Hide
BĄDŹ NA BIEŻĄCO!
Follow on Facebook
Facebook
Show
Thu, Apr 25, 2024

Sport

Sport

All Stories

Miasto najmocniej dotknięte epidemią samo będzie namierzać kontakty

Władze Blackburn i Darwen w północno-zachodniej Anglii - dystryktu o najwyższym w całej Wielkiej Brytanii wskaźniku nowych zakażeń koronawirusem - stworzą własny system namierzania kontaktów, gdyż ten ogólnokrajowy jest ich zdaniem zbyt powolny.

"Krajowy system po prostu nie śledzi wystarczająco dużo przypadków i nie kontaktuje się wystarczająco szybko" - powiedział Dominic Harrison, dyrektor departamentu zdrowia publicznego w radzie Blackburn i Darwen.

W drugiej połowie lipca liczący 150 tys. mieszkańców dystrykt Blackburn i Darwen został umieszczony na liście obserwacyjnej z powodu rosnącej liczby zakażeń, a 30 lipca wprowadzono w nim - a także w kilku innych miastach i miejscowościach w północno-zachodniej Anglii - dodatkowe obostrzenia. W ciągu siedmiu dni do 27 lipca włącznie w Blackburn i Darwen wskaźnik zakażeń wynosił 83,3 na 100 tys. mieszkańców, co oznacza, że był najwyższy w kraju.

Jak wyjaśniono, lokalny system namierzania kontaktów ma być uzupełnieniem tego rządowego. Jeśli pracownicy krajowego systemu nie zdołają się z kimś skontaktować w ciągu dwóch dni, przekażą dane tej osoby do lokalnego zespołu w Blackburn i Darwen. Jeśli w ciągu kolejnych 48 godzin i ten zespół nie będzie w stanie się skontaktować z daną osobą telefonicznie, SMS-em lub e-mailem, pod jej adres zamieszkania zostanie wysłany przedstawiciel lokalnych władz, aby poprosić o podanie szczegółów jej ostatnich kontaktów, w celu zaktualizowania systemu krajowego. Od tej pory inicjatywę znowu przejmą członkowie ogólnokrajowego systemu, którzy będą próbować kontaktować się z kontaktami zakażonej osoby.

Namierzaniem kontaktów osób zakażonych koronawirusem zajmuje się 25 tys. zatrudnionych przez rząd pracowników. Ponieważ testy aplikacji na smartfony, która miała informować ich użytkowników o tym, że byli w pobliżu osoby zakażonej, nie przyniosły zadowalających efektów, system NHS Test and Trace jest obecnie jedyną metodą namierzania kontaktów zakażonych.

Jak informowano podczas jego uruchamiania, zatrudnieni do tego pracownicy są w stanie skontaktować się z 10 tys. osób dziennie. To znacznie powyżej liczby nowych zakażonych, bo od początku lipca nie przekraczała ona 1000. Jednak pewnym problemem jest skuteczność systemu. Według ostatnich opublikowanych statystyk - z trzeciego tygodnia lipca - pracownicy NHS Test and Trace zdołali się skontaktować z nieco ponad 80 proc. zakażonych, a spośród ich bliskich kontaktów - czyli osób które powinny się profilaktycznie izolować - dotarli do ok 75 proc.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

 

foto : twitter / 1voiceblackburn

Miasto najmocniej dotknięte epidemią samo będzie namierzać kontakty

Ponad 73 tys. lokali zgłosiło się do akcji zniżek na jedzenie

73 089 brytyjskich restauracji, kawiarni, pubów, barów i stołówek zgłosiło się dotychczas do rządowego programu "Eat Out to Help Out", który daje klientom możliwość jedzenia poza domem z 50-procentową zniżką, podało we wtorek ministerstwo finansów.

Akcja ma zachęcić Brytyjczyków, by jedząc poza domem pomogli sektorowi gastronomicznemu - w którym zatrudnionych jest 1,8 mln osób - wyjść z kryzysu po epidemii koronawirusa. Restauracje, bary i puby należą do tych biznesów, które najmocniej ucierpiały wskutek epidemii. Przez cały sierpień klienci będą płacić tylko połowę ceny, a koszt drugiej połowy sfinansuje rząd.

Rabat jest ograniczony kilkoma warunkami. Akcja obowiązuje tylko w poniedziałki, wtorki i środy, czyli dni, kiedy ruch jest mniejszy, maksymalna zniżka wynosi 10 funtów na osobę, a zniżka obejmuje tylko jedzenie spożywane na miejscu, czyli nie dotyczy ani alkoholu, ani jedzenia na wynos czy z dostawą, a także nie dotyczy prywatnych przyjęć, np. w przypadku wynajęcia lokalu.

Mimo tych ograniczeń akcja zapewne będzie cieszyć się sporym powodzeniem - wskazują na to spore kolejki, które w poniedziałek ustawiały się przed niektórymi lokalami. Zachętą jest też to, że do skorzystania ze zniżki nie są potrzebne żadne vouchery ani kody, lecz są one automatycznie naliczane, można je łączyć z innymi promocjami, nie ma kwoty minimalnej, którą trzeba wydać, obejmują także dzieci oraz większe grupy osób i można z nich skorzystać dowolną liczbę razy.

Z drugiej strony Brytyjczycy cały czas mają pewne obawy przed jedzeniem poza domem - jak wynika z przeprowadzonego w połowie lipca sondażu, 52 proc. dorosłych osób czuje się komfortowo, jedząc w restauracji. Te obawy widać też w danych dotyczących rezerwacji w restauracjach. Po ich otwarciu, co w Anglii nastąpiło przed miesiącem, a w Szkocji i Walii nieco później, liczba rezerwacji w drugiej połowie lipca była od 25 proc. do 50 proc. niższa niż w tym samym okresie zeszłego roku.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

 

Foto : twitter / ShepherdNeame

Ponad 73 tys. lokali zgłosiło się do akcji zniżek na jedzenie

37,8 stopnia C - najwyższa temperatura w tym roku i trzecia w historii

Aż 37,8 stopnia Celsjusza zanotowano w piątek po południu w Londynie, co jest najwyższą temperaturą w tym roku i trzecią najwyższą w Wielkiej Brytanii od czasu, gdy prowadzone są pomiary - poinformował urząd meteorologiczny Met Office.

Rekordową temperaturę odnotowano o godz. 14.41 w stacji pomiarowej na londyńskim lotnisku Heathrow, ale niewiele niższa - 37,3 stopnia - była w ogrodzie botanicznym Kew Gardens w południowo-zachodniej części brytyjskiej stolicy.

Jak powiedziała rzeczniczka Met Office Nicola Maxey, od kiedy prowadzone są pomiary, wcześniej tylko trzy razy zdarzyło się, by temperatura w Wielkiej Brytanii przekroczyła 37 stopni.

Absolutnym rekordem kraju jest 38,7 stopnia, które 25 lipca 2019 roku zanotowano w ogrodach botanicznych Uniwersytetu w Cambridge, a drugi przypadek wyższej temperatury od tej z piątku miał miejsce 10 sierpnia 2003 roku w Faversham w hrabstwie Kent w południowo-wschodniej Anglii. Z kolei po raz pierwszy temperatura przekroczyła 37 stopni 3 sierpnia 1990 roku w Cheltenham w hrabstwie Gloucestershire w południowo-zachodniej Anglii - było wtedy 37,1 stopnia.

W związku z upalną temperaturą Brytyjczycy ponownie, tak samo jak było to w czerwcu, masowo pojechali na plaże, które były zatłoczone do granic możliwości. Tym razem najgorsza sytuacja była w Brighton, gdzie władze miejskie nawet apelowały na Twitterze, by nie przyjeżdżać, bo plaża i miasto są już przepełnione, ale podobnie wyglądała sytuacja praktycznie na całym południowym wybrzeżu Anglii.

Piątkowe upały będą najprawdopodobniej tylko chwilowym skokiem temperatury. Jak wskazuje Met Office, lipiec był chłodniejszy niż zazwyczaj, a już w sobotę nad Wielką Brytanię nadciągnie fala chłodnego powietrza i temperatura nie będzie przekraczać 25 stopni. Możliwe są też burze i ulewne deszcze.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Obraz Yves Bernardi z Pixabay 

37,8 stopnia C - najwyższa temperatura w tym roku i trzecia w historii

Związkowcy w British Airways grożą strajkiem

Związek zawodowy Unite, który reprezentuje 30 tys. pracowników linii British Airways, zagroził we wtorek kierownictwu linii natychmiastowym strajkiem, jeśli nie zrezygnuje ono z planów nowych umów, obniżających wynagrodzenia.

W kwietniu właściciel brytyjskiej linii, konsorcjum IAG, ostrzegło, że w związku ze spadkiem popytu na podróże lotnicze, co jest skutkiem pandemii koronawirusa, może zwolnić do 12 tys. pracowników.

W ubiegłym tygodniu reprezentujący pilotów związek zawodowy BALPA zgodził się na zawarcie porozumienia z władzami spółki, które przewiduje obniżki wynagrodzeń dla 4000 pilotów, ale zwolnienie z pracy tylko 270, zamiast planowanych początkowo 1200. Jednak negocjacje z Unite, który reprezentuje pozostałych pracowników, w tym personel pokładowy i obsługę naziemną, cały czas tkwią w martwym punkcie.

Kierownictwo British Airways ostrzegło pracowników, że jeśli do końca lipca nie zostanie osiągnięte porozumienie, będzie musiało wręczyć im umowy zmieniające warunki pracy, co w większości przypadków - ale jak podkreślono, nie we wszystkich - będzie oznaczało spadek zarobków.

Szef Unite Len McCluskey w liście wysłanym do prezesa British Airways Alexa Cruza oskarżył go o arogancję i stosowanie "taktyki spalonej ziemi" oraz zapowiedział, iż jeśli się z nie wycofa z tych propozycji, związek zacznie natychmiastową akcję strajkową.

"Opublikował pan harmonogram zwalniania i ponownego zatrudniania tysięcy pracowników w dniu 7 sierpnia. Będziemy pracować w każdej godzinie od teraz do tego dnia, aby przekonać Was, żebyście tego nie robili. Może pan potraktować ten list jako nasze zobowiązanie do tego. Możecie jednak potraktować to również jako zamiar obrony naszych członków poprzez przejście do akcji protestacyjnych ze skutkiem natychmiastowym" - napisał McCluskey.

W odpowiedzi rzecznik BA wyraził rozczarowanie postawą Unite. "To rozczarowujące, że firma, która robi wszystko, co w jej mocy, aby ratować miejsca pracy, jest wskazywana przez Unite jako obiekt narodowej krytyki, kiedy w każdej branży w całym kraju likwidowane są miejsca pracy. To, co proponujemy, to wprowadzenie rozsądnych zmian w umowach, aby umożliwić nam konkurowanie z liniami lotniczymi o znacznie niższych kosztach operacyjnych i większej elastyczności. Jeśli pracownicy zaakceptują zmiany w sposobie pracy lub warunkach zatrudnienia, liczymy, że będziemy w stanie uratować więcej miejsc pracy" - oświadczył rzecznik.

Jak podaje stacja Sky News, British Airways wykonuje obecnie ok. 15 proc. przelotów w stosunku do siatki połączeń sprzed pandemii, co powoduje stratę w wysokości 20 mln funtów dziennie.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

 

Obraz JoeBreuer z Pixabay 

Związkowcy w British Airways grożą strajkiem

FTC prowadzi dochodzenie ws. prywatności na Twitterze; możliwa wysoka kara

Amerykańska Federalna Komisja Handlu (FTC) prowadzi dochodzenie ws. prywatności na Twitterze, w którym możliwe jest orzeczenie o wysokiej karze grzywny - donosi dziennik "Financial Times". Platforma miała nadużywać danych użytkowników do celów marketingowych.

Według "FT" serwis społecznościowy miał używać do zwiększania skuteczności targetowania reklam adresów e-mail oraz numerów telefonów osób korzystających z Twittera. Kara grzywny, którą może zakończyć się dochodzenie FTC, może wynieść nawet 250 mln dolarów - pisze londyńska gazeta, powołując się na informacje spółki.

W poniedziałek należąca do Jacka Dorseya firma poinformowała, że otrzymała wstępną wersję orzeczenia z FTC, w którym stwierdza się, iż Twitter naruszył przyrzeczenie dane użytkownikom, dotyczące bezpieczeństwa i prywatności ich danych, wprowadzając tym samym konsumentów w błąd.

W październiku ubiegłego roku Twitter przyznał się publicznie do "nieumyślnego" wykorzystania danych osobowych, w tym numerów telefonów i adresów e-mail dostarczanych do serwisu przez jego użytkowników - według ich przekonania - "dla celów bezpieczeństwa", po to aby zwiększyć skuteczność targetowania reklam w latach od 2013 do 2019 r.

Firma poinformowała, że informacje te były wykorzystywane do łączenia użytkowników z listami marketingowymi dostarczanymi przez reklamodawców, na których znajdowały się szczegółowe profile preferencyjne pozwalające na kierowanie reklam do wybranych grup odbiorców. "To był błąd" - stwierdził wówczas Twitter.

FTC we wstępnej wersji orzeczenia oceniła, że Twitter naruszył zasadę dobrowolności przekazywania danych dla celów marketingowych, której zobowiązał się przestrzegać w 2011 r. w wyniku ugody z Komisją, zawartej celem rozwiązania spraw wcześniejszych oskarżeń o stwarzanie ryzyka dla prywatności użytkowników. Pojawiły się one po wykorzystaniu przez hakerów wewnętrznych narzędzi kontrolnych serwisu celem dostępu do kont osób wykorzystujących tę usługę dwukrotnie w 2009 r.

Zasada dobrowolności zobowiązała firmę do "niewprowadzania w błąd użytkowników na temat zakresu ochrony bezpieczeństwa, prywatności i poufności" danych oraz "stworzenia i utrzymania kompleksowego programu bezpieczeństwa informacji".

"Financial Times" zwraca uwagę, że informacje dotyczące postępowania prowadzonego przez Federalną Komisję Handlu ujawniane są w czasie, kiedy Twitter znów jest obiektem ostrej krytyki, jeśli chodzi o jego praktyki bezpieczeństwa. W czerwcu serwis padł ofiarą hakerów, którzy - kolejny raz - wykorzystując wewnętrzne narzędzia Twittera i techniki inżynierii społecznej zyskali dostęp do ponad 130 kont bardzo znanych osób na tej platformie, m.in. przedstawicieli świata polityki, biznesu i celebrytów. Wykorzystano je do oszustw kryptowalutowych, a także wykradzenia prywatnych wiadomości właścicieli profili.

Sprawcy cyberataku zostali oskarżeni o popełnienie szeregu przestępstw na poziomie federalnym. 17-letni mieszkaniec Florydy, który miał być przywódcą grupy hakerskiej, będzie sądzony jak dorosły. Postawiono mu 30 zarzutów. (PAP)

Obraz Photo Mix z Pixabay 

Wielka Brytania i UE uzgodniły harmonogram rozmów do października

Wielka Brytania i Unia Europejska uzgodniły, że będą kontynuować do 2 października negocjacje na temat ich przyszłych relacji po zakończeniu okresu przejściowego po brexicie - poinformował w piątek główny brytyjski negocjator David Frost.

Jak napisano w dokumencie, który Frost zamieścił na Twitterze, kolejne rundy negocjacyjne będą się odbywać w sierpniu i we wrześniu - o ile sytuacja epidemiczna na po pozwoli, na przemian w Brukseli i Londynie.

Zgodnie z przedstawionym harmonogramem, następna - siódma - runda odbędzie się w dniach 17-21 sierpnia w Brukseli, a kolejne 7-11 września w Londynie i od 28 września do 2 października znów w Brukseli. W miarę potrzeby mogą być one uzupełnione spotkaniami głównych negocjatorów - czyli Frosta i Michela Barniera - oraz ich zespołów w węższym formacie, na co przeznaczono tygodnie między 24 a 31 sierpnia oraz 14 a 21 września.

Przedstawienie przez Frosta harmonogramu negocjacji zmniejsza prawdopodobieństwo, że Wielka Brytania zerwie negocjacje, czym wcześniej groziła, jeśli nie dostrzeże w nich postępu.

Wielka Brytania i UE powinny przed końcem roku, gdy upłynie okres przejściowy po brexicie, zawrzeć umowę regulującą ich przyszłe stosunki, w tym zwłaszcza handlowe, gdyż w przeciwnym razie od 1 stycznia 2021 roku w handlu między nimi będą mogły obowiązywać cła i inne bariery.

Jednak jak dotychczas po każdej zakończonej rundzie negocjacyjnej Frost i Barnier zgadzali się głównie w tym, że nie osiągnięto postępu, a między stronami pozostają duże rozbieżności. Pod koniec czerwca Wielka Brytania oficjalnie zakomunikowała, że nie zwróci się o przedłużenie okresu przejściowego.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Wielka Brytania i UE uzgodniły harmonogram rozmów do października

Rząd zawarł czwartą umowę na zakup potencjalnej szczepionki na Covid-19

Brytyjski rząd podpisał umowę z koncernami farmaceutycznymi Sanofi i GSK na zakup 60 mln dawek wspólnie opracowanej przez nie potencjalnej szczepionki przeciw koronawirusowi. To już czwarta taka umowa, mimo że nie zakończono jeszcze testów żadnej ze szczepionek.

Wcześniej zawarto umowę na zakup 100 mln dawek szczepionki stworzonej przez naukowców z Uniwersytetu w Oxfordzie, która produkowana będzie przez firmę AstraZeneca, zaś w zeszłym tygodniu podpisano umowę na zakup 30 mln dawek od BionNTech i Pfizer oraz wstępną umowę na zakup 60 mln od firmy Valneva.

To oznacza, że Wielka Brytania, która nie zdecydowała się na przystąpienie do wspólnego programu zakupu szczepionek przez Unię Europejską, zapewniła już sobie ewentualną dostawę 250 mln sztuk szczepionek, choć na razie nie ma pewności, czy którakolwiek z nich okaże się skuteczna w walce z koronawirusem.

"Nasi naukowcy i badacze próbują w niespotykanym dotąd tempie i na niespotykaną dotąd skalę znaleźć bezpieczną i skuteczną szczepionkę. Chociaż ten postęp jest naprawdę niezwykły, faktem jest, że nie ma żadnych gwarancji. Ważne jest, abyśmy w tym czasie zapewnili sobie wczesny dostęp do różnych obiecujących kandydatów na szczepionki, takich jak ta z GSK i Sanofi, aby zwiększyć nasze szanse na znalezienie takiej, która sprawdzi się, byśmy mogli chronić społeczeństwo i ratować życie" - oświadczył brytyjski minister biznesu Alok Sharma. Nie ujawniono finansowych szczegółów umowy.

Testy na ludziach szczepionki opracowanej przez Sanofi i GSK mają się rozpocząć we wrześniu. Jeśli zakończą się one powodzeniem, to według producentów mogłaby ona uzyskać niezbędne zezwolenia na dopuszczenie do użycia w pierwszej połowie przyszłego roku. Przez ten czas obie firmy chcą zwiększyć moce produkcyjne do poziomu miliarda dawek rocznie.

Brytyjski rząd już wcześniej oświadczył, że jeśli którakolwiek ze szczepionek okaże się skuteczna, priorytetowy dostęp do niej będą mieli pracownicy służby zdrowia, opieki społecznej oraz osoby szczególnie narażone na zakażenie koronawirusem.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Obraz Miguel Á. Padriñán z Pixabay 

Rząd zawarł czwartą umowę na zakup potencjalnej szczepionki na Covid-19

Ciało 20-letniej Polki znaleziono w Irlandii Płn., 23-letni Polak zatrzymany

Ciało 20-letniej Polki znaleziono w mieszkaniu w mieście Newry w Irlandii Północnej, a w związku ze sprawą policja zatrzymała 23-letniego obywatela Polski - potwierdził w rozmowie z PAP konsul generalny RP w Belfaście Paweł Majewski.

O sprawie napisał w poniedziałek dziennik "Belfast Telegraph". Gazeta podała, że ciało Polki znalezione zostało w niedzielę rano, zaś jeszcze tego samego dnia w pobliżu domu policja zatrzymała próbującego uciekać 23-latka. Północnoirlandzka policja PSNI poinformowała, że obecnie nie poszukuje nikogo więcej w związku z tą sprawą. Personaliów ani ofiary, ani zatrzymanego mężczyzny, nie ujawniono.

Jak powiedział PAP konsul Majewski, ofiara i zatrzymany mężczyzna byli parą i mieszkali ze sobą, zaś według nieoficjalnych informacji od osób, które ich znały, byli parą od stosunkowo niedawna. 23-letni mężczyzna został na razie zatrzymany na 24 godziny z możliwością przedłużenia tego okresu. Konsul potwierdził, że policja skłania się ku wersji prowadzenia śledztwa w kierunku zabójstwa, jednakże obecnie trwają jeszcze czynności śledcze i zatrzymanemu obywatelowi Polski formalne zarzuty nie zostały postawione.

"Belfast Telegraph" cytuje lokalnego radnego Gavina Malone'a, według którego para od czasu wprowadzenia się do tego mieszkania raczej nie utrzymywała kontaktów z sąsiadami i nikt z okolicy ich bliżej nie znał.

Newry to niewielkie, liczące ok. 27 tys. mieszkańców miasto, leżące na południe od Belfastu, tuż przy granicy z Irlandią.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

 

foto : policja Newry - twitter / PSNINMDown

Ciało 20-letniej Polki znaleziono w Irlandii Płn., 23-letni Polak zatrzymany

W. Brytania przywraca kwarantannę dla przybywających z Luksemburga i restrykcje w płn. Anglii

Brytyjski rząd przywrócił w czwartek wieczorem obowiązek 14-dniowej kwarantanny dla przyjeżdżających z Luksemburga oraz zakaz spotykania się przez osoby z różnych gospodarstw domowych w zamkniętych pomieszczeniach w kilku miastach na północy Anglii.

Obowiązek kwarantanny dla przyjeżdżających z Luksemburga wejdzie w życie w piątek o 10 rano czasu londyńskiego. Luksemburg jest drugim państwem, które najpierw znalazło się na liście tych, skąd przyjazd nie łączy się z koniecznością odbycia kwarantanny, jednak później zostało z niej zdjęte - w miniony weekend taką decyzję podjęto w stosunku do Hiszpanii.

Przywrócenie obowiązku kwarantanny dla osób przyjeżdżających z Luksemburga nie jest zaskoczeniem, bo od kilku dni członkowie brytyjskiego rządu powtarzali, że nie zawahają się przed takimi decyzjami, jeśli w jakimś kraju będzie szybko rosła liczba zakażeń. Według danych Europejskiego Centrum ds. Zapobiegania i Kontroli Chorób (ECDC), w Luksemburgu jest obecnie najwyższy wskaźnik zakażeń na 100 tys. mieszkańców w całej Unii Europejskiej.

Pewnym zaskoczeniem może być co najwyżej fakt, że z decyzją tą nie poczekano do zaplanowanego na piątek cotygodniowego przeglądu listy. Przyspieszyło ją to, że kilka godzin wcześniej obowiązek kwarantanny dla przybywających z Luksemburga przywróciły władze Szkocji. Co roku Luksemburg odwiedza ok. 120 tys. Brytyjczyków.

Również w czwartek wieczorem brytyjskie ministerstwo zdrowia zaostrzyło restrykcje koronawirusowe w kilku miastach i miejscowościach północnej Anglii.

Od północy w nocy z czwartku na piątek w całym hrabstwie metropolitalnym Greater Manchester, a także w Blackburn i Darwen, Burnley, Hyndburn, Pendle, Rossendale we wschodniej części hrabstwa Lancashire oraz w Bradford, Calderdale, Kirklees w West Yorkshire osoby z różnych gospodarstw domowych nie mogą się spotykać w zamkniętych przestrzeniach. Utrzymano też obowiązywanie tego samego zakazu w przypadku miasta Leicester, które przed miesiącem jako pierwsze miasto w kraju zostało objęte lokalną blokadą. Wprowadzony w czwartek zakaz obejmuje tereny - wliczając w to Leicester - zamieszkałe przez ok. 4 mln osób.

"Podejmujemy te działania z ciężkim sercem, ale niestety jest to konieczne ponieważ widzieliśmy, że spotkania członków gospodarstw domowych i brak społecznego dystansu są jednymi z przyczyn rosnącego tempa występowania koronawirusa i zrobimy wszystko, co konieczne, aby zapewnić bezpieczeństwo kraju. Stale jesteśmy czujni, przyglądaliśmy się danym i niestety widzieliśmy w niektórych częściach północnej Anglii wzrost liczby przypadków koronawirusa" - oświadczył minister zdrowia Matt Hancock.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Obraz Rudy and Peter Skitterians z Pixabay 

W. Brytania przywraca kwarantannę dla przybywających z Luksemburga i restrykcje w płn. Anglii

Kolejne miasto w północno-zachodniej Anglii wprowadza lokalne restrykcje

Władze miejskie Oldham w północno-zachodniej Anglii wprowadziły we wtorek dodatkowe restrykcje w związku z 4,5-krotnym wzrostem liczby zakażeń koronawirusem w ciągu tygodnia. To kolejne miasto w tym regionie, które zdecydowało się na taki krok.

Zgodnie z zaleceniami mieszkańcy nie mogą odwiedzać innych osób w ich domach, a podczas spotkań na zewnątrz muszą utrzymywać dwumetrową odległość. Ponadto wszyscy, którzy z powodu szczególnej podatności na zakażenie izolują się, muszą nadal to robić co najmniej do 14 sierpnia, zaś domy opieki nie mogą luzować restrykcji dotyczących odwiedzin. Wszystkie te zalecenia mają pozostać w mocy przez dwa tygodnie.

"Nalegamy, aby mieszkańcy nadal poważnie traktowali ryzyko związane z koronawirusem i trzymali się wytycznych. Najlepszym sposobem na uniknięcie infekcji jest maksymalne ograniczenie kontaktu z innymi i pozostanie w domu, jeśli tylko można, w tym praca z domu" - powiedziała wiceprzewodnicząca rady miejskiej Arooj Shah. Jak dodała, te działania są kluczowe, aby zapobiec pełnej blokadzie, jaką pod koniec czerwca rząd nałożył na Leicester w środkowej Anglii (obecnie została ona już trochę poluzowana).

Rada miejska Oldham wyjaśniła, że powodem wprowadzenia dodatkowych restrykcji jest "dramatyczny" wzrost przypadków koronawirusa, który nastąpił w ostatnim tygodniu. W ciągu siedmiu dni do soboty 25 lipca włącznie w Oldham wykryto 119 zakażeń, co uwzględniając populację całego dystryktu metropolitalnego Oldham przekłada się na 50,2 zakażeń na 100 tys. mieszkańców. W ciągu poprzednich siedmiu dni było tylko 26 zakażeń. Mimo tego wzrostu wskaźnik infekcji jest wciąż prawie trzy razy niższy niż był w Leicester w momencie nakładania blokady.

Podobne restrykcje wprowadziły w ostatnich dniach także władze lokalne w kilku innych miastach i miejscowościach północno-zachodniej Anglii - Rochdale, Blackburn i Darwen oraz Pendle.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

 

foto : Oldham   twitter / William251201

Kolejne miasto w północno-zachodniej Anglii wprowadza lokalne restrykcje

Szybkie testy na obecność koronawirusa będą dawać wynik w 90 minut

Szybkie testy na obecność koronawirusa, które dadzą wynik w ciągu 90 minut, będą od przyszłego tygodnia stosowane w brytyjskich szpitalach i domach opieki - ogłosił w poniedziałek minister zdrowia Matt Hancock.

Testy te mogą wykrywać również obecność sezonowej grypy oraz innych pokrewnych chorób. Dzięki nim ma zostać osiągnięty cel wyznaczony przez premiera Borisa Johnsona w ramach przygotowań do drugiej fali epidemii, jakim jest zwiększenie do października możliwości brytyjskich laboratoriów do poziomu 500 tys. testów dziennie. Obecnie wynoszą one 338 tys. testów dziennie.

"Wykorzystujemy najbardziej innowacyjne technologie dostępne do walki z koronawirusem. Miliony nowych szybkich testów koronawirusowych dadzą wyniki na miejscu w mniej niż 90 minut, co pomoże nam natychmiast przerwać łańcuchy transmisji. Fakt, że testy te są w stanie wykryć grypę, jak również Covid-19, będzie niezwykle korzystny, gdy będzie zbliżać się zima, dzięki czemu pacjenci będą mogli stosować się do właściwych rad, aby chronić siebie i innych" - oświadczył Hancock.

Jak podkreślono, szybkie testy, które dostarczone będą przez dwie niezależne od siebie firmy, nie wymagają tego, by wykonywane były przez wyspecjalizowany personel, co tym bardziej przyspieszy proces. Obecnie w przypadku testów przeprowadzanych w szpitalach ok. 90 proc. wyników otrzymywanych jest w ciągu 24 godzin, ale w przypadku wykonywanych w mobilnych punktach pobierania próbek bądź zestawów wysyłanych pocztą, tylko połowa wyników jest uzyskiwana w takim samym okresie. To razem oznacza, że w około jednej trzeciej wszystkich testów wynik jest dopiero w trakcie następnej doby. Szybsze uzyskiwanie wyniku jest według brytyjskiego rządu kluczowe dla zatrzymywania dalszego przekazywania choroby przez zakażone osoby.

Szybkie testy mają też umożliwić regularne testowanie wszystkich pensjonariuszy i pracowników domów opieki, nawet jeśli nie wykazują oni symptomów choroby. Brytyjski rząd zapowiadał, że stanie się to przed końcem lipca, ale przesunięto ten termin na wrzesień.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Obraz Pete Linforth z Pixabay 

Szybkie testy na obecność koronawirusa będą dawać wynik w 90 minut

Dalsze luzowanie restrykcji wstrzymane o co najmniej dwa tygodnie

Zaplanowane na sobotę dalsze luzowanie restrykcji, wprowadzonych z powodu koronawirusa, zostaje przesunięte o co najmniej dwa tygodnie - ogłosił w piątek brytyjski premier Boris Johnson. Zapowiedział też rozszerzenie obowiązku zasłaniania twarzy na kolejne miejsca.

Decyzja o "naciśnięciu na pedał hamulca" została podjęta ze względu na "pełzającą w górę" liczbę nowych zakażeń i w celu utrzymania wirusa pod kontrolą - wyjaśnił brytyjski premier podczas konferencji prasowej na Downing Street.

Towarzyszący mu naczelny lekarz Anglii Chris Whitty ostrzegł, że kraj "prawdopodobnie osiągnął granice lub okolice granic tego, co możemy zrobić w zakresie otwarcia społeczeństwa", nie powodując dalszego wzrostu liczby przypadków koronawirusa.

Od soboty w Anglii miały zostać otwarte kasyna, kręgielnie i lodowiska pod dachem, miały się rozpocząć przestawienia teatralne i koncerty w zamkniętych przestrzeniach z ograniczoną liczbą widzów, a w obiektach sportowych i salach konferencyjnych planowano rozpocząć pilotażowe programy przygotowujące do wznowienia wydarzeń z udziałem publiczności. Ponadto zapowiedziano, że od soboty dopuszczone będą wesela z udziałem maksymalnie 30 osób. Jednak wszystkie te zmiany wejdą w życie najwcześniej 15 sierpnia.

Dodatkowo od 8 sierpnia, czyli następnej soboty, konieczne będzie zasłanianie twarzy w takich miejscach, jak kina, muzea, galerie czy miejsca kultu religijnego, co biorąc pod uwagę, że jest to już wymagane w komunikacji publicznej oraz sklepach, oznacza, iż ten obowiązek będzie dotyczył wszystkich zamkniętych przestrzeni publicznych poza barami, pubami i restauracjami.

Pozostałe zmiany, jakie planowano - czyli zostawienie pracodawcom decyzji, czy praca ma być wykonywana zdalnie, czy w biurach, oraz zezwolenie osobom, którym ze względu na wysokie ryzyko zakażenia zalecano ścisłe pozostawanie w domach, na wychodzenie z nich - pozostają w mocy.

Johnson powiedział też, że na razie nie zostają zmienione w skali całego kraju zasady dotyczące utrzymywania dystansu bądź kontaktów międzyludzkich, ale ostrzegł, że dalsze ponowne zaostrzenie decyzji może być konieczne. "Nie chcę mówić ludziom, żeby spędzali mniej czasu ze swoimi przyjaciółmi. Ale jeśli ludzie nie będą przestrzegać zasad i zachowywać się bezpiecznie, może będziemy musieli pójść dalej" - oświadczył brytyjski premier.

W czwartek wieczorem rząd wprowadził w kilku miastach północno-zachodniej i północnej Anglii, m.in. w Manchesterze i Bradford, zakaz odwiedzin w domach oraz spotykania się przez osoby z różnych gospodarstw domowych w zamkniętych przestrzeniach publicznych. To reakcja na szybko rosnące tam liczby nowych zakażeń.

Johnson ogłaszając wstrzymanie planu luzowania restrykcji przywołał sytuację w części krajów europejskich, gdzie ponownie wzrasta liczba zakażeń, a także szacunki brytyjskiego urzędu statystycznego ONS, według których w tygodniu 20-26 lipca wirusa miała 1 osoba na 1500, podczas gdy w poprzednim tygodniu było to 1 na 2000.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

 

foto : twitter / BorisJohnson

Dalsze luzowanie restrykcji wstrzymane o co najmniej dwa tygodnie

MSZ zaleca powstrzymywanie się od podróży na hiszpańskie wyspy

Brytyjskie ministerstwo spraw zagranicznych rozszerzyło w poniedziałek zalecenie powstrzymywania się od podróży do Hiszpanii kontynentalnej także na należące do niej archipelagi Balearów i Wysp Kanaryjskich.

"Rozważaliśmy ogólną sytuację obywateli brytyjskich podróżujących na Baleary i Wyspy Kanaryjskie oraz z (tych archipelagów), w tym wpływ wymogu izolacji po powrocie do Wielkiej Brytanii i doszliśmy do wniosku, że powinniśmy odradzać obywatelom brytyjskim wszelkie podróże, o ile nie są niezbędne, do całej Hiszpanii" - powiedział rzecznik ministerstwa.

Do tej pory zalecenie ministerstwa spraw zagranicznych mówiło jedynie o powstrzymywaniu się od wyjazdów do Hiszpanii kontynentalnej, o ile nie są one konieczne, dopuszczało natomiast podróżowanie na hiszpańskie wyspy, choć po powrocie z nich kwarantanna też jest obowiązkowa.

W niedzielę w Wielkiej Brytanii wszedł w życie - przywrócony z zaledwie kilkugodzinnym wyprzedzeniem - obowiązek odbycia 14-dniowej kwarantanny dla wszystkich przyjeżdżających z Hiszpanii. Władze w Madrycie zabiegają o to, by z tego obowiązku zwolnić podróże z Balearów i Wysp Kanaryjskich, które są popularnymi kierunkami wakacyjnymi dla brytyjskich turystów i gdzie, jak przekonują, liczba przypadków koronawirusa jest znacznie niższa niż w pozostałej części kraju.

Jak wcześniej w poniedziałek podawał dziennik "The Sun", brytyjski rząd rozważał tę kwestię, ale w rządzie był spór między ministerstwem spraw zagranicznych, które postulowało rozszerzenie zalecenia powstrzymywania się od podróży także na Baleary i Wyspy Kanaryjskie, a ministerstwem transportu, które było skłonne przychylić się do sugestii Hiszpanii.

W związku z obowiązkiem kwarantanny dla przyjazdów z Hiszpanii niskokosztowa brytyjska linia lotnicza Jet2 ogłosiła w poniedziałek, że od wtorku zawiesza - przynajmniej do połowy sierpnia - część tras do Hiszpanii i Portugalii.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Obraz falco z Pixabay 

MSZ zaleca powstrzymywanie się od podróży na hiszpańskie wyspy

Hiszpania/ Rekordowo niska liczba zagranicznych turystów w czerwcu

Tegoroczny czerwiec był w Hiszpanii miesiącem o najmniejszej liczbie zagranicznych turystów, którzy przyjechali na urlop do tego kraju w okresie sezonu wakacyjnego. Przybyło ich tam aż o 97,7 proc. mniej w stosunku do analogicznego miesiąca w 2019 roku.

Jak poinformował w poniedziałek w komunikacie Krajowy Instytut Statystyczny (INE) w Madrycie, w czerwcu do Hiszpanii przyjechało zaledwie 204,9 tys. wczasowiczów.

Największą grupę zagranicznych urlopowiczów stanowili obywatele Francji – 64,8 tys. W porównaniu do czerwca 2019 roku było ich jednak o 93,2 proc. mniej.

Władze INE wskazały też na znaczący spadek wydatków zagranicznych turystów w Hiszpanii. Średnio w ciągu dnia każdy z nich wydawał w czerwcu br. 114 euro, czyli o 30 proc. mniej w porównaniu z takim samym miesiącem w minionym roku.

Z komunikatu INE wynika, że do rekordowo niskiej liczby zagranicznych turystów przyczynił się kryzys wywołany epidemią koronawirusa, a także istniejące restrykcje sanitarno-epidemiologiczne.

Organizacja turystyczna Exceltur z Madrytu przewiduje, że 2020 rok będzie najgorszym rokiem w historii hiszpańskiej turystyki. Szacuje, że aktywność tego sektora spadnie o 50 proc., a branża straci z powodu epidemii Covid-19 łącznie około 14 mln turystów. (PAP)

Obraz Alp Cem z Pixabay 

Hiszpania/ Rekordowo niska liczba zagranicznych turystów w czerwcu

Minister zdrowia: nowe restrykcje w północnej Anglii były konieczne

Wprowadzenie dodatkowych restrykcji w niektórych miastach i miejscowościach północno-zachodniej i północnej Anglii było "absolutnie konieczne" - powiedział w piątek brytyjski minister zdrowia Matt Hancock.

W czwartek późnym wieczorem brytyjski rząd poinformował, że od północy w całym hrabstwie metropolitalnym Greater Manchester, a także w Blackburn i Darwen, Burnley, Hyndburn, Pendle, Rossendale we wschodniej części hrabstwa Lancashire oraz w Bradford, Calderdale, Kirklees w West Yorkshire osoby z różnych gospodarstw domowych nie mogą się spotykać w zamkniętych przestrzeniach. To oznacza zakaz wizyt domowych, a także zakaz spotykania się w pubach czy restauracjach, które pozostaną otwarte, ale mogą do nich chodzić tylko członkowie jednego gospodarstwa domowego. Zakaz obejmuje tereny zamieszkałe przez ok. 4 mln osób.

"W obliczu takiej pandemii ważne jest, aby działać szybko, gdy to jest konieczne. Nie jest to decyzja, którą ktokolwiek chciałby podjąć, ale jak już wcześniej widzieliśmy, ważne jest, aby działać szybko. Jesteśmy stale czujni i przyglądamy się danym, a w niektórych częściach północnej Anglii obserwujemy niestety wzrost liczby przypadków koronawirusa" - mówił w piątek rano Hancock w stacji Sky News.

Dodał on, że w pełni rozumie, że ta decyzja jest szczególnie trudna dla mieszkających tam muzułmanów, którzy w ten weekend obchodzą Święto Ofiarowania (Id al-Adha) i nie będą mogli się spotkać w domach. We wszystkich miejscowościach, w których wprowadzono restrykcje są duże mniejszości muzułmańskie. Jednak laburzystowski burmistrz hrabstwa Greater Manchester Andy Burnham zasugerował w stacji BBC, że wzrost liczby zakażeń w tym regionie w dużej mierze ma miejsce właśnie wśród ludności pochodzenia azjatyckiego.

Taki sam zakaz spotkań utrzymany został w Leicester w środkowej Anglii, gdzie przed miesiącem rząd wprowadził pierwszą lokalną blokadę, ale zarazem część ograniczeń w tym mieście zostanie od poniedziałku zniesiona. Otwarte mogą zostać kina, muzea, puby, bary, restauracje i salony fryzjerskie, a także mogą zostać wznowione ceremonie religijne. Nadal pozostaną zamknięte natomiast centra rozrywki, siłownie i baseny.

Tymczasem rząd Walii ogłosił, że od poniedziałku dopuszczone będą zgromadzenia do 30 osób, niezależnie od tego, z ilu gospodarstw domowych się wywodzą, a dzieci do 11. roku życia nie muszą zachowywać dystansu społecznego. Potwierdzono też, że puby, bary i restauracje mogą wznowić działalność od poniedziałku.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

 

foto : twitter / MattHancock

Minister zdrowia: nowe restrykcje w północnej Anglii były konieczne

Johnson ostrzega, że w Europie są oznaki drugiej fali epidemii

Brytyjski premier Boris Johnson ostrzegł we wtorek, że w Europie są już oznaki drugiej fali epidemii koronawirusa. Jednocześnie bronił decyzji rządu o nagłym przywróceniu 14-dniowej kwarantanny dla osób przyjeżdżających z Hiszpanii.

"Musimy podejmować szybkie i zdecydowane działania tam, gdzie uważamy, że ryzyko znów zaczyna się gwałtownie zwiększać. Trzeba jasno powiedzieć - to, co dzieje się w Europie, u naszych europejskich przyjaciół, obawiam się, że w niektórych miejscach zaczynamy dostrzegać oznaki drugiej fali pandemii" - mówił Johnson podczas wizyty w hrabstwie Nottinghamshire.

W sobotę wieczorem brytyjski rząd ogłosił z zaledwie kilkugodzinnym wyprzedzeniem, że od niedzieli przywrócony zostaje obowiązek kwarantanny dla przyjeżdżających z Hiszpanii, a w poniedziałek brytyjskie ministerstwo spraw zagranicznych dodało dwa wyspiarskie regiony Hiszpanii - Baleary i Wyspy Kanaryjskie - do listy miejsc, do których podróże są odradzane. Na tej liście już wcześniej była kontynentalna część Hiszpanii. Premier tego kraju Pedro Sanchez nazwał te decyzje nieuzasadnionymi i przekonuje, że w większości regionów brytyjscy turyści byliby bezpieczniejsi niż u siebie w kraju.

Johnson odniósł się także do doniesień dziennika "Daily Telegraph", który napisał we wtorkowym wydaniu, że w przypadku turystów wracających z Hiszpanii kwarantanna mogłaby zostać skrócona do 10 dni, o ile testy wykażą, że nie są oni zakażeni. "Zawsze szukamy sposobów na złagodzenie skutków kwarantanny, staramy się pomagać ludziom, staramy się upewnić, że nauka działa na korzyść podróżnych i wczasowiczów. Na razie musicie trzymać się wytycznych, których udzielamy, wytycznych, których udzieliliśmy na temat Hiszpanii i kilku innych miejsc na świecie" - oświadczył szef brytyjskiego rządu.

Według danych Europejskiego Centrum ds. Zapobiegania i Kontroli Chorób (ECDC) w Wielkiej Brytanii jest obecnie 14,7 osób zakażonych na 100 tys. mieszkańców, podczas gdy w Hiszpanii ten wskaźnik jest ponad dwa razy wyższy i wynosi 35,1 na 100 tys. mieszkańców. Hiszpański rząd argumentuje, że prawie dwie trzecie nowych przypadków zanotowano w zaledwie dwóch regionach - Aragonii i Katalonii, a w sporej części kraju, w tym na Balearach i Wyspach Kanaryjskich, wskaźnik zakażeń jest niższy niż w Wielkiej Brytanii.

Hiszpania była przed pandemią zdecydowanie najpopularniejszym kierunkiem wakacyjnych wyjazdów dla brytyjskich turystów. Co roku odwiedzało ją ponad 18 mln Brytyjczyków. Johnson zastrzegł, że każdy powinien sam podejmować decyzję o zagranicznym wyjeździe wakacyjnym i brać przy tym pod uwagę możliwość nagłej zmiany zasad dotyczących kwarantanny, tak jak to miało miejsce w przypadku Hiszpanii.

"Kiedy ludzie wracają z zagranicy, wracają z miejsca, gdzie, obawiam się, jest kolejny wybuch (zakażeń), muszą przejść kwarantannę. Dlatego podjęliśmy działania i będziemy je kontynuować przez całe lato tam, gdzie jest to konieczne" - podkreślił.

We wtorek brytyjski rząd dodał kolejne pięć państw do listy tych, skąd przyjazd nie łączy się z obowiązkiem kwarantanny. Są to Estonia, Litwa, Słowacja, Słowenia oraz St. Vincent i Grenadyny. Na tej liście znajduje się obecnie ponad 60 państw i terytoriów, w większości europejskich, oraz wszystkie 14 brytyjskich terytoriów zamorskich.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Obraz HubertPhotographer z Pixabay 

Johnson ostrzega, że w Europie są oznaki drugiej fali epidemii

Media: rząd przeprowadził symulacje działań w razie drugiej fali epidemii

Brytyjski rząd przygotowuje scenariusze na wypadek, gdyby lokalne blokady w ogniskach epidemii nie wystarczyły do zatrzymania drugiej fali koronawirusa - podał w niedzielę "Sunday Times".

Jak ujawnia gazeta, w minioną środę premier Boris Johnson wraz z wąską grupą doradców przeprowadził symulacje różnych hipotetycznych scenariuszy dalszego rozwoju epidemii w kraju. Choć w piątek, gdy Johnson ogłosił, że zaplanowane dalsze poluzowanie restrykcji zostaje obecnie wstrzymane, zapewniał, że ogólnokrajowa blokada jest ostatecznością, taki scenariusz też był brany pod uwagę.

"Sunday Times" podaje, że przeprowadzone zostały symulacje trzech wariantów rozwoju wydarzeń - stały wzrost przypadków w północno-zachodniej Anglii, którego nie udaje się zatrzymać mimo działań podejmowanych przez lokalne władze, ponowny wzrost zakażeń w efekcie przywożenia wirusa przez ludzi przylatujących na londyńskie lotniska oraz stopniowy wzrost zakażeń w całym kraju, gdy lokalnych ognisk byłoby tak dużo, że stałyby się drugą falą.

Pierwszy z tych scenariuszy już faktycznie zaczyna mieć miejsce, dlatego w czwartek wieczorem rząd zakazał w kilku miastach i miejscowościach północno-zachodniej Anglii spotkań osób z różnych gospodarstw domowych w zamkniętych przestrzeniach, zarówno w domach, jak i miejscach publicznych.

W drugim scenariuszu, przypominającym to, co miało miejsce w lutym i marcu, gdy wirusa sprowadzali do Wielkiej Brytanii ludzie przyjeżdżający z zagranicy, podczas symulacji najpierw skasowano całą listę krajów, z których przyjazd nie wymaga kwarantanny. Ale w przypadku znaczącego wzrostu liczby przypadków rozważane były też takie działania jak wprowadzenie w Londynie zakazu nocowania poza domem, nakazu pozostawania w domach oraz zakazu wyjeżdżania z miasta i wjeżdżania do niego.

W przypadku trzeciego scenariusza może zostać wydane zalecenie całkowitego pozostawania w domach dla osób szczególnie podatnych na zachorowanie nie tylko powyżej 70. roku życia, jak było to do tej pory, ale także w wieku 50-70 lat. W minioną sobotę przestał obowiązywać taki nakaz dla ok. 2,2 mln osób powyżej 70. roku życia. Według "Sunday Times", Johnson zalecił przygotowania do objęcia tych osób z grupy wiekowej 50-70 lat, które z racji różnych schorzeń bardziej narażone są na zachorowanie, takim nakazem i jeśli sytuacja będzie się pogarszać, we wrześniu i październiku mogą zostać do nich wysłane listy informujące, iż są w grupie ryzyka.

W Wielkiej Brytanii z powodu Covid-19 zmarło do tej pory 46 201 osób, co jest czwartą najwyższą liczbą na świecie.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Obraz Klaus Hausmann z Pixabay 

Media: rząd przeprowadził symulacje działań w razie drugiej fali epidemii

Johnson: koronawirus pod pewną dozą kontroli, ale to nie koniec pandemii

Premier Wielkiej Brytanii Boris Johnson powiedział w czwartek, że koronawirus znajduje się obecnie pod pewną dozą kontroli w kraju, ale jego odradzanie się w niektórych państwach europejskich wyraźnie pokazuje, że pandemia się nie skończyła.

"Kraj odniósł ogromny sukces w ograniczeniu liczby tych tragicznych zgonów, a my w tej chwili mamy go (wirusa) pod pewną dozą kontroli. Muszę wam jednak powiedzieć, że obserwujemy odradzanie się wirusa w niektórych innych krajach europejskich i możecie zobaczyć, co dzieje się w Stanach Zjednoczonych, a zatem jest absolutnie konieczne, abyśmy jako kraj nadal utrzymywali naszą koncentrację i dyscyplinę i abyśmy nie łudzili się, że jakoś wyszliśmy z lasu lub że to już koniec, bo to jeszcze nie koniec" - mówił Johnson podczas wizyty w hrabstwie North Yorkshire.

Według danych ze środy, w Wielkiej Brytanii na Covid-19 zmarło dotychczas 45 961 osób, co jest najgorszym bilansem w Europie i trzecim najgorszym na świecie, choć w ostatnich dniach średnia dobowa liczba zgonów ustabilizowała się na poziomie ok. 70, podczas gdy w szczycie epidemii przekraczała 900.

Johnson ocenił, że wirus "trochę bulgocze" w 10 do 30 miejscach w Wielkiej Brytanii i ważne jest, aby Brytyjczycy nadal przestrzegali zasad dystansu społecznego, myli ręce i poddawali się testom, jeśli mają jakieś symptomy koronawirusa.

Powiedział też, że w Leicester w środkowej Anglii, pierwszym mieście, które zostało objęte lokalną blokadą z powodu ponownie rosnącej liczby zakażeń, ich poziom spada.

Według najnowszych danych w ostatnich 14 dniach najwięcej przypadków na 100 tys. mieszkańców zanotowano w Blackburn i Darwen (85,3), następnie w Leicester (57,7), Oldham (53,1), Bradford (44,9)i Trafford (39,3). Poza Leicester wszystkie pozostałe miasta i miejscowości znajdują się północno-zachodniej bądź północnej Anglii. Według czwartkowych danych Europejskiego Centrum ds. Zapobiegania i Kontroli Chorób (ECDC), w całej Wielkiej Brytanii ten wskaźnik wynosi 12,4.

Wcześniej w czwartek brytyjski rząd ogłosił, że od teraz każdy, u kogo testy wykazały obecność koronawirusa albo wykazuje jego objawy, musi się izolować przez 10 dni, a nie przez siedem, jak było do tej pory.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

 Johnson: koronawirus pod pewną dozą kontroli, ale to nie koniec pandemii

Mniejszości etniczne częściej karane za łamanie restrykcji koronawirusowych

Przedstawiciele mniejszości etnicznych zauważalnie częściej niż biali Brytyjczycy byli karani mandatami za złamanie restrykcji wprowadzonych w celu zatrzymania epidemii koronawirusa - wynika z opublikowanych w poniedziałek danych brytyjskiej policji.

Statystyki dotyczą okresu od 27 marca do 25 maja w Anglii i Walii. W tym czasie tamtejsze policje nałożyły 17 039 mandatów za naruszenie restrykcji. Ponad 63 proc. z nich nałożono z powodu nieuzasadnionego przemieszczania się, a kolejne 20 proc. z powodu gromadzenia się w grupach większych niż dwie osoby. Jak oceniono, liczba mandatów była dość niewielka, bo przekłada się to na trzy na każde 10 tys. mieszkańców, a dla porównania w Szkocji było to sześć na 10 tys. mieszkańców.

Lecz w szczegółowym raporcie zwrócono uwagę na duże dysproporcje w zależności od wieku, płci i pochodzenia etnicznego. Aż 70 proc. kar nałożono na mężczyzn poniżej 45. roku życia, choć stanowią oni tylko 22 proc. całej populacji. Mężczyźni w przedziale wiekowym 18-34 lata stanowią 14 proc. populacji, ale odpowiadają za 57 proc. wszystkich kar, czyli cztery razy więcej niż wynikałoby to z odsetka jaki stanowią.

Jeśli chodzi o pochodzenie etniczne, to wskaźnik kar nałożonych na białych Brytyjczyków wynosi 2,5 na 10 tys. osób, a na mniejszości etniczne łącznie - 4,0 na 10 tys., przy czym w przypadku osób pochodzenia azjatyckiego jest to 4,7, czarnoskórych - 4,6, osób o mieszanym pochodzeniu 3,1, a innych mniejszości 2,6. To oznacza, że osoby z mniejszości były proporcjonalnie 1,6 razu częściej karane niż biali.

W grupach wiekowych 18-24 lata oraz 25-34 lata mężczyźni wywodzący się z mniejszości etnicznych byli dwukrotnie częściej karani niż biali, ale w przypadku kobiet w tych samych grupach wiekowych już nie zanotowano istotniej dysproporcji między białymi a tymi z mniejszości etnicznych.

Przewodniczący Krajowej Rady Szefów Policji (NPCC) Martin Hewitt zwrócił jednak uwagę, że dane przedstawiają tylko "częściowy obraz", ponieważ "nie pokazują setek tysięcy interakcji ze społeczeństwem, w których interwencja słowna, wyjaśnienie i zachęta były skuteczne i nie było potrzeby nakładania grzywny".

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Mniejszości etniczne częściej karane za łamanie restrykcji koronawirusowych

Testy odróżniające zakażenie koronawirusem i grypą są już w Wielkiej Brytanii

Stopniowo wprowadzane są zapowiadane wcześniej testy, pozwalające odróżnić zakażenie koronawirusem i grypą, a także innymi infekcjami układ oddechowego. W Wielkiej Brytanii są one obecnie walidowane. W przyszłym tygodniu trafią do domów opieki.

„BBC News” informuje, że test o nazwie LamPORE opracowali eksperci ośrodka Oxford Nanopore. Służą one do wykrywania koronawirusa SAR-CoV-2, ale można je wykorzystać także do odróżnienia zakażenia tym patogenem oraz innymi infekcjami układu oddechowego, w tym podobne objawiającą się grypą sezonową. Będą zatem szczególnie przydatne w okresie jesienno-zimowym, kiedy rozpocznie się sezon grypowy.

Prof. John Bell z Oxford University zapewnia, że nowe testy wykazują podobną czułość, jak obecnie stosowane testy laboratoryjne. W Wielkiej Brytanii są one teraz walidowane i przewiduje się, że w przyszłym tygodniu będą wprowadzone do domów opieki. Na wynik tych testów trzeba na razie czekać od jednego do dwóch dni, ale wkrótce badanie będzie trwało zaledwie 90 minut.

Według brytyjskiego ministerstwa zdrowia w ciągu kilku miesięcy w Wielkiej Brytanii będzie dostępnych 5,8 mln testów odróżniających zakażenie koronawirusem i grypą. Pierwszy milion tych badań będzie gotowych w przyszłym tygodniu.

Nad podobnym testem pracują także inne firmy. Dr n. med. Wojciech Lemski z Roche Diagnostics Polska powiedział podczas zorganizowanego w naszym kraju webinarium „Jak powinna wyglądać diagnostyka SAR-CoV-2, by była skuteczna”, że jego firma opracowała tekst pozwalający odróżnić zakażenie wywołane koronawirusem oraz wirusem grypy sezonowej typu A i B.

Według specjalisty test ten w Polsce będzie prawdopodobnie dostępny jesienią, kiedy rozpocznie się sezon grypowy. Eksperci ostrzegają, że w tym okresie zakażenia wywołane przez SARS-CoV-2 mogą się nałożyć na infekcje powodowane przez grypę sezonową. Obydwa zakażenia trudno odróżnić na podstawie jedynie objawów, szczególnie w początkowej fazie rozwoju.

Wywoływana przez koronawirusa choroba COVID-19 oraz grypa sezonowa podobnie się rozprzestrzeniają, czyli drogą kropelkową. Mogą się też podobnie objawiać: gorączką (powyżej 38 st. C), kaszlem, a także bólami mięśniowymi i ogólnym zmęczeniem. Jedynym wyraźnym objawem odróżniającym COVID-19 od grypy sezonowej jest duszność (spłycenie oddechu), ale na ogół występuje ona w późniejszym, bardziej zaawansowanym stadium choroby. (PAP)

Obraz Mojca J z Pixabay

Testy odróżniające zakażenie koronawirusem i grypą są już w Wielkiej Brytanii

Rząd pomoże we wznowieniu produkcji filmowo-telewizyjnej po epidemii

Brytyjski rząd przeznaczy 500 mln funtów na pomoc we wznowieniu tych produkcji filmowych i telewizyjnych, które wstrzymane zostały wskutek epidemii koronawirusa.

Jak wyjaśnił w środę minister kultury Oliver Dowden, fundusz zostanie wykorzystany na pokrycie kosztów projektów, które zostały opóźnione lub zaniechane z powodu problemów powstałych w wyniku epidemii.

Po wprowadzeniu przez rząd pod koniec marca ograniczeń w kontaktach społecznych w celu zatrzymania epidemii praktycznie cała brytyjska produkcja filmowa i telewizyjna została wstrzymana.

Po złagodzeniu tych ograniczeń wiele firm z branży filmowo-telewizyjnej chciało wznowić produkcję, ale okazało się, że nie były w stanie tego zrobić, ponieważ ubezpieczyciele nie zapewniliby ochrony na wypadek dalszych zakłóceń spowodowanych przez Covid-19.

Rządowy program ma rozwiązać problem braku dostępnego ubezpieczenia, gdyż pokryje on ewentualne straty związane z koronawirusem, np. w przypadku chorób członków obsady i pracowników technicznych, a także opóźnień lub zakłóceń w filmowaniu spowodowanych trwającą walką z epidemią.

Warunkiem skorzystania przez producentów z tego programu jest jednak to, że co najmniej połowa kosztów produkcji musi być wydana w kraju.

W Wielkiej Brytanii przemysł produkcji filmowej i telewizyjnej tworzy bezpośrednio i pośrednio ponad 180 tys. miejsc pracy i zapewnia gospodarce ponad 12 mld funtów rocznie.

"Od nagradzanych dramatów, po kultowe komedie i cenione filmy dokumentalne, Wielka Brytania robi filmy i programy telewizyjne, na które świat nie może się doczekać. Dzisiejsze ogłoszenie oznacza więcej klapsów filmowych w studiach w Belfaście, Glasgow, Cardiff, Watford i wielu innych. Nasze branże filmowo-telewizyjne odnotowują wysoki wzrost, tworzą miejsca pracy i pokazują to, co najlepsze w brytyjskiej kreatywności i innowacyjności, i cieszę się, że możemy dać im szansę na ponowne uruchomienie kamer" - oświadczył Dowden.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Obraz David Condrey z Pixabay 

Rząd pomoże we wznowieniu produkcji filmowo-telewizyjnej po epidemii

Maraton w Londynie - ostateczna decyzja do 7 sierpnia

Ostateczna decyzja dotycząca tegorocznego maratonu w Londynie zapadnie najpóźniej do 7 sierpnia - potwierdzili w poniedziałek organizatorzy tej imprezy.

Pierwotnie ten jeden z najbardziej prestiżowych biegów maratońskich w świecie miał się odbyć 26 kwietnia. Jednak z powodu pandemii koronawirusa termin został zmieniony na 4 października. Teraz jednak pojawiły się obawy, że także tego dnia imprezy nie uda się zorganizować.

"Wiemy, jak ważny dla wszystkich biegaczy jest Virgin Money London Marathon. Jednak pandemia nie ustępuje, dlatego nadal proszę o cierpliwość. Pracujemy nad tym, abyśmy mogli się bezpiecznie spotkać na trasie. Trwa analiza sytuacji i związanych z nią zagrożeń, deklaruję, że ostateczna decyzja zapadnie do 7 sierpnia" - napisał w oświadczeniu dyrektor imprezy Hugh Brasher.

W Londynie tradycyjnie w maratonie uczestniczyło blisko 40 tysięcy zawodników. W tym roku mieli się zmierzyć najszybsi maratończycy świata Eliud Kipchoge i Kenenisa Bekele.

Impreza w Londynie jest ostatnią z kalendarza World Marathon Majors, która jeszcze nie została odwołana. Wcześniej taką decyzję podjęli organizatorzy maratonów w Bostonie, Berlinie, Nowym Jorku i Chicago. (PAP)

Maraton w Londynie - ostateczna decyzja do 7 sierpnia

Jedzenie w restauracjach z 50-proc. zniżką, aby pomóc gastronomii

Od poniedziałku przez cały sierpień goście brytyjskich restauracji będą płacić za jedzenie i napoje bezalkoholowe tylko 50 proc. ceny, zaś koszt drugiej połowy sfinansuje rząd. Akcja ma pomóc sektorowi gastronomicznemu wyjść z kryzysu po epidemii koronawirusa.

Restauracje, bary i puby należą do tych biznesów, które najmocniej ucierpiały wskutek epidemii. Najpierw, po wprowadzeniu restrykcji, były zamknięte przez 15 tygodni (w Szkocji i Walii nawet nieco dłużej), a choć od prawie miesiąca mogą już działać, ich przychody spadły, bo zgodnie z rządowymi wytycznymi trzeba w nich zachowywać dystans, co ogranicza liczbę klientów, a wiele osób nadal nieufnie podchodzi do jedzenia poza domem.

Program "Eat Out to Help Out" ma zachęcić Brytyjczyków, by jedząc poza domem pomogli sektorowi gastronomicznemu w ponownym stanięciu na nogi.

Przez cały sierpień klienci będą płacić tylko połowę ceny, ale jest to ograniczone kilkoma warunkami. Akcja obowiązuje tylko w tych lokalach, które zgłosiły się do programu i tylko w poniedziałki, wtorki i środy, czyli dni, kiedy ruch jest mniejszy. Ponadto maksymalna zniżka wynosi 10 funtów na osobę, a wreszcie - zniżka obejmuje tylko jedzenie spożywane na miejscu, czyli nie dotyczy ani alkoholu, ani jedzenia na wynos czy z dostawą, a także nie dotyczy prywatnych przyjęć, np. w przypadku wynajęcia lokalu.

Mimo tych ograniczeń akcja zapewne będzie cieszyć się dużym powodzeniem, bo do udziału zgłosiły się setki, jeśli nie tysiące restauracji czy pubów, zarówno sieciowych, jak indywidualnych. Do skorzystania ze zniżki nie potrzebne będą żadne vouchery ani kody, lecz będzie ona automatycznie naliczana, można ją łączyć z innymi promocjami, nie ma kwoty minimalnej, którą trzeba wydać, obejmuje także dzieci oraz większe grupy osób i można z niej korzystać dowolną liczbę razy.

Zwrot wartości zniżek lokale uczestniczące w programie dostaną na rachunek bankowy w ciągu pięciu dni roboczych.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Obraz Free-Photos z Pixabay 

Jedzenie w restauracjach z 50-proc. zniżką, aby pomóc gastronomii

Rośnie liczba miejsc pracy w sektorze IT

W Wielkiej Brytanii w miarę łagodzenia obostrzeń związanych z epidemią koronawirusa SARS-CoV-2 rośnie liczba miejsc pracy w sektorze IT, których szczególny wzrost odnotowano w końcu czerwca oraz w lipcu - podaje serwis BBC.

Zapotrzebowanie na programistów oraz projektantów stron internetowych w lipcu wzrosło o 15,5 proc. w stosunku do czerwca. Według zastępcy prezesa stowarzyszenia zrzeszającego specjalistów z branży TechUK taka sytuacja na rynku ma ścisły związek z pandemią. "Przeżyliśmy dwa lata cyfrowej transformacji na przestrzeni dwóch tygodni" - twierdzi Anthony Walker.

Według Walkera wielu przedsiębiorców uważa, że cyfryzacja będzie miała rosnące znaczenie w ich biznesie w nadchodzącym czasie, a opinię tę potwierdzają badania rynku. W miarę, jak firmy dostrzegają konieczność cyfryzacji działalności, rośnie zapotrzebowanie na specjalistów mogących wspomagać je w tym procesie na rynku pracy. Potrzebni są m.in. pracownicy zdolni umożliwić firmom sprzedaż towarów i usług online, a także wspomóc je w procesach marketingowych i poszukiwaniu nowych klientów (również za granicą) oraz optymalizacji procesów produkcyjnych.

Pomiędzy marcem a czerwcem, w czasie epidemii koronawirusa, liczba aktywnych na rynku pracy pracowników w Wielkiej Brytanii spadła o 649 tys. Na koniec kwietnia bezrobocie wyniosło 1,3 mln osób.

Jednocześnie firmy informują, iż otrzymują bardzo wiele podań w odpowiedzi na zamieszczane oferty pracy. "Niestety przekonujemy się, że 60 proc. ubiegających się o pracę nie spełnia warunków niezbędnych do wykonywania obowiązków na danym stanowisku i wygląda na to, że składają podania na każdą dostępną ofertę" - mówi dyrektorka działu rekrutacji w firmie z sektora technologii dla ochrony zdrowia iPLATO Roina Hadi.

Jej zdaniem zalew podań utrudnia firmom znalezienie odpowiednich kandydatów do zapełnienia istniejących wakatów. Jednocześnie, jak pisze serwis BBC, Wielka Brytania już teraz boryka się z problemem niedoboru kwalifikowanych pracowników w branży IT. Ostatnie dane uczelni Open University pokazują, że kłopoty ze znalezieniem odpowiednich pracowników ma połowa pracodawców z tej branży.

Firmy IBM i SAP wcześniej przewidywały, że do końca 2020 roku w sektorze IT w Wielkiej Brytanii będzie milion wakatów oczekujących na pracowników. (PAP)

Obraz StartupStockPhotos z Pixabay 

Rośnie liczba miejsc pracy w sektorze IT

Ratownicy znieśli z góry bernardyna

Ekipa ratunkowa musiała pomóc bernardynowi w zejściu z najwyższej góry Anglii - poinformowała w poniedziałek agencja Reutera, pisząc o "niezwykłym odwróceniu tradycyjnych ról". Bernardyny są bowiem są wykorzystywane w ratownictwie górskim.

Suczka o imieniu Daisy upadła w piątek podczas schodzenia ze szczytu Scafell Pike w Kumbrii w Anglii. 16-osobowa ekipa ratunkowa zniosła z góry ważącego 55 kg psa na noszach.

Jak poinformował na swojej stronie na Facebooku zespół ratownictwa z Wasdale, Daisy nie chciała się ruszyć i wyglądało na to, że bolą ją tylne łapy. Na nagraniu z akcji ratunkowej, opublikowanym na YouTube, widać, jak Daisy siedzi na noszach, podczas gdy ratownicy przypinają ją, a następnie schodzą z góry.

Według ratowników z Wasdale Mountain Rescue Team, Daisy została uratowana przez ludzi już po raz drugi. Suczka "miała ciężki start w życiu", obecni właściciele adoptowali ją kilka miesięcy temu.

Po akcji ratunkowej, jak podali ratownicy, "dobrze się wyspała, chrapiąc trochę głośniej niż zwykle". "Najwyraźniej czuje się trochę winna i trochę zawstydzona, że osłabiła wizerunek swoich kuzynów skaczących przez alpejskie śniegi z beczkami brandy na szyjach" - stwierdzili. (PAP)

 

foto : twitter / wasdalemrt

Ratownicy znieśli z góry bernardyna

W Londynie upamiętniono rocznicę wybuchu powstania warszawskiego

Z powodu sytuacji epidemicznej upamiętnienie na terenie Wielkiej Brytanii rocznicy wybuchu powstania warszawskiego miało w tym roku dość ograniczoną formę.

W piątek, w przededniu rocznicy, ambasador RP w Wielkiej Brytanii Arkady Rzegocki oraz attache obrony przy ambasadzie, płk Mieczysław Malec złożyli kwiaty na symbolicznym grobie gen. Tadeusza Bora-Komorowskiego, który jako komendant główny Armii Krajowej podjął decyzję o wybuchu powstania warszawskiego. Bór-Komorowski zmarł w 1966 r. w Wielkiej Brytanii i został pochowany na londyńskim cmentarzu Gunnersbury, ale w 1994 r. jego prochy sprowadzono do Polski.

Z kolei działające w Polskim Ośrodku Społeczno-Kulturalnym w Londynie polskie kino społecznościowe POSK Cinema - które w sobotę obchodzi pierwsza rocznicę działalności - zorganizowało specjalny program filmowo-muzyczny, upamiętniający rocznicę wybuchu powstania warszawskiego.

W ramach wydarzenia - odbywającego się w internecie - o 17.00, w Godzinie W, wyemitowano dramat wojenny „Powstanie Warszawskie”, który jest pierwszym na świecie filmem fabularyzowanym non-fiction, zmontowanym w całości z materiałów dokumentalnych. W drugiej części programu – o 20.00 – wyemitowany zostanie rocznicowy koncert i premiera albumu „Astronomia poety”, przygotowanego przez wielokrotną zwyciężczynię polskich nagród muzycznych Fryderyki Melę Koteluk i zespół Kwadrofonik na podstawie wierszy Krzysztofa Kamila Baczyńskiego. Koncert został zarejestrowany w Sali pod Liberatorem Muzeum Powstania Warszawskiego 24 lipca 2020 r. i jest to jego pierwszy pokaz w Wielkiej Brytanii.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

W Londynie upamiętniono rocznicę wybuchu powstania warszawskiego

Nowym szefem MI6 zostanie dyplomata Richard Moore

Richard Moore, obecny dyrektor generalny ds. politycznych w brytyjskim MSZ, a w przeszłości m.in. ambasador w Turcji i zastępca doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego, został w środę mianowany nowym szefem MI6, brytyjskich służb wywiadowczych.

57-letni Moore obejmie stanowisko jesienią, kiedy ze stanowiska odejdzie piastujący je od 2014 r. Alex Younger.

"Cieszę się, że mogę wyznaczyć Richarda na następnego szefa Secret Intelligence Service. Wraca on do SIS z ogromnym doświadczeniem i będzie nadzorował pracę grupy mężczyzn i kobiet, których niestrudzone wysiłki rzadko są widoczne publicznie, ale mają kluczowe znaczenie dla bezpieczeństwa i dobrobytu Wielkiej Brytanii" - oświadczył minister spraw zagranicznych Dominic Raab, który mianuje szefa wywiadu.

Moore rozpoczął pracę w Secret Intelligence Service, jak oficjalnie nazywa się MI6, w 1987 r., zaś później przeniósł się do MSZ. Oprócz roli ambasadora w Turcji wcześniej sprawował też funkcje niższego szczebla na placówkach w Wietnamie, Pakistanie, Iranie i Malezji.

"Cieszę się i jestem zaszczycony, że zostałem poproszony o powrót do mojej Służby, aby nią kierować. SIS odgrywa istotną rolę - wraz z MI5 i GCHQ - w zapewnianiu bezpieczeństwa Brytyjczykom i promowaniu interesów Wielkiej Brytanii za granicą. Z niecierpliwością czekam na kontynuację tej pracy wraz z odważnym i zaangażowanym zespołem SIS" - oświadczył Moore.

Zmiana na stanowisku szefa MI6 była od dłuższego czasu spodziewana, bo Younger pełni tę rolę już szósty rok, podczas gdy szefowie wywiadu zwykle powoływani są na pięć lat, jednak brytyjski rząd nie chciał dokonywać zmiany w czasie, gdy kraj szykował się do opuszczenia Unii Europejskiej. Moore był wskazywany jako jeden z głównych kandydatów na to stanowisko. Jak podkreślają brytyjskie media, jego głównym zadaniem będzie zabezpieczenie kraju przed wrogimi działaniami ze strony Chin i Rosji.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Nowym szefem MI6 zostanie dyplomata Richard Moore

Brytyjscy artyści i politycy bojkotują Twittera w związku z antysemickimi treściami

Brytyjscy artyści i politycy rozpoczęli w poniedziałek 48-godzinny bojkot Twittera w proteście przeciwko niewystarczającej reakcji serwisu na antysemickie wpisy zamieszczane na platformie przez popularnego na Wyspach rapera Wileya.

Brytyjscy celebryci, artyści i politycy rozpoczęli w poniedziałek 48-godzinny bojkot Twittera w ramach kampanii #NoSafeSpaceForJewHate zainicjowanej po tym, jak serwis nieodpowiednio zareagował na antysemickie wpisy publikowane przez rapera Wiley'a.

"Zdecydowaliście się dopuścić takie wpisy na Twitterze. My mówimy: nie ma bezpiecznego miejsca na nienawiść wobec Żydów" - skomentował Stephen Pollard, redaktor naczelny londyńskiego tygodnika "The Jewish Chronicle".

Chodzi o wpisy opublikowane przez 41-letniego rapera o pseudonimie artystycznym Wiley (prawdziwe nazwisko: Richard Cowie), w których zarzucał on Żydom m.in. wykorzystywanie czarnoskórych artystów w branży muzycznej oraz porównywał ich do Ku Klux Klanu. Muzyk zamieścił również kilka nagrań o podobnym wydźwięku na swoim koncie na Instagramie.

Niektóre tweety Wiley'a zostały usunięte przez Twittera jako "naruszające regulacje serwisu o mowie nienawiści". Część wpisów uniknęło jednak interwencji moderacji serwisu, co sprowokowało falę protestów ze strony internautów.

Do akcji dołączyły m.in. piosenkarka Jessie Ware, aktorka Tracy-Anna Oberman oraz posłanka Luciana Berger, która w ubiegłym roku zrezygnowała z członkostwa w Partii Pracy zarzucając jej m.in. antysemityzm. Bojkot zyskał wsparcie m.in. grupy Labour Against Anti-Semitism, która w swoim oświadczeniu oskarżyła firmę Jacka Dorseya o to, że regularnie ponosi niepowodzenia w walce z antysemityzmem na platformie.

"Przekaz jest jasny: Twitter musi natychmiast zrewidować swoją politykę i zacząć blokować antysemickie konta i radykalnie poprawić ochronę użytkowników przed rasizmem" - powiedział rzecznik organizacji Danny Taylor.

Do sprawy odniosła się także brytyjska sekretarz stanu Priti Patel, która w niedzielę powiedziała, że "media społecznościowe muszą reagować szybciej i usuwać mowę nienawiści ze swoich stron".

Obserwowane przez pół miliona użytkowników konto Wileya na Twitterze zostało tymczasowo zablokowane. Sprawę antysemickich wpisów bada również londyńska policja metropolitalna. Agent rapera John Woolf z agencji A-list Management zapowiedział, że zrywa współpracę i wszelkie kontakty w muzykiem. (PAP)

Obraz Free-Photos z Pixabay 

 

Brytyjscy artyści i politycy bojkotują Twittera w związku z antysemickimi treściami

Poseł konserwatystów aresztowany pod zarzutem gwałtu

Brytyjski poseł z rządzącej Partii Konserwatywnej, którego personaliów nie ujawniono, został aresztowany w sobotę rano pod zarzutem gwałtu, ujawnił "The Sunday Times".

Gazeta podaje, że doniesienie złożyła dwudziestokilkuletnia kobieta, która pracowała w parlamencie i była w związku z posłem. Jak twierdzi, deputowany dopuścił się napaści na nią, zmusił ją do uprawiania seksu i zostawił ją w takiej traumie, że musiała iść do szpitala.

Londyńska policja metropolitalna potwierdziła, że rozpoczęła dochodzenie w sprawie tych zarzutów i sprecyzowała, że chodzi o cztery odrębne zdarzenia.

"W piątek 31 lipca Policja Metropolitalna otrzymała informację o zarzutach odnoszących się do czterech odrębnych incydentów związanych z oskarżeniami o przestępstwa seksualne i napaść. Te domniemane przestępstwa miały miejsce pod adresami w Westminsterze, Lambeth i Hackney od lipca 2019 r. do stycznia 2020 r. Policja rozpoczęła dochodzenie w sprawie tych zarzutów. Mężczyzna po pięćdziesiątce został aresztowany w sobotę 1 sierpnia pod zarzutem gwałtu. Został zwolniony za kaucją i ma stawić się w połowie sierpnia" - napisano w oświadczeniu policji.

Rzecznik Partii Konserwatywnej powiedział: "Traktujemy wszystkie zarzuty tego rodzaju niezwykle poważnie. Ponieważ ta sprawa jest teraz w rękach policji, dalsze komentowanie byłoby niestosowne".

Informacja o aresztowaniu posła nadeszła zaledwie trzy dni po tym jak Charlie Elphicke, były poseł Partii Konserwatywnej i żonaty ojciec dwójki dzieci, został pierwszym od wielu lat deputowanym skazanym za napaść na tle seksualnym. Został uznany winnym trzech zarzutów napaści na tle seksualnym - jednego w 2007 r. i dwóch w 2016 r. Wyrok zostanie wydany 15 września.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Poseł konserwatystów aresztowany pod zarzutem gwałtu

Wydłużono okres izolacji osób z objawami Covid-19 do 10 dni

Każdy, u kogo testy wykazały obecność koronawirusa albo wykazuje jego objawy, musi się izolować przez 10 dni, a nie przez siedem, jak było do tej pory - ogłosił w czwartek brytyjski rząd. Zmiana wchodzi w życie natychmiast.

Wydłużenie okresu izolacji jest spowodowane niewielką, ale istniejącą możliwością przekazywania wirusa po upływie siedmiu dni od zakażenia. Jak podkreślono, zmiana ta jest zgodna z wytycznymi Światowej Organizacji Zdrowia.

"U osób z objawami Covid-19 najbardziej zakaźny jest okres tuż przed oraz przez pierwszych kilka dni po wystąpieniu objawów. Dowody, choć nadal ograniczone, wzmocniły się i pokazują, że osoby z Covid-19, które są lekko chore i wracają do zdrowia, mają niskie, ale realne możliwości zakażania między 7. a 9. dniem po rozpoczęciu choroby" - napisali we wspólnym oświadczeniu naczelni lekarze Anglii, Szkocji, Walii i Irlandii Północnej.

Symptomy zakażenia, które wymagają izolacji to nowy ciągły kaszel, utrzymująca się wysoka temperatura oraz utrata węchu lub smaku. Bez zmiany pozostaje 14-dniowy obowiązek izolacji dla członków gospodarstwa domowego osoby zakażonej oraz dla osób, które miały z nią bliski kontakt i zostały zidentyfikowane przez zespół namierzający kontakty.

Wcześniej w czwartek minister zdrowia Matt Hancock powtórzył, że brytyjski rząd obawia się drugiej fali epidemii w Europie i nie zawaha się przed podejmowaniem szybkich działań w kwestii kwarantanny. Wskazał, że w najbliższych dniach może zostać rozszerzona lista krajów, z których przyjazd do Wielkiej Brytanii wiąże się z obowiązkiem odbycia 14-dniowej kwarantanny. Powiedział też, że rząd zastanawia się nad sposobami skrócenia kwarantanny dla osób przyjeżdżających z Hiszpanii - dla których taki obowiązek wszedł w życie w niedzielę - ale na razie jeszcze nie jest na to gotowy i nie należy się spodziewać zmiany wytycznych w ciągu najbliższych kilku dni.

Odnosząc się do sytuacji w Wielkiej Brytanii, Hancock przyznał, że liczba nowych zakażeń przestała spadać i w najlepszym przypadku utrzymuje się na stałym poziomie. "To, czego chcemy uniknąć, to drugi i stały przyrost. To prawda, że liczba przypadków jest w najlepszym razie płaska, podczas gdy przedtem spadała, a to dlatego, że jest więcej kontaktów społecznych" - powiedział w rozmowie z Talk Radio.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Obraz Engin Akyurt z Pixabay 

Wydłużono okres izolacji osób z objawami Covid-19 do 10 dni

Rząd chce walczyć z otyłością wśród Brytyjczyków

Brytyjski rząd ogłosił w poniedziałek kampanię walki z otyłością, co ma również przyczynić się do spadku liczby zgonów z spowodowanych przez koronawirusa. Badania naukowe pokazują, że osoby otyłe są bardziej narażone na zgon na Covid-19.

W ramach planu nazwanego "Lepsze zdrowie" przed godz. 21 nie będzie można reklamować ani w telewizji, ani w internecie żywności z wysokim poziomem tłuszczu, soli lub cukru i przeprowadzone zostaną konsultacje w sprawie całodobowego zakazu. Te produkty nie będą mogły być oferowane w ramach promocji "kup jeden, drugi dostaniesz gratis", ani eksponowane w sklepach przy kasach oraz przy wejściu.

Wszystkie sieci restauracji i kawiarni, które zatrudniają ponad 250 osób, w tym te oferujące produkty na wynos i z dostawą, będą musiały umieszczać informację o liczbie kalorii w sprzedawanych produktach, a przed końcem roku przeprowadzone zostaną publiczne konsultacje w sprawie zamieszczania informacji o kaloriach na produktach alkoholowych.

Ponadto publiczna służba zdrowia NHS będzie przykładała większą wagę do utrzymywania prawidłowej wagi, m.in. zatrudniając specjalnych trenerów doradzających pacjentom czy internetowe narzędzia do tego, zaś lekarze pierwszego kontaktu mają zapisywać pacjentom np. jazdę na rowerze czy inne ćwiczenia fizyczne.

„Odchudzanie jest trudne, ale dzięki niewielkimi zmianom możemy wszyscy być sprawniejsi i czuć się zdrowiej. Jeśli wszyscy zrobimy, co w naszej mocy, możemy zmniejszyć nasze ryzyko dla zdrowia i chronić się przed koronawirusem, jak również odciążyć NHS” – oświadczył brytyjski premier Boris Johnson. „Każdy wie, jak ciężkie może być odchudzanie, więc podejmujemy odważne działania, aby pomóc każdemu, kto tego potrzebuje. Wsparte inspirującą kampanią i nowymi inteligentnymi narzędziami, sprawią one, że kraj będzie zdrowo odżywiał się i tracił kilogramy” – powiedział z kolei minister zdrowia Matt Hancock.

Jak wynika z przedstawionych przez rząd danych, ponad 63 proc. dorosłych w Wielkiej Brytanii ma wyższą wagę niż powinna, przy czym prawie 36 proc. ma nadwagę, a prawie 28 proc. jest otyła. Niepokojącą tendencją jest zwłaszcza to, że na przestrzeni ostatniego ćwierćwiecza nie tylko zwiększył się odsetek osób z wagą wyższą niż prawidłowa, ale szczególnie – prawie dwukrotnie – osób otyłych.

Otyłość z kolei przekłada się na ryzyko zgonu z powodu Covid-19. Jak wynika ze statystyk rządowej agencji Public Health England, w przypadku osób otyłych prawdopodobieństwo zgonu w przypadku zakażenia koronawirusem jest o 40 proc. wyższe niż u osób o prawidłowej wadze.

Rządowa kampania przeciw otyłości jest dużym zwrotem dokonanym przez Borisa Johnsona, który w przeszłości krytykował podatki na produkty zawierające tłuszcz, sól i cukier jako nadopiekuńczość państwa, a swoje poglądy w tej sprawie opisywał jako „libertariańskie”. Jak wyjaśnił w tekście napisanym dla „Daily Express”, do zmiany stanowiska skłonił go pobyt w szpitalu z powodu ciężkiego zakażenia koronawirusem. Przyznał też, że sam od dawna zmaga się z nadmierną wagą. „Od lat chciałem zrzucić wagę i jak wielu osobom, nie udawało mi się to. Spadała ona i rosła, ale podczas epidemii koronawirusa, którego ja też złapałem, zrozumiałem jak ważne jest, by nie mieć nadwagi” – napisał brytyjski premier.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Obraz Topi Pigula z Pixabay 

Rząd chce walczyć z otyłością wśród Brytyjczyków

UE nałożyła pierwsze w historii sankcje za cyberataki

Unia Europejska zdecydowała o nałożeniu pierwszych w historii sankcji na osoby i podmioty stojące za cyberatakami na Wspólnotę i jej państwa członkowskie. Obejmują one m.in. odpowiedzialnych za atak hakerski na Organizację ds. Zakazu Broni Chemicznej (OPCW).

Rada UE podjęła w czwartek w Brukseli decyzję o nałożeniu sankcji na sześć osób i trzy podmioty odpowiedzialne za różne cyberataki lub w nie zaangażowane. Obejmują one m.in. odpowiedzialnych za próbę cyberataku na OPCW z 2017 roku.

Jak wynika z informacji podanych przez holenderski rząd (OPCW ma siedzibę w Hadze), za atakiem hakerskim z kwietnia 2017 roku stał rosyjski wywiad wojskowy GRU. Atak został przerwany przez holenderskie służby specjalne we współpracy z brytyjskimi.

Ograniczeniami objęto czterech funkcjonariuszy GRU oraz Główny Ośrodek Specjalnych Technologii GRU. Dodatkowo, za inne ataki na państwa członkowskie UE, restrykcje zostały nałożone na dwóch obywateli Chin, jedną firmę chińską oraz jedną północnokoreańską.

Sankcje obejmują zakaz podróżowania na terytorium UE i zamrożenie aktywów. Ponadto osobom i podmiotom z UE zabrania się udostępniania funduszy wymienionym jednostkom.

Ramy prawne sankcji związanych z cyberatakami zostały przyjęte w maju 2019 roku. Sankcje mają funkcję odstraszającą i zniechęcającą, nie oznaczają przypisania odpowiedzialności danemu państwu, a raczej wywodzącej się z niego instytucji.

"Będziemy nadal zacieśniać naszą współpracę, by wspierać międzynarodowe bezpieczeństwo i stabilność w cyberprzestrzeni, zwiększać globalną odporność oraz podnosić świadomość na temat cyberzagrożeń i złośliwej cyberprzestrzeni" - powiedział szef unijnej dyplomacji Josep Borrell.

Z Brukseli Łukasz Osiński (PAP)

UE nałożyła pierwsze w historii sankcje za cyberataki

Media: podróżni z Belgii, Luksemburga i Chorwacji zagrożeni kwarantanną

Belgia, Luksemburg i Chorwacja są najbardziej zagrożone usunięciem z brytyjskiej listy krajów, z których przyjazd nie łączy się z obowiązkiem odbycia 14-dniowej kwarantanny - podał w środę dziennik "Daily Telegraph".

Jeśli w którymś kraju sytuacja będzie się wymykać spod kontroli, brytyjski rząd będzie działał natychmiast i bez uprzedzenia - zapewnił w środę minister kultury Oliver Dowden. "Byłoby nierozsądne, gdyby rząd nie nałożył tych ograniczeń, jeśli uważamy, że istnieje ryzyko i nałożymy je, gdy tylko ryzyko się zmaterializuje" - powiedział w stacji Sky News.

"Nie możemy ryzykować ponownego sprowadzenia (koronawirusa) z innych krajów, w których częstotliwość występowania rośnie. Jeśli wiemy, że istnieje ryzyko, wprowadzimy te ograniczenia natychmiast" - podkreślił.

W sobotę wieczorem brytyjski rząd ogłosił z zaledwie kilkugodzinnym wyprzedzeniem, że od niedzieli przywrócony zostaje obowiązek kwarantanny dla przyjeżdżających z Hiszpanii, co postawiło w trudnej sytuacji tysiące brytyjskich turystów, którzy po jej zniesieniu dwa tygodnie wcześniej zdążyli wyjechać do tego kraju na wakacje.

W piątek rząd dokona kolejnej rewizji listy krajów, po przyjeździe z których nie trzeba odbywać kwarantanny. Według "Daily Telegraph", najbardziej zagrożone są Belgia i Luksemburg, gdzie od początku miesiąca liczba zakażeń na 100 tys. mieszkańców wzrosła odpowiednio 3- i 2,5-krotnie.

W rządzie jest także poważne zaniepokojenie sytuacją w Chorwacji, która podobnie jak Hiszpania jest popularnym kierunkiem wyjazdów wakacyjnych Brytyjczyków. Ponadto, jak podaje gazeta, na nieoficjalnej liście zagrożonych krajów są też Bahamy, Monako, Gibraltar i Czechy.

Z kolei w rozmowie ze stacją BBC minister Dowden odniósł się do postulatów prezesa londyńskiego lotniska Heathrow Johna Holland-Kaye, który powiedział, że brytyjski rząd powinien współpracować z władzami lotnisk w celu przeprowadzania masowych testów dla przylatujących, co pozwoliłoby na uniknięcie kwarantanny.

"Nie jesteśmy w punkcie, w którym istnieje realna alternatywa dla 14-dniowej kwarantanny. To nie wygląda tak, że można komuś po prostu zrobić test i upewnić się, że nie ma choroby. Wirus może się rozwijać przez pewien czas, więc testowanie na granicy nie jest żadnym panaceum" - wyjaśnił Dowden.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Obraz Stela Di z Pixabay 

Media: podróżni z Belgii, Luksemburga i Chorwacji zagrożeni kwarantanną

Rwandyjczyk oskarżony o podłożenie ognia w katedrze w Nantes w trzech miejscach

Prokuratura oskarża Rwandyjczyka Emmanuela, wolontariusza diecezji w Nantes, o podłożenie ognia w trzech miejscach katedry: na dużych i małych organach oraz panelu elektrycznym. 39-latek przyznał się do podpalenia katedry i został aresztowany w nocy z soboty na niedzielę.

Emmanuel jest katolikiem. Był odpowiedzialny za zamknięcie katedry w piątek wieczorem w przeddzień pożaru. Miał wszystkie klucze do budynku. „W jego zeznaniach zauważono pewne sprzeczności” – stwierdził prokurator z Nantes Pierre Sennes.

„Praca ekspertów z centralnego laboratorium prefektury policji w Paryżu umożliwiła ustalenie obecności śladów produktu łatwopalnego” – wyjaśnił. „Zgodnie z naszymi informacjami to wysoce łatwopalny środek czyszczący. Te elementy pozwoliły nam ustalić kryminalne pochodzenie pożaru" - stwierdził Sennes, cytowany przez dziennik „Le Monde”

Śledczy przesłuchali 30 osób. Na nagraniu zarejestrowanym przez miejską kamerę na 15 minut przed pierwszym wezwaniem straży pożarnej o godzinie 7.45 rano pojawia się mężczyzna. Śledczy uważają, że jest to podejrzany – pisze „Le Monde"

Według dziennika oskarżony miał opuścić Francję z powodów formalnych już 15 listopada 2019 r. Z kolei „Le Parisien” twierdzi, że Rwandyjczyk miał wyjechać w marcu.

Emmanuel przyjechał z Rwandy do Francji w 2012 r, był zaprzyjaźniony z diecezją, wielokrotnie służył do mszy. Oskarżenie o podpalenie katedry wywołują niedowierzanie wśród ludzi, którzy go znali.

„Nie sądzę, żeby mógł podpalić katedrę. To miejsce, które kocha” - powiedział strażnik katedry Jean-Charles Nowak. „To człowiek spokojny, bardzo miły, uśmiechnięty, ale raczej milczący. Wiem, że ma wiele problemów zdrowotnych i bardzo cierpiał w Rwandzie. Oddał przysługę ojcu Champenois, który nie miał nikogo, kto mógłby służyć do mszy w sobotę wieczorem. Dlatego też regularnie służył do mszy” – powiedział Nowak stacji BFM TV.

Rektor katedry ks. Hubert Champenois po pierwszym aresztowaniu Rwandyjczyka oświadczył, że ma „całkowite zaufanie” do tego wolontariusza. Organista Michel Bourcier również nie wierzył w winę Emmanuela. W wywiadzie dla dziennika „Ouest-France” określił Rwandyjczyka jako niezwykle uprzejmego. Gazeta przytacza maile oskarżonego wysyłane do znajomych osób z diecezji, w których skarżył się na kłopoty zdrowotne oraz na nieprzedłużenie mu wizy oraz odrzucenie wniosku o przyznaniu mu statusu uchodźcy.

"Mój klient gorzko żałuje swojego czynu. Jest teraz pochłonięty wyrzutami sumienia i przytłoczony ogromem wydarzeń. To ktoś, kto się boi" – stwierdził adwokat oskarżonego, mecenas Quentin Chabert, którego cytuje dziennik „Le Figaro”.

Pożar w katedrze św. Piotra i Pawła w Nantes wybuchł w sobotę 18 lipca, przed godz. 8 rano i został opanowany około godz. 10. W akcji gaśniczej brało udział ok. 100 strażaków. W pożarze całkowicie spłonęły barokowe organy z XVII w., które uniknęły zniszczenia podczas rewolucji francuskiej i pożaru świątyni w styczniu 1972 roku. Prace rekonstrukcyjne po tamtym pożarze trwały 13 lat.

Oprócz organów 18 lipca zniszczone zostały również XVI-wieczne witraże, stalle i obrazy. Szczęśliwie nie ucierpiały zlokalizowane w pobliżu chóru nagrobki księcia Franciszka II i Małgorzaty de Foix, rodziców ostatniej księżnej niezależnej Bretanii, późniejszej królowej Francji, Anny Bretońskiej.

Rwandyjczykowi grozi kara 10 lat pozbawienia wolności i grzywna w wysokości 150 tys. euro.

Z Paryża Katarzyna Stańko (PAP)

 

foto : twitter / F_Desouche

Rwandyjczyk oskarżony o podłożenie ognia w katedrze w Nantes w trzech miejscach
Image

Świetna aplikacja! Pobierz!

Image
Image

Jesteś świadkiem ciekawych wydarzeń?

Zarejestruj się i podziel się swoją historią

Autorzy 

Zostań autorem
Image
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo

Korzystając z naszej strony, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie przez nas plików cookies - Polityka prywatności. Zaktualizowaliśmy naszą politykę przetwarzania danych osobowych - RODO. Więcej dowiesz się TUTAJ.