Brytyjski zespół Formuły 1 Williams Racing poinformował, że po obecnym sezonie zakończy współpracę z kanadyjskim kierowcą Nicholasem Latifim.
27-letniemu Kanadyjczykowi wraz z końcem roku wygasa kontrakt, jednak ekipa Williamsa nie zaproponowała mu ...
Portugalski piłkarz Cristiano Ronaldo w efektownym stylu powrócił na Old Trafford, zdobywając dwa gole dla Manchesteru United w sobotnim meczu 4. kolejki angielskiej ekstraklasy z Newcastle United. "Czerwony Diabły" zwyciężyły 4:1.
Słynny CR7 występował w drużynie z Manchesteru w latach 2003-09 i to właśnie tam, pod okiem sir Alexa Fergusona, kariera Portugalczyka nabrała rozpędu. Później przeniósł się do Realu Madryt, a następnie do Juventusu Turyn, a tego lata ponownie podpisał kontrakt z angielskim klubem.
W sobotę 36-letni gwiazdor pokazał się po raz kolejny z bardzo dobrej strony. Pierwszą bramkę, 119. w historii występów w barwach United, zdobył w doliczonym czasie pierwszej połowy. Wówczas musiał tylko dobić piłkę do pustej bramki po strzale Masona Greenwooda i obronie Freddie'ego Woodmana.
W 56. minucie wyrównał Hiszpan Javi Manquillo, ale w 62. ponownie kibicom przypomniał się Ronaldo, który dobrze przyjął piłkę po podaniu Luke'a Shaw i nie dał szans bramkarzowi gości. Trzeciego gola dla gospodarzy uzyskał w 80. minucie inny Portugalczyk Bruno Fernandes, a wynik ustalił w doliczonym czasie Jesse Lingard.
"Czerwone Diabły" objęły prowadzenie w tabeli Premier League przed pozostałymi rozstrzygnięciami 4. kolejki. Z 10 punktami wyprzedzają lokalnego rywala Manchester City, który pokonał na wyjeździe Leicester City 1:0 i ma punkt mniej.
Jakub Moder grał od 37. minuty wyjazdowego meczu Brighton&Hove Albon z beniaminkiem Brentfordem. Goście wygrali 1:0 po golu Belga Leandro Trossarda w doliczonym czasie drugiej połowy. Brighton również ma dziewięć punktów i jest na trzeciej pozycji. Na czwartą, z takim samym dorobkiem, spadł Tottenham Hotspur po nieoczekiwanej porażce z Crystal Palace 0:3.
Z kolei w barwach West Ham United całe spotkanie rozegrał bramkarz Łukasz Fabiański. Polak zachował czyste konto, ale jego zespół tylko zremisował na wyjeździe z Southampton 0:0. Jan Bednarek był na ławce rezerwowych gospodarzy.
West Ham ma osiem punktów i jest na piątej pozycji, natomiast "Święci" zgromadzili trzy i zajmują 14. miejsce.(PAP)
Cristiano Ronaldo może w sobotę zadebiutować w tym sezonie w Manchesterze United. Drużyna, w której już kiedyś występował, podejmie Newcastle United w 4. kolejce angielskiej ekstraklasy piłkarskiej. Rywale zapowiadają, że chcą zepsuć święto na Old Trafford.
Słynny Portugalczyk pod koniec sierpnia przeniósł się do "ManU" z Juventusu Turyn. W barwach "Czerwonych Diabłów" grał już w latach 2003-09. Wówczas sięgnął po dziewięć trofeów, m.in. trzykrotnie został mistrzem Anglii i raz triumfował w Lidze Mistrzów. Następnie, aż do 2018 roku, grał w Realu Madryt.
Niedawno Ronaldo - dzięki dwóm trafieniom w meczu eliminacji mundialu z Irlandią (2:1) - został z dorobkiem 111 samodzielnym rekordzistą świata w liczbie goli zdobytych w drużynie narodowej.
Zobaczył wówczas żółtą kartkę i wobec przymusowej pauzy w kolejnym meczu (na wyjeździe z Azerbejdżanem) został wcześniej zwolniony ze zgrupowania, aby mógł wrócić do swojego "starego-nowego" klubu.
Manchester United po trzech kolejkach ma siedem punktów, a popularne "Sroki" zaledwie jeden. Trener Newcastle United Steve Bruce, były ceniony piłkarz MU, zdaje sobie sprawę, jakie zadanie czeka jego zespół.
"Zawsze będzie ciężko. A teraz oczywiście dochodzi do tego jeszcze +pikantny+ powrót Ronaldo. Ale nie popełnimy błędu, mamy dobrych piłkarzy we wszystkich formacjach" - zapowiedział Bruce.
"Gdy jedziesz na Old Trafford, jedyna rzecz, którą zawsze musisz zrobić, to cieszyć się wyzwaniem, jakim jest gra przeciwko jednej z największych drużyn w Anglii. I rozkoszować się możliwością sprawdzenia, czy można zepsuć imprezę" - dodał szkoleniowiec.
Z kolei trener United Ole Gunnar Solskjaer zapowiedział, że Ronaldo zagra w sobotę. "W jakiś momencie będzie na boisku, to na pewno" - przyznał, ale nie chciał zdradzić, czy znajdzie się w podstawowej "11".
Oprócz powrotu Ronaldo od kilku dni gorącym tematem w Premier League jest prawdopodobna absencja w ten weekend niektórych piłkarzy z Ameryki Południowej, głównie brazylijskich.
Angielskie kluby z powodu pandemii COVID-19 nie puściły ich na wrześniowe mecze eliminacji mistrzostw świata. Brazylijska federacja, powołując się na przepisy FIFA, oczekuje więc, że ci gracze będą pauzować teraz w lidze.
Kluby Premier League uzgodniły pod koniec sierpnia, że nie wyślą swoich zawodników na mecze eliminacje MŚ do krajów, które znajdują się na pandemicznej czerwonej liście rządu brytyjskiego. Decyzja ligi wywołała gniew wśród zainteresowanych federacji krajowych.
Sprawa dotyczy min. Alissona, Roberto Firmino i Fabinho z Liverpoolu, Thiago Silvy z Chelsea, Gabriela Jesusa i Edersona z Manchesteru City czy Freda z Manchesteru United, choć kilku z nich nie jest też w pełni sił z uwagi na kontuzje.
Brazylijska Federacja Piłkarska (CBF) - powołując się na przepisy FIFA - uruchomiła pięciodniowy "okres automatycznych restrykcji", uniemożliwiający klubom wystawienie w tym czasie do gry zawodników, którzy nie zostali zwolnieni na zgrupowanie reprezentacji.
Niewykluczone, że kluby Premier League zostaną ukarane przez FIFA, jeśli skorzystają w ten weekend z tych piłkarzy. Chodzi również o kilku zawodników z reprezentacji innych krajów, których narodowe związki także podjęły odpowiednie kroki.
Trener Liverpoolu Juergen Klopp przyznał, że nie wie, czy będzie skorzystać ze swoich brazylijskich podopiecznych.
Niemiec podkreślił, że gdyby ci zawodnicy wyjechali na mecze eliminacji MŚ do Ameryki Południowej, po obowiązkowej kwarantannie "hotelowej" potrzebowaliby kolejnych 10 dni, aby wrócić na właściwe tory.
"To naprawdę trudna i delikatna sytuacja. Dla wszystkich klubów i piłkarzy. Nie powinniśmy zapominać, że zawodnicy chcieli grać w tych meczach. Kluby chciały pozwolić im wyjechać, ale po prostu to było niemożliwe" - powiedział w piątek dziennikarzom Klopp.
Jego zespół zagra w niedzielę na wyjeździe z Leeds United, którego piłkarzem jest Mateusz Klich. 31-letni pomocnik nie wystąpił we wrześniowych meczach reprezentacji Polski z powodu pozytywnego wyniku testu na COVID-19.(PAP)
Polscy piłkarze, po nieudanym występie w mistrzostwach Europy, wznawiają rywalizację w eliminacjach mundialu. W czwartek (godz. 20.45) podejmą Albanię na PGE Narodowym, na którym nie grali od prawie dwóch lat. Są faworytami, ale muszą uważać na dobrze zorganizowaną defensywę rywali.
Z powodu pandemii rozbrat kadry z "domem reprezentacji" trwał prawie dwa lata - ostatni raz Polska grała tutaj w listopadzie 2019 ze Słowenią w eliminacjach ME, zwyciężając 3:2.
Podopieczni trenera Paulo Sousy, którzy po trzech kolejkach grupy I mają cztery punkty, rozegrają w tym miesiącu łącznie trzy mecze kwalifikacyjne. Po starciu w Warszawie z Albanią czeka ich w niedzielę potyczka z San Marino w Serravalle, a 8 września spotkanie z Anglią, znów na PGE Narodowym.
Z powodu kontuzji nie wystąpią Dawid Kownacki, Kacper Kozłowski, Krzysztof Piątek i Sebastian Szymański. Nieobecny będzie również Mateusz Klich, który jeszcze przed zgrupowaniem miał pozytywny wynik testu na COVID-19. W ich miejsce powołanie otrzymali Kamil Piątkowski, Jakub Kamiński, Bartosz Slisz i Damian Szymański.
"Oczywiście, chciałbym mieć zawsze najlepszych piłkarzy. Ale brak kontuzjowanych graczy jest szansą dla innych. Wierzę, że mimo problemów dobrze wykonamy naszą pracę i wygramy" - podkreślił Sousa.
Albańczycy, chociaż nie są faworytami, zamierzają przystąpić do rywalizacji bez obaw.
"Wiemy, że to będzie bardzo ciężki mecz. Polska ma wspaniałe tradycje, a na tym stadionie nie przegrała od siedmiu lat. Musimy dać z siebie maksimum. Naszą dewizą jest szacunek dla wszystkich, ale absolutnie nikogo się nie boimy" - podkreślił trener Edoardo Reja.
Na czwartkowy mecz sprzedano dotychczas ok. 35 tysięcy biletów, a na spotkaniu z Anglią stadion będzie pełny.
Biało-czerwoni mają bardzo korzystny bilans z Albanią. Dotychczas w 11 meczach zanotowali siedem zwycięstw, trzy remisy i tylko jedną porażkę - w 1953 roku w Tiranie 0:2.
Polacy zaczęli kwalifikacje MŚ od marcowych spotkań: z Węgrami na wyjeździe (3:3), Andorą u siebie (3:0) i Anglią na wyjeździe (1:2). Natomiast Albania pokonała wówczas na wyjeździe Andorę 1:0, uległa u siebie Anglii 0:2 oraz wygrała na wyjeździe z San Marino 2:0 i obecnie ma dwa punkty więcej. Z kompletem dziewięciu prowadzi w tabeli Anglia. Wicemistrzowie Europy w czwartek zagrają w Budapeszcie z Węgrami (7 pkt).(PAP)
Prawie 60 piłkarzy występujących w Premier League może nie pojechać na mecze reprezentacji swoich krajów. Angielskie kluby nie chcą ich puścić, bo państwa te znajdują się na tzw. czerwonej liście. To oznaczałoby, że po powrocie do Wielkiej Brytanii będą musieli przejść kwarantannę.
Jako pierwszy z takim zakazem wystąpił Liverpool, który dzień wcześniej poinformował, że Mohamed Salah nie wystąpi w reprezentacji Egiptu w najbliższym meczu eliminacji mistrzostw świata z Angolą (2 września). Gdyby poleciał bowiem do Kairu, nie mógłby zagrać w spotkaniu ligowym z Leeds United, które zaplanowane jest na 12 września.
Na wrzesień w wielu krajach zaplanowane są mecze eliminacji mistrzostw świata 2022.
"Kluby Premier League niechętnie, ale jednogłośnie zdecydowały się nie puszczać zawodników na mecze międzynarodowe rozgrywane w krajach z czerwonej listy w przyszłym miesiącu" - można przeczytać w oficjalnym komunikacie władz ligi.
Poinformowano, że decyzja ta została podjęta po rozmowach z angielską federacją, a także brytyjskim rządem. Nie zgodził się on na żadne wyjątki, jeśli chodzi o zwolnienie piłkarzy z 10-dniowej kwarantanny.
„Kluby słusznie doszły do wniosku, że wyjazd zawodników do krajów z tzw. czerwonej listy byłby nierozsądne. Wymagania dotyczące kwarantanny oznaczają, że znacząco taka sytuacja wpłynęłaby na ich formę i kondycję. Rozumiemy wyzwania, które istnieją w międzynarodowym kalendarzu i pozostajemy otwarci na praktyczne rozwiązania" – powiedział prezes Premier League Richard Masters. (PAP)
Team menedżer piłkarskiej reprezentacji Jakub Kwiatkowski zapewnił w rozmowie ze Sky Sports, że nie doszło do żadnego incydentu rasistowskiego w trakcie meczu Polska - Anglia (1:1) w ramach eliminacji mistrzostw świata 2022. FIFA wszczęła dochodzenie w sprawie zachowania Kamila Glika.
"Rozmawiałem z naszymi piłkarzami i oni zaprzeczają, że był jakikolwiek rasistowski incydent" - powiedział Sky Sports rzecznik prasowy PZPN Kwiatkowski.
Glik miał dopuścić się rasistowskiego zachowania podczas starcia po zakończeniu pierwszej połowy z obrońcą Manchesteru City Kylem Walkerem. Zachowanie Polaka zdenerwowało Harry'ego Maguire'a. Obaj piłkarze później zostali ukarani żółtymi kartkami. Glik zapewnił na łamach angielskiej prasy, że była to jedynie "utarczka słowna"
Z kolei FIFA wydała nawet specjalny komunikat w tej sprawie, w którym informuje o wszczęciu dochodzenia.
"Informacje zostaną ocenione przez właściwe organy dyscyplinarne w celu podjęcia decyzji o kolejnych krokach" - można przeczytać w oświadczeniu międzynarodowej federacji.
Mecz odbył się w środę na Stadionie Narodowym w Warszawie. (PAP)
Trener Vital Heynen podał 14-osobowy skład reprezentacji Polski siatkarzy na rozpoczynające się w środę mistrzostwa Europy - poinformował PZPS. Z grupy, która przygotowywała się do turnieju w ostatnich tygodniach w Spale, ubył środkowy Norbert Huber.
W składzie Polaków na ME znalazło się 12 zawodników, którzy uczestniczyli w niedawnych igrzyskach w Tokio oraz przyjmujący Tomasz Fornal i libero Damian Wojtaszek. Dwaj ostatni - tak jak i Huber - brali udział w pierwszej części sezonu reprezentacyjnego i występowali w Lidze Narodów. Potem Heynen skoncentrował się na pracy z grupą, którą zabierał na turniej olimpijski, a w połowie sierpnia wspomniana trójka znów dołączyła na treningach do kadry.
Biało-czerwoni dwa lata temu wywalczyli w czempionacie Starego Kontynentu brązowy medal. Udział w tegorocznej edycji, której gospodarzem będą Polska, Czechy, Estonia i Finlandia, rozpoczną w czwartek od meczu z Portugalczykami. W kolejnych spotkaniach w grupie A zmierzą się w także w Krakowie z: broniącymi tytułu Serbami (4 września), Grekami (5 września), rodakami Heynena Belgami (6 września) i Ukraińcami (8 września).
Połowa meczów 1/8 finału i ćwierćfinałowych odbędzie się w Gdańsku, a walka w strefie medalowej będzie miała miejsce w Katowicach. Finał i mecz o brązowy krążek zaplanowano na 19 września.
Skład reprezentacji Polski mężczyzn na mistrzostwa Europy 2021:
W drugiej najważniejszej walce gali KSW 63 brązowy medalista Igrzysk Olimpijskich w zapasach, Damian Janikowski, przywita w okrągłej klatce KSW jednego z najlepszych zawodników wagi średniej w Polsce, Pawła Pawlaka. Zobaczcie zapowiedź tego starcia.
KSW 63: Damian Janikowski vs Paweł Pawlak - Trailer
Polska zremisowała z Anglią 1:1 (0:0) w meczu eliminacji piłkarskich mistrzostw świata w Warszawie. Wyrównującą bramkę biało-czerwoni zdobyli w doliczonym czasie gry po uderzeniu głową Damiana Szymańskiego. Wcześniej gola dla gości strzelił kapitan Harry Kane.
Polska - Anglia 1:1 (0:0).
Bramki: dla Polski - Damian Szymański (90+2-głową); dla Anglii - Harry Kane (72).
Żółte kartki: Kamil Glik, Grzegorz Krychowiak, Tymoteusz Puchacz, Karol Linetty, Damian Szymański (Polska); Kalvin Phillips, Harry Maguire (Anglia).
Sędzia: Daniel Siebert (Niemcy). Widzów: 56 212.
Polska: Wojciech Szczęsny - Paweł Dawidowicz, Kamil Glik (80. Michał Helik), Jan Bednarek, Tymoteusz Puchacz (80. Maciej Rybus) - Kamil Jóźwiak (80. Przemysław Frankowski), Karol Linetty, Grzegorz Krychowiak (68. Damian Szymański), Jakub Moder - Adam Buksa (63. Karol Świderski), Robert Lewandowski.
Anglia: Jordan Pickford - Kyle Walker, John Stones, Harry Maguire, Luke Shaw - Kalvin Phillips, Mason Mount, Declan Rice - Raheem Sterling, Harry Kane, Jack Graelish.
Biało-czerwoni nie zdobyli wprawdzie w środę kompletu punktów, ale sądząc po reakcji ponad 56-tysięcznego tłumu na PGE Narodowym po ostatnim gwizdku sędziego i tak sprawili swoim kibicom wiele radości. Schodzących do szatni gospodarzy pożegnały głośne okrzyki: "Dziękujemy!".
Remis z Anglią zrobił na publiczności wrażenie nie tylko dlatego, że został "wydarty" w ostatnich minutach oraz że był to punkt wywalczony z faworytem grupy I i wicemistrzem Europy. Taki rezultat powoduje, że Polska znalazła się w bardziej komfortowym położeniu w rywalizacji z Węgrami i Albanią o drugie miejsce, premiowane awansem do baraży. Mająca o pięć punktów więcej i prowadząca w tabeli Anglia jest już raczej poza zasięgiem.
Co więcej, gospodarze mogą wciąż pochwalić się trwającą od marca 2014 roku serią spotkań bez porażki na warszawskiej arenie.
W pierwszej połowie walka była wyrównana, ale nie porywająca. Biało-czerwoni oddali dwa celne strzały, jednak żaden z nich nie zmusił bramkarza wicemistrzów Europy Jordana Pickforda do wysiłku.
Pierwszą groźną sytuację podopieczni Sousy stworzyli w 29. minucie, kiedy Robert Lewandowski z dużym poświęceniem walczył o piłkę w lewym sektorze boiska, odegrał ją do Karola Linettego, a następnie otrzymał od niego podanie zwrotne, gdy wbiegał w pole karne. Miał szansę skierować piłkę do siatki, jednak ta była na niewygodnej dla kapitana Polaków wysokości i napastnik Bayernu Monachium zdołał tylko lekko pchnąć ją w stronę Pickforda.
Najlepszą w pierwszej części gry okazję dla gości kilka minut wcześniej zmarnował Kane, który po dośrodkowaniu z prawej strony boiska był niepilnowany, ale źle przystawił głowę do piłki i zagrał w poprzek bramki, nie zmuszając Wojciecha Szczęsnego do interwencji.
Gdy niemiecki sędzia Daniel Siebert zakończył pierwszą połowę, na murawie doszło do przepychanek z udziałem niemal wszystkich piłkarzy obu drużyn. Gdy emocje opadły, arbiter wezwał do siebie środkowych obrońców Kamila Glika oraz Harry'ego Maguire'a i pokazał obu żółte kartki.
Pierwszy celny strzał Anglicy oddali w 53. minucie, kiedy szczęścia z dystansu próbował Kalvin Phillips. Szczęsny obronił to uderzenie bez kłopotu. Jednak goście z każdą kolejną minutą po zmianie stron uzyskiwali przewagę, coraz rzadziej musieli cofać się do obrony, a sami cierpliwie konstruowali ataki na połowie nieco podmęczonych Polaków.
W 61. minucie po zamieszaniu podbramkowym Maguire uderzył piłką w słupek, a po chwili sędzia wstrzymał akcję ze względu na pozycję spaloną Raheema Sterlinga.
W 66. min z dobrej strony pokazał się lewy obrońca Tymoteusz Puchacz, który wykorzystał bierność angielskiej defensywy i przedarł się indywidualną akcją w pole karne. Oddał jednak strzał w boczną siatkę. Pięć minut później z dystansu próbował jeszcze Lewandowski, ale choć strzelił celnie, to zdecydowanie zbyt lekko, aby zaskoczyć Pickforda.
Chwilę później po drugiej stronie boiska podobną próbę podjął Kane, który miał więcej czasu na przygotowanie się do strzału i to wykorzystał. Piłkę Szczęsnemu zasłonił Jan Bednarek i polski bramkarz nie zdążył zareagować na czas.
Blisko kuriozalnego gola było w 82. minucie, kiedy Pickford zbyt długo zwlekał z wybiciem piłki w niegroźnej sytuacji i trafił w nadbiegającego Karola Świderskiego, wprowadzonego na boisko 20 minut wcześniej za Adama Buksę. Piłka zmierzała w światło bramki, ale angielski bramkarz zdołał ją dogonić i zażegnać niebezpieczeństwo.
W końcówce kapitalnym przyjęciem piłki po długim podaniu popisał się Lewandowski, który próbował pokonać Pickforda technicznym strzałem z kilkunastu metrów, ale uderzał niecelnie. To był jednak sygnał, który zmotywował gospodarzy do coraz śmielszych ataków, które przyniosły efekt w doliczonym czasie - po dośrodkowaniu z lewej strony Lewandowskiego, głową do siatki piłkę posłał Szymański, zdobywając pierwszego gola w drużynie narodowej.
Polska jest trzecia w grupie I z 11 punktami, za Anglią - 16 oraz Albanią - 12. Węgrzy zgromadzili 10 "oczek".
Przed biało-czerwonymi jeszcze spotkania u siebie z San Marino i Węgrami oraz na wyjeździe z Albanią i Andorą.(PAP)
Narzekający na stłuczenie kolana Grzegorz Krychowiak był jednym z kilku reprezentantów Polski, którzy nie uczestniczyli w poniedziałkowym treningu w Warszawie przed wrześniowymi meczami eliminacji mistrzostw świata. Zajęcia z udziałem 21 piłkarzy odbyły się w ulewie.
Biało-czerwoni zmierzą się w eliminacjach mundialu z Albanią (w czwartek w Warszawie), San Marino (w niedzielę w Serravalle) i Anglią (8 września, Warszawa). Początek wszystkich meczów o godz. 20.45.
Zgrupowanie w Warszawie rozpoczęło się oficjalnie w poniedziałek - na ten dzień wyznaczono termin zbiórki, choć sztab przebywał w stolicy już od piątku. O godz. 17 podopieczni trenera Paulo Sousy rozpoczęli pierwsze zajęcia na bocznym boisku Legii, przy intensywnych opadach deszczu.
Trening miały być w całości otwarte dla mediów, ale ostatecznie zmieniono plany i wpuszczono dziennikarzy tylko na kwadrans.
Nie uczestniczył w nim m.in. Krychowiak, który narzeka na uraz kolana.
"To stłuczenie. W kolanie zebrała się woda, piłkarz musi przejść badania. Dopiero po nich będziemy wiedzieć więcej, ale mamy nadzieję, że wszystko będzie dobrze. Wystarczy już tych kontuzji..." - powiedział PAP team menedżer reprezentacji Polski i rzecznik prasowy PZPN Jakub Kwiatkowski.
W hotelu pozostał również Piotr Zieliński, którego także czekają badania. Pomocnik Napoli już w poprzedni weekend doznał kontuzji mięśnia uda w meczu Serie A. Przyleciał jednak na zgrupowanie, a selekcjoner ma nadzieję, że 27-letni zawodnik wystąpi przynajmniej w ostatnim z trzech meczów, z Anglią.
Ponadto w poniedziałkowym treningu nie uczestniczyli jeszcze powołani niemal w ostatniej chwili do kadry Bartosz Slisz z Legii i Damian Szymański z AEK Ateny. Wcześniej dodatkowe powołanie otrzymali Kamil Piątkowski z FC Salzburg i Jakub Kamiński z Lecha Poznań.
Z powodu kontuzji we wrześniowych meczach nie wystąpią Dawid Kownacki, Kacper Kozłowski, Krzysztof Piątek i Sebastian Szymański. Nieobecny będzie również Mateusz Klich, który miał pozytywny wynik testu na koronawirusa.
W poniedziałkowy wieczór kadrę Sousy czeka wspólna kolacja z nowym prezesem PZPN Cezarym Kuleszą. Nie zapomniano również o obchodzącym tego dnia 51. urodziny selekcjonerze. Podczas kolacji Portugalczyk ma otrzymać tort. Mimo licznych kontuzji i kiepskiej pogody początek zgrupowania przebiega więc w całkiem miłej atmosferze.
Na wtorek kadrowicze mają zaplanowany trening przed południem, prawdopodobnie ok. 10.30 (przesunięty na wcześniejszą porę z godz. 17).
Polacy zaczęli kwalifikacje mistrzostw świata od marcowych spotkań: z Węgrami na wyjeździe (3:3), Andorą u siebie (3:0) i Anglią na wyjeździe (1:2).(PAP)
Piotr Zieliński doznał urazu prawego uda - podał włoski klub Napoli, w którego barwach gra polski piłkarz. Reprezentant kraju już w 35. minucie musiał opuścić boisko. Niedzielny mecz 1. kolejki Serie A z Venezią zespół z Neapolu wygrał 2:0.
Na stronie internetowej Napoli poinformowało o kontuzji prawego uda Zielińskiego. Nie wiadomo, jak długo potrwa przerwa w treningach, chociaż włoskie media piszą o dwóch-trzech tygodniach.
W niedzielę w ekstraklasie Napoli zagra na wyjeździe z Genoa CFC. Później w Serie A nastąpi przerwa na mecze reprezentacji.
27-letni Zieliński został powołany na trzy wrześniowe spotkania w eliminacjach mistrzostw świata z Albanią (2.9), San Marino (5.9) i Anglią (8.9).(PAP)
Piłkarska reprezentacja Polski, która w dwóch wrześniowych meczach strzeliła 11 goli, podejmie w środowy wieczór w Warszawie wicemistrza Europy Anglię w szlagierze grupy I eliminacji mistrzostw świata. Początek spotkania na PGE Narodowym, z udziałem kompletu widzów, o godz. 20.45.
Biało-czerwoni w ostatnich dniach pokonali u siebie w kwalifikacjach Albanię 4:1 oraz wygrali na wyjeździe z San Marino 7:1.
Po pięciu kolejkach grupy I Polska z 10 punktami zajmuje drugie miejsce w tabeli. Prowadzi zdecydowanie Anglia - 15.
"Myślę, że jesteśmy gotowi do napisania nowego rozdziału w historii polskiego futbolu. Mamy mnóstwo ambicji i odwagi" - powiedział selekcjoner Paulo Sousa.
W środowy wieczór nie skorzysta jednak z Piotra Zielińskiego i Bartosza Bereszyńskiego - obaj nie zdążyli wrócić do pełnej sprawności po kontuzjach.
Sousa może natomiast liczyć na będącego w znakomitej formie kapitana Roberta Lewandowskiego, którego zabrakło w marcowym meczu obu drużyn. Polska przegrała wtedy na Wembley 1:2, tracąc gola w 85. minucie.
Szykuje się więc zacięte spotkanie, choć faworytem jest czwarta obecnie w światowym rankingu Anglia.
Wicemistrzowie Europy w przypadku zwycięstwa w Warszawie praktycznie zapewniliby sobie bezpośredni awans na mundial w Katarze. Do turnieju zakwalifikują się zwycięzcy każdej z grup eliminacji, a zespoły z drugich lokat wystąpią w barażach.
"To dla nas duża szansa, ale nigdy nie jest łatwo wygrać na wyjeździe. Polska ma też o co grać. Jeśli chce wygrać grupę, raczej musi zwyciężyć. Zapowiada się ciekawy mecz" - stwierdził trener gości Gareth Southgate.
Bilans dotychczasowych spotkań Polski i Anglii jest niekorzystny dla biało-czerwonych. Zaledwie jedno zwycięstwo, siedem remisów i 12 porażek.
Wśród remisów jest ten "zwycięski" 1:1 z 17 października 1973 roku, dający Polakom awans na mundial w Niemczech. Kilka miesięcy wcześniej biało-czerwoni wygrali na Stadionie Śląskim w Chorzowie 2:0.
W środowy wieczór na stadionie w Warszawie, w przeciwieństwie do niedawnego meczu z Albanią, będzie komplet widzów - czyli ok. 58 tysięcy. Zabraknie, zgodnie z obowiązującymi jeszcze w tym miesiącu przepisami UEFA, zorganizowanej grupy kibiców gości. (PAP)
Polskie siatkarki awansowały do ćwierćfinału mistrzostw Europy. W bułgarskim Płowdiw w meczu 1/8 finału pokonały Ukrainę 3:1 (21:25, 25:21, 25:22, 25:17). We wtorek o półfinał zmierzą się z Turcją, która w niedzielę pokonała Czechy 3:1.
Polska – Ukraina 3:1 (21:25, 25:21, 25:22, 25:17).
Polska: Katarzyna Wenerska, Klaudia Alagierska, Zuzanna Efimienko-Młotkowska, Zuzanna Górecka, Martyna Łukasik, Magdalena Stysiak, Maria Stenzel (libero) – Monika Jagła (libero), Martyna Grajber, Malwina Smarzek, Julia Nowicka, Martyna Czyrniańska, Monika Fedusio.
Ukraina: Daria Welikokon, Julia Gerasimowa, Diana Meliuszkina, Bohdana Anisowa, Nadiia Kodola, Olesia Rychliuk, Krystyna Niemcewa (libero) – Olga Skrypak, Anna Charczynska, Keteryna Dudnik, Julia Bojko.
To była prawdziwa droga przez mękę w wykonaniu polskiego zespołu. Biało-czerwone zagrały najsłabsze spotkanie w tym turnieju, pełną kontrolę nad spotkaniem miały dopiero w drugiej części czwartego seta. Znakomity występ zanotowała najbardziej doświadczona zawodniczka Zuzanna Efimienko-Młotkowska, która pociągnęła zespół do najlepszej ósemki mistrzostw. 32-letnia środkowa zanotowała dziewięć bloków i zdobyła 17 punktów.
To było zresztą spotkanie, w którym blokujące odegrały główne role. Ukrainki zdobyły aż 18 punktów blokiem, biało-czerwone 12-krotnie skutecznie zatrzymały atak rywalek. A wydawało się, że będzie to pojedynek dwóch atakujących – Olesii Ryhliuk i Magdaleny Stysiak, które wysoko plasują się w rankingu najskuteczniejszych zawodniczek mistrzostw. Tymczasem Ryhliuk zdobyła zaledwie pięć "oczek" i połowę spotkania spędziła w kwadracie rezerwowych. Lepiej spisała się Stysiak (14 pkt), ale też miała momenty, w których nie potrafiła skończyć kilku kolejnych akcji i często była zmieniana.
W pierwszych akcjach Polki prezentowały się nieźle, grały bardzo skoncentrowane i prowadziły 5:2. Ukrainki szybko odrobiły straty i po chwili to one zaczęły nadawać ton wydarzeniom. Nie kończyła piłek Stysiak, nie funkcjonował blok, a biało-czerwone nie potrafiły zrobić większej krzywdy rywalkom w polu serwisowym.
Trener Jacek Nawrocki szybko musiał reagować, zdjął Martynę Łukasik, którą zastąpiła Martynę Grajber. Pojawiła się też druga rozgrywająca Julia Nowicka oraz Malwina Smarzek na nietypowej pozycji - przyjmującej. Gra wciąż jednak się nie kleiła, a Ukrainki spokojnie dowiozły kilkupunktowe prowadzenie do końca partii.
Po krótkiej przerwie Polki wciąż nie spełniały oczekiwań i na twarzy Nawrockiego było widać coraz większy niepokój. Szkoleniowiec wciąż szukał nowych rozwiązań w ustawieniu, Smarzek zmieniła Stysiak, a dość nieoczekiwanie w trudnym momencie na boisku pojawiła się Martyna Czyrniańska. 17-letnia siatkarka, która od nowego sezonu będzie występować w Chemiku Police, nie przestraszyła się odpowiedzialności i wzmocniła siłę w ofensywie. Od połowy drugiego seta gra polskiej reprezentacji wyglądała coraz lepiej.
Trzeci set był najbardziej wyrównany i prawdopodobnie wygrana końcówka przez biało-czerwone miała kluczowy wpływ na dalszy przebieg meczu. W decydujących momentach Smarzek popisywała się skutecznymi atakami i Polki objęły prowadzenie 2:1.
W czwartej partii od stanu 9:9 zarysowała się już ich wyraźna przewaga. W polu zagrywki pojawiła się Zuzanna Górecka i jej serwisy sprawiły mnóstwo kłopotów przeciwniczkom. Ukrainki popełniały też dużo błędów w ataku i przerwały serię biało-czerwonych dopiero przy stanie 18:9.
We wtorek w Płowdiw w ćwierćfinale podopieczne Nawrockiego zmierzą się z aktualnym wicemistrzem Europy - Turcją, która w innym spotkaniu 1/8 finału pokonała Czechy 3:1. W drugim spotkaniu 1/4 finału w Bułgarii Holandia zagra ze Szwecją. (PAP)
Manny Pacquiao nie zaliczył udanego powrotu na ring po dwóch latach przerwy. Słynny filipiński bokser przegrał na punkty walkę w Las Vegas z Kubańczykiem Yordenisem Ugasem, który tym samym zachował pas mistrza świata organizacji WBA w wadze półśredniej.
Sędziowie przyznali wygraną Ugasowi jednogłośnie - punktowali 115:113 i dwukrotnie 116:112. Pacquiao, który w grudniu skończy 43 lata, zanotował ósmą porażkę w długiej karierze (62-8-2, 39 KO). Bilans młodszego o osiem lat Ugasa to 27-4, 12 KO.
Weteran przystąpił do pojedynku uśmiechnięty, podczas gdy jego rywal był mocno skoncentrowany. Filipińczyk zaczął, jak zawsze, agresywnie i dynamicznie, ale z czasem coraz częściej do głosu dochodził Kubańczyk wyprowadzając bardziej precyzyjne i potężniejsze ciosy.
"Taki jest boks. Przepraszam, że dziś przegrałem, ale dałem z siebie wszystko" - zapewnił Pacquiao, zwracając się do prawie 18 000 widzów zasiadających na trybunach.
Jest jedynym pięściarzem w historii, który zdobył tytuł w ośmiu różnych kategoriach wagowych. Miał przerwy w karierze sportowej, bowiem łączy treningi z działalnością polityczną. Zapytany w sobotę, czy była to jego ostatnia profesjonalna walka, odparł, że nie wie.
"Pozwólcie mi odpocząć, a potem wam to powiem" - zaznaczył z uśmiechem.
Pojawiło się także pytanie, czy będzie kandydował w przyszłorocznych wyborach na prezydenta Filipin. Słynny pięściarz zapowiedział, że ogłosi swoją decyzję w przyszłym miesiącu. Dodał jednocześnie, że chce pomóc rodakom i że świat polityki jest trudniejszy niż świat boksu.
Pacquiao pierwotnie w sobotę miał się zmierzyć z Errolem Spence’em Juniorem (27-0, 21 KO). Okazało się jednak, że Amerykanin posiadający pasy mistrzowskie IBF i WBC miał problemy z siatkówką w lewym oku i musiał przejść operację. Ugas zgodził się zastąpić go, gdy do walki nie zostało już dużo czasu.
"Powiedziałem, że jestem mistrzem WBA i pokazałem to dziś. Mam wiele szacunku na Manny'ego, ale to ja wygrałem. Miałem tylko dwa tygodnie na przygotowanie, ale słuchałem moich trenerów i to zadziałało" - podsumował Kubańczyk.(PAP)
Międzynarodowa Federacja Piłkarska (FIFA) wszczęła dochodzenie ws. meczu eliminacji mistrzostw świata Brazylia - Argentyna. Przedstawiciele brazylijskich służb zdrowotnych przerwali niedzielne spotkanie, oskarżając czterech graczy gości o naruszenie krajowych zasad kwarantanny COVID-19.
FIFA poinformowała, że otrzymała raporty od sędziów tego meczu i zbiera dalsze szczegóły.
"Informacje zostaną przeanalizowane przez kompetentne organy dyscyplinarne, a decyzja zostanie podjęta w odpowiednim czasie” – oświadczyła FIFA.
Przedstawiciele brazylijskiej Narodowej Agencji Nadzoru Zdrowotnego (Anvisa) krótko po rozpoczęciu meczu weszli na boisko w towarzystwie policji i przerwali szlagierowe spotkanie w Sao Paulo. Zawodów już nie wznowiono.
Powodem było niedostosowanie się Argentyńczyków do wcześniejszej decyzji władz sanitarnych o odizolowaniu od reszty ekipy czterech piłkarzy "Albicelestes", którzy na co dzień występują w lidze angielskiej.
Jak przekazano, zgodnie z przepisami wszystkie osoby, które w ciągu ostatnich 14 dni przebywały na terenie Wielkiej Brytanii po przybyciu do Brazylii muszą się poddać 14-dniowej kwarantannie.
Przepisem tym objęci zostali Emiliano Buendia i Emiliano Martinez z Aston Villi oraz Giovanni Lo Celso i Cristian Romero z Tottenhamu Hotspur. Trzech z nich - z wyjątkiem Buendii - pojawiło się w podstawowym składzie Argentyny.
Według Anvisy, wszyscy przy wjeździe do Brazylii zataili w formularzu zgłoszeniowym fakt przebywania w ciągu ostatnich dwóch tygodni w Wielkiej Brytanii.
Brazylijska policja federalna poinformowała w poniedziałek, że wszczęła formalne śledztwo dotyczące argentyńskich piłkarzy.
"Możemy potwierdzić, że rozpoczęło się dochodzenie w sprawie możliwego przestępstwa polegającego na dostarczaniu fałszywych informacji" – powiedział jej rzecznik.
"Wczoraj gracze zostali powiadomieni, że muszą opuścić kraj, co jest normalną procedurą, a także odebrano od nich oświadczenia" - dodał.
Prezydent FIFA Giannni Infantino przyznał w poniedziałek, że ta sytuacja przypomina o trudnościach, z jakimi zmaga się światowa organizacja podczas pandemii.
"Widzieliśmy, co stało się z meczem Brazylii i Argentyny, dwóch z najwspanialszych drużyn Ameryki Południowej. Niektórzy oficjele, policja, urzędnicy bezpieczeństwa weszli na boisko po kilku minutach gry, aby zabrać kilku piłkarzy. To szaleństwo, ale musimy poradzić sobie z tymi wyzwaniami, tymi problemami, które pojawiają się na szczycie kryzysu COVID" – stwierdził Infantino.
Argentyński Związek Piłki Nożnej (AFA) poinformował, że Martinez i Buendia zostali zwolnieni ze zgrupowania reprezentacji, co oznacza, iż nie wezmą udziału w kolejnym meczu eliminacji - z Boliwią.
Później przekazano, że w spotkaniu z Boliwią nie wystąpią również obaj piłkarze Tottenhamu - Lo Celso i Romero, którzy dostali zgodę na powrót do londyńskiego klubu.
Brazylia z kompletem 21 punktów jest liderem eliminacji w Ameryce Południowej, gdzie rywalizacja toczy się systemem "każdy z każdym". Drugie miejsce zajmuje właśnie Argentyna - 15.
Z tej strefy bezpośrednio do MŚ awansują cztery najlepsze drużyny kwalifikacji, a piąta zagra w barażu. (PAP)
Jeden z najniebezpieczniejszych zawodników w Europie, Roberto Soldić, ponownie uderzy 4 września na gali KSW 63. Serię "Robocopa" spróbuje zatrzymać specjalista od trudnych zadań z Czech, Patrik Kincl. Czy pretendent zdoła odebrać pas panującemu mistrzowi? Zobaczcie zapowiedź tego starcia.
Rozgrywanie profesjonalnych meczów piłkarskich na pustych stadionach ma bardzo negatywny wpływ na sukcesy gospodarzy; ich przewaga spada prawie o połowę - wykazały badania naukowców z Wlk. Brytanii. Bez swoich kibiców gospodarze zdobywali znacznie mniej punktów i strzelali mniej bramek.
Artykuł na ten temat ukazał się na łamach „Psychology of Sport and Exercise”
Jak przypominają autorzy badania, przewaga gospodarzy to zaobserwowany korzystny efekt, który drużyna sportowa grająca na własnym obiekcie może czerpać z gry na znajomym obiekcie i w otoczeniu swoich kibiców. Specjaliści przypisują to przede wszystkim właśnie tym drugim - ich wpływowi nie tylko na samych zawodników, ale też na sędziego prowadzącego rozgrywkę. Kolejnym rozważanym czynnikiem jest negatywny wpływ podróży na zespół gości.
W swoim najnowszym badaniu naukowcy z University of Leeds i Northumbria University wykorzystali wyjątkową okazję, jaką stworzyła pandemia COVID-19, aby sprawdzić, czy przewaga gospodarzy występuje w sytuacji, kiedy kibice nie są obecni na trybunach.
Do badania użyli danych z Football-Data.co.uk i internetowej bazy danych FiveThirtyEight. Na ich podstawie ocenili 4844 meczów rozegranych w 11 różnych krajach, w ramach: angielskich Premier League i Championship, niemieckiej Bundesligi, ligi hiszpańskiej, portugalskiej, greckiej Superligi oraz ligi tureckiej, austriackiej, duńskiej, rosyjskiej i szwajcarskiej.
Okazało się, że we wszystkich rozgrywkach gospodarze zdobywali znacznie mniej punktów i strzelali mniej bramek, kiedy na trybunach nie było tłumu widzów.
Badacze stwierdzili, że przy udziale kibiców drużyny zdobywały średnio 0,39 punktu więcej na mecz u siebie niż na wyjeździe; że bez widzów przewaga gospodarzy zmniejszała się prawie o połowę; że mecze z kibicami dawały gospodarzom o 0,29 gola więcej na mecz niż gościom oraz że nieobecności kibiców spowodowała, że gospodarze strzelali tylko 0,15 gola więcej niż goście.
Ponadto brak publiczności wyraźnie wpłynął na to, jak sędziowie oceniali faule gospodarzy i gości. Zdecydowanie więcej fauli na niekorzyść gospodarzy odgwizdywali na pustych stadionach, podczas gdy przy kibicach liczba fauli u gospodarzy i przyjezdnych utrzymywała się na podobnym poziomie.
Arbitrzy przyznawali też gościom znacznie mniej żółtych kartek, nawet jeśli mieli oni dużo przewinień, kiedy na trybunach nie było lokalnych widzów. Podobny efekt, choć o nieco mniejszym nasileniu, występował w przypadku czerwonych kartek.
„COVID-19 zmusił światowy futbol, na wszystkich jego poziomach, do nieoczekiwanej przerwy w zaledwie jednej czwartej sezonu 2019/2020 - mówi dr Dane McCarrick ze Szkoły Psychologii Uniwersytetu Leeds. - Natomiast kiedy rozgrywki powróciły, mecze odbywały się bez obecności fanów. Dało nam to niezamierzoną i wyjątkową okazję do zbadania jednego z najczęściej omawianych i empirycznie badanych zjawisk w profesjonalnym sporcie drużynowym: efektu przewagi gospodarzy”.
„Zdobyta przez nas wiedza potwierdza zaś, że frekwencja fanów naprawdę ma znaczenie” - dodaje.
Wcześniejsze badania nad przewagą gospodarzy opierały się głównie na porównywaniu zdobytych bramek i punktów w meczach u siebie i na wyjeździe. Omawiane badanie jest pierwszym, które rozpatruje ten problem z innej perspektywy.
Eksperyment pokazał też, że drużyny gospodarzy były mniej dominujące bez wspierających ich fanów: miały średnio o 0,7 mniej wygranych rzutów rożnych na mecz, o 1,3 mniej prób strzałów i o 0,4 mniej celnych strzałów. Tymczasem brak tłumów nie miał większego wpływu na dynamikę gry drużyn przyjezdnych.
„To naprawdę ważne badanie, które powinno zainicjować debatę na temat głównych powodów przewagi gospodarzy w sporcie - komentuje znana psycholog sportu dr Sandy Wolfson z Uniwersytetu Northumbrii. - A jest to przecież ważne, ogólnoświatowe zjawisko, które ma wpływ na większość sportów zespołowych, na wszystkich ich poziomach:, od rekreacyjnego po elitarny”.(PAP)
Polscy piłkarze wygrali w Serravalle z San Marino 7:1 w eliminacjach mistrzostw świata i nadal zajmują drugie miejsce w grupie. Punkt mniej ma Albania, która pokonała Węgry 1:0. Prowadzi - po 4:0 z Andorą - z kompletem pięciu zwycięstw Anglia, która w środę będzie kolejnym rywalem biało-czerwonych.
Trener Polaków Paulo Sousa zdecydował się wystawić mocno eksperymentalny skład, który jednak nie miał kłopotów z pokonaniem przedostatniej drużyny światowego rankingu. Już po kilku minutach strzelecki festiwal rozpoczął Robert Lewandowski. Kapitan grał tylko do przerwy, zdobył dwa gole i wyśrubował swój strzelecki rekord do 72, a występów w kadrze narodowej do 124.
Za snajpera Bayernu Monachium po przerwie pojawił się Adam Buksa, który już w drugim występie w reprezentacji uzyskał hat-trick, a łącznie ma w dorobku cztery trafienia. Napastnik amerykańskiego New England Revolution jest 29. piłkarzem, który uzyskał co najmniej trzy gole w jednym meczu kadry, a łącznie takich wyczynów było do tej pory 44.
Dwa pozostałe gole w niedzielę zdobyli skuteczny ostatnio w drużynie narodowej Karol Linetty (trafił też w czwartek z Albanią) oraz Karol Świderski.
Pierwszego w tych kwalifikacjach gola dla San Marino zdobył krótko po przerwie, po błędzie Kamila Piątkowskiego, Nicola Nanni.
Polacy z 10 punktami zajmują drugie miejsce w tabeli grupy I i tracą pięć do kroczącej od zwycięstwa do zwycięstwa Anglii. Wicemistrzowie Europy grając na pół gwizdka i w rezerwowym składzie pokonali na Wembley w Londynie Andorę 4:0, choć trzy gole zdobyli, gdy na boisku pojawili się czołowi zawodnicy, jak m.in. Harry Kane. Był to 14. kolejny występ kapitana Anglików z bramką (40. trafienie w kadrze) w eliminacjach wielkich imprez. Z ostatnich 52 spotkań o tej rangi ekipa "Trzech Lwów" przegrała tylko jedno.
W środę o godz. 20.45 z drużyną trenera Garetha Southgate'a zmierzy się na PGE Narodowym Polska.
W trzecim meczu tej grupy Albania pokonała Węgry 1:0 i z dziewięcioma "oczkami" jest trzecia w tabeli. Madziarzy, którzy zebrali dobre recenzje na mistrzostwach Europy, na razie we wrześniowych potyczkach eliminacyjnych doznali dwóch porażek i mają bilans bramek 0-5.
Poza Anglią komplet punktów w eliminacjach mają jeszcze tylko ich półfinałowi rywale z Euro - Duńczycy. W sobotę męczyli się długo w "derbowym" starciu z Wyspami Owczymi, ale po golu w końcówce wygrali 1:0.
Wydarzeniem niedzieli był drugi z rzędu bezbramkowy remis Włochów - mistrzowie kontynentu nie potrafili pokonać na wyjeździe Szwajcarów, których w ME rozbili 3:0. W 52. minucie rzutu karnego nie wykorzystał specjalista od tego elementu gry - Jorginho, który jednak w tym roku pomylił się z 11 metrów już po raz piąty; jego strzał obronił Yann Sommer.
Italia utrzymała czteropunktową przewagę nad Helwetami, którzy jednak rozegrali dwa mecze mniej, a przy okazji wyrównała rekord Brazylii z lat 1993-96 nie przegrywając 36. kolejnego meczu. Ekipa trenera Roberta Manciniego po raz ostatni zeszła z boiska pokonana 10 października 2018.
Za czwartkową porażkę w Szwecji (1:2) zrehabilitowali się Hiszpanie, którzy wygrali z Gruzinami 4:0 i objęli prowadzenie w grupie B, ale "Trzy Korony", które w niedzielę pauzowały, tracą do nich punkt, choć mają dwa spotkania rozegrane mniej.
Tempa nie zwalniają Belgowie. Po zwycięstwo nad Czechami 3:0 umocnili się na pierwszej pozycji w grupie E z efektownym bilansem 13 punktów w pięciu meczach i 20-4 w bramkach.
Czechy mają siedem punktów, ale tylko jeden mniej zgromadzili w dwóch występach mniej Walijczycy, którzy w niedzielę na neutralnym terenie w Kazaniu wygrali z Białorusią 3:2. Decydującego gola w doliczonym czasie gry uzyskał Gareth Bale, który tym samym skompletował hat-trick.
W grupie J pierwszej porażki w eliminacjach doznała Armenia, ale od razu bardzo bolesnej - w Stuttgarcie z Niemcami aż 0:6. Był to drugi mecz Niemców pod wodzą selekcjonera Hansiego Flicka, ale pierwszy występ przed własną publicznością.
Jego piłkarze objęli prowadzenie w tabeli z 12 pkt, o dwa przed Ormianami i trzy przed Rumunami (2:0 z Liechtensteinem). Z walki o awans czy miejsce w barażach nie rezygnuje też Macedonia Północną - 8 pkt, która jednak prowadziła już na wyjeździe z Islandią 2:0, by zremisować 2:2.
Z sobotnich meczów warto zwrócić uwagę na remis Ukrainy z Francją 1:1. Gospodarze odnotowali już piąty nierozstrzygnięty rezultat w eliminacjach, a mistrzowie świata nie wygrali piątego z rzędu spotkania, łącznie z tegorocznym Euro, z którego odpadli w 1/8 finału.(PAP)
Argentyńczyk Lionel Messi może zadebiutować w niedzielę w Paris Saint-Germain. Znalazł się w 22-osobowej kadrze na wyjazdowy mecz (początek o godz. 20.45) piłkarskiej ekstraklasy Francji ze Stade Reims w 4. kolejce.
Po odejściu z Barcelony, 10 sierpnia Messi podpisał kontrakt z PSG, ale jeszcze nie zagrał w paryskim zespole.
W niedzielne przedpołudnie stołeczny klub ogłosił nazwiska 22 zawodników, którzy mogą wystąpić przeciwko Stade Reims. W tym gronie są m.in. Messi, Brazylijczyk Neymar i Francuz Kylian Mbappe.
Francuskie media podkreślają, że trener Mauricio Pochettino będzie mógł liczyć na wspomniane trio, w tym Mbappe, mimo że ten piłkarz może odejść do Realu Madryt.
Z kolei Messi nie grał od 10 lipca, kiedy z reprezentacją Argentyny zwyciężył w Copa America - mistrzostwach Ameryki Południowej.
Leo Messi związał się z PSG dwuletnią umową z opcją przedłużenia o rok. W nowym zespole zagra z numerem 30 na koszulce.
Argentyńczyk jest najlepszym strzelcem w historii Barcelony, z 672 golami w 778 meczach we wszystkich rozgrywkach. Zdobył z nią 10 tytułów mistrza Hiszpanii i czterokrotnie wygrał Ligę Mistrzów. Nie mógł pozostać w "Dumie Katalonii" z powodów finansowych.
Messi to sześciokrotny laureat Złotej Piłki dla najlepszego zawodnika na świecie (2009, 2010, 2011, 2012, 2015, 2019).
W poprzednim sezonie z dorobkiem 30 bramek okazał się najskuteczniejszym piłkarzem hiszpańskiej ekstraklasy i po raz ósmy został królem strzelców. Natomiast w lipcu wywalczył z reprezentacją Argentyny po raz pierwszy w swojej karierze mistrzostwo Ameryki Południowej, zostając również uznanym za najlepszego piłkarza turnieju.
W 2014 roku wywalczył z kadrą narodową wicemistrzostwo świata.
W tabeli ligi francuskiej prowadzi Paris Saint-Germain - 9 pkt, przed Nice, Angers, Clermont, Olympique Marsylia - po 7.(PAP)
Polskie siatkarki od zwycięstwa w Płowdiw nad Niemkami 3:1 rozpoczęły rywalizację w 32. edycji mistrzostw Europy rozgrywanych w Bułgarii, Rumunii, Serbii i Chorwacji. Broniące tytułu Serbki pokonały debiutującą w turnieju Bośnię i Hercegowinę 3:0.
Biało-czerwone udanie rozpoczęły mistrzostwa, ale spotkanie z Niemkami było niezwykle zacięte. Losy każdego z setów rozstrzygały się w samych końcówkach. Polki potrafiły opanować nerwy w decydujących momentach.
W piątek podopieczne Jacka Nawrockiego zmierzą się z Grecją, a w sobotę z Czechami. Po dniu przerwy, ich kolejnymi rywalkami będą Hiszpania (23.08) i Bułgaria (25.08).
Pierwsze mecze czempionatu nie przyniosły zaskakujących rezultatów. W najbardziej zaciętym meczu Szwecja wygrała z Finlandią 3:2. Na uwagę zasługuję indywidualny wynik szwedzkiej atakującej Isabelle Haak, która zdobyła 42 punkty i walnie przyczyniła się do zwycięstwa swojego zespołu.
W środę na inaugurację turnieju w Płowdiw Bułgarki pokonały Greczynki 3:0, a w Cluj-Napoca Rumunki uległy Turczynkom 1:3.
Podobnie jak dwa lata temu, czempionat Starego Kontynentu odbywa się w czterech krajach z udziałem 24 reprezentacji. Po cztery najlepsze drużyny z czterech grup awansuje do 1/8 finału. Reprezentacje występujące w Chorwacji przeniosą się do Belgradu i będą grać z ekipami z grupy A. Z kolei cztery najlepsze zespoły z Rumunii pojadą do Płowdiw.
Mistrzostwa potrwają do 4 września.
Wyniki:
grupa A (Belgrad)
Serbia - Bośnia i Hercegowina 3:0 (25:11, 25:18, 25:14)
Certyfikaty szczepionkowe zaczną jeszcze we wrześniu w Anglii być wymagane nie tylko w klubach nocnych, co już wcześniej było ogłoszone, ale też w innych dużych obiektach i na imprezach masowych - zapowiedział w niedzielę brytyjski wiceminister zdrowia Nadhim Zahawi.
"Przed końcem września, kiedy wszyscy będą mieli okazję do pełnego zaszczepienia się, będziemy musieli skorzystać z procesu certyfikacji w przypadku dużych obiektów, które mogą spowodować prawdziwy wzrost zakażeń" - powiedział Zahawi w stacji Sky Sport.
Wyjaśnił, że pozwoli to na uniknięcie sytuacji, w której jesienią i zimą konieczne będzie ponowne zamykanie wielu firm. Jako przykład sprawnego stosowania certyfikatów szczepionkowych wskazał mecze piłkarskie organizowane przez angielski związek piłki nożnej.
"To jest właściwa rzecz i jesteśmy absolutnie na dobrej drodze, aby zapewnić, że będziemy to robić w ten sposób. Celem jest to, jak mówił premier (Boris Johnson), że chcemy, aby cała gospodarka pozostała otwarta" - dodał Zahawi.
Do tej pory brytyjski rząd zapowiadał tylko, że dowód szczepienia będzie w Anglii warunkiem wejścia do klubów nocnych, a jeśli chodzi o pozostałe imprezy masowe, to jedynie zachęcał organizatorów do stosowania certyfikatów szczepionkowych. W tym tygodniu jednak rząd Szkocji ogłosił, że jeszcze we wrześniu dowód szczepienia będzie wymagany w przypadku większości imprez masowych. (PAP)
Mimo tego, że Darko Stošić (15-4, 10 KO, 1 Sub) wywalczył już sobie prawo do walki o pas kategorii ciężkiej, po raz pokazuje, że jest gotów podjąć każde wyzwanie. Serb zmierzy się 4 września na gali KSW 63 ze specjalistą od błyskawicznych zwycięstw, Michałem Andryszakiem (22-9, 14 KO, 7 Sub).
Stošić miał walczyć z Philem de Friesem, ale mistrz kategorii ciężkiej doznał kontuzji, która wykluczyła go z tego starcia.
Bilety na galę KSW 63, która odbędzie się w ATM Studio w Warszawie, są już w sprzedaży w serwisie eBilet.pl.
Darko Stošić w KSW nie bierze jeńców. Serb w okrągłej klatce po raz pierwszy postawił nogę na gali KSW 59, na której potężnym uderzeniem pod koniec drugiej rundy znokautował Michała Włodarka. Po tym imponującym zwycięstwie 29-latek spotkał się z kolejnym Michałem, tym razem Kitą, i także zakończył pojedynek spektakularnym nokautem, ale już w pierwszej odsłonie. Stošić swoją przygodę ze sportami walki zaczynał od judo, w którym sięgnął dziesięciokrotnie po tytuł mistrza Serbii oraz dwukrotnie został mistrzem Bałkanów w kategoriach juniorskich. W MMA po raz pierwszy wystartował w 2012 roku i od tamtej pory wygrał 15 pojedynków, a 11 z nich kończył przed czasem.
Michał Andryszak w całej swojej karierze nie poznał jeszcze, jak to jest czekać na decyzję sędziów. Wszystkie 32 starcia reprezentanta Ankos MMA Poznań kończyły się przed czasem, z czego aż 22 na korzyść bydgoszczanina. „Longer” znany jest z szalenie niebezpiecznego stylu, który najczęściej prowadzi do wygranej Polaka już w pierwszych minutach pojedynku. Przekonali się o tym między innymi Ion Grigore i Fernando Rodrigues Jr, którzy padali na deski bez życia po upływie odpowiednio dziewięciu i dwudziestu sześciu sekund. W okrągłej klatce i białym ringu KSW Andryszak wygrywał jeszcze z Pawłem Słowińskim, Michałem Kitą i Guto Inocente. Tego ostatniego 29-latek pokonał przez trójkąt rękoma w drugiej rundzie na gali KSW 58.
Walka wieczoru | The Main Event
Walka o pas kategorii półśredniej | KSW Welterweight Championship Bout
Hubert Hurkacz awansował do trzeciej rundy turnieju ATP w Cincinnati. W środę rozstawiony z numerem dziewiątym polski tenisista pokonał słynnego Brytyjczyka Andy'ego Murraya 7:6 (7-4), 6:3.
Murray to były lider światowego rankingu i zwycięzca trzech turniejów wielkoszlemowych. Od dłuższego czasu 34-latka prześladują jednak problemy zdrowotne i obecnie w rankingu jest 181. W Cincinnati wystąpił dzięki "dzikiej karcie" przyznanej przez organizatorów.
W pierwszym secie kluczowa sytuacja miała miejsce w dziesiątym gemie. Murray prowadził 5:4 i przy serwisie Hurkacza miał dwie piłki setowe. Polak wyszedł z opresji, a następnie w tie-breaku rozstrzygnął partię na swoją korzyść.
W drugim secie długo trwała walka gem za gem. Hurkacz w końcu przełamał Brytyjczyka. Powiększył prowadzenie na 5:3 i kilka minut później wykorzystał drugą piłkę meczową.
To było pierwsze spotkanie tych tenisistów.
Kolejnym rywalem Polaka będzie Hiszpan Pablo Carreno Busta, który w środę pokonał Niemca Dominika Koepfera 6:4, 6:2. W imprezie rangi ATP Hurkacz nie miał wcześniej okazji z nim zagrać.
W Cincinnati 24-letni wrocławianin rywalizuje także w deblu, w parze z Włochem Jannikiem Sinnerem. Jeszcze w środę czeka ich mecz z Brytyjczykami Danielem Evansem i Nealem Skupskim.
Piłkarze reprezentacji Polski będą zdecydowanymi faworytami niedzielnego meczu z San Marino w eliminacjach mistrzostw świata. Rywale nie zdobyli dotychczas w grupie I ani punktu, ani nawet gola. Początek spotkania w Serravalle o godz. 20.45.
Podopieczni trenera Paulo Sousy przystąpią do rywalizacji po czwartkowym zwycięstwie w Warszawie nad dobrze grającą wówczas Albanią 4:1. Po czterech kolejkach biało-czerwoni zajmują drugie miejsce w tabeli z dorobkiem 7 punktów.
W porównaniu z ostatnim meczem dojdzie zapewne do kilku zmian w składzie, choć Sousa zapowiedział, że decyzję podejmie dopiero w niedzielę rano.
San Marino, którego reprezentanci muszą godzić grę w piłkę z wykonywaniem innych zawodów, w rankingu FIFA zajmuje 209. miejsce, czyli przedostatnie. Tylko przed Anguillą.
Biało-czerwoni osiem razy w historii grali z San Marino i zawsze zwyciężyli. W 2009 roku pokonali tego rywala w Kielcach aż 10:0.
Ewentualne wysokie zwycięstwo w niedzielę będzie ważne, ponieważ w kwalifikacjach do mundialu istotna jest różnica bramek. Dlatego można spodziewać się występu kapitana Roberta Lewandowskiego.
Sousa już kilka dni temu zasugerował, że 33-letni napastnik może zagrać w Serravalle.
"Zawsze należy pozwolić zawodnikom robić to, co kochają, czyli po prostu strzelać gole. Uważam, że najlepsi piłkarze zawsze powinni być na boisku" - wspomniał Portugalczyk na początku zgrupowania kadry.
Trzy dni po meczu z San Marino Polska podejmie na PGE Narodowym lidera grupy - Anglię.
Reprezentacje narodowe 55 krajów zrzeszonych w UEFA zostały podzielone na 10 grup. Awans wywalczy 13 z nich. Na mundial w Katarze zakwalifikują się bezpośrednio zwycięzcy grup, a reprezentacje z drugich miejsc wystąpią w barażach.(PAP)
Reprezentant Włoch Jorginho z Chelsea otrzymał tytuł Piłkarza Roku UEFA za sezon 2020/21. Z reprezentacją narodową wywalczył niedawno mistrzostwo Europy, a z londyńskim klubem triumfował w Lidze Mistrzów. Wyniki ogłoszono podczas gali w Stambule.
Głosowali trenerzy 24 reprezentacji narodowych - uczestników ME 2021 (oficjalnie Euro 2020), ponadto 80 trenerów klubów, które wystąpiły w fazie grupowej Ligi Mistrzów i Ligi Europy, a także dziennikarze z każdej z 55 federacji członkowskich UEFA.
W finale ostatniej edycji Ligi Mistrzów Chelsea wygrała z Manchesterem City 1:0.
Tytuł Trenera Roku przypadł Niemcowi Thomasowi Tuchelowi z Chelsea, a najlepszą zawodniczką została Hiszpanka Alexia Putellas z Barcelony.
Urodzony w Brazylii Jorginho dostał 175 punktów. Drugie miejsce zajął Belg Kevin De Bruyne z Manchesteru City - 167, a trzecie Francuz N'Golo Kante z Chelsea - 160.
Triumfator przekazał swoje podziękowania w materiale wideo.
"Bardzo przepraszam, że nie mogę być tutaj w tym ważnym momencie, ze względu na ograniczenia, o których wszyscy wiemy. Nie mogłem przyjechać, ale chciałem powiedzieć, że jestem bardzo zadowolony z tej nagrody. Wielkie podziękowania z całego serca dla wszystkich ludzi, którzy mi pomogli w mojej drodze. Mojej rodzinie, przyjaciołom, kibicom, kolegom z drużyny, trenerom. Jestem szczęśliwy. Uściski dla wszystkich" - powiedział Jorginho.
Już tydzień wcześniej ogłoszono miejsca od czwartego do dziesiątego. Najlepszy w poprzednim sezonie Robert Lewandowski z Bayernu Monachium zajął tym razem piątą pozycję, wyprzedzony jeszcze przez słynnego Argentyńczyka Lionela Messiego, który latem przeszedł z Barcelony do PSG.
Polski napastnik w edycji 2019/20 triumfował z Bayernem w Lidze Mistrzów, natomiast w minionym sezonie bawarski klub odpadł w ćwierćfinale, po dwumeczu z PSG (Lewandowski był wówczas kontuzjowany).
Tradycyjnie ogłoszono również nagrody m.in. dla najlepszych piłkarzy na poszczególnych pozycjach.
Bramkarzem Sezonu został Senegalczyk Edouard Mendy z Chelsea, najlepszym obrońcą - Portugalczyk Ruben Dias z Manchesteru City, pomocnikiem - wspomniany N'Golo Kante, a tytuł najlepszego napastnika przypadł Norwegowi Erlingowi Haalandowi z Borussii Dortmund.
W tej ostatniej klasyfikacji drugi był Kylian Mbappe z PSG, a trzeci Lewandowski.
Nagroda Prezydenta UEFA trafiła do zespołu medycznego duńskich lekarzy i kapitana reprezentacji tego kraju Simona Kjaera, który pomogli uratować życie Christiana Eriksena.
Znany piłkarz doznał zawału serca podczas meczu z Finlandią w mistrzostwach Europy i musiał być reanimowany na boisku. Po przewiezieniu do szpitala przeszedł operację, wszczepiono mu kardiowerter-defibrylator. Obecnie przebywa w Danii i będzie monitorowany przez lekarzy w najbliższych miesiącach.
Zwycięzcy plebiscytu UEFA za sezon 2020/21:
Piłkarz Roku - Jorginho (Włochy/Chelsea Londyn)
Piłkarka Roku - Alexia Putellas (Hiszpania/Barcelona)
Najlepszy trener w męskim futbolu - Thomas Tuchel (Niemcy/Chelsea)
Najlepszy trener w żeńskim futbolu - Lluis Cortes (Hiszpania/Barcelona)
Bramkarz sezonu - Edouard Mendy (Senegal/Chelsea)
Obrońca sezonu - Ruben Dias (Portugalia/Manchester City)
Pomocnik sezonu - N'Golo Kante (Francja/Chelsea)
Napastnik sezonu - Erling Haaland (Norwegia/Borussia Dortmund)
Bramkarka sezonu - Sandra Panos (Hiszpania/Barcelona)
Obrończyni sezonu - Irene Paredes (Hiszpania/Paris Saint-Germain/obecnie Barcelona)
Pomocniczka sezonu - Alexia Putellas (Hiszpania/Barcelona)
Napastniczka sezonu - Jennifer Hermoso (Hiszpania/Barcelona)
Nagroda prezydenta UEFA - kapitan Simon Kajer i zespół medyczny duńskich lekarzy
Dwukrotny mistrz olimpijski (2016 i 2021), rekordzista świata w maratonie Kenijczyk Eliud Kipchoge nie wystąpi na tym dystansie 3 października w Londynie. 36-latek koncentruje się na rekonwalescencji i regeneracji sił po triumfie w igrzyskach.
Kipchoge wygrywał prestiżowy maraton w Londynie cztery razy (2015-16 oraz 2018-19), ale w ostatniej, jubileuszowej 40. edycji jesienią 2020 r. musiał uznać wyższość kilku biegaczy, w tym zwycięzcy Etiopczyka Shury Kitaty. Kipchoge, który był wówczas ósmy, przegrał po raz drugi raz w karierze na tym dystansie i pierwszy od… 2013 r.
„Skupiam się na regeneracji sił po występie w Sapporo. Pewnie za około miesiąc usiądę z moim trenerem Patrickiem Sangiem i wtedy zobaczymy, jak wyglądać będą sprawy i co przyniesie przyszłość” - powiedział rekordzista świata (2:01.39) w wywiadzie dla news.sky.com.
Kipchoge ma przesłanie do uczestników maratonu w Londynie. Według organizatorów na ulicach stolicy Wielkiej Brytanii ma wystartować około 45 tysięcy biegaczy, a blisko 50 tysięcy ma rywalizować w tym dniu na dowolnej trasie "korespondencyjnie".
„Cieszmy się londyńskim biegiem. Sprawmy, by Londyn znów był wspaniały. Dajmy nadzieję ludziom w Wielkiej Brytanii i na całym świecie w tym trudnym czasie z COVID-19, który w końcu się skończy. Biegnijmy razem!” - zaapelował mistrz.
Igrzyska w Tokio były piątym startem olimpijski Kenijczyka i trzecim w biegu maratońskim. Z Aten (2004) przywiózł brąz na 5000 m, a cztery lata później w Pekinie wywalczył srebro na tym samym dystansie. W Londynie (2012) rywalizował w maratonie, ale z powodu zatkanego ucha i problemów ze skurczami nóg był dopiero ósmy. Ze złota cieszył się w końcu w Rio de Janeiro w 2016 r., a sukces powtórzył 10 dni temu w Sapporo.
Kipchoge jest też pierwszym człowiekiem w historii, który ukończył maraton w czasie poniżej dwóch godzin. Dokonał tego w 2019 r. w Wiedniu, gdzie uzyskał 1:59.40, ale w specjalnych warunkach, wspomagany m.in. przez kilku zawodników dyktujących tempo, dlatego wynik nie został uznany za oficjalny rekord globu. (PAP)
Międzynarodowa Federacja Piłkarska (FIFA) wszczęła podstępowanie dyscyplinarne przeciw Węgrom ze względu na rasistowskie zachowania kibiców w trakcie czwartkowego meczu eliminacji mistrzostw świata z Anglią (0:4) w Budapeszcie.
W wieczornym komunikacie FIFA zaznaczyła, że zawsze z pełną stanowczością będzie się przeciwstawiać jakimkolwiek formom wszelkiej dyskryminacji, w tym rasizmu. Rano władze światowego futbolu zapowiedziały podjęcie stosownych kroków wobec węgierskiej federacji, gdy tylko dotrze do centrali stosowny raport z Budapesztu.
O podjęcie działań zaapelowała do FIFA nie tylko angielska federacja, ale i premier Wielkiej Brytanii Boris Johnson.
"Wzywam FIFA do podjęcia energicznych działań przeciwko odpowiedzialnym za te incydenty. Znieważanie angielskich piłkarzy na tle rasowym, do którego doszło w czwartek w Budapeszcie, jest całkowicie niedopuszczalne i takie zachowania powinny być na stałe wyeliminowane ze stadionów" - oświadczył Johnson.
Obrażany na tle rasowym miał być m.in. skrzydłowy Manchesteru City Raheem Sterling. Z trybun - według angielskich mediów - dało się słyszeć odgłosy naśladujące małpy.
"To niedopuszczalne. Ludzie tkwiący w swoich uprzedzeniach staną się jednak w końcu dinozaurami, gdyż świat się unowocześnia, idzie do przodu" - przyznał trener Anglików Gareth Southgate.
Z powodu dyskryminacyjnych incydentów z udziałem fanów w trakcie meczów tegorocznych mistrzostw Europy Węgrzy dwa kolejne spotkania pod egidą UEFA w roli gospodarza rozegrają przy pustych trybunach. Wtedy obrażani byli m.in. piłkarze francuscy.
Czwartkowy mecz toczył się o punkty kwalifikacji mistrzostw świata, więc jego organizatorem była FIFA. Obie drużyny to rywale Polski w grupie I.(PAP)
Kapitan piłkarskiej reprezentacji Portugalii Cristiano Ronaldo został w piątek ponownie zawodnikiem angielskiego klubu Manchester United. W jego barwach pochodzący z Madery napastnik występował już w latach 2003-2009.
Informację o transferze 36-letniego Portugalczyka z Juventusu Turyn do Manchesteru United podała w piątkowe popołudnie jako pierwsza lizbońska telewizja SIC. Potwierdził ją też klub z Manchesteru.
Nie ujawniono sumy transferu, ale według włoskich i angielskich mediów może ona wynosić około 25 milionów euro za dwuletnią umowę. W 2018 roku Ronaldo przeszedł z Realu do Juventusu za 100 mln euro.
Według największego sportowego dziennika Portugalii “Record” osobą, która wpłynęła na przejście Ronaldo do Manchesteru United był Alex Ferguson, dawny szkoleniowiec “Czerwonych Diabłów”. W ostatnim czasie miał odbyć on rozmowę telefoniczną z portugalskim piłkarzem, który już od kilku miesięcy nosił się z zamiarem zmiany klubu.
Według portugalskich mediów Ronaldo, pięciokrotny zdobywca tytułu Piłkarza Roku FIFA, przybył w piątek do Lizbony, aby odbyć badania lekarskie przed zasileniem ekipy z Manchesteru.
Dziennikarze odnotowują, że pochodzący z Madery zawodnik przez wiele lat mieszkał w portugalskiej stolicy, reprezentując barwy miejscowego Sportingu. To właśnie z drużyny lizbońskich “Lwów” w 2003 r. Ronaldo został kupiony przez Manchester United, prowadzony wówczas przez Fergusona.
Od 2018 r. Cristiano Ronaldo występował w zespole Juventusu Turyn, do którego trafił z Realu Madryt. W zespole “Królewskich” portugalski napastnik grał od 2009 r.
W piątek późnym popołudniem Manchester United zamieścił w mediach społecznościowych zdjęcie Ronaldo z napisem “Witaj w domu!”. W krótkim komunikacie przypomniano, że w 292 meczach rozgrywanych w barwach tego klubu pochodzący z Funchal zawodnik strzelił 118 goli.
W 2008 r. z ekipą Manchesteru United Ronaldo wygrał Ligę Mistrzów. W finale jego ekipa wygrała z londyńską Chelsea w rzutach karnych 6:5. Po regulaminowym czasie gry i dogrywce był jednobramkowy remis, a jedyną bramkę dla zwycięzców zdobył właśnie Portugalczyk.
Ronaldo to jeden najlepszych piłkarzy świata i od lat kluczowa postać reprezentacji Portugalii, z którą w 2016 roku sięgnął po mistrzostwo Europy. Łącznie w 179 występach w kadrze zdobył 109 bramek.
Nicola Zalewski z AS Roma i Adam Buksa z New England Revolution zostali powołani do piłkarskiej reprezentacji Polski na trzy wrześniowe mecze eliminacji mistrzostw świata - poinformował PZPN.
W kadrze narodowej jest 26 zawodników, w tym wracający do niej pomocnik Sebastian Szymański (Dynamo Moskwa) i Krzysztof Piątek (Hertha Berlin). Obydwu zabrakło w tegorocznych mistrzostwach Europy, Szymański wówczas nie znalazł uznania u trenera Paulo Sousy, zaś Piątek był kontuzjowany.
Podopieczni portugalskiego selekcjonera zagrają z Albanią (2 września, Warszawa), San Marino (5 września, Serravalle) i Anglią (8 września, Warszawa). Wszystkie spotkania rozpoczną się o godz. 20.45.
Urodzony we Włoszech 19-letni Zalewski (jego rodzice pochodzą z Polski), występujący na pozycji pomocnika, po raz pierwszy znalazł się w kadrze biało-czerwonych.
W 2019 roku Zalewski grał w ekipie Polski w mistrzostwach świata do lat 20. W AS Roma zbierał doświadczenie w młodzieżowych zespołach, ale np. na początku maja wystąpił w rewanżowym mecz półfinałowym Ligi Europy z Manchesterem United (3:2).
Natomiast grający w amerykańskiej lidze MLS 25-letni napastnik Buksa był już na zgrupowaniu reprezentacji za kadencji Jerzego Brzęczka, lecz nie zadebiutował.
W ekipie biało-czerwonych jest tylko jeden zawodnik występujący w polskiej ekstraklasie - Kacper Kozłowski z Pogoni Szczecin.
Nie ma już w jej składzie bramkarza Łukasza Fabiańskiego (West Ham United), który niedawno zakończył reprezentacyjną karierę. Do podstawowego golkipera kadry Wojciecha Szczęsnego (Juventus Turyn) dołączyli inni zawodnicy klubów Serie A - Bartłomiej Drągowski (ACF Fiorentina) i Łukasz Skorupski (Bologna FC), a rezerwowym jest Radosław Majecki (AS Monaco).
Polacy zaczęli eliminacje MŚ 2022 od marcowych spotkań z: Węgrami (3:3), Andorą (3:0) i Anglią (1:2).
W tabeli grupy I, po trzech kolejkach, prowadzi Anglia - 9 pkt, przed Węgrami - 7, Albanią - 6 i Polską - 4.
Kadra Polski na mecze z Albanią, San Marino i Anglią:
Obrońcy: Jan Bednarek (Southampton FC), Bartosz Bereszyński (Sampdoria Genua), Paweł Dawidowicz (Hellas Werona), Kamil Glik (Benevento), Michał Helik (Barnsley FC), Tomasz Kędziora (Dynamo Kijów), Tymoteusz Puchacz (1. FC Union Berlin), Maciej Rybus (Lokomotiw Moskwa).
Pomocnicy: Przemysław Frankowski (RC Lens), Kamil Jóźwiak (Derby County), Mateusz Klich (Leeds United), Kacper Kozłowski (Pogoń Szczecin), Grzegorz Krychowiak (FK Krasnodar), Karol Linetty (Torino FC), Jakub Moder (Brighton & Hove Albion FC), Sebastian Szymański (Dynamo Moskwa), Nicola Zalewski (AS Roma), Piotr Zieliński (SSC Napoli).
Napastnicy: Adam Buksa (New England Revolution), Dawid Kownacki (Fortuna Duesseldorf), Robert Lewandowski (Bayern Monachium), Krzysztof Piątek (Hertha Berlin), Karol Świderski (PAOK Saloniki).
Po czwartkowym zwycięstwie reprezentacji Anglii 4:0 z Węgrami w eliminacjach mistrzostw świata brytyjska prasa więcej miejsca niż samemu meczowi poświęca zachowaniu węgierskich kibiców i znieważaniu przez nich zwłaszcza czarnoskórych piłkarzy.
"Anglia przyklękła, a potem postawiła się węgierskim rasistom. Raheem Sterling i wszyscy imponujący piłkarze Garetha Southgate'a nie dali się stłamsić przez małpie okrzyki i gesty, rzucane przedmioty i flary skierowanym w ich stronę na Puskas Arena w Budapeszcie ostatniej nocy. I właśnie dlatego piłkarze reprezentacji Anglii nadal przyklękają" - zaczyna swoją relację z meczu "The Times".
Jak pisze, Raheem Streling i spółka mieli świadomość, jaką reputację maja węgierscy ultrasi i wyglądało niemal, że ich misją jest nastrzelać jak najwięcej do bramki, za którą znajdowały się "wykonujące gesty, nikczemne hordy". I jak zwraca uwagę, Sterling, Harry Kane, Harry Maguire i Declan Rice - wszyscy trafili do bramki po tej stronie boiska.
Jeśli chodzi o sam mecz, "The Times" ocenia, że angielscy kibice obejrzeli jeden z najbardziej dojrzałych, pełnych charakteru występów Anglii w ostatnich latach, niemal na równi z ich najlepszymi momentami na Euro. "Po tym wszystkim, co mówiło się o tym, że Southgate był zbyt ostrożny wystawiając tylko trzech ofensywnych zawodników i grając cofniętymi skrzydłowymi, w starciu pomiędzy dwoma najlepszymi drużynami w grupie I europejskich kwalifikacji do mistrzostw świata manager Anglii powrócił do ustawienia z czwórką z tyłu. Anglia dominowała w posiadaniu piłki, grając z dużą dozą cierpliwości i inteligencji, ale Kane wychodził na lepsze pozycje dopiero po zwiększeniu tempa po przerwie" - zauważa.
"To był wspaniały sposób odpowiedzi rasistom. Co nie znaczy, że rasiści w ogóle powinni tam być. Gdy piłka nożna w wykonaniu Anglii stała się piękna, atmosfera stała się przygnębiająco brzydka, a +małpie okrzyki+ kierowane były w stronę Raheema Sterlinga, który był wspaniały i otworzył wynik spotkania, oraz na rezerwowego Jude'a Bellinghama, który się rozgrzewał. I właśnie dlatego piłkarze Anglii nadal przyklękają - za co również zostali wściekle wygwizdani" - pisze "Daily Telegraph".
Jak zauważa, to imponujące zwycięstwo oznacza, że Anglia ma pełną kontrolę w grupie eliminacyjnej do przyszłorocznego turnieju w Katarze - z czterema zwycięstwami w czterech meczach, w tym w starciu uważanym za najtrudniejsze, i to nie tylko ze względu na węgierskich kibiców.
"Jeśli istniały obawy, że Anglia będzie miała kaca po tak bolesnej porażce w finale Euro 2020 zaledwie kilka tygodni temu, to zostały one szybko rozwiane. W drużynie nastąpiła tylko jedna zmiana i była to zmiana pozytywna - Jack Grealish zastąpił Kierana Trippiera. Również Grealish był znakomity, wykorzystując lewą flankę jako platformę startową do ataków" - wskazuje "Daily Telegraph".
"To był wieczór, w którym - po raz kolejny - na Anglię rzucone zostało coś więcej niż zwykłe piłkarskie problemy. Zaczęło się od gradu plastikowych kubków, najpierw w stronę Raheema Sterlinga, a potem Luke'a Shawa, rzucanych przez zagorzałych węgierskich kibiców stojących za jedną z bramek, a następnie eskalowało do fajerwerków - które spadły po główce Harry'ego Maguire'a na 3:0" - opisuje mecz "The Guardian".
"Piłkarze Southgate'a zareagowali na wrogi tłum od początku utrzymując się przy piłce i naciskając wysoko. Była tylko Anglia, Węgry ograniczone do strzępów, choć w pierwszej połowie niewiele było konkretnych efektów. Zmieniło się to po przerwie. Anglia wyglądała ostrzej, ich intencje były bardziej wyraziste i powinni byli objąć prowadzenie jeszcze zanim to zrobili" - ocenia "The Guardian".
Następny mecz eliminacyjny reprezentacja Anglii gra w niedzielę u siebie z Andorą, a w środę zmierzy się w Warszawie z Polską.
Piłkarze Legii Warszawa pokonali u siebie Slavię Praga 2:1 (0:1) w rewanżowym meczu 4. rundy eliminacji Ligi Europy i awansowali do fazy grupowej. W poprzednim tygodniu zremisowali na wyjeździe 2:2. Czeski zespół wystąpi w Lidze Konferencji - to trzeci poziom rozgrywek UEFA.
Legia Warszawa - Slavia Praga 2:1 (0:1).
Bramki: dla Legii - Mahir Emreli dwie (59-głową, 70-głową); dla Slavii - Ubong Ekpai (45).
Żółte kartki: Legia – Mateusz Hołownia, Rafael Lopes, Filip Mladenovic; Slavia - Ondrej Kudela, Jan Boril, Ibrahim Traore.
Czerwona kartka: Slavia - Tomas Holes (3, za faul).
Sędzia: Artur Dias (Portugalia). Widzów ok. 25 tys.
Pierwszy mecz - 2:2. Awans - Legia.
Legia: Artur Boruc - Maik Nawrocki, Mateusz Wieteska, Mateusz Hołownia (56. Tomas Pekhart) - Artur Jędrzejczyk, Bartosz Slisz, Andre Martins (25. Rafael Lopes), Luquinhas, Josue, Filip Mladenovic - Mahir Emreli (80. Ernest Muci).
Slavia: Ondrej Kolar - Alexander Bah (71. Abdallah Sima), Ondrej Kudela, David Zima, Jan Boril - Ubong Ekpai, Jakub Hromada (71. Ibrahim Traore), Nicolae Stanciu (81. Peter Olayinka), Tomas Holes, Ivan Schranz (81. Michael Krmencik) - Stanislav Tecl (65. Ondrej Lingr).
Podopieczni Czesława Michniewicza do rewanżu przystąpili bez strzelca jednego z goli w Pradze - Josipa Juranovica, który przeszedł do Celticu Glasgow. Po pauzie za kartki do składu wrócił natomiast Artur Jędrzejczyk.
W miniony weekend legioniści, w przeciwieństwie do Slavii, odpoczywali - ligowy mecz z Bruk-Betem Termalicą Nieciecza został na prośbę warszawskiego klubu przełożony.
Na skutek kary nałożonej przez UEFA zamknięta na rewanżowy mecz 4. rundy eliminacji LE miała być jedna z trybun stadionu Legii (tzw. Żyleta). Ostatecznie na prośbę klubu zgodzono się wpuścić tam zorganizowane grupy dzieci.
Ważna dla losów meczu okazała się już trzecia minuta. Za faul na Andre Martinsie czerwoną kartkę zobaczył czołowy piłkarz Slavii Tomas Holes - jeden z bohaterów reprezentacji Czech w niedawnych mistrzostwach Europy (dotarła do ćwierćfinału).
W pierwszej połowie legioniści nie potrafili jeszcze wykorzystać gry w przewadze. W 14. minucie mogli nawet stracić gola, ale Artur Boruc nie dał się pokonać w sytuacji sam na sam Stanislavowi Teclowi.
Gospodarze mieli przewagę. Bliski szczęścia był m.in. Jędrzejczyk, jednak to rywale schodzili na przerwę z bardzo korzystnym wynikiem. Gola w 45. minucie po mocnym strzale z ok. 16 metrów pod poprzeczkę zdobył Ubong Ekpai.
Początek drugiej połowy mógł przynieść Legii jeszcze większe kłopoty. W 53. minucie znów w sytuacji sam na sam z Borucem - po błędzie Mateusza Hołowni - znalazł się Tecl i ponownie górą był bramkarz Legii, który odbił piłkę nogą.
Ta sytuacja podziałała mobilizująco na mistrzów Polski. Gospodarzom pomogła również zmiana dokonana przez Michniewicza. Za obrońcę Hołownię wpuścił Tomasa Pekharta, co oznaczało grę na dwóch napastników. Wprowadziło to dużo zamieszania w szeregach defensywnych Slavii.
W miarę upływu czasu legioniści atakowali coraz groźniej, a grający w dziesiątkę rywale wyraźnie opadali z sił.
Efekty przyszły w 59. i 70. minucie, gdy dwie bramki po uderzeniach głową zdobył napastnik reprezentacji Azerbejdżanu Mahir Emreli. Za pierwszym razem wykorzystał dośrodkowanie Rafaela Lopesa, a za drugim - Filipa Mladenovica.
Zmęczeni piłkarze gości nie byli w stanie skutecznie odpowiedzieć i Legia zagwarantowała sobie udział w fazie grupowej Ligi Europy.
Slavii na pocieszenie pozostaną występy w grupie Ligi Konferencji - nowych rozgrywkach UEFA.
Losowanie grup LE i LK odbędzie się w piątkowe południe w Stambule.
Wcześniej Legii i Slavii nie powiodło się w kwalifikacjach Ligi Mistrzów. W trzeciej, przedostatniej rundzie polski zespół nie sprostał Dinamu Zagrzeb (1:1 i 0:1), a czeska drużyna została wyeliminowana przez węgierski Ferencvarosi TC (0:2 i 1:0). (PAP)
Szwajcar Roger Federer poinformował, że musi poddać się trzeciej operacji kolana i czeka go wiele miesięcy przerwy. Nie zagra m.in. w rozpoczynającym się 30 sierpnia wielkoszlemowym US Open. "Chcę dać sobie szansę powrotu na korty" - przyznał 40-letni tenisista.
Zwycięzca 20 turniejów wielkoszlemowych poinformował o swoim zdrowiu w niedzielę za pośrednictwem wideo na Instagramie. Przyznał, że opuści US Open i będzie wyłączony z gry na "wiele miesięcy".
"Aby poczuć się lepiej, muszę być operowany" - podkreślił Szwajcar.
"Chcę dać sobie szansę powrotu na korty w taki czy inny sposób. Jestem realistą, nie zrozumcie mnie źle. Wiem, jak trudno jest w moim wieku ponownie poddać się operacji. Spróbuję wrócić" - zapewnił.
"Chcę być w dobrym zdrowiu. Będę śledził proces rehabilitacji" – dodał.
Federer w ubiegłym roku miał dwie operacje kolana. Odpuścił cały sezon, by wrócić w 2021 roku, ale i tak wybierał sobie starannie turnieje. Wycofał się choćby po wygranej w trzeciej rundzie French Open.
W obecnym sezonie wystąpił w pięciu turniejach - łącznie w 13 meczach, z których dziewięć wygrał.
Słynny tenisista ostatni dotychczas pojedynek rozegrał 7 lipca, gdy w ćwierćfinale swojego ulubionego Wimbledonu przegrał w trzech setach z Hubertem Hurkaczem (Polak odpadł rundę później).
Następnie Federer wycofał się z igrzysk olimpijskich w Tokio.
Na początku sierpnia poinformował, iż z powodu problemów z kolanem nie wystąpi też w turniejach ATP Masters 1000 w Toronto i Cincinnati. Już wtedy było wiadomo, że to stawia pod dużym znakiem zapytania jego udział US Open. (PAP)
Polscy piłkarze wygrali w Warszawie z Albanią 4:1 w meczu eliminacji mistrzostw świata i awansowali na drugie miejsce w grupie. Prowadzi z kompletem czterech zwycięstw Anglia, która w Budapeszcie pokonała Węgry 4:0. Zremisowali mistrzowie Europy - Włosi, a przegrali Hiszpanie.
Spotkanie na PGE Narodowy, gdzie biało-czerwoni wrócili po prawie dwóch latach i po raz pierwszy od dawna oglądało ich występ prawie 40 tys. widzów, dobrze podsumowuje stare piłkarskie porzekadło: "wynik lepszy niż gra".
Albańczycy stworzyli więcej groźnych sytuacji, częściej strzelali na bramkę, ale zeszli z boiska wyraźnie pokonani. 70. gola w 123. występie w drużynie narodowej zdobył jej kapitan Robert Lewandowski, a pierwszego debiutujący w czwartek w kadrze Adam Buksa.
Lewandowski w drugiej połowie popisał się też pięknym i długim rajdem, który z bliska sfinalizował Grzegorz Krychowiak, a w końcówce wynik ustalił rezerwowy Karol Linetty.
Polacy awansowali na drugie miejsce w tabeli grupy I. Mają siedem punktów, podobnie jak Węgrzy, którzy przegrali w Budapeszcie z kroczącą od zwycięstwa do zwycięstwa Anglią 0:4. Gospodarze wytrzymali napór wicemistrzów Europy tylko do przerwy, a wszystkie gole stracili w drugiej połowie.
"Zbyt duża była różnica między dwoma drużynami. W drugiej połowie zagraliśmy nieco odważniej i zamiast strzelić gola straciliśmy aż cztery" - ocenił włoski selekcjoner Madziarów Marco Rossi.
W trzecim spotkaniu Andora pokonała 2:0 San Marino, które w niedzielę w Serravalle będzie kolejnym rywalem piłkarzy trenera Paulo Sousy. Wrześniowy rozdział eliminacji biało-czerwoni zakończą w środę na PGE Narodowym hitowym meczem z Anglią.
Największą niespodziankę czwartkowej serii spotkań był remis Włochów z Bułgarami 1:1. Mistrzowie Europy objęli prowadzenie po kwadransie po golu Federico Chiesy, a krótko przed przerwą wyrównał Atanas Iliew.
Był to 35. mecz z rzędu bez porażki "Squadra Azzura", która po raz ostatni zeszła z boiska pokonana 10 października 2018.
Jeszcze gorzej spisali się Hiszpanie, którzy w rewanżu za tegoroczne Euro ulegli w Sztokholmie Szwedom 1:2. To pierwsza porażka triumfatorów mundialu 2010 w kwalifikacjach MŚ od... 1993 roku.
"Paradoksalnie drugiego gola straciliśmy w okresie swojej najlepszej gry. Nasza sytuacja w grupie mocno się skomplikowała i już nie wszystko będzie zależeć od nas" - podkreślił kapitan pokonanych Sergio Busquets.
Zespół "Trzech Koron" ma komplet dziewięciu punktów, a półfinaliści tegorocznych ME w czterech meczach uzbierali siedem. Pozostałe drużyny w tej grupie mają niewielkie szanse, by włączyć do walki o dwie czołowe pozycje.
Sensacyjnie rozpoczęło się spotkanie w Tallinnie, gdyż po trafieniu Mattiasa Kaita Estonia w drugiej minucie objęła prowadzenie z Belgią. Gospodarze wygrywali przez 20 minut, ale skończyło się 2:5. Dwa gole dla faworytów uzyskał Romelu Lukaku.
W innym spotkaniu tej grupy Czechy pokonały Białoruś 1:0 i z siedmioma punktami są drugie w tabeli, trzy za prowadzącymi "Czerwonymi Diabłami".
W grupie J liderująca Armenia straciła pierwsze punkty, remisując na wyjeździe z Macedonią Północną 0:0. Ormianie mają 10 "oczek", o jedno więcej od Niemców, którzy w debiucie w roli selekcjonera Hansiego Flicka pokonali na wyjeździe Liechtenstein 2:0. Wynik nie odzwierciedla przewagi, jaką mieli goście, którzy oddali aż 30 strzałów, przy dwóch miejscowych.
"40 minut to zbyt długie oczekiwanie na zdobycie pierwszej bramki. Jesteśmy jednak dopiero na początku drogi, którą chcemy podążać. To proces, który trochę potrwa" - podkreślił Flick.
Po wakacjach eliminacje MŚ wznowiono w środę. Tego dnia też nie zabrakło niespodzianek.
Mistrzowie świata Francuzi, którzy na Euro odpadli już w 1/8 finału, przystępowali do meczu w Strasburgu z Bośnią i Hercegowiną bez kilku kontuzjowanych piłkarzy, ale i tak w roli zdecydowanych faworytów. Skończyło się 1:1.
Zwycięstwa nie zdołała odnieść występująca też w grupie G Holandia, której selekcjonerem znów - już po raz trzeci - jest Louis van Gaal. "Pomarańczowi" zremisowali w Oslo z Norwegią 1:1. Norwegowie prowadzili po trafieniu Erlinga Haalanda, a w 36. minucie wyrównał Davy Klaassen.
"Polskim" akcentem były dwa trafienia Vladislavsa Gutkovskisa z Rakowa Częstochowa, m.in. dzięki którym Łotwa wygrała z Gibraltarem 3:1.
Wydarzeniem były jednak dwa gole i rekord wszech czasów Cristiano Ronaldo. Słynny Portugalczyk, który przeszedł niedawno z Juventusu Turyn do Manchesteru United, najpierw doprowadził w 89. minucie do remisu w spotkaniu z Irlandią, a w doliczonym czasie gry (90+6.) zapewnił swojemu zespołowi zwycięstwo. Wcześniej jednak nie wykorzystał rzutu karnego.
Łącznie Ronaldo ma 111 goli w zespole narodowym, czyli o dwa więcej niż Irańczyk Ali Daei, który swój dorobek uzyskał w latach 1993-2006.
Tempa nie zwalniają półfinaliści ME - Duńczycy, którzy pokonali u siebie Szkotów 2:0 i prowadzą w tabeli grupy F z imponującym bilansem - komplet 12 punktów i bramki: 16-0.
Kolejna seria spotkań kwalifikacyjnych w sobotę i niedzielę.(PAP)
Prezydent FIFA Gianni Infantino poprosił brytyjskiego premiera Borisa Johnsona o zniesienie wymagań dotyczących kwarantanny dla piłkarzy wracających z zagranicy, aby w przyszłym tygodniu umożliwić im udział w meczach eliminacji mistrzostw świata 2022.
Wielu zawodników grających na co dzień na Wyspach musi udać się do swoich krajów, gdzie zaplanowane są mecze eliminacyjne mistrzostw świata. Po powrocie czeka ich obowiązkowa kwarantanna, która znacznie opóźni powrót do gry w klubach.
Sam Infantino skorzystał już z takiego zwolnienia podczas mistrzostw Europy, gdy w lipcu przyleciał do Londynu z Rio de Janeiro i uniknął obowiązkowej 10-dniowej kwarantanny hotelowej w Anglii.
Władze Premier League nie wyraziły zgody na to, aby prawie 60 piłkarzy z 19 klubów poleciało do swoich 26 państw będących na tzw. czerwonej liście, zagrożonej pandemią COVID-19, w większości z Ameryki Południowej.
"Napisałem do premiera Borisa Johnsona i zaapelowałem o niezbędne wsparcie, w szczególności, aby gracze nie byli pozbawieni możliwości reprezentowania swoich krajów w meczach kwalifikacyjnych do mistrzostw świata FIFA, co jest jednym z największych wyróżnień dla zawodowych piłkarzy" - napisał Infantino w oświadczeniu.
Na razie szef FIFA nie otrzymał od Johnsona żadnej odpowiedzi. Problem się natomiast rozszerza, gdyż także władze ligi hiszpańskiej zapowiedziały, że będą wspierać każdy ze swoich klubów, który nie wyda zgody na zwolnienie zawodników, także szczególnie tych z Ameryki Południowej.
"Razem okazaliśmy solidarność i jedność w walce z COVID-19. Teraz wzywam wszystkich, aby umożliwili zwolnienie zawodników na mecze kwalifikacji mistrzostw świata" - zakończył szef FIFA. (PAP)
Buty lekkoatletycznych rekordzistów świata z Tokio zostały wysłane do laboratorium wyższej szkoły sportu (GIH) w Sztokholmie na szczegółowe badania zlecone przez World Athletics i dopiero po ich zakończeniu wyniki zostaną uznane.
Do Szwecji wysłano buty Norwega Karstena Warholma i Amerykanki Sydney McLaughlin, którzy ustanowili - nazywane kosmicznymi - rekordy świata na 400 metrów przez płotki, oraz Julimary Rojas z Wenezueli, która poprawiła najlepszy wynik w historii w trójskoku aż o 17 centymetrów.
„To są spektakularne wyniki i logicznym jest, że zwracają uwagę jak i budzą podejrzenia. Dlatego nowe buty są obecnie kontrolowane, a dopiero później rekordy uznawane” - wyjaśnił kierownik laboratorium GIF profesor Toni Arndt na antenie szwedzkiej telewizji publicznej SVT.
„Z zatwierdzeniem tych rekordów nie powinno być problemów i nasze badania są raczej czystą formalnością. My już te buty znamy i mamy całą listę regulacji i specyfikacji, które muszą spełniać. Na razie czekamy na ich dostawę, lecz otrzymaliśmy już dokumentację fotograficzną” - powiedział Arndt.
Dodał, że producenci starają się je konstruować tak, aby nie naruszały regulaminowych wymagań, ale te „superbuty” są cały czas kwestionowane.
„Dlatego w tej sytuacji wysyłamy bardzo ważny sygnał zarówno do krytyków jak i producentów, że te kontrowersyjne buty są bardzo szczegółowo kontrolowane jak w laboratorium antydopingowym” -zaznaczył.
Wcześniej GIH przebadał buty Warholma, który pierwszego lipca na mityngu w Oslo poprawił rekord świata. Wynik został zatwierdzony przez World Athletics dopiero 26 lipca.
SVT w kolejnym odcinku serii reportaży śledczych nadawanego od 20 lat w czasie największej oglądalności programu „Uppdrag Granskning” przedstawił historię powstania nowych butów dla biegaczy, jej kulisy, rekordzistów świata, jak również opinie specjalistów m.in. profesora Arndta.
Korzystając z naszej strony, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie przez nas plików cookies -
Polityka prywatności.
Zaktualizowaliśmy naszą politykę przetwarzania danych osobowych - RODO.
Więcej dowiesz się TUTAJ.