Kupując polskie produkty, wspierając rodzimych usługodawców realizujemy patriotyzm gospodarczy - mówił podczas VI Nadzwyczajnego Zjazdu Klubów "Gazety Polskiej" wicepremier, minister aktywów państwowych Jacek Sasin.
W sobotę na stronie niezależna.pl...
Posłowie Konfederacji zaapelowali do przedstawicieli rządu, aby nie straszyli Polaków 4. falą pandemii koronawirusa i przywróceniem obostrzeń. "Dość szantażowania moralnego Polaków tym, że jeśli się nie zaszczepią, to będzie kolejna fala" - mówił w środę Dobromir Sośnierz.
Podczas konferencji prasowej w Sejmie poseł Artur Dziambor zacytował dwie wypowiedzi premiera Mateusza Morawieckiego oraz rzecznika rządu Piotra Müllera, które - według niego - dowodzą, że możliwe jest przywrócenie obostrzeń, "jeżeli pokornie nie będziemy się masowo szczepić".
Chodzi o wtorkową wypowiedź Müllera w Programie Pierwszym Polskiego Radia, w której minister powiedział: "Jeżeli chodzi o przymus szczepień, my chcemy pokazywać zalety związane z zaszczepieniem się. Alternatywa jest prosta i chciałbym, żeby ona też wybrzmiała. Jeżeli odpowiednia liczba osób w kraju się nie zaszczepi, co doprowadzi w praktyce do czwartej fali koronawirusa, to faktycznie w Polsce możliwe jest przywrócenie daleko idących obostrzeń w poszczególnych sferach życia społecznego i gospodarczego".
Dziambor zacytował też poniedziałkową wypowiedź szefa rządu w TVP3 Kielce, gdzie Mateusz Morawiecki powiedział: "Jeżeli dojdzie do takiej liczby zakażeń, na skutek tego, że osoby się nie zaszczepią, że trzeba będzie dokonać pewnych zmian w regułach gospodarczych, to będziemy musieli tego dokonać".
W imieniu Konfederacji Dziambor zaapelował, aby przedstawiciele rządu, aby "nie straszyli Polaków".
"Apelujemy do pana rzecznika rządu, do rządu, do pana premiera, aby nie straszyli Polaków, aby nie straszyli rodziców, którzy cieszą się z tego, że już 1 września ich dzieci mają szansę wrócić do normalnej szkoły, aby nie straszył właścicieli i przedstawicieli branży gastronomicznej, turystycznej, biznesowej, którzy dopiero teraz łapią minimalny oddech dzięki temu, że w sezonie mogli się otworzyć, i nadrobić to, co stracili przez czas trwania lockdownu" - oświadczył Dziambor.
Krystian Kamiński mówił o trzech etapach procesu szczepienia Polaków, które według niego polegają kolejno na "bagatelizowaniu" problemów z chęcią Polaków do szczepienia się oraz potrzeby utworzenia funduszu rekompensat za NOP, potem na "zalewaniu ulic propagandą" z udziałem sportowców, czy celebrytów oraz na fantach z loterii dla zaszczepionych. W jego ocenie, nie była to rzeczywista próba przekonania wątpiących, a jedynie propaganda.
Ostatnim etapem procesu szczepienia jest według niego "straszenie", gdyby pozostałe etapy nie zadziałały. Jako przykład, Kamiński przytoczył poniedziałkowy wpis szefa resortu zdrowia Adama Niedzielskiego na Twitterze.
Minister Niedzielski napisał tam: "Stabilizacja zakażeń odchodzi w przeszłość. W porównaniu do poprzedniego tygodnia mamy już 13 proc. wzrost średniej liczby zakażeń. W kolejnych tygodniach będziemy obserwować dalsze wzrosty, o czym świadczy zmiana wskaźnika reprodukcji wirusa, który osiągnął znowu wartość 1".
W ocenie Dobromira Sośnierza, "PiS ma w tej sprawie wiernego sojusznika" po stronie Lewicy, gdyż - jak relacjonował wtorkowe obrady Komisji Regulaminowej - posłowie Lewicy "ścigali się z rządem na wygłaszanie proroctw, co do nadejścia czwartej fali". "Jak widać, Lewica również jest podłączona do tej samej szklanej kuli, do której ma dostęp minister Niedzielski" - ironizował. (PAP)
Podróże po Europie wciąż łączą się z koniecznością przedstawiania zaświadczeń o odbyciu szczepienia przeciw Covid-19 lub negatywnego wyniku testu na obecność koronawirusa. Wszystkie kraje Unii Europejskiej uznają Unijny Certyfikat Covid, zestandaryzowany dokument potwierdzający szczepienie, nabycie odporności przez przejście infekcji lub wynik testu, co ułatwia podróże po kontynencie.
Do Grecji turyści z Polski mogą wjechać, przedstawiając negatywny wynik testu antygenowego na obecność koronawirusa (sprzed maksymalnie 48 godz.) lub badania PCR (nie starszego niż sprzed 72 godz.). Zamiast testu można też okazać zaświadczenie o ukończeniu pełnego cyklu szczepień przeciw Covid-19 (od ostatniej dawki muszą minąć dwa tygodnie) albo dokument potwierdzający przejście infekcji (pozytywny wynik testu wykonanego od 30 do 180 dni przed podróżą). Z tego obowiązku zwolnione są dzieci poniżej 12. roku życia. Przybywający do Grecji mogą być poddawani wyrywkowym badaniom na obecność SARS-CoV-2. Wszyscy podróżni, niezależnie od wieku, muszą wypełnić dostępny online formularz lokalizacyjny. Należy to zrobić najpóźniej do północy (czasu greckiego, godz. 23 w Polsce) dnia poprzedzającego przekroczenie granicy. Po uzupełnieniu formularza turyści otrzymają pocztą elektroniczną kod QR, który należy okazać na granicy.
Jadąc do Chorwacji z Polski, trzeba przedstawić negatywny wynik testu antygenowego (wykonanego do 48 godz. przed wjazdem) lub PCR (sprzed maksymalnie 72 godz.) albo świadectwo szczepień bądź pozytywny wynik testu udowadniający przejście zakażenia w poprzedzającym wizytę półroczu. Do kraju mogą również wjechać osoby, które przyjęły tylko pierwszą dawkę szczepionki (musiało to nastąpić na 22 do 42 dni przed wjazdem w przypadku preparatów Pfizera i Moderny lub na 22 do 84 dni, gdy szczepiliśmy się substancją AstraZeneca). Bez żadnych dokumentów sanitarnych granicę mogą przekroczyć dzieci poniżej 12 lat. Przy wjeździe należy wypełnić formularz lokalizacyjny, by skrócić tę procedurę można go wcześniej wypełnić online.
Do Włoch urlopowicze z Polski mogą wjechać, okazując negatywny wynik testu antygenowego lub PCR (wykonanego nie wcześniej niż 48 godz. przed przekroczeniem granicy). Zamiast niego można się wylegitymować certyfikatem potwierdzającym szczepienie (muszą minąć dwa tygodnie od ostatniej dawki) lub przejście infekcji (w ciągu ostatnich 6 miesięcy). Te wymagania nie dotyczą dzieci poniżej 6. roku życia. Wjazd do Włoch trzeba też zarejestrować na internetowej platformie.
Wybierając się do Hiszpanii, polscy turyści nie muszą okazywać żadnych certyfikatów sanitarnych. Przed podróżą trzeba jednak wypełnić w internecie formularz, po wykonaniu tej czynności otrzymamy kod QR, który należy okazać przed wejściem na pokład samolotu oraz po przylocie do Hiszpanii.
Podróżując do Bułgarii z Polski, należy udowodnić negatywny wynik testu (badanie antygenowe sprzed maksymalnie 48 godz. lub test PCR wykonany nie wcześniej niż 72 godz. przed wjazdem), przyjęcie szczepionki lub przechorowanie Covid-19. Z tego obowiązku zwolnione są dzieci do 12 lat.
Lecąc do Portugalii, polscy turyści muszą przedstawić negatywny wynik badania antygenowego (nie starszego niż sprzed 48 godz.) lub PCR (wykonanego w przeciągu 72 godz. przed przybyciem). Z tego obowiązku zwolnione są osoby, które posiadają Unijny Certyfikat Covid potwierdzający zaszczepienie lub przejście infekcji. Nie dotyczy do dzieci poniżej 12. roku życia. Wszyscy pasażerowie lecący do Portugalii muszą również wypełnić przed podróżą dostępny online formularz lokalizacyjny.
Udając się na Cypr, turyści z Polski nie muszą okazywać zaświadczeń zdrowotnych, są jednak zobowiązani do wypełnienia (w przeciągu 48 godz. przed wylotem) internetowego formularza lokalizacyjnego.
Na Maltę urlopowicze z Polski mogą polecieć, przedstawiając Unijny Certyfikat Covid potwierdzający przejście pełnego cyklu szczepień przeciwko Covid-19. Osoby bez takiego zaświadczenia, nawet te, które przeszły infekcję lub mają aktualny negatywny test, będą kierowane na 14-dniową, płatną z własnej kieszeni, kwarantannę. Świadectwo szczepień jest wymagane od podróżnych, którzy skończyli 12. rok życia. Nie muszą go okazywać dzieci poniżej 5 lat. Towarzyszące zaszczepionym rodzicom dzieci w wieku 5-11 lat oraz osoby, które z przyczyn medycznych nie mogą poddać się szczepieniom, unikną kwarantanny pod warunkiem przedstawienia negatywnego wyniku testu PCR sprzed maksymalnie 72 godz.
Do Francji podróżni z Polski mogą wjechać, okazując świadectwo przejścia pełnych szczepień przeciwko Covid-19 (muszą minąć co najmniej dwa tygodnie od ostatniego zastrzyku dwudawkową szczepionką albo cztery tygodnie od przyjęcia jednodawkowego preparatu Johnson & Johnson). Zamiast tego certyfikatu można też okazać negatywny wynik testu PCR lub antygenowego przeprowadzonego w przeciągu 72 godz. przed kontrolą. Dzieci poniżej 11 lat nie potrzebują żadnych zaświadczeń. Wszyscy przekraczający francuską granicę muszą ponadto wypełnić deklarację o stanie zdrowia.
Do Rumunii, Czarnogóry, Albanii i Macedonii Północnej turyści z Polski mogą wjechać bez przedstawiania żadnych zaświadczeń sanitarnych.
Od urlopowiczów z Polski udających się do Turcji wymaga się przedstawienia negatywnego wyniku badania PCR (sprzed maksymalnie 72 godz.) lub antygenowego (nie starszego niż sprzed 48 godz.). Z tego obowiązku zwolnione są dzieci poniżej 6 lat, a także osoby, które przeszły pełen cykl szczepień (musi minąć 14 dni od ostatniego zastrzyku) lub przeszły infekcję. Przed lotem do Turcji należy także wypełnić cyfrowy formularz podróży (trzeba to uczynić w przeciągu 72 godz. przed wylotem) oraz papierowy formularz lokalizacyjny.
Turyści udający się do Egiptu muszą okazać negatywny wynik testu PCR wykonanego najwcześniej 72 godz. przed przylotem. W największych egipskich kurortach, takich jak Hurghada, Szarm El-Szejk czy Marsa Alam można też wykonać badanie po przylocie, na lotnisku. Obowiązek nie dotyczy dzieci do 6 lat. Zwalnia z niego również świadectwo przejścia pełnego cyklu szczepień (od podania ostatniej dawki musi minąć 14 dni).
Zaświadczenia o zaszczepieniu przeciwko Covid-19, przejściu infekcji lub aktualnym, negatywnym wyniku testu na obecność koronawirusa najłatwiej przedstawiać w formie Unijnego Certyfikatu Covid, który honorują wszystkie kraje Unii Europejskiej. Unijne certyfikaty mają zunifikowaną formę, są wydawane w formie papierowej lub cyfrowej (można je okazać w aplikacji lub w zachowanym np. na smartfonie pliku), każdy z nich zawiera kod QR i opis w języku angielskim.
Komunikatory, internet rzeczy, hot spoty to najważniejsze obszary działania rozporządzenia o e-Prywatności, zwanego RODO II. To będzie rewolucja w przetwarzaniu informacji o nas w sieci - ocenia prezes Stowarzyszenia Prawa Nowych Technologii Xawery Konarski.
Projekt rozporządzenia o e-Prywatności ma już akceptację Komisji Europejskiej i Rady UE, pozostaje uzgodnienie jej z Parlamentem Europejskim. W maju w KPRM powołano zespół ds. wdrożenia tych przepisów i opracowania projektu odpowiedniej ustawy.
"Więc wszystko wskazuje, że będziemy mieli nowe prawo, będące rewolucją w obszarze tego, co dotyczy przetwarzania informacji o nas w sieci" - powiedział PAP Konarski. Jak dodał, trzy najważniejsze obszary działania nowej regulacji to komunikacja elektroniczna, internet rzeczy oraz hot spoty.
Rozporządzenie o e-Prywatności zakłada podniesienie stopnia ochrony tzw. usług interpersonalnych - komunikatorów czy poczty elektronicznej. W rozporządzenie zostaną włączeni np. dostawcy poczty elektronicznej, komunikatory internetowe, częściowo usługi wideokonferencyjne czy wideoczaty.
Prezes SPNT podkreślił, że w stosunku do RODO będzie to poszerzenie zakresu chronionej informacji, m.in. o metadane. "Dotychczas były chronione na gruncie RODO, teraz poziom ochrony wzrośnie i prawdopodobnie będziemy musieli wyrażać dodatkowe zgody" - zaznaczył Konarski. "Metadane bardzo dużo o nas mówią, a często nie zdajemy sobie sprawy, ile tych informacji jest tam zbieranych. Uznano, że nasze metadane, typu lokalizacja, używany sprzęt, system operacyjny itp., wszystko co jest zapisywane w tzw. logach systemowych będzie objęte podwyższoną ochroną" - dodał.
Jak ocenił, w praktyce działanie nowego rozporządzenia będzie prawdopodobnie wymagać dodatkowych zgód użytkownika.
Rozporządzenie ma objąć także internet rzeczy, czyli komunikację maszyna-maszyna. To np. informacje jakie samochód przesyła do swojego serwisu. "Dziś coraz więcej urządzeń jest +smart+ i coś o nas komunikuje. (...) O tym wszystkim trzeba będzie użytkownika informować, a czasem będzie to wymagało dodatkowej zgody" - wyjaśni Konarski. W jego ocenie, to to rewolucja dla producentów i dystrybutorów, którzy będą musieli się zastanowić jak spełnić te wymogi.
Jak podkreślił prezes SPNT, uporządkowane zostaną również kwestie plików typu cookie. Jak wyjaśnił, to dziś podstawa przechowywania informacji na naszych urządzeniach i obszar ten jest chroniony. Znacznie rozbudowane zostaną jednak regulacje dotyczące cookies reklamowych, funkcjonalnych, identyfikujących. To jednak nie będzie to taka rewolucja jak w innych obszarach, ale raczej jednoznaczne opisanie tych rodzajów cookies, co do których regulacje nie były do końca sprecyzowane - zaznaczył Konarski.
RODO II wprowadzi też odrębne regulacje, podwyższające poziom ochrony w przypadku hot spotów, czyli punktów dostępowych wi-fi. "Dotychczas przy korzystaniu z hot spotów np. na lotniskach, w pociągach, w restauracjach itp. nie było dokładnie wiadomo jakie informacje takie sieci zbierały" - zaznaczył Konarski. Nastąpi więc dokładne opisanie co, gdzie, jak jest zbierane, w większości przypadków będzie to wymagało naszej dodatkowej zgody - wyjaśnił.
Rozporządzenie o e-Prywatności będzie przewidywało kary dokładnie takie same jak w RODO, czyli do 20 mln euro, albo do 2-4 proc. światowego obrotu firmy. Zakłada też, że za rozporządzenie będzie odpowiadał niezależny organ, jednak nie precyzuje jaki to ma być organ. Jak powiedział Konarski, w Polsce jest kilka koncepcji rozwiązania tej kwestii, a ostateczna decyzja należy do polskiego rządu.(PAP)
Komisja Europejska przyjęła w środę pakiet propozycji legislacyjnych mających na celu dostosowanie unijnej polityki klimatycznej, energetycznej, użytkowania gruntów, transportu i podatków do ograniczenia emisji gazów cieplarnianych netto o co najmniej 55 proc. do 2030 r. w porównaniu z poziomami z 1990 r.
"Osiągnięcie tych redukcji emisji w następnej dekadzie ma kluczowe znaczenie dla Europy, która do 2050 r. stanie się pierwszym na świecie kontynentem neutralnym dla klimatu i urzeczywistni Europejski Zielony Ład" - czytamy w oświadczeniu KE.
"Dzisiejsze propozycje umożliwią niezbędne przyspieszenie redukcji emisji gazów cieplarnianych w następnej dekadzie. Zawierają one: zastosowanie handlu emisjami w nowych sektorach oraz zaostrzenie istniejącego unijnego systemu handlu uprawnieniami do emisji; zwiększone wykorzystanie energii odnawialnej; większą efektywność energetyczną; szybsze wprowadzenie niskoemisyjnych środków transportu oraz infrastruktury i paliw, które je wspierają; dostosowanie polityki podatkowej do celów Europejskiego Zielonego Ładu; środki zapobiegające ucieczce emisji; oraz narzędzia do ochrony i rozwoju naszych naturalnych pochłaniaczy dwutlenku węgla" - wylicza Komisja.
Wśród konkretnych propozycji KE znajduje się m.in. obniżenie ogólnego pułapu emisji i zwiększenie rocznego tempa ich redukcji. Komisja proponuje również stopniowe wycofywanie bezpłatnych uprawnień do emisji dla lotnictwa oraz dostosowanie do światowego mechanizmu kompensacji i redukcji dwutlenku węgla dla lotnictwa międzynarodowego (CORSIA) oraz włączenie emisji z żeglugi po raz pierwszy do EU ETS.
Aby rozwiązać problem braku redukcji emisji w transporcie drogowym i w budynkach, ustanowiono odrębny nowy system handlu uprawnieniami do emisji w odniesieniu do dystrybucji paliwa dla transportu drogowego i budynków. Komisja proponuje również zwiększenie funduszu innowacyjnego i funduszu modernizacyjnego.
Aby uzupełnić znaczne wydatki na klimat w budżecie UE, państwa członkowskie powinny przeznaczać całość swoich dochodów z handlu uprawnieniami do emisji na projekty związane z klimatem i energią - postuluje KE. Specjalna część dochodów z nowego systemu dotyczącego transportu drogowego i budynków powinna łagodzić ewentualne skutki społeczne dla gospodarstw domowych, mikroprzedsiębiorstw i użytkowników transportu znajdujących się w trudnej sytuacji.
"Państwa członkowskie również ponoszą odpowiedzialność za usuwanie dwutlenku węgla z atmosfery, tak więc w rozporządzeniu w sprawie użytkowania gruntów, leśnictwa i rolnictwa ustanowiono ogólny cel UE dotyczący usuwania dwutlenku węgla przez naturalne pochłaniacze, odpowiadający 310 mln ton emisji CO2 do 2030 r. Docelowe poziomy krajowe będą wymagały od państw członkowskich dbania o naturalne pochłaniacze dwutlenku węgla i rozszerzania ich, aby osiągnąć powyższy cel. Do 2035 r. UE powinna dążyć do osiągnięcia neutralności klimatycznej w sektorach użytkowania gruntów, leśnictwa i rolnictwa, co dotyczy również emisji rolniczych innych niż CO2, takich jak emisje pochodzące ze stosowania nawozów i od zwierząt gospodarskich" - proponuje Komisja Europejska.
Przypomina, że produkcja i zużycie energii odpowiadają za 75 proc. emisji w UE, dlatego przyspieszenie przejścia na bardziej ekologiczny system energetyczny ma "zasadnicze znaczenie". W dyrektywie w sprawie odnawialnych źródeł energii zostanie ustalony zwiększony poziom docelowy, zgodnie z którym do 2030 r. 40 proc. energii należy produkować ze źródeł odnawialnych. "Wszystkie państwa członkowskie przyczynią się do realizacji tego celu, a konkretne wartości docelowe zostaną zaproponowane w odniesieniu do wykorzystania energii ze źródeł odnawialnych w transporcie, ogrzewaniu i chłodzeniu, budynkach i przemyśle" - zapowiada KE.
Żeby ograniczyć ogólne zużycie energii, ograniczyć emisje gazów cieplarnianych i rozwiązać problem ubóstwa energetycznego, dyrektywa w sprawie efektywności energetycznej określi bardziej ambitny wiążący roczny cel dotyczący ograniczenia zużycia energii na szczeblu UE.
System podatkowy dotyczący produktów energetycznych musi chronić i usprawniać jednolity rynek oraz wspierać zieloną transformację za pomocą odpowiednich zachęt - uważa KE. W związku z tym, w ramach przeglądu dyrektywy w sprawie opodatkowania energii proponuje ona dostosowanie opodatkowania produktów energetycznych do polityki UE w zakresie energii i klimatu, wspieranie czystych technologii oraz "zniesienie przestarzałych zwolnień i stawek obniżonych", które obecnie zachęcają do stosowania paliw kopalnych. Nowe przepisy mają na celu ograniczenie szkodliwych skutków konkurencji podatkowej w dziedzinie energii, co ma przyczynić się do zabezpieczenia dochodów państw członkowskich z podatków ekologicznych, które są mniej szkodliwe dla wzrostu gospodarczego niż opodatkowanie pracy.
Przedstawiony pakiet legislacyjny jest propozycją, która będzie obecnie dyskutowana przez Radę UE i Parlament Europejski. (PAP)
Koniec silnika spalinowego w Europie jest nieuchronny - powiedziała PAP dyrektor zarządzający Polskiego Stowarzyszenia Paliw Alternatywnych Maciej Mazur. Jak wyjaśnił, w dążeniu do całkowitej dekarbonizacji transportu w UE pomoże też planowana norma Euro 7.
W środę Komisja Europejska w ramach pakietu „Fit for 55” zaproponowała nowe cele emisyjne dla samochodów do roku 2030 i 2035. Do roku 2030 - w przypadku samochodów osobowych - emisja CO2 ma spaść o 55 proc., a w przypadku samochodów dostawczych – o 50 proc. w porównaniu do roku 2021.
"Oznacza to wzrost wartości redukcji o ponad 50 proc. w przypadku osobowych i niemal 70 proc. dla samochodów dostawczych w stosunku do celu wyznaczonego zaledwie 3 lata temu" - zauważył Mazur. Jak ocenił, to ambitny cel, który przekłada się na bardzo znaczące ograniczenie liczby samochodów z silnikami spalinowymi na drogach.
Jak dodał, oceniając realność wdrożenia tego pomysłu, należy mieć na uwadze, że założenia Fit for 55 korespondują z wcześniej ogłoszonymi planami poszczególnych państw członkowskich. Podobny zakaz ma zacząć obowiązywać w Danii, Irlandii, Niderlandach, na Słowenii i Szwecji już od roku 2030. Z kolei Francja planowała wprowadzenie analogicznych regulacji od 2040 r., podobnie jak Hiszpania i Portugalia.
"Oczywiście nie wszystkie państwa członkowskie miały takie plany, więc docelowy kształt regulacji unijnych wyklaruje się w toku (prawdopodobnie bardzo intensywnych i długotrwałych) negocjacji pomiędzy Komisją, Parlamentem i Radą" - wskazał.
Jak podkreślił, ich ostateczne brzmienie pozostaje zatem sprawą otwartą. Jednak koniec silnika spalinowego w Europie jest nieuchronny - w dążeniu do całkowitej dekarbonizacji transportu Unia Europejska będzie posługiwała się także innymi narzędziami, takimi jak np. planowana norma Euro 7" – ocenił ekspert.
Od 1 stycznia tego roku obowiązuje norma EURO 6d, która przewiduje, że dopuszczalny poziom emisji pojazdów osobowych to 95 g/km. W 2023 roku współczynnik ma zostać zaostrzony. Kolejna norma – EURO 7 ma wejść w 2025 roku. (PAP)
Należy liczyć się ze wzrostem zachorowań na COVID-19 w Polsce. Pytanie brzmi nie czy, ale kiedy to się stanie – ocenił w rozmowie z PAP prezes Warszawskich Lekarzy Rodzinnych dr Michał Sutkowski. Zaznaczył, że odpowiedzialny za to będzie wariant delta koronawirusa.
W czwartek na Twitterze szef resortu zdrowia Adam Niedzielski napisał: "Od tygodnia 7-dniowa średnia ruchoma nowych zakażeń utrzymuje się w granicach 80. Trend boczny, oznaczający ustabilizowanie liczby nowych zakażeń, stał się faktem. W kolejnych tygodniach musimy liczyć się również ze wzrostami zakażeń".
Prezes Warszawskich Lekarzy Rodzinnych dr Michał Sutkowski powiedział PAP, że liczba zachorowań na COVID-19 może się zwiększyć i będzie za to odpowiedzialny wariant delta koronawirusa.
W czwartek rzecznik Ministerstwa Zdrowia Wojciech Andrusiewicz poinformował, że w 30-40 proc. sekwencjonowanych w laboratoriach próbek stwierdzany jest wariant delta.
Dr Sutkowski podkreślił, że tendencja spadków zakażeń koronawirusem była bardzo wyraźna. Jednak – jak przestrzegł – wariant delta jest zdecydowanie bardziej zaraźliwy niż inne warianty.
Przypomniał, że współczynnik reprodukcji tego wirusa jest na poziomie 6-8. Oznacza to, że tyle osób zaraża jeden zakażony. Dla wirusa odmiany chińskiej ten współczynnik wynosił 1,5, a dla wariantu brytyjskiego 2-2,5. W ocenie eksperta wariant delta wyprze w Polsce inne typy koronawirusa. Wskazał, że około 10 czerwca odpowiadał on za około 8 proc. wszystkich zakażeń, a teraz powoduje 30-40 proc. zachorowań.
Zapytany, czy należy spodziewać się lawinowego przyrostu zakażeń, powiedział, że zależy to od trzech czynników. Pierwszym, najważniejszym, jest tempo szczepień.
"Teraz wykonywanych jest bardzo mało szczepień. Szczepimy 40 czy 50 tys. osób dziennie. To są liczby, które są bardzo małe. 10 razy tyle szczepiliśmy wcześniej" – zauważył.
Drugi czynnik to powroty z zagranicznych wakacji. Dr Sutkowski wskazał na to, że dużo zależy od tego, czy przestrzegane są przez turystów wytyczne sanitarne.
"Starajmy się planować wakacje krajowe" – zachęcił.
Trzeci czynnik wpływający na rozprzestrzenienie się wariantu delta i zwiększone zachorowania to przestrzeganie zaleceń sanitarnych. Z obawą zauważył, że coraz mniej osób nie nosi maski w przestrzeniach zamkniętych.
Dr Sutkowski przewiduje, że kolejna fala zachorowań nie będzie duża i nie przyjdzie zbyt wcześnie. Według niego może nadejść we wrześniu. (PAP)
Trzy czwarte z nas boi się, że wprowadzenie euro w Polsce spowodowałoby wzrost cen, ale ponad połowa popiera ten pomysł - podaje w piątek "Gazeta Wyborcza" powołując się na badanie Eurobarometr.
Gazeta przypomina, że Eurobarometr to badanie opinii mieszkańców Unii Europejskiej - projekt, za którym stoi Komisja Europejska. Informuje, że w ramach tego badania tym razem pod lupę wzięto mieszkańców siedmiu krajów naszego regionu, które do tej pory nie przyjęły euro. To, oprócz Polski, Bułgaria, Czechy, Chorwacja, Węgry, Rumunia i Szwecja.
Ankieterzy badali stosunek ludności tych krajów do euro. Nie tylko pod kątem opinii co do zastąpienia nim narodowej waluty, ale także poziomu wiedzy o euro i konsekwencjach jego przyjęcia dla ankietowanych. Badanie przeprowadzono 20-27 maja z udziałem ponad 7 tys. osób.
"Co się okazało? Np., że średnio tylko co trzeci mieszkaniec naszego regionu wie, że do strefy euro należy już 19 krajów (wobec 27 członków całej UE). A średnie poparcie dla wprowadzenia euro w badanych krajach to 57 proc. (jedynie w Czechach i w Szwecji większość ankietowanych było przeciwnych takiemu rozwiązaniu)" - pisze "GW".
Dziennik rozważa, że "punktu widzenia Polski ciekawie przedstawia się odpowiedź na pytanie, jakiej instytucji zaufaliby mieszkańcy badanych państw, gdyby przed wprowadzeniem euro została prowadzona kampania informacyjna na temat przebiegu zmiany waluty".
Podaje, że 61 proc. Polaków zaufałoby informacjom płynącym na ten temat z Narodowego Banku Polskiego. "Tylko 61 proc., bo jest to najniższy rezultat wśród badanych państw. Z większą uwagą Polacy posłuchaliby w tej sprawie instytucji unijnych – tutaj padło 68 proc. wskazań" - dodaje.
W stosunku do poprzedniego roku, liczba zwolenników wprowadzenia europejskiej waluty w Polsce wzrosła o 8 pkt. proc. "I o tyle samo stopniały szeregi jej przeciwników. Przed rokiem za wprowadzeniem euro było 48 proc. Polaków, a przeciw 49 proc." - podaje.
Według niej teraz to zwolennicy euro mają większość. "Jest ich 56 proc., a przeciwników 41 proc. Nieco mniej, bo 51 proc. Polek i Polaków (wzrost o 6 pkt proc. w porównaniu z ub. roku), uważa, że przyjęcie euro miałoby pozytywne skutki dla naszej gospodarki. Ale w tej sprawie wciąż jest silny elektorat negatywny, tj. 42 proc. ankietowanych w Polsce uważa, że przyjęcie wspólnej waluty miałoby kiepskie skutki gospodarcze. Ale w ciągu roku ta liczba spadła również aż o 8 pkt. proc." - podkreśla.
Według "GW" Polacy nieco bardziej niż średnio w innych badanych państwach obawiają się, że wejście do strefy euro spowoduje podwyżki cen - takie obawy ma 74 proc. Polaków, podczas gdy średnia dla wszystkich badanych państw to 71 proc.(PAP)
"Jeżeli głośniejszą stroną jest strona, która z nienawiścią mówi o osobach, które zachęcają do szczepień, to coś jest nie tak. Tą głośniejszą stroną powinna być strona, która mówi o tym, że szczepienia są potrzebne" - powiedział w czwartek rzecznik Ministerstwa Zdrowia Wojciech Andrusiewicz.
Podczas konferencji prasowej Adrusiewicz zapytany o wysyłane pogróżki i wylewający się hejt w stronę lekarzy zachęcających polskich obywateli do szczepień przeciw COVID-19 odpowiedział, że wie, z czym spotykają się lekarze, dlatego, że "my z różnego rodzaju pogróżkami i niecenzuralnymi słowami pod naszym adresem w ministerstwie spotykamy się na co dzień".
"Dostaję dziennie czasem po kilka maili z pogróżkami, z dosyć wulgarnymi słowami kierowanymi pod moim adresem, minister zdrowia również niejednokrotnie dostawał pogróżki" - poinformował rzecznik. "To są najczęściej grupy osób niechętne szczepieniom, delikatnie rzecz ujmując" - dodał.
Andrusiewicz zapewnił, że ministerstwo stara się reagować na takie sytuacje na bieżąco, informując odpowiednie służby. "Sami w tym zakresie podejmować działań nie możemy, służby reagują na bieżąco. Policja stara się znaleźć osoby, które kierują te pogróżki" - powiedział.
Przyznał, że znalezienie części tych osób jest trudne. Wynika to z tego, że często są to osoby, które zakładają nowe adresy mailowe nie z własnego komputera.
Dodał, że szczepienia są potrzebne i promowanie ich powinno być "głośniejsze" aniżeli hejt i nienawiść do osób, które zachęcają do szczepień. "To jest też kwestia odpowiedzialności naszej społecznej, całego społeczeństwa" - mówił.
Pięć razy po 50 000 zł i 60 hulajnóg elektrycznych jest do wygrania w ramach nagród tygodniowych loterii szczepionkowej; pierwsze tego typu losowanie odbędzie się w środę. Te same nagrody będzie można wygrać w 11. kolejnych tygodniowych losowaniach.
Pierwsze tygodniowe losowanie ma odbyć się w środę i dotyczy osób zarejestrowanych od 1 do 11 lipca; kolejne losowania odbędą się 21 i 28 lipca, a po cztery zaplanowano w sierpniu i wrześniu, jedno w październiku. W sumie 12 losowań tygodniowych. W każdym z nich do wygrania będzie pięć razy 50 tys. zł (pula – 3 mln zł) i po 60 hulajnóg elektrycznych (łącznie 720 sztuk).
Jak podało MF, wszystkie nagrody w Loterii Narodowego Programu Szczepień są zwolnione od podatku dochodowego, czyli zarówno wygrane natychmiastowe (200 zł, 500 zł), jak i nagrody w postaci hulajnóg, samochodów czy gotówki (50 tys. zł, 100 tys. zł, a nawet 1 mln zł).
Oprócz nagród tygodniowych, w loterii są także nagrody natychmiastowe, miesięczne oraz nagroda finałowa.
Co 500. osoba biorąca udział w loterii wygra 200 zł, a co 2000. grający – 500 zł. Z kolei podczas każdego z 3 losowań miesięcznych można wygrać dwie wygrane w wysokości 100 000 zł oraz dwa samochody toyota corolla (łącznie sześć sztuk). Losowanie finałowe odbędzie się 6 października. Uczestnicy loterii zagrają wówczas o dwie nagrody po 1 mln zł każda, a także o dwa samochody toyota C-HR.
Ogólnopolska Loteria Narodowego Programu Szczepień jest jedną z form zachęty do szczepienia przeciw COVID-19. Mogą w niej brać udział osoby, które ukończyły 18 lat, dokonały kompletnej procedury zaszczepienia przeciwko COVID-19 i zarejestrowały się w loterii do 30 września br. Rejestracji można dokonać poprzez Internetowe Konto Pacjenta na stronie pacjent.gov.pl lub dzwoniąc na Infolinię Narodowego Programu Szczepień pod numer 989.
Jak informował Totalizator Sportowy (TS), zwycięzcy nagród codziennych (natychmiastowych) są o tym informowani przez organizatora, czyli TS – wiadomością SMS. Następnie na numer telefonu podany podczas rejestracji do loterii otrzymują SMS bezpośrednio z PKO BP zawierający kod awizo, kwotę wypłaty i termin ważności kodu; wygraną można podjąć z bankomatów banku lub odebrać w każdej jego placówce.
W przypadku nagród o wyższej wartości, a takimi będą już wygrane tygodniowe, miesięczne czy finałowe, Totalizator Sportowy w ciągu dwóch dni licząc od dnia następnego po losowaniu wyśle do laureatów SMS, w którym zwycięzcy otrzymają link do formularza z oświadczeniem niezbędnym do przekazania nagrody. Ponadto wyniki losowań można znaleźć na stronie internetowej loterii.
Całkowita wartość puli nagród przeznaczonych przez organizatora na wygrane wynosi 21 mln 989 tys. 280 zł brutto. Liczba nagród jest ograniczona i wynosi 52 tys. 796 sztuk.
Szczegóły dotyczące loterii, w tym terminy losowań oraz regulamin można znaleźć na stronie internetowej poświęconej Loteria Narodowego Programu Szczepień.
Zgodnie z regulaminem, nagrody wydawane są najpóźniej do 31 stycznia 2022 r.
Organizatorem loterii jest Totalizator Sportowy, spółka, w której wszystkie udziały ma Skarb Państwa. (PAP)
Narodowy Bank Polski zakłada, że wpływ czwartej fali pandemii na gospodarkę będzie niewielki - poinformował podczas poniedziałkowej wideokonferencji dyrektor Departamentu Analiz Ekonomicznych NBP Piotr Szpunar.
Jak podkreślił Szpunar, kolejna fala pandemii jest najpoważniejszym czynnikiem ryzyka uwzględnionym w projekcjach, zawartych w opublikowanym w poniedziałek "Raporcie o inflacji - lipiec 2021 r." Narodowego Banku Polskiego. Dyrektor zaznaczył, że wpływ czwartej fali na życie gospodarcze czy aktywność gospodarczą powinien być niewielki. Przypomniał, że już w listopadzie 2020 r. NBP przewidywał, iż kolejne fale pandemii będą najprawdopodobniej w coraz mniejszym stopniu oddziaływać na aktywność gospodarczą. "Co nie znaczy, że są bez znaczenia” - zaznaczył.
“Dane za maj i czerwiec o wysokiej częstotliwości pokazują wyraźnie, że mamy realizację odłożonego popytu. Najpierw na dobra trwałego użytku a potem również na usługi, zwłaszcza z tych sektorów HoReCa, które były tak długi czas zamknięte” - dodał dyrektor.
Jak z kolei zwracał uwagę wicedyrektor Departamentu Analiz Ekonomicznych Jacek Kotłowski, konsumenci zaadaptowali się do warunków pandemicznych, korzystnie działa również stopniowe znoszenie obostrzeń epidemicznych, a także wciąż relatywnie wysoki poziom stopy oszczędności gospodarstw domowych. Czynnikiem oddziałującym negatywnie pozostają zmiany w zachowaniu ludności w obawie przed zakażeniem, które przekładają się na obniżone nastroje konsumenckie.
Według prognoz NBP spodziewany jest dalszy wzrost popytu, na który wpływ może jednak wywierać nieprzewidywalna obecnie czwarta fala pandemii koronawirusa. Spożycie gospodarstw domowych jest - jak wskazał Kotłowski - czynnikiem silnie wspierającym ożywienie polskiej gospodarki.
Biorąc pod uwagę wzrosty zakażeń w innych krajach, to jest koniec dalszego podnoszenia prognoz wzrostów PKB dla innych gospodarek - dodał Kotłowski. W przypadku Polski NBP dokonał rewizji i w kolejnych latach spodziewa się wzrostu PKB na poziomie 5,3-5,4 proc. PKB. Podwyższony poziom inflacji w ostatnich miesiącach według Kotłowskiego wynika natomiast przede wszystkim z wysokiej dynamiki cen energii, która będzie głównym czynnikiem kształtującym inflację w kolejnych latach.
Zdaniem wicedyrektora, znaczącym czynnikiem napędzającym gospodarkę będą inwestycje, które "pozytywnie zaskoczyły w pierwszym kwartale". Jak stwierdził Kotłowski, NBP spodziewa się iż niski stopień automatyzacji produkcji będzie działał w kierunku dalszego wzrostu inwestycji w przemyśle, rozwijane będą również te dotyczące transportu oraz w maszyny ze względu na zmiany sposobów świadczenia usług.
NBP ocenia też, że realizacja Krajowego Planu Odbudowy doda do wzrostu PKB po 0,4 pkt. proc. w latach 2022 i 2023. Z kolei wpływ na inflację pojawi się dopiero w 2023 r. i będzie to ok. 0,2 pkt. proc. – zaznaczył Jacek Kotłowski.
„Za mało wiemy, aby ten program uwzględnić w naszej projekcji. Zarysy są takie, że nastąpi obniżenie klina podatkowego dla mniej zarabiających i dla emerytów, co spowoduje wzrost dochodu rozporządzalnego i zapewne wzrost konsumpcji, co powinno się przełożyć także na inwestycje” – podkreślił z kolei dyrektor Szpunar.
Zgodnie z centralną ścieżką projekcji inflacji, która znalazła się w lipcowym raporcie, inflacja w 2021 r. wyniesie 4,2 proc., 3,3 proc. w 2022 r. i 3,4 proc. w 2023 r. W opublikowanej w raporcie centralnej ścieżce projekcji wzrostu PKB bank centralny ocenił, że w 2021 r. wzrost ten wyniesie 5 proc., w 2022 r. 5,4 proc. i 5,3 proc. w 2023 r. W raporcie bank centralny ocenia też, że stopa inwestycji przedsiębiorstw powróci do poziomu sprzed pandemii w roku 2022. W latach 2022-2023 dynamika wynagrodzeń utrzyma się na podwyższonym poziomie; a planowana przez rząd podwyżka płacy minimalnej w 2022 r. będzie miała neutralny wpływ na tempo wzrostu wynagrodzeń w całej gospodarce - oceniła także NBP w raporcie. (PAP)
Zaszczepienie się przeciw COVID-19 jest aktem patriotyzmu - powiedział w sobotę minister zdrowia Adam Niedzielski w czasie debaty z uczestnikami XVI Zjazdu Klubów Gazety Polskiej w Piotrkowie Trybunalskim.
"Patriotyzm to nie jest tylko kwestia rozumienia historii, wspominania i eksponowania tych wartości, które nas historycznie jednoczą. To walka o siłę naszego kraju. Jeżeli ten patriotyzm rozumiemy uniwersalnie, jako dbanie o dobro naszej wspólnoty, zagwarantowanie, że w codziennych sytuacjach nie kierujemy się tylko i wyłącznie dobrem indywidualnym, ale dobrem wspólnoty (...), to popatrzcie na patriotyzm przez pryzmat tego, co się teraz dzieje. Uważam, że zaszczepienie się jest aktem patriotyzmu" - mówił minister zdrowia Adam Niedzielski podczas debaty z uczestnikami sobotniego zjazdu klubów Gazety Polskiej.
Zdaniem Niedzielskiego, jesienią czeka Polaków finał kluczowej batalii, która rozegra się w wakacje. Mówiąc to, miał na myśli zachorowania na COVID-19 i szczepienia przeciwko tej chorobie.
"Jeżeli czwarta fala COVID-19 będzie duża - pod kątem liczby zakażeń, hospitalizacji i liczby zgonów - to oznacza konieczność wprowadzania znowu poważnych restrykcji i ograniczeń w gospodarce. (...) Będą niepokoje społeczne z tym związane, bo wszyscy już mamy tego serdecznie dosyć. Jeżeli na jesień okaże się, że będziemy musieli do tego wrócić, to przegramy gospodarczo, politycznie, bo każda nasza porażka będzie wskazywana jako wzmocnienie kapitału politycznego przeciwników" - wyjaśnił.
Niedzielski zaznaczył, że jako szef resortu zdrowia jest gwarantem tego, że szczepienia organizowane w kraju są odpowiedniej jakości.
"Nasz system instytucjonalny jest tak zbudowany, że nawet jak firmy farmaceutyczne przynoszą nam optymistyczne liczby, to my to wszystko sprawdzamy. Mamy szereg instytucji, które to wszystko weryfikują, o których mniej się mówi, ale jest np. Urząd Rejestracji Leków i Wyrobów Medycznych, Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego, inspekcja sanitarna, gdzie Główny Inspektor Sanitarny zajmuje się rejestrowaniem działań niepożądanych. Całe zaplecze pilnuje tego, abyście państwo mogli ten patriotyzm prezentować w sposób świadomy" - dodał.
Minister odniósł się również do narracji antyszczepionkowców, która - według niego - prowadzi do zakłócenia porządku w naszym kraju. Zwrócił uwagę na to, co dzieje się w mediach społecznościowych.
"Jak pojawia się wypowiedź, która jest dla szczepień korzystna, w ciągu ułamków sekundy pojawiają się odpowiedzi dezawuujące to i to nie w sposób kulturalny. (...) To są boty, sztuczne fermy trolli, które mają za zadanie deprecjonować, prowadzić do destabilizacji, wywoływać emocje, doprowadzić do tego, że na jesień będziemy mieli lockdown i wtedy postawić Polskę w defensywie" - mówił.
Podkreślił, że ostatnio wątkiem eksploatowanym przez antyszczepionkowców jest ryzyko mięśniowego osierdziowego u dzieci, które ma wiązać się ze szczepieniem.
"W całej UE mamy wykonane 200 mln szczepień Pfizerem i Moderną. Odnotowanych przypadków zapalenia mięśnia sercowego było 300 - to nawet nie promil" - zaznaczył.
"Jeżeli was nie przekonują słowa o tym, że jest to manipulacja, to proszę weryfikujcie informacje na własną rękę w dostępnych źródłach publicznych" - dodał.
Według Niedzielskiego, propagowanie idei antyszczepionkowej spycha Polskę na gorszą pozycję - jako kraju i gospodarki.
"Na samym początku procesu szczepień było 35-37 proc. chętnych. Potem, jak zorganizowaliśmy potężną akcję logistyczną, tysiące punktów szczepień, dziesiątki tysięcy personelu, sprowadziliśmy najlepsze wiarygodne preparaty, m.in. nie dopuszczając np. szczepionek chińskich i rosyjskich, które nie były dostatecznie zweryfikowane - zwróćcie uwagę, co się stało z opiniami społecznymi, jak te manipulacje okazały się skuteczne" - zauważył.
"Startując z 35 proc. chętnych, później doszliśmy do 70 proc. i od dwóch miesięcy stoi. To target, jaki wyznaczają sobie manipulatorzy, aby te 30 proc. nieprzekonanych się nie zwiększało, bo to wystarczająca siła do wywoływania niepokoju społecznego" - wyjaśnił.
W opinii Niedzielskiego konsekwencje zasięgu akcji szczepień będą utrzymywać się przez lata i będą mieć znaczenie nie tylko dla funkcjonowania resortu zdrowia, ale dla całej gospodarki.
"Apeluję do państwa, tam gdzie spotykacie się w swoich klubach: bądźcie ambasadorami szczepień, nie dlatego, że uwielbiacie firmy farmaceutyczne i ich interesy, tylko dlatego, że to jest akt patriotyzmu, który może zapewnić Polsce dobre miejsce w przyszłości" - zaznaczył minister.(PAP)
Myślę, że musimy powoli zacząć myśleć o tym, że apteka będzie lokalnym centrum zdrowia, gdzie farmaceuta będzie pomagał w szczepieniu, ale też być może w pewnych decyzjach dotyczących leków - powiedział minister zdrowia Adam Niedzielski.
Szef MZ pytany był w piątek w TVP Info o prowadzanie szczepień przeciw COVID-19 w aptekach, o to czy możliwe tam będzie szczepienie.
"Tak, chcemy by to było powszechnie dostępne" - odpowiedział Niedzielski. Wskazał, że wprowadzenie możliwości organizowania aptecznych punktów szczepień było "pewnego rodzaju odpowiedzią na wniosek środowiska aptekarzy, z którymi doskonale współpracuje się w zakresie promocji szczepień".
"Myślę, że w ogóle musimy powoli zacząć myśleć o tym, że apteka będzie takim lokalnym centrum zdrowia i farmaceuta będzie pomagał nam również i w szczepieniu, ale też być może w pewnych decyzjach dotyczących leków, bo myślimy o pewnej formule opieki farmaceutycznej, która by dotyczyła chociażby przeglądu leków, które są przez pacjenta przyjmowane" - powiedział minister zdrowia.
W czwartek Naczelna Izba Aptekarska poinformowała, że 377 aptek ogólnodostępnych dołączyło do Narodowego Programu Szczepień. W ramach programu, farmaceuci posiadający odpowiednie uprawnienia i pracujący w tych aptekach będą wykonywać szczepienia przeciw COVID-19.
Pacjenci chcący przyjąć szczepionkę przeciw COVID-19 w aptece będą mogli zarejestrować się na szczepienie: elektronicznie poprzez e-Rejestrację dostępną na portalu gov.pl za pomocą lub bez profilu zaufanego, wysyłając sms pod numer 64 908 556 lub 880 333 333 o treści: SzczepimySie i zapisując się poprzez system rejestracji lub kontaktując się bezpośrednio z wybranym aptecznym punktem szczepień. Do zaszczepienia w aptece niezbędne jest e-skierowanie.
Kwalifikację do szczepienia jak i sam proces podania szczepionki w aptecznym punkcie szczepień przeprowadza farmaceuta posiadający odpowiednie uprawnienia. Apteka musi prowadzić także dokumentację medyczną ze zrealizowanych szczepień i stosować się do zasad dystrybucji i przechowywania szczepionek.
Według danych resortu zdrowia najwięcej aptecznych punktów szczepień znajduje się w województwie małopolskim - 60 placówek. Nabór aptek do programu rozpoczął się 15 czerwca br. Jest otwarty i ciągły, nie ma konkretnej daty jego zakończenia. (PAP)
W ramach projektu naukowego Nasze Genomy udało się stworzyć bazę wariantów genetycznych populacji Polski, umożliwiając badaczom z całego świata dalsze porównywanie zebranych danych. To wyniki analizy ponad 1000 genomów - poinformowano w czwartek na konferencji prasowej w Warszawie.
Realizacja przedsięwzięcia była możliwa dzięki współpracy Centralnego Szpitala Klinicznego MSWiA w Warszawie oraz naukowego startupu MNM Diagnostics z Poznania.
Do udziału w projekcie zostali zaproszeni naukowcy, bioinformatycy, klinicyści, a także specjaliści z różnych ośrodków w kraju. Badania, które wykonali, pozwoliły na utworzenie bazy danych polskich wariantów genetycznych.
Jak wyjaśniła dr Paulina Dobosz dyrektor ds. rozwoju naukowego MNM Diagnostics, najważniejsze wnioski wynikające z projektu wskazują, że Polacy nie różnią się znacząco od innych populacji europejskich, ale najbardziej podobne do nas są subpopulacje europejskie GBR (brytyjska) i CEU (osoby pochodzenia europejskiego zamieszkujące amerykański stan Utah).
Okazało się, że w naszej populacji predyspozycje do posiadania blond włosów są dość znaczne. Najprawdopodobniej Polacy mają większe szanse na piegi i na łysienie typu męskiego. Rzadziej kichamy na słońcu i wcale nie różnimy się pod względem genetycznych uwarunkowań do metabolizmu alkoholu od pozostałych mieszkańców Europy, choć radzimy sobie z tym lepiej niż Azjaci.
Dr Dobosz podkreśliła jednak, że priorytetem, dla którego powstała baza wariantów jest cel medyczny. Baza ma służyć przede wszystkim naukowcom, klinicystom i diagnostom jako referencja dla prawidłowej interpretacji wyników badań genetycznych. Populacje różnią się bowiem częstością alleli patogennych - czyli takich wariantów danego genu, które powodują choroby. Jak podała, na przykład w polskiej populacji znacznie częściej może występować NBS (Nijmegen Breakage Syndrome) oraz Zespół Smitha-Lemliego-Optiza (SLOS), znany także jako niedobór reduktazy 7-dehydrocholesterolu, który charakteryzuje się licznymi wadami wrodzonymi, a także niepełnosprawnością intelektualną oraz problemami behawioralnymi. Zespół Smitha-Lemliego-Optiza jest jedną z najczęstszych chorób metabolicznych w Polsce.
Analizie w projekcie poddano genomy ponad 1000 osób - ta pula całych genomów powstała z połączenia zasobów MNM Diagnostics oraz CSK MSWiA. Część materiału pochodziła z projektu “Odporni na COVID”, którego uczestnicy wyrazili zgodę na udział również w innych projektach.
Jak zauważył dr n. med. Zbigniew J. Król - zastępca dyrektora do spraw klinicznych i naukowych CSK MSWiA w Warszawie, mając tak wiele próbek zebranych w czasie pandemii, uznano, że warto na bazie tak unikalnego materiału zrobić coś więcej. Tak zrodził się pomysł projektu Nasze Genomy. Najstarsza osoba, której genom przeanalizowano w ramach tego przedsięwzięcia naukowego, miała 99 lat. Średni wiek uczestnika to 44,7 lat.
Zdaniem dr. Króla, w Polsce nie ma wielu badań obejmujących całe genomy. Według niego wyjątkowość Naszych Genomów polega też na tym, że baza zostanie udostępniona wszystkim zainteresowanym naukowcom. Dzięki projektowi możliwe będzie porównywanie naszej populacji z różnymi nacjami m.in. pod kątem zapadalności na różne choroby.
Dr Dobosz dodała, że dane mogą być użyte w takich badaniach jak analizy porównawcze i epidemiologiczne (jak często występuje dany wariant patogenny w danej populacji), w analizach genealogicznych i antropologicznych oraz w badaniach medycznych.
Dr Król wyraził nadzieję, że baza wariantów genetycznych będzie wykorzystywana w analizach dotyczących tego, jakie leki w określonych schorzeniach mogą przynieść lepsze lub gorsze efekty i co będzie najbezpieczniejsze dla polskich pacjentów.
Konferencja zbiegła się w czasie z publikacją w czasopiśmie „Nature”, w którym naukowcy wskazali 13 obszarów w genomie człowieka mających wyraźny związek z infekcją COVID-19 lub jego ciężkim przebiegiem. Zespół prof. Króla jest jednym z partnerów tych ustaleń. Wspomniane 1 000 genomów od pacjentów biorących udział w projekcie „Odporni na COVID” zasiliło bazę uczestników badania z całego świata.(PAP)
Ratowanie Żydów przez Polaków nie jest żadnym mitem i potwierdza to instytut Yad Vashem - napisała ambasador RP w Irlandii Anna Sochańska w liście opublikowanym w czwartkowym wydaniu dziennika "The Irish Times".
Jej list jest odpowiedzią na zamieszczony w zeszłym tygodniu w tej samej sekcji dziennika list założyciela organizacji Holocaust Awareness Ireland Olivera Searsa. Napisał on, że Polska "(...) promuje mityczną i heroiczną narrację, w której Polacy ryzykowali życie, by chronić swoich żydowskich sąsiadów przed nazistowskimi prześladowaniami".
"Nie ma nic mitycznego w tym, że Polacy ratowali Żydów przed Holokaustem. Stwierdzenia Yad Vashem, Światowego Centrum Pamięci o Holokauście dowodzą, że Polacy ratujący Żydów nie są mitem: +Polacy stanowią największą grupę narodowościową wśród Sprawiedliwych wśród Narodów Świata uznanych przez Yad Vashem. Biorąc pod uwagę surowe kary, jakie groziły ratującym, jest to liczba imponująca+" - napisała ambasador Sochańska.
Podkreśliła, że Polska, jako pierwsza ofiara nazistowskich Niemiec, stanowczo sprzeciwia się negowaniu i minimalizowaniu zbrodni Holokaustu i przypomniała, że w czasie II wojny światowej polski rząd na uchodźstwie oraz polski ruch oporu działający na terenach okupowanych przez Niemców jako pierwsze zaalarmowały zachodnich aliantów o eksterminacji Żydów przez nazistowskie Niemcy.
"Jestem głęboko przekonana, że słowo bohaterstwo jest jak najbardziej na miejscu, by opisać ludzi, którzy ryzykowali życiem własnym i swoich rodzin, by ratować Żydów przed Holokaustem" - oświadczyła ambasador, przypominając, że Polak złapany na ukrywaniu Żydów był karany nie tylko utratą własnego życia, ale także życia całej rodziny.
Przywołała dane instytutu Yad Vashem, który podaje, że w chwili wyzwolenia spod niemieckiej okupacji na ziemiach polskich przebywało około 50 tys. ocalałych Żydów i szacuje się, że około 30 tys. do 35 tys. Żydów, czyli około 1 proc. wszystkich polskich Żydów zostało uratowanych dzięki pomocy Polaków. (PAP)
Konsekwentnie prowadzimy akcję Szczepimy Się; wykonaliśmy już 30 milionów szczepień. Dziękuję wszystkim zaangażowanym w ten ważny proces - podkreślił w poniedziałek premier Mateusz Morawiecki we wpisie zamieszczonym na Facebooku.
Według danych z niedzieli, w Polsce wykonano 29 965 841 szczepień. W pełni zaszczepionych, czyli dwiema dawkami preparatów firm Pfizer/BioNTech, Moderna i AstraZeneca lub jednodawkową szczepionką Johnson & Johnson, jest 13 854 142 osoby. Pierwszą dawką zaszczepionych jest 17 094 868 osób. Dzienna liczba szczepień wyniosła 165 456.
Łącznie do Polski dostarczono do tej pory 38 313 320 dawek szczepionki. Do punktów szczepień trafiło 32 504 440 dawek.
Od 27 grudnia ub.r., gdy rozpoczęły się w Polsce szczepienia przeciw COVID-19, zutylizowano 48 526 dawek. Zgłoszono 12 522 niepożądane odczyny poszczepienne.(PAP)
Polskie i hiszpańskie służby rozbiły zorganizowaną grupę przestępczą, powiązaną ze środowiskiem pseudokibiców, która mogła przemycić do Polski 1,2 tony marihuany wartej prawie 24 mln zł. Zatrzymano dziewięć osób, zabezpieczono majątek podejrzanych m.in. gotówkę, samochody i luksusowe wille w Hiszpanii.
Jak poinformowało w poniedziałek Centralne Biuro Śledcze Policji, zatrzymani to Polacy w wieku od 30 do 45 lat, mieszkający w Polsce i w Hiszpanii. Część podejrzanych jest powiązana ze środowiskiem pseudokibiców jednego z krakowskich klubów sportowych.
Według śledczych grupa działająca w latach 2016-2021 mogła w tym czasie przemycić do Polski i wprowadzić na rynek, nie mniej niż 1,2 tony marihuany.
W ostatnim czasie w Hiszpanii przeprowadzono działania z udziałem polskich funkcjonariuszy. Policia National z miejscowości Denia oraz Guardia Civil z Walencji przy asyście policjantów z Zarządu w Krakowie Centralnego Biura Śledczego Policji, zatrzymały pięciu polskich obywateli, w tym trzech poszukiwanych Europejskimi Nakazami Aresztowania wydanymi przez polski sąd na wniosek małopolskiej Prokuratury Krajowej. Odkryto dwie plantacje marihuany, na których było 1 400 krzewów konopi w różnych fazach wzrostu oraz 25 kilogramów gotowego narkotyku, przejęto także gotówkę.
W tym samym czasie funkcjonariusze Karpackiego Oddziału Straży Granicznej i policjanci CBŚP w Polsce przeprowadzili działania na terenie trzech województw: małopolskiego, śląskiego i dolnośląskiego; gdzie zatrzymali czterech podejrzanych o udział w tej zorganizowanej grupie przestępczej.
Funkcjonariusze zabezpieczyli dokumenty, sprzęt elektroniczny, a także ponad 5,5 kg haszyszu i 4 litry płynnej amfetaminy, z której można by uzyskać 16 kg sproszkowanego narkotyku oraz ponad 3 kilogramy marihuany. Wartość przejętych narkotyków to blisko pół miliona złotych. Zabezpieczono ponad 300 tys. zł. i prawie 9,5 tys. euro w gotówce.
Wobec zatrzymanych na terenie Hiszpanii Polaków, wdrożono procedurę sprowadzenia ich do Polski, zatrzymani w Polsce zostali tymczasowo aresztowani przez sąd na okres trzech miesięcy.
Siedem osób podejrzanych jest o udział w zorganizowanej grupie przestępczej i wprowadzanie do obrotu oraz przemyt znacznych ilości narkotyków, za co może grozić 15 lat pozbawienia wolności. Dwóch zatrzymanych będzie odpowiadać karnie zgodnie z hiszpańskim prawem.
W ramach śledztwa powołany został specjalny zespół złożony z funkcjonariuszy Zarządu w Krakowie Centralnego Biura Śledczego Policji oraz Karpackiego Oddziału Straży Granicznej. Postępowanie jest nadzorowane przez Małopolski Wydział Zamiejscowy Departamentu do spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej w Krakowie, a międzynarodowa koordynacja działań była realizowana w ramach Europolu i Eurojustu.
Funkcjonariusze zabezpieczyli majątek o łącznej wartości 22 mln zł: gotówkę, samochody oraz nieruchomości w Hiszpanii, w tym luksusowe wille. W ustaleniu zajętych składników majątkowych, wsparcia udzieliła lubelska Krajowa Administracja Skarbowa.
Jak poinformowały CBŚP i KOSG zatrzymania członków grupy to kolejny sukces, będący efektem międzynarodowej współpracy polskich i hiszpańskich organów ścigania za pośrednictwem Europolu. Operacja ta była prowadzona w ramach projektu @ON NETWORK. To finansowana przez UE inicjatywa mającej na celu zwalczanie działających w Europie zorganizowanych grup przestępczych najwyższego szczebla. Projekt prowadzony przez włoską Direzione Investigativa Antimafia (DIA) został zainicjowany w siedzibie Europolu w 2018 r. i obejmuje 27 służb (LEA - Law Enforcement Agencies) reprezentujących 22 kraje oraz Europol. W tej sprawie współpracowano także w ramach Eurojust.
Śledczy ustalili, że zorganizowana grupa przestępcza powiązana ze środowiskiem pseudokibiców jednego z krakowskich klubów sportowych, w latach 2011-2017, dokonała co najmniej 162 przemytów nie mniej niż 15 ton marihuany o wartości detalicznej co najmniej 440 milionów złotych. Przemyt odbywał się do Polski z Holandii, Hiszpanii i Niemiec.
Grupa ta według śledczych przemycała narkotyki z Hiszpanii do Włoch, Belgii, Niemiec oraz Wielkiej Brytanii. Środki odurzające były następnie wprowadzane przez grupę do obrotu na terenie Polski i innych krajów Unii Europejskiej.
Aktualnie w tej sprawie podejrzane są 44 osoby, a śledztwo ma charakter rozwojowy, nie są wykluczone kolejne zatrzymania.(PAP)
Bycie mężczyzną oraz zbyt duży wskaźnik masy ciała (BMI) nie są związane ze zwiększoną śmiertelnością z powodu COVID-19 u pacjentów przyjętych na oddziały intensywnej opieki medycznej (OIOM) - wykazała analiza 58 badań, czyli łącznie 44305 pacjentów. Ustalenia te przeczą wcześniejszym wnioskom z badań.
Jednocześnie badanie przeprowadzone przez zespół dr. Bruce'a Biccarda z Uniwersytetu w Kapsztadzie uwidoczniło szereg innych czynników, związanych z ryzykiem zgonu chorych na Covid na OIOM-ie.
Dowiedziono m.in., że pacjenci z COVID-19 przebywający na OIOM byli o 40 proc. bardziej narażeni na zgon, jeżeli palili papierosy; o 54 proc. częściej, jeżeli mieli zbyt wysokie ciśnienie krwi; o 41 proc., gdy chorowali na cukrzycę oraz aż o 75 proc., kiedy cierpieli na choroby układu oddechowego. Osoby z chorobami sercowo-naczyniowymi lub rakiem miały około dwukrotnie większe ryzyko zgonu, a cierpiący na choroby nerek - 2,4 razy większe niż pacjenci bez tych czynników ryzyka.
Innymi istotnymi czynnikami związanymi ze zwiększoną śmiertelnością z powodu Covid-19 były: nasilenie niewydolności narządowej wymagające wentylacji mechanicznej (2,5-krotnie w porównaniu do niewentylowanych pacjentów), a także podwyższona liczba białych krwinek i innych markerów stanu zapalnego.
Analizując przyczyny tych korelacji autorzy stwierdzili, że w większości przypadków wiek pacjentów jest silnie związany z wymienionymi schorzeniami, a więc i ze zwiększonym ryzykiem śmierci z powodu Covid-19 po przyjęciu na OIOM. Jeżeli chodzi o nadciśnienie tętnicze, palenie tytoniu i choroby układu oddechowego to mogą one być związane z receptorami konwertazy angiotensyny (ACE) na powierzchni pęcherzyków płucnych, których ilość - jak sugerują wcześniejsze badania - jest skorelowana z podatnością na zakażenie wirusem SARS-CoV-2. Tymczasem wśród palaczy i pacjentów z przewlekłą obturacyjną chorobą płuc występuje zwiększona ekspresja receptorów ACE-2.
Związek między nadciśnieniem i chorobami sercowo-naczyniowymi a zwiększoną śmiertelnością może być spowodowany uszkodzeniem serca związanym z ogólnoustrojową reakcją zapalną w odpowiedzi na zakażenie COVID-19.
„Nasze wyniki potwierdzają związek między cukrzycą, chorobami sercowo-naczyniowymi i chorobami układu oddechowego ze śmiertelnością u pacjentów z COVID-19 na oddziałach intensywnej terapii. Jednak zgłaszana wcześniej korelacja pomiędzy płcią męską i zbyt wysokim BMI nie została potwierdzona przez tę metaanalizę. Z uwagi na dużą próbę badawczą jest to w pełni wiarygodne oszacowanie” - podsumowują autorzy publikacji w czasopiśmie „Anesthesia”
Rozpoznawanie spraw w większym zakresie przez jednego sędziego, także niejawnie, gdy niemożliwe jest przeprowadzenie sprawy zdalnie oraz doręczanie pism sądowych drogą informatyczną - to niektóre ze zmian w procedurach cywilnych podczas epidemii koronawirusa, które w sobotę weszły w życie.
Zmiany wprowadzone zostały na mocy nowelizacji z 28 maja br. odnoszącej się do Kodeksu postępowania cywilnego, a także m.in. do ustawy o szczególnych rozwiązaniach związanych z zapobieganiem, przeciwdziałaniem i zwalczaniem COVID-19. Prezydent podpisał te zmiany 9 czerwca br.
Nowelizacja - jak argumentował resort sprawiedliwości - ma stanowić odpowiedź na utrudnienia w sprawowaniu wymiaru sprawiedliwości spowodowane trwającą od marca ubiegłego roku pandemią. W związku z tym zawiera ona zmiany dotyczące procedur cywilnych w kwestiach doręczeń, jawności i zdalności rozpraw oraz modyfikacje dotyczące liczebności składów orzekających - jako zasadę przewidziano możliwość orzekania w II instancji w składach jednoosobowych.
Przepisy te krytykowała opozycja, Senat proponował wykreślenie części z tych rozwiązań, ale jego poprawki odnoszące się do tych kwestii zostały odrzucone przez Sejm.
Według poprzednich rozwiązań zawartych w ustawie o rozwiązaniach związanych ze zwalczaniem COVID-19 jako zasadę przewidziano przeprowadzanie jawnych rozpraw w sprawach cywilnych, choć przy użyciu urządzeń umożliwiających prowadzenie ich na odległość.
Po zmianie zapisano, że w okresie obowiązywania stanu zagrożenia epidemicznego albo stanu epidemii ogłoszonego z powodu COVID-19 oraz w ciągu roku od odwołania ostatniego z nich, w sprawach rozpoznawanych według przepisów Kpc, sędzia może zarządzić przeprowadzenie posiedzenia niejawnego, gdy nie można przeprowadzić posiedzenia zdalnego - a przeprowadzenie rozprawy lub posiedzenia jawnego nie jest konieczne.
W nowelizacji została natomiast zapewniona jawność rozpraw toczących się przed sądami administracyjnymi na skutek odwołań od decyzji komisji weryfikacyjnej ws. reprywatyzacji. Sprawy te bowiem od początku pandemii, podobnie jak wiele innych, były rozpoznawane na posiedzeniach niejawnych. Zgodnie z zapisem nowelizacji mają być one rozstrzygane na rozprawach, z udziałem stron i zapewnieniem transmisji.
"W pierwszej i drugiej instancji sąd rozpoznaje sprawy w składzie jednego sędziego; prezes sądu może zarządzić rozpoznanie sprawy w składzie trzech sędziów, jeżeli uzna to za wskazane ze względu na szczególną zawiłość lub precedensowy charakter sprawy" - stanowi ponadto nowelizacja.
Zgodnie z innymi zapisami nowelizacji pisma sądowe mogą być doręczane profesjonalnym pełnomocnikom za pośrednictwem sądowego portalu informacyjnego. "Co istotne, datą doręczenia jest data zapoznania się przez odbiorcę z pismem umieszczonym w portalu informacyjnym, zaś w przypadku braku zapoznania się pismo uznaje się za doręczone po upływie 14 dni od dnia umieszczenia pisma w portalu informacyjnym. (...) Zaznaczenia wymaga, że wskazane wyżej nowe regulacje będą miały również zastosowanie do spraw będących w toku" - zwracała uwagę niedawno na swych stronach Krajowa Izba Radców Prawnych.
Jak wskazywała KIRP zasygnalizowania wymaga również nałożony na radców prawnych i innych pełnomocników obowiązek podawania w pierwszym piśmie procesowym adresu poczty elektronicznej i numeru telefonu przeznaczonych do kontaktu z sądem.
Część tej nowelizacji odnosi się natomiast do umożliwienia sprzedaży nieruchomości w drodze licytacji elektronicznych. Te fragmenty ustawy mają jednak wejść w życie po wakacjach - po upływnie trzech miesięcy od dnia ogłoszenia. (PAP)
Zawiadomienia do prokuratury ws. słów Klaudii Jachiry, Katarzyny Markusz i prof. Jana Grabowskiego na temat obozów zagłady i "negowania niemieckich zbrodni" złożył Ośrodek Monitorowania Antypolonizmu – poinformował w piątek prezes fundacji Dariusz Matecki.
"Jako fundacja Ośrodek Monitorowania Antypolonizmu złożyliśmy dziś do prokuratury trzy zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstw z art. 55 ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej – Komisji Ścigania Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu" – poinformował w piątek prezes fundacji OMA Dariusz Matecki.
Jak wyjaśnił, sprawy dotyczą "negowania niemieckich zbrodni, negowania zbrodni wojennych".
Zawiadomienia dotyczą wpisów na Twitterze: posłanki KO Klaudii Jachiry o treści "Nawet Hitler nie niszczył cmentarzy", historyka prof. Jana Grabowskiego - "W Polsce ciągle trzeba przypominać, że niemiecki plan eksterminacji dotyczył Żydów, wyłącznie Żydów, że do obozów Zagłady wywożono Żydów, nie Polaków" oraz dziennikarki i działaczki społecznej Katarzyny Markusz - "Dla Polaków nie powstały nigdy obozy masowej zagłady, w czasie wojny mogli chodzić po ulicach, pracować, żyć. Nikt ich nie zabijał za to, że są Polakami".
"W zawiadomieniach obszernie przedstawiliśmy stan faktyczny i wykazaliśmy, że powyższe twierdzenia są oczywistymi kłamstwami i wyczerpują znamiona przestępstwa stypizowanego w art. 55 ustawy o IPN" – napisano.
Artykuł ten wskazuje, że "kto publicznie i wbrew faktom zaprzecza zbrodniom, o których mowa w art. 1 zakres regulacji ustawy pkt 1 (chodzi m.in. o zbrodnie nazistowskie – PAP), podlega grzywnie lub karze pozbawienia wolności do lat 3".
Jak poinformował PAP Dariusz Matecki, zawiadomienia zostały w piątek wysłane do prokuratur okręgowych w Warszawie i we Wrocławiu.(PAP)
Od 1 lipca właściciele lub zarządcy domów, bloków, obiektów usługowych będą musieli złożyć deklarację dotyczącą tego, czym są one ogrzewane - informuje PAP szefowa Nadzoru Budowlanego Dorota Cabańska.
Cabańska wyjaśniła w rozmowie z PAP, że obowiązek zgłoszenia czym jest ogrzewany dom, bądź blok wynika z noweli ustawy termomodernizacyjnej, która zakłada stworzenie Centralnej Ewidencji Emisyjności Budynków (CEEB). Ma ona pomóc w identyfikowaniu źródeł niskiej emisji z budynków w Polsce. W tym ogólnokrajowym systemie będą gromadzone informacje na temat źródeł emisji w sektorze komunalno-bytowym.
"1 lipca wchodzi w życie obowiązek złożenia deklaracji przez właścicieli i zarządców budynków do CEEB, mówiącą o tym czym ogrzewane są ich budynki. Obowiązek dotyczy źródeł ciepła nie przekraczających 1 megawata" - podkreśliła p.o. Głównego Inspektora Nadzoru Budowlanego.
W tym przypadku chodzi np. o przydomowe kotłownie opalane węglem, gazem. Jeśli budynek jest ogrzewany za pomocą OZE np. pompy ciepła, to również trzeba będzie to zgłosić. Dotyczy to również sytuacji kiedy energia do budynku dostarczana jest za pośrednictwem sieci ciepłowniczej.
Szefowa Nadzoru Budowlanego wyjaśniła, że deklaracje będzie można złożyć w dwóch formach - elektronicznej i papierowej. W tym pierwszym przypadku wniosek należy złożyć za pośrednictwem strony zone.gunb.gov.pl oraz posiadać profil zaufany bądź elektroniczny dowód osobisty. W przypadku papierowej formy, trzeba będzie go złożyć do właściwego urzędu (miasta/gminy) ze względu na lokalizację naszego budynku. Następnie urzędnik uwierzytelni wniosek i wprowadzi odpowiednią informację do CEEB.
Cabańska dodała, że zgłoszenia będą musieli złożyć właściciele domów jednorodzinnych, zarządcy budynków wielolokalowych (np. spółdzielnie i wspólnoty mieszkaniowe) oraz właściciele czy zarządcy lokali usługowych, handlowych.
P.o. Głównego Inspektora Nadzoru Budowlanego zwróciła uwagę, że w przypadku bloków, budynków wielolokalowych deklaracji nie będą musieli indywidualnie składać poszczególni właściciele mieszkań. "Może to zrobić zarządca budynku za wszystkich mieszkańców, gdy budynek jest ogrzewany np. za pośrednictwem miejskiej sieci ciepłowniczej. Jeśli jednak w budynku są lokale, które mają indywidualne źródło ciepła np. kominki, to właściciele takich mieszkań muszą to zgłosić do zarządcy bądź indywidualnie złożyć deklarację" - wytłumaczyła.
Cabańska dodała, że właściciele budynków będą mieli rok na złożenie deklaracji, czyli do 1 lipca 2022 roku. To jednak dotyczy tych źródeł ciepła, które pracowały przed 1 lipca 2021 roku. Jeśli dom będzie miał nowe źródło ogrzewania i zostanie ono zainstalowane i uruchomione po 1 lipca br. to zgłoszenia trzeba będzie dokonać w ciągu 14 dni.
Szefowa Nadzoru Budowlanego poinformowała ponadto, że w drugiej połowie 2022 roku w CEEB ma zostać uruchomiony formularz inwentaryzacyjny, który wypełniać będą np. kominiarze dokonujący regularnych przeglądów. W tym samym czasie ma ruszyć też moduł dedykowany dla właścicieli budynków, gdzie będą oni mogli online zamówić np. przegląd kominiarski.
Cabańska dodała, że za pomocą tego modułu będzie można też zgłosić chęć przeprowadzenia uproszczonego audytu energetycznego. "Dzięki tej funkcjonalności będzie można dowiedzieć się jaka jest efektywność energetyczna budynku, co można zrobić żeby ją poprawić. Mieszkańcy znajdą również informację z jakich programów można skorzystać np. dopłat do termomodernizacji" - podkreśliła.
P.o. Głównego Inspektora Nadzoru Budowlanego wskazała, że docelowo w Centralnej Ewidencji Emisyjności Budynków znajdą się również informacje o przyznanych środkach pomocowych na wyminę kopciucha, czy też termomodernizację.
"Bardzo ważne jest aby scentralizować te dane, tą wiedzę o budynkach, także o przyznanych środkach pomocowych. W 2023 roku ruszy moduł analityczny, który na podstawie danych o źródłach emisji, a także udzielonej pomocy pozwoli zobaczyć gdzie trzeba jeszcze interweniować, gdzie niska emisja jest największa i jak się ona rozkłada. Jak sobie radzimy z usuwaniem kopciuchów i ile tak naprawdę ich jest. Budowa CEEB zakończy się w sierpniu 2023 roku i będzie to narzędzie, z którego korzystać będą mieszkańcy, urzędnicy gminni, jak i administracja centralna" - podsumowała Cabańska. (PAP)
Pracodawca powinien mieć możliwość stwierdzenia stężenia alkoholu, a nie tylko jego obecności u pracownika - uważa ekspertka Konfederacji Lewiatan Monika Fedorczuk. Jak dodała, należy wydłużyć czas przechowywania informacji wskazującej na obecność alkoholu w organizmie pracownika.
Konfederacja Lewiatan we wtorkowej informacji prasowej przypomniała, że obecnie pracodawcy nie są uprawnieni do samodzielnego i wyrywkowego badania trzeźwości pracowników. Nie mogą też przeprowadzać kontroli na obecność innych substancji podobnych do alkoholu; w takich sytuacjach najczęściej wzywają policję. Jak dodano, nowe przepisy mają im umożliwić prowadzenie takich kontroli.
"Ministerstwo Rozwoju, Pracy i Technologii zaproponowało zmiany w Kodeksie pracy oraz ustawie o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi dotyczące badania trzeźwości pracowników. Wychodzą one naprzeciw postulatom pracodawców, ale niektóre szczegółowe przepisy, np. związane z niedopuszczaniem do pracy czy przechowywaniem informacji o badaniu trzeźwości, wymagają jeszcze doprecyzowania" – uważa Konfederacja Lewiatan.
Zdaniem ekspertki ds. rynku pracy Konfederacji Lewiatan Moniki Fedorczuk, duża część przedsiębiorców, mając na uwadze prace wymagające sprawności psychofizycznej, oczekuje prawa do niedopuszczania do pracy osób, u których stwierdzono obecność alkoholu, według zasady "zero tolerancji".
"W takim przypadku wystarczające do odsunięcia od pracy powinno być stwierdzenie jakiejkolwiek obecności alkoholu we krwi, co wynikałoby z przepisów wewnątrzzakładowych. Pracodawca powinien mieć możliwość stwierdzenia stężenia alkoholu/środków, a nie tylko ich obecności" - uważa cytowana w informacji prasowej Fedorczuk.
Konfederacja Lewiatan postuluje określenie innego sposobu przechowywania informacji na temat spożycia alkoholu niż akta osobowe, a także wydłużenie okresu przechowywania informacji wskazującej na obecność alkoholu w organizmie pracownika.
"Biorąc pod uwagę 3-letni okres przedawnienia roszczeń ze stosunku pracy, a informacja może stanowić dowód w postępowaniu, np. w zakresie niedopuszczenia pracownika do wykonywania pracy bez zachowania prawa do wynagrodzenia, pracodawca powinien celem zabezpieczenia dowodów przechowywać te informacje, co najmniej, do czasu przedawnienia ewentualnych roszczeń z tego tytułu" - wyjaśniono.
W ocenie ekspertki, przekazanie pracownikowi informacji o badaniu trzeźwości w formie pisemnej jest "zbędnym formalizmem". "W zupełności wystarczy forma elektroniczna. Istotą jest to, by pracownikowi zasady te zostały przekazane w taki sposób, by mógł się z nimi zapoznać. Pracodawca powinien mieć możliwość elastycznego podejścia do obowiązku informacyjnego, zwłaszcza wówczas, gdy zatrudnia kilka tysięcy pracowników a jego działalność ma charakter rozproszony. W przypadku firm zatrudniających kilkanaście tysięcy pracowników oznacza to drukowanie kilkunastu tysięcy kilkunastostronicowych dokumentów" – dodała Fedorczuk.
Pod koniec maja na stronie Rządowego Centrum Legislacji ukazał się projekt nowelizacji Kodeksu Pracy i ustawy o wychowaniu w trzeźwości opracowany przez Ministerstwo Rozwoju, Pracy i Technologii.
Zgodnie z nim, pracodawca będzie mógł przeprowadzać prewencyjną, wyrywkową kontrolę pracowników na obecność alkoholu lub narkotyków. Jak podano w uzasadnieniu, obecnie trzeźwość pracowników można sprawdzać tylko w sytuacji, gdy łącznie są spełnione dwa warunki: badanie odbywa się na żądanie kierownika zakładu pracy, osoby przez niego upoważnionej lub pracownika, co do którego zachodzi uzasadnione podejrzenie, że spożywał alkohol w czasie pracy lub stawił się do niej w stanie po użyciu alkoholu, oraz badanie trzeźwości przeprowadza policja, a zabiegu pobrania krwi dokonuje osoba posiadająca odpowiednie kwalifikacje zawodowe. Zaznaczono, że obecnie nie ma też w ogóle regulacji dotyczących badań pracowników na obecność narkotyków i niedopuszczenia pracownika do pracy z powodu uzasadnionego podejrzenia, że znajduje się pod ich wpływem.
Projekt ustawy zakłada, że pracodawca będzie ustalał grupę lub grupy pracowników objętych kontrolą w układzie zbiorowym pracy, w regulaminie pracy lub w obwieszczeniu. O wprowadzeniu kontroli pracodawca będzie musiał poinformować pracowników nie później niż dwa tygodnie przed rozpoczęciem jej przeprowadzania.
W dokumentach wewnątrzzakładowych pracodawca określi metodę i sposób przeprowadzania kontroli: z jakiego rodzaju urządzenia będzie korzystał (np. czy będzie to alkomat ustnikowy czy bezustnikowy bądź bramka z alkomatem), a także czy będzie codziennie przeprowadzał kontrolę wszystkich pracowników, czy jedynie ich części (np. rotacyjnie). Pracodawca ma też określić czas przeprowadzania kontroli: czy będzie jej dokonywał jedynie przed rozpoczęciem przez pracowników wykonywania pracy w danym dniu, czy również w czasie pracy. (PAP)
Istnieje prawdopodobieństwo, że czwarta fala pandemii pojawi się w drugiej połowie sierpnia. Musimy przyzwyczaić się do noszenia maseczek w przestrzeniach zamkniętych - powiedział we wtorek w Radiu Plus minister zdrowia Adam Niedzielski. Dodał też, że do końca września jest gwarancja, że szczepienie przeciw COVID-19 będzie nieodpłatne.
Minister zwrócił uwagę, że to, co działo się z epidemią w Wielkiej Brytanii, po około miesiącu rozpoczyna się również w Polsce.
"Teraz mamy apogeum zakażenia w Wielkiej Brytanii (...) U nas ewentualność pojawienia się tej czwartej fali to jest prawdopodobnie druga połowa sierpnia. Pod tym względem, jeśli ten przejściowy wzrost zachorowań miałby miejsce we wrześniu (...), to siłą rzeczy maseczki pozostaną tym obostrzeniem" - zaznaczył.
Niedzielski, komentując aktualny wzrost zachorowań na COVID-19 w Wielkiej Brytanii i Izraelu zauważył, że wraz z powrotem życia do normalności, przywracaniem mobilności społecznej i zwiększeniem relacji międzyludzkich, pojawia się więcej okazji transmisji wirusa. "Pojawiła się mutacja, która też jest bardziej zakaźna, więc jakiś efekt musi być" - powiedział.
Jego zdaniem, z tej sytuacji można wysnuć dwa wnioski. "Pierwszy jest taki, że mimo zaszczepienia możemy mieć do czynienia z przyrostem zakażeń, który teraz jest o wiele mniejszy niż w poprzednich falach. A druga rzecz jest taka - to najważniejsza nauka dotycząca szczepień - że jest zdecydowanie mniej hospitalizacji i - co najważniejsze - jest zdecydowanie mnie zgonów" - zaznaczył. Równocześnie stwierdził, że szczepienia w obu tych krajach spełniają swoją funkcję.
Niedzielski pytany był również o to, czy można się spodziewać wprowadzenia kolejnych restrykcji, gdyby doszło w Polsce do wzrostu zachorowań.
"W tej chwili w Wielkiej Brytanii jest powyżej 20 tys. przypadków. Odnosząc to do skali Polski, mówię tu o proporcji populacyjnej, oznacza to, że mielibyśmy około 15 tys. zakażeń (...) To jest już oczywiści dużo i ona na pewno będzie wywoływała konieczność jakieś reakcji" - zauważył.
Jednocześnie jednak minister podkreślił, że taka skala nowych przypadków nie przełoży się, tak jak w poprzednich falach epidemii, na liczbę hospitalizacji i zgonów. "Może być przyrost zakażeń, ale on w mniejszym stopniu będzie obciążał infrastrukturę szpitalną" - stwierdził.
Ponadto szef resortu zaznaczył, że musimy się przyzwyczaić do tego, że koronawirus pozostanie w naszym otoczeniu, ale chorobę COVID-19 będziemy coraz bardziej traktowali jak zwykłą chorobę i w mniejszym stopniu będzie angażowała infrastrukturę szpitalną.
"To nie będzie już tak zaburzało życia społecznego i gospodarczego, o ile liczba zachorowań nie wymknie się spod kontroli" - dodał.
Minister powiedział, że w obecnej sytuacji epidemicznej zaszczepieni ze względu na to, że nie stwarzają zagrożenia, nie będą podlegać pewnym obostrzeniom, np. kwarantannie granicznej. Natomiast odnosząc się do nakazu noszenia maseczek powiedział, że przyglądając się temu, co dzieje się w Wielkiej Brytanii i Izraelu "musimy przyzwyczaić się do noszenia maseczek w przestrzeniach zamkniętych".
Dodatkowo szef resortu zdrowia pytany był również o to, czy za szczepienia będziemy musieli wkrótce zapłacić.
"Prowadzimy różne analizy i dyskusje. Przede wszystkim gwarantujemy, że do końca września na pewno te warunki szczepień się nie zmienią, czyli każdy, kto chce się zaszczepić do końca września, na tych samych warunkach będzie mógł to uczynić" - zapewnił.
Przypomniał, że sama usługa szczepienia kosztuje 60 zł - tyle NFZ refunduje przychodniom za jego wykonanie.
Minister zapewnił też, że na razie nie podjęto również decyzji w sprawie wprowadzenia obowiązku szczepienia przeciw COVID-19.
"Mamy też taką sytuację (...), że tych chętnych i zaszczepionych jest sumarycznie 70 proc. i to przestało się zwiększać. Niestety mam wrażenie, że dochodzimy do pewnego szklanego sufitu. Trudno jest po prostu przekonać tych nieprzekonanych, bo wszystkie argumenty i różne działania zostały już podjęte" - powiedział.
Minister podkreślił, że rozważany jest na przykład scenariusz, by obowiązkowemu szczepieniu podlegały w pierwszej kolejności osoby z grupy najwyższego ryzyka, czyli seniorzy i personel medyczny.
Wśród tematów pojawił się również wątek powrotu dzieci do szkół od września.
"Tak jak deklarowaliśmy wcześniej, zrobimy wszystko, by dzieci mogły normalnie chodzić do szkoły. To niechodzenie ma ogromne koszty, m.in. psychologiczne. Tutaj ta skłonność do akceptacji ryzyka jest zdecydowanie większa po naszej stronie" - powiedział.(PAP)
65 proc. menadżerów oceniło, że pandemia osłabiła relacje w pracy, według ponad połowy utrudniła współpracę wewnątrz i na zewnątrz organizacji - wynika z badania Antal i Eventory. Ankietowani zwracają też uwagę na konieczność przeformułowania celów i zadań dla pracowników.
W badaniu “Spotkania i wydarzenia biznesowe w czasach zmiany” wzięli udział przedstawiciele działów HR, sprzedaży i marketingu. Niemal wszyscy respondenci dostrzegli wpływ pandemii na poziom zaangażowania pracowników, klientów i partnerów. Najczęściej wskazywali na osłabienie relacji w środowisku pracy (65 proc.). Ponad połowa badanych została postawiona przed koniecznością przeformułowania celów i zadań dla pracowników, a także mierzy się z utrudnioną współpracą zewnętrzną lub wewnętrzną. Wyzwaniem była też konieczność przeprowadzenia zdalnego onboardingu, czyli wdrażania nowych pracowników.
"Pandemia na nowo zdefiniowała budowanie zaangażowania pracowników. Śmiało możemy powiedzieć, że ten obszar zyskał na ważności, od kiedy pracujemy zdalnie albo hybrydowo. Wcześniej w większości przypadków menedżerowie, liderzy lub współpracownicy mogli bez wahania podejść do innego pracownika i porozmawiać z nim. Dzisiaj w bardzo wielu organizacjach, które pracują zdalnie bądź hybrydowo, codzienne rozmowy twarzą w twarz przestały istnieć" - skomentowała Agnieszka Tymoszyk z Antal.
Dodała, że przed pandemią ważnym narzędziem strategii personalnej były szkolenia i eventy. "Specjaliści HR, z którymi rozmawiam, nie wyobrażają sobie realizacji swoich celów, w szczególności rozwoju kompetencji pracowników, bez organizacji spotkań i wydarzeń. I nie chodzi tutaj tylko o szeroki system szkoleń zewnętrznych. Imprezy, pikniki, zabawy tematyczne, olimpiady kulinarne lub inicjatywy sportowe – tego rodzaju wydarzenia pozwalają na znaczne skrócenie dystansu między firmą a jej pracownikami" - stwierdziła.
Tymoszyk zauważyła, że podczas pandemii działy HR podejmowały wiele inicjatyw, które miały zastąpić tradycyjne formy integracji pracowników, jak lunche online, sportowe eventy przy użyciu aplikacji do rywalizacji, wirtualne uroczystości ze specjalnymi gadżetami i prezentami dostarczanymi do domów pracowników. "Ostatnio zwróciła moją uwagę duża firma farmaceutyczna, która przeniosła swoje spotkanie online na zewnątrz; każdy z pracowników miał wyjść z domu na spacer, gdzie nikt mu nie przeszkadzał. To świetny pomysł, gdy podczas spotkania jesteśmy tylko słuchaczami" - zaznaczyła.
W raporcie podsumowującym badanie wskazano, że mimo znoszenia obostrzeń i powrotów do biur praca zdalna i współpraca online pozostaną z nami na dłużej. Na pytanie, jaki model spotkań i wydarzeń będzie najczęściej wykorzystywany w przyszłości, 58 proc. respondentów odpowiedziało, że będzie to model hybrydowy, gdy część grupy uczestniczy w spotkaniu w formie online (z domu lub biura), a reszta przyjeżdża na miejsce. Najczęściej za taką formą spotkań w przyszłości opowiadają się przedstawiciele HR (77 proc.).
Jak podkreślono, biznes dostrzega korzyści z organizowania wydarzeń i spotkań online. Jako te najważniejsze firmy wskazują lepszy zasięg i frekwencję na wydarzeniach oraz niższe koszty organizacji. Jednocześnie wiedzą, że bardzo trudno jest całkowicie zastąpić eventem online wydarzenie na żywo. Według respondentów badania podczas tradycyjnych wydarzeń offline łatwiej było nawiązać relacje, budować sieć kontaktów, a finalnie doprowadzić do zawarcia transakcji.
Badanie zrealizowano 15-28 lutego br. metodą CAWI na grupie 316 menadżerów HR, sprzedaży i marketingu.(PAP)
Szczepienia są najlepszą odpowiedzią na wszystkie mutacje wirusa; bardzo dobrą informacją jest ta, że szczepionki są cały czas skuteczne na kolejne mutacje – mówił w sobotę w TVP Wrocław premier Mateusz Morawiecki.
Premier pytany o "europejski plan" na walkę z nową mutacją koronawirusa Delta plus, odparł, że tym planem jest narodowy program szczepień. "Szczepienia są najlepszą odpowiedzią na wszystkie mutacje wirusa; bardzo dobrą informacją jest ta, że szczepionki są cały czas skuteczne na kolejne mutacje" - powiedział premier. Szef rządu dodał, że wszystkie dostępne w Polsce szczepionki są skuteczne na różne mutacje koronawirusa.
Premier Morawiecki podkreślił, że rządowi bardzo zależy na tym, aby jak najszersza cześć społeczeństwa przyjęła szczepionkę. "Dzięki temu osiągniemy odporność zbiorową i będziemy mogli normalnie żyć" - zapewnił.
Dodał, że nadal "powinniśmy zachować czujność i nadal trzeba obawiać się czwartej fali zakażeń". "COVID-19 nauczył nas wszystkich, że jest bardzo nieprzewidywalny, że może wybuchnąć ognisko koronawirusa i rozlać się po jakimś regionie Europy czy świata. Dlatego musimy być ostrożni, dlatego też zasady, których się nauczyliśmy – dezynfekcja, częste mycie rąk, dystans – są cały czas bardzo ważne. I jeszcze raz mówię: szczepić się i jeszcze raz się szczepić, bo dzięki temu będziemy mogli uniknąć czwartej fali" - mówił szef rządu.(PAP)
Zaostrzone od czwartku zasady kwarantanny obowiązują po wjeździe do Polski z państw spoza Strefy Schengen lub spoza UE - wynika z doprecyzowanego przez rząd w piątek przepisu rozporządzenia. Rząd rozszerzył także katalog osób zwolnionych z kwarantanny wjazdowej.
Nowelizacja rozporządzenia Rady Ministrów w sprawie ustanowienia określonych ograniczeń, nakazów i zakazów w związku z wystąpieniem stanu epidemii podpisana przez premiera Mateusza Morawieckiego ukazała się w piątek wieczorem w Dzienniku Ustaw. Wejdzie w życie w sobotę.
Rząd zmienił brzmienie przepisu rozporządzenia, na mocy którego osoby, objęte po wjeździe do Polski 10-dniową kwarantanną, nie mogą jej skrócić, wykonując test na koronawirusa w ciągu 48 godzin. Taką możliwość mają nie wcześniej niż w 7 dni po wjeździe. Przepis ten od czwartku dotyczy osób podróżujących z wszystkich państw niebędących w Strefie Schengen lub niebędących państwem członkowskim Europejskiego Porozumienia o Wolnym Handlu (EFTA) – stroną umowy o Europejskim Obszarze Gospodarczym.
W nowym brzmieniu przepisu mowa jest o państwach niebędących w Strefie Schengen lub niebędących państwami członkowskimi Unii Europejskiej. Dzięki doprecyzowaniu wiadomo, że zaostrzenie zasad nie dotyczy osób przybywających z państw unijnych, które nie są w Schengen, czyli: Chorwacji, Bułgarii, Rumunii, Irlandii i Cypru. Nie dotyczy także państw Strefy Schengen, które nie są w Unii, czyli: Szwajcarii, Islandii, Norwegii i Liechtensteinu.
W związku z tym w przypadku objęcia kwarantanną po przyjeździe z państwa Strefy Schengen lub państwa UE podróżny może się z niej zwolnić na tych samych zasadach, co dotychczas, czyli po wykonaniu w ciągu 48 godzin testu na koronawirusa i uzyskaniu negatywnego wyniku. Test, zwalniający z kwarantanny, może wykonać również jeszcze na lotnisku. Zgodnie z obowiązującymi od końca marca przepisami podróżujących z tych państw z kwarantanny zwalnia również m.in. negatywny wynik testu wykonanego 48 godzin przed wjazdem do Polski.
Nadal z kwarantanny wjazdowej zwolnionych jest ponadto szereg podróżnych. To m.in. osoby w pełni zaszczepione przeciw COVID-19 szczepionką dopuszczoną w UE (po przyjęciu dawki co najmniej 14 dni wcześniej). Katalog zwolnień z obowiązkowej kwarantanny rząd rozszerzył również w piątek.
Zgodnie z piątkową zmianą od soboty z kwarantanny zwolnione będą dzieci do 12. roku życia przybywające do Polski zza granicy stanowiącej granicę zewnętrzną UE pod opieką osób zaszczepionych. W przypadku przekraczania granicy wewnętrznej UE dzieci do 12. roku życia z kwarantanny nadal zwalnia też negatywny wynik testu opiekunów wykonanego 48 godzin przed wjazdem.
Katalog rozszerzono również o uczestników międzynarodowego konkursu lub festiwalu muzycznego organizowanego w Polsce. Dzięki temu na kwarantannę nie trafią uczestnicy np. XVIII Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina, do którego w lipcu rozpoczną się eliminacje. Kolejne osoby zwolnione od soboty z kwarantanny wjazdowej to m.in. uczestnicy konkursów, olimpiad i turniejów określonych w ustawie o systemie oświaty. To także członkowie oficjalnych delegacji konstytucyjnych organów władzy publicznej RP.
Zaostrzenie zasad kwarantanny po wjeździe do Polski z państw spoza Strefy Schengen lub spoza UE ma związek z rozprzestrzenianiem się nowych wariantów koronawirusa. Wcześniej takie restrykcje, tj. konieczność odczekania co najmniej 7 dni na wykonanie testu, dotyczyły podróżujących z Brazylii, Indii, Republiki Południowej Afryki lub - od środy - Wielkiej Brytanii.(PAP)
Decyzję o przeprowadzaniu akcji "Lot do domu" - transportu do kraju Polaków przebywających za granicą po wybuchu pandemii Covid-19 - podjęliśmy w najlepszej wierze, była ona związana z dobrem naszych obywateli - podkreślił w piątek premier Mateusz Morawiecki.
Na konferencji prasowej w Brukseli po zakończeniu szczytu UE Morawiecki został zapytany o zarzuty sformułowane przez NIK wobec kancelarii premiera - wydania ponad 330 mln zł na akcję "Lot do domu" bez sprawdzenia zasadności i prawidłowości wydatkowania tych środków.
"Przede wszystkim jestem szczęśliwy, że mogliśmy naszych obywateli - rozsianych po całym świecie - dzięki akcji +Lot do domu+ ściągnąć z powrotem do domu. Wiemy doskonale jaką tragedią jest Covid-19 i wiemy jak gwałtownie potrafiły uderzać kolejne fale koronawirusa. Decyzję podjęliśmy w naszej najlepszej wierze, była ona związana z dobrem naszych obywateli" - odpowiedział premier.
W związku z rozwijającą się pandemią Covid-19 w marcu i kwietniu ubiegłego roku kancelaria premiera, MSZ i PLL LOT zorganizowały akcję "Lot do domu". Według danych podawanych przez MSZ w jej ramach do kraju na pokładach samolotów polskich linii wróciło ponad 55 tys. Polaków oraz ponad 2 tys. obywateli innych państw, m.in. UE, USA, Japonii, Kanady, Australii, Ukrainy, Wielkiej Brytanii, Turcji, Korei Południowej, Szwajcarii, Norwegii oraz Tajlandii.
Media - w tym fakt.pl oraz wp.pl - informowały ostatnio, że NIK stwierdziła poważne nieprawidłowości w wydatkach kancelarii premiera na akcję "Lot do domu", chodzi m.in. o nierzetelne rozliczenie ponad 331 milionów złotych. Według tych doniesień, kancelaria premiera za tę akcję zapłaciła LOT-owi ponad 331 milionów złotych bez weryfikacji wystawionych faktur, za późno też wystąpiła do Prokuratorii Generalnej o opinię prawną dotyczącą zasadności tych wydatków. (PAP)
Organizator imprezy np. wesela, komunii nie ma prawa żądać od uczestników takiego wydarzenia informacji o zaszczepieniu przeciw Covid-19; osoba taka ewentualne może to zrobić z własnej inicjatywy - przekazał w czwartek Urząd Ochrony Danych Osobowych.
UODO w czwartkowym komunikacie powołuje się na przepisy rozporządzenia Rady Ministrów z 6 maja 2021 r. w sprawie ustanowienia określonych ograniczeń, nakazów i zakazów w związku z wystąpieniem stanu epidemii.
W ocenie UODO "nie uprawniają" one podmiotów zobowiązanych do przestrzegania określonego tymi przepisami limitu osób "do żądania od nich udostępnienia informacji o zaszczepieniu przeciwko COVID-19". Dodano, że ewentualne okazywanie dowodów potwierdzających fakt zaszczepienia może się odbywać z inicjatywy samej osoby zainteresowanej skorzystaniem z usług takiego podmiotu.
UODO tłumaczy, że informacje o zaszczepieniu są danymi dotyczącymi zdrowia i stanowią one szczególną kategorię danych osobowych, o której mowa w art. 9 ust.1 RODO. Urząd przypomina, że ich przetwarzanie jest objęte ściślejszą ochroną i dopuszczalne oraz legalne po spełnieniu przynajmniej jednej z przesłanek określonych w tym przepisie.
"Przetwarzanie szczególnych kategorii danych jest więc dopuszczalne m.in. wówczas, gdy jest to niezbędne ze względów związanych z interesem publicznym w dziedzinie zdrowia publicznego, takich jak ochrona przed poważnymi transgranicznymi zagrożeniami zdrowotnymi lub zapewnienie wysokich standardów jakości i bezpieczeństwa opieki zdrowotnej oraz produktów leczniczych lub wyrobów medycznych, na podstawie prawa Unii Europejskiej lub prawa państwa członkowskiego, które zawierają odpowiednie, konkretne środki ochrony praw i wolności osób, których dane dotyczą, w szczególności tajemnicę zawodową" - wyjaśnił Urząd.
Wskazał, że w Polsce jednymi z przepisów regulujących kwestie postępowania w związku z przeciwdziałaniem rozprzestrzenianiu się koronawirusa jest rozporządzenie Rady Ministrów z 6 maja 2021 r. w sprawie ustanowienia określonych ograniczeń, nakazów i zakazów w związku z wystąpieniem stanu epidemii.
Urząd przypomniał, że określa ono m.in. limity osób mogących uczestniczyć w różnych wydarzeniach. Zgodnie z jednym z zapisów, do liczby osób mogących uczestniczyć w imprezie i spotkaniu do 25 osób, które odbywają się w lokalu lub budynku, a także w imprezie i spotkaniu do 150 osób, które odbywają się na otwartym powietrzu albo w lokalu lub w wydzielonej strefie gastronomicznej sali, nie wlicza się m.in. osób zaszczepionych przeciwko COVID-19.
Według Urządu przepisy tego rozporządzenia "nie regulują możliwości żądania od osób uczestniczących w takim wydarzeniu udostępnienia informacji na temat ich szczepienia". "Nie określają też, kto i na jakich zasadach oraz w jaki sposób może weryfikować, czy dana osoba jest zaszczepiona przeciwko COVID-19" - przekazało UODO. Jak dodało, nie przewidują też one "konkretnych środków ochrony", o których mowa w RODO.
"Dlatego nie można uznać ich za podstawę uprawniającą podmioty zobowiązane do przestrzegania określonego tymi przepisami limitu osób do pozyskiwania od uczestników takiego wydarzenia informacji o odbyciu przez nich szczepienia ochronnego. Tym samym nie mają one prawa żądać podania od nich takich danych, a osoba, której dane dotyczą, nie ma obowiązku ich podania" - wskazał UODO.
Urząd przekazał, że w takiej sytuacji, tylko gdy zainteresowana osoba wyrazi zgodę na przedłożenie informacji o zaszczepieniu, pozyskanie takich informacji może zostać uznane za uprawnione. UODO jednocześnie zaznacza, że zgoda takiej osoby "musi być dobrowolna, świadoma, konkretna – wyrażona w formie jednoznacznego okazania woli i możliwa do odwołania w każdym czasie".
"Należy przy tym pamiętać również o tym, by nadmiarowo nie ingerować w prywatność osoby - np. poprzez utrwalanie okazanych dokumentów czy też zebranych oświadczeń woli. Brak jest bowiem przesłanek także do dalszego przechowywania informacji o zaszczepieniu po zweryfikowaniu informacji"- zaznacza UODO.
Oznacza to - jak tłumaczy UODO - że gdy osoba, której dane dotyczą, zdecyduje się na dobrowolne okazanie certyfikatu szczepienia, to wystarczające jest, że administrator się z nim zapozna i wpuści tę osobę poza limitem. "Nie może zaś tej informacji dalej przechowywać" - podkreślił Urząd. Zastrzegł jednocześnie, że dane te muszą być m.in. przetwarzane zgodnie z prawem, rzetelnie i w sposób przejrzysty dla osoby, której dotyczą.
Rozporządzenia Rady Ministrów z 6 maja 2021 r. w sprawie ustanowienia określonych ograniczeń, nakazów i zakazów w związku z wystąpieniem stanu epidemii było uaktualniane zmieniającymi rozporządzeniami. Aktualnie do 25 czerwca można organizować imprezy okolicznościowej na zewnątrz oraz wewnątrz (np. w restauracji). Obowiązuje limit osób – maks. 150. Tego typu wydarzenia mogą odbywać się w ścisłym reżimie sanitarnym. Obowiązuje dystans między stolikami (zajęty może być co drugi stolik, odległość między stolikami musi wynosić co najmniej 1,5 m – chyba, że znajduje się między nimi przegroda o wysokości co najmniej 1 m, licząc od powierzchni stolika). Limit nie dotyczy osób w pełni zaszczepionych przeciw COVID-19.
Również do 25 czerwca dopuszczona jest m.in. działalność gospodarcza związana z organizacją, promocją lub zarządzaniem imprezami, takimi jak targi, wystawy, kongresy, konferencje, spotkania, włączając działalności polegające na zarządzaniu i dostarczaniu pracowników do obsługi terenów i obiektów, w których te imprezy mają miejsce (ujętej w Polskiej Klasyfikacji Działalności w podklasie 82.30.Z). Ustalono jednak warunek: w pomieszczeniu, w którym realizowana jest tego rodzaju działalność może przebywać jednocześnie nie więcej niż 1 osoba na 15 mkw. powierzchni pomieszczenia. Do ograniczenia tego nie wlicza się osób zaszczepionych przeciw COVID-19. (PAP)
Wiceprzewodnicząca Bundestagu wzywa UE do dalszych działań przeciwko Węgrom w związku z ustawą, w której zapisano m.in., że szkolne zajęcia nie mogą propagować zmiany płci ani homoseksualizmu. Ambasador RP w Berlinie, prof. Andrzej Przyłębski, powiedział niemieckiemu portalowi RND, że decyzja Węgrów nie ma nic wspólnego z nietolerancją.
"Ambasador RP w Berlinie Andrzej Przyłębski broni węgierskiego rządu przed europejską krytyką" - napisał w czwartek portal RedaktionsNetzwerk Deutschland (RND).
"Prawo węgierskiego parlamentu do prawnej ochrony uczniów przed zajmowaniem się kwestiami homoseksualnymi jest oczywiste i niepodważalne - powiedział Przyłębski - I nie ma to nic wspólnego z nietolerancją, a tym bardziej z prześladowaniem homoseksualistów czy ograniczaniem ich praw obywatelskich" - dodał. Według ambasadora celem węgierskiego prawa jest ochrona dzieci przed "wczesną seksualizacją".
Wiceprzewodnicząca Bundestagu, Claudia Roth wezwała z kolei w tym samym materiale na portalu do dalszych działań UE przeciwko Węgrom w reakcji na prawo, które zdaniem niemieckich komentatorów "masowo ogranicza młodym ludziom możliwość zdobywania informacji na temat homoseksualizmu i transseksualizmu".
"Węgierska ustawa, którą Viktor Orban i jego klika chcą zakazać informacji i przedstawień homoseksualizmu, jest woltą w niegodnej i szemranej grze z podstawowymi wartościami Unii Europejskiej" - powiedziała wiceprzewodnicząca Bundestagu Claudia Roth.
"Postępowanie Komisji Europejskiej w sprawie praworządności przeciwko Węgrom, które trwa od 2018 r., jest właściwym podejściem do polityki Viktora Orbana, ale jest zbyt powolne. W tym tempie obecny węgierski rząd będzie w stanie wyrządzić znaczne, a w niektórych miejscach nieodwracalne szkody" - mówiła Roth.
Według niej potrzebna jest nowa inicjatywa polityczna UE i Komisji, aby "położyć kres autokratycznej taktyce salami w demontażu podstawowych praw i wolności".
W zeszłym tygodniu Węgrzy przyjęli ustawę, w której zapisano m.in., że szkolne zajęcia, podejmujące kwestie seksualności, nie mogą propagować zmiany płci ani homoseksualizmu, a także że państwo chroni prawo dziecka do zachowania tożsamości, odpowiadającej płci w chwili urodzenia.
W ustawie zakazano też udostępniania osobom poniżej 18. roku życia treści pornograficznych, a także popularyzujących zmianę płci zapisanej w chwili urodzenia, jak również homoseksualizm.
Ustawa przewiduje ponadto stworzenie ewidencji osób, które dopuściły się pedofilii i zaostrza kary przewidziane w kodeksie karnym za niektóre przestępstwa związane z pornografią dziecięcą nawet do 20 lat pozbawienia wolności.
Od północy ze środy na czwartek, przylatujący na warszawskie Lotnisko Chopina z państw nienależących do strefy Schengen, podczas kontroli paszportowej zostaną automatycznie skierowani na kwarantannę przez funkcjonariusza Straży Granicznej - powiedział PAP rzecznik portu Andrzej Klewiado.
Zgodnie z opublikowanym w środę w Dzienniku Ustaw rozporządzeniem Rady Ministrów, od północy ze środy na czwartek zmieniają się zasady 10-dniowej kwarantanny dla przyjeżdżających do Polski spoza strefy Schengen; kwarantannę podróżujących z tych państw skróci negatywny wynik testu wykonanego po 7 dniach od przekroczenia granicy.
"Od północy każdy pasażer przylatujący na Lotnisko Chopina spoza strefy Schengen, w tym m.in. z Wielkiej Brytanii, czy Irlandii Północnej, podczas kontroli paszportowej zostanie automatycznie skierowany na kwarantannę przez funkcjonariusza Straży Granicznej"- powiedział w środę Klewiado.
Jak dodał, na lotnisku Straż Graniczna odpowiada za wdrażanie przepisów dotyczących obostrzeń w związku z koronawirusem.
"Jako zarządzający lotniskiem zrobimy wszystko co w naszej mocy, aby rozładować ewentualne kolejki do kontroli paszportowej, jakie powstaną po przylocie na Lotnisko Chopina" - powiedział.
Zmiana rozporządzenia Rady Ministrów w sprawie ustanowienia określonych ograniczeń, nakazów i zakazów w związku z wystąpieniem stanu epidemii podpisana przez premiera Mateusza Morawieckiego ukazała się w środę. Wcześniej jej szczegóły przedstawili wiceszefowie resortów zdrowia i spraw zagranicznych, Waldemar Kraska i Piotr Wawrzyk.
Zgodnie z nowym rozporządzeniem od czwartku osoby, które przybyły do Polski, a swoją podróż rozpoczęły z państwa nienależącego do Strefy Schengen lub Europejskiego Obszaru Gospodarczego, 10-dniową kwarantannę będą mogły skrócić po uzyskaniu negatywnego wyniku testu na koronawirusa wykonanego w okresie nie wcześniejszym niż 7 dni od przekroczenia granicy.
Dotychczas takie restrykcje obowiązywały podróżujących z Brazylii, Indii, Republiki Południowej Afryki, a od środy ze Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej. Podróżujący natomiast z pozostałych państw spoza Schengen mogli dotąd skracać swoją kwarantannę - po uzyskaniu negatywnego wyniku testu wykonanego w czasie 48 godzin od przekroczenia granicy RP, np. jeszcze na lotnisku.
Z kwarantanny podróżujących do Polski spoza Schengen nie zwalniał i nadal nie będzie zwalniał test wykonany w kraju wylotu. Zwolni z niej za to m.in. pełne zaszczepienie przeciw COVID-19 szczepionką dopuszczoną w Unii Europejskiej. Poza tym określony jest szereg wyjątków od kwarantanny, nie podlegają jej np. przekraczający granicę w ramach niektórych czynności zawodowych (jak załogi samolotów, kierowcy transportowi), czy dyplomaci, żołnierze itp.
Wiceminister zdrowia zmiany tłumaczył w środę rozprzestrzenianiem się nowych wariantów koronawirusa. "W związku z tym, że te nowe warianty mają zdecydowanie większą szybkość rozprzestrzeniania się w środowisku, zdecydowaliśmy się podjąć prewencyjne działania" - podkreślił.
Kraska poinformował, że mutacji Gamma we wtorek było 14, a w środę 17, wariantu Delta - we wtorek 90, a w środę 96, wariantu Beta - we wtorek 36, w środę 38. Ponadto wiceszef MZ poinformował, że w przedziale dwóch tygodni liczba nowych zakażeń na 100 tys. mieszkańców w Polsce wynosi 14, ale w Tunezji to już 209, w Danii 152, w Hiszpanii 133, w Wielkiej Brytanii 131.
Lotnisko Chopina w Warszawie to największy port lotniczy w Polsce. Zarządza nim Przedsiębiorstwo Państwowe "Porty Lotnicze". W 2020 roku port obsłużył 5,482 mln, co dało spadek o 70,9 proc. wobec 2019 r. (PAP)
Przyjeżdzający do Polski z Wielkiej Brytanii będą podlegali obowiązkowej siedmiodniowej kwarantannie, z której zwalniać będzie tylko negatywny wynik testu wykonywanego nie wcześniej niż po tygodniu – wynika z opublikowanego we wtorek w Dzienniku Ustaw rozporządzeniu Rady Ministrów.
Rozporządzenie Rady Ministrów z 22 czerwca 2021 r., zmieniające rozporządzenie w sprawie ustanowienia określonych ograniczeń, nakazów i zakazów w związku z wystąpieniem stanu epidemii, zostało podpisane przez premiera Mateusza Morawieckiego i opublikowane w Dzienniku Ustaw 22 czerwca 2021 r.
Dodatkowe restrykcje dotykać będą nie tylko, jak do tej pory, osoby przybywające z Indii, Brazylii czy Republiki Południowej Afryki, ale także ze Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej.
Jak zaznaczył w wypowiedzi dla PAP minister Adam Niedzielski "podjęte decyzje w sprawie kwarantanny dla podróżnych przybywających z Wielkiej Brytanii mają zmniejszyć ryzyko transmisji wariantu delta koronawirusa z zagrożonego obszaru oraz zadbać o obywateli naszego kraju i ich bezpieczeństwo".
Według danych Ministerstwa Zdrowia, w Polsce potwierdzono 90 przypadków zakażenia wariantem delta.
Od czasu pojawienia się wirusa SARS-CoV-2, wywołującego COVID-19, wykryto kilka jego wariantów genetycznych. Wariant delta pierwszy raz zidentyfikowano w Indiach w październiku 2020 r. i oznaczono go jako wariant wzbudzający obawy Światowej Organizacji Zdrowia ze względu na jego zwiększoną zakaźność.
W Europie m.in. Wielka Brytania zanotowała duży wzrost liczby nowych infekcji wariantem delta. Liczba zakażeń rośnie również m.in. w Rosji. (PAP)
Do 9 krajów europejskich Polacy mogą wjechać bez negatywnego testu na COVID-19, bez konieczności odbycia kwarantanny i bez szczepienia – wynika z mapy, jaką PLL LOT opublikowały we wtorek na Twitterze.
We wtorek PLL LOT na Twitterze opublikowały informacje o zasadach wjazdu do poszczególnych krajów europejskich. Z mapy, jaką LOT zamieścił w serwisie społecznościowym wynika, że do 9 krajów europejskich Polacy mogą wjechać bez posiadania testu na COVID-19, bez konieczności odbycia kwarantanny i bez szczepienia.
Są to: Norwegia, Dania, Holandia, Belgia, Chorwacja, Czarnogóra, Albania, Macedonia Północna i Cypr. Do tej grupy testowo dołączyła 21 czerwca Hiszpania. Test potrwa do 27 czerwca.
Z kolei do 14 innych krajów bez negatywnego testu na COVID-19 i bez konieczności odbycia kwarantanny wjadą osoby zaszczepione. Są to – jak wynika z mapy opublikowanej przez LOT - Austria, Bułgaria, Czechy, Estonia, Grecja, Gruzja, Litwa, Łotwa, Niemcy, Turcja, Ukraina, Rumunia, Słowenia i Szwajcaria. (PAP)
Po raz pierwszy od wyjścia Wielkiej Brytanii z jednolitego rynku europejskiego, Polska zanotowała w kwietniu wzrost eksportu do tego państwa - poinformował we wtorek Polski Instytut Ekonomiczny (PIE).
Z informacji PIE wynika, że wartość sprzedaży na rynku brytyjskim była o 12 proc. wyższa niż w kwietniu 2019 r. (na podstawie danych GUS, w euro).
PIE zwraca uwagę, że wyniki za pierwsze cztery miesiące 2021 r. nadal są na minusie (-10 proc. w porównaniu do analogicznego okresu 2019 r.), ale dane wskazują na stopniowe odbudowywanie się polskiego eksportu na Wyspy po brexicie.
“Import natomiast nadal się kurczy w wyniku brexitu - w kwietniu był on o 16 proc. niższy niż w kwietniu 2019 r. Wartość przywozu brytyjskich towarów do Polski w pierwszych czterech miesiącach była o jedną czwartą mniejsza niż w analogicznym okresie 2019 r.” - informuje PIE.
Według PIE, z perspektywy struktury towarowej w kwietniu zaobserwowano ogromny wzrost eksportu w kategorii pozostałego sprzętu transportowego (o 362 proc. w porównaniu do 2019 r.), siódmego co do wartości eksportu do Wielkiej Brytanii sektora. O 207 proc. wzrósł również eksport wyrobów tytoniowych.
“Istotną poprawę wyników odnotowały też meble (23 proc.), artykuły spożywcze (7 proc.), urządzenia elektryczne (14 proc.) czy chemikalia (17 proc.). Te sektory miały największy wpływ na wzrost wartości eksportu” - czytamy w komunikacie.
Kwietniowy wzrost polskiego eksportu na Wyspy potwierdzają również dane brytyjskiego urzędu statystycznego ONS (zmiana wartości w funtach jest niższa, ale nadal dodatnia - wzrost o 3 proc.).
Zdaniem PIE takiego wyniku nie osiągnęła Unia Europejska (jako całość), której eksport do Wielkiej Brytanii w kwietniu nadal był niższy niż w 2019 r. o ponad 17 proc. (choć widoczne jest wyhamowanie spadku). Tymczasem dane o imporcie pokazują sytuację odwrotną - eksport Wielkiej Brytanii do Unii osiągnął już prawie poziom z 2019 r. (w kwietniu 2021 r. był on o zaledwie 2 proc. niższy niż w kwietniu 2019 r.), podczas gdy brytyjski eksport do Polski nadal przechodzi załamanie - w kwietniu nastąpił spadek o 22,5 proc. (w porównaniu z 2019 r.).(PAP)
Unijny Certyfikat COVID (UCC) od poniedziałku dostępny jest w aplikacji mobilnej mObywatel. Certyfikat umożliwi swobodne podróżowanie po Unii Europejskiej - poinformował Wydział ds. Cyfryzacji KPRM.
Jak przypomniał zespół ds. cyfryzacji, do tej pory dokument można było pobrać jedynie z Internetowego Konta Pacjenta.
Oprócz aplikacji mObywatel Unijny Certyfikat COVID pojawił się również w aplikacji Ministerstwa Zdrowia IKP, która jest mobilną wersją Internetowego Konta Pacjenta.
Osoby, które korzystały z aplikacji mObywatel, muszą zaktualizować program do najnowszej wersji, aby móc pobrać tam swój UCC.
Unijny Certyfikat COVID w mObywatelu zastąpił dostępne do tej pory w tej aplikacji krajowe zaświadczenie o szczepieniu.
UCC mogą pobrać osoby, które są w pełni zaszczepione (przyjęły dwie dawki preparatu lub jednodawkową szczepionkę). Certyfikat ważny jest od 14 dnia po podaniu ostatniej dawki szczepionki przez kolejne 365 dni.
Dokument mogą też pobrać osoby, które otrzymały negatywny wynik testu na obecność koronawirusa - wówczas certyfikat ważny jest przez 48 godzin.
Unijny Certyfikat COVID znajdą w swojej aplikacji mObywatel również ozdrowieńcy - certyfikat w ich przypadku ważny będzie od 11 dnia od uzyskania pozytywnego testu PCR do 180 dni po upływie tej daty.
Jak poinformował Wydział ds. Cyfryzacji KPRM, UCC działa również w trybie offline, bez dostępu do internetu.
Autentyczność certyfikatu może być weryfikowana podczas np. odprawy na lotnisku dowolną aplikacją, którą dysponują służby graniczne danego kraju. Dostępny jest w językach polskim i angielskim i w takiej formie akceptowany jest w całej Unii Europejskiej - czytamy w komunikacie.
Aby pobrać UCC, należy zaktualizować aplikację mObywatel do najnowszej wersji. (PAP)
Zaburzenia adaptacyjne, lękowe i lękowo-depresyjne, cyberprzemoc ze strony rówieśników, zaburzenia odżywiania prowadzące do anoreksji – to niektóre problemy psychiczne, które nasiliły się u dzieci i młodzieży w okresie pandemii – wskazuje psychiatra prof. Małgorzata Janas-Kozik.
Kierowany przez profesor Oddział Kliniczny Psychiatrii i Psychoterapii Wieku Rozwojowego Śląskiego Uniwersytetu Medycznego, działający w Centrum Pediatrii im. Jana Pawła II w Sosnowcu, jest obecnie obłożony w ponad stu procentach. To największy spośród 34 takich oddziałów w Polsce, dysponujący 62 miejscami.
Podczas poniedziałkowego briefingu prasowego w Katowicach, prof. Małgorzata Janas-Kozik, która jest także pełnomocniczką ministra zdrowia ds. reformy psychiatrii dzieci i młodzieży w Polsce, oceniła, iż w okresie kolejnych lockdownów doszło nie tylko do pogorszenia stanu psychicznego części pacjentów, którzy zaniechali lub ograniczyli leczenie, ale także wystąpiły zaburzenia u młodych ludzi, którzy wcześniej nie mieli podobnych problemów.
„Wzrosła ilość zaburzeń adaptacyjnych. Ich najmniej się boimy, ponieważ zwykle są krótkotrwałe, trwają od 6 do 8 tygodni. Jednak nasiliła się również ilość zaburzeń lękowych, lękowo-depresyjnych” – powiedziała profesor, wskazując przy tym również na zwiększoną ilość przemocy rówieśniczej, która – wobec zdalnego trybu kontaktów – przybrała formę cyberprzemocy.
„Cyberprzemoc jest bardzo niebezpieczna, chociażby dlatego, że nie jest przemocą namacalną, ale wirtualną - tym samym może nam trochę umykać” – wyjaśniła profesor Janas-Kozik. Innym częściej obserwowanym przez psychiatrów problemem są zaburzenia prowadzące do anoreksji.
„W grupie dziewcząt, które nie potrafią wyrazić buntu adolescencyjnego, posypały się różne objawy bardzo niebezpiecznych zaburzeń odżywiania. Trzeba pamiętać, że tego typu zaburzenia są również ciężką chorobą somatyczną, zaś anoreksja daje największą śmiertelność wśród wszystkich zaburzeń psychicznych” – dodała szefowa sosnowieckiej kliniki.
Po początkowym spadku ilości pacjentów, w późniejszych fazach pandemii oraz obecnie obłożenie oddziałów psychiatrycznych dla dzieci i młodzieży znów wzrosło, nawet powyżej 100 procent. „To znaczy, że część pacjentów nie korzystała z pomocy ambulatoryjnej, zaniechała leczenia, a część - z różnych powodów - miała albo nawrót choroby, albo pogorszenie stanu psychicznego” – wyjaśniła profesor.
W ramach przygotowań do ewentualnej kolejnej fali pandemii, tam gdzie jest to możliwe, oddziały psychiatryczne wydzielają miejsca, by móc przyjmować także pacjentów z COVID-19 – taka możliwość jest m.in. w Sosnowcu.
Z obserwacji psychiatrów wynika, iż pierwsza fala pandemii spowodowała zmniejszenie ilości pacjentów trafiających do oddziałów psychiatrycznych dla dzieci i młodzieży nawet o połowę. Lockdown oraz związane z rozprzestrzenianiem się koronawirusa obawy, niepewność i lęk, spowodowały zmniejszenie liczby przyjęć szpitalnych. Wiele problemów psychicznych jednak narastało, pojawiały się też nowe, związane z przejściem w tryb pracy i nauki zdalnej.
„W pierwszej fali pandemii uczniowie cieszyli się, że nie muszą iść do szkoły, że nie ma olbrzymiego stresu szkolnego. Badania wykazały, że 50 proc. z nich była z tego zadowolona. Natomiast w trakcie trwania pandemii wyglądało to już nieco inaczej. Druga i trzecia fala, które były dosyć blisko siebie, pokazały, że te funkcjonalne rodziny, które radziły sobie podczas pierwszej fali, już sobie nie radzą” – wskazała prof. Małgorzata Janas-Kozik.
Psychiatrzy oceniają, iż było to spowodowane pracą i nauką zdalną – koniecznością dzielenia często małej domowej przestrzeni z zachowaniem prywatności i poszanowaniem intymności wszystkich w rodzinie. Profesor podkreśliła, że aby w trudnym okresie rodzice mogli być oparciem dla dzieci, sami muszą zadbać o swój komfort.
„Tylko dorosły człowiek będący w komforcie, który ma wszystkie własne potrzeby spełnione, sam ma poczucie bezpieczeństwa i ogrania nową rzeczywistość, może dać oparcie swoim dzieciom. A to właśnie rodzic może i powinien dać dziecku największe oparcie – jest najważniejszą osobą, do której dziecko chciałoby się zwrócić i może się zwrócić” – tłumaczyła ekspertka.
Stąd m.in. przygotowane przez Polskie Towarzystwo Psychiatryczne rady dla rodzin na wypadek kolejnych okresów izolacji – np. by spróbować tak podzielić małą przestrzeń mieszkania, by każdy z domowników miał swoją przestrzeń – nie tylko pracy, ale też prywatności i intymności.
„Nie zapominajmy, żeby wygospodarować 15-20 minut w ciągu dnia, by rodzina mogła spotkać się i porozmawiać o tym, co jest trudne. To jest trudna rozmowa, wymagająca wielkiej szczerości i otwartości ze strony rodziców; przyznania się: ja też nie daję rady, mnie też jest trudno, to również dla mnie jest nowa sytuacja; ale jesteśmy razem, jesteśmy obok, w każdej chwili możesz przyjść porozmawiać” – tłumaczyła prof. Małgorzata Janas-Kozik.
Przypomniała, iż psychiatria dzieci i młodzieży w Polsce jest w okresie systemowej, ewolucyjnej reformy. Jednym z jej elementów są dostępne bez skierowania środowiskowe poradnie psychologiczno-psychoterapeutyczne dla dzieci i młodzieży, gdzie psychologowie i psychoterapeuci stawiają pierwszą diagnozę psychologiczną, oceniając, czy w danym przypadku wymagana jest pomoc lekarza psychiatry - około 50 proc. zgłaszających się nie wymaga takiej konsultacji i późniejszego leczenia stacjonarnego - pobytu szpitalnego.
„Nie jest założeniem reformy instytucjonalizacja i zamykanie dzieci daleko od środowiska, ale deinstytucjonalizacja (…). Nie niszczymy tego co jest; niczego nie zamykamy, nie likwidujemy, ale do tego dobudowujemy lub przekształcamy” – wyjaśniła profesor, która jest pełnomocnikiem ministra zdrowia ds. reformy.
Jak poinformowała, obecnie w Polsce jest 288 ośrodków tzw. pierwszego poziomu referencyjnego, czyli środowiskowych poradni psychologiczno-psychoterapeutycznych. Docelowo ma ich być 300-320. Zgodnie z założeniami, na 4-6 takich poradni ma przypadać jeden ośrodek drugiego poziomu referencyjnego, czyli poradnia zdrowia psychicznego i oddział dzienny, który ma w swojej strukturze szkołę.
Częścią reformy jest też kształcenie kadr dla psychiatrii dziecięcej, m.in. w ramach utrzymania specjalizacji z psychoterapii dzieci i młodzieży. „Za 3 do 4 lat w Polsce będzie około tysiąc nowych specjalistów w Polsce” – oceniła prof. Małgorzata Janas-Kozik.
Przypomniała, że trwają prace nad opracowaniem standardów merytorycznych i organizacyjnych dla psychiatrii dzieci i młodzieży. „To jest ewolucyjna reforma; to się nie zadzieje z dnia na dzień; musi być czas, żeby zmienić myślenie, żeby powstały ośrodki i żeby wypracować standard” – podsumowała w poniedziałek szefowa sosnowieckiej kliniki.(PAP)
Korzystając z naszej strony, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie przez nas plików cookies -
Polityka prywatności.
Zaktualizowaliśmy naszą politykę przetwarzania danych osobowych - RODO.
Więcej dowiesz się TUTAJ.