Kupując polskie produkty, wspierając rodzimych usługodawców realizujemy patriotyzm gospodarczy - mówił podczas VI Nadzwyczajnego Zjazdu Klubów "Gazety Polskiej" wicepremier, minister aktywów państwowych Jacek Sasin.
W sobotę na stronie niezależna.pl...
Polski Ład to także strategia zadomowienia się Polaków, tam gdzie chcą mieszkać - oświadczył w poniedziałek premier Mateusz Morawiecki w Stalowej Woli (Podkarpackie). Podkreślił, że program mieszkaniowy jest silnym akcentem Polskiego Ładu.
Jak zaznaczył szef rządu, do największych bolączek Polski należy depopulacja wielu miejsc. "Nie chcemy, żeby z wielu pięknych miejsc; miast, miasteczek i wiosek ludzie wyjeżdżali, czasami na zawsze, za granicę" – zauważył.
Dodał, że "chodzi o to, aby ci, którzy wyjechali, przyjeżdżali z powrotem". "Aby dać im szanse powrotu, należy dać im szanse na mieszkanie i zamieszkanie. Dlatego u źródeł wszystkich programów jest program mieszkaniowy" – mówił premier.
Przypomniał, że w Polskim Ładzie zapowiedziano m.in. gwarantowanie przez budżet państwa do 100 tys. zł. wkładu własnego przy zakupie mieszkania (maksymalnie 40 proc. ceny lokalu) dla osób w wieku od 20 do 40 lat, a także dofinansowanie do kredytu dla osób korzystających z budownictwa społecznego i rodzin wielodzietnych (kwota wsparcia zależy od liczebności rodziny).
Polski Ład zakłada również, że realizacja budynków jednorodzinnych o powierzchni zabudowy do 70 m kw. będzie możliwa bez pozwolenia, kierownika i książki budowy, a jedynie na podstawie zgłoszenia.
Rząd – zapewnił premier Morawiecki w Stalowej Woli - będzie zachęcać gminy do szybkiego opracowywania planów zagospodarowania przestrzennego, by Polacy planujący rozpoczęcie budowy domów wolnostojących mogli jak najszybciej rozpoczynać prace.
"Tam, gdzie nie ma planów zagospodarowania przestrzennego, chcemy gminy do tego zachęcić i przeznaczyć specjalną pulę środków w Polskim Ładzie na to, aby miejscowy plan zagospodarowania powstał jak najszybciej" - powiedział premier.
Jednocześnie szef rządu wskazał, że nawet gdy takiego planu zagospodarowania brakuje, to rodzina planująca rozpoczęcie budowy będzie mogła wystąpić o warunki zabudowy i wtedy w ciągu 21 dni otrzyma odpowiedź, czy możliwe jest postawienie na ich działce domu o podstawie do 70 metrów kwadratowych.
Premier przekonywał podczas konferencji, że Polski Ład tworzy harmonijną całość łącząc takie zagadnienia jak: dbałość o rodziny, praca, mieszkanie, usługi publiczne, infrastruktura.
"W Polskim Ładzie chcemy Polakom zaproponować coś wyjątkowego, dekadę szybkiego rozwoju, szybkiego odrodzenia i rozkwitu po epidemii COVID-19. Takie odrodzenie, ta nowa nadzieja, są nam bardzo potrzebne i jestem przekonany, że we wszystkich miejscach w Polsce, we wszystkich gminach - w każdej z 2477 gmin - Polski Ład będzie oznaczał poprawę jakości życia mieszkańców i lepsze życie" - podsumował szef rządu.
Towarzyszący premierowi na konferencji prezydent Stalowej Woli Lucjusz Nadbereżny zauważył, że jako przedstawiciel samorządu w Polskim Ładzie widzi "nową nadzieję, która może odmienić takie miasta jak Stalowa Wola".
"Z wielkim smutkiem zapoznałem się z opiniami samorządowców, którzy w tym czasie chcą się zachowywać jak smerfy marudy. Ciągle mówią, że czegoś się nie da, że ciągle jest źle, że nie można. Czas kryzysu nie jest czasem, żeby stać z założonymi rękami, narzekać i mówić, że się nie da" - stwierdził prezydent Stalowej Woli.
"Samorządy są gotowe do tego, żeby ten wielki Polski Ład realizować" – dodał.
Premier zwiedził w Stalowej Woli Park Charzewicki, gdzie powstanie osiedle w ramach Społecznej Inicjatywy Mieszkaniowej. Prezydent miasta, przedstawiając założenia osiedla Charzewice zaznaczył, że powstanie tam 1250 mieszkań. "Szacujemy, że wartość inwestycji wyniesie ok. 300 mln zł" – mówił.
Wcześniej w Stalowej Woli premier Morawiecki odwiedził działającą od 12 lat w tym mieście firmę LedLive.(PAP
Uczniowie klas IV-VIII szkół podstawowych oraz uczniowie szkół ponadpodstawowym rozpoczynają w poniedziałek naukę w systemie hybrydowym. Uczniowie klas I-III szkół podstawowych i przedszkolaki nadal będą mieć zajęcia stacjonarne w szkołach i przedszkolach.
Zgodnie z rozporządzeniem ministra edukacji od poniedziałku uczniowie klas IV–VIII szkół podstawowych, szkół ponadpodstawowych, placówek kształcenia ustawicznego i centrów kształcenia zawodowego przechodzą na naukę w systemie hybrydowym.
Chodzi o rozporządzenie w sprawie czasowego ograniczenia funkcjonowania jednostek systemu oświaty w związku z zapobieganiem, przeciwdziałaniem i zwalczaniem COVID-19, które weszło w życie 4 maja.
Uczniowie z klas IV-VIII szkół podstawowych i szkół ponadpodstawowych uczyli się zdalnie nieprzerwanie od 26 października ub.r.
System hybrydowy ma polegać na prowadzeniu zajęć w taki sposób, że nie więcej niż 50 proc. uczniów realizuje zajęcia w szkole i co najmniej 50 proc. uczniów realizuje zajęcia zdalnie. Dyrektor szkoły ma ustalić harmonogram prowadzenia zajęć zgodnie z tym podziałem, biorąc pod uwagę, w miarę możliwości, równomierne i naprzemienne realizowanie tych zajęć przez każdego ucznia.
Przez cały maj zajęcia z zakresu praktycznej nauki zawodu odbywają się na dotychczasowych zasadach - dyrektorzy szkół prowadzących kształcenie zawodowe, centrów kształcenia zawodowego oraz placówek kształcenia ustawicznego mogą zorganizować zajęcia praktyczne w miejscu ich prowadzenia, w wybranych dniach tygodnia, w wymiarze nieprzekraczającym 16 godzin tygodniowo.
Praktyki zawodowe mogą być realizowane stacjonarnie w miejscu ich prowadzenia. Zachowano jednocześnie możliwość zrealizowania praktyk zawodowych w innych formach wprowadzonych w okresie pandemii.
Zajęcia z zakresu praktycznej nauki zawodu (zajęcia praktyczne i praktyki zawodowe) mogą być prowadzone stacjonarnie u pracodawców lub w indywidualnych gospodarstwach rolnych, o ile w podmiotach tych nie występują zdarzenia, które ze względu na aktualną sytuację epidemiologiczną mogą zagrozić zdrowiu uczniów lub słuchaczy.
Uczniowie wszystkich klas branżowych szkół I stopnia, będący młodocianymi pracownikami realizują zajęcia praktyczne u pracodawców w pełnym wymiarze godzin.
Zajęcia sportowe w szkołach podstawowych w klasach IV-VIII o takim profilu mają być realizowane na podstawie programów szkolenia na miejscu lub z wykorzystaniem metod i technik kształcenia na odległość, wyłącznie w zakresie, w jakim z programu szkolenia wynika możliwość ich realizacji z wykorzystaniem tych metod i technik.
W rozporządzeniu utrzymano zapisy, zgodnie z którymi dyrektorzy mają też nadal obowiązek organizować zajęcia w szkole lub umożliwić naukę zdalną na terenie szkoły uczniom klas IV-VIII szkół podstawowych i ponadpodstawowych, którzy z uwagi na rodzaj niepełnosprawności nie mogą realizować zajęć z wykorzystaniem metod i technik kształcenia na odległość.
W przypadku uczniów klas IV-VIII szkół podstawowych oraz szkół ponadpodstawowych, którzy nie mają możliwości nauki zdalnej w miejscu zamieszkania, dyrektor szkoły może umożliwić tym uczniom realizację zajęć z wykorzystaniem metod i technik kształcenia na odległość na terenie szkoły.
Uczniowie klas IV-VIII szkół podstawowych specjalnych oraz szkół ponadpodstawowych specjalnych funkcjonujących w specjalnych ośrodkach szkolno-wychowawczych, a także szkół zorganizowanych w podmiotach leczniczych i jednostkach pomocy społecznej mogą uczestniczyć w zajęciach prowadzonych w szkole. O prowadzeniu zajęć w szkole, tak jak dotychczas, decyduje dyrektor szkoły.
Od poniedziałku ośrodki rewalidacyjno-wychowawcze będą pracowały w trybie stacjonarnym.
Dyrektor szkoły podstawowej do 24 maja może zapewniać w szkole konsultacje dla uczniów klas VIII (indywidualne lub grupowe) z nauczycielem prowadzącym zajęcia edukacyjne z przedmiotów, z których uczeń przystępuje do egzaminu ósmoklasisty.
Dyrektor szkoły może też nadal udostępniać pomieszczenia w placówce do przeprowadzenia poszczególnych stopni konkursów, olimpiad lub turniejów.
W uzasadnieniu do projektu rozporządzenia napisano, że od 31 maja planowany jest powrót do szkół wszystkich uczniów i słuchaczy w mury placówek edukacyjnych na zasadach obowiązujących przed epidemią.
Uczniowie klas I–III szkół podstawowych od 4 maja uczą się stacjonarnie. Szkoły podstawowe mają też obowiązek organizowania zajęć opiekuńczo–wychowawczych dla uczniów w świetlicach. Przedszkolaki do zajęć stacjonarnych wróciły 19 kwietnia. (PAP)
W przyszłym tygodniu przedstawimy gotowy projekt ustawy regulującej pracę zdalną do konsutacji społecznych i uzgodnień resortowych - poinformował PAP wicepremier, minister rozwoju Jarosław Gowin. Jak przekazał, projekt zakłada wypłacanie przez pracodawców ryczałtu pokrywającego koszty pracy w domu.
W zaprezentowanym w sobotę programie Zjednoczonej Prawicy „Polski Ład” zapowiedziano m.in. uregulowanie pracy zdalnej. Obecnie podstawą do świadczenia pracy z domu są przepisy tzw. ustawy covidowej z marca 2020 r. Zgodnie z nimi, przedsiębiorcy mogą kierować pracowników do pracy zdalnej w okresie obowiązywania stanu epidemicznego lub stanu epidemii oraz do trzech miesięcy po ich odwołaniu.
Wicepremier Gowin oświadczył, że gotowy projekt ustawy ws. pracy zdalnej zostanie w przyszłym tygodniu zaprezentowany oraz skierowany do konsultacji społecznych i uzgodnień międzyresortowych. "Negocjowaliśmy ten projekt od sierpnia ub.r. Pozostało kilka kwestii spornych, w których podejście pracodawców i związków zawodowych jest odmienne. Te kwestie uregulowaliśmy w sposób kompromisowy, równoważący interesy obu stron" - zaznaczył szef MRPiT.
Dodał, że w dużej mierze proponowana ustawa podtrzyma obecnie obowiązujące rozwiązania z ustawy covidowej, które są dobrze ocenianie przez pracodawców i pracowników. "W przypadku systemowego utrzymania możliwości pracy zdalnej - bo dziś odbywa się to na mocy ustawy covidowej - pracodawcy będą płacili pracownikom określony ryczałt, pokrywający koszty, jakie pracownik ponosi za pracę w swoim domu" - powiedział.
Podkreślił, że to rozwiązanie jest uzgodnione z pracodawcami i w pełni dla nich satysfakcjonujące. Jednocześnie zapewnił, że zrobi wszystko, by uniknąć powstania luki w przepisach, która by powstała, gdyby przestały obowiązywać tymczasowe przepisy ustawy covidowej.(PAP)
6 proc. PKB w 2023 roku na zdrowie, podniesienie kwoty wolnej do 30 tys. zł, emerytury do 2,5 tys. zł bez podatku oraz sfinansowanie wkładu własnego na mieszkanie do 150 tys. zł - m.in. takie propozycje przewiduje "Polski Ład", nowy społeczno-gospodarczy program Zjednoczonej Prawicy na okres pocovidowy.
W sobotę opublikowano "Polski Ład", czyli kompleksową strategię przezwyciężenia skutków pandemii oraz gospodarczej odbudowy. Jego pięć filarów to: Plan na zdrowie - 7 proc. PKB na zdrowie; Obniżka podatków dla 18 mln Polaków; Inwestycje, które wygenerują 500 tys. nowych miejsc pracy; Mój dom - mieszkanie bez wkładu własnego i dom do 70 m2 bez formalności; Emerytury bez podatku do 2500 zł.
To także ambitne wsparcie polskich rodzin – czyli kapitał opiekuńczy. Zakłada on wprowadzenie dodatkowego instrumentu finansowego dla rodzin - 12 tys. zł, które rodzice będą? mogli elastycznie wykorzystać na pokrycie kosztów opieki nad drugim i kolejnym dzieckiem pomiędzy 12 a 36 miesiącem życia. Rodzice będą mogli sami wybrać po 1000 zł przez rok czy po 500 zł przez dwa lata. Sami też będą mogli zdecydować o przeznaczeniu tych środków.
Pierwszy filarem Polskiego Ładu jest zdrowie. W ciągu najbliższych sześciu lat wydatki na zdrowie mają się zwiększyć do 7 proc. PKB. Już w 2023 r. mają osiągnąć 6 proc. PKB. Nowe środki mają zostać przeznaczone na inwestycje, cyfryzację, nowe kadry i nowoczesne terapie. Zwiększenie finansowania systemu ochrony zdrowia ma zmniejszyć kolejki, a cyfryzacja ułatwić dostęp do lekarza.
Plan na zdrowie zakłada: utworzenie Funduszu Modernizacji Szpitali i uruchomienie Funduszu Medycznego (zakłada dostosowanie infrastruktury w przychodniach lekarzy rodzinnych i poradniach specjalistycznych, warunki w szpitalach mają być dużo lepsze).
Przewiduje też utworzenie Agencji Rozwoju Szpitali (Agencja ma opracować specjalne programy, które pomogą w lepszym zarządzaniu szpitalami. Będzie też monitorowała sposób ich wdrażania. Proponowane rozwiązanie zakłada stworzenie profesjonalnego korpusu menedżerów i zmianę struktury właścicielskiej szpitali).
Plan zakłada ponadto rozwój Centrum Obsługi Pacjenta (pacjent.gov.pl), które ma stanowić kolejny etap cyfryzacji, który umożliwi łatwe zapisy do lekarza, specjalistów poprzez internet lub infolinię.
Przewiduje też zniesienie limitów u specjalistów: zostanie rozszerzona opieka ambulatoryjna oraz zniesione zostaną limity przyjęć pacjentów poniżej 18 lat. Następnie planowane jest zniesienie limitu dla wszystkich Polaków.
Plan zakłada wprowadzenie wyższych wynagrodzeń kadr medycznych (ma zostać podwyższone minimalne pracowników medycznych), a także usprawnienie nocnej pomocy lekarskiej, profilaktykę osób 40+, uruchomiony zostanie program badań profilaktycznych finansowany ze środków publicznych.
Program będzie połączony z badaniami w zakresie medycyny pracy. Powstanie programu badawczego nad COVID-19 - mają powstać zespoły badawcze z najlepszych polskich uniwersytetów i szpitali, które otrzymają wsparcie finansowe dla prac nad lekami i szczepionkami chroniącymi przed kolejnymi mutacjami wirusa.
Przewiduje się rozbudowanie Krajowej Sieci Onkologicznej i powstanie Krajowej Sieci Kardiologicznej. Ta ostatnia ma umożliwić nielimitowany dostęp pacjentów kardiologicznych do diagnostyki i terapii, oraz leczenia chorób serca, aby obniżyć śmiertelność z powodu chorób układu sercowo-naczyniowego.
Obniżka podatków to drugi filar Polskiego Ładu. Jak zaznaczono, polski system podatkowy wciąż bardziej obciąża osoby o niskich dochodach niż osoby o dochodach wysokich. Nowe rozwiązania mają stworzyć nowoczesny i sprawiedliwy system podatkowy na europejskim poziomie.
Drugi z filarów reformy zakłada: podniesienie kwoty wolnej od podatku do 30 tys. zł.; podniesienie progu podatkowego z 85 tys. do 120 tys. zł; wprowadzenie jednolitej dla wszystkich składki zdrowotnej, liczonej proporcjonalnie do dochodu (9 proc.) bez możliwości odliczania, podobnie jak przy umowie o pracę.
Zakłada też wprowadzenie "Ulgi dla klasy średniej". Będzie ona dotyczyć osób zatrudnionych na umowę o pracę osiągających roczny dochód w przedziale 70-130 tys. zł. Dzięki tej uldze reforma (np. wprowadzenie 9-procentowej składki zdrowotnej) będzie neutralna dla podatników zatrudnionych na umowę o pracę z dochodem od 6 do 10 tys. zł miesięcznie. Przewidziano też likwidację umów śmieciowych
Kolejnym filarem Polskiego Ładu są Inwestycje, które wygenerują 500 tys. nowych miejsc pracy. To ma być Dekada Rozwoju.
Zakłada on: uruchomienie specjalnego funduszu Polski Ład, który ma sfinansować odbudowę i modernizację kraju. Są to środki, obok blisko 770 mld zł, w ramach nowej perspektywy finansowej Unii Europejskiej, które pozwolą dogonić państw Europy Zachodniej.
Fundusz pozwoli współfinansować m.in.: projekty nowoczesnej infrastruktury – to rozbudowa w tej dekadzie sieci autostrad i dróg ekspresowych, rozwój i remont dróg lokalnych, inwestycje w drogi kolejowe, budowa obwodnic, likwidacja niebezpiecznych miejsc: ponad 2 tys. km nowych dróg ekspresowych i autostrad, ponad 100 mostów i obwodnic, przebudowa 50 tys. km dróg, wielu kilometrów chodników lub ścieżek rowerowych, remont miejscowych mostów i tysiące bezpiecznych przejść dla pieszych.
Jeśli chodzi o transport – to nowe i ekologiczne tabory, rozbudowa kolei aglomeracyjnej, inwestycje w porty i centra logistyczne: tysiące nowych nisko i zeroemisyjnych autobusów wymiany taboru autobusowego, nowe koleje aglomeracyjne, rozbudowa strategicznych portów i centrów logistycznych, 15 tys. km zmodernizowanych dróg kolejowych.
Dostępne usługi społeczne – to modernizacja placówek medycznych, edukacyjnych sportowych i kulturalnych, rewitalizacja przestrzeni publicznej: remont i doposażenie 700 małych oddziałów szpitalnych rocznie i 200 większych, większa dostępność do opieki medycznej, w tym m.in. setki nowych pracowni specjalistycznych (tomografów, rezonansów), budowa żłobków dla 10 tys. dzieci, setki przedszkoli, ponad 4 tys. świetlic oraz remonty w prawie 4 tys. szkół.
To też rozwój lokalnej infrastruktury społecznej: świetlic wiejskich, domów seniora, centrów integracji i domów pomocy, setki działań z zakresu zazieleniania miast, wsparcie dla modernizacji 3,6 tys. boisk, centrów sportowych czy ogólnodostępnej infrastruktury fitness, zwiększenie do 80 proc. dofinansowania na budowę blisko 300 sal gimnastycznych i 100 basenów w gminach, które nie posiadają takich obiektów, rewitalizacja lub unowocześnienie co najmniej 300 obiektów infrastruktury kulturalnej i turystycznej.
Jeśli chodzi o Cyfrową Polskę – to nowa infrastruktura informatyczna, walka z wykluczeniem cyfrowym - 5G we wszystkich obszarach miejskich i wzdłuż głównych szlaków komunikacyjnych do 2025 r., ucyfrowienie wszystkich chętnych samorządów i lokalnych usług publicznych, setki kilometrów światłowodów umożliwiających szybką transmisję danych, dokończenie likwidacji "białych plam" w dostępie do internetu
Inwestycje w Twój dom – to rozbudowa sieci wodno-kanalizacyjnej, budowa lokalnych oczyszczalni, program wymiany źródeł ciepła, fotowoltaika, mała retencja - tysiące kilometrów nowoczesnej sieci wodno-kanalizacyjnej i kilkaset nowych oczyszczalni, blisko milion budynków z nowym, ekologicznym źródłem ciepła dzięki programowi Czyste Powietrze, setki tysięcy domów z dofinansowaną instalacją fotowoltaiczną dzięki programowi Mój Prąd, setki tysięcy domów z instalacją retencji wody w ramach programu Moja Woda.
Czysta energia to rozbudowa sieci energetycznej, rozwój technologii OZE, modernizacja ciepłowni: setki kilometrów nowoczesnej infrastruktury energetycznej, 500 mln euro na inwestycje w farmy wiatrowe oraz infrastrukturę towarzyszącą, 120 nowych lub zmodernizowanych ciepłowni.
Inne programy z obszaru "Dekada Rozwoju" to m.in. Centralny Port Komunikacyjny, subwencja inwestycyjna dla samorządów (zniwelowanie obniżenia wpływów z PIT nową subwencją na cele inwestycyjne), pełne połączenie miast wojewódzkich siecią szybkich dróg, wzmocnienie polskiego potencjału wykonawczego - wzmocnienie rodzimych firm budowlanych, granty na infrastrukturę dla gmin inwestujących w budownictwo mieszkaniowe lokal za grunt - nowa możliwość współpracy samorządów z inwestorami budowlanymi.
Czwartym filarem jest "Mieszkanie bez wkładu własnego - Mój dom za 70m2". Zakłada on zwiększenie dostępności możliwości sfinansowania własnego mieszkania, które obejmą trzy grupy: tych, którzy chcą mieć swoje pierwsze mieszkanie z rynku wtórnego, pierwotnego, społecznego lub własny dom. Wkład własny dla polskich rodzin gwarantowany, zapewniany lub spłacany przez państwo rozwiąże najważniejszy problem młodych rodzin oraz rodzin wielodzietnych – brak środków na wkład własny, a tym samym brak możliwości zakupu własnego mieszkania.
Państwo za pośrednictwem Banku Gospodarstwa Krajowego będzie gwarantować wkład własny nawet do 40 proc. do kwoty 100 tys. zł przez okres maksymalnie 15 lat. Oznacza to, że posiadając zdolność kredytową nie trzeba będzie wykładać własnej gotówki na zakup mieszkania. Instrument ma być skierowany do osób od 24 do 40 lat, które nie mają wystarczających oszczędności do pokrycia wkładu własnego.
Dodatkowo będzie przysługiwać bonus za urodzenie. Po urodzeniu drugiego dziecka rodzina z gwarantowanym kredytem mogłaby uzyskać do 20 tys. zł bezzwrotnego dofinansowania, po urodzeniu trzeciego dziecka do 60 tys., a czwartego i kolejnego do 20 tys. zł.
Mój dom 70m2 - to realizacja budynków jednorodzinnych o powierzchni zabudowy do 70 m kw. bez pozwolenia, kierownika i książki budowy, a jedynie na podstawie zgłoszenia. Proces budowy ma się skrócić od kilku do nawet kilkunastu tygodni.
Piątym filarem jest "Złota jesień życia - emerytury bez podatku do 2500 złotych". Zakłada on podwyższenie emerytur i rent o wysokość podatku dla świadczeń do poziomu 2500 zł, wprowadzenie PIT 0 dla osób pracujących po osiągnięciu wieku emerytalnego - możliwość zmniejszenia wymiaru czasu pracy dla osób w wieku 55+.(PAP)
Polacy są generalnie przeciwni obowiązkowym szczepieniom przeciwko koronawirusowi, pomysł w największym stopniu popierają wyborcy Koalicji Obywatelskiej - wynika z opublikowanego w piątek sondażu przeprowadzonego na zlecenie portalu wPolityce.pl.
Na pytanie czy popiera Pani/Pan pomysł wprowadzenia w Polsce powszechnego obowiązku szczepień przeciwko koronawirusowi, żeby wszyscy pełnoletni Polacy zostali zaszczepieni w ramach walki z epidemią negatywnej odpowiedzi udzieliło 48 proc. badanych, twierdząco odpowiedziało 38 proc., a 14 proc. wybrało odpowiedź "trudno powiedzieć".
Jak wynika z sondażu, obowiązkowe szczepienia popierają w największym stopniu wyborcy Koalicji Obywatelskiej - 57 proc. Wyborcy Zjednoczonej Prawicy popierają pomysł w 49 proc., wyborcy Polski 2050 w 45 proc.
Badanie przeprowadziła pracownia Social Change, na zlecenie portalu wPolityce.pl. Zostało zrealizowane metodą CAWI (Computer Assisted Web Interview) na panelu internetowym. Przeprowadzono je na ogólnopolskiej, reprezentatywnej (pod względem: płci, wieku, wielkości miejsca zamieszkania) próbie Polaków N=1073 osób w dniach od 7 do 10 maja 2021 roku.(PAP)
Wprowadzenie godziny policyjnej lub zakazu przemieszczania się między województwami dla osób, które nie chcą się zaszczepić - proponuje w piątkowej rozmowie z Radiem Zet prof. Miłosz Parczewski, lekarz naczelny ds. COVID-19 w szpitalu wojewódzkim w Szczecinie.
Jak przekonuje prof. Parczewski, osobom, które nie chcą się szczepić, "nie można dać szansy na zakażanie innych".
Zdaniem eksperta, nie można nikogo siłą ani przepisami zmusić do szczepienia się przeciwko COVID-19, ale można sprawić, żeby taka osoba sama zdecydowała, że się zaszczepi.
Zdaniem prof. Parczewskiego, takim rozwiązaniem "mogłoby być np. wprowadzenie godziny policyjnej dla niezaszczepionych lub zakazu przemieszczania się między województwami" - czytamy na portalu Radia Zet.
W Polsce wykonano dotychczas więcej niż 15 mln szczepień przeciwko COVID-19. W pełni zaszczepionych jest ponad 4 mln osób. Jak wynika z rządowych statystyk z czwartku, dzienna liczba szczepień wyniosła ponad 410 tys. (PAP)
Obywatele Londynu doceniali Twoją ciężką pracę na rzecz Twojego miasta w ostatnich latach, szczególnie w czasie pandemii - napisał w niedzielę prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski odnosząc się do informacji, że Sadiq Khan wygrał wybory na burmistrza Londynu.
W sobotę wieczorem ogłoszono, że dotychczasowy burmistrz Londynu Sadiq Khan z Partii Pracy wygrał czwartkowe wybory i pozostanie na tym stanowisku na drugą kadencję.
"Gratulacje dla mojego przyjaciela Sadiq Khan za wygraną w wyborach burmistrzowskich!" - napisał w niedzielę na Facebooku prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski. "Tak bardzo się cieszę, że obywatele Londynu doceniali Twoją ciężką pracę na rzecz Twojego miasta w ostatnich latach, szczególnie w czasie pandemii" - zaznaczył Trzaskowski. "Londyn jest i pozostanie otwarty!" - podkreślił.
Khan dostał nieco ponad milion głosów pierwszego wyboru, czyli 40 proc., a jego główny rywal, Shaun Bailey z Partii Konserwatywnej - niespełna 900 tys., czyli niespełna 36 proc. Ponieważ żaden z 20 kandydatów ubiegających się o stanowisko burmistrza nie uzyskał ponad 50 proc. głosów pierwszego wyboru, dwaj pierwsi - czyli Khan i Bailey - przeszli do drugiej rundy, w której uwzględniane były zarówno głosy pierwszego, jak i drugiego wyboru. Khan dostał ponad 1,2 mln głosów pierwszego i drugiego wyboru (55,2 proc.), a Bailey - niecałe 980 tys. (44,8 proc.).
Zarówno nowa kadencja Khana, jak i Zgromadzenia będą trwały tylko trzy lata, zamiast zwyczajowych czterech. Celem tego jest powrót do normalnego harmonogramu wyborczego. Pierwotnie wybory miały się odbyć w maju zeszłego roku, ale z powodu epidemii koronawirusa zostały przełożone o rok, a poprzednia kadencja władz została wydłużona. (PAP)
Aby zapewnić bezpieczeństwo wszystkim obywatelom świata trzeba doprowadzić do masowej produkcji szczepionek przeciw Covid-19, uwolnienie patentów doprowadzi nas do tego dużo szybciej, potrzebna jest teraz solidarność międzynarodowa - podkreśliła posłanka Lewicy Marcelina Zawisza.
W oświadczeniu przed wylotem na szczyt społeczny unijnych liderów organizowany w Porto przez prezydencję portugalską, premier Mateusz Morawiecki podkreślił, że chce zaprezentować tam polski model społeczny i podjąć temat walki z protekcjonizmem. Ponadto szef rządu zapowiedział swój mocny głos w sprawie tego, by państwa posiadające patenty do produkcji szczepionek przeciw Covid-19 udostępniły je.
Prezydent USA Joe Biden wyraził w środę poparcie dla odstąpienia od zasad Światowej Organizacji Handlu (WTO) i zawieszenia praw własności intelektualnej firm farmaceutycznych do szczepionek przeciw Covid-19. Na takie rozwiązanie nalegają w USA członkowie Partii Demokratycznej oraz rządy około 100 krajów na świecie.
Marcelina Zawisza powiedziała PAP, że "tylko uwolnienie patentów na szczepionki może doprowadzić do tego, że wirus odejdzie". "Nie doprowadzimy do tego szczepiąc tylko i wyłącznie obywateli i obywatelki Polski i Europy" - podkreśliła. "Prawda jest taka, że musimy zaszczepić całą populację świata po to, żeby nie nękały nas kolejne mutacje wirusa, które mogą się okazać na te szczepionki, które mamy obecnie, odporne" - oceniła pierwsza wiceprzewodnicząca klubu Lewicy.
"Jeżeli chcemy zapewnić bezpieczeństwo Polkom i Polakom, jak i wszystkim obywatelom świata, to musimy doprowadzić do masowej produkcji szczepionek, a zniesienie patentów i przekazanie własności intelektualnej oraz know-how do wielu firm doprowadzi nas do tego dużo szybciej" - powiedziała wiceszefowa klubu Lewicy.
Posłanka pytana, jak ocenia zapowiedzi Bidena i Morawieckiego, odpowiedziała, że pozytywnie. "Lepiej późno niż wcale, bo my o tym mówimy od roku" - podkreśliła Zawisza.
"Jesteśmy zaangażowani w inicjatywę Non Profit On Pandemic, która chce doprowadzenia do zawieszenia patentu i przyznania licencji przymusowej szczepionek" - powiedziała posłanka. "Spotkaliśmy się też z polskimi producentami leków, którzy zapewniali nas, że po odpowiednim wsparciu, w tym finansowym, byliby w stanie uruchomić taką linię produkcyjną od 6 do 9 miesięcy, a w przypadku Moderny nawet szybciej. Eksperci mówią, że Polska jest na to gotowa" - dodała.
Jak zaznaczyła, "to czego potrzebujemy teraz, to solidarności międzynarodowej". "Cieszę się, że po wielu, wielu miesiącach nakłaniania rządów Prawa i Sprawiedliwości rząd zaczyna na serio deklarować, że będzie popierać zawieszenie patentów" - powiedziała Zawisza.
"Martwią nas słowa kanclerz Niemiec Angeli Merkel, która jest sceptyczna wobec tego typu działań. Rozumiem, że chce chronić interes finansowy BioNTech-u, czyli firmy, która współpracuje z Pfizerem, a która tę szczepionkę opracowała. Problem jest taki, że chroniąc interesy jednej firmy naraża życie i zdrowie miliardów ludzi" - oceniła.
Zrzeczenie się praw własności intelektualnej do patentów na szczepionki zaproponowały Indie i RPA. Umożliwiłoby to produkcję preparatów w krajach ubogich, gdzie obecnie dostęp do nich jest mocno ograniczony. USA wraz z kilkoma innymi krajami zablokowały wcześniej negocjacje w WTO w tej sprawie, ale amerykański prezydent, pod rosnącą presją, zmienił stanowisko.
Po oświadczeniu Bidena Komisja Europejska zapewniła, że chce zwiększać możliwości produkcji szczepionek. Jednak dwa tygodnie temu szefowa KE Ursula von der Leyen oznajmiła w wywiadzie dla dziennika "The New York Times", że "nie jest zwolenniczką uwalniania patentów". (PAP)
W marcu bezrobocie w Polsce utrzymywało się na najniższym poziomie w Unii Europejskiej - poinformowało Stałe Przedstawicielstwo RP przy UE na Twitterze powołując się na najnowsze dane Eurostatu.
Z danych Europejskiego Urzędu Statystycznego, który jest strukturą Komisji Europejskiej, wynika, że bezrobocie w marcu wyniosło w Polsce 3,1 proc. Drugie w Unii pod tym względem były Czechy z bezrobociem na poziomie 3,2 proc., a trzecia Holandia z poziomem 3,5 proc.
Średnie bezrobocie w UE wynosi 7,3 proc.
"Mimo nadzwyczajnej sytuacji związanej z pandemią, polska gospodarka okazuje się odporna na sytuację epidemiologiczną. To kolejny miesiąc dobrych danych dot. bezrobocia. Również pozostałe wskaźniki są bardzo korzystne dla polskiej gospodarki. Krajowy plan odbudowy ma być w ciągu najbliższych miesięcy i lat głównym motorem dynamicznego wzrostu" - powiedział PAP Stały Przedstawiciel RP przy UE Andrzej Sadoś.
W niedzielę obchodzony jest Dzień Flagi RP oraz święto Polonii i Polaków za Granicą; z tej okazji w Pałacu Prezydenckim odbędą się uroczystości z udziałem pary prezydenckiej Andrzeja Dudy i Agaty Kornhauser-Dudy.
Przed południem szef MON Mariusz Błaszczak weźmie udział w uroczystości podniesienia flagi państwowej RP na Pl. Piłsudskiego.
O godz. 17 w Pałacu Prezydenckim prezydent Andrzej Duda oraz Pierwsza Dama Agata Kornhauser-Duda wezmą udział w uroczystości z okazji Dnia Polonii i Polaków za Granicą oraz Dnia Flagi Rzeczypospolitej Polskiej. Zaplanowane jest wystąpienie głowy państwa.
Przed południem - o godz. 10 - minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak weźmie udział w uroczystości podniesienia flagi państwowej RP na Pl. Piłsudskiego w Warszawie. Flaga zostanie podniesiona na 35 masztach ustawionych w kontur Polski. Podczas uroczystości planowane jest wystąpienie ministra obrony narodowej.
Obchodzony 2 maja Dzień Flagi RP ustanowiono w 2004 roku; dzień ten jest też świętem Polonii i Polaków za granicą. Historycznie polskie barwy narodowe wywodzą się z barw herbu Królestwa Polskiego i herbu Wielkiego Księstwa Litewskiego.
W symbolice polskiej flagi biel pochodzi od bieli orła, będącego godłem Polski i bieli Pogoni - rycerza galopującego na koniu - godła Litwy. Oba godła znajdują się na czerwonych tłach tarcz herbowych. Na naszej fladze biel znalazła się u góry, ponieważ w polskiej heraldyce ważniejszy jest kolor godła niż tła.(PAP)
Agencja Moody’s potwierdziła długoterminowy rating Polski w walucie obcej na poziomie "A2". Perspektywa ratingu w dalszym ciągu jest stabilna - podała agencja w komunikacie.
Według agencji ocena ratingowa równoważy następujące czynniki:
- odporność polskiej gospodarki jest główną silną stroną oceny kredytowej. Polska zanotowała niewielki spadek PKB w trakcie szoku Covid-19, w porównaniu do państw z koszyka;
- Polska posiada silne wskaźniki fiskalne oraz sprzyjającą strukturę zadłużenia, co równoważy wzrost długu rządowego, wynikający z pandemii, i jego wpływ na siłę fiskalną;
- nadal widać wyzwania dla wciąż ogólnie solidnych ram instytucjonalnych, szczególnie w kontekście niesprzyjających zmian w polskim systemie sądownictwa.
Zdaniem Moody's stabilna perspektywa odzwierciedla zbilansowane ryzyka dla profilu kredytowego.
Moody's podtrzymał prognozy z początku kwietnia zakładające, że PKB Polski w 2021 r. wzrośnie o 3,3 proc., a w 2022 r. o 4,8 proc.
Presja na wzrost ratingu mogłaby się pojawić, jeżeli rządzący w Polsce skutecznie sprostaliby wyzwaniom związanym z wycofywaniem pandemicznych środków pomocowych w odpowiednim czasie.
"Taka ścieżka działania z jednej strony gwarantowałaby zrównoważona odbudowę, a z drugiej obniżyłaby ryzyko utrzymania wsparcia przez zbyt długi czas" - napisano.
Pozytywna dla ratingu byłaby również szybsza niż obecnie się oczekuje, odbudowa równowagi fiskalnej, a także podjęcie przez rządzących działań w kierunku odwrócenia niekorzystnych zmian instytucjonalnych związanych z praworządnością.
Negatywna presja na rating mogłaby się z kolei pojawić, gdyby wskaźniki fiskalne znacząco się pogorszyły lub wzrost gospodarczy wyraźnie spowolnił, w porównaniu do sytuacji sprzed pandemii.
Dalsze znaczące pogorszenie sytuacji związanej z systemem praworządności, które negatywnie wpłynęłoby na klimat biznesowy i skutkowałoby pogorszeniem się relacji z UE, również byłoby czynnikiem mogącym pogorszyć rating w ocenie Moody's.
Spośród trzech największych agencji ratingowych Moody's najwyżej ocenia wiarygodność kredytową Polski - na poziomie "A2". Rating Polski wg Fitch i S&P to "A-", o jeden poziom niżej niż Moody's. Perspektywy wszystkich ocen są stabilne.
Piątkowy raport Moody's zakończył wiosenną rundę przeglądów ratingu Polski przez główne agencje. Także S&P i Fitch utrzymały oceny ratingowe i ich perspektywy. Kolejne terminy przeglądów: 27 sierpnia Fitch, 1 października S&P, 29 października Moody's. (PAP Biznes)
Być może trzeba będzie wprowadzić obowiązek szczepienia przeciw COVID-19, jeżeli inne metody zawiodą. Ten temat jednak nie pojawił się jeszcze na posiedzeniu Rady Medycznej przy premierze - przyznał w TVN24 w piątek główny doradca premiera ds. COVID-19 prof. Andrzej Horban.
Na pytanie, czy trzeba będzie wprowadzić obowiązek szczepień przeciw COVID-19, prof. Horban stwierdził, że "być może trzeba będzie coś takiego wprowadzić".
"Jeżeli inne metody zawiodą, to oczywiście tak. To w zasadzie nie jest takie proste przełożenie obowiązkowe-nieobowiązkowe. Obowiązkowo oznacza to, że koszty szczepień pokrywa państwo i uruchamia takie, czy nie inne środki nacisku, jeśli obywatel się nie zaszczepi. Pierwszą część tego warunku mamy już spełnioną, ponieważ koszty szczepienia są pokryte przez państwo, przez nas, podatników" - wyjaśnił.
Dodał, że temat obowiązkowych szczepień przeciw COVID-19 jeszcze nie pojawił się na posiedzeniach Rady Medycznej. "Ten temat na razie się rozwija" - powiedział. Zauważył też, że "trudno zmuszać ludzi do szczepień, jeżeli są kłopoty z dostawami szczepionek".
Natomiast odnosząc się do podziału, na który zwrócił uwagę wcześniej, że epidemie dzielą się na duże, nadzwyczajne i katastrofalne przyznał, że trzecia fala może być zaliczona do tej nadzwyczajnej.
"Na szczęście uniknęliśmy czwartej fazy tego podziału, czyli katastrofalnego, ale sytuacja rzeczywiście była nadzwyczajna i wymagała nadzwyczajnej mobilizacji wszystkich" - przypomniał.
Prof. Horban zaznaczył, że za nami szczyt trzeciej fali. Podkreślił jednak, że to, czy następna fala wystąpi, zależy głównie od nas. "Kwestią, żeby uniknąć czwartej fali, która pewnie pokaże się lub przynajmniej będzie usiłowała się pokazać na jesieni, jest kwestia szczepień. Jeśli będziemy mieli zaszczepione społeczeństwo, to ta czwarta fala będzie miało zauważalna, jeżeli w ogóle" - stwierdził.
Równocześnie zwrócił uwagę, że trzeba przede wszystkim zaszczepić osoby powyżej 60. roku życia, bo one najczęściej na COVID-19 umierają. Równocześnie przypomniał, że epidemia zmusiła do tego, by oddać pacjentom z COVID-19 40 proc. łóżek szpitalnych. "To naprawdę olbrzymia liczba" - powiedział. Zaznaczył też w rozmowie, że z taką epidemią "nie mieliśmy jeszcze do czynienia za naszego życia". Jego zdaniem za miesiąc ta liczba łóżek przeznaczona dla pacjentów zakażonych SARS-CoV-2 będzie dużo mniejsza.
Prof. Horban pytany był również, czy obawia się powrotu dzieci do szkół. Przyznał, że był "silny nacisk rodziców i dzieci". Zwrócił uwagę na to, że duża część krajów utrzymywała działanie szkół albo stacjonarnie albo hybrydowe, podczas gdy w Polsce dzieci uczyły się zdalnie.
"Teraz należy postępować zgodnie z przyjętym planem, który zakłada bardzo ostrożnie zapraszanie dzieci z powrotem do szkół" - powiedział.
Zapytany o to, czy w wakacje jest możliwość uruchomienia szczepień dla dzieci powyżej 12. roku życia, powiedział: "Tak, jak najbardziej", ale podkreślił, że muszą być wyniki badań klinicznych dotyczące tej grupy, które będą wskazywać, że jest to bezpieczne. (PAP)
Od 1 maja na obiektach sportowych na świeżym powietrzu będzie mogło przebywać jednocześnie do 50 osób, a na baseny oraz zamknięte obiekty sportowe mogą wrócić zorganizowane grupy dzieci i młodzieży - podało w piątek MKDNiS. 4 maja działalność w reżimie sanitarnym mogą wznowić m.in. muzea, galerie sztuki.
Na stronie Ministerstwa Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu przypomniano, że z początkiem maja wchodzą w życie nowe regulacje dotyczące ograniczeń wynikających ze stanu pandemii.
Wskazano, że opublikowane w czwartek przez Radę Ministrów rozporządzenie "poszerza dostęp do obiektów sportowych". "Do 50 osób został podniesiony limit osób mogących przebywać jednocześnie na obiekcie sportowym na świeżym powietrzu. W przypadku kompleksów sportowych, ograniczenie to dotyczy każdego z obiektów oddzielnie. Na basenach i obiektach sportowych zamkniętych mogą się odbywać zajęcia dla zorganizowanych grup dzieci i młodzieży do 18. roku życia, przy czym na basenie albo w obiekcie sportowym może przebywać nie więcej niż połowa obłożenia obiektu. Wydarzenia sportowe mogą być organizowane wyłącznie bez udziału publiczności" - wyjaśniono.
Przepisy umożliwiające szerszy zakres korzystania z obiektów sportowych wchodzą w życie w sobotę, 1 maja.
Zaznaczono, że "limity wskazane w rozporządzeniu nie obowiązują sportu zawodowego, zawodników pobierających stypendium sportowe oraz będących członkami kadry narodowej, reprezentacji olimpijskiej lub reprezentacji paraolimpijskiej, zawodników uprawiających sport w ramach ligi zawodowej, zawodników przygotowujących się do igrzysk olimpijskich, igrzysk paraolimpijskich lub igrzysk głuchych oraz dzieci i młodzieży uczestniczącej we współzawodnictwie sportowym prowadzonym przez odpowiedni polski związek sportowy".
"Otworzono również możliwość przeprowadzania egzaminów na uprawnienia do uprawiania turystyki wodnej" - dodano.
MKDNiS przekazało, że "od 4 maja działalność mogą wznowić muzea i instytucje kultury prowadzące działalność wystawienniczą". "Według nowych regulacji, w placówkach tych, na jedną osobę zwiedzającą w przestrzeniach zamkniętych ma przypadać 15 mkw. powierzchni. Utrzymany jest też obowiązek zakrywania ust i nosa. Ograniczenie to nie obowiązuje w przypadku zbiorów prezentowanych na wolnym powietrzu oraz w lasach, ogrodach i parkach zabytkowych należących do instytucji kultury. W tego typu przestrzeniach otwartych nie obowiązuje nakaz zakrywania ust i nosa, pod warunkiem zachowania dystansu społecznego" - podano.
Wskazano, że "decyzje co do terminu i zakresu otwarcia instytucji kultury podejmuje jej dyrektor, w zależności od możliwości zapewnienia bezpieczeństwa sanitarnego".(PAP)
Grecja, Chorwacja i Słowenia to kraje Unii Europejskiej które dla w pełni zaszczepionych turystów zniosły wymóg przedstawiania negatywnego wyniku badania na obecność koronawirusa przy wjeździe. Polacy bez testu i kwarantanny mogą również polecieć do Albanii. Jadąc do Włoch wciąż trzeba przejść kwarantannę.
Mieszkańcy Polski podróżując do większości krajów Europy wciąż muszą się liczyć z koniecznością przedstawiania negatywnego wyniku testu na obecność koronawirusa i/lub przejścia obowiązkowej kwarantanny. Do niektórych krajów, np. do Czech czy na Węgry można wjechać tylko w uzasadnionych sytuacjach, których nie obejmują podróże w celach turystycznych.
W wielu państwach nadal obowiązują związane z pandemią Covid-19 ograniczenia. Na poziomie unijnym prowadzone są prace nad wprowadzeniem tzw. Cyfrowego Zielonego Certyfikatu, który pozwoliłby na wzajemne uznawanie w państwach Unii Europejskiej świadectw szczepień przeciwko Covid-19, wyników testów i zaświadczeń o przebyciu choroby. Jak zapewniono dokument w papierowej lub cyfrowej formie nie ma być warunkiem podróżowania, ma jedynie "ułatwiać bezpieczne i swobodne przemieszczanie się po UE".
Grecja według zapowiedzi tamtejszego rządu ma być gotowa na przyjęcie zagranicznych turystów w połowie maja. Już teraz osoby, które ukończyły pełen cykl szczepień przeciwko Covid-19 (co oznacza przyjęcie wymaganej liczby dawek, przy czym ostatni zastrzyk musiał nastąpić najpóźniej dwa tygodnie przed podróżą) mogą wjechać do tego kraju bez konieczności przedstawiania testu czy przechodzenia kwarantanny. Dotyczy to podróżnych m.in. z UE. Osoby bez szczepień muszą przedstawić negatywny test typu PCR przeprowadzony nie wcześniej niż 72 godziny przed przybyciem. W kraju wciąż obowiązują poważne ograniczenia, nie wolno swobodnie poruszać się między jego regionami, a restauracje prowadzą sprzedaż tylko na wynos.
Podróżując do Chorwacji mieszkańcy większości krajów UE muszą mieć ze sobą negatywny wynik testu typu PCR lub niektórych testów antygenowych, nie starszy niż sprzed 48 godzin. Badanie można też wykonać bezpośrednio po przyjeździe. Z tego obowiązku zwolnione są osoby, które przeszły pełny szczepienie lub przechorowały infekcję, co również trzeba potwierdzić odpowiednim zaświadczeniem. Polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych ostrzega przed podróżami do Chorwacji ze względu na poważną sytuację epidemiczną w tym kraju. Zaznaczono, że liczba zakażeń w przeliczeniu na mieszkańca należy do najwyższych w UE, a wskaźniki epidemiczne nadal rosną. W restauracjach i barach klienci obsługiwani są tylko w ogródkach, od godz. 22 do 6 rano nie wolno sprzedawać alkoholu. Niektóre regiony, w tym te wokół Zagrzebia, Dubrownika, Zadaru czy Splitu wprowadziły dodatkowe obostrzenia.
Polacy udający się do Hiszpanii muszą przedstawić negatywny wynik testu PCR wykonanego w okresie 72 godz. przed przyjazdem i wypełnić dostępny w internecie formularz. Takie same zasady obowiązują przy podróżach do Portugalii, Bułgarii i na Maltę. Ten ostatni kraj zapowiada, że niedługo z tego wymogu zostaną zwolnione w pełni zaszczepione osoby.
Przed wejściem na pokład samolotu na Cypr również trzeba wylegitymować się negatywnym wynikiem testu PCR przeprowadzonego nie wcześniej niż 72 godz. przed rozpoczęciem podróży. Badanie trzeba powtórzyć po przylocie na wyspę. Na Cypr bez tych obostrzeń mogą na razie podróżować zaszczepieni mieszkańcy Izraela, planuje się wprowadzenie takich udogodnień także dla urlopowiczów z Wielkiej Brytanii i UE.
Polscy turyści przybywający do Włoch muszą okazać negatywny wynik testu antygenowego lub PCR. Dodatkowo do 30 kwietnia wszyscy wjeżdżający do tego kraju ze strefy Schengen muszą przejść obowiązkową pięciodniową kwarantannę zakończoną kolejnym testem.
Podróżni udający się z Polski do Czarnogóry muszą przy wjeździe przedstawić negatywny wynik badania PCR nie starszy niż sprzed 48 godzin lub potwierdzenie przejścia pełnego cyklu szczepień. Wykonany w ciągu ostatnich dwóch dób test pozwala także na przekroczenie granicy z Serbią oraz Bośnią i Hercegowiną.
Polacy podróżujący do Słowenii generalnie podlegają 10-dniowej kwarantannie. Zwolnić z niej może jednak negatywny wynik badania PCR, jeżeli od pobrania wymazu do przekroczenia granicy nie minęło więcej niż 48 godzin, zaświadczenie o przebyciu Covid-19 lub pełnym zaszczepieniu się przeciwko tej chorobie.
Albania jest jednym z nielicznych państw świata, do którego mieszkańcy Polski mogą wjechać bez konieczności przedstawiania wyniku badania czy przechodzenia kwarantanny. Podobnie jest przy podróżach do Macedonii Północnej, a z krajów pozaeuropejskich - Meksyku, Tanzanii, Dominikany i Kostaryki. MSZ ostrzega jednak, że turyści mogą być poddawani wyrywkowym kontrolom stanu zdrowia, a sytuacja epidemiczna w Tanzanii (i będącym częścią tego państwa Zanzibarze) oraz w Meksyku jest poważna.
Polacy udający się do Turcji muszą okazać negatywny wynik badania przeprowadzonego w ciągu 72 godzin przed przybyciem do tego państwa. Prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan zapowiedział w poniedziałek wprowadzenie pełnego lockdownu w całym kraju. Potrwa od czwartku do 17 maja. Nie będzie wolno swobodnie podróżować między miastami, już teraz w kraju obowiązuje godzina policyjna, a restauracje prowadzą obsługę tylko w ogródkach. Nie dotyczy to lokali w hotelach, w których mogą być obsługiwani, przy zachowaniu obostrzeń sanitarnych, mieszkający tam goście.
Z koniecznością przedstawienia negatywnego wyniku testu sprzed najdalej 72 godzin muszą się też liczyć turyści udający się do Tunezji i Egiptu. Lecąc do któregoś z najpopularniejszych kurortów tego ostatniego kraju (Hurghady, Szarm El-Szejk czy Marsa Alam) można też wykonać badanie po przylocie, na lotnisku.
Polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych nadal apeluje o unikanie podróży zagranicznych, które nie są konieczne.
Przybywający do Polski z zagranicy środkami transportu zbiorowego są zobowiązani do odbycia 10-dniowej kwarantanny. Obowiązek ten dotyczy zarówno podróżnych przyjeżdżających z UE, jak i spoza Unii; również polskich obywateli. Z kwarantanny zwolnione są m.in. osoby, które przeszły infekcję koronawirusem lub otrzymały pełen cykl szczepień przeciwko Covid-19. W wypadku powracających ze strefy Schengen z kwarantanny zwalnia również negatywny wynik testu antygenowego lub PCR wykonanego w okresie 48 godzin przed przybyciem. Podróżni spoza strefy Schengen mogą uniknąć kwarantanny poddając się badaniu bezpośrednio po wjeździe do Polski.
Polacy zarobkujący za granicą przysłali w ubiegłym roku do kraju prawie 15,2 mld zł. To o 423 mln zł mniej niż w roku poprzednim - pisze we wtorek "Dziennik Gazeta Prawna".
Dziennik przytacza dane NBP, z których wynika, że spadek jest spowodowany głównie niższym napływem gotówki z Wielkiej Brytanii: rodacy pracujący tam przysłali 1,9 mld zł, o 621 mln zł mniej niż w 2019 r.
Według gazety jest kilka przyczyn kurczenia się transferu pieniędzy z Wysp. "Pewna grupa opuściła je w związku z brexitem, co przełożyło się na wielkość przekazywanych środków" – ocenia cytowany przez dziennik prof. Paweł Kaczmarczyk z Ośrodka Badań nad Migracjami Uniwersytetu Warszawskiego. Potwierdzają to szacunki brytyjskiego urzędu statystycznego ONS: tylko w I półroczu ub.r. liczba osób z polskim obywatelstwem zmniejszyła się tam o 85 tys. – do 815 tys. - stwierdza dziennik.
Jak dodaje na łamach gazety prof. Kaczmarczyk, na decyzje rodaków wpływ miała też pandemia, która stworzyła wiele niepewności. "Związany z nią lockdown był w Wielkiej Brytanii ostrzejszy niż w Polsce. Dlatego część osób zamiast wysyłać pieniądze do kraju postanowiła zabezpieczyć własny byt" – mówi.
Dziennik wskazuje, że w dłuższej perspektywie można się spodziewać dalszego spadku transferu pieniędzy, bo wielu rodaków zdecydowało się pozostać na Wyspach na stałe albo na długi okres.
Gazeta zwraca uwagę, że nieznacznie, bo o 42 mln zł (do 313 mln zł) zmniejszył się też strumień pieniędzy płynących z Irlandii, która jest na piątym miejscu w rankingu krajów pod względem wielkości przekazywanych środków. "To zapewne głównie efekt pandemii, z powodu której ten kraj wprowadzał okresowo pełny lockdown, w związku z czym część rodaków mogła stracić pracę" - ocenia dziennik. Dodaje, że "najwięcej pieniędzy przysłali nad Wisłę Polacy pracujący w Niemczech: w ub.r. było to 5,1 mld zł, o 60 mln zł więcej niż w roku poprzednim". (PAP)
Niedziele handlowe są szansą dla gospodarki, więc przywróćmy handel w niedziele - apelowali w poniedziałek szef koła Konfederacja Jakub Kulesza (KORWiN) oraz przedsiębiorca i prezes oddziału krakowskiego partii KORWiN Bartosz Boheńczak. Ich zdaniem, chce tego także wielu działaczy lewicowych.
Według Kuleszy, ograniczenie handlu w niedziele "okazało się porażką" i - jak mówił podczas konferencji prasowej w Sejmie - "nawet najwięksi lewicowcy mówią, że to nie sprawdza się". Wskazywał przy tym na problemy konsumentów, którzy nie mogą w niehandlowe niedziele znaleźć czasami pilnie potrzebnych produktów, a także na próby omijania zakazu poprzez np. przekształcanie niektórych sieci handlowych w tzw. placówki pocztowe, czy na "straty rynku sprzedaży detalicznej oraz rynku pracy".
Poseł przypomniał, że reprezentująca interesy polskich przedsiębiorców prywatnych Konfederacja Lewiatan w 2018 roku skierowała do Trybunału Konstytucyjnego wniosek o zbadanie zgodności z konstytucją zakazu handlu w niedziele, który jednak do tej pory nie został rozpatrzony.
Kulesza zwrócił uwagę, że wprowadzone ograniczenia mogą godzić w art. 22 konstytucji, mówiący o zasadzie wolności gospodarczej. Artykuł ten stanowi, że "ograniczenie wolności działalności gospodarczej jest dopuszczalne tylko w drodze ustawy i tylko ze względu na ważny interes publiczny". "Jako Partia KORWiN oczekujemy od Trybunału Konstytucyjnego, aby tym tematem jak najszybciej się zajął" - podkreślił Kulesza.
Szef krakowskiego oddziału KORWiN Bartosz Boheńczak przypomniał, że ustawa o ograniczeniu handlu miała być "ratunkiem dla małych sklepów, które zaczęły upadać, przegrywając konkurencję z hipermarketami". Powołując się na dane Związku Przedsiębiorców i Pracodawców, Boheńczak ocenił, że "proces upadku małych sklepów został tym zakazem jedynie spowolniony". "Małe sklepy, chcąc zrekompensować sobie straty, chcąc utrzymać się na rynku, są zmuszone do dźwigania cen, co odbija się na nas, na wszystkich obywatelach" - powiedział.
Polityk powołał się również na analizy, z których wynika, że "jedna niedziela niehandlowa oznacza spadek sprzedaży o ok. 1,1 proc.". "Możemy łatwo policzyć, że w całym miesiącu jest to spadek o ok. 5 proc., więc wszystkie sieci handlowe muszą sobie jakoś ten spadek sprzedaży zrekompensować" - zauważył.
Boheńczak zwrócił również uwagę na rosnące przed niedzielami niehandlowymi zagrożenie zakażenia się koronawirusem przez klientów, którym trudniej jest zachować dystans społeczny, gdy w soboty "tłumnie tłoczą się w marketach". "Przywróćmy normalność; ludzie nie potrzebują tych sztucznych regulacji" - apelował członek Rady Krajowej KORWiN.
Ustawa z 10 stycznia 2018 roku o ograniczeniu handlu w niedziele i święta zakładała wprowadzania stopniowych ograniczeń w kolejnych latach od wejścia ustawy.
W 2021 roku niedziel handlowych przewidziano tylko siedem. (PAP)
W piątek 30 kwietnia kończy się okres na rozliczenie PIT-a za zeszły rok - przypomina rzeczniczka prasowa Szefa Krajowej Administracji Skarbowej Anita Wielanek. Podatnicy, którzy mają pytania dot. rozliczenia z fiskusem, mogą w sobotę skorzystać ze specjalnej infolinii.
"30 kwietnia kończy się okres rozliczeniowy, zachęcamy do skorzystania z usługi Twój e-PIT. W 2021 r. Krajowa Administracja Skarbowa przygotowała na podstawie posiadanych przez siebie danych zeznania roczne za 2020 r. dla 23 milionów 262 tysięcy 396 podatników" - poinformowała Wielanek. Dodała, że przy pomocy Twojego e-PIT-a złożono już blisko 5 mln deklaracji.
Wszystkie informacje związane z rozliczeniem podatku PIT za 2020 r. można znaleźć na stronie podatki.gov.pl w dedykowanej zakładce Twój e-PIT.
Osobom, które jeszcze nie rozliczyły się z fiskusem i mają pytania z tym związane, Krajowa Informacja Skarbowa będzie udzielać wyjaśnień także w sobotę 24 kwietnia. Czynna jest infolinia KIS. Konsultanci w godzinach od 7 do 15 będą odpowiadać pod numerami telefonów: 801 055 055 (z tel. stacjonarnych) oraz 22 330 03 30 (z tel. komórkowych) na pytania związane z rozliczeniem rocznym, w tym usługą Twój e-PIT.
Aby uzyskać informację w zakresie: zeznań podatkowych osób fizycznych trzeba wybrać na klawiaturze telefonu cyfrę 0, a następnie 1; usługi Twój e-PIT – cyfrę 0, a następnie 2.
Rzeczniczka przypomina, że dostęp do usługi możliwy jest wyłącznie przez e-Urząd Skarbowy, na stronie podatki.gov.pl. Zalogować się do e-Urzędu Skarbowego (e-US) można za pomocą Profilu Zaufanego (PZ), e-Dowodu, mObywatela lub poprzez bankowość elektroniczną.
Do Twojego e-PIT-a można się logować także danymi podatkowymi podając: PESEL (albo NIP i datę urodzenia), kwotę przychodu z rozliczenia za 2019 r. kwotę przychodu z jednej z informacji od płatników za 2020 r. (np. z PIT-11 od pracodawcy) i potwierdzając kwotą nadpłaty/podatku do zapłaty z rozliczenia na 2019 r.
"Podatnik korzystający z usługi może uzupełnić zeznanie przygotowane dla niego przez KAS i uwzględnić przysługujące mu odliczenia np. darowizny, w tym te związane z COVID-19, ulgę rehabilitacyjną, ulgę na Internet, ulgę termomodernizacyjną, wpłaty na indywidualne konto zabezpieczenia emerytalnego (IKZE) czy odliczenie wydatków mieszkaniowych" - tłumaczy rzeczniczka Szefa KAS.
Zaznacza, że można też zadeklarować przekazanie 1 proc. swojego podatku dla dowolnie wybranej Organizacji Pożytku Publicznego.
W usłudze Twój e-PIT podatnicy, którym z rozliczenia PIT wyniknie podatek do zapłaty, będą mieli wskazany swój mikrorachunek podatkowy, na który mogą dokonać płatności online.
W przypadku, gdy zeznanie, z którego wynika podatek do zapłaty zostanie zaakceptowane automatycznie, urząd skarbowy do 31 maja 2021 r. wyśle podatnikowi informacje o kwocie podatku do zapłaty.
"Twój e-PIT działa przez całą dobę i można z niego korzystać na dowolnym urządzeniu podłączonym do internetu. Oprócz rozliczenia rocznego PIT w usłudze Twój e-PIT, podatnicy mogą korzystać również z systemu e-Deklaracje" - informuje rzeczniczka.
Podkreśla, że w przypadku skorzystania z rozliczeń elektronicznych, termin na zwrot podatku wyniesie 45 dni, a nie 3 miesiące, jak w w przypadku innych metod rozliczeń. (PAP)
Cztery kolejne wakacyjne połączenia z katowickiego lotniska zapowiedziały Polskie Linie Lotnicze LOT – podały w czwartek służby prasowe Katowice Airport. Do ogłoszonych w grudniu ub. roku ośmiu kierunków dołożono: Samos, Barcelonę, Aktion i Kalamatę.
Po raz pierwszy gamę wakacyjnych połączeń do 36 najbardziej popularnych europejskich kurortów, oferowanych pod hasłem „#LOTnaWakacje” z dziesięciu krajowych portów lotniczych, LOT zaoferował w ubiegłoroczne wakacje. Wówczas z Katowic można było polecieć na jedenastu trasach.
W grudniu ub. roku narodowy przewoźnik zapowiedział na wakacje 2021 r. osiem pierwszych kierunków z Katowic. W czwartek o kolejnych czterech wakacyjnych połączeniach LOTu poinformował Piotr Adamczyk z biura prasowego katowickiego lotniska. Wskazał, że wszystkie tamtejsze trasy w ramach oferty „LOT na wakacje” obsługiwane będą Boeingami 737-800 lub 737 Max 8.
Według informacji Adamczyka, 18 czerwca br. odbędzie się pierwszy lot z Katowic LOTu na grecką wyspę Samos - będzie tam można latać w piątki, do 24 września. 19 czerwca br. wystartuje połączenie do Barcelony, które obsługiwane będzie w każdą sobotę do 2 października.
Dzień później odbędzie się pierwszy rejs do greckiego portu lotniczego Aktion, który obsługuje miejscowość Preweza; LOT na tej trasie będzie latał do 3 października, w każdą niedzielę. Czwarty nowy kierunek to grecka Kalamata, która wystartuje 22 czerwca i obsługiwana będzie w każdy wtorek do 28 września.
„Podobnie jak w ub. roku, porty regionalne stanowią istotną część naszej siatki wakacyjnej. Dzięki znakomitej współpracy z lotniskiem w Katowicach możemy pasażerom z południa Polski zaproponować aż dwanaście popularnych wśród turystów kierunków m.in. w Grecji, Hiszpanii i Bułgarii” - powiedział cytowany przez Adamczyka członek zarządu LOTu ds. handlowych Michał Fijoł.
Pozostałe trasy, które zostały ogłoszone w grudniu 2020 r., to: Ateny (od 3 czerwca do 3 października), Burgas (od 28 maja do 2 października), Korfu (od 29 maja od 2 października), Majorka (od 2 czerwca do 29 września), Olbia (od 2 czerwca do 29 września), Rodos (od 29 maja do 2 października ), Saloniki (od 2 czerwca do 29 września) i Warna (od 1 czerwca do 1 października).
„Współpraca Katowice Airport z Polskimi Liniami Lotniczymi LOT układa się dobrze. Narodowy przewoźnik jest aktywny w Pyrzowicach i to zarówno na rynku przewozów regularnych, jak i czarterowych” - zaznaczył prezes zarządcy katowickiego lotniska, Górnośląskiego Towarzystwa Lotniczego, Artur Tomasik.
Wskazał, że w tym pierwszym segmencie to obsługa trasy do Warszawy, ale też atrakcyjna i bogata letnia siatka połączeń regularnych, z której w ub. roku skorzystały na katowickich kierunkach prawie 22 tys. podróżnych. Dodał, że LOT jest też wyraźnie obecny w pyrzowickim segmencie czarterów.
„Najlepszym świadectwem tego jest fakt, że na przełomie lutego i marca zdecydował się na zbazowanie w Pyrzowicach Boeinga 787-8 Dreamliner, którym na zlecenie biur podróży obsługuje dalekodystansowe połączenia czarterowe do Dominikany i Meksyku, a od sezonu zima 2021/2022 będzie latał także na Malediwy” – zasygnalizował Tomasik.
„Wszystkie trasy cieszą się bardzo dużym zainteresowaniem, co potwierdza potencjał Katowice Airport także w obszarze dalekodystansowych połączeń czarterowych. Jestem przekonany, że w najbliższych miesiącach pogłębiać będziemy współpracę z PLL LOT, co zaowocuje kolejnymi nowymi kierunkami obsługiwanymi lotowskimi maszynami” – dodał prezes GTL.
W związku z obostrzeniami siatka połączeń regularnych Katowice Airport jest obecnie ograniczona do sześciu tras. Realizowane są połączenia linii Wizz Air do Sztokholmu-Skavsta, Eindhoven, Londynu-Luton i na Teneryfę, a także Ryanaira do Dortmundu i Londynu-Stansted.
Ponadto z Pyrzowic są wykonywane połączenia na zlecenia biur podróży na Maderę, do Antalii, Bodrum, Hurghady, Sharm El-Sheikh, Marsa Alam, Amilcar Cabral, Cancun, Puerto Platy, Punta Cany, Palma do Mallorca oraz na Fuerteventurę i Teneryfę.
Ogółem przewoźnicy lotniczy oraz biura podróży zapowiedzieli w letnim rozkładzie lotów Katowice Airport 132 trasy regularne i czarterowe do 103 lotnisk zlokalizowanych w 32 państwach na czterech kontynentach.
Katowice Airport należy do największych lotnisk regionalnych w Polsce. W 2019 r. z jego siatki połączeń skorzystało 4,84 mln pasażerów, w tym ponad 2 mln w ruchu czarterowym. Prognoza na 2020 r. zakładała przewiezienie 5,5 mln podróżnych, jednak ze względu na pandemię było to 1,44 mln pasażerów. Lotnisko jest krajowym liderem w segmencie przewozów czarterowych i regionalnym w przewozach cargo. (PAP)
W maju jest szansa, że uczniowie wrócą do szkół, jeśli tendencja spadkowa pandemii utrzyma się. W przyszłym tygodniu zapadać będą decyzje w tej sprawie - podkreślił w piątek w Polskim Radiu 24 minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek.
Minister przypomniał, że od następnego poniedziałku najmłodsi uczniowie wracają do szkół w systemie hybrydowym w 11 województwach. Dodał, że jeśli tendencja spadkowa w epidemii utrzyma się i wskaźniki na to pozwolą, to jest szansa, że w maju wszyscy uczniowie wrócą do nauki stacjonarnej. W przyszłym tygodniu mają zapadać w tej sprawie decyzje.
"Jeśli tendencja spadkowa będzie się utrzymywać, to są szanse na to, by otwierać kolejne województwa i przechodzić do jeszcze pełniejszej formy stacjonarnego nauczania" - powiedział.
Zaznaczył, że do otwierania szkół resort podchodzi ostrożnie, ale sytuacja też jest w tej chwili inna, bo zaszczepionych jest ponad 500 tys. nauczycieli, dodatkowo trwają szczepienia populacyjne. Do zaszczepiania - jak powiedział minister dalej - pozostało jeszcze około 120 tys. personelu administracji szkolnej.
Dodał też, że matury i egzaminy ósmoklasistów odbędą się w tym roku bez przeszkód, w zaplanowanym terminie i na podstawie wymogów egzaminacyjnych. Natomiast zapowiadane dodatkowe zajęcia, by nadrabiać zaległości, które powstały w wyniku zdalnej edukacji dla uczniów mają być uruchamiane w maju, czerwcu, a potem mają być kontynuowane we wrześniu.(PAP)
W okresie długiego weekendu majowego będzie więcej kontroli na granicach, a także w hotelach i pensjonatach - poinformował w środę minister zdrowia Adam Niedzielski. Nie zmienią się za to przepisy dla przekraczających granicę z Polską.
Minister zdrowia został zapytany na konferencji prasowej, czy rząd planuje dodatkowe uszczelnienie granic w okresie długiego weekendu majowego.
Niedzielski powiedział, że utrzymane zostaną obecne przepisy dotyczące zasad przekraczania granicy z Polską. "Tutaj wszystkie zasady będą funkcjonowały te same. Na pewno w związku z pewnym okresem wzmożonych wyjazdów tych patroli weryfikujących na granicy czy jest wykonany test i decydujących ewentualnie o kwarantannie będzie zdecydowanie więcej, tak samo zresztą jak kontroli w różnych ośrodkach, jak hotele i pensjonaty" - zaznaczył szef MZ.
Od 30 marca obowiązuje rozporządzenie, zgodnie z którym przyjeżdżający do Polski z państw Strefy Schengen obejmowani są kwarantanną, chyba że mają negatywny wynik testu na obecność koronawirusa sprzed maksymalnie 48 godzin, są ozdrowieńcami lub zaszczepili się przeciw Covid-19. Z obowiązku tego zwolnieni są m.in. pracownicy transgraniczni (chyba że przylecieliby samolotem), kierowcy zawodowi i wielu innych.
Dla przybywających do Polski spoza strefy Schengen obowiązuje kwarantanna bez wyjątku. (PAP)
Rzecznik Pentagonu John Kirby potwierdził w poniedziałek, że pojawienie się w Polsce kilkudziesięciu samolotów bojowych F-15 i F-16 to element ćwiczeń. Podkreślił, że nie ma to nic wspólnego z sytuacją na wschodniej granicy Ukrainy.
"To są standardowe ćwiczenia (...) To nie jest szczególna reakcja na to, co dzieje się na granicy Ukrainy z Rosją lub na Krymie. Jest to dość rutynowa operacja, robimy to stale. Obecność naszych sił w Polsce jest rotacyjna, co bardzo sobie cenimy i chwalimy. Jest to część tego programu" - powiedział Kirby na konferencji prasowej.
Wcześniej w poniedziałek szef MON Mariusz Błaszczak napisał na Twitterze, że w ramach ćwiczenia przerzutu sił powietrznych w Europie do Polski przyleciało kilkadziesiąt samolotów bojowych F-15 i F-16.
"Dzisiaj do Polski przyleciało kilkadziesiąt samolotów F-15 i F-16. @US_EUCOM (dowództwa amerykańskich wojsk w Europie) ćwiczy szybki przerzut sił powietrznych w Europie z wykorzystaniem m. in. polskich lotnisk. Wspólnie ćwicząc, wzmacniamy bezpieczeństwo naszego regionu #StrongerTogether" – napisał Błaszczak.
Kirby zaznaczył jednak, że rosyjskie siły zbrojne w pobliżu Ukrainy są obecnie większe niż w 2014 roku. "Z pewnością jest tam więcej rosyjskich żołnierzy niż w 2014 r." - powiedział rzecznik Pentagonu, ale odmówił podania konkretnej liczby.
"Stany Zjednoczone uważają to rozmieszczenie wojsk za bardzo niepokojące i wzywają Rosję do wyjaśnienia swoich zamiarów" - mówił Kirby. "Nie wierzymy, że ta koncentracja sił sprzyja bezpieczeństwu i stabilności wzdłuż granicy z Ukrainą, a już na pewno nie na okupowanym Krymie" - dodał.
"Rosjanie twierdzą, że to są ćwiczenia. Dla nas nie jest jasne, że taki jest ich cel" - podkreślił rzecznik Pentagonu. (PAP)
PKP Cargo Connect i Duisport Agency uruchamiają intermodalne regularne połączenie na trasie Gliwice - Duisburg (Niemcy) - Wielka Brytania. Początkowo na tej trasie będą kursowały dwa pociągi w tygodniu - poinformowało w poniedziałkowym komunikacie PKP Cargo.
Stałe połączenie na trasie Gliwice - Duisburg - Wielka Brytania realizowane będzie dwa razy w tygodniu, a w ciągu kolejnych miesięcy planowane jest zwiększenie częstotliwości do trzech lub więcej pociągów tygodniowo. Każdy skład będzie przewoził 40 kontenerów.
Partnerem w tym przedsięwzięciu jest także holenderska firma Samskip, organizująca sieć morskiej żeglugi bliskiego zasięgu.
“Współpraca z Duisport Agency to kolejny krok do rozbudowy połączeń intermodalnych pomiędzy Polską a Niemcami. Dodatkowo dzięki współpracy z firmą Samskip, operatorem połączenia kolejowo-morskiego z Duisburga przez Amsterdam do Wielkiej Brytanii, tworzy się nowa możliwość konkurencyjnego transportu towarów pomiędzy Polską a Wielką Brytanią” - powiedział, cytowany w komunikacie, prezes PKP Cargo Connect Ivan Ružbacký.
PKP Cargo Connect - z Grupy PKP Cargo - jest międzynarodowym operatorem logistycznym świadczącym usługi w zakresie transportu, przeładunków, magazynowania i usług celnych.(PAP)
Państwowy udziałowiec odcina podwarszawski port od pieniędzy. Nie zgadza się ani na prywatnego inwestora, ani na covidowe wsparcie, ani na dotychczasową pomoc w spłacie rat - informuje poniedziałkowy "Puls Biznesu".
"Puls Biznesu" podał, że "francuski Egis, który zaproponował odkupienie do 25 proc. udziałów w Porcie Lotniczym Modlin od PPL (ma 27,86 proc.), dostał czarną polewkę".
"Zgodnie ze strategią PPL nie są planowane żadne dezinwestycje w spółkach zależnych zarządzających polskimi portami lotniczymi. Dotyczy to także Modlina. Zatem PPL nie wyraża zainteresowania propozycją Egis nabycia udziałów należących do przedsiębiorstwa. […] Podniesioną w trakcie Nadzwyczajnego Zgromadzenia Wspólników propozycję odbycia spotkania wspólników z kierownictwem Egis uznać należy za bezprzedmiotową" - napisał do zarządu Modlina Stanisław Wojtera, prezes PPL.
"PB" napisał, że "propozycję Francuzów zaprezentował na konferencji prasowej w marcu marszałek województwa mazowieckiego, do którego należy 36,17 proc. udziałów lotniska". "Pozostali udziałowcy to AMW (31,56 proc.) i samorząd Nowego Dworu Mazowieckiego (4,41 proc.)" - przypomniano.
"To wielka szkoda, bo Egis jest gotów objąć 20-25 proc. udziałów i zainwestować tyle, ile potrzebujemy na rozwój, czyli 10-20 mln EUR. Jedyny warunek – firma chce mieć wpływ na zarządzanie. Zamierza włączyć Modlin do sieci 17 lotnisk, których jest właścicielem, co oznacza szansę na wzrost przewozów cargo i pasażerskich" – mówi w rozmowie z "PB" Marcin Danił, wiceprezes Modlina.
Gazeta wskazuje, że "Egis nie odpuszcza". "W ostatnich dniach przesłaliśmy do zarządu Mazowieckiego Portu Lotniczego Modlin prośbę o przekazanie udziałowcom potwierdzenia naszego zainteresowania i wskazania nowej propozycji. Po rozmowach w Warszawie otrzymaliśmy od dwóch udziałowców wyraźnie zapewnienie woli współpracy w rozbudowie i dalszym owocnym funkcjonowaniu lotniska. Wysoko sobie cenimy stanowisko podmiotów samorządowych, widzących w nas partnera strategicznego. Dziwi nas natomiast postępowanie PPL, który nie tylko odmawia dopuszczenia zewnętrznego partnera branżowego, ale nawet nie chce się z nim spotkać i przeprowadzić rozmowy. Mamy nadzieję, że będziemy mieli okazję spotkać się także z PPL i Agencją Mienia Wojskowego, aby zaprezentować naszą firmę" – mówi Krzysztof Bernatowicz, prezes Egis Projects Polska.
Z informacji "PB" wynika, że o ile początkowo Francuzi proponowali odkupienie udziałów od PPL lub AMW, o tyle teraz są gotowi dołączyć jako kolejny udziałowiec. (PAP)
Pierwszą dawkę szczepionki przeciw koronawirusowi przyjęło dotychczas 100 tys. 171 funkcjonariuszy służb mundurowych, m.in. policjantów, strażaków i strażników granicznych - poinformował w niedzielę resort spraw wewnętrznych i administracji.
Szczepienia służb mundurowych trwają od 24 marca. "Funkcjonariusze szczepieni są preparatem AstraZeneca" - przekazano w komunikacie zamieszczonym na stronie resortu.
Jak wynika z danych MSWiA dotychczas zaszczepionych zostało prawie 43,6 tys. policjantów, niemal 28,2 tys. strażaków-ochotników, prawie 10,8 tys. funkcjonariuszy Państwowej Straży Pożarnej oraz ponad 5,1 tys. strażników granicznych.
Ponadto - spośród pozostałych służb mundurowych - najwięcej zaszczepionych osób zostało w Służbie Celno-Skarbowej, bo blisko 5 tys. oraz w strażach gminnych i miejskich - ponad 3,8 tys. osób. "Poza tym w ramach tej grupy szczepią się również: Służba Ochrony Państwa, Straż Ochrony Kolei, Inspekcja Transportu Drogowego oraz ratownicy górscy i wodni wykonujący działania ratownicze" - przekazało MSWiA.
Resort przypomniał, że szczepienia służb mundurowych zainaugurowano 24 marca w szpitalu tymczasowym na PGE Narodowym.
"Od tego dnia na terenie całego kraju systematycznie szczepieni są kolejni funkcjonariusze. Proces szczepień funkcjonariuszy służb mundurowych odbywa się w szpitalach węzłowych i łącznie w 133 punktach szczepień. Większość z nich to placówki służby zdrowia MSWiA" - zaznaczono w niedzielnym komunikacie. Dodano, że szczepienia funkcjonariuszy służb mundurowych koordynuje Komenda Główna Policji.
Rzecznik Komendanta Głównego Policji insp. Mariusz Ciarka mówił PAP w piątek, że szczepienie służb grupy MSWiA przeciwko COVID-19 przebiega bardzo sprawnie. "Tak jak zapowiadaliśmy, do końca kwietnia pierwszą dawką powinni być zaszczepieni wszyscy funkcjonariusze policji, którzy zgłosili się, a ich stan zdrowia na to pozwala" - mówił.
"Co ważne, tam, gdzie jest to możliwe, szczepienia wykonują nasze zespoły medyczne, jak np. w Warszawie zespół medyczny z oddziału prewencji, a szczepimy naszych ludzi również wieczorem, w weekendy i święta, by jak najszybciej zaszczepić jak najwięcej osób" - podkreślał Ciarka. (PAP)
Pomimo tego, że technologia produkcji szczepionek firm AstraZeneca i Johnson&Johnson budzi poważny sprzeciw moralny, to jednak mogą z nich korzystać ci wierni, którzy nie mają możliwości wyboru innej szczepionki – zaznacza Zespół Ekspertów Konferencji Episkopatu Polski ds. Bioetycznych.
W środę w siedzibie Sekretariatu Konferencji Episkopatu Polski odbyła się prezentacja stanowiska przewodniczącego Zespołu Ekspertów Konferencji Episkopatu Polski ds. Bioetycznych bp. Józefa Wróbla w sprawie korzystania ze szczepionek przeciw COVID-19 firm AstraZeneca i Johnson&Johnson.
Bp Wróbel zaznaczył w dokumencie, że w przeciwieństwie do pierwszych szczepionek korzystających z technologii opartej na mRNA i niebudzących istotnych zastrzeżeń moralnych, w produkcji szczepionek AstraZeneca i Johnson&Johnson korzysta się z linii komórkowych stworzonych na materiale biologicznym pobranym od abortowanych płodów.
"Ten fakt budzi poważny sprzeciw moralny, gdyż w tym przypadku komórki pochodzące z abortowanych płodów stanowią niezbędne ogniwo technologii wytwarzania tych szczepionek" - czytamy w stanowisku.
Zaznaczono w nim jednocześnie, że "katolicy nie powinni godzić się na szczepienie tymi szczepionkami, gdyż istnieją inne – wyżej wspomniane mRNA – które nie budzą wiążących sumienie zastrzeżeń moralnych".
Bp Wróbel napisał, że stanowisko to nie wyklucza możliwości skorzystania z obu tych szczepionek.
"Wierni, którzy nie mają możliwości wyboru innej szczepionki i są wprost zobligowani określonymi uwarunkowaniami np. zawodowymi, posłuszeństwa w ramach określonych zespołów, struktur, urzędów, służb, dla których przeznaczono właśnie te szczepionki, mogą z nich skorzystać bez winy moralnej" – podkreślił w dokumencie biskup.
Wskazano, że zgodnie ze stanowiskiem Magisterium Kościoła, wyjątkowa dopuszczalność tych szczepionek wynika stąd, że ich przyjęcie nie wiąże się z bezpośrednim uczestnictwem w aborcji, nie oznacza jej akceptacji i jej wymuszania".
Wyjaśniono, że "związek między płodem abortowanym i szczepionkami nie jest związkiem formalnym, co miałoby miejsce, jeżeli aborcja byłaby przeprowadzona na zamówienie producenta szczepionek i byłaby wymuszana przez osoby chcące z nich korzystać, ale jest związkiem materialnym".
Stanowisko przewodniczącego Zespołu Ekspertów KEP ds. Bioetycznych zakłada, że "korzystanie z tej szczepionki jest podyktowane przez prawdziwą konieczność czy obowiązek mający na celu ochronę życia i zdrowia osobistego lub bliźnich, którzy mogliby być zakażeni przez kontakt z niezaszczepioną osobą".
"Osoby takie winny jednak – w możliwy dla nich sposób – manifestować swój stanowczy sprzeciw wobec wykorzystania materiału biologicznego mającego niemoralną genezę w produkcji tej szczepionki oraz dlatego, aby nie zostały uznane za popierające w sposób pośredni aborcję" - czytamy w dokumencie.
Stanowisko "nie uwzględnia aspektów formalnych szczepień tymi szczepionkami", zwłaszcza możliwych skutków ubocznych pozostających w związku przyczynowym, a nie czasowym, z ich podaniem". Powstrzymanie się od zajęcia stanowiska w tej kwestii podyktowane jest brakiem dostatecznych badań w tej materii, oraz brakiem jednolitego stanowiska specjalistów.
"Taka opinia będzie możliwa dopiero wtedy, gdy te wątpliwości zostaną w pełni wyjaśnione" - zaznaczył w stanowisku bp Wróbel.
Zwrócił jednocześnie uwagę, że "zgodnie z zasadami etycznymi – w przypadku uzasadnionych podejrzeń, co do zagrożenia dla życia konkretnych osób stwarzanego przez którąś ze szczepionek, należy rezygnować z jej podania". (PAP)
Za udział w przemycie ponad 12 mln sztuk papierosów odpowie przed sądem Dominik M. Według prokuratury był członkiem grupy przestępczej, która przewoziła wyroby tytoniowe do Wielkiej Brytanii. Były one ukrywane m.in. w drewnianych szpulach i panelach.
Informację o skierowaniu aktu oskarżenia przekazała w piątek rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Katowicach Marta Zawada-Dybek. Sprawę rozpozna Sąd Okręgowy w Krakowie.
"Mężczyzna oskarżony został o udział w zorganizowanej grupie przestępczej, mającej na celu dokonywanie przestępstw na szkodę Skarbu Państwa i budżetu Wspólnoty Europejskiej, związanych z nabywaniem, przechowywaniem i przewozem wyrobów tytoniowych w postaci papierów różnych marek bez polskich znaków skarbowych akcyzy, pranie brudnych pieniędzy oraz przemyt papierosów do Wielkiej Brytanii" - podała prokurator.
Według prokuratury, M. należał do grupy przestępczej, która działała od listopada 2013 do kwietnia 2015 r. Dowody zgromadzone w śledztwie wskazują, że nielegalne papierosy były przewożone do Wielkiej Brytanii w specjalnych towarach maskujących w postaci drewnianych szpul i paneli. Po przemyceniu dystrybuowano je na terenie tego kraju.
"Odbiorcą towaru w Wielkiej Brytanii był między innymi oskarżony Dominik M. Pełnił on rolę magazyniera, zajmował się też rozładowywaniem papierosów, jak również przekazywał kierowcom wracającym do Polski kwoty uzyskane ze sprzedaży papierosów, które następnie miały trafić do organizatorów tego nielegalnego procederu w Polsce" - opisuje prokuratura.
Jak ustalili śledczy, za zorganizowanie jednego transportu papierosów do Wielkiej Brytanii członkowie gangu, którzy organizowali transport otrzymywali od 1000 do 1500 funtów. Dominikowi M. prokuratura zarzuciła udział w przemycie ponad 12 mln sztuk papierosów o łącznej wartości rynkowej prawie 7,5 mln zł. W wyniku tego nielegalnego procederu doszło do uszczuplenia należności publicznoprawnych w postaci podatku akcyzowego, cła i podatku VAT w łącznej kwocie blisko 12,5 mln zł – wyliczyli prokuratorzy.
W marcu 2017 r. do prokuratora skierowała do sądu akt oskarżenia przeciwko 11 innym członkom tej grupy, część z nich usłyszała już prawomocne wyroki. Śledztwo przeciwko M. zostało wówczas zawieszone – mężczyzna ukrywał się przed organami ścigania. Śledztwo przeciwko niemu zostało podjęte w lutym 2021 r., po ustaleniu jego miejsca pobytu. Dominikowi M. grozi kara pozbawienia wolności do lat 15. (PAP)
Sąd Najwyższy uchylił wyrok nakazujący wydanie dwoje polskich dzieci do Irlandii na wniosek ojca. Sąd uznał, że powrót chłopców może wiązać się z poważnym ryzykiem przemocy fizycznej i psychicznej.
O orzeczeniu poinformowała Prokuratura Krajowa wskazując, że Sąd Najwyższy uwzględnił tym samym skargę nadzwyczajną Prokuratora Generalnego w tej sprawie.
Chodzi o sprawę małżeństwa: Polki, posiadającej też irlandzkie obywatelstwo i Hindusa. Para ma dwoje dzieci, chłopców urodzonych w Polsce. Podczas pobytu w Irlandii mężczyzna stosował wobec żony przemoc. Kobieta została kilkakrotnie pobita, doznał obrażeń m.in. głowy. W październiku 2016 r. sąd w Dublinie wydał mężczyźnie nakaz opuszczenia mieszkania i zakaz zbliżania się do matki i dzieci. Kobieta ubiegała się też o wyrażenie zgody na stały wyjazd dzieci do Polski. Irlandzki sąd zezwolił jednak jedynie na tymczasowy wyjazd. Kobieta przyjechała z dziećmi do Polski, ale nie wróciła już do Irlandii.
Jeszcze w 2018 r. ojciec złożył do Sądu Rejonowego dla Wrocławia-Fabrycznej wniosek o wydanie dzieci do Irlandii w trybie Konwencji Haskiej dotyczącej cywilnych aspektów uprowadzenia dziecka za granicę. Sąd uwzględnił wniosek i nakazał powrót dzieci do Irlandii. Zarówno matka i prokurator złożyli apelację od tego orzeczenia. Jednak Sąd Okręgowy we Wrocławiu oddalił je. Tym samym zdecydował o powrocie dzieci do Irlandii.
Od wyroku tego skargę nadzwyczajną do Sądu Najwyższego złożył Prokurator Generalny. W konsekwencji Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN uwzględniła tę skargę, uchyliła zaskarżone orzeczenie i przekazała sprawę wrocławskiemu sądowi okręgowemu do ponownego rozpoznania.
Sąd Najwyższy uznał za zasadne zarzuty dotyczących naruszenia art. 13 akapit 1 lit. b Konwencji Haskiej. Zgodnie z tym przepisem władza sądowa lub administracyjna państwa wezwanego nie jest obowiązana do wydania dziecka, jeżeli osoba, instytucja lub organizacja sprzeciwiająca się wydaniu wykaże, że istnieje poważne ryzyko, iż powrót dziecka naraziłby je na szkodę fizyczną lub psychiczną albo w jakikolwiek inny sposób postawiłby je w sytuacji nie do zniesienia.
Sąd Najwyższy podkreślił, że udokumentowane akty agresji wobec matki uzasadniają zastosowanie tego przepisu.
W uzasadnieniu sąd wskazał też, że podstawową zasadą prawa polskiego i międzynarodowego jest zasada dobra dziecka. Zauważono przy tym, że obserwowanie zarówno samych aktów przemocy wobec matki, jak i jej skutków ma poważne reperkusje dla rozwoju i postawy dziecka.
Sąd Najwyższy zwrócił również uwagę, że starszy chłopiec wyraził klarowne życzenie, pozostania w Polsce. Z kolei młodsze dziecko, z racji wieku jest niezdolne do formułowania opinii, ale w trakcie badania psychologicznego z udziałem ojca nie chciał nawiązać z nim żadnej interakcji.
SN wskazał też, że zasadzie dobra dziecka podporządkowane są wszelkie regulacje w sferze stosunków pomiędzy rodzicami i dziećmi. Podkreślono przy tym, że polska konstytucja wyraża nakaz ochrony interesów małoletniego, przez co stanowi klauzulę zabezpieczającą prawidłowe wychowanie dziecka przez rodziców, w warunkach odpowiadających godności istoty ludzkiej, przy poszanowaniu podmiotowości dziecka i przy zapewnieniu niezbędnej pomocy i opieki ze strony władz publicznych. (PAP)
Po stronie rosyjskiej jest cały czas opór; Rosja dopuszcza się niedopuszczalnych działań: brak zwrotu wraku i czarnej skrzynki Tu-154 M - powiedział w piątek premier Mateusz Morawiecki, pytany o wyemitowany 11 kwietnia film przedstawiający ustalenia raportu końcowego podkomisji smoleńskiej.
W zeszłą sobotę, w 11. rocznicę katastrofy smoleńskiej, Telewizja Republika jako pierwsza wyemitowała film przedstawiający ustalenia raportu końcowego podkomisji smoleńskiej, którą kieruje b. szef MON, poseł PiS Antoni Macierewicz. Z ustaleń ma wynikać, że do katastrofy polskiego Tu-154 M 10 kwietnia 2010 r. doszło w wyniku wybuchów w kadłubie i skrzydle samolotu, a nie zderzenia maszyny z drzewem.
Premier w piątek na konferencji prasowej, pytany o ten film, odparł, go obejrzał. "I uważam, że wraz z raportem (podkomisji), który wkrótce będzie pokazany, stanowi on niezwykle ważny dokument w tej pracy przy wyjaśnieniu naszej narodowej tragedii sprzed ponad jedenastu lat" - powiedział.
Zdaniem Morawieckiego, "każdy, komu leży na sercu dobro Polski, musi, powinien pochylić się nad każdym najdrobniejszym faktem, nad analizą, która została przedstawiona w raporcie" podkomisji smoleńskiej.
"Są tam przedstawione pewne bardzo konkretne wyliczenia oparte o najsłynniejsze instytuty badawcze z całego świata" - wskazał premier.
"O instytut amerykański NIAR, czyli instytut, który zajmuje się katastrofami lotniczymi, bada okoliczności katastrof lotniczych oraz sprawdza prawdopodobieństwo różnego rodzaju scenariuszy" - mówił szef polskiego rządu
Prócz tego również - jak dodał - w dwóch innych krajach zachodnioeuropejskich dokonywano bardzo drobiazgowych analiz, wyliczeń związanych z trajektorią lotu samolotu Tu-154 M". "I najwyższej klasy światowi fachowcy zostali włączeni w te prace przez komisję, która zajmowała się wyjaśnieniem" - powiedział Morawiecki.
Niestety - jak ocenił - "po stronie Federacji Rosyjskiej cały czas jest opór i karygodne, wołające o pomstę do nieba działanie o charakterze niedopuszczalnym, a mianowicie brak zwrotu wraku, brak zwrotu oryginalnej czarnej skrzynki".
"To nie pozwala postawić nam jeszcze kilku dodatkowych pytań, albo wyjaśnić dodatkowo pewnych kwestii, które gdyby strona rosyjska miała czyste sumienie, to z całą pewnością mogłaby przekazać te dwa dowody rzeczowe, tamtejszej narodowej tragedii, która nas wszystkich spotkała" - podkreślił premier.
Szef rządu dziękował też wszystkim członkom podkomisji oraz jej przewodniczącemu. "Za tak ciężką, trudną pracę przy tak dramatycznych okolicznościach, pracę wyjaśniającą, pracę przybliżającą nas do prawdy, w tym jakże dramatycznym, tragicznym wydarzeniu, jakim była katastrofa smoleńska sprzed ponad 11 lat" - powiedział Mateusz Morawiecki.
W latach 2010-2011 katastrofę smoleńską badała Komisja Badania Wypadków Lotniczych, której przewodniczącym był ówczesny szef MSWiA Jerzy Miller. W opublikowanym w lipcu 2011 r. raporcie komisja Millera stwierdziła, że przyczyną katastrofy było zejście poniżej minimalnej wysokości zniżania, a w konsekwencji zderzenie samolotu z drzewami prowadzące do stopniowego niszczenia konstrukcji maszyny. Komisja podkreślała, że ani rejestratory dźwięku, ani parametrów lotu nie potwierdzają tezy o wybuchu na pokładzie samolotu.
W lutym 2016 r. przy MON została powołana podkomisja do ponownego zbadania katastrofy, której ustalenia przeczyły tej tezie. Z raportu technicznego opublikowanego w kwietniu 2018 r. wynikało, że samolot Tu-154M został zniszczony wskutek eksplozji.(PAP)
W Ministerstwie Rozwoju przygotowywana jest reforma, w myśl której prawo do ubezpieczenia zdrowotnego będzie miała każda osoba bez pracy czy emerytury - podaje "Rzeczpospolita". Gazeta zauważa, że oznaczałoby to rewolucję w podejściu do tego ubezpieczenia.
"Jeżeli ktoś straci pracę lub nie ma zatrudnienia czy emerytury, będzie składał wniosek do ZUS o ubezpieczenie zdrowotne elektronicznie, np. poprzez PUE ZUS. Dla osób wykluczonych cyfrowo będzie możliwość złożenia wniosku osobiście w oddziale – mówi wiceminister rozwoju, pracy i technologii Iwona Michałek.
Gazeta podaje, że rejestr bezrobotnych ma być tylko dla poszukujących zatrudnienia, a nie ubezpieczenia zdrowotnego.
Według "Rz", pomysł na zredukowanie liczby bezrobotnych figurujących w rejestrach urzędów pracy zaczyna nabierać konkretnych kształtów.
Obecnie prawo do opieki medycznej daje wyłącznie ubezpieczenie związane z zatrudnieniem czy prowadzeniem działalności gospodarczej, rejestracja w pośredniaku, lub w ośrodku pomocy społecznej, albo też dopisanie do ubezpieczenia członka rodziny. (PAP)
Węgierski Wizz Air zapowiedział w czwartek uruchomienie z Polski nowych tras; chodzi o połączenia z Gdańska do Burgas, z Rzeszowa do Londynu Luton oraz do Oslo w Norwegii, a także z Warszawy na hiszpańską wyspę Fuerteventurę. Nowe kierunki zostaną otwarte w czerwcu i we wrześniu br.
"Wizz Air (...) ogłasza dzisiaj dodanie czterech nowych niskokosztowych tras z Polski. W letniej ofercie Wizz Air uruchomione zostaną połączenia z Gdańska do Burgas, z Rzeszowa do Londynu Luton oraz stolicy Norwegii – Oslo, a także z Warszawy na hiszpańską wyspę Fuerteventurę" - podał w komunikacie przewoźnik.
Jak podała linia, nowe trasy z Polski zostaną otwarte w czerwcu i we wrześniu 2021 roku.
Przewoźnik podkreślił, że nowa oferta to wsparcie rozwoju branży lotniczej i hotelarskiej w Bułgarii, Norwegii, Hiszpanii i Wielkiej Brytanii.
Połączenia będą realizowane dwa razy w tygodniu na trasach Gdańsk - Burgas, Rzeszów - Oslo i Warszawa - Fuerteventura, natomiast połączenie Rzeszów - Londyn Luton trzy razy w tygodniu.
Wizz Air podkreślił, że w celu zapewnienia bezpieczeństwa podróży wdrożył dodatkowe procedury w zakresie higieny ułatwiające utrzymywanie dystansu fizycznego podczas wchodzenia na pokład oraz zwiększenie czystości w samolocie.
"Pasażerowie powinni odprawiać się drogą elektroniczną oraz dokonywać płatności online za usługi (m.in. wykupując dodatkowy bagaż), aby zminimalizować zbędny kontakt fizyczny na lotnisku. W celu prób powstrzymania rozprzestrzeniania się możliwych infekcji, pasażerowie są proszeni o przestrzeganie nowych zasad dotyczących dystansu fizycznego zarówno podczas wchodzenia, jak i schodzenia z pokładu" - czytamy.
Jak dodała firma, mimo że filtry HEPA znajdujące się we wszystkich samolotach Wizz Air odfiltrowują z powietrza w kabinie 99,97 proc. wirusów i bakterii, załoga oraz pasażerowie są zobowiązani nosić maski podczas całego lotu.
Wizz Air ma pięć baz w Polsce: Warszawa, Katowice, Kraków, Gdańsk i Wrocław. Przewoźnik dysponuje w sumie 136 samolotami typu Airbus A320 i A321. Linia jest notowana na londyńskiej giełdzie papierów wartościowych pod nazwą WIZZ. (PAP)
Prezes UOKiK Tomasz Chróstny sprzeciwia się planom wprowadzenia przez banki ujemnego oprocentowania depozytów dla klientów indywidualnych - poinformował w środę Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Dodał, że ujemne oprocentowanie lokat byłoby bezpodstawne prawnie i szkodliwe dla gospodarki.
Urząd ocenił, że taka próba mogłaby podważyć i tak już nadwyrężone zaufanie społeczeństwa do systemu bankowego i doprowadzić do wycofywania oszczędności na dużą skalę. Podkreślił, że w skierowanym do 23 banków wezwaniu Prezes UOKiK przedstawił zastrzeżenia żądając jednocześnie wyjaśnień, czy i jakie działania prowadzą poszczególne banki w tej sprawie.
Jak poinformowano w środowym komunikacie UOKiK, Prezes Urzędu będzie się wnikliwie przyglądał działaniom banków. "Na bieżąco analizujemy sytuację oraz śledzimy kroki podejmowane przez sektor finansowy. Wprowadzenie ujemnego oprocentowania depozytów przez którykolwiek z banków przy nieujemnych stopach procentowych byłoby działaniem sprzecznym z zasadami współżycia społecznego i dobrymi obyczajami. Jeśli do tego dojdzie, podejmiemy działania dostępne w ramach naszych kompetencji, aby chronić konsumentów" – zapowiedział Tomasz Chróstny.
UOKiK napisał, że z doniesień medialnych oraz zapowiedzi Związku Banków Polskich wynika, iż sektor bankowy rozważa wprowadzenie ujemnego oprocentowania depozytów lub środków zgromadzonych na kontach klientów indywidualnych.
Zdaniem UOKiK taka sytuacja oznaczałaby, że konsument byłby zmuszony płacić bankowi za swoje oszczędności zgromadzone na przykład na rachunku oszczędnościowo-rozliczeniowym, w oparciu o które sektor bankowy udziela kredytów. "Prezes UOKiK negatywnie ocenia sygnały napływające ze środowiska bankowego" - podano. W ocenie Chróstnego wprowadzenie ujemnego oprocentowania depozytów uderzy w konsumentów, powodując jednocześnie szereg ryzyk o charakterze makroekonomicznym.
"Nie można karać konsumentów za oszczędzanie. Tego typu zakusy ze strony niektórych banków i ich organizacji branżowej z pewnością podważą i tak już nadwyrężone zaufanie społeczeństwa do systemu bankowego. Oszczędności konsumentów narażone są na uszczuplenie siły nabywczej z powodu zerowego oprocentowania depozytów, rosnących opłat i prowizji bankowych czy wyższej niż w ostatnich latach inflacji. Wprowadzenie ujemnego oprocentowania depozytów przez banki byłoby jednak nieporównywalnie potężniejszym ciosem wymierzonym w oszczędności konsumentów" – zaznaczył prezes UOKiK.
W opinii urzędu, gdyby banki wprowadziły ujemne oprocentowanie lokat, konsumenci mogliby szukać alternatywnych i nie zawsze bezpiecznych sposobów lokowania pieniędzy. To - według UOKiK - mogłyby doprowadzić do np. dalszego wzrostu cen nieruchomości czy rozwoju ryzykownych inwestycji.
"Ponadto w sytuacji, gdyby konsumenci zaczęli wycofywać pieniądze z banków i trzymać je w domach, wzrosłaby najprawdopodobniej skala kradzieży i oszustw dokonywana względem konsumentów. Już obecnie, jak wskazują dane Narodowego Banku Polskiego, około 300 mld złotych stanowią środki w obiegu gotówkowym - wycofanie środków z lokat oraz kont bankowych może dodatkowo zwiększyć liczbę gotówki w obiegu, a także szarą strefę. Jest to o tyle istotne, iż na wysokie koszty obiegu gotówki skarżą się same banki" - podkreślono w komunikacie.
Dodano, że depozytami klientów indywidualnych na rachunkach bank obraca, udzielając kredytów i pożyczek innym klientom, zarabiając na tego typu świadczonych usługach. "Dodatnie oprocentowanie depozytów jest niejako wynagrodzeniem dla klienta za to, że bank obraca jego pieniędzmi, w wyniku czego osiąga korzyści ekonomiczne dla siebie jako instytucji. Wprowadzając oprocentowanie ujemne, banki żądałyby od konsumentów opłat za to, że obracają ich pieniędzmi, osiągają z tego tytułu zyski" - podano.
UOKiK poinformował, że stoi na stanowisku, iż wprowadzanie ujemnego oprocentowania lokat byłoby zarówno bezpodstawne prawnie, jak i szkodliwe dla całego rynku finansowego i gospodarki, w szczególności ze względu na zmiany postaw konsumentów do oszczędzania. "Warto zauważyć, iż w przeciwieństwie do klientów korporacyjnych, klienci indywidualni mogą stosunkowo łatwo przejść na obrót gotówkowy. Europejskie banki komercyjne zdają sobie z tego sprawę, dlatego nawet pomimo obowiązujących od lat w strefie euro ujemnych stóp procentowych, 99 proc. depozytów gospodarstw domowych ma nieujemne oprocentowanie" - wskazał.(PAP)
UE chce do 25 czerwca wprowadzić tzw. paszport covidowy. Ułatwiłby podróże, ale i korzystanie z kin czy stadionów - pisze poniedziałkowa "Rzeczpospolita" i informuje, że Polska uczestniczy w procesie, który ma doprowadzić do wprowadzania w tym terminie zaświadczeń cyfrowych.
"Jesteśmy gotowi wydawać takie certyfikaty już dziś. Mamy bazę osób zaszczepionych z unikalnym kodem QR, a więc takim, którego nie można podrobić. Ale sens tego pomysłu tkwi w możliwościach wszystkich krajów unijnych. Czekamy na rozporządzenia Komisji Europejskiej – mówi, cytowany przez "Rz" wysokiej rangi urzędnik z kancelarii premiera.
Dziennik zauważa, że kraje UE chcą wprowadzić "paszport covidowy" dla swoich obywateli przed wakacjami, by umożliwić swobodniejsze podróżowanie osób zdrowych.
"Na szybkim stworzeniu takiego dokumentu zależy przede wszystkim tym krajom, w których turystyka stanowi ważną gałąź gospodarki. To głównie Grecja, Włochy, Hiszpania, Chorwacja, Bułgaria czy Turcja. Z „paszportem covidowym” są wiązane znacznie większe nadzieje niż tylko swobodne podróżowanie. Tak jak w Izraelu czy Nowym Jorku również w Polsce taki dokument mógłby otwierać zaszczepionym wejścia do kin, teatru, na stadiony, co miałoby ogromne znaczenie dla funkcjonowania społeczeństwa i ożywienia gospodarki" - wyjaśnia gazeta.
Przypomina też wypowiedź premiera Mateusza Morawieckiego, który zapytany w czwartek, kiedy będziemy mogli swobodnie podróżować po Europie z takim certyfikatem, przyznał, że "rozmowy na poziomie UE prowadzone są na etapie wstępnym", a problemem jest dostępność szczepień.
Według dziennika dyskusje na temat szczegółów od wielu miesięcy toczą się na forum grupy roboczej Rady UE. "Główne zasady są już znane – certyfikat będą dostawać osoby, które przechorowały Covid-19, są zaszczepione podwójną dawką szczepionki lub mają negatywny wynik testu. Nie będą one m.in. musiały odbywać kwarantanny, która obecnie paraliżuje podróżowanie" - twierdzi gazeta.
Według niej paszport będzie miał formę cyfrową. Ponadto "UE stworzy jednolitą infrastrukturę, a poszczególne państwa zdecydują, jakie dane o swoich obywatelach będą udostępniać".
Ministerstwo Zdrowia poinformowało dziennikarzy "Rz", że "Polska bierze aktywny udział w procesie, który zakłada wprowadzenie i uruchomienie do 25 czerwca 2021 systemu wzajemnie uznawanych zaświadczeń cyfrowych". (PAP)
Koncentracja wojsk rosyjskich w pobliżu ukraińskich granic budzi nasze zaniepokojenie; Polska zamierza efektywnie wykorzystać okres przewodnictwa w OBWE do podjęcia prób deeskalacji sytuacji na wschodzie Ukrainy - podkreśliło w odpowiedzi przesłanej PAP polskie MSZ.
W czwartek z wizytą w Kijowie przebywał szef polskiej dyplomacji Zbigniew Rau, który spotkał się z szefem MSZ Ukrainy Dmytro Kułebą, przedstawicielem Ukrainy w Trójstronnej Grupie Kontaktowej Leonidem Krawczukiem oraz wicepremierem Ukrainy Ołeksijem Reznikowem. Według MSZ wizyta była pilna i związana z "zagrożeniem pokoju u granic Ukrainy".
Minister Rau po zakończeniu wizyty zapewnił, że niepodległa i bezpieczna Ukraina jest niezbywalną częścią Europy, a celem jego wizyty było potwierdzenie, że Ukraina nie jest osamotniona w obronie suwerenności.
MSZ pytane przez PAP o obecną sytuację na Ukrainie podkreśliło, że konfrontacyjna polityka Rosji przejawia się w punktach zapalnych, gdzie winą za eskalację łatwo obarczyć Ukrainę.
"Konfrontacyjna polityka Rosji, tradycyjnie wsparta demonstracyjnymi ruchami wojsk i zaczepnymi ćwiczeniami wojskowymi, jak i zakrojoną na szeroką skalę agresywną polityką dezinformacyjną, w sposób szczególnie jaskrawy przejawia się w punktach zapalnych, gdzie winą za eskalację łatwo jest obarczyć drugą stronę konfliktu. Napięcie w strefie konfliktu na wschodzie Ukrainy rośnie systematycznie niemal od początku bieżącego roku" - podkreślił polski resort spraw zagranicznych.
"Od połowy marca przypadków naruszenia rozejmu jest trzykrotnie więcej niż w styczniu i lutym, co potwierdzają raporty Specjalnej Misji Monitorującej OBWE (SMM). Coraz częściej zdarzają się przypadki bardzo intensywnego, prowokacyjnego ostrzału ze strony wspieranych przez Rosję, nielegalnych formacji zbrojnych. Powodują one poważne incydenty zbrojne, w rezultacie których giną ukraińscy żołnierze" - dodał MSZ.
W Donbasie, gdzie w lipcu 2020 r. weszło w życie zawieszenie broni, obserwowana jest eskalacja konfliktu. Szef sztabu generalnego sił zbrojnych Ukrainy generał Rusłan Chomczak powiedział w minionym tygodniu, że Rosja zwiększa liczebność swych wojsk przy granicy z Ukrainą.
Trwające od 2014 r. walki między siłami ukraińskimi a wspieranymi przez Rosję rebeliantami na wschodzie Ukrainy pochłonęły - jak się ocenia - ponad 13 tys. ofiar śmiertelnych. W piątek szef sztabu generalnego sił zbrojnych Ukrainy generał Rusłan Chomczak zapewnił, że ukraińskie siły są gotowe na zaostrzenie sytuacji w Donbasie i wzdłuż ukraińskiej granicy państwowej. Dodał, że sytuacja jest pod kontrolą i ukraińskie wojska mają ustalone działania w reakcji na prowokacje.
MSZ podkreśliło, że zaniepokojenie budzi koncentracja wojsk w pobliżu ukraińskich granic.
"Nasze zaniepokojenie, podobnie jak sojuszników, budzi koncentracja rosyjskich wojsk w pobliżu ukraińskich granic, w tym na okupowanym Krymie i nad Morzem Czarnym. Napięcie zwiększają także rosyjskie ćwiczenia wojskowe, które w liczbie ponad 4 tys. mają odbyć się w kwietniu w różnych częściach Rosji. W połączeniu z impasem w rozmowach pokojowych daje to mocno niepokojący obraz sytuacji" - zaznaczył w odpowiedzi przesłanej PAP resort dyplomacji.
MSZ zapewnia, że utrzymuje regularny dialog z Ukrainą na szczeblu resortowym, a w tym roku planowane jest jeszcze przynajmniej kilka spotkań.
"Utrzymujemy regularny dialog z Ukrainą na szczeblu MSZ, w bieżącym roku jest planowane jeszcze przynajmniej kilka spotkań na szczeblu ministra SZ i wiceministra odpowiedzialnego za politykę wschodnią, zarówno dwustronnych, jak i w różnych formatach wielostronnych z udziałem Polski i Ukrainy (np. Trójkąta Lubelskiego)" - poinformował PAP resort dyplomacji.
MSZ pytane przez PAP o ewentualne zwrócenie się o interwencję do instytucji międzynarodowych ws. mobilizacji wojsk rosyjskich oceniło, że konflikt rosyjsko-ukraiński jest jednym z najpoważniejszych wyzwań dla bezpieczeństwa europejskiego i niesie duży potencjał destabilizacyjny.
"Polska jest w ścisłym gronie najaktywniejszych państw podnoszących temat rosyjskiej agresji na forum międzynarodowym. Polska aktywnie wspiera i inspiruje przedsięwzięcia wzmacniające presję międzynarodową na Rosję, w ramach UE, ONZ czy OBWE. Jesteśmy także głównym promotorem adaptacji wojskowej NATO i współpracy Sojuszu z Ukrainą. Zaangażowanie wspólnoty międzynarodowej było jednym z przedmiotów rozmów ministra Raua w Kijowie" - podkreśliło ministerstwo.
"Jednocześnie przygotowujemy się do objęcia w przyszłym roku przewodnictwa w OBWE, która jest aktywnie zaangażowana w proces uregulowania konfliktu rosyjsko-ukraińskiego. Ta organizacja prowadzi rozmowy w ramach Trójstronnej Grupy Kontaktowej i kieruje największą operacją OBWE w terenie – Specjalną Misją Monitorującą na Ukrainie. Polska zamierza efektywnie wykorzystać okres przewodnictwa do podjęcia prób deeskalacji sytuacji na wschodzie Ukrainy i wsparcia dotkniętej konfliktem społeczności w Donbasie" - dodał MSZ.
Na pytanie PAP o ewentualne domaganie się przez Polskę zwiększania sankcji unijnych nałożonych na Rosję, MSZ zapewniło, że Polska "nieustannie działa na rzecz wzmocnienia reżimów sankcyjnych UE wobec Rosji z powodu jej agresywnej polityki na Ukrainie".
16 marca 2014 r. przy obecności rosyjskich wojsk okupacyjnych, w Autonomicznej Republice Krymu i mieście Sewastopol przeprowadzono nielegalne "referendum" i następnie tereny te bezprawnie ogłoszono częścią Federacji Rosyjskiej. W odpowiedzi UE na niesprowokowane działania celowo podważające i destabilizujące integralność terytorialną Ukrainy UE wprowadziła sankcje na Rosję, które od tego czasu regularnie przedłuża. Obecnie dotyczą one 177 osób i 48 podmiotów, którym zarzuca się aneksję Krymu i podważanie integralności terytorialnej Ukrainy. (PAP)
To materiał dowodowy, który zostanie przekazany prokuraturze - powiedział o końcowym raporcie podkomisji smoleńskiej jej szef Antoni Macierewicz. Podkreślił przy tym, że obecnie "nie jest to czas", by wydawać rządowi instrukcje dotyczące tego, jak powinien zareagować na ten materiał.
W sobotę, w 11. rocznicę katastrofy smoleńskiej, Telewizja Republika jako pierwsza wyemitowała film przedstawiający ustalenia raportu końcowego podkomisji smoleńskiej, której szefem jest b. szef MON, poseł PiS Antoni Macierewicz. Z ustaleń wynika, że do katastrofy 10 kwietnia 2010 r. w Smoleńsku doszło w wyniku wybuchów w kadłubie i skrzydle samolotu Tu-154, a nie zderzenia maszyny z drzewem.
W późniejszej rozmowie na antenie Telewizji Republika Macierewicz zaznaczył, że w kontekście katastrofy smoleńskiej mowa o tak szerokiej problematyce, że dalsze badania wciąż mogą być prowadzone. Dodał jednak, że film jest relacją z raportu końcowego w zakresie przyczyn tej tragedii. "W tym zakresie jest to raport końcowy" - zaznaczył.
Pytany, jak na raport powinien zareagować polski rząd, szef podkomisji odparł, że "nie jest to czas, żeby wydawać rządowi takie instrukcje". "To jest materiał dowodowy, który oczywiście musi być przekazany i zostanie przekazany prokuraturze, która prowadzi śledztwo i do której należą tego typu działania karne" - powiedział.
W rozmowie z PAP Macierewicz przekonywał, że kluczowym dowodem w sprawie jest odnalezienie na szczątkach samolotu materiałów wybuchowych, co potwierdziły "nie tylko polskie, ale również trzy zagraniczne laboratoria". Jak mówił, chodzi m.in. o pentryt i heksogen - czyli materiały używane przez terrorystów do konstrukcji ładunków wybuchowych. Szef podkomisji smoleńskiej zapewnił jednocześnie, ze jeśli nie zajdą "nadzwyczajne okoliczności", raport końcowy zostanie przyjęty przez podkomisję w głosowaniu jeszcze w kwietniu tego roku.
W latach 2010-2011 katastrofę smoleńską badała Komisja Badania Wypadków Lotniczych, której przewodniczącym był ówczesny szef MSWiA Jerzy Miller. W opublikowanym w lipcu 2011 r. raporcie komisja Millera stwierdziła, że przyczyną katastrofy było zejście poniżej minimalnej wysokości zniżania, a w konsekwencji zderzenie samolotu z drzewami prowadzące do stopniowego niszczenia konstrukcji maszyny. Komisja podkreślała, że ani rejestratory dźwięku, ani parametrów lotu nie potwierdzają tezy o wybuchu na pokładzie samolotu.
W lutym 2016 r. przy MON została powołana podkomisja do ponownego zbadania katastrofy, której ustalenia zupełnie przeczyły tej tezie. Z raportu technicznego opublikowanego w kwietniu 2018 r. wynikało, że samolot Tu-154M został zniszczony wskutek eksplozji.
Postępowanie w związku z katastrofą smoleńską zostało wszczęte w dniu wypadku przez ówczesną Wojskową Prokuraturę Okręgową w Warszawie. Po reformie prokuratury przez rząd PiS śledztwo od zlikwidowanej wtedy prokuratury wojskowej przejęła Prokuratura Krajowa. Od marca 2016 r. sprawą zajął się Zespół Śledczy nr 1 Prokuratury Krajowej, nad którym kierownictwo objął wtedy prok. Marek Pasionek.
W piątek Prokuratura Krajowa przekazała PAP, że postępowanie zostało przedłużone do końca tego roku i "prowadzone są czynności dowodowe dostarczające nowych informacji pozwalających na wyjaśnienie przyczyn katastrofy".(PAP)
Korzystając z naszej strony, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie przez nas plików cookies -
Polityka prywatności.
Zaktualizowaliśmy naszą politykę przetwarzania danych osobowych - RODO.
Więcej dowiesz się TUTAJ.