Hide
BĄDŹ NA BIEŻĄCO!
Follow on Facebook
Facebook
Show
Thu, Apr 25, 2024

Sport

Sport

All Stories

Brytyjski telekom ostrzega Londyn przed wycofaniem Huawei z 5G

Szef brytyjskiego koncernu telekomunikacyjnego BT ostrzegł w poniedziałek rządzących przez zbyt raptownym wycofaniem sprzętu Huawei z krajowych sieci 5G, argumentując, że mogłoby to całkowicie odciąć miliony konsumentów od dostępu do sieci.

Szef BT Philip Jansen zaapelował w poniedziałek do brytyjskiego rządu o to, żeby nie wycofywał się zbyt szybko z korzystania ze sprzętu chińskich firm, w tym Huawei, w sieciach 5G. Jak ostrzegł, może to doprowadzić do całkowitego pozbawienia brytyjskich klientów dostępu do sieci.

"Jeśli próbujemy całkowicie wyeliminować udział Huawei w sieciach 5G, to idealnie byłoby rozłożyć ten proces na siedem lat. Chociaż być może uda nam się skócić ten okres i wyrobić w ciągu pięciu lat" - powiedział w wywiadzie dla radia BBC Jansen. Prezes BT dodał, że jeśli rząd nakaże przyspieszenie prac, to istnieje realne ryzyko, że 24 mln klientów operatora straci dostęp do sieci.

Premier Boris Johnson jeszcze w tym tygodniu zadecyduje czy Wielka Brytania nałoży restrykcje na wykorzystanie sprzętu Huawei. Naciskają na to Stany Zjednoczone, które od dawna lobbują za wycofaniem chińskich producentów z sieci 5G na Zachodzie, oskarżając ich m.in. o szpiegowanie na rzecz władz w Pekinie.

Jeszcze w styczniu premier Johnson, wbrew administracji Donalda Trumpa, dopuścił koncern Huawei do udziału w brytyjskim wdrożeniu sieci łączności nowej generacji (5G). Zgoda ta została obwarowana kilkoma warunkami, w tym wykluczeniem udziału chińskiego potentata w budowie kluczowych elementów infrastruktury. Zdecydowano również, że udział Huaweia w projekcie brytyjskiej sieci nie może być większy niż 35 proc. całości. Do zmiany stanowiska Londynu miałyby się przyczyniać ostatnie wydarzenia w Hongkongu, a także pogłoski o tym, że Chiny być może nie powiedziały całej prawdy o pandemii COVID-19.

Konflikt na linii Pekin-Waszyngton porównywany jest do zimnej wojny między USA a ZSRR. Stany Zjednoczone obawiają się, że udział w rozwoju technologii 5G może dać Chinom przewagę na rynku technologicznym.

Huawei, który jest największym na świecie producentem sprzętu telekomunikacyjnego, odrzuca wszystkie zarzuty ze strony amerykańskiej administracji. Koncern uważa, że jest atakowany przez USA, gdyż kraj ten nie jest w stanie zaoferować specjalistycznej technologii w konkurencyjnych cenach. (PAP)

 

foto : twitter / BTGroup

Brytyjski telekom ostrzega Londyn przed wycofaniem Huawei z 5G

Szkocja nie wyklucza kwarantanny dla przyjeżdżających z reszty kraju

Szefowa szkockiego rządu Nicola Sturgeon powiedziała w niedzielę, że nie wyklucza wprowadzenia kwarantanny dla przyjeżdżających z pozostałych części Zjednoczonego Królestwa.

W rozmowie ze stacją BBC Sturgeon oświadczyła, że władze poszczególnych części kraju muszą współpracować w tłumieniu ognisk koronawirusa, aby "osłabić konieczność wprowadzenia jakichkolwiek ograniczeń granicznych".

"Jako że w Szkocji sprowadziliśmy wirusa do bardzo niskiego poziomu, jednym z naszych największych zagrożeń w ciągu najbliższych kilku tygodni jest ryzyko jego importu do kraju. I dlatego - choć nie jest to stanowisko, które chcę zajmować - oznacza to również, że musimy się bardzo uważnie przyglądać, czy wirus nie przedostaje się z innych części Zjednoczonego Królestwa" - powiedziała Sturgeon.

Wskazała, że w niektórych krajach, jak w Australii i czy Stanach Zjednoczonych, wprowadzono ograniczenia w przemieszczaniu się pomiędzy stanami czy obowiązek kwarantanny dla osób przyjeżdżających ze stanów o wyższym poziomie zakażeń, więc szkocki rząd na podobnej zasadzie przyjrzy się takim rozwiązaniom. Przekonywała, że to nie ma związku z polityką i nie oznacza to, że Anglicy są niemile widziani w Szkocji.

Jak podano w niedzielę, w Szkocji w ciągu ostatnich 24 godzin wykryto 19 przypadków koronawirusa, co jest najwyższą liczbą od trzech tygodni. Od początku lipca dobowa liczba zakażeń zwykle nie przekracza 10. Tymczasem w Anglii liczba nowych zakażeń oscyluje wokół 600, co oznacza, że w Szkocji w stosunku do liczby ludności jest ich ok. 10 razy mniej niż w Anglii.

Kwestię ewentualnej kwarantanny w Szkocji dla przyjeżdżających z pozostałych części kraju poruszono już w środę podczas cotygodniowej sesji poselskich pytań do brytyjskiego premiera Borisa Johnsona. Określił on ten pomysł jako "zdumiewający i haniebny".

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Szkocja nie wyklucza kwarantanny dla przyjeżdżających z reszty kraju

2,9 mln mieszkańców Hongkongu zyska prawo do osiedlenia się w W. Brytanii

Ok. 2,9 mln mieszkańców Hongkongu będzie mogło, zgodnie z zapowiedzią brytyjskiego rządu, osiedlić się w Wielkiej Brytanii, a docelowo także uzyskać brytyjskie obywatelstwo. To reakcja na wejście w życie narzuconej przez Chiny ustawy o bezpieczeństwie Hongkongu. Premier Boris Johnson i minister spraw zagranicznych Dominic Raab oświadczyli w środę, że Wielka Brytania uważa wejście w życie ustawy za wyraźne i poważne naruszenie przez Chiny wspólnej chińsko-brytyjskiej deklaracji z 1984 r. o warunkach przekazania Hongkongu pod zwierzchnictwo Pekinu. W związku z tym rozszerzą prawa posiadaczy brytyjskich paszportów zamorskich do osiedlania się w Wielkiej Brytanii. Status brytyjskiej narodowości zamorskiej został stworzony w 1985 r. tylko dla mieszkańców Hongkongu, którzy urodzili się przed przekazaniem Hongkongu Chinom, czyli przed 30 czerwca 1997 r. włącznie i którzy w wyznaczonym terminie wystąpili o jego przyznanie. Jak szacuje brytyjskie ministerstwo spraw zagranicznych, status taki ma ok. 2,9 mln osób, z czego według stanu na 24 lutego, niespełna 350 tys. miało ważne paszporty potwierdzające go. Ponieważ status brytyjskiej narodowości zamorskiej nie jest dziedziczony ani nie można go już nabyć, liczba 2,9 mln może się tylko zmniejszać. Obecnie posiadacze brytyjskich paszportów zamorskich mają prawo do bezwizowego wjazdu do Wielkiej Brytanii na pobyty do sześciu miesięcy a także do brytyjskiej opieki konsularnej za granicą, ale nadal podlegają kontrolom imigracyjnym, nie mają automatycznego prawa do zamieszkania i pracy w Wielkiej Brytanii a podróżując nie mają takiego samego statusu jak obywatele brytyjscy. Jak zapowiedział Raab, brytyjski rząd zamierza przyznać im - oraz ich współmałżonkom i będącym na ich utrzymaniu dzieciom - prawo do mieszkania i pracy lub studiowania w Wielkiej Brytanii przez pięć lat. Po pięciu latach pobytu będą mogli się ubiegać o status osoby osiedlonej, zaś po kolejnym roku - o brytyjskie obywatelstwo. Szczegóły nowych zasad dla posiadaczy brytyjskich paszportów zamorskich mają zostać przedstawione w najbliższych tygodniach. Raab zapewnił, że nie będzie żadnych limitów ani kwot jeśli chodzi o aplikujące osoby, zaś cały proces będzie prosty i szybki. Do czasu jego wejścia w życie posiadacze takich paszportów mogą wjeżdżać do Wielkiej Brytanii na dotychczasowych zasadach. Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP) Obraz Free-Photos z Pixabay 
2,9 mln mieszkańców Hongkongu zyska prawo do osiedlenia się w W. Brytanii

Prasa o wyborach prezydenckich w Polsce: starcie populizmu z liberalizmem

Brytyjska prasa poświęca sporo uwagi niedzielnym wyborom prezydenckim w Polsce, przedstawiając je przeważnie jako starcie populizmu reprezentowanego przez ubiegającego się o reelekcję prezydenta Andrzeja Dudę z liberalizmem prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego.

Publicysta dziennika "Financial Times" Tony Barber pisze, że jeśli chodzi o trajektorię polskiej polityki wewnętrznej i jej międzynarodową rolę, zwłaszcza w UE, stawka drugiej rundy jest bardzo wysoka. Barber zwraca uwagę, że obaj kandydaci, którzy do niej przeszli, muszą wyjść poza swoją lojalną bazę wyborców,

"Duda jest zręcznym politykiem, dobrym w kontaktach z mniej zamożnymi, prowincjonalnymi wyborcami, którzy uważają, że PiS zrobił dla nich więcej niż liberalni reformatorzy, którzy poprowadzili Polskę przez postkomunistyczne przemiany po 1989 roku. Jako prezydent Duda podjął jednak niewielki wysiłek, by wyeksponować wizerunek męża stanu ponad zgiełkiem polityki partyjnej. Jego bliskie związki z PiS grożą zmotywowaniem wielu Polaków do głosowania przeciwko niemu jako sposobu na wyrażenie swojej wrogości wobec rządzącej partii" - pisze publicysta "FT"

"Trzaskowski jest zdecydowanie bardziej liberalny w kwestiach społecznych i moralnych niż większość polskiego społeczeństwa. Wydaje się mało prawdopodobne, że uda mu się pokonać Dudę, jeśli nie zwróci się do umiarkowanych konserwatystów, z których część uważa, że atak PiS na pluralizm kulturowy i przyjęcie prawicowych teorii spiskowych posunęło się za daleko" - ocenia.

Najwięcej miejsca wyborom poświęca "The Times", który oprócz tekstu informacyjnego zamieszcza także komentarz redakcyjny. "Polska głosowała wczoraj w pierwszej turze wyborów prezydenckich, które mogą przynieść diametralną zmianę w polityce kraju i zadać cios populistom w całej Unii Europejskiej" - pisze w pierwszym z tych tekstów polska autorka Maria Wilczek, choć kilka akapitów dalej dodaje, że sondaże przed drugą rundą są tak wyrównane, że wynik jest trudny do przewidzenia.

W komentarzu redakcyjnym "The Times" prognozuje, że druga runda będzie pojedynkiem pomiędzy otwartym a zamkniętym spojrzeniem na przyszłość kraju. Przypomina, że do czasu epidemii koronawirusa Duda miał wyraźną przewagę w sondażach i chociaż działania polskich władz zostały pochwalone przez Światową Organizację Zdrowia, odbiło się to na gospodarce, a w konsekwencji prezydent nie mógł już się odwoływać do polityki socjalnej, która pomogły PiS wygrać październikowe wybory parlamentarne.

"W związku z tym Duda zmienił przesłanie swojej kampanii na wojnę kulturową. Wyraźnie nawiązując do wyborczego słownictwa jego populistycznego sąsiada Viktora Orbana na Węgrzech, prezydent akcentował wartości rodzinne i krytykę Unii Europejskiej" - pisze "The Times".

Gazeta wyraźnie opowiedziała się w komentarzu za Trzaskowskim. "Polska, leżąca między Niemcami a Włochami (sic! - PAP), była ofiarą obu okropnych ideologii totalitarnych XX wieku, komunizmu i faszyzmu. Jej eksperyment z demokracją został ciężko zdobyty i pozostaje młody i kruchy. Nie może sobie pozwolić na prezydenta, który porównał równość dla gejów do komunizmu" - przekonuje gazeta.

Tylko teksty informacyjne na temat wyborów zamieściły natomiast konserwatywny "Daily Telegraph" i lewicowo-liberalny "The Guardian".

"Duda cieszył się wcześniej komfortowym prowadzeniem, ale zostało ono podmyte przez kontrowersje wokół tego, jak rząd podszedł do terminu wyborów, oraz z związku z tym, że gospodarka jest teraz pod presją z powodu pandemii. W dogrywce Duda będzie miał nadzieję zyskać na odwoływaniu się do tradycyjnych, konserwatywnych wartości oraz niepewności, która wkrada się do społeczeństwa w związku z takimi problemami, jak globalizacja i migracja" - ocenia "Daily Telegraph".

"Natomiast Trzaskowski jest postrzegany jako patrzący na zewnątrz i swobodnie czujący się wobec wartości liberalnych. Jest on również postrzegany przez swoich zwolenników jako być może jedyny człowiek, który może teraz powstrzymać Prawo i Sprawiedliwość przed kontynuowaniem przebudowy systemu sądownictwa w kraju" - dodaje.

"Jeśli wyniki exit-polls okażą się trafne, Duda i Trzaskowski zmierzą się w drugiej turze za dwa tygodnie, 12 lipca, w głosowaniu, które zadecyduje o politycznej przyszłości Polski" - pisze "The Guardian", przypominając, że wybory początkowo miały się odbyć w maju i wobec wyraźnej przewagi Dudy w sondażach spodziewano się, że łatwo je wygra.

"Od tego czasu nastąpiło spowolnienie gospodarcze związane z pandemią, a liberalna partia Platforma Obywatelska zastąpiła swoją w dużej mierze nieefektywną kandydatkę (Małgorzatę Kidawę-Błońską) Trzaskowskim, wyrównując wyścig. Sondaże przed niedzielnym głosowaniem sugerowały, że wynik dogrywki między dwoma kandydatami jest zbyt trudny do przewidzenia" - pisze "The Guardian".

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

 

foto : twitter / aggryz

Johnson znów wskazuje na zalety zasłaniania twarzy w sklepach

Brytyjski premier Boris Johnson w poniedziałek ponownie wskazał, że ludzie powinni zasłaniać twarz w zamkniętych przestrzeniach publicznych, takich jak sklepy. Zapowiedział, że w najbliższych dniach rząd ogłosi, jakie "narzędzia egzekwowania prawa" będą konieczne.

Zapytany, czy konieczne będzie zasłanianie na twarzy w sklepach, Johnson powiedział: "Maseczki mają wielką wartość w zamkniętych przestrzeniach. Myślę, że ludzie powinni je nosić w sklepach. A jeśli chodzi o to, czy ma to być obowiązkowe czy nie, to przyjrzymy się wytycznym i powiemy nieco więcej na ten temat w ciągu kilku następnych dni".

"Przez cały ten kryzys ludzie okazywali niezwykłą wrażliwość na innych i rozumieli potrzebę wspólnych działań na rzecz powstrzymania wirusa. Zakładanie masek jest jednym z nich. To wspólne działanie, ludzie widzą jego wartość. Za kilka dni będziemy się zastanawiać, w jaki sposób - za pomocą jakich narzędzi egzekwowania prawa - chcemy osiągnąć postęp" - dodał.

Johnson, który początkowo był wobec takiego rozwiązania raczej sceptyczny, już drugi raz w ciągu czterech dni zasugerował, że rząd może wprowadzić obowiązek noszenia maseczek w sklepach i w piątek po raz pierwszy sam się w takiej pokazał. Zarazem w niedzielę minister bez teki Michael Gove mówił, że jego zdaniem nie powinno to być obowiązkowe, co opozycja od razu wytknęła jako brak spójnego przekazu ze strony rządu.

Obecnie zasłanianie twarzy jest obowiązkowe w transporcie publicznym w Anglii, Szkocji i Irlandii Północnej, zaś od 27 lipca będzie obowiązkowe także w Walii. W sklepach wymagane jest to tylko w Szkocji. Jakakolwiek decyzja brytyjskiego rządu w tej sprawie będzie się odnosić tylko do Anglii, bo w pozostałych częściach Zjednoczonego Królestwa za kwestie zdrowia publicznego odpowiadają ich rządy.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Obraz Daniel Dan outsideclick z Pixabay 

Johnson znów wskazuje na zalety zasłaniania twarzy w sklepach

Media: z kwarantanny będą wyłączeni podróżni z 75 krajów, w tym Polski

Przyjeżdżający z 75 krajów - w tym Polski - zostaną od poniedziałku zwolnieni z obowiązku 14-dniowej kwarantanny po przyjeździe do Wielkiej Brytanii - podał w czwartek dziennik "Daily Telegraph".

To, że kwarantanna zostanie od lipca zniesiona dla przyjeżdżających z krajów o niewielkim ryzyku koronawirusa, już pod koniec zeszłego tygodnia potwierdził brytyjski rząd. Jednak nie opublikowano jeszcze listy tych krajów. Brytyjskie media spekulowały, że znajdą się na niej przede wszystkim popularne europejskie kierunki wakacyjne, m.in. Francja, Grecja, Włochy, Hiszpania, ale także Niemcy, Holandia czy Finlandia, za to niemal na pewno kwarantanna ma pozostać w przypadku przyjazdów ze Szwecji i Portugalii.

"Daily Telegraph" podał w czwartek, że na liście znaleźć się może aż 75 terytoriów, w tym niemal wszystkie kraje Unii Europejskiej - ale w dalszym ciągu z wyłączeniem Portugalii i Szwecji - ponadto większość brytyjskich terytoriów zależnych, a także sporo państw spoza Europy, m.in. Australia, Nowa Zelandia czy Tajlandia. Po raz pierwszy w doniesieniach medialnych na temat listy krajów pojawia się na niej Polska, z której przyjeżdzający też mają być wyłączeni z obowiązku kwarantanny.

Według dziennika pełną listę brytyjskie ministerstwo spraw zagranicznych opublikuje w czwartek wieczorem lub w piątek.

Kwarantanna po przyjeździe do Wielkiej Brytanii obowiązuje od 8 czerwca. Niemal wszyscy przyjeżdżający do Wielkiej Brytanii - zarówno jej obywatele, jak i cudzoziemcy - muszą podać adres, gdzie będą przebywać przez następne 14 dni i poddawać się kwarantannie. Władze są upoważnione do przeprowadzania niezapowiedzianych kontroli i nakładania kary na osoby, które nie przestrzegają tego obowiązku. W Anglii, Walii i Irlandii Północnej wynosi ona 1000 funtów, w Szkocji - 480.

Przeciwko kwarantannie protestowały zwłaszcza linie lotnicze i firmy turystyczne, argumentując, że dodatkowo uderzy ona w te sektory, które i tak bardzo mocno ucierpiały wskutek epidemii koronawirusa. Wraz z wprowadzeniem kwarantanny rząd ogłosił, że co trzy tygodnie będzie ona poddawana przeglądowi.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Media: z kwarantanny będą wyłączeni podróżni z 75 krajów, w tym Polski

Sondaż: ponad połowa Brytyjczyków uważa, że rząd źle radzi sobie z epidemią

Ponad połowa Brytyjczyków uważa, że gabinet Borisa Johnsona źle radzi sobie z epidemią koronawirusa, choć notowania rządu poprawiły się w stosunku do najgorszego momentu, który miał miejsce dwa tygodnie temu - wynika z opublikowanego w niedzielę sondażu YouGov.

Sondaż: ponad połowa Brytyjczyków uważa, że rząd źle radzi sobie z epidemią

Otwarto wystawę poświęconą polskim uczestnikom Bitwy o Wielką Brytanię

Wystawę "Nieliczni. Polacy w Bitwie o Wielką Brytanię" otwarto w piątek w Polskim Ośrodku Społeczno-Kulturalnym (POSK) w Londynie w 80. rocznicę rozpoczęcia tego jednego z punktów zwrotnych II wojny światowej.

Tytuł "Nieliczni" nawiązuje do słynnych słów ówczesnego premiera Wielkiej Brytanii Winstona Churchilla: "Nigdy w historii wojen tak wielu nie zawdzięczało tak wiele tak nielicznym".

Na wystawie zaprezentowano kolejno tło historyczne z lata 1940 roku, dowódców oraz wyposażenie zarówno po stronie brytyjskiej, jak i niemieckiej, brytyjski system obrony, polskie dywizjony uczestniczące w bitwie oraz ich dowódców, polskich asów myśliwskich, czyli pilotów, którzy zestrzelili co najmniej pięć samolotów nieprzyjaciela oraz miejsca pamięci związane z bitwą.

"Dzisiaj przypada 80. rocznica początku bitwy, ale także 80. rocznica powołania pierwszego polskiego dywizjonu w Wielkiej Brytanii. Polska i brytyjska historia w Bitwie o Wielką Brytanię tak niesamowicie się splatają ze sobą, zatem jest to dobry moment, żeby przypomnieć, jak dużo mogą wspólnie osiągnąć obydwa nasze narody - nie tylko dla Wielkiej Brytanii, nie tylko dla Polski, ale dla całej Europy - jeśli ze sobą współpracujemy. Myślę, że to jest najważniejsza lekcja z przeszłości" - powiedział podczas otwarcia wystawy ambasador RP w Londynie Arkady Rzegocki.

Dobrosława Platt, dyrektor Biblioteki Polskiej w POSK w Londynie, zwróciła uwagę, że choć słowa Churchilla odnosiły się pierwotnie do brytyjskich lotników, rola Polaków jest trudna do przecenienia. "Jeśli weźmie się pod uwagę Polaków biorących udział w tej bitwie, to przecież było ich zaledwie 5 proc., ale ich udział w zestrzeleniu samolotów niemieckich sięgał aż 12 proc. Można zatem powiedzieć, że Polacy, choć w niewielkiej liczbie, dokonali bardzo wiele" - mówiła.

Brytyjscy historycy przyjęli jako czas trwania Bitwy o Wielką Brytanię okres od 10 lipca do 31 października w 1940 roku, kiedy miały miejsce najintensywniejsze naloty niemieckie. Mianem "Nielicznych" określa się 2927 lotników alianckich, którzy w tym okresie uczestniczyli w przynajmniej jednym locie bojowym. Wśród nich zdecydowanie największą grupę stanowili Brytyjczycy - 2353. Polacy w sile 145 osób byli drugą co do wielkości narodowością po stronie aliantów. Ostatnim żyjącym spośród "Nielicznych" jest 100-letni Irlandczyk John Hemingway.

Ze względu na ograniczenia związane z epidemią koronawirusa wystawy nie można zwiedzać, ale do 20 lipca można ją oglądać przez okno wystawowe w budynku POSK, a wkrótce będzie dostępna w wersji online. Wystawa została zorganizowana przy finansowym wsparciu Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Z powodu koronawirusa Harrods zwolni 14 proc. pracowników

Słynny londyński dom towarowy Harrods poinformował, że zwolni 672 pracowników, co stanowi 14 proc. wszystkich zatrudnionych - podały w środę brytyjskie media. Przyczyną tej decyzji jest prawie trzymiesięczne zamknięcie sklepu z powodu pandemii koronawirusa.

„Z ciężkim sercem muszę dziś potwierdzić, że z powodu odczuwalnych nadal efektów pandemii musimy dokonać redukcji liczby pracowników. Niezbędne wymagania dotyczące dystansu społecznego, mające na celu ochronę pracowników i klientów, mają ogromny wpływ na naszą zdolność do handlu, natomiast wstrzymanie podróży międzynarodowych spowodowało, że straciliśmy kluczowych klientów przychodzących do naszego sklepu” – napisał w mailu wysłanym we wtorek do pracowników prezes zarządu Harrodsa, Michael Ward.

Jak sprecyzował, pracę straci 14 proc. spośród 4,8 tys. zatrudnionych, zaś cięcia dotkną przede wszystkim te obszary działalności, które najmocniej zostały dotknięte skutkami pandemii.

Z jej powodu wszystkie sklepy w Wielkiej Brytanii, poza sprzedającymi niezbędne artykuły, jak żywność czy lekarstwa, zostały zamknięte 24 marca. W Anglii mogły one wznowić działalność od 15 czerwca, ale pod warunkiem wprowadzenia rządowych wytycznych, zgodnie z którymi musi zostać ograniczona liczba klientów przebywających jednocześnie w sklepach, zamknięte zostały punkty gastronomiczne w centrach handlowych, ograniczona liczba przymierzalni, zaś wszystkie osoby muszą zachowywać dwumetrowy dystans.

Założony w 1849 r. Harrods jest jednym z największych i najbardziej znanych domów towarowych na świecie. Od 2010 r. jest własnością należącego do rządu Kataru funduszu inwestycyjnego Qatar Investment Authority.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

 

Obraz Steven Iodice z Pixabay 

Z powodu koronawirusa Harrods zwolni 14 proc. pracowników

Z powodu dużej liczby zakażeń koronawirusem rząd rozważa blokadę Leicester

Liczące 350 tys. mieszkańców Leicester w środkowej Anglii może - jako pierwsze miasto w Wielkiej Brytanii - zostać objęte blokadą z powodu dużej liczby nowych przypadków koronawirusa - potwierdził w niedzielę brytyjski rząd.

Z powodu dużej liczby zakażeń koronawirusem rząd rozważa blokadę Leicester

II tura wyborów prezydenta RP odbywa się tylko korespondencyjnie

Na terenie Wielkiej Brytanii niedzielna II tura wyborów prezydenta RP odbywa się tylko korespondencyjnie. Do udziału w nich zgłosiła się rekordowa liczba 183 tys. obywateli polskich.

Jak poinformowała PAP ambasada RP, według stanu na sobotnie późne popołudnie, do konsulatów dotarło już ponad 150 tys. kopert zwrotnych z głosami oddanymi w wyborach, co stanowi 82 proc. wysłanych pakietów.

Przesyłki przyjmowane są do momentu zakończenia głosowania, czyli do godz. 21:00 czasu polskiego w niedzielę, przy czym ze względu na sytuację epidemiczną nie ma możliwości osobistego przyniesienia pakietów zwrotnych do konsulatów. Muszą być one dostarczone wyłącznie pocztą lub kurierem, w tym także przy pomocy działających na terenie Londynu kurierów społecznych zorganizowanych przez aktywistów polonijnych.

Tegoroczne wybory prezydencie cieszą się rekordowym zainteresowaniem wśród Polaków mieszkających w Wielkiej Brytanii - do udziału w II turze wyborów zarejestrowało się 183 tys. obywateli RP, co jest absolutnym rekordem. To o ponad 50 tys. więcej niż w I turze i około dwa razy więcej niż w II turze wyborów prezydenckich w 2015 r. To także ponad jedna trzecia wszystkich wyborców, którzy się zarejestrowali za granicą.

W Wielkiej Brytanii w pierwszej turze wyborów wygrał Rafał Trzaskowski, wyprzedzając Szymona Hołownię i Andrzeja Dudę. Spośród 109 674 ważnych głosów, Trzaskowski uzyskał 53 048, co stanowi 48,37 proc. głosów, Hołownia - 19 167 (17,48 proc.), a Duda - 17 047 (15,54 proc.).

Na terytorium Zjednoczonego Królestwa Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP utworzyło 11 obwodów głosowania - sześć w Londynie, dwa w Manchesterze, dwa w Edynburgu i jeden w Belfaście. Dla porównania, w wyborach parlamentarnych w październiku zeszłego roku takich obwodów było 54.

Według opublikowanych w maju danych brytyjskiego urzędu statystycznego ONS w 2019 r. w Wielkiej Brytanii mieszkało 900 tys. osób z polskim obywatelstwem.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

II tura wyborów prezydenta RP odbywa się tylko korespondencyjnie

Od środy możliwe połączenia lotnicze z szeregiem nowych krajów

Rząd znosi od środy zakaz połączeń lotniczych z szeregiem nowych krajów. Wśród nich są Wielka Brytania, Japonia, Kanada, Korea Płd. czy Ukraina.

We wtorek wieczorem w Dzienniku Ustaw opublikowane zostało nowe rozporządzenie Rady Ministrów z 30 czerwca 2020 r. w sprawie zakazów w ruchu lotniczym.

Rozporządzenie zezwala na połączenia lotnicze z państwami członkowskimi Europejskiego Porozumienia o Wolnym Handlu (EFTA), EOG, Szwajcarii i UE, za wyjątkiem Szwecji i Portugalii. W stosunku do poprzedniego rozporządzenia sprzed dwóch tygodni, z listy zakazu lotów usunięto Wielką Brytanię.

Rozporządzenie zawiera też listę innych krajów, do których zakaz lotów nie obowiązuje. Są to: Czarnogóra, Gruzja, Japonia, Kanada, Albania, Korea Płd. i Ukraina.

Rozporządzenie wchodzi w życie 1 lipca 2020 r.; traci moc z dniem 14 lipca 2020 r. (PAP)

Od środy możliwe połączenia lotnicze z szeregiem nowych krajów

Johnson: nie będzie powrotu do polityki oszczędności

Brytyjski premier Boris Johnson zapewnił w niedzielę, że nie będzie powrotu do polityki oszczędnościowej sprzed 10 lat, a odpowiedzią na kryzys wywołany epidemią koronawirusa będą zwiększone wydatki mające wyrównywać szanse.

We wtorek Johnson przedstawi plan działań, które rząd zamierza podjąć, by przezwyciężyć gospodarcze problemy spowodowane epidemią. Zapowiedź tych działań przedstawił w wywiadzie udzielonym gazecie "Mail on Sunday". Obiecał w nim wydanie miliardów funtów na ochronienie gospodarki przed skutkami koronawirusa. Mają one zostać wydane m.in. na budowę szpitali, szkół, dróg, linii kolejowych, domów.

"To ogromny, ogromny szok dla kraju, ale bardzo dobrze odbijemy się od niego. Chcemy budować naszą drogę powrotną do zdrowia. Lekcja polega na tym, by działać szybko i zapewnić, że mamy plany, aby pomóc ludziom, których starych miejsc pracy już nie ma, uzyskać możliwości, których potrzebują. Absolutnie nie wracamy do oszczędności sprzed dziesięciu lat" - zapewnił Johnson.

Johnson nawiązał do działań podjętych przez konserwatywnego premiera Davida Camerona i ministra finansów George Osborne'a w odpowiedzi na kryzys finansowy. Udało im się zmniejszyć odziedziczony po rządach Partii Pracy deficyt budżetowy z 10 proc. do niespełna 2 proc. PKB, ale obeszło się to dużym kosztem dla społeczeństwa.

Jak pisze "Mail on Sunday", Johnson ogłosi we wtorek powołanie specjalnego zespołu zadaniowego pod przewodnictwem ministra finansów Rishiego Sunaka, który ma opracować plan inwestycji infrastrukturalnych. Znajdzie się w nim m.in. budowa 40 nowych szpitali, inwestycje w szkolnictwo i stworzenie 10 tys. nowych miejsc w więzieniach.

Brytyjski premier podkreślił, że nie chodzi tylko o fizyczną infrastrukturę, ale także o plan wyrównywania szans dla wszystkich. "Będziemy potrzebowali bardzo aktywnego, dynamicznego planu: nie tylko w zakresie infrastruktury, nie tylko inwestycji, ale także zagwarantowania młodym ludziom, że pomożemy im dostać się na rynek pracy, podnosić ich umiejętności, nadal szkolić ich w w miejscu pracy i zapewnić wysoko płatną, wysoko wykwalifikowaną pracę, która utrzyma ich w dobrej kondycji przez długi czas" - mówił.

Jak pisze "Mail on Sunday", stratedzy z Downing Street obawiają się, że jeśli rząd nie podejmie szybkich działań, spustoszenie gospodarcze wywołane koronawirusem odczuwalne będzie szczególnie mocno w okręgach w północnej i środkowej Anglii, czyli tych, które zwykle głosowały na Partię Pracy, ale w ostatnich wyborach w grudniu, poparły Partię Konserwatywną, co zapewniło Johnsonowi zdecydowane zwycięstwo. Przed wybuchem epidemii Johnson wielokrotnie zapewniał, że wyrównywanie szans i wyrównywanie poziomu życia pomiędzy poszczególnymi regionami kraju będzie jego priorytetem.

Według prognoz, Wielką Brytanię czeka w tym roku najgłębsza recesja w historii, ze spadkiem PKB sięgającym nawet 15 proc. i wzrost bezrobocia z 3,9 proc. przed epidemią do ok. 10 proc., choć zarazem prognozy przewidują dość szybkie odbicie w przyszłym roku.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Johnson sugeruje, że maseczki w sklepach będą obowiązkowe

Brytyjski premier Boris Johnson zasugerował w piątek, że zasłanianie twarzy może być niedługo obowiązkowe w sklepach w Anglii i sam dał przykład pierwszy raz pokazując się w maseczce. W piątek tymczasem obowiązek ich noszenia w sklepach wszedł w życie w Szkocji.

"W miarę jak zmniejszamy liczby i naprawdę tłumimy epidemię, uważam, że musimy bardziej rygorystycznie nalegać, aby ludzie zasłaniali twarze w zamkniętych przestrzeniach, gdzie spotkają innych, których normalnie by nie spotkali. Przyglądamy się sposobom na zapewnienie, by ludzie rzeczywiście nosili maski na twarzy, np. w sklepach, gdzie istnieje ryzyko przenoszenia się choroby" - powiedział Johnson podczas przeprowadzonej na Facebooku sesji pytań do premiera.

Zalecenia brytyjskiego rządu w kwestii zasłaniania twarzy zmieniały się podczas epidemii i obecnie w Anglii wymagane jest to tylko w transporcie publicznym oraz w trakcie wizyt w szpitalach. Johnson wyjaśnił, że zmieniają się opinie naukowców w sprawie przydatności masek oraz zalecenia Światowej Organizacji Zdrowia.

"Wydaje się, że bilans opinii naukowych przesunął się bardziej na ich korzyść niż było to wcześniej. Jesteśmy skłonni podążyć za nimi. Chcę wrócić do świata, w którym Brytyjczycy są w stanie uścisnąć sobie dłonie - do tego właśnie dążymy. W kwestii zasłaniania twarzy, coraz częściej myślimy, że musimy być bardziej stanowczy w kwestii zamkniętych przestrzeni" - wyjaśnił.

Później Johnson sam dał przykład, odwiedzając sklepy w swoim okręgu wyborczym Uxbridge w niebieskiej maseczce na twarzy.

Jak podał wcześniej w piątek brytyjski urząd statystyczny ONS, w ostatnim tygodniu czerwca 52 proc. dorosłych mieszkańców kraju zasłaniało twarzy wychodząc z domu, podczas gdy w poprzednim tygodniu było to 43 proc, zaś 58 proc. z 1788 osób, które brały udział w badaniu stwierdziło, że jest bardzo lub dość prawdopodobne, iż będą zasłaniać twarz w ciągu najbliższych siedmiu dni.

Tymczasem w piątek obowiązek zasłaniania twarzy w sklepach - oprócz będącego już w mocy w transporcie publicznym - wszedł w życie w Szkocji. Od poniedziałku w Szkocji otwarte będą mogły być centra handlowe.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Johnson sugeruje, że maseczki w sklepach będą obowiązkowe

Konsul: komisje w Wielkiej Brytanii mają znacznie więcej pracy niż te w Polsce

W obwodach na terenie Wielkiej Brytanii zarejestrowanych jest kilka razy więcej osób niż w tych w Polsce, a korespondencyjny tryb głosowania sprawia, że członkowie komisji mają do wykonania znacznie więcej czynności - wyjaśnił konsul generalny w Manchesterze Leszek Rowicki.

We wtorek rano szef PKW Sylwester Marciniak zapowiedział, że wystąpi do konsulatu w Manchesterze o wyjaśnienie, z czego wynikał fakt, iż w obu tamtejszych obwodach do głosowania liczenie wyników trwało najdłużej.

Zapytany przez PAP o tę sprawę, konsul Rowicki zwrócił uwagę, że nie sposób porównywać ilości pracy, którą mieli do wykonania członkowie podlegających mu komisji z ilością pracy komisji wyborczych w Polsce. "Obie obwodowe komisje wyborcze w Manchesterze miały w tych wyborach do policzenia największe liczby głosów ze wszystkich komisji na świecie" - powiedział. W obu obwodach w Manchesterze było po ponad 13 tys. wyborców, podczas gdy w obwodach w Polsce zwykle średnio jest po około 2 tys. wyborców.

Ponadto - jak podkreślił - w przypadku wyborów korespondencyjnych członkowie komisji mają kilkakrotnie więcej czynności do wykonania. "Każda z komisji musiała otworzyć ponad 13 tys. kopert zwrotnych, sprawdzić zgodność oświadczenia o tajnym i osobistym oddaniu głosu ze spisem wyborców, a kopertę z kartą do głosowania umieścić w urnie. Następnie należało wyjąć kopertę z urny, otworzyć, posortować, przeliczyć głosy i przygotować protokół" - wyjaśnił.

Tymczasem maksymalny dozwolony prawem skład komisji wynosi 13 osób, niezależnie od liczby wyborców. "Warto zaznaczyć, że pracownicy konsulatu od tygodni pracują bardzo intensywnie. Przesyłki wyborcze musieliśmy najpierw przygotować i rozesłać wyborcom, a zgodnie z napiętym kalendarzem wyborczym, mieliśmy na to dosłownie kilka dni. Wspieraliśmy również członków komisji od momentu rozpoczęcia przez nich pracy o godz. 6.30 w niedzielę, do godz. 3.00 nad ranem we wtorek" - dodał konsul Rowicki. Zauważył on też, że wbrew temu, co zasugerowano, obie komisje policzyły głosy długo przed ustawowym terminem.

Na to, że konsulaty w Wielkiej Brytanii wobec większej, niż gdziekolwiek indziej na świecie liczby zarejestrowanych wyborców są wyjątkowo obciążone, zwrócił uwagę także ambasador RP Arkady Rzegocki. "To bezprecedensowe wybory w historii głosowania za granicą. Po raz pierwszy tak wielu polskich obywateli w Wielkiej Brytanii wyraziło chęć wzięcia udziału w głosowaniu. Obecny system głosowania korespondencyjnego sprawdza się bardzo dobrze w wielu miejscach na świecie, jednak biorąc pod uwagę niemal milionową Polonię w Wielkiej Brytanii, będziemy zgłaszać MSZ propozycje dotyczące jego modyfikacji" - powiedział PAP.

Podziękował on konsulom, dyplomatom, pracownikom placówek, a także wolontariuszom, za zaangażowanie i ciężką pracę, dzięki czemu to ogromne wyzwanie logistyczne się udało, ale jak dodał, ta praca nadal trwa. "Liczenie głosów dopiero się skończyło, a my już rozpoczęliśmy intensywne prace w celu przygotowania głosowania w drugiej turze, do której zgłosiło się dodatkowo ponad 50 tys. osób" - powiedział. Ta liczba nowych wyborców oznacza, że pobity w niedzielę rekord frekwencyjny wśród Polonii w Wielkiej Brytanii zostanie mocno poprawiony.

Jak poinformowała ambasada RP, w spisie wyborców przed niedzielną pierwszą turą wyborów prezydenckich figurowało 129 331 obywateli polskich, podczas gdy podczas pierwszej tury poprzednich wyborów, w 2015 r., było to 73 870, co oznacza wzrost o 75 proc. Mimo że tegoroczne wybory na terenie Wielkiej Brytanii odbywają się wyłącznie korespondencyjnie - i w czasie trwającej epidemii - do konsulatów na czas wróciło 87 proc. przesyłek z kartami do głosowania. Tymczasem w 2015 r. - gdy korespondencyjnie głosowało tylko ok. 14 tys. osób - na czas wróciło 79 proc. przesyłek.

Jak podkreślają w rozmowie z PAP pracownicy ambasady, w tym, że pewna część przesyłek - mniejsza niż poprzednio - nie dotarła na czas, nie należy się doszukiwać żadnej sensacji ani czyjejś złej woli, bo w każdych wyborach korespondencyjnych część osób, które się zgłaszają, później nie odsyłają koperty lub robią to zbyt późno - z zupełnie prozaicznych powodów. A w sytuacji bardzo napiętego terminarza i epidemii fakt, że 87 proc. wróciło na czas, jest sukcesem.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

 

foto : twitter / PLinManchester

Konsul: komisje w Wielkiej Brytanii mają znacznie więcej pracy niż te w Polsce

Ponad 6 mld euro na walkę z pandemią Covid-19

Komisja Europejska oraz 40 państw świata zobowiązało się w sobotę do przeznaczenia łącznie 6,15 mld euro na walkę z pandemią Covid-19 oraz wsparcie najuboższych. To wynik konferencji zorganizowanej przez KE i organizację Global Citizen.

Podczas sobotniego spotkania, którego częścią był transmitowany przez internet oraz telewizje na całym świecie koncert m.in. Shakiry i Justina Biebera, najwyższą kwotę zadeklarowała KE razem z Europejskim Bankiem Inwestycyjnym (EBI) - 4,9 mld euro. USA zobowiązały się do przeznaczenia 545 mln USD, Niemcy - 383 mln euro, a Kanada - 300 mln CAD (219 mln euro).

Pieniądze mają zostać przeznaczone na wspólny zakup testów, leków i szczepionek na Covid-19, a także wsparcie dla najuboższych i wykluczonych grup społecznych.

Przywódcy państw podkreślali konieczność udostępnienia szczepionek dla wszystkich mieszkańców wszystkich krajów. "To jest test na solidarność" - oświadczyła przewodnicząca KE Ursula von der Leyen. W podobnym tonie wypowiedzieli się również przywódcy Wielkiej Brytanii, Włoch i Francji. (PAP)

Obraz Pete Linforth z Pixabay 

Brytyjskie supermarkety rezygnują ze sprzedaży wyrobów z kokosów zbieranych przez małpy

Część brytyjskich supermarketów zrezygnowała ze sprzedaży wody kokosowej i oleju kokosowego po tym, jak okazało się, że produkty zostały wytworzone z owoców zbieranych przez małpy - poinformował w piątek serwis BBC News.

O małpach wykorzystywanych przy zbiorze kokosów napisała na swojej stronie internetowej walcząca o prawa zwierząt organizacja PETA. Jak ustaliła, małpy są zabierane z ich naturalnego środowiska i tresowane do tego, żeby zbierać do tysiąca kokosów dziennie.

Grupa stwierdziła, że makaki są w Tajlandii traktowane jak "maszyny do zbierania kokosów".

W odpowiedzi na publikację brytyjskie supermarkety Waitrose, Ocado, Co-op i Boots zapowiedziały, że zaprzestaną sprzedaży niektórych towarów. Morrisons z kolei poinformował, że już usunął z półek produkty z kokosów zebranych przez małpy.

Narzeczona premiera Borisa Johnsona Carrie Symonds, działaczka ekologiczna, we wpisie na Twitterze z zadowoleniem przyjęła ogłoszenie supermarketów. Wezwała inne sklepy do bojkotu takich produktów.

PETA poinformowała, że znalazła osiem farm w Tajlandii, na których małpy zmuszone były do zbierania orzechów kokosowych na eksport na cały świat. Jak podała organizacja, samce małp są w stanie zebrać do tysiąca kokosów dziennie. Uważa się, że człowiek może zebrać około 80 sztuk.

PETA stwierdziła także, że odkryła „szkoły małp”, w których zwierzęta szkolono w zakresie zbierania owoców, a także jazdy na rowerze lub gry w koszykówkę - dla rozrywki turystów.

„Zwierzęta w tych obiektach - z których wiele jest nielegalnie schwytanych jako młode - wykazywały stereotypowe zachowania wskazujące na ekstremalny stres” - poinformowała PETA.

„Małpy były przykute do starych opon lub zamknięte w klatkach, które były ledwie wystarczająco duże, aby mogły się obrócić" - dodała.

„Tym ciekawym, wysoce inteligentnym zwierzętom odmawia się stymulacji psychicznej, towarzystwa, wolności i wszystkiego, co sprawiłoby, że ich życie byłoby wartościowe, a wszystko po to, by można było je wykorzystać do zbierania kokosów” - powiedziała dyrektor brytyjskiego oddziału PETA Elisa Allen. (PAP)

Obraz PublicDomainPictures z Pixabay 

Brytyjskie supermarkety rezygnują ze sprzedaży wyrobów z kokosów zbieranych przez małpy

Sky News: kolejnych 36 miejsc zagrożonych lokalnymi blokadami

Brytyjskie ministerstwo zdrowia sporządziło listę 36 miast, hrabstw i dzielnic w Anglii, które w ciągu najbliższych dni mogą zostać objęte lokalnymi blokadami z powodu rosnącej liczby zakażeń - podała w środę stacja Sky News.

W poniedziałek wieczorem pierwszą taką blokadą objęte zostało 350-miasto Leicester w środkowej Anglii. Od wtorku z powrotem zamknięte są wszystkie sklepy, poza tymi, które sprzedają niezbędne artykuły, w czwartek zamknięte zostaną szkoły, zalecono powstrzymanie się od podróży do i z Leicester. Jak wyjaśniał minister zdrowia Matt Hancock, w Leicester odnotowano w ostatnim tygodniu 10 proc. wszystkich zakażeń w kraju.

Sky News podała, powołując się na źródła w ministerstwie zdrowia, że kolejne takie blokady mogą zostać wprowadzone w najbliższych dniach. Zagrożonych tym jest m.in. kilka dzielnic Londynu, w tym Westminster, gdzie siedzibę mają parlament i ministerstwa, również znajdujące się w centrum Kensington and Chelsea, Hammersmith and Fulham, ponadto Ealing, gdzie mieszka dużo Polaków, oraz dzielnice z dużym odsetkiem ludności wywodzącej się z mniejszości etnicznych, jak Brent, Harrow czy Tower Hamlets.

Na liście są też miasta, m.in. Bradford, Sunderland, Gateshead, York, Portsmouth i Wigan, oraz hrabstwa: Derbyshire, Gloucestershire i Suffolk.

W wielu z tych 36 miejsc wysoki odsetek ludności stanowią mniejszości etniczne, które jak wynika ze statystyk, są bardziej narażone na zgon w przypadku zakażenia koronawirusem. Na ten czynnik wskazywano również w przypadku Leicester, gdzie spośród wszystkich dużych miast w Anglii ten odsetek jest najwyższy. 28 proc. mieszkańców miasta ma korzenie indyjskie, a kolejne 21 proc. należy do innych mniejszości. W Leicester oraz w londyńskich dzielnicach Brent i Harrow jest ponadto najwyższy odsetek przeludnionych mieszkań, co jest czynnikiem sprzyjającym rozprzestrzenianiu się wirusa.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Obraz Grégory ROOSE z Pixabay

Sky News: kolejnych 36 miejsc zagrożonych lokalnymi blokadami

KE: walka z zanieczyszczeniem powietrza w UE wypada obecnie słabo

Walka z zanieczyszczeniem powietrza w UE wypada obecnie słabo. Większości państw członkowskich nie uda się zmniejszyć tego wskaźnika i skutków złej jakości powietrza dla zdrowia do 2030 r. - wynika z raportu Komisji Europejskiej.

KE przedstawiła ocenę pierwszych programów działań państw członkowskich w zakresie kontroli emisji zanieczyszczeń powietrza. Z raportu wynika, że wdrażanie nowych europejskich przepisów dotyczących czystego powietrza wymaga poprawy. Państwa członkowskie muszą znacznie zintensyfikować działania we wszystkich sektorach w celu zapewnienia obywatelom czystego powietrza i ochrony przed chorobami układu oddechowego i przedwczesną śmiercią w wyniku oddychania zanieczyszczonym powietrzem.

"Sprawozdanie wysyła jasny sygnał. Zbyt wielu obywateli w całej Europie oddycha powietrzem złej jakości. Potrzebujemy skuteczniejszych środków ograniczających zanieczyszczenie w wielu państwach członkowskich oraz służących rozwiązaniu problemu emisji zanieczyszczeń do powietrza w różnych sektorach, w tym w rolnictwie, transporcie i energetyce. Nadszedł czas na wprowadzenie zmian: inwestycje w czystsze powietrze oznaczają inwestycje w zdrowie obywateli, klimat i pobudzenie gospodarki. Ten cel przyświeca Europejskiemu Zielonemu Ładowi i tego właśnie potrzebuje środowisko" - powiedział komisarz ds. środowiska, oceanów i rybołówstwa Virginijus Sinkeviczius.

Zgodnie z opublikowanym w piątek sprawozdaniem Komisji dotyczącym oceny wdrożenia dyrektywy w sprawie krajowych zobowiązań w zakresie redukcji emisji większość państw członkowskich może nie spełnić zobowiązań w zakresie redukcji emisji na rok 2020 lub 2030.

Chociaż niektóre państwa członkowskie stosują dobre praktyki, które powinny być inspiracją dla innych, w sprawozdaniu wykazano potrzebę zastosowania dodatkowych środków w celu zmniejszenia zanieczyszczenia powietrza. Szczególnie potrzebne są działania w sektorze rolnictwa w celu redukcji emisji amoniaku, co stanowi najbardziej powszechne i poważne wyzwanie w zakresie wdrażania w całej UE.

KE podkreśla, że skuteczne wdrożenie przepisów dotyczących czystego powietrza stanowi istotny wkład w „zerowy poziom emisji zanieczyszczeń na rzecz nietoksycznego środowiska”, zapowiedziany przez Komisję w Europejskim Zielonym Ładzie i w powiązanych z nim inicjatywach.

Wraz ze sprawozdaniem z wdrażania Komisja opublikowała dzisiaj również analizę konsultantów dotyczącą krajowych programów ograniczania zanieczyszczenia powietrza i prognoz emisji każdego państwa członkowskiego oraz ogólnounijne sprawozdanie horyzontalne zawierające wszystkie te informacje.

Dyrektywa w sprawie krajowych zobowiązań w zakresie redukcji emisji, która weszła w życie w dniu 31 grudnia 2016 r., jest głównym instrumentem legislacyjnym służącym osiągnięciu celów programu „Czyste powietrze dla Europy” na 2030 r. W pełni wdrożona dyrektywa -jak podkreśla KE - zmniejszyłaby o prawie 50 proc. negatywny wpływ zanieczyszczenia powietrza na zdrowie do 2030 r. i przyniosłaby znaczne korzyści dla środowiska i klimatu.

W dyrektywie określono krajowe zobowiązania w zakresie redukcji emisji na lata 2020–2029 oraz bardziej ambitne zobowiązania na okres od 2030 r. dla pięciu substancji znacząco przyczyniających się do zanieczyszczenia powietrza: tlenków azotu (NOx), niemetanowych lotnych związków organicznych (NMLZO), dwutlenku siarki (SO2), amoniaku (NH3) i pyłu drobnego (PM2,5).

Zgodność z zobowiązaniami w zakresie redukcji emisji do 2020 r. zostanie sprawdzona w 2022 r., kiedy to dostępne będą bilanse emisji za 2020 r.

Z Brukseli Łukasz Osiński (PAP)

 

foto : twitter / OransiLLC

KE: walka z zanieczyszczeniem powietrza w UE wypada obecnie słabo

83 proc. Brytyjczyków popiera nowe zamknięcie w razie drugiej fali epidemii

Zdecydowana większość - 83 proc. Brytyjczyków - poparłaby ponowne zamknięcie kraju, gdyby nadeszła druga fala epidemii koronawirusa - wynika z opublikowanego w piątek sondażu ośrodka YouGov. Przeciwnych temu byłoby 9 proc. ankietowanych, 8 proc. nie ma zdania. Sondaż nie wykazał, że istnieje odmienne podejście do ewentualnego nowego zamknięcia w różnych grupach wiekowych. Przeciwnych temu byłoby 4 proc. ankietowanych powyżej 65. roku życia i 6 proc. osób z przedziału 18-24 lata. Zdecydowana większość ankietowanych poddałaby się 14-dniowej izolacji, gdyby były podejrzenia, że miała kontakt z osobą zakażoną, przy czym 78 proc. deklaruje, że zrobiłoby to, gdyby zadzwoniła i zaleciła to osoba z rządowego zespołu namierzania kontaktów, zaś 69 proc. osób - gdyby dostały zalecenie poprzez aplikację na smartfona. Sondaż pokazuje też, że Brytyjczycy mają spore obiekcje co do korzystania z rozrywek, które będą mieli do dyspozycji po rozpoczęciu w sobotę następnej fazy luzowania wprowadzonych ograniczeń. Największe zaniepokojenie ankietowani odczuwaliby w związku z zagranicznym wyjazdem na wakacje, co będzie możliwe od przyszłego piątku, gdy zostanie zniesiony obowiązek kwarantanny po powrocie z kilkudziesięciu krajów. Dyskomfort odczuwałoby 73 proc. badanych. 71 proc. nadal ma obawy w związku z korzystaniem z transportu publicznego. Po 70 proc. ankietowanych miałoby obawy związane z pójściem do pubu oraz do kina, po 60 proc. - w przypadku pójścia do centrum handlowego (które są otwarte od prawie trzech tygodni) oraz do restauracji, 56 proc. obawia się pójścia na plażę, zaś 45 proc. - do fryzjera. W sobotę w Anglii rozpocznie się trzecia, największa dotychczas faza znoszenia restrykcji wprowadzonych 23 marca w związku z epidemią. Otwarte zostaną puby, bary, restauracje, hotele i wszystkie inne miejsca noclegowe, kina, muzea, galerie, świątynie, parki rozrywki, place zabaw i obiekty rekreacyjne na świeżym powietrzu, salony fryzjerskie, a zalecany dwumetrowy dystans między ludźmi zostanie zmniejszony do jednego metra. Sondaż przeprowadzono w dniach 29-30 czerwca na reprezentatywnej próbie 1610 dorosłych osób. Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP) Obraz NickyPe z Pixabay 
83 proc. Brytyjczyków popiera nowe zamknięcie w razie drugiej fali epidemii

Izba Gmin przyjęła projekt ustawy o imigracji z systemem punktowym

Brytyjska Izba Gmin przyjęła we wtorek projekt ustawy o imigracji, która wraz z upływem okresu przejściowego w dniu 31 grudnia 2020 r. kończy swobodny przepływ osób z UE i wprowadza obowiązujący wszystkich, niezależnie od obywatelstwa, punktowy system imigracyjny.

Za przyjęciem rządowego projektu w przeprowadzonym wieczorem głosowaniu opowiedziało się 342 posłów, przeciwko było 248. Wcześniej posłowie odrzucili poprawki zgłoszone przez opozycyjną Partię Pracy. Zostanie on teraz skierowany do Izby Lordów, ale jego wejście w życie w obecnej sytuacji jest przesądzone.

"W zeszłym roku Brytyjczycy wysłali jasny komunikat, że chcą zakończyć swobodny przepływ osób, a nasz przełomowy projekt ustawy imigracyjnej właśnie to zapewnia" - oświadczyła minister spraw wewnętrznych Priti Patel. "Głosowanie Partii Pracy przeciwko tej ustawie pokazuje, że może jej przywództwo się zmieniło, ale jej determinacja, by sprzeciwić się woli ludzi - nie" - dodała.

Punktowy system imigracyjny, który zostanie wprowadzony na mocy tej ustawy, zrówna status obywateli Unii Europejskiej i pozostałych państw, a także ma radykalnie ograniczyć możliwość podejmowania pracy przez osoby o niskich kwalifikacjach. Ale dotyczyć on będzie tylko nowych imigrantów, tzn., że ok. 3,7 mln obywateli państw UE, którzy już przebywają w Wielkiej Brytanii, będzie mogło pozostać i dalej pracować, o ile złożą wniosek o przyznanie statusu osoby osiedlonej lub tymczasowego statusu osoby osiedlonej.

System punktowy ma zostać wprowadzony od 1 stycznia przyszłego roku. Aby uzyskać prawo do pracy w Wielkiej Brytanii konieczne będzie zdobycie co najmniej 70 punktów, przy czym 50 punktów przypada na kryteria obowiązkowe, którymi są oferta pracy od zatwierdzonego sponsora, adekwatność umiejętności do oferty i znajomość języka angielskiego. Kolejne punkty przyznawane będą w zależności od zarobków przewidzianych w ofercie, wykształcenia i tego, czy w danym sektorze są wakaty. Nie będzie natomiast żadnych ułatwień dla pracowników o niskich kwalifikacjach ani specjalnej ścieżki dla osób na samozatrudnieniu.

Zgodnie z planem, wszyscy migranci będą mieli prawo dostępu do świadczeń związanych z dochodami dopiero, gdy zostanie im przyznane prawo do pobytu na czas nieokreślony, co zwykle następuje po pięciu latach. Ponadto zapisano, że obywatele państw UE będą mogli przyjeżdżać do Wielkiej Brytanii w celach turystycznych bez konieczności ubiegania się o wizę w przypadku pobytów nie przekraczających sześciu miesięcy, zaś w przypadku obywateli pozostałych państw, regulacje dotyczące przyjazdów turystycznych nie zmienią się.

W projekcie ustawy utrzymano specjalny status dla obywateli Irlandii, którzy jeszcze od lat 20. XX wieku mogą osiedlać się oraz podejmować pracę w Wielkiej Brytanii bez konieczności uzyskania zezwolenia i po zakończeniu okresu przejściowego nadal będą mieć taką możliwość.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Izba Gmin przyjęła projekt ustawy o imigracji z systemem punktowym

Nastolatek skazany za zrzucenie chłopca z platformy widokowej

Brytyjski nastolatek, który zrzucił sześcioletniego francuskiego chłopca z platformy widokowej na 10. piętrze galerii sztuki Tate Modern w Londynie z zamiarem zabicia go, został w piątek skazany co najmniej na 15 lat więzienia z możliwością, że nigdy nie wyjdzie na wolność.

Do zdarzenia doszło w sierpniu zeszłego roku. Jonty Bravery, który miał wówczas 17 lat, powiedział policji, że dokonał tego, ponieważ chciał być w wiadomościach telewizyjnych. W grudniu przyznał się do usiłowania zabójstwa.

Chłopiec, którego personaliów nie ujawniono, odwiedzał Wielką Brytanię wraz z rodziną. Wyrzucony przez Bravery'ego z platformy widokowej uderzył w znajdujący się 30 metrów niżej dach nad piątym piętrem. Przeżył, ale doznał poważnych obrażeń wewnętrznych - krwawienia do mózgu, pęknięcia kręgosłupa, złamania kilku kości. Jak informują jego rodzice, dopiero w styczniu zaczął z powrotem jeść, trochę mówić, ale cały czas pozostaje na wózku inwalidzkim, ma szyny w ramieniu i obu nogach i czeka go wieloletnia rehabilitacja.

18-letni obecnie Bravery, który został aresztowany wkrótce po zdarzeniu, powiedział policji, że planował skrzywdzić kogoś w muzeum, aby być w telewizji. Poprzedniego dnia szukał w internecie informacji, jak zabijać ludzi, a przed zdarzeniem zapytał kogoś, gdzie znajduje się jakiś wysoki budynek.

Stwierdzono u niego spektrum zaburzeń autystycznych i zaburzenia osobowości, ale sędzia uznała, że te schorzenia nie wyjaśniają w pełni motywów jego działań i że stanowi on "poważne i bezpośrednie zagrożenie dla społeczeństwa". Zdecydowała, że powinien zostać uwięziony na minimum 15 lat, z możliwością, że nigdy nie będzie wypuszczony na wolność.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Johnson apeluje o odpowiedzialne zachowanie po złagodzeniu ograniczeń

Brytyjski premier Boris Johnson wezwał w piątek rodaków, by po zniesieniu w sobotę kolejnych ograniczeń zachowywali się odpowiedzialnie i nie zmarnowali tego, co zostało osiągnięte w walce z koronawirusem. W sobotę m.in. otwarte zostaną puby, bary i restauracje.

"Jutro przejdziemy do trzeciego kroku planu, który przedstawiłem 10 maja, a który, jak sądzę, wszyscy - albo ogromna liczba osób - zrozumieli i którego dokładnie przestrzegali. I właśnie dlatego, że ludzie trzymali się tego planu, jesteśmy teraz w stanie ostrożnie otworzyć jutro gastronomię" - mówił Johnson w rozmowie z radiem LBC. "Moim przesłaniem jest, aby ludzie cieszyli się latem rozsądnie i sprawili, że to wszystko się uda" - dodał.

Poluzowanie, które nastąpi w sobotę, będzie największym krokiem w stronę powrotu do normalności od czasu wprowadzenia 23 marca restrykcji w związku z epidemią. Oprócz pubów, barów i restauracji otwarte zostaną hotele i wszystkie inne miejsca noclegowe, kina, muzea, galerie, świątynie, parki rozrywki, place zabaw i obiekty rekreacyjne na świeżym powietrzu, salony fryzjerskie, a zalecany dwumetrowy dystans między ludźmi zostanie zmniejszony do jednego metra. Wszystkie te kroki odnoszą się tylko do Anglii, bo władze Szkocji, Walii i Irlandii Północnej same określają tempo znoszenia restrykcji.

"Mam nadzieję, że ludzie będą zachowywać się odpowiedzialnie i bezpiecznie cieszyć się latem. Sądzimy, że jesteśmy w dobrej sytuacji, ale moje przesłanie brzmi: nie zepsujmy tego teraz" - zaapelował Johnson.

Podkreślił, że znaczące postępy, które Wielka Brytania poczyniła w walce z epidemią, nie oznaczają jeszcze, iż została ona pokonana, co najlepiej pokazuje sytuacja w Leicester. W tym mieście w środkowej Anglii w poniedziałek przywrócono blokadę z powodu rosnącej liczby przypadków. Dodał, że w przypadku wzrostu liczby zakażeń podobne lokalne blokady zostaną wprowadzone także w innych miejscach.

Późnym popołudniem Johnson podczas konferencji prasowej na Downing Street jeszcze raz ma zaapelować o odpowiedziane zachowywanie się.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Johnson apeluje o odpowiedzialne zachowanie po złagodzeniu ograniczeń

3,6 mln wniosków o status osoby osiedlonej, w tym 700 tys. od Polaków

Na rok przed upływem terminu 3,6 mln obywateli państw Unii Europejskiej, w tym prawie 700 tys. Polaków, złożyło wniosek o status osoby osiedlonej w Wielkiej Brytanii - powiedział PAP Kevin Foster, brytyjski wiceminister spraw wewnętrznych nadzorujący ten proces.

Uzyskanie okresu statusu osoby osiedlonej (settled status) lub tymczasowego statusu osoby osiedlonej (pre-settled status) jest konieczne, by można było pozostać w Wielkiej Brytanii po upływie okresu przejściowego po brexicie. Wnioski takie można składać do 30 czerwca 2021 r.

"Otrzymaliśmy ponad 3,6 mln wniosków o status osoby osiedlonej lub tymczasowy status, z czego w przypadku 3,3 mln został on już przyznany. Mogę z zadowoleniem powiedzieć, że prawie 700 tys. Polaków złożyło takie wnioski. Na rok przed upływem terminu jesteśmy naprawdę zadowoleni z tych liczb" - mówił w rozmowie z PAP Foster. Podkreślił, że Polacy są największą grupą osób, które złożyły takie wnioski.

To oznacza, że w ciągu ostatniego półrocza nastąpił znaczący wzrost liczby złożonych aplikacji, bo według stanu na koniec 2019 r. było ich 2,8 mln, z czego ponad 500 tys. od obywateli polskich. "Widzieliśmy zwiększone zainteresowanie w okolicach terminu brexitu, co jest zrozumiałe, bo było dużo o tym w mediach, a także dlatego, że stało się jasne, że naprawdę wychodzimy z UE; nadal jednak otrzymujemy kilka tysięcy aplikacji dziennie, także w czasie epidemii Covid-19, bo zdecydowana większość osób składa je za pomocą aplikacji" - powiedział.

Jak dodał, cały czas urzędy oferują wsparcie osobom, które z jakichś powodów składają wnioski w formie papierowej, choć jest to znikoma mniejszość, bo składanie wniosków online jest bardzo prostym procesem.

Według danych brytyjskiego urzędu statystycznego ONS w 2019 r. w Wielkiej Brytanii mieszkało 3,7 mln osób z obywatelstwem państw UE, w tym 900 tys. osób z obywatelstwem polskim. To oznacza, że wnioski o status osoby osiedlonej lub tymczasowy status złożyła pewna liczba osób, które faktycznie nie mieszkają w Wielkiej Brytanii.

Zdaniem Fostera nie świadczy to, że podejście władz jest zbyt liberalne. "Honorujemy nasze zobowiązania wynikające z umowy o wyjściu z UE. Do końca roku jest swoboda przepływu osób z UE i każdy obywatel UE może przyjechać i zamieszkać Wielkiej Brytanii i złożyć taki wniosek" - mówi. Przypomniał jednak, że w takim przypadku będzie to wniosek o tymczasowy status osoby osiedlonej, bo warunkiem uzyskania statusu osoby osiedlonej jest pięcioletni pobyt w Wielkiej Brytanii.

Foster nie chciał spekulować na temat liczby osób, która złoży takie wnioski do końca czerwca 2021 r. "Na początku niektórzy mówili, że 3 mln to jest cel, do którego powinniśmy dążyć, a teraz jest tych wniosków znacznie więcej. Naszym celem jest, by każdy, kto jest do tego uprawniony, wiedział, jak to zrobić, mógł to zrobić, a jeśli potrzebuje wsparcia, by je otrzymał" - podkreślił.

Jak mówił, trudno przewidywać, ile osób z tych, które złożyły wniosek, ostatecznie pozostanie w Wielkiej Brytanii. "Skoro uruchomiliśmy taką możliwość, to chcemy, by te osoby pozostały, ale wiadomo, że są różne sytuacje i niektóre osoby przyjeżdżają, by popracować parę lat, a później zamierzają wrócić do Polski lub gdzieś indziej. Ale naszym celem jest to, by wszyscy mieli uregulowany status" - wyjaśnił Foster.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

3,6 mln wniosków o status osoby osiedlonej, w tym 700 tys. od Polaków

Od 6 lipca nie będzie kwarantanny dla podróżnych z niektórych krajów

Wielka Brytania od 6 lipca rezygnuje z 14-dniowej obowiązkowej kwarantanny dla osób przyjeżdżających z krajów, w których jest mniejsze ryzyko związane z epidemią koronawirusa - poinformowałł w piątek późnym wieczorem brytyjski rząd.

Równocześnie w stosunku do niektórych krajów i regionów zostaną złagodzone rządowe zalecenia dla Brytyjczyków dotyczące podróży zagranicznych. Obecnie obowiązującym zaleceniem jest powstrzymywanie się od wszelkich podróży zagranicznych, o ile nie są niezbędne.

Rządowi eksperci podzielą kraje na trzy kategorie: zielone, bursztynowe i czerwone. Podział będzie opierał się na takich kryteriach jak wielkość występowania Covid-19, dynamika zachorowań i wiarygodność danych. Pasażerowie przybywający z krajów oznaczonych kolorem zielonym i bursztynowym nie będą już musieli poddawać się kwarantannie przez 14 dni po przyjeździe. Zasady dla krajów z kategorii czerwonej nie ulegną zmianie.

Kategorie te zostaną ogłoszone w przyszłym tygodniu, a zmiany zasad mają wejść w życie od 6 lipca. Według BBC, z kwarantanny zwolnieni byliby przyjeżdżający m.in. z Francji, Włoch, Hiszpanii, Grecji, Belgii, Holandii, Niemiec, Finlandii, Norwegii i Turcji. Nie znajdą się na tej liście Portugalia i Szwecja.

"Nasz nowy system oceny ryzyka pozwoli nam ostrożnie otworzyć wiele bezpiecznych tras podróży na całym świecie. Ale nie zawahamy się przed ponownym uruchomieniem restrykcji, jeśli ponownie pojawi się ryzyko" - oświadczyła rzeczniczka rządu.

Zmiany te mają umożliwić Brytyjczykom wyjazdy za granicę na letnie wakacje.

Od 8 czerwca niemal wszyscy przyjeżdżający do Wielkiej Brytanii - zarówno jej obywatele, jak i cudzoziemcy - muszą podać adres, gdzie będą przebywać przez następne 14 dni i poddawać się kwarantannie. Władze są upoważnione do przeprowadzania niezapowiedzianych kontroli i nakładania kary na osoby, które nie przestrzegają tego obowiązku. W Anglii, Walii i Irlandii Północnej wynosi ona 1000 funtów, w Szkocji - 480.

Wraz z wprowadzeniem kwarantanny ogłoszono, że co trzy tygodnie będzie ona poddawana przeglądowi.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

foto : twitter / jassohlp

Podróżni z 59 terytoriów, w tym Polski, od 10 lipca bez kwarantanny

Podróżni przyjeżdżający z 59 terytoriów, w tym z Polski i większości pozostałych państw Unii Europejskiej, będą od 10 lipca zwolnieni z obowiązku odbywania 14-dniowej kwarantanny po przyjeździe do Anglii - ogłosił w piątek po południu brytyjski rząd.

Warunkiem zwolnienia z kwarantanny jest jednak to, że podróżny nie był w ciągu poprzednich 14 dni w żadnym kraju spoza listy.

Kilka dni temu brytyjski rząd zapowiadał, że obowiązek kwarantanny w przypadku krajów uznanych za te, w których zagrożenie epidemicznie jest niewielkie, zostanie zniesiony od 6 lipca, ale ostatecznie ten termin został przesunięty na 10 lipca. Powodem tego miały być, według brytyjskich mediów, nieporozumienia co do kształtu listy między rządem w Londynie a władzami w Edynburgu.

Ostatecznie kwarantanna została zniesiona tylko w Anglii, zaś pozostałe części Zjednoczonego Królestwa mają same przedstawić swoje listy, co biorąc pod uwagę, że nie ma ograniczeń w przemieszczaniu się między Anglią a Walią czy Anglią a Szkocją, powoduje, iż takie różnicowanie w praktyce nie ma znaczenia.

Jak wcześniej zapowiadano, czynnikami decydującymi o zdjęciu obowiązku kwarantanny w przypadku przyjazdu z poszczególnych krajów miały być poziom występowania Covid-19, dynamika zachorowań i wiarygodność danych.

Ostatecznie z obowiązku kwarantanny zwolnieni zostali przyjeżdżający z 59 terytoriów oraz wszystkich 14 brytyjskich terytoriów zamorskich. Na liście znalazło się 18 państw UE, nie licząc Irlandii, której kwarantanna w ogóle nie dotyczyła. Nie ma na niej Szwecji i Portugalii, co było spodziewane, ale też Słowacji, Słowenii, Estonii, Łotwy, Bułgarii i Rumunii.

Poza państwami UE, z obowiązku kwarantanny zostali zwolnieni także przyjeżdżający z Norwegii, Szwajcarii, małych państw europejskich, jak Monako czy San Marino, niewielkich wysp będących popularnymi kierunkami turystycznymi, głownie na Karaibach, a ponadto m.in. Australii, Nowej Zelandii, Wietnamu, Korei Południowej, Japonii czy Hongkongu.

Na liście nie znalazły się natomiast - co nie jest zaskoczeniem - USA, Rosja, Chiny, państwa Ameryki Południowej i Afryki oraz większość azjatyckich.

Jak podkreślono, lista będzie podlegać regularnemu przeglądowi i będzie zmieniania w zależności od rozwoju sytuacji epidemicznej.

Jednocześnie brytyjskie MSZ wycofało w stosunku do państw z listy zalecenie, by powstrzymywać się od wyjazdów, o ile nie są one absolutnie niezbędne.

Obowiązek odbycia kwarantanny wszedł w życie 8 czerwca. Niemal wszyscy przyjeżdżający do Wielkiej Brytanii - zarówno jej obywatele, jak i cudzoziemcy - muszą podać adres, gdzie będą przebywać przez następne 14 dni i poddawać się kwarantannie. Władze są upoważnione do przeprowadzania niezapowiedzianych kontroli i nakładania kary na osoby, które nie przestrzegają tego obowiązku. W Anglii, Walii i Irlandii Północnej wynosi ona 1000 funtów, w Szkocji - 480.

Przeciwko kwarantannie protestowały zwłaszcza linie lotnicze i firmy turystyczne, argumentując, że dodatkowo uderzy ona w te sektory, które i tak bardzo mocno ucierpiały wskutek epidemii koronawirusa.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Obraz Engin Akyurt z Pixabay

Podróżni z 59 terytoriów, w tym Polski, od 10 lipca bez kwarantanny

W Wielkiej Brytanii wygrał Trzaskowski

W Wielkiej Brytanii w pierwszej turze wyborów prezydenta RP wygrał Rafał Trzaskowski, wyprzedzając Szymona Hołownię i Andrzeja Dudę - wynika z protokołów opublikowanych w nocy z poniedziałku na wtorek przez Państwową Komisję Wyborczą.

W Wielkiej Brytanii wygrał Trzaskowski

Policja: atak w Glasgow to nie akt terroru, zginął tylko sprawca

Atak nożownika, do którego doszło w piątek wczesnym popołudniem w jednym z hoteli w Glasgow, nie jest traktowany jako zdarzenie o podłożu terrorystycznym - poinformowała szkocka policja. W ataku zginął sprawca, a sześć osób, w tym policjant, zostało rannych.

Nie potwierdziły się wcześniejsze doniesienia mediów o trzech ofiarach śmiertelnych. Jedyną ofiarą śmiertelną jest napastnik, który został zastrzelony przez policjantów.

Jak poinformowała policja, ranny 42-letni policjant jest w stanie krytycznym, ale stabilnym. Pozostałe ranne osoby są w wieku 17, 18, 20, 38 i 53 lat. Ich stan również jest poważny, ale nie podano dalszych szczegółów na ten temat.

W hotelu Park Inn w centrum Glasgow zakwaterowani zostali na czas epidemii koronawirusa uchodźcy i azylanci. Jak podała stacja Sky News, wszystko wskazuje na to, że pozostali ranni byli mieszkańcami hotelu. Wcześniej powołując się na świadków informowano, że wśród rannych było dwoje recepcjonistów.

Na razie nie wiadomo, czy sprawca również tam mieszkał i co go skłoniło do ataku, ale media informują, iż zakwaterowani w hotelu uchodźcy i azylanci od dłuższego czasu skarżyli się na panujące w nim warunki.

Jak poinformowała policja, do ataku doszło około godz. 12.50. Podkreślono, że dwie minuty później były już na miejscu zdarzenia uzbrojone oddziały policji. Szybkość i sprawność działania funkcjonariuszy podkreśliła szefowa szkockiego rządu Nicola Sturgeon. "Chcę podziękować policji za to, co jak się wydaje było bardzo spokojną i profesjonalną reakcją na ten incydent i niewątpliwie dzięki temu ten bardzo poważny incydent, nie stał się dużo gorszy" - oświadczyła.

Policja poinformowała również, że nie poszukuje nikogo więcej w związku z atakiem i nie ma dalszego zagrożenia dla ludzi, ale z powodu prowadzonego śledztwa okolice hotelu pozostaną na razie zamknięte.

To drugi atak nożownika w Wielkiej Brytanii w ciągu tygodnia. W sobotę wieczorem w Reading na zachód od Londynu libijski azylant zaatakował nożem grupę osób siedzących na trawie w parku, zabijając trzy i raniąc trzy kolejne. Tamto zdarzenie zostało uznane za mające podłoże terrorystyczne. Schwytany przez nieuzbrojonego funkcjonariusza policji sprawca przebywa w areszcie.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

foto : twitter / ThatReilz

Badanie: nowy szczep koronawirusa znacznie bardziej zakaźny

Dominujący obecnie na świecie szczep nowego koronawirusa jest znacznie bardziej zakaźny niż ten, który pojawił się w Chinach - wynika z artykułu opublikowanego w piśmie "Cell". Wykryta w genomie wirusa mutacja nie czyni go jednak groźniejszym dla zdrowia. Jak wynika z badań naukowców brytyjskiego Uniwersytetu Sheffield i amerykańskiego Uniwersytetu Duke, zwiększona zakaźność wynika z mutacji w jego białkowych wypustkach, za pomocą których atakuje on komórki. Dzięki tej zmianie nowy szczep, nazwany D614G, stał się dominującą odmianą koronawirusa krążącą na świecie. "Dane otrzymane przez nasz zespół w Sheffield sugerują, że nowy szczep wiąże się z większym mianem (stężeniem - PAP) wirusa w górnych drogach oddechowych pacjentów z Covid-19, co oznacza, że zdolności wirusa do zakażania ludzi mogą być większe" - stwierdził dr Thushan de Silva, lider zespołu brytyjskich naukowców. Jak dodał, dotychczasowe badania nie wykazały, by nowa odmiana wirusa wiązała się z cięższym przebiegiem choroby. Naukowcy doszli do takich wniosków, badając dane 999 brytyjskich pacjentów. Ci, którzy nosili w sobie nowy szczep, mieli w organizmie więcej cząsteczek wirusa, choć nie byli w gorszej kondycji niż pozostali. Jednocześnie wyniki badań laboratoryjnych in vitro sugerują, że D614G może być do 3-6 razy bardziej zakaźny od pierwotnie występującego szczepu. Naukowcy zaznaczają, że aby w pełni zrozumieć konsekwencje mutacji, potrzebne będą dalsze analizy i badania. (PAP) Obraz rottonara z Pixabay 
Badanie: nowy szczep koronawirusa znacznie bardziej zakaźny

Z powodu rosnącej liczby zakażeń Leicester objęto lokalną blokadą

Liczące 350 tys. mieszkańców Leicester w środkowej Anglii, gdzie w ostatnich dniach szybko wzrasta liczba nowych zakażeń koronawirusem, zostaje objęte lokalną blokadą - poinformował w poniedziałek wieczorem brytyjski minister zdrowia Matt Hancock.

Z powodu rosnącej liczby zakażeń Leicester objęto lokalną blokadą

Rząd: zamkniemy plaże, jeśli nie będzie zachowywany dystans społeczny

Brytyjski rząd ostrzegł w piątek, że zamknie plaże, jeśli będą one zbyt zatłoczone, a ludzie nie będą przestrzegali zasad dystansu społecznego, wprowadzonych w związku z pandemią koronawirusa.

"Jestem niechętny, aby tego użyć, bo ludzie mieli dość ciężko podczas zamknięcia, a każdy powinien móc cieszyć się słońcem. Ale mamy takie kompetencje i jeśli zobaczymy skok w liczbie przypadków, to podejmiemy działania" - powiedział minister zdrowia Matt Hancock w TalkRadio.

W podobnym tonie w BBC wypowiedział się minister środowiska George Eustice. "Nie chcemy tego robić i bardzo niechętnie to zrobimy. Apelujemy do wszystkich, którzy zdecydują się pójść na plażę, aby zachowywać dystans społeczny i pozostawać w gronie rodziny" - mówił.

Obie wypowiedzi były reakcją na sceny, do których doszło w środę i czwartek na plażach południowego wybrzeża Anglii, w szczególności w Bournemouth. Jak napisał na Twitterze reprezentujący okręg Bournemouth East poseł Tobias Ellwood, do liczącego 770 tys. mieszkańców hrabstwa Dorset przyjechało w czwartek 500 tys. osób z innych części kraju.

Brytyjskie media pokazywały kompletnie zatłoczone plaże w Dorset, tony śmieci pozostawione przez przyjezdnych oraz informowały o wielokilometrowych korkach na drogach dojazdowych, a także incydentach, które zdarzały się na samych plażach, z bójkami o miejsce włącznie.

Czwartek był jak dotychczas najbardziej upalnym dniem tego roku w Wielkiej Brytanii - w stacji pomiarowej na londyńskim lotnisku Heathrow zanotowano 33,3 stopnia Celsjusza.

W Wielkiej Brytanii cały czas pozostaje w mocy nakaz zachowywania dwumetrowego dystansu między ludźmi i zakaz zgromadzeń liczących ponad sześć osób. Przepisy te poluzowane zostaną dopiero w następnym etapie znoszenia restrykcji z powodu koronawirusa, który w Anglii zacznie się w 4 lipca, a w Walii i Szkocji jeszcze później.

Zaniepokojenie w związku z możliwym rozprzestrzenieniem się koronawirusa wzbudziły też wydarzenia w Liverpoolu, gdzie ponad 2 tys. osób wyszło w czwartek wieczorem na ulice, aby świętować - nie zachowując dystansu - zdobycie przez piłkarzy Liverpool FC pierwszego od 30 lat mistrzostwa Anglii. Region Północny Zachód, w którym leży Liverpool, jest jednym z najmocniej dotkniętych epidemią w kraju biorąc pod uwagę liczbę przypadków zakażeń w stosunku do populacji.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Ojciec premiera krytykowany za podróż do Grecji wbrew zaleceniom rządu

Fala krytyki spadła w czwartek na ojca brytyjskiego premiera Borisa Johnsona, Stanleya, za to, że poleciał do Grecji mimo pozostającego w mocy rządowego zalecenia, by powstrzymać się od podróży zagranicznych, o ile nie są absolutnie niezbędne. Stanley Johnson sam zamieścił na Instagramie zdjęcia, gdy w środę - w maseczce ochronnej na twarzy - przyleciał do Aten. Grecja otworzyła granice dla przyjeżdżających z wielu krajów, ale z powodu dużej liczby zakażeń w Wielkiej Brytanii bezpośrednie loty z tego kraju nie zostaną wznowione co najmniej do 15 lipca. Jak podał dziennik "Daily Mail", 79-letni Stanley Johnson dotarł do Aten przez Bułgarię. Jak powiedział rzecznik greckiego rządu, zakaz bezpośrednich lotów z Wielkiej Brytanii i Szwecji nie oznacza, że osoby z tych krajów nie mogą przybyć do Grecji w inny sposób. Sam Johnson, który ma na północy Grecji dom wakacyjny, który wynajmuje, wyjaśniał dziennikowi "Daily Mail", że jego podróż jest niezbędna, bo przyjechał, aby przed rozpoczęciem sezonu sprawdzić, czy jest on dobrze zabezpieczony w związku z epidemią koronawirusa. Te wyjaśnienia nie przekonują jednak brytyjskiej opozycji, która wskazuje, że to już kolejny przypadek w bliskim otoczeniu premiera jeśli nie złamania, to przynajmniej naciągnięcia ograniczeń wprowadzonych w celu zatrzymania epidemii. Z podróży w czasie blokady tłumaczyli się najpierw minister budownictwa i społeczności lokalnych Robert Jenrick, a później główny doradca Johnsona Dominic Cummings. Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)   foto : twitter / StanleyPJohnson
Ojciec premiera krytykowany za podróż do Grecji wbrew zaleceniom rządu

Johnson: czas na interwencjonizm gospodarczy i inwestycje

Brytyjski premier Boris Johnson powiedział w poniedziałek, że rząd powinien stosować aktywne i interwencjonistyczne podejście do gospodarki, a do wyjścia z kryzysu wywołanego epidemią potrzeby jest program w rodzaju amerykańskiego New Deal z lat 30.

Johnson: czas na interwencjonizm gospodarczy i inwestycje

Znowu ataki na policjantów podczas nielegalnej imprezy ulicznej

Drugą noc z rzędu w Londynie atakowano policjantów, którzy interweniowali w sprawie nielegalnej imprezy ulicznej. Tym razem zamieszki miały miejsce w dzielnicy Notting Hill, gdzie podobnie jak w Brixton, duży odsetek mieszkańców stanowią mniejszości etniczne.

Jak poinformowała w piątek komendant londyńskiej policji metropolitalnej Cressida Dick, funkcjonariusze wezwani na miejsce nielegalnej imprezy zostali obrzuceni różnymi przedmiotami, choć nikt z nich nie odniósł poważniejszych obrażeń, a ok. godz. 2 w nocy w piątek uczestnicy zostali rozproszeni. Podobny, ale na mniejszą skalę incydent miał miejsce minionej nocy także w Streatham w południowym Londynie.

Niemniej, jak mówiła Dick, w ciągu ostatnich trzech tygodni w Londynie w różnego rodzaju atakach, w trakcie nielegalnych imprez ulicznych, antyrasistowskich demonstracji Black Lives Matter czy kontrmanifestacji, rannych zostało 140 funkcjonariuszy. Poprzedniej nocy w Brixton w południowym Londynie podczas interwencji w sprawie nielegalnej imprezy obrażenia odniosło 22 policjantów i zdewastowano kilka policyjnych samochodów.

"Jest gorąco, niektórzy ludzie wypili za dużo, niektórzy są wściekli i agresywni, a niektórzy bez powodu stosują przemoc. Widzieliśmy wiele osób całkowicie lekceważących przepisy zdrowotne, zdających się nie dbać w ogóle o zdrowie swoje lub swoich rodzin, chcących jedynie mieć duże imprezy" - powiedziała Dick.

Zapowiedziała, że policja jest przygotowana do ewentualnych kolejnych tego typu incydentów w nadchodzący weekend i nie będzie pobłażania w kwestii ataków na funkcjonariuszy. "Te wydarzenia są niezgodne z prawem. Nie powinny mieć miejsca, a my mamy obowiązek przerwać je i rozproszyć uczestników" - podkreśliła.

Cały czas pozostaje w mocy wprowadzone z powodu epidemii koronawirusa ograniczenie zgromadzeń do sześciu osób, które powinny zachowywać dystans dwóch metrów.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Image

Świetna aplikacja! Pobierz!

Image
Image

Jesteś świadkiem ciekawych wydarzeń?

Zarejestruj się i podziel się swoją historią

Autorzy 

Zostań autorem
Image
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo

Korzystając z naszej strony, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie przez nas plików cookies - Polityka prywatności. Zaktualizowaliśmy naszą politykę przetwarzania danych osobowych - RODO. Więcej dowiesz się TUTAJ.