanowią.

Jeśli chodzi o pochodzenie etniczne, to wskaźnik kar nałożonych na białych Brytyjczyków wynosi 2,5 na 10 tys. osób, a na mniejszości etniczne łącznie - 4,0 na 10 tys., przy czym w przypadku osób pochodzenia azjatyckiego jest to 4,7, czarnoskórych - 4,6, osób o mieszanym pochodzeniu 3,1, a innych mniejszości 2,6. To oznacza, że osoby z mniejszości były proporcjonalnie 1,6 razu częściej karane niż biali.

W grupach wiekowych 18-24 lata oraz 25-34 lata mężczyźni wywodzący się z mniejszości etnicznych byli dwukrotnie częściej karani niż biali, ale w przypadku kobiet w tych samych grupach wiekowych już nie zanotowano istotniej dysproporcji między białymi a tymi z mniejszości etnicznych.

Przewodniczący Krajowej Rady Szefów Policji (NPCC) Martin Hewitt zwrócił jednak uwagę, że dane przedstawiają tylko "częściowy obraz", ponieważ "nie pokazują setek tysięcy interakcji ze społeczeństwem, w których interwencja słowna, wyjaśnienie i zachęta były skuteczne i nie było potrzeby nakładania grzywny".

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Mniejszości etniczne częściej karane za łamanie restrykcji koronawirusowych

Możliwość uzyskania obywatelstwa przez Hongkończyków od stycznia

Ścieżka do uzyskania pełnego brytyjskiego obywatelstwa przez prawie 3 mln uprawnionych do tego Hongkończyków zostanie otwarta w styczniu 2021 r. Ubiegający się o obywatelstwo nie będą musieli mieć pracy, by przyjechać do W. Brytanii – powiadomiła w środę szefowa MSW Priti Patel.

Jak przekazała w pisemnym oświadczeniu skierowanym do parlamentu, rząd planuje otworzyć posiadaczom brytyjskich paszportów zamorskich BN(O) drogę do brytyjskiego obywatelstwa od stycznia 2021 r.

"Nie będzie sprawdzania umiejętności, wymagań dotyczących minimalnego dochodu czy potrzeb ekonomicznych ani limitów liczbowych. Daję obywatelom BN (O) możliwość uzyskania pełnego obywatelstwa brytyjskiego" - napisała minister Patel. "Nie muszą mieć pracy przed przyjazdem do Wielkiej Brytanii - mogą tutaj szukać pracy. Mogą sprowadzać swoich bliskich pozostających na bezpośrednim utrzymaniu, w tym osoby nie mające BN (O)" - dodała.

BN (O) to klasa obywatelstwa brytyjskiego, przyznana w drodze dobrowolnej rejestracji obywatelom brytyjskich terytoriów zależnych, którzy byli mieszkańcami Hongkongu przed przejęciem nad nim zwierzchnictwa przez Chiny w 1997 r.

Nie wszyscy posiadacze BN(O) mają potwierdzające to paszporty. Jak szacuje brytyjskie ministerstwo spraw zagranicznych, status taki ma ok. 2,9 mln osób, z czego według stanu na 24 lutego, niespełna 350 tys. miało ważne paszporty potwierdzające ten status. Ponieważ status brytyjskiej narodowości zamorskiej nie jest dziedziczony ani nie można go już nabyć, liczba 2,9 mln może się tylko zmniejszać.

Brytyjski rząd określił ustawę o bezpieczeństwie narodowym Hongkongu, która na początku lipca została przez Pekin narzucona Hongkongowi bez konsultacji z władzami tego terytorium, jako "wyraźne i poważne" naruszenie wspólnej brytyjsko-chińskiej deklaracji z 1984 roku.

Zgodnie z nią Chiny zobowiązały się, że przez 50 lat od przejęcia zwierzchnictwa nad Hongkongiem zachowają tam szeroką autonomię. Ponadto Londyn w odpowiedzi na ustawę zapowiedział zwiększenie praw 3 mln mieszkańców Hongkongu posiadających status brytyjskich obywateli zamorskich w zakresie osiedlania się w Wielkiej Brytanii wraz z możliwością uzyskania brytyjskiego obywatelstwa. (PAP)

Obraz Parco GG z Pixabay ( Hong Kong)

Możliwość uzyskania obywatelstwa przez Hongkończyków od stycznia

Królowa nadała tytuł szlachecki kapitanowi Tomowi Moore'owi

Królowa Elżbieta II uroczyście nadała w piątek tytuł szlachecki kapitanowi Tomowi Moore'owi, 100-letniemu weteranowi wojennemu, który zebrał dla brytyjskiej publicznej służby zdrowia NHS prawie 33 miliony funtów.

Ceremonia miała miejsce na dziedzińcu zamku w Windsorze, do którego Elżbieta II wraz mężem księciem Filipem przeniosła się na czas epidemii koronawirusa. Zwykle te ceremonie odbywają się w Pałacu Buckingham, ale z powodu epidemii zostały przełożone. Dla Moore'a królowa zrobiła jednak wyjątek.

W uroczystości, która - jak podkreślił Pałac Buckingham - przeprowadzona została z zachowaniem rządowych wytycznych odnośnie dystansu społecznego, wzięli udział także córka Moore'a, Hannah Ingram-Moore, jego zięć i dwoje wnuków.

Kapitan Tom, jak powszechnie jest nazywany, powiedział, że jest to dla niego bardzo specjalny dzień.

"Królowa zawsze mówiła, że +trzeba ją zobaczyć, żeby uwierzyć+, więc dziś ją zobaczymy; ostatni raz widzieliśmy ją na żywo w czerwcu w trakcie specjalnej ceremonii Trooping the Colour na zamku Windsor. Zobaczyć królową osobiście to krok w dobrym kierunku, krok w kierunku nowej normalności, ale będą to bardzo powolne kroki" - mówił przed uroczystością Moore, nawiązując do powolnego znoszenia ograniczeń wprowadzonych z powodu koronawirusa.

Wcześniej wyrażał też nadzieję, że miecz, który królowa kładzie na ramieniu osobie otrzymującej tytuł szlachecki, nie będzie zbyt ciężki.

Moore stał się w Wielkiej Brytanii symbolem nadziei w trakcie epidemii koronawirusa. Weteran II wojny światowej, który obecnie porusza się przy pomocy chodzika na kółkach, na początku kwietnia postanowił pomóc brytyjskim lekarzom i pielęgniarkom walczącym z epidemią. Na fundraisingowej platformie JustGiving ogłosił zbiórkę pieniędzy i wyzwanie dla siebie samego - przejście przed setnymi urodzinami stu liczących 25 metrów okrążeń wokół domu.

Początkowo liczył, że zdoła zebrać tysiąc funtów, ale jego akcja nieoczekiwane zyskała niesamowitą popularność. Gdy 16 kwietnia pokonywał - w asyście honorowej żołnierzy z Yorkshire Regiment - setne okrążenie, było to ponad 12 milionów funtów. Skończyło się na prawie 32,8 mln - wpłaconych przez 1,5 miliona osób, co jest największą sumą, jaka kiedykolwiek została zebrana poprzez stronę JustGiving. W uznaniu dla jego dokonań premier Boris Johnson nominował go do tytułu szlacheckiego.

Setne urodziny Moore'a - które on sam zgodnie z rządowymi wytycznymi dotyczącymi koronawirusa obchodził tylko w gronie najbliższej rodziny - świętowane były w całej Wielkiej Brytanii. Osobiste życzenia złożyli mu królowa, książę William, Johnson, a także 140 tys. Brytyjczyków, którzy wysłali do niego kartki urodzinowe. Na jego część zorganizowano też honorowy przelot nad jego domem dwóch samolotów z czasów II wojny światowej - Spitfire i Hurricane.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Królowa nadała tytuł szlachecki kapitanowi Tomowi Moore'owi

Maraton w Londynie - ostateczna decyzja do 7 sierpnia

Ostateczna decyzja dotycząca tegorocznego maratonu w Londynie zapadnie najpóźniej do 7 sierpnia - potwierdzili w poniedziałek organizatorzy tej imprezy.

Pierwotnie ten jeden z najbardziej prestiżowych biegów maratońskich w świecie miał się odbyć 26 kwietnia. Jednak z powodu pandemii koronawirusa termin został zmieniony na 4 października. Teraz jednak pojawiły się obawy, że także tego dnia imprezy nie uda się zorganizować.

"Wiemy, jak ważny dla wszystkich biegaczy jest Virgin Money London Marathon. Jednak pandemia nie ustępuje, dlatego nadal proszę o cierpliwość. Pracujemy nad tym, abyśmy mogli się bezpiecznie spotkać na trasie. Trwa analiza sytuacji i związanych z nią zagrożeń, deklaruję, że ostateczna decyzja zapadnie do 7 sierpnia" - napisał w oświadczeniu dyrektor imprezy Hugh Brasher.

W Londynie tradycyjnie w maratonie uczestniczyło blisko 40 tysięcy zawodników. W tym roku mieli się zmierzyć najszybsi maratończycy świata Eliud Kipchoge i Kenenisa Bekele.

Impreza w Londynie jest ostatnią z kalendarza World Marathon Majors, która jeszcze nie została odwołana. Wcześniej taką decyzję podjęli organizatorzy maratonów w Bostonie, Berlinie, Nowym Jorku i Chicago. (PAP)

Maraton w Londynie - ostateczna decyzja do 7 sierpnia

Organizacje konsumentów oskarżają linie lotnicze o łamanie praw pasażerów

Unijne organizacje konsumenckie zgłosiły Komisji Europejskiej i krajowym urzędom ds. konsumentów, że główne europejskie linie lotnicze, jak m.in. Air France, łamią prawa pasażerów i zaapelowały do instytucji o wszczęcie dochodzenia w tej sprawie.

Unijna organizacja konsumentów BEUC oraz 11 zrzeszonych w jej ramach grup konsumenckich, jak belgijski Test-Achats, hiszpańska OCU czy francuska UFC Que Choisir, złożyły do Komisji Europejskiej oraz krajowych urzędów ochrony konsumentów skargę na główne linie lotnicze za łamanie praw pasażerskich oraz stosowanie nieuczciwych praktyk handlowych. Na liście znalazły się takie linie, jak Aegean, Air France, EasyJet, KLM, Norwegian, Ryanair, TAP Portugal i Transavia; to na tych przewoźników złożono najwięcej skarg konsumenckich.

Organizacje zarzucają przewoźnikom, że od początku pandemii COVID-19 uchylają się od wypłacania pasażerom odszkodowań za odwołane loty oraz od udzielania podróżnym wyraźnych i kompletnych informacji odnośnie przysługujących im praw. Podróżni nierzadko mają problem ze złożeniem wniosku o rekompensatę, bo nie mogą skontaktować się z biurem obsługi klienta a przedstawione im linki nie działają. Przewoźnicy często namawiają też pasażerów do przyjęcia voucherów lotniczych, nie informując ich nawet o tym, że nie muszą przyjmować bonów podróżnych, ale mają prawo domagać się zwrotu pieniędzy.

Jak argumentują organizacje, tego typu działania są sprzeczne z przepisami UE o ochronie pasażerów. Te wyraźnie mówią, że linie lotnicze muszą poinformować podróżnych o tym, jakie mają prawa w sytuacji odwołanego lotu oraz że mogą domagać się rekompensaty finansowej. Ukrywanie tego typu wiadomości lub podawanie konsumentom niepełnych lub błędnych informacji o ich prawie do odszkodowania jest postrzegane jako nieuczciwa praktyka niezgodna z prawem Unii.

"Od początku pandemii wiele linii lotniczych lekceważy prawa pasażerskie, w tym odmawia klientom prawa do odszkodowania lub przekazuje im na ten temat błędne lub mylące informacje. Nasze organizacje zostały zalane tysiącami skarg w tej sprawie, co wyraźni pokazuje skalę problemu. Konieczne są zdecydowane działania ze strony urzędów ochrony konsumentów, żeby zagwarantować, że w czasie kryzysu prawa pasażerów będą przestrzegane" - powiedziała dyrektor generalna BEUC, Monique Goyens.

Organizacje konsumenckie zaapelowały do Komisji Europejskiej i urzędów o wszczęcie zakrojonego na szeroką skalę dochodzenia w sprawie działań przewoźników oraz zmuszenie linii, aby stosowały się do unijnego prawa.

"Powracające problemy z jakimi muszą borykać się konsumenci, tylko podkreślają pilną potrzebę poprawy egzekwowania praw pasażerów linii lotniczych oraz konieczność zmiany obowiązującego dzisiaj „modelu biznesowego” przewoźników - dodała Goyens. (PAP)

Z Brukseli Jowita Kiwnik Pargana

Obraz Jan Claus z Pixabay 

Organizacje konsumentów oskarżają linie lotnicze o łamanie praw pasażerów

Premier Johnson: jesteśmy przygotowani na drugą falę epidemii koronawirusa

Wielka Brytania jest przygotowana na drugą falę epidemii koronawirusa, ale nie należy się spodziewać powrotu do normalnego życia przed połową listopada - powiedział w piątek brytyjski premier Boris Johnson.

Johnson poinformował, że w walce z koronawirusem osiągany jest stały postęp, czego dowodzi spadająca liczba zgonów, a także wskaźnik reprodukcji wirusa, który obecnie wynosi między 0,7 a 0,9.

Wyraził opinię, że decyzja o całkowitym zamknięciu kraju między końcem marca a końcem maja była słuszna, ale w przyszłości zamiast ogólnokrajowych restrykcji będą stosowane lokalne ograniczenia, takie jak pod koniec czerwca wprowadzono w Leicester. W związku z tym ogłosił nowe uprawnienia władz lokalnych, które w przypadku ognisk epidemii będą mogły z krótkim wyprzedzeniem wydawać nakazy zamknięcia sklepów, pubów i restauracji czy hoteli, a także zakazy zgromadzeń publicznych i nakazy pozostawania w domach.

W ramach przygotowań do drugiej fali koronawirusa, Johnson powiedział, że celem rządu jest zwiększenie możliwości przeprowadzania testów na obecność koronawirusa do 500 tys. dziennie; obecnie jest to ok. 300 tys. Ogłosił, że zwiększone zostały zapasy respiratorów do 30 tys., tymczasowe szpitale dla chorych na Covid-19 pozostaną otwarte co najmniej do końca marca, a publiczna służba zdrowia dostanie z budżetu państwa dodatkowe 3 mld funtów.

"Przygotowujemy się na zimę i robimy plany na najgorsze, ale mocno wierzę, że powinniśmy też mieć nadzieję na to, co najlepsze" - mówił Johnson podczas konferencji prasowej na Downing Street.

Brytyjski premier ogłosił, że zmieni się rządowa wytyczna, która nakazywała pracę z domu, jeśli tylko to możliwe. Decyzja co do tego, czy praca ma być wykonywana z domu, czy z biura będzie należała do pracodawców, o ile miejsca pracy będą odpowiednio przygotowane do minimalizacji zagrożenia.

Zapowiedział, że od 1 sierpnia wznowione mogą być występy artystyczne, działalność mogą wznowić siłownie w pomieszczeniach zamkniętych oraz salony piękności. Wyraził nadzieję, że od połowy października mecze piłkarskie będą mogły odbywać się z udziałem publiczności oraz że ponownie będą mogły się odbywać konferencje i targi.

Johnson wyraził również nadzieję, że znaczący powrót do normalności nastąpi do połowy listopada, zaś zniesienie pozostałych ograniczeń będzie możliwe przed świętami Bożego Narodzenia. Zastrzegł jednak, że wszystkie ogłoszone kroki są warunkowe i w przypadku pogorszenia się sytuacji mogą zostać cofnięte.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

 

foto : twitter / BorisJohnson

Premier Johnson: jesteśmy przygotowani na drugą falę epidemii koronawirusa

Ratownicy znieśli z góry bernardyna

Ekipa ratunkowa musiała pomóc bernardynowi w zejściu z najwyższej góry Anglii - poinformowała w poniedziałek agencja Reutera, pisząc o "niezwykłym odwróceniu tradycyjnych ról". Bernardyny są bowiem są wykorzystywane w ratownictwie górskim.

Suczka o imieniu Daisy upadła w piątek podczas schodzenia ze szczytu Scafell Pike w Kumbrii w Anglii. 16-osobowa ekipa ratunkowa zniosła z góry ważącego 55 kg psa na noszach.

Jak poinformował na swojej stronie na Facebooku zespół ratownictwa z Wasdale, Daisy nie chciała się ruszyć i wyglądało na to, że bolą ją tylne łapy. Na nagraniu z akcji ratunkowej, opublikowanym na YouTube, widać, jak Daisy siedzi na noszach, podczas gdy ratownicy przypinają ją, a następnie schodzą z góry.

Według ratowników z Wasdale Mountain Rescue Team, Daisy została uratowana przez ludzi już po raz drugi. Suczka "miała ciężki start w życiu", obecni właściciele adoptowali ją kilka miesięcy temu.

Po akcji ratunkowej, jak podali ratownicy, "dobrze się wyspała, chrapiąc trochę głośniej niż zwykle". "Najwyraźniej czuje się trochę winna i trochę zawstydzona, że osłabiła wizerunek swoich kuzynów skaczących przez alpejskie śniegi z beczkami brandy na szyjach" - stwierdzili. (PAP)

 

foto : twitter / wasdalemrt

Ratownicy znieśli z góry bernardyna

Projekt rezolucji: PE nie akceptuje porozumienia ws. budżetu w obecnej formie

Uzgodniony przez większość grup politycznych projekt niewiążącej prawnie rezolucji nie akceptuje porozumienia Rady Europejskiej ws. wieloletniego budżetu UE w obecnym kształcie i chce negocjacji z krajami UE - wynika z dokumentu, który widziała PAP. Pod projektem nie podpisali się Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy (EKR), do których należy PiS.

Parlament Europejski - jak wskazano w projekcie, który zostanie podany pod głosowanie w czwartek - pozytywnie ocenia natomiast porozumienie ws. funduszu odbudowy.

Ośmiostronicowa rezolucja, która będzie stanowiskiem politycznym PE została przygotowana przez frakcje: Europejskiej Partii Ludowej (EPL), Socjalistów i Demokratów (S&D), Odnowić Europę, Zielonych oraz Zjednoczoną Lewicę Europejską (GUE). Pod tekstem nie podpisali się Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy (EKR), do których należy PiS.

"EKR chciał pokazać jak zwykle własną odrębność, własne spojrzenie. Nie chcemy śpiewać w chórze" - powiedział PAP europoseł PiS Ryszard Czarnecki i dodał, że EKR ma projekt własnej rezolucji.

W dokumencie podpisanym m.in. przez EPL, której przewodniczącym jest Donald Tusk, eurodeputowani wyrażają w projekcie głębokie ubolewanie, że Rada Europejska "znacznie osłabiła wysiłki KE i Parlamentu Europejskiego na rzecz przestrzegania praworządności, praw podstawowych i demokracji w ramach wieloletniego budżetu i funduszu odbudowy".

Eurodeputowani wskazują, że chcą zakończenia prac nad proponowanym przez Komisję mechanizmem ochrony budżetu UE w przypadku systemowego zagrożenia unijnych wartości. "Aby był skuteczny, mechanizm ten powinien być uruchamiany +odwróconą większością kwalifikowaną+" - czytamy w tekście.

To odniesienie się do zmian we wnioskach ze szczytu UE, które mówią, że "zostanie wprowadzony system warunkowości w celu ochrony budżetu", a "Komisja zaproponuje środki w przypadku naruszeń przyjmowane przez Radę większością kwalifikowaną".

"Im mniej mówi się (we wnioskach Rady Europejskiej - PAP) o ideologicznych wycieczkach jak mechanizm praworządności, tym lepiej. Nie uważamy, abyśmy mieli się wpisywać w tą taką europejską nowomowę, która dużo mówi o praworządności, ale nie chce precyzować jak należałoby mierzyć jej brak" - komentuje ten fragment projektu rezolucji Ryszard Czarnecki.

Z dokumentu wynika też, że PE ma z zadowoleniem przyjąć uzgodnienie przez szefów państw lub rządów funduszu odbudowy wyrażając przy tym rozczarowanie zmniejszeniem wysokości dotacji. Parlament "nie akceptuje jednak porozumienia politycznego w sprawie wieloletnich ram finansowych na lata 2021-2027 w obecnym brzmieniu; jest gotów natychmiast rozpocząć konstruktywne negocjacje z Radą w celu ulepszenia wniosku" - czytamy.

"Konkluzje Rady Europejskiej w sprawie wieloletnich ram finansowych stanowią jedynie porozumienie polityczne między szefami państw i rządów; Parlament nie będzie potwierdzał faktów dokonanych i jest gotów nie wyrazić zgody na wieloletnie ramy finansowe do czasu osiągnięcia zadowalającego porozumienia w nadchodzących negocjacjach między Parlamentem a Radą" - podkreślono w tekście.

Europosłowie przypominają swoje stanowisko w tej sprawie z listopada 2018 r., w którym domagali się wyższych wydatków i wskazują, że Parlament Europejski musi wyrazić zgodę na porozumienie w sprawie rozporządzenia dotyczącego wieloletnich ram finansowych.

Większość grup politycznych ma zamiar wyrazić ubolewanie, że zbyt często krajowe interesy zagrażają osiągnięciu wspólnych rozwiązań i podkreślić w tym kontekście, że cięcia wieloletnich ramach finansowych są sprzeczne z celami UE.

"Proponowane cięcia w programach zdrowotnych i badawczych są niebezpieczne w kontekście globalnej pandemii; proponowane cięcia w edukacji, transformacji cyfrowej i innowacjach podważą przyszłość następnego pokolenia Europejczyków; proponowane cięcia w programach wspierających transformację regionów zależnych od węgla są sprzeczne z unijnym programem Zielonego Ładu; proponowane cięcia dotyczące zarządzania migracjami, granicami oraz polityki azylowej zagrażają pozycji UE w coraz bardziej niestabilnym i niepewnym świecie" - czytamy w projekcie.

Rezolucja krytykuje też jako niewystarczające rozwiązania dotyczące spłat unijnych kredytów potrzebnych, by sfinansować fundusz odbudowy. W tym kontekście przypomniano, że stworzenie nowych, odpowiednich zasobów własnych jest jedyną metodą spłaty akceptowalną dla Parlamentu Europejskiego.

Eurodeputowani mają też wyrazić ubolewanie, że Rada Europejska odrzuciła proponowane "rozwiązanie pomostowe", które miało zapewnić finansowe inwestycji już w 2020 r. (czyli jeszcze przed rozpoczęciem nowych wieloletnich ram finansowych.

Z Brukseli Krzysztof Strzępka (PAP)

Projekt rezolucji: PE nie akceptuje porozumienia ws. budżetu w obecnej formie

Dwie osoby pchnięte nożem w centrum Londynu

Dwie osoby zostały w piątek wieczorem pchnięte nożem w centrum Londynu, ich obrażenia nie zagrażają życiu - poinformowała policja.

Rzecznik londyńskiej policji oświadczył, że incydent, którego dokładne okoliczności są wyjaśniane, nie miał charakteru ataku terrorystycznego.

Do incydentu doszło w rejonie Broadgate Circle, pełnego sklepów i lokali rozrywkowych w centrum Londynu, w pobliżu dzielnicy banków i instytucji finansowych.

Na miejsce incydentu przyjechały karetki. Policja odradziła zbliżanie się do tego miejsca. (PAP)

Dwie osoby pchnięte nożem w centrum Londynu

Brytyjscy artyści i politycy bojkotują Twittera w związku z antysemickimi treściami

Brytyjscy artyści i politycy rozpoczęli w poniedziałek 48-godzinny bojkot Twittera w proteście przeciwko niewystarczającej reakcji serwisu na antysemickie wpisy zamieszczane na platformie przez popularnego na Wyspach rapera Wileya.

Brytyjscy celebryci, artyści i politycy rozpoczęli w poniedziałek 48-godzinny bojkot Twittera w ramach kampanii #NoSafeSpaceForJewHate zainicjowanej po tym, jak serwis nieodpowiednio zareagował na antysemickie wpisy publikowane przez rapera Wiley'a.

"Zdecydowaliście się dopuścić takie wpisy na Twitterze. My mówimy: nie ma bezpiecznego miejsca na nienawiść wobec Żydów" - skomentował Stephen Pollard, redaktor naczelny londyńskiego tygodnika "The Jewish Chronicle".

Chodzi o wpisy opublikowane przez 41-letniego rapera o pseudonimie artystycznym Wiley (prawdziwe nazwisko: Richard Cowie), w których zarzucał on Żydom m.in. wykorzystywanie czarnoskórych artystów w branży muzycznej oraz porównywał ich do Ku Klux Klanu. Muzyk zamieścił również kilka nagrań o podobnym wydźwięku na swoim koncie na Instagramie.

Niektóre tweety Wiley'a zostały usunięte przez Twittera jako "naruszające regulacje serwisu o mowie nienawiści". Część wpisów uniknęło jednak interwencji moderacji serwisu, co sprowokowało falę protestów ze strony internautów.

Do akcji dołączyły m.in. piosenkarka Jessie Ware, aktorka Tracy-Anna Oberman oraz posłanka Luciana Berger, która w ubiegłym roku zrezygnowała z członkostwa w Partii Pracy zarzucając jej m.in. antysemityzm. Bojkot zyskał wsparcie m.in. grupy Labour Against Anti-Semitism, która w swoim oświadczeniu oskarżyła firmę Jacka Dorseya o to, że regularnie ponosi niepowodzenia w walce z antysemityzmem na platformie.

"Przekaz jest jasny: Twitter musi natychmiast zrewidować swoją politykę i zacząć blokować antysemickie konta i radykalnie poprawić ochronę użytkowników przed rasizmem" - powiedział rzecznik organizacji Danny Taylor.

Do sprawy odniosła się także brytyjska sekretarz stanu Priti Patel, która w niedzielę powiedziała, że "media społecznościowe muszą reagować szybciej i usuwać mowę nienawiści ze swoich stron".

Obserwowane przez pół miliona użytkowników konto Wileya na Twitterze zostało tymczasowo zablokowane. Sprawę antysemickich wpisów bada również londyńska policja metropolitalna. Agent rapera John Woolf z agencji A-list Management zapowiedział, że zrywa współpracę i wszelkie kontakty w muzykiem. (PAP)

Obraz Free-Photos z Pixabay 

 

Brytyjscy artyści i politycy bojkotują Twittera w związku z antysemickimi treściami

Raport: Rosja wtrącała się w referendum w Szkocji, niejasna rola ws. brexitu

Rosja wtrącała się w referendum w Szkocji w 2014 r., a rząd brytyjski nie zgłębił dostatecznie kwestii możliwej ingerencji Kremla w referendum w sprawie brexitu w 2016 r. - poinformowała w raporcie komisja ds. wywiadu i bezpieczeństwa brytyjskiego parlamentu.

"Pojawiły się wiarygodne ogólnodostępne wskazania sugerujące, że Rosja podjęła kampanię wpływania w związku z referendum niepodległościowym w Szkocji w 2014 roku" - czytamy w raporcie, który został ukończony w marcu 2019 r., ale czekał na publikację do wtorku.

Stwierdzono w nim również, że istnieją też ogólnodostępne wskazania, że Rosja próbowała wpłynąć na kampanię dotyczącą brexitu, ale rząd brytyjski nie szukał dowodów na wtrącanie się Moskwy. "Jest trudne, jeśli nie niemożliwe udowodnienie" zarzutów, że Rosja starała się wpłynąć na referendum w sprawie brexitu w 2016 r., ale "rząd nie spieszył się z uznaniem istnienia zagrożenia" - głosi raport.

Oceniono w nim, że "zdumiewające jest", iż nikt nie próbował uchronić referendum ws. brexitu przed rosyjską ingerencją, a brytyjscy urzędnicy powinni byli uznać rosyjskie zagrożenie z 2014 r. "Oczywiste jest, że rząd powoli zdawał sobie sprawę z istnienia zagrożenia - rozumiejąc je dopiero po operacji +włamania i przecieku+ z DNC (Krajowego Komitetu Partii Demokratycznej w USA), podczas gdy powinno się to dostrzec już w 2014 roku" - napisano w raporcie. "W rezultacie rząd nie podjął działań w celu ochrony brytyjskiego procesu w 2016 roku" - dodano.

Autorzy raportu skrytykowali rząd brytyjski za – jak to ujęli - "aktywne unikanie" zbadania rosyjskiego zagrożenia. "Powinny były zostać zadane ważne pytania", dlaczego ministrowie nie zajęli się tą kwestią, gdy pojawiły się dowody na ingerencję w referendum w Szkocji w 2014 r. i doniesienia o podobnej aktywności w wyborach prezydenckich w USA w 2016 r.

Raport przedstawia Rosję jako wrogie mocarstwo, stanowiące poważne zagrożenie dla Wielkiej Brytanii i Zachodu w wielu sferach - od szpiegostwa i cyberprzestrzeni, po wtrącanie się w wybory i pranie brudnych pieniędzy - podaje agencja Reutera.

W dokumencie podano, że "Rosja uważa Wielką Brytanię za jeden z głównych celów wywiadowczych na Zachodzie".

Kreml oświadczył, że Rosja nigdy nie ingerowała w procesy wyborcze w innym kraju. Moskwa wielokrotnie zaprzeczała ingerencji na Zachodzie, twierdząc, że Stany Zjednoczone i Wielką Brytanię ogarnęła antyrosyjska histeria.

W części, gdzie omawiane jest referendum w sprawie członkostwa w UE, raport jest mocno okrojony – pisze Reuters. I wskazuje, że dołączony był tajny załącznik, który nie został opublikowany, ale brytyjscy deputowani wezwali do odpowiedniego śledztwa.

"W odpowiedzi na naszą prośbę o pisemne dowody na początku dochodzenia, (brytyjski wywiad) MI5 początkowo dostarczył tylko sześć linijek tekstu (...)" - czytamy w okrojonej wersji tekstu raportu komisji. "Niemniej jednak komisja uważa, że brytyjska Wspólnota Wywiadowcza powinna przedstawić analogiczną ocenę potencjalnej rosyjskiej ingerencji w referendum dotyczącym członkostwa w UE i opublikować jej jawne streszczenie" - napisano.

W raporcie stwierdzono ponadto, że rosyjskie wpływy w Wielkiej Brytanii są "nową normalnością", a kolejne rządy witały rosyjskich oligarchów z otwartymi ramionami. "Wielka Brytania była postrzegana jako szczególnie korzystne miejsce dla rosyjskich oligarchów i ich pieniędzy", "oferowała idealne mechanizmy, dzięki którym nielegalne finansowanie mogłoby zostać poddane recyklingowi poprzez coś, co nazywano londyńską pralnią - napisała komisja ds. wywiadu i bezpieczeństwa. A Wielka Brytania z zadowoleniem przyjęła rosyjskie pieniądze, zadano niewiele pytań - jeśli w ogóle - o pochodzenie tego znacznego bogactwa". (PAP)

Raport: Rosja wtrącała się w referendum w Szkocji, niejasna rola ws. brexitu

Służby: rosyjscy hakerzy próbują wykraść szczepionkę na Covid-19

Hakerzy wspierani przez państwo rosyjskie próbują wykraść z instytucji akademickich i farmaceutycznych na całym świecie szczepionkę przeciw Covid-19 i wyniki badań nad tą chorobą - poinformowało w czwartek brytyjskie Narodowe Centrum Cyberbezpieczeństwa (NCSC).

We wspólnym oświadczeniu wydanym przez brytyjskie, amerykańskie i kanadyjskie służby zajmujące się cyberbezpieczeństwem przypisano ataki grupie APT29, znanej również jako Cozy Bear lub The Dukes. Jak wskazano, służby mają ponad 95 proc. pewności, że działa ona w ramach rosyjskich służb wywiadowczych.

W oświadczeniu służb nie sprecyzowano, które organizacje były celem ataków, ani czy jakieś informacje zostały skradzione. Zapewniono jednak, że hakerzy nie utrudniali badań nad szczepionkami.

"Zupełnie nie do przyjęcia jest fakt, że rosyjskie służby wywiadowcze atakują osoby pracujące nad zwalczaniem pandemii koronawirusa. Podczas gdy inni realizują swoje egoistyczne interesy niebezpiecznym zachowaniem, Wielka Brytania i jej sojusznicy podejmują ciężką pracę nad znalezieniem szczepionki i ochroną zdrowia na świecie" - oświadczył brytyjski minister spraw zagranicznych Dominic Raab. Dodał, że Wielka Brytania będzie współpracować z sojusznikami, aby pociągnąć sprawców do odpowiedzialności.

Brytyjska, kanadyjska i amerykańskie agencje poinformowały, że hakerzy wykorzystywali błędy w oprogramowaniu, aby uzyskać dostęp do podatnych na zagrożenia systemów komputerowych, a także wykorzystywali złośliwe oprogramowanie zwane WellMess i WellMail, służące globalnemu skanowaniu adresów IP w poszukiwaniu niezabezpieczonych haseł dostępu, do wysyłania i pobierania plików z zainfekowanych komputerów. Ponadto mieli oni wyłudzać dane do logowania za pomocą ataków spear-phishingowych.

Spear phishing jest ukierunkowaną i spersonalizowaną formą ataku, zaprojektowaną w celu oszukania konkretnej osoby. Często poczta elektroniczna wydaje się pochodzić od zaufanego kontaktu i może zawierać pewne dane osobowe, aby wiadomość wydawała się bardziej przekonująca.

"APT29 będzie prawdopodobnie nadal brać na celownik instytucje zaangażowane w badania i rozwój szczepionek przeciw Covid-19, ponieważ starają się one odpowiedzieć na dodatkowe pytania wywiadowcze związane z pandemią" - ostrzegła w oświadczeniu NCSC.

W maju Communications Security Establishment (CSE – kanadyjski wywiad elektroniczny) zauważył próby naruszenia zabezpieczeń w instytucjach prowadzących badania związane z Covid-19. Szef Centrum Cyberbezpieczeństwa Scott Jones powiedział podczas posiedzenia komisji parlamentarnej, że CSE pomagał opanować tego typu problemy i zajął się ustalaniem, kto i w jakim celu te działania prowadził. „Zawsze zakładamy, że jest to najbardziej zaawansowany technicznie podmiot” - mówił wówczas Jones w odpowiedzi na pytania parlamentarzystów.

Tydzień wcześniej kanadyjskie agencje wywiadu, Canadian Security Intelligence Service (CSIS) i CSE, wydały wspólny komunikat, w którym ostrzegły, że wyniki prac kanadyjskich naukowców stały się celem finansowanych przez obce rządy działań szpiegowskich. Żaden konkretny rząd czy podmiot nie został jednak wymieniony.

W tym samym czasie w Stanach Zjednoczonych FBI i Cybersecurity Infrastructure Security Agency oskarżyły Chiny o finansowanie przestępczych działań mających na celu kradzież rezultatów badań naukowych dotyczących Covid-19, prowadzonych w USA i krajach sojuszniczych. Publiczne i prywatne instytuty zostały ostrzeżone przed nasilonymi cyberatakami.

Grupa Cozy Bear jest powszechnie podejrzewana o ataki hakerskie na Partię Demokratyczną przed wyborami w USA w 2016 roku.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP), z Toronto Anna Lach (PAP)

Służby: rosyjscy hakerzy próbują wykraść szczepionkę na Covid-19

Rząd chce walczyć z otyłością wśród Brytyjczyków

Brytyjski rząd ogłosił w poniedziałek kampanię walki z otyłością, co ma również przyczynić się do spadku liczby zgonów z spowodowanych przez koronawirusa. Badania naukowe pokazują, że osoby otyłe są bardziej narażone na zgon na Covid-19.

W ramach planu nazwanego "Lepsze zdrowie" przed godz. 21 nie będzie można reklamować ani w telewizji, ani w internecie żywności z wysokim poziomem tłuszczu, soli lub cukru i przeprowadzone zostaną konsultacje w sprawie całodobowego zakazu. Te produkty nie będą mogły być oferowane w ramach promocji "kup jeden, drugi dostaniesz gratis", ani eksponowane w sklepach przy kasach oraz przy wejściu.

Wszystkie sieci restauracji i kawiarni, które zatrudniają ponad 250 osób, w tym te oferujące produkty na wynos i z dostawą, będą musiały umieszczać informację o liczbie kalorii w sprzedawanych produktach, a przed końcem roku przeprowadzone zostaną publiczne konsultacje w sprawie zamieszczania informacji o kaloriach na produktach alkoholowych.

Ponadto publiczna służba zdrowia NHS będzie przykładała większą wagę do utrzymywania prawidłowej wagi, m.in. zatrudniając specjalnych trenerów doradzających pacjentom czy internetowe narzędzia do tego, zaś lekarze pierwszego kontaktu mają zapisywać pacjentom np. jazdę na rowerze czy inne ćwiczenia fizyczne.

„Odchudzanie jest trudne, ale dzięki niewielkimi zmianom możemy wszyscy być sprawniejsi i czuć się zdrowiej. Jeśli wszyscy zrobimy, co w naszej mocy, możemy zmniejszyć nasze ryzyko dla zdrowia i chronić się przed koronawirusem, jak również odciążyć NHS” – oświadczył brytyjski premier Boris Johnson. „Każdy wie, jak ciężkie może być odchudzanie, więc podejmujemy odważne działania, aby pomóc każdemu, kto tego potrzebuje. Wsparte inspirującą kampanią i nowymi inteligentnymi narzędziami, sprawią one, że kraj będzie zdrowo odżywiał się i tracił kilogramy” – powiedział z kolei minister zdrowia Matt Hancock.

Jak wynika z przedstawionych przez rząd danych, ponad 63 proc. dorosłych w Wielkiej Brytanii ma wyższą wagę niż powinna, przy czym prawie 36 proc. ma nadwagę, a prawie 28 proc. jest otyła. Niepokojącą tendencją jest zwłaszcza to, że na przestrzeni ostatniego ćwierćwiecza nie tylko zwiększył się odsetek osób z wagą wyższą niż prawidłowa, ale szczególnie – prawie dwukrotnie – osób otyłych.

Otyłość z kolei przekłada się na ryzyko zgonu z powodu Covid-19. Jak wynika ze statystyk rządowej agencji Public Health England, w przypadku osób otyłych prawdopodobieństwo zgonu w przypadku zakażenia koronawirusem jest o 40 proc. wyższe niż u osób o prawidłowej wadze.

Rządowa kampania przeciw otyłości jest dużym zwrotem dokonanym przez Borisa Johnsona, który w przeszłości krytykował podatki na produkty zawierające tłuszcz, sól i cukier jako nadopiekuńczość państwa, a swoje poglądy w tej sprawie opisywał jako „libertariańskie”. Jak wyjaśnił w tekście napisanym dla „Daily Express”, do zmiany stanowiska skłonił go pobyt w szpitalu z powodu ciężkiego zakażenia koronawirusem. Przyznał też, że sam od dawna zmaga się z nadmierną wagą. „Od lat chciałem zrzucić wagę i jak wielu osobom, nie udawało mi się to. Spadała ona i rosła, ale podczas epidemii koronawirusa, którego ja też złapałem, zrozumiałem jak ważne jest, by nie mieć nadwagi” – napisał brytyjski premier.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Obraz Topi Pigula z Pixabay 

Rząd chce walczyć z otyłością wśród Brytyjczyków

Wielka Brytania zawiesza traktat ekstradycyjny z Hongkongiem

  1. Brytania zawiesiła traktat ekstradycyjny z Hongkongiem i objęła swe byłe terytorium embargiem na eksport broni - poinformował szef brytyjskiej dyplomacji Dominic Raab. Jest to odpowiedź na narzucone Hongkogowi przez Chiny prawo o bezpieczeństwie państwowym.

„Nie będziemy rozważać reaktywacji tych ustaleń, chyba że pojawią się jasne i solidne zabezpieczenia, które są w stanie zapobiec nadużywaniu ekstradycji z Wielkiej Brytanii zgodnie z nowym prawem” - powiedział w poniedziałek Raab.

Zakaz jest kolejnym znakiem końca tego, co były premier Wielkiej Brytanii David Cameron w 2015 roku nazwał „złotą erą” relacji z Chinami, drugą co do wielkości gospodarką świata - komentuje agencja Reutera.

„Ekstradycje między Hongkongiem a Wielką Brytanią są niezwykle rzadkie, więc jest to symboliczny, ale bardzo ważny gest” - powiedział Reuterowi partner w londyńskiej firmie prawniczej Peters & Peters, Nick Vamos.

Raab wyjaśnił, że dotychczasowe embargo na Chiny zostało rozszerzone tak, by obejmowało Hongkong, co oznacza zakaz eksportu broni, amunicji, a także jakiegokolwiek sprzętu, który mógłby zostać użyty do stosowania represji, typu kajdanki czy granaty dymne.

W zeszłym tygodniu premier Boris Johnson zlecił całkowite usunięcie sprzętu z chińskiej firmy Huawei z brytyjskiej sieci 5G do końca 2027 roku.

Chiny - niegdyś uważane za główne źródło inwestycji w brytyjskie projekty infrastrukturalne, od nuklearnego po kolejowy - oskarżyły Wielką Brytanię o uleganie Stanom Zjednoczonym.

Z kolei Wielka Brytania twierdzi, że nowe prawo o bezpieczeństwie państwowym podważa gwarancje wolności, w tym niezależne sądownictwo regionu, a tym samym narusza zasady wspólnej deklaracji chińsko-brytyjskiej, zgodnie z którą zwrócono Chinom kontrolę nad Hongkongiem w 1997 roku.

Na początku lipca Johnson ogłosił również, że otworzy specjalną drogę do brytyjskiego obywatelstwa dla trzech milionów uprawnionych do tego Hongkończyków.

Z związku z prawem narzuconym Hongkongowi przez Chiny Australia i Kanada zawiesiły traktaty ekstradycyjne z tym regionem na początku tego miesiąca, a prezydent USA Donald Trump ogłosił koniec przywilejów ekonomicznych Hongkongu pod koniec maja.(PAP)

 

Obraz Marci Marc z Pixabay ( Hong Kong)

Wielka Brytania zawiesza traktat ekstradycyjny z Hongkongiem

Sąd: 20-latka z Państwa Islamskiego może walczyć o odzyskanie obywatelstwa

Shamima Begum, która w 2015 roku jako 15-letnia uczennica wyjechała z Wielkiej Brytanii, aby dołączyć do Państwa Islamskiego, powinna mieć prawo do powrotu, aby mogła zaskarżyć decyzję o odebraniu jej brytyjskiego obywatelstwa - orzekł w czwartek sąd apelacyjny.

Begum została pozbawiona brytyjskiego obywatelstwa w lutym 2019 roku decyzją resortu spraw wewnętrznych, po tym jak odnaleziono ją na terenie obozu dla uchodźców w Syrii. MSW uzasadniło to względami bezpieczeństwa narodowego.

Prawnicy Begum zakwestionowali tę decyzję z trzech powodów - gdyż w jej efekcie stała się ona bezpaństwowcem, a zgodnie z prawem międzynarodowym w takiej sytuacji nie można nikogo pozbawiać obywatelstwa, gdyż naraziła ją na rzeczywiste ryzyko śmierci lub nieludzkiego i poniżającego traktowania, a także dlatego, że nie mogła skutecznie zaskarżyć tej decyzji, bo zabroniono jej powrotu do Wielkiej Brytanii.

W lutym obecnego roku Specjalna Komisja Odwoławcza ds. Imigracyjnych (SIAC) - wyspecjalizowany trybunał, który rozpatruje odwołania od decyzji o odebraniu komuś obywatelstwa brytyjskiego ze względów bezpieczeństwa narodowego - orzekła, że decyzja była zgodna z prawem, ponieważ w momencie jej wydania Begum była obywatelką Bangladeszu z powodu obywatelstwa swej matki.

Sąd apelacyjny w czwartek przyznał jednak rację prawnikom Begum w trzeciej ze wskazanych przez nich kwestii, czyli tego, że nie mogła się ona odwołać od decyzji, zatem pozbawiono ją prawa do sprawiedliwego procesu. "Uczciwość i sprawiedliwość muszą w tej sprawie przeważać nad względami bezpieczeństwa narodowego, tak aby zezwolić na składanie odwołań" - oświadczyli sędziowie. Wyrazili też opinię, że "obawy o bezpieczeństwo narodowe, które jej dotyczą, mogą zostać rozwiane i rozstrzygnięte, jeżeli powróci ona do Zjednoczonego Królestwa".

Orzeczenie to oznacza, że brytyjski rząd musi teraz znaleźć sposób, aby pozwolić 20-latce, która obecnie przebywa w obozie Roj w północnej Syrii, na stawienie się w sądzie w Londynie, mimo że rząd wielokrotnie mówił, że nie pomoże w opuszczeniu przez nią tego kraju.

Brytyjskie MSW oświadczyło, że jest "bardzo rozczarowane" decyzją sądu apelacyjnego i zapowiedziało, że będzie się od niej dalej odwoływać. Może to zrobić w Sądzie Najwyższym, ale w opinii eksportów prawnych, nie będzie to proste, gdyż będzie musiało wykazać, iż istnieje zasadnicza kwestia prawna, którą należy rozstrzygnąć, gdyż sąd apelacyjny całkowicie się myli.

Mieszkająca we wschodnim Londynie Begum wyjechała do Syrii z dwiema koleżankami ze szkoły. Trzy tygodnie po przybyciu na tereny kontrolowane przez terrorystów z Państwa Islamskiego poślubiła jednego z bojowników tej organizacji, który pochodzi z Holandii. Miała z nim trójkę dzieci, jednak wszystkie zmarły. W wywiadach udzielonych brytyjskim mediom po tym, jak ją odnaleziono w obozie dla uchodźców, przekonywała, że była tylko żoną i nie uczestniczyła w żadnych działaniach terrorystycznych. Przekonywała również, że nie jest żadnym zagrożeniem dla bezpieczeństwa. Zarazem nie wykazywała żadnego żalu z powodu dołączenia do Państwa Islamskiego.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

foto : twitter / ShaminaBegum

Sąd: 20-latka z Państwa Islamskiego może walczyć o odzyskanie obywatelstwa

Rwandyjczyk oskarżony o podłożenie ognia w katedrze w Nantes w trzech miejscach

Prokuratura oskarża Rwandyjczyka Emmanuela, wolontariusza diecezji w Nantes, o podłożenie ognia w trzech miejscach katedry: na dużych i małych organach oraz panelu elektrycznym. 39-latek przyznał się do podpalenia katedry i został aresztowany w nocy z soboty na niedzielę.

Emmanuel jest katolikiem. Był odpowiedzialny za zamknięcie katedry w piątek wieczorem w przeddzień pożaru. Miał wszystkie klucze do budynku. „W jego zeznaniach zauważono pewne sprzeczności” – stwierdził prokurator z Nantes Pierre Sennes.

„Praca ekspertów z centralnego laboratorium prefektury policji w Paryżu umożliwiła ustalenie obecności śladów produktu łatwopalnego” – wyjaśnił. „Zgodnie z naszymi informacjami to wysoce łatwopalny środek czyszczący. Te elementy pozwoliły nam ustalić kryminalne pochodzenie pożaru" - stwierdził Sennes, cytowany przez dziennik „Le Monde”

Śledczy przesłuchali 30 osób. Na nagraniu zarejestrowanym przez miejską kamerę na 15 minut przed pierwszym wezwaniem straży pożarnej o godzinie 7.45 rano pojawia się mężczyzna. Śledczy uważają, że jest to podejrzany – pisze „Le Monde"

Według dziennika oskarżony miał opuścić Francję z powodów formalnych już 15 listopada 2019 r. Z kolei „Le Parisien” twierdzi, że Rwandyjczyk miał wyjechać w marcu.

Emmanuel przyjechał z Rwandy do Francji w 2012 r, był zaprzyjaźniony z diecezją, wielokrotnie służył do mszy. Oskarżenie o podpalenie katedry wywołują niedowierzanie wśród ludzi, którzy go znali.

„Nie sądzę, żeby mógł podpalić katedrę. To miejsce, które kocha” - powiedział strażnik katedry Jean-Charles Nowak. „To człowiek spokojny, bardzo miły, uśmiechnięty, ale raczej milczący. Wiem, że ma wiele problemów zdrowotnych i bardzo cierpiał w Rwandzie. Oddał przysługę ojcu Champenois, który nie miał nikogo, kto mógłby służyć do mszy w sobotę wieczorem. Dlatego też regularnie służył do mszy” – powiedział Nowak stacji BFM TV.

Rektor katedry ks. Hubert Champenois po pierwszym aresztowaniu Rwandyjczyka oświadczył, że ma „całkowite zaufanie” do tego wolontariusza. Organista Michel Bourcier również nie wierzył w winę Emmanuela. W wywiadzie dla dziennika „Ouest-France” określił Rwandyjczyka jako niezwykle uprzejmego. Gazeta przytacza maile oskarżonego wysyłane do znajomych osób z diecezji, w których skarżył się na kłopoty zdrowotne oraz na nieprzedłużenie mu wizy oraz odrzucenie wniosku o przyznaniu mu statusu uchodźcy.

"Mój klient gorzko żałuje swojego czynu. Jest teraz pochłonięty wyrzutami sumienia i przytłoczony ogromem wydarzeń. To ktoś, kto się boi" – stwierdził adwokat oskarżonego, mecenas Quentin Chabert, którego cytuje dziennik „Le Figaro”.

Pożar w katedrze św. Piotra i Pawła w Nantes wybuchł w sobotę 18 lipca, przed godz. 8 rano i został opanowany około godz. 10. W akcji gaśniczej brało udział ok. 100 strażaków. W pożarze całkowicie spłonęły barokowe organy z XVII w., które uniknęły zniszczenia podczas rewolucji francuskiej i pożaru świątyni w styczniu 1972 roku. Prace rekonstrukcyjne po tamtym pożarze trwały 13 lat.

Oprócz organów 18 lipca zniszczone zostały również XVI-wieczne witraże, stalle i obrazy. Szczęśliwie nie ucierpiały zlokalizowane w pobliżu chóru nagrobki księcia Franciszka II i Małgorzaty de Foix, rodziców ostatniej księżnej niezależnej Bretanii, późniejszej królowej Francji, Anny Bretońskiej.

Rwandyjczykowi grozi kara 10 lat pozbawienia wolności i grzywna w wysokości 150 tys. euro.

Z Paryża Katarzyna Stańko (PAP)

 

foto : twitter / F_Desouche

Rwandyjczyk oskarżony o podłożenie ognia w katedrze w Nantes w trzech miejscach

Brytyjscy taksówkarze i kierowcy zleceniowi mają instalować monitoring w pojazdach

Nowe brytyjskie przepisy licencyjne nakładają na taksówkarzy i kierowców realizujących przejazdy na zlecenie, np. korzystajacych z aplikacji Ubera, obowiązek aktualizacji rejestru karnego co sześć miesięcy oraz zalecenie zainstalowania monitoringu w pojazdach.

Jak poinformowało we wtorek brytyjskie ministerstwo finansów, zgodnie z nowymi przepisami licencyjnymi taksówkarze oraz kierowcy realizujący przewozy na zlecenia będą musieli co sześć miesięcy przechodzić kontrolę pod kątem rejestru karnego. Resort chce także, żeby urzędy odpowiedzialne za wydawanie licencji zalecały kierowcom instalowanie w pojazdach kamer monitoringu, co ma być dla sektora "korzystne i proporcjonalne". Ponadto kierowcy będą musieli przechodzić szkolenia, które pomogą im rozpoznawać pasażerów, którzy mogli paść ofiarą nadużyć lub przemocy i odpowiednio w tej sytuacji reagować.

Rząd zdecydował się przyjąć nowe regulacje po ujawnieniu nadużyć, jakich dopuszczali się przewoźnicy w kilku brytyjskich miastach.

"Wiemy, że większość kierowców oferuje bezpieczne usługi dla społeczności. Jednak po tym, jak doszły do nas informacje o niebezpiecznych sytuacjach, które miały miejsce m.in. w Rochdale, Oksfordzie, Newcastle czy Rotherham, musimy zrobić więcej, żeby chronić pasażerów przez osobami, które wykorzystują swoją pozycję lub zaufanie, jakim darzy je klient" - powiedział w oświadczeniu brytyjski minister transportu Grant Shapps.

W ubiegłym roku Oksfordzie kierowca Ubera zgwałcił pasażerkę. Natomiast w Rotherham lokalni taksówkarze zaangażowani byli w siatkę pedofilską.

"Chcemy, żeby urzędy wydające licencje kierowcom jak najszybciej wdrażały te nowe, surowe standardy, gwarantujące, że kierowcy posiadają odpowiednie kwalifikacje, żeby przewozić pasażerów i blokujące tych, którzy ich nie mają" - dodał szef brytyjskiego resortu transportu.

W listopadzie ubiegłego roku Uber stracił licencję na usługi przewozowe w Londynie w wyniku oskarżeń o to, że nie zapewnia pasażerom wystarczającej ochrony. Koncern zatrudniał w stolicy Wielkiej Brytanii niemal 45 tys. kierowców. Teraz firma stara się odzyskać licencję. (PAP)

 

Obraz Thomas Loyen z Pixabay 

Brytyjscy taksówkarze i kierowcy zleceniowi mają instalować monitoring w pojazdach

Rząd zapowiedział lekkie poluzowanie restrykcji w Leicester

Rząd brytyjski zapowiedział w czwartek, że złagodzi restrykcje nałożone na 350-tysięczne miasto Leicester w środkowej Anglii, ale ponieważ liczba nowych zakażeń koronawirusem nadal jest mocno powyżej średniej, część ograniczeń musi pozostać.

"Jesteśmy teraz w stanie złagodzić niektóre, ale nie wszystkie ograniczenia, które zostały wprowadzone" - mówił w Izbie Gmin minister zdrowia Matt Hancock. Jak wyjaśnił, według najnowszych danych wskaźnik zakażeń z ostatnich siedmiu dni wynosi obecnie 119 przypadków na 100 tys. osób, podczas gdy przed przywróceniem restrykcji było to 135 na 100 tys. osób. Nadal jest to jednak najwyższa liczba przyrostu zakażeń w Wielkiej Brytanii.

Hancock powiedział, że 24 lipca w Leicester będą mogły wznowić działalność szkoły i sklepy, ale puby, restauracje, kina, muzea, hotele i inne miejsca noclegowe, które w wszędzie indziej w Anglii zostały ponownie otwarte 4 lipca, pozostaną zamknięte. Nadal w mocy pozostanie też zakaz zgromadzeń liczących więcej niż sześć osób i zalecenie, by powstrzymywać się od podróży z miasta, do miasta i wewnątrz niego, o ile nie jest to konieczne.

Zapowiedział, że sytuacja zostanie ponownie rozpatrzona za dwa tygodnie.

Przywrócenie restrykcji w Leicester nastąpiło 30 czerwca w reakcji na gwałtowny wzrost nowych zakażeń koronawirusem. W ciągu tygodnia poprzedzającego podjęcie tej decyzji w Leicester wykryto 10 proc. wszystkich zakażeń w kraju. Leicester jest pierwszym i jedynym jak do tej pory miastem, na które nałożono lokalne restrykcje.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

 

foto : twitter / CityMayorLeic

Rząd zapowiedział lekkie poluzowanie restrykcji w Leicester

Książę Harry i księżna Meghan dystansują się od książki na ich temat

Książę Harry i jego żona księżna Meghan wydali w sobotę oświadczenie, w której zaprzeczyli, by brali udział w powstawaniu książki "Finding Freedom" ("Znajdując wolność") na ich temat. Zapowiadana na sierpień książka ma być krytyczna wobec rodziny królewskiej.

"Książę i księżna Sussex nie udzielali wywiadów ani nie wnieśli żadnego wkładu w +Finding Freedom+" - oświadczył rzecznik pary książęcej cytowany przez Reutera.

Książka dwójki dziennikarzy specjalizujących się w sprawach rodziny królewskiej ma opisywać napięte stosunki między parą książęcą a resztą rodziny. Opublikowane przez dziennik "The Times" fragmenty książki mówią m.in. o rzekomej niechęci Windsorów do pochodzącej z USA księżnej oraz zazdrości ze względu na popularność pary. Według "The Telegraph" publikacja przedstawia Harry'ego i Meghan jako innowatorów mogących zmodernizować monarchię, tłamszonych przez urzędników i wrogą prasę.

W lutym para przeniosła się do Stanów Zjednoczonych, ogłaszając potem rezygnację ze swoich oficjalnych ról w brytyjskiej monarchii. (PAP)

 

foto : twitter / PHarry_Meghan

Książę Harry i księżna Meghan dystansują się od książki na ich temat

Merkel: wypracowaliśmy ramy możliwego porozumienia na szczycie UE

Ostatniej nocy, po długich negocjacjach, wypracowaliśmy ramy możliwego porozumienia; to krok naprzód dający nadzieję, że dziś uda się osiągnąć porozumienie - powiedziała kanclerz Niemiec Angela Merkel, wchodząc w poniedziałek wczesnym popołudniem do budynku Rady Europejskiej.

Poniedziałek będzie czwartym dniem szczytu unijnego w Brukseli. W nocy toczyły się trudne negocjacje w sprawie kształtu funduszu odbudowy.

„Ostatniej nocy, po długich negocjacjach, wypracowaliśmy ramy możliwego porozumienia. To krok naprzód i daje nadzieję, że dziś uda się osiągnąć porozumienie, a przynajmniej, że porozumienie jest możliwe” - powiedziała Merkel po przybyciu na miejsce posiedzenia Rady Europejskiej.

Kanclerz wskazała, że trudne negocjacje będą kontynuowane. "Wyjątkowe sytuacje wymagają wyjątkowych wysiłków" - podkreśliła.

W poniedziałek nad ranem szef Rady Europejskiej Charles Michel przedstawił unijnym przywódcom nową propozycję dotyczącą funduszu odbudowy i zawiesił posiedzenie do godz. 16.

Do tego czasu Michel ma przygotować nową wersję liczącego ponad 60 stron dokumentu negocjacyjnego, który opisuje szczegółowo, jakie mają być kwoty i zasady wydawania pieniędzy z funduszu odbudowy i wieloletniego budżetu UE. Podstawą do kompromisu ma być - według informacji PAP - 390 mld euro w grantach w funduszu odbudowy i zmniejszone rabaty dla głównych płatników.

W niedzielę "oszczędni" - Austria, Holandia, Szwecja i Dania, do których dołączyła Finlandia - odrzucili kompromis, który zakładał, że w funduszu na odbudowę gospodarki będzie o 100 mld euro w grantach mniej, niż chciała KE. Domagali się cięcia grantów do 350 mld euro, ale Niemcy, Francja, Włochy, Hiszpania i inni optowali przy liczbie wskazanej przez Michela, czyli 400 mld euro.

Z Brukseli Łukasz Osiński (PAP)

Merkel: wypracowaliśmy ramy możliwego porozumienia na szczycie UE

SN: prawa dzieci są ważniejsze niż prawo pedofila do prywatności

Prawa dzieci są ważniejsze niż prawo pedofila do prywatnego życia i prywatności korespondencji - orzekł w środę brytyjski Sąd Najwyższy. Uznał zarazem, że dowody zbierane przez grupy łowców pedofili mogą być użyte jako dowód w śledztwie.

Sprawę wniósł do sądu 37-letni Mark Sutherland, który w 2018 r. przez gejowską aplikację randkową Grindr nawiązał kontakt z 13-letnim chłopcem, do którego wysyłał wiadomości o seksualnym charakterze i z którym się umówił na spotkanie na żywo. Na miejscu okazało się, że profil w aplikacji stworzył członek grupy Groom Resisters Scotland, która poluje w internecie na pedofili. Dwaj członkowie grupy zatrzymali Sutherlanda i przekazali policji, a nagranie z niedoszłego spotkania z 13-latkiem opublikowali w mediach społecznościowych. W sierpniu 2018 r. Sutherland został skazany na dwa lata więzienia, przy czym był to już drugi jego wyrok za podobną sprawę.

Sutherland złożył skargę, a jego prawnicy argumentowali, że został naruszony art. 8 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, który mówi, iż każdy ma prawo do poszanowania swojego życia prywatnego i swojej korespondencji. Argumentowali też, że dowody zostały zdobyte w sposób niezgodny z prawem, zatem nie powinny być uwzględnianie w śledztwie, a ich uwzględnienie będzie cichym przyzwoleniem na działalność takich grup łowców pedofili, które wyręczają policję.

Ale Sąd Najwyższy jednomyślnie odrzucił te argumenty i orzekł, że interesy dzieci mają pierwszeństwo ponad jakimkolwiek interesem pedofila mającym związek z jego przestępczym zachowaniem. Sąd stwierdził, że państwo ma "szczególną odpowiedzialność za ochronę dzieci przed wykorzystywaniem seksualnym przez dorosłych", w związku z tym prokuratorzy mieli prawo do wykorzystania dowodów zebranych przez Groom Resisters Scotland w celu uzyskania wyroku skazującego. Ponadto wskazano, że ponieważ nie było żadnej wcześniejszej relacji miedzy Sutherlandem a rzekomym 13-latkiem, z której mogłoby wynikać oczekiwanie prywatności, a dodatkowo Sutherland powinien był przewidzieć, że dziecko może informować dorosłych o niepokojących kontaktach.

Jak się szacuje, na terenie Wielkiej Brytanii aktywnych jest ok. 90 internetowych grup łowców pedofili, które przed epidemią koronawirusa przyłapywały średnio ok. 100 pedofili miesięcznie.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

SN: prawa dzieci są ważniejsze niż prawo pedofila do prywatności

Raport: Otyłość zwiększa ryzyko śmierci na Covid-19

Osoby otyłe są o 40-90 proc. bardziej narażone na śmierć w wyniku zakażenia koronawirusem niż osoby o wadze utrzymanej w normie - wynika z raportu agencji Public Health England opublikowanego w sobotę. Do zrzucenia wagi obywateli namawiał również premier Boris Johnson.

Według agencji podległej brytyjskiemu ministerstwu zdrowia osoby, których wskaźnik wagi ciała (BMI) mieści się w przedziale 30-35, umierają na Covid-19 o 40 proc. częściej. Ryzyko jest prawie dwukrotnie większe (90 proc. wyższe niż u osób w przedziale BMI mieszczącym się w normie , tj. 18,5-25), u osób o wartości BMI powyżej 40.

"Obecne dane jasno wskazują, że nadwaga lub otyłość wiąże się z większym ryzykiem poważnej choroby lub zgonu z powodu Covid-19, podobnie jak w przypadku wielu innych chorób zagrażających życiu" - twierdziła dietetyk PHE Alison Tedstone, cytowana przez agencję Reutera.

W piątek do zrzucenia wagi Brytyjczyków wezwał premier Boris Johnson, który sam przyznał, że stara się stracić na wadze po tym, gdy ciężko przeszedł infekcję koronawirusem w kwietniu.

"Nie jestem zwykle zwolennikiem polityki niańczenia i rozkazywania, ale rzeczywistość jest taka, że otyłość jest jednym z czynników występowania chorób współistniejących" - stwierdził szef rządu.

Brytyjskie media donoszą, że rząd zastanawia się nad wprowadzeniem ograniczeń reklam niezdrowej żywności. (PAP)

Obraz Anja🤗#helpinghands #solidarity#stays healthy🙏 z Pixabay 

Raport: Otyłość zwiększa ryzyko śmierci na Covid-19

Wrocław/ Na lotnisku "żartował", że ma granaty i karabin; zapłaci 500 zł mandatu

500 zł będzie kosztować 39-latka "żart" na wrocławskim lotnisku. Mężczyzna nadając swój bagaż powiedział, że są w nim granaty i karabin; niefrasobliwy podróżny, tylko dzięki warunkowej zgodzie kapitana samolotu lecącego na Teneryfę, został wpuszczony na pokład.

Autorem "dowcipu" był 39-latek za Szczecina, który z wrocławskiego lotniska w niedzielę leciał na Teneryfę.

Mężczyzna podczas nadawania bagażu powiedział osobom z obsługi lotniska, że w walizce ma "granaty i kałasznikowy" - zrelacjonowała w poniedziałek PAP mjr SG Joanna Konieczniak, rzeczniczka Komendanta Nadodrzańskiego Oddziału Straży Granicznej.

Obsługa lotniska poinformowała o tym Straż Graniczą. Pasażera oraz jego bagaż sprawdzono pod kątem pirotechnicznym, ale kontrola nie wykazała niebezpieczeństwa.

"Mężczyzna tłumaczył funkcjonariuszom, że to był tylko żart. Został on pouczony o konsekwencji swojego zachowania. Funkcjonariusze Straży Granicznej nałożyli na niego mandat w wysokości 500 zł" - powiedziała rzeczniczka.

39-latek, tylko dzięki warunkowej zgodzie kapitana samolotu lecącego na Teneryfę, został wpuszczony na pokład.

Mjr Konieczniak przypominała, że funkcjonariusze Straży Granicznej po otrzymaniu informacji o zagrożeniu, nawet przekazanej w formie żartu, dla zapewnienia bezpieczeństwa podejmują szereg czynności sprawdzających. "Dodatkowo, kapitan statku może odmówić zabrania +żartownisia+ na pokład samolotu z uwagi na za bezpieczeństwo wszystkich pasażerów i członków swojej załogi" - dodała. (PAP)

autor: Piotr Doczekalski

Wrocław/ Na lotnisku "żartował", że ma granaty i karabin; zapłaci 500 zł mandatu

Służby sprzątające metro usunęły namalowaną tam nową pracę Banksy'ego

Namalowane w wagonie londyńskiego metra najnowsze dzieło Banksy'ego, w którym przekonuje on do zakładania maseczek, już przed jego prezentacją na Instagramie nie istniało, bo służby sprzątające metro wzięły je za zwykłe graffiti i usunęły.

We wtorek słynny, nieujawniający tożsamości brytyjski artysta street-artowy zamieścił na Instagramie nagranie wideo, dokumentujące tworzenie pracy nazwanej "Jeśli nie zakładasz maseczki, nie zrozumiesz". Na wideo ubrany w kombinezon ochronny, maskę na twarzy, okulary ochronne i rękawice mężczyzna - którym prawdopodobnie jest sam Banksy - wchodzi do londyńskiego metra ze sprzętem do dezynfekcji. Jednak w butli zamiast substancji odkażającej jest farba, której - wraz ze sprayem oraz szablonami - mężczyzna używa do namalowania w jednym z wagonów metra kilku szczurów oraz własnego podpisu.

Wizerunki szczurów nawiązują do epidemii - jeden z nich używa maseczki do twarzy jako spadochronu, inny jest cały w nią zaplątany, a kolejny - bez maseczki - kicha rozsiewając zarazki na okno. Jeszcze jeden trzyma w łapach żel bakteriobójczy, tak jakby malował sprayem znajdujący się poniżej podpis Banksy'ego.

Jednak, jak podała w środę stacja BBC, zanim Banksy opublikował to nagranie, w wagonie pojawiły się prawdziwe służby sprzątające i nieświadome niczego usunęły malunki. Jak napisano w oświadczeniu Transport for London (TfL), publicznej spółki zarządzającej komunikacją w brytyjskiej stolicy, pracę usunięto już kilka dni temu, zgodnie z polityką nietolerowania żadnych graffiti w metrze.

Dodano, że TfL docenia starania Banksy'ego o to, by zachęcać ludzi do zakrywania twarzy w komunikacji publicznej i chciałaby mu dać szansę stworzenia nowej wersji tego przesłania w stosownym miejscu. Od połowy czerwca zakrywanie twarzy w publicznych środkach transportu w Anglii jest obowiązkowe. Nową pracę Banksy'ego cały czas można oglądać na Instagramie. Jak do tej pory nagranie wyświetlono 3,6 mln razy.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Służby sprzątające metro usunęły namalowaną tam nową pracę Banksy'ego

Od niedzieli kwarantanna dla wszystkich przyjeżdżających z Hiszpanii

Od niedzieli wszyscy podróżni przyjeżdżający do Wielkiej Brytanii z Hiszpanii będą zobowiązani do odbycia 14-dniowej kwarantanny - poinformowało w sobotę brytyjskie ministerstwo transportu. To efekt rosnącej liczby zakażeń koronawirusem w Hiszpanii.

Wcześniej o takiej decyzji poinformowały władze Szkocji i Irlandii Północnej. Obowiązek kwarantanny wejdzie w życie o północy z soboty na niedzielę, zaledwie kilka godzin po ogłoszeniu decyzji. W wyniku postanowień władz Hiszpania zostaje zdjęta z listy krajów zwolnionych z obowiązku odbywania kwarantanny. Jednocześnie brytyjski resort spraw zagranicznych odradził podróże do Hiszpanii.

Zmiana jest konsekwencją rosnącej liczby zakażeń w Hiszpanii. Zwiększoną liczbę zakażeń zanotowano m.in. w Barcelonie, Saragossie i Madrycie. W Katalonii miejscowe władze zdecydowały w sobotę o zamknięciu dyskotek.

W ciągu ostatniego tygodnia w całym kraju zanotowano ponad 11 tys. nowych przypadków Covid-19.

W odpowiedzi na działania brytyjskich władz rzeczniczka hiszpańskiego MSZ stwierdziła, że rozumie ich decyzje, lecz podkreśliła, że Hiszpania jest "bezpiecznym krajem", z odizolowanymi i kontrolowanymi ogniskami infekcji. (PAP)

Obraz Kristina Spisakova z Pixabay 

Od niedzieli kwarantanna dla wszystkich przyjeżdżających z Hiszpanii

Szef Rady Europejskiej przedstawił liderom nową propozycję w sprawie funduszu odbudowy

Szef Rady Europejskiej Charles Michel przedstawił w poniedziałek przed godz. 6 rano unijnym przywódcom obradującym na szczycie UE nową propozycję w sprawie funduszu odbudowy i zawiesił posiedzenie do godz. 14. Według źródła PAP proponowany kompromis zakłada, że granty na ożywienie gospodarek mają sięgać 390 mld euro.

W poniedziałek nad ranem po całonocnych konsultacjach Michel zebrał 27 liderów na sesji plenarnej, żeby im przekazać wynik ustaleń spotkań bilateralnych i tych prowadzonych w mniejszych grupach. Posiedzenie to trwało zaledwie kilka minut. Rzecznik Belga początkowo poinformował, że wznowienie obrad planowane jest na godz. 14, ale później napisał na Twitterze, że przywódcy zbiorą się o godz. 16.

Według źródeł PAP do tego czasu Michel ma przygotować nową wersję mającego ponad 60 stron dokumentu negocjacyjnego, który opisuje szczegółowo jakie mają być kwoty i zasady wydawania pieniędzy z funduszu odbudowy gospodarki ze skutków pandemii koronawirusa i budżetu UE na lata 2021-2027. Podstawą do kompromisu ma być - według informacji PAP - 390 mld euro w grantach w funduszu odbudowy i zmniejszone rabaty dla głównych płatników do unijnej kasy. Całkowita kwota funduszu nie jest ustalona, ale może wynosić między 700 mld a 750 mld euro.

Zręby porozumienia powstawały w czasie sześciogodzinnej, nocnej przerwy, która była poświęcona na przekonywanie państw określających się jako oszczędne, a zwłaszcza Holandii i Austrii do zgody na to, by w funduszu odbudowy było przynajmniej 400 mld euro grantów. Proporcje subwencji i pożyczek w instrumencie mającym mieć w zamyśle Komisji Europejskiej 750 mld euro były główną kością niezgody w ciągu ostatnich 24 godzin.

W niedzielę Holandia, Dania, Austria, Szwecja oraz Finlandia odrzuciły kompromis zaproponowany przez przewodniczącego Rady Europejskiej, który zakładał, że w funduszu na odbudowę gospodarki będzie o 100 mld euro w grantach mniej niż chciała tego KE. Oszczędni domagali się cięcia grantów do 350 mld euro, ale Niemcy, Francja, Włochy, Hiszpania i inni optowali przy liczbie wskazanej przez Michela, czyli 400 mld euro. W nocy pojawiała się na krótko suma 375 mld euro, ale na nią miał się nie zgadzać prezydent Francji Emmanuel Macron.

Premier Holandii Mark Rutte oceniał w poniedziałek rano, że jest postęp. Kanclerz Austrii Sebastian Kurz napisał na Twitterze, że trudne negocjacje właśnie dobiegły końca i jego kraj może być bardzo zadowolony z ich przebiegu.

Początkowo fundusz odbudowy miał się składać z 500 mld euro grantów oraz 250 mld pożyczek. Takie proporcje były od samego początku krytykowane przez Austrię, Danię, Szwecję i Holandię, które określiły się jako oszczędna czwórka. Na szczycie wspierała je również Finlandia, która także chciała wyraźnego zmniejszenia grantów.

Na razie nie wiadomo jak będą wyglądały inne elementy projektu porozumienia. Z relacji dyplomatów wynika, że w niedzielę przywódcy 22 krajów sygnalizowali, że są w stanie zgodzić się na inne zapisy, w tym te dotyczące powiązania funduszy z praworządnością, byle tylko mieć kompromis.

W dotychczasowej propozycji warunkowość dotycząca praworządności była w osłabionej wersji jeszcze z lutego, a nie w mocniejszej jakiej chciała KE. Projekt zakłada, że do zgody na sankcje konieczne byłoby zebranie większości kwalifikowanej państw członkowskich UE. Taki mechanizm, zaproponowany przez Michela na początku roku, miał być do zaakceptowania nawet dla przeciwników warunkowości. Premier Węgier Viktor "Orban nic się nie odezwał (w tej sprawie - PAP)" - relacjonowało dziennikarzom przebieg niedzielnej kolacji źródło.

Cały pakiet finansowy, nad którym od piątku trwają negocjacje w Brukseli - według wstępnej propozycji - miał wynosić około 1,82 bln euro. Na sumę tę - według pierwotnej propozycji KE - ma składać się fundusz odbudowy ze skutków koronakryzysu wynoszący 750 mld euro oraz budżet UE na lata 2021-2027 w wysokości 1,074 bln euro.

Z Brukseli Krzysztof Strzępka (PAP)

Szef Rady Europejskiej przedstawił liderom nową propozycję w sprawie funduszu odbudowy

Na cokole obalonego pomnika w Bristolu ustawiono posąg demonstrantki z BLM

W Bristolu w południowo-zachodniej Anglii na cokole obalonego przez tłum pomnika Edwarda Colstona potajemnie ustawiono w środę przed świtem posąg czarnoskórej demonstrantki z ruchu Black Lives Matter z uniesioną pięścią.

Prawdopodobnie nie pozostanie on tam na stałe, bo władze miasta wskazują, że posąg ustawiono bez zezwolenia, a o tym, jak wykorzystać cokół, powinni rozstrzygnąć mieszkańcy.

7 czerwca podczas antyrasistowskiej demonstracji Black Lives Matter tłum obalił, a następnie pomazał sprayem i wrzucił do portu pomnik Edwarda Colstona, żyjącego na przełomie XVII i XVIII w. zasłużonego dla miasta kupca, handlarza niewolników, posła i filantropa.

W środę wcześnie rano na pustym cokole ustawiono wykonaną przez znanego brytyjskiego artystę Marca Quinna rzeźbę z czarnej żywicy, która przedstawia jedną z protestujących - Jen Reid. Po obaleniu pomnika Colstona weszła ona na cokół, pozując z uniesioną pięścią. Rzeźba zatytułowana "Przypływ mocy (Jen Reid)" przedstawia właśnie tę scenę.

"Rzeźbę, którą dzisiaj zainstalowano, wykonał i ustawił londyński artysta. Nie została ona zamówiona i nie udzielono pozwolenia na jej instalację" - oświadczył burmistrz Bristolu Marvin Rees, który sam ma jamajskie korzenie, a po obaleniu pomnika Colstona mówił, że jego obecność była afrontem dla czarnoskórych mieszkańców miasta. "O przyszłości cokołu i o tym, co zostanie na nim zamontowane, muszą zadecydować mieszkańcy Bristolu" - podkreślił.

Quinn wyjaśnił, że rzeźba z założenia ma mieć charakter tymczasowej instalacji, która będzie skłaniać mieszkańców do zastanawiania się i dyskutowania nad kwestią rasizmu. Reid natomiast powiedziała, że ma nadzieję, iż władze miasta zmienią zdanie. "Chciałbym, aby Rada zatrzymała go tutaj, z powodu tego, co reprezentuje, i tego, kto był tam wcześniej. Myślę, że najważniejszą rzeczą jest to, żeby coś tam na górze zastąpiło Edwarda Colstona. I żeby ludzie dyskutowali, edukowali, uczyli się i ciągle o tym mówili" - powiedziała.

Na fali demonstracji BLM w Londynie usunięto pomnik żyjącego na przełomie XVIII i XIX w. kupca, plantatora i właściciela niewolników Roberta Milligana, a w trakcie samych demonstracji doszło do sprofanowania kilku innych, w tym Winstona Churchilla oraz The Cenotaph, monumentu upamiętniającego poległych podczas obu wojen światowych.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

 

foto : twitter / MenaFombo

Na cokole obalonego pomnika w Bristolu ustawiono posąg demonstrantki z BLM

Johnson: biorę odpowiedzialność za działania rządu w związku z pandemią

Zdaniem brytyjskiego premiera Borisa Johnsona nie ma obecnie jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, czy kwarantanna z powodu koronawirusa została w jego kraju wprowadzona zbyt późno. "Biorę odpowiedzialność za wszystko, co zrobił rząd” - powiedział Johnson w piątek w BBC.

"Kiedy słucha się rad naukowców, to tego typu pytania są zawsze otwarte - powiedział Johnson. - To (pandemia - PAP) było coś nowego, coś, czego nie rozumieliśmy tak dobrze, jakbyśmy tego chcieli w pierwszych kilku tygodniach i miesiącach. (...) nie wiedzieliśmy wtedy, do jakiego stopnia dochodziło do bezobjawowej transmisji wirusa między ludźmi".

Szef rządu podkreślił, że należy wyciągnąć naukę z doświadczeń ostatnich miesięcy; przyznał, że ministrowie mogli zrobić pewne rzeczy "inaczej". Prowadząca wywiad dziennikarka BBC Laura Kuenssberg przypomniała, że opozycyjna Partia Pracy oskarżyła rząd o "niewłaściwe postępowanie" w związku z kryzysem.

"Myślę, że można uczciwie powiedzieć, że są rzeczy, których musimy się nauczyć po tym, jak radziliśmy sobie z tym na wczesnych etapach (...) Będzie mnóstwo okazji, aby wyciągnąć wnioski z tego, co się stało” - powiedział Johnson w wywiadzie udzielonym BBC z okazji pierwszej rocznicy objęcia urzędu premiera.

Premier zaznaczył, że "być może pewne rzeczy mogliśmy zrobić inaczej i oczywiście będzie czas, aby zrozumieć, co dokładnie mogliśmy zrobić w inny sposób". "Opłakujemy wszystkich, którzy stracili życie, a myślami jesteśmy z ich bliskimi. Biorę pełną odpowiedzialność za wszystko, co zrobił rząd” - podkreślił.

Wielka Brytania jako jeden z ostatnich krajów europejskich wprowadziła ograniczenia gospodarcze i społeczne w związku z pandemią koronawirusa. W kwietniu premier sam znalazł się w szpitalu, gdy test na obecność SARS-CoV-2 dał u niego wynik pozytywny.

W Wielkiej Brytanii stwierdzono do tej pory niemal 300 tys. zakażeń koronawirusem. Zmarły 45 762 osoby, przez co kraj ten jest trzeci na świecie pod względem liczby ofiar śmiertelnych Covid-19. Więcej zgonów z powodu pandemii odnotowano tylko w USA i Brazylii. (PAP)

 

foto : twitter / BorisJohnson

Johnson: biorę odpowiedzialność za działania rządu w związku z pandemią

AFP: ponad 600 000 zgonów na Covid- 19 na całym świecie

Pandemia koronawirusa zabiła ponad 600 000 ludzi na całym świecie od czasu jej pojawienia się w Chinach, w grudniu ubiegłego roku- wynika z raportu AFP opublikowanego w niedzielę.

W sumie na całym świecie odnotowano 600 523 zgonów na 14 233 355 przypadków infekcji, w tym 205 065 zgonów w Europie i 160 726 w Ameryce Łacińskiej, gdzie pandemia szybko postępuje, w ciągu ostatnich siedmiu dni odnotowano tam 17 540 zgonów.

Stany Zjednoczone to kraj o największej liczbie zgonów ogółem (140 103), przed Brazylią (78 772), Wielką Brytanią (45 273), Meksykiem (38 888) i Włochami (35 042).

Liczba zgonów związanych z Covid-19 podwoiła się w ciągu nieco ponad 2 miesięcy. Od 28 czerwca, zarejestrowano ponad 100 000 nowych zgonów. (PAP)

Obraz Alexandra_Koch z Pixabay 

AFP: ponad 600 000 zgonów na Covid- 19 na całym świecie

Reuters: ponad 15 milionów stwierdzonych przypadków Covid-19 na świecie

Liczba potwierdzonych zakażeń koronawirusem na świecie przekroczyła w środę 15 milionów - wynika z bilansu agencji Reutera. W ciągu siedmiu miesięcy pandemii zmarło na Covid-19 ponad 616 tys. osób.

Jak pisze agencja, liczba 15 milionów została przekroczona w środę, gdy władze Indii poinformowały o wykryciu prawie 40 tys. nowych infekcji w ciągu ostatniej doby.

Choć pandemia została do pewnego stopnia opanowana w Europie i wielu krajach Azji, dzienna liczba nowych zakażeń nie przestaje rosnąć i jest obecnie na poziomie ok. 240 tys. To głównie efekt stale rosnących liczb m.in. w Stanach Zjednoczonych, Meksyku, Brazylii, Indiach i RPA.

Dotychczas najwięcej infekcji koronawirusem zanotowano w USA (4 mln), Brazylii (2,15 mln) i Indiach (1,2 mln). Jak zauważa Reuters, 15 mln przypadków Covid-19 na świecie to ponad trzykrotnie więcej niż średnia roczna przypadków grypy. Liczba dotychczasowych ofiar śmiertelnych w ciągu siedmiu miesięcy pandemii koronawirusa - 616 tys. - plasuje się w górnym przedziale rocznych zgonów powodowanych przez grypę.

Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) szacuje, że z powodu grypy umiera co roku na świecie 290-650 tys. osób. (PAP)

Obraz fernando zhiminaicela z Pixabay 

Reuters: ponad 15 milionów stwierdzonych przypadków Covid-19 na świecie
Image

Świetna aplikacja! Pobierz!

Image
Image

Jesteś świadkiem ciekawych wydarzeń?

Zarejestruj się i podziel się swoją historią

Autorzy 

Zostań autorem
Image
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo

Korzystając z naszej strony, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie przez nas plików cookies - Polityka prywatności. Zaktualizowaliśmy naszą politykę przetwarzania danych osobowych - RODO. Więcej dowiesz się TUTAJ.