Kupując polskie produkty, wspierając rodzimych usługodawców realizujemy patriotyzm gospodarczy - mówił podczas VI Nadzwyczajnego Zjazdu Klubów "Gazety Polskiej" wicepremier, minister aktywów państwowych Jacek Sasin.
W sobotę na stronie niezależna.pl...
Brytyjscy żołnierze zapoznają się z zadaniami, które będą realizować na granicy polsko-białoruskiej - przekazał szef MON Mariusz Błaszczak. Jak przypomniał, żołnierze z Wielkiej Brytanii rozpoczną służbę 8 grudnia.
W czwartek szef BBN Paweł Soloch informował, że prezydent Andrzej Duda wydał postanowienie o zgodzie na pobyt na terytorium RP żołnierzy Wielkiej Brytanii oraz Estonii. Od 2 grudnia do 30 kwietnia przyszłego roku do 155 żołnierzy Wielkiej Brytanii i do 150 żołnierzy Estonii będzie realizowało zadania związane ze wsparciem inżynieryjnym i rozpoznawczym operacji Sił Zbrojnych RP prowadzonej w strefie nadgranicznej.
Jak przekazał na Twitterze szef MON, "brytyjscy żołnierze zapoznają się z zadaniami, które będą realizować na granicy polsko-białoruskiej". "Brytyjczycy już 8 grudnia rozpoczną służbę i będą wspierać Siły Zbrojne RP m.in. w budowie i naprawie tymczasowego ogrodzenia" - podkreślił.
Wcześniej w niedzielę Błaszczak poinformował o aktywności żołnierzy z Estonii. "Wojska estońskie pomagają na granicy polsko-białoruskiej. Zadaniem żołnierzy z Estonii jest budowa i naprawa tymczasowego ogrodzenia oraz udrożnienie połączeń drogowych" - napisał w mediach społecznościowych.
Od środy do 1 marca przy granicy z Białorusią obowiązuje zakaz przebywania, z którego wyłączeni są m.in. mieszkańcy czy miejscowi przedsiębiorcy. Zakaz wprowadzono w 183 miejscowościach w województwach podlaskim i lubelskim przylegających do granicy z Białorusią. Wcześniej na tym samym obszarze, od 2 września do 30 listopada, obowiązywał stan wyjątkowy.
Obostrzenia w strefie nadgranicznej wynikają z kryzysu wywołanego przez reżim Alaksandra Łukaszenki na granicach Białorusi z Unią Europejską. Jak informowano, wojsko ze wsparciem brytyjskich i estońskich jednostek naprawia - uszkodzone podczas działań migrantów wspieranych przez służby białoruskie - bariery graniczne i zabezpiecza technicznie granicę. (PAP)
Prezydent Andrzej Duda wydał postanowienie o zgodzie na pobyt na terytorium RP żołnierzy Wielkiej Brytanii oraz Estonii. Mają oni wesprzeć działania polskiego wojska w kryzysie na wschodniej granicy UE i NATO - poinformował w czwartek szef BBN Paweł Soloch.
"Prezydent @AndrzejDuda wydał postanowienie o zgodzie na pobyt na terytorium RP żołnierzy Wielkiej Brytanii oraz Estonii, do wsparcia działań polskiego wojska w kryzysie na wschodniej granicy UE i NATO. Dziękujemy Flag of United Kingdom i Flag of Estonia za solidarność, wsparcie polityczne i wojskowe!" - napisał na Twitterze Paweł Soloch.
BBN uściśliło natomiast, że "zgodnie z postanowieniem Prezydenta @AndrzejDuda komponenty (do 155 żołnierzy) i (do 150 żołnierzy) od 2.12 do 30.04 będą realizowały zadania związane ze wsparciem inżynieryjnym i rozpoznawczym operacji Sił Zbrojnych RP, prowadzonej w strefie nadgranicznej".
Wiosną br. gwałtownie wzrosła liczba prób nielegalnego przekroczenia granicy Białorusi z Litwą, Łotwą i Polską przez migrantów z krajów Bliskiego Wschodu, Afryki i innych regionów. UE i państwa członkowskie podkreślają, że to efekt celowych działań reżimu Alaksandra Łukaszenki, który wykorzystuje migrantów w odpowiedzi na sankcje.
Od 2 września do 30 listopada, w związku z presją migracyjną w przygranicznym pasie z Białorusią w 183 miejscowościach woj. podlaskiego i lubelskiego, obowiązywał stan wyjątkowy.
Od 1 grudnia do 1 marca w pasie przy granicy z Białorusią obowiązuje zakaz przebywania, z którego wyłączeni są m.in. mieszkańcy czy miejscowi przedsiębiorcy. Zgodnie z nowelizacją prawa, która umożliwiła wprowadzenie tego zakazu, na czas określony i na określonych zasadach, komendant placówki SG będzie mógł zezwolić na przebywanie na tym obszarze również innych osób, w szczególności dziennikarzy.
Zakaz wprowadzono w 183 miejscowościach w województwach podlaskim i lubelskim przylegających do granicy z Białorusią.(PAP)
Sejmowa komisja spraw zagranicznych poparła w czwartek kandydaturę Piotra Wilczka na ambasadora w Wielkiej Brytanii. Wilczek podkreślał, że mimo Brexitu i pandemii Wielka Brytania pozostaje globalnym mocarstwem i jest czwartym największym rynkiem dla polskiego eksportu.
Posłowie z komisji również pozytywnie zaopiniowani kandydaturę Tomasza Kobzdeja na ambasadora w Mołdawii.
Kandydaturę Wilczka na ambasadora w Londynie przedstawił wiceszef MSZ Szymon Szynkowski vel Sęk. Podkreślał, że Wilczek przez ostatnie pięć lat był ambasadorem w Stanach Zjednoczonych i resort dyplomacji bardzo wysoko ocenia pracę Wilczka, jego kompetencje i bogate doświadczenie zawodowe.
Wiceszef MSZ przypomniał, że Wilczek ma tytuł profesora nauk humanistycznych, wykładał m.in. na Uniwersytecie Warszawskim i był dyrektorem wydziału Artes Liberale. Szynowski vel Sęk podkreślał też, że Wilczek od 30 lat aktywnie wspiera kontakty międzynarodowe między różnymi instytucjami.
Do tej pory funkcję polskiego ambasadora w Londynie pełnił Arkady Rzegocki, obecnie szef Służby Zagranicznej w MSZ.
Wilczek podkreślił, że mimo Brexitu i pandemii Wielka Brytania jest nadal globalnym mocarstwem, ale jest w okresie przejściowym i stoimy przez koniecznością zredefiniowania pozycji Wielkiej Brytanii w Europie i ponownego ułożenia relacji bilateralnych.
Jak zapewnił, doniesienia o pustych półkach sklepowych i brakach paliw na stacjach w Wielkiej Brytanii nie przedstawiają pełnego obrazu rzeczywistości i te problemy są nie tylko konsekwencją Brexitu, ale też sytuacji na świecie. Podkreślił, że Wielka Brytania zajmuje piąte miejsce na świecie pod względem PKB i jest drugą co do wielkości gospodarką europejską. A brytyjskie uniwersytety, obok amerykańskich są najlepsze na świecie. Zwracał też uwagę na kluczowe znacznie brytyjskiego sektora usług finansowych.
Wielka Brytania - jak podkreślał Wilczek - jest od lat kluczowym rynkiem dla Polski w relacjach handlowych i w 2021 r. była czwartym, największym rynkiem docelowym dla polskiego eksportu. "Jest także drugim najważniejszym odbiorcą artykułów rolno-spożywczych z Polski. To także rynek, z którym generujemy pokaźną nadwyżkę w obrocie towarami i który jest kierunkiem ekspansji dla około 13 procent wszystkich naszych eksporterów towarów" - mówił Wilczek.
Dodał, że Wielka Brytania pozostaje drugim najważniejszym rynkiem eksportowym dla polskich usług.
Wilczek mówił też, że należy wykorzystać obecną sytuację jako szansę dla Polski na zacieśnienie relacji z Wielką Brytanią. Podkreślał m.in. współpracę w zakresie cyberbezpieczeństwa. Dodał, że Polska, jako członek UE i innych formatów, może być atrakcyjnym partnerem dla Wielkiej Brytanii.
Wilczek wskazywał też, że ostatnie rozmowy premiera Mateusza Morawieckiego z brytyjskim premierem Borisem Johnsonem potwierdziły wspólne poglądy na rosyjską politykę i sytuację na granicy polsko-białoruskiej.
W toku dyskusji Paweł Kowal (KO) mówił, że pozytywnie ocenia misję Wilczka w USA jako dyplomaty, ale zaznaczył jednocześnie, że krytycznie ocenia obecny stan relacji polsko-amerykańskich.
Krystian Kamiński (Konfederacja) mówił, że Wilczek ma profesjonalne doświadczenie wystarczające, by objąć placówkę w Londynie. Również Janusz Kowalski (Solidarna Polska) pozytywnie wypowiadał się o kandydacie na ambasadora w Wielkiej Brytanii.
Maciej Gdula (Lewica) mówił, że największym wyzwaniem jest zachowanie spójności UE i obecna rola Wielkiej Brytanii jest trochę niewiadoma, zwracał uwagę na konieczność przyciągania Wielkiej Brytanii do UE.
Paweł Zalewski (Polska 2050) mówił, że nie jest w stanie ocenić działalności Wilczka w USA, bo nie angażował on opozycji do pełnienia swojej misji. Zalewski powiedział, że ocenia Wilcza na podstawie polskiej polityki wobec USA, a ta ocena jest negatywna.
Przedstawiając kandydaturę Tomasza Kobzdeja na ambasadora w Mołdawii wiceszef MSZ mówił, że Kobzdej jest zawodowym dyplomatą oraz urzędnikiem służby cywilnej.
Jak podkreślił Szynkowski vel Sęk Kobzdej przez sześć lat pełnił misję zastępcy kierownika polskiej placówki dyplomatycznej w Tallinnie, czasowo kierował nią jako charge d'affaires.
Od dwóch lat Kobzdej pełnił funkcję zastępcy dyrektora Departamentu Azji i Pacyfiku w MSZ.
"Wszystkie dotychczasowe doświadczenia dyplomatyczne pana dra Kobzdeja wymagały umiejętności doskonałej koordynacji międzyresortowej (...). Te kompetencje, dobra znajomość polskiej administracji, wiedza z zakresu polityki bezpieczeństwa i specyfiki obszaru postsowieckiego oraz spraw globalnych czynią z pana dr. Kobzdeja dobrego kandydata na stanowisko ambasadora nadzwyczajnego i pełnomocnego w Republice Mołdawii" - podsumował wiceszef MSZ.
Kobzdej mówił, że jeżeli zostanie ambasadorem w Mołdawii to plan jego pracy będzie wpisywał się w większy projekt geopolityczny poszerzania stabilnego i bezpiecznego środowiska międzynarodowego w Europie wschodniej i południowej z wykorzystaniem mechanizmów OBWE oraz UE.
"Integrująca się z Zachodem i oczyszczająca się z korupcji i wzmacniająca swoje demokratyczne struktury państwowe Mołdawia potrzebuje wsparcia Warszawy" - mówił Kobzdej.
Zaznaczył, że jednocześnie powinniśmy wspólnie z Mołdawią przygotować się na potencjalne kryzysy w regionie. (PAP)
To jest Polin, to jest miejsce dla nas wszystkich - ukształtowane historycznie, umocowane kulturowo - w którym chcemy nadal razem żyć w tolerancji, we wzajemnym zrozumieniu i szacunku - powiedział prezydent Andrzej Duda podczas uroczystości zapalenia świec chanukowych w Pałacu Prezydenckim.
"Dziękuję za to, że po raz kolejny radość, modlitwa i błogosławieństwo święta świateł, chanukowe przepływa i płynie także z Pałacu Prezydenckiego" - powiedział w środę Andrzej Duda, zwracając się do zgromadzonych w Pałacu Prezydenckim rabinów i uczestników uroczystości zapalenia świec chanukowych.
"Bo dla nas, jako ludzi wierzących tutaj, w Rzeczypospolitej, ta łączność z Panem Bogiem, modlitwa, ta współobecność ma bardzo duże znaczenie" - zaznaczył prezydent.
Duda podziękował "za osobiste, niezwykłe przeżycie (...) w piętnastą rocznicę pierwszej Chanuki w Pałacu Prezydenckim w historii Rzeczypospolitej Polskiej, kiedy na zaproszenie pana prezydenta Lecha Kaczyńskiego tutaj przybyła społeczność żydowska po to, aby wraz z prezydentem RP, jego małżonką i współpracownikami tą radość chanukową dzielić". "Radość święta świateł, radość tej wyjątkowej łaski, jaką Pan Bóg obdarzył swój lud wybrany w 164 r. p.n.e. Dawno, dawno temu głęboko w czeluściach historii, kiedy już Izrael w znaczeniu narodu, ludu był związany i złączony z Panem Bogiem" - wyjaśnił.
"Tamto wydarzenie i chanukowe święto - jako święto radości - ma w gruncie rzeczy w moim osobistym przekonaniu bardzo głęboki duchowy wymiar i bardzo głęboki symboliczny wymiar również" - zapewnił prezydent.
Duda zaznaczył, że dla niego i jego współpracowników "jest wielka radością, że dzisiaj możemy na ręce panów rabinów dla całej społeczności żydowskiej u nas, w Rzeczypospolitej, jak również i poza granicami, złożyć najserdeczniejsze życzenia wesołej Chanuki, życzenia wspaniałych świąt, radosnych, pełnych zadumy, ale takiej radosnej zadumy i pełnych dumy". "Dumy z tego, kim jesteście i jacy jesteście" - podkreślił.
"Chciałem podkreślić, że Lech Kaczyński zaprosił tutaj do Pałacu Prezydenckiego społeczność żydowską 15 lat temu dlatego, że jej współobecność w Rzeczypospolitej od tysiąca lat uważał za niezwykle ważną, za niezwykle mocno wpisaną w historię Rzeczypospolitej" - mówił. "Za element współtworzący dzisiejszą Rzeczpospolitą także w jej elementach kulturowych" - podkreślił Duda.
"Jest też jakimś specyficznym zbiegiem historii to, że ten pierwszy przywilej, który został nadany społeczności żydowskiej tutaj, wtedy jeszcze w Polsce, która była królestwem (...) w 1264 r. przez Bolesława Pobożnego - to było dokładnie tysiąc trzysta lat po tamtym 164 r. p.n.e., po tamtych wielkich, ważnych wydarzeniach w Jerozolimie, które w jakiś sposób ukształtowały historię i w jakiś sposób ukształtowały dalsze losy narodu wybranego" - zaznaczył prezydent.
Zwrócił uwagę, że ten przywilej był wielokrotnie potwierdzany przez władców Rzeczypospolitej i "jest symbolem obecności Żydów w Polsce, ich miejsca w Polsce i roli". "Rola społeczności żydowskiej na przestrzeni tysiąca lat była dla Polski bardzo ważna" - podkreślił.
"To jest Polin, to jest miejsce dla nas wszystkich - ukształtowane historycznie, umocowane kulturowo - w którym chcemy nadal razem żyć w tolerancji, we wzajemnym zrozumieniu i szacunku. Jako prezydent RP chcę to z całą mocą podkreślić" - powiedział Andrzej Duda.
W niedzielę 28 listopada wieczorem rozpoczęła się Chanuka, czyli żydowskie święto świateł. Upamiętnia ono zwycięstwo Machabeuszy nad Grekami. Gdy Grecy zdobyli Jerozolimę, ich władca Antioch IV zabronił żydowskich obrządków i nakazał prześladowanie niestosujących się do zakazu, a w Świątyni Jerozolimskiej ustanowił kult jednego z hellenistycznych bóstw. Żydzi pokonali najeźdźców w grudniu 164 r. p.n.e.
Podczas ponownego uświęcenia Świątyni Jerozolimskiej wydarzył się cud - potrzebna do sprawowania obrządków oliwa paliła się przez osiem dni, choć przewidywano, że wystarczy jej zaledwie na jeden dzień. Od tamtej pory Żydzi, pamiętając o cudzie, zapalają w czasie Chanuki przez osiem dni chanukową świecę na chanukiji ustawianej przeważnie na parapecie okna w widocznym z ulicy miejscu.
Tradycyjne potrawy chanukowe to m.in. przyrządzane na oleju na pamiątkę cudu placki ziemniaczane zwane latkes oraz nadziewane np. konfiturami pączki.(PAP)
W ostatnich dniach odnotowujemy mniej ataków na polską granicę ze strony Białorusi, ale są one bardziej niebezpieczne – ocenił w środę wiceminister spraw wewnętrznych i administracji Błażej Poboży.
Wiceszef MSWiA zwrócił uwagę, że "zmieniła się taktyka białoruskich służb i nielegalnych imigrantów" w czasie ataków na polską granicę. "Wcześniej mieliśmy do czynienia z takimi sytuacjami, do których łatwo było się przygotować, bo przychodziła grupa około 100-150 migrantów, widać było napływające fale, natomiast ostatnio obserwujemy, że są oni podwożeni do granicy przez białoruskie służby niemal w ostatniej przed atakiem. W tym wypadku trudniej jest reagować naszym funkcjonariuszom" – powiedział w TVP Info.
W ocenie Pobożego drugim nowym elementem wykorzystywanym przez białoruskie służby i migrantów podczas ataków na polską granicę, jest próba zmylenia naszych funkcjonariuszy. "Na przykład wczoraj w trzech miejscowościach doszło do próby siłowego przekroczenia naszej granicy. I co ciekawe, w jednym z miejsc rzucana jest kładka na ogrodzenie, co miałoby sugerować, że tu będzie kolejna próba szturmu, a dwa kilometry dalej rozcinana jest koncentrina i tamtędy próbują się przedrzeć nielegalni imigranci" - wskazał.
Wiceminister zwrócił uwagę, że podczas ataków na polską granicę pojawiły się nowe elementy "takie, jak ostrzelanie masztów oświetleniowych". "Każdy kolejny dzień, każdy kolejny tydzień przynosi eskalację tego kryzysu, jeżeli chodzi o działaniu o charakterze prowokacyjny. Dzisiaj w nocy nasze instalacje oświetlające zostały ostrzelane (…) z kilku pozycji. To było celowe zniszczenie naszych punktów oświetleniowych z użyciem broni pneumatycznej, (…) ale boję się pomyśleć, jaka będzie następna próba" - zaznaczył.
Dodał, że "każdej nocy w meldunkach, które otrzymuje kierownictwo resortu, jest mowa także o strzałach oddawanych przez polską stronę". "Oczywiście są to strzały ostrzegawcze, w powietrze, ale to pokazuje, że sytuacja jest coraz bardziej dramatyczna" - oznajmił.
"O ile prób nielegalnego przekroczenia granicy jest mniej, o tyle mają one zdecydowanie niebezpieczny charakter" - podkreślił wiceszef MSWiA.
"Musimy być przygotowani na każdy z możliwych wariantów rozwoju sytuacji i kontynuować zabezpieczenia naszej granicy" - wskazał.
Stwierdził, że po wygaśnięciu stanu wyjątkowego w pasie przygranicznym, pojawiła się konieczność przedłużenia warunków zapewniających bezpieczeństwo polskim służbom i żołnierzom. "Taką możliwość daje nowelizacja ustawy o ochronie granicy państwowej" - ocenił.
Od środy do 1 marca w pasie przy granicy z Białorusią obowiązuje zakaz przebywania, z którego wyłączeni są m.in. mieszkańcy, czy miejscowi przedsiębiorcy. Zgodnie z nowelizacją prawa, która umożliwiła wprowadzenie tego zakazu, na czas określony i na określonych zasadach komendant placówki SG będzie mógł zezwolić na przebywanie na tym obszarze również innych osób, w szczególności dziennikarzy.
Zakaz wprowadzono w 183 miejscowościach w województwach podlaskim i lubelskim przylegających do granicy z Białorusią. Wcześniej na tym samym obszarze przez 90 dni - od 2 września do 30 listopada - obowiązywał stan wyjątkowy. Obostrzenia w strefie nadgranicznej to odpowiedź na kryzys wywołany przez reżim Białorusi na jej granicach z Unią Europejską.(PAP)
16,1 proc. pracujących Polaków rozważa emigrację zarobkową w ciągu najbliższego roku, to dwa razy więcej niż przed pandemią - wynika z badania "Migracje Zarobkowe Polaków”. Dodano, że nadal najchętniej wybieranym kierunkiem byłby Niemcy.
Zgodnie z przeprowadzonym we wrześniu badaniem "Migracje Zarobkowe Polaków" przez ARC Rynek i Opinia na zlecenie Gi Group odsetek rozważających emigrację zarobkową utrzymuje się na wysokim poziomie. Obecnie wynosi on 16 proc. aktywnych zawodowo. Odsetek osób, które nie biorą pod uwagę wyjazdu z Polski wynosi 81,3 proc., niezdecydowani stanowią 2,7 proc.
Według autorów badania trwająca pandemia nie zniechęca Polaków do wyjazdu. "W 2019 roku rozważało ją blisko 19 proc. aktywnych zawodowo, a w grudniu 2020 roku blisko 18 proc. („Barometr Rynku Pracy”, Gi Group). To wręcz dwa razy więcej niż we wrześniu 2018 roku (8,6 proc.) czy w lipcu 2020 roku (9,9 proc.)" - wskazano.
Dodano, że duże zainteresowanie emigracją zarobkową jest widoczne we wzroście odsetka zdecydowanie opowiadających się za taką możliwością. To 7 proc. z 16 proc. myślących o wyjeździe poważnie rozważa taką perspektywę. "W grudniu 2020 roku było to 6 proc., podczas gdy jeszcze pół roku wcześniej – tylko 3 proc. Jednocześnie aż 31 proc. zainteresowanych pracą za granicą zdecydowałoby się na to nawet, gdyby pandemia w kraju docelowym się nasiliła. W Polsce pozostałoby 65,6 proc. Ponad połowa (54,5 proc.) wróciłaby do kraju w przypadku pogorszenia sytuacji, a 42,2 proc. zostałoby za granicą" - przekazano.
Badanie potwierdziło, że nadal najważniejszą motywacją do emigracji zarobkowej są atrakcyjniejsze wynagrodzenia niż w Polsce (79 proc. wskazań) oraz wyższy standard życia (47 proc.). Zauważono, że te dwa czynniki zyskały na znaczeniu w porównaniu z badaniem z 2018 roku. Wciąż istotne są też lepsze warunki socjalne (31 proc.), możliwość podróżowania (25 proc.), lepsze perspektywy rozwoju zawodowego (22 proc.) oraz korzystniejszy system podatkowy (20 proc.).
Zauważono, że badanie wykazało zauważalną zmianę w deklarowanej długości pobytu za granicą. Podkreślono, że wśród rozważających emigrację zarobkową straciły na znaczeniu krótkie, trzymiesięczne wyjazdy (spadek o połowę z 37 proc. w 2018 roku do 18 proc. obecnie) na rzecz dłuższych, minimum półrocznych. Więcej badanych zdecydowałoby się też na pobyt za granicą przez rok lub kilka lat (wzrost z 32 proc. w 2018 r. do prawie 38 proc.). Dodano, że deklaracje dotyczące emigracji na stałe nie zmieniły się znacząco w porównaniu z poprzednim badaniem, wzrósł natomiast odsetek niezdecydowanych (z 7,4 proc. w 2018 r. do prawie 16 proc. obecnie).
Badanie pokazało, że najbardziej preferowanym kierunkiem emigracji zarobkowej są nadal Niemcy (32,2 proc.). Na drugim miejscu znalazła się Holandia (15,8 proc.), a na trzecim Wielka Brytania (9,4 proc.)
Poinformowano, że zgodnie z najnowszym odczytem 71 proc. rozważających emigrację zarobkową pracuje – 44 proc. ma stałe zatrudnienie, a 27 proc. pracuje na niepełny etat, umowę o dzieło, zlecenie lub w formie samozatrudnienia. W porównaniu do 2018 r. odsetek aktywnych zawodowo biorących pod uwagę wyjazd zmniejszył się o 11 p.p.. Znacznie zwiększyła się natomiast liczba zainteresowanych nim bezrobotnych – z 6 proc. w 2018 roku do 21 proc.
Badanie pokazało również, że w pierwszej kolejności z emigracji zarobkowej skorzystałyby osoby mające wykształcenie podstawowe lub zawodowe (42 proc.), w dalszej - średnie (32 proc.) i wyższe (26 proc.), przy czym odsetek zainteresowanych wyjazdem wśród osób z wyższym wykształceniem wzrósł (o 6 pkt. proc.) w porównaniu z 2018 rokiem. Za granicę za pracą chcą też głównie wyjechać mężczyźni (70 proc.) , osoby w wieku 24-34 lata. Poinformowano, że w porównaniu do 2018 r. o 8 p.p. wzrósł odsetek zainteresowanych emigracją zawodową kobiet (do 30 proc.). Emigrację w największym stopniu rozważają też mieszkańcy wsi i mniejszych miast, osoby mieszkające na wschodzie i południu Polski. Jak podkreślono w najmniejszym stopniu emigracją zarobkową zainteresowani są mieszkańcy województwa mazowieckiego, centralnej i południowo-zachodniej Polski.
Badanie przeprowadzono w dniach 7-16 września na reprezentatywnej próbie 1002 respondentów. (PAP)
W listopadzie 62 proc. respondentów zauważyło, że ceny produktów poszły w górę, i miało to wpływ na ich decyzje zakupowe - wynika z sondażu Kantar Public. Dodano, że prawie wszyscy respondenci są też przekonani, że ceny będą dalej rosnąć.
Kantar Public poinformował, że w listopadzie, w comiesięcznym badaniu, postanowił sprawdzić, czy w opinii Polaków wzrosły ceny produktów oraz jakie będą w niedalekiej przyszłości. Wyniki z listopada zostały porównane z tymi uzyskanymi w pomiarze czerwcowym.
Zgodnie z badaniem 62 proc. respondentów w listopadzie zauważyło w swoim budżecie domowym podniesienie cen produktów (w czerwcu było to 60 proc.) i miało to wpływ na ich decyzje zakupowe. Blisko co trzeci badany (30 proc.) przyznał, że zauważył wyższe ceny, ale jednocześnie zadeklarował, że nie wpłynęło to na jego decyzje zakupowe.
6 proc. respondentów w listopadzie nie odczuło podniesienia cen. W czerwcu takiej odpowiedzi udzieliło 3 proc. ankietowanych.
Według badania na wyższe ceny wpływające na decyzje zakupowe najczęściej zwróciły uwagę kobiety (64 proc.), badani z wykształceniem podstawowym (73 proc.), mieszkańcy miast 100-500 tys. (72 proc.), bardzo zainteresowani polityką (71 proc.) oraz wyborcy Lewicy (84 proc.).
Dodano, że brak wpływu na wybory sklepowe wskazywali mężczyźni (33 proc.), respondenci w wieku 15-19 lat (44 proc.), ze średnim wykształceniem (34 proc.), zamieszkali w miastach 20-100 tys. (41 proc.), niezainteresowani polityką (37 proc.) oraz zwolennicy Prawa i Sprawiedliwości (47 proc.).
Kantar Public wskazał ponadto, że najczęściej nie odczuli podniesienia cen produktów respondenci w wieku 15-19 lat (14 proc.), z wykształceniem podstawowym (9 proc.) oraz wyborcy Konfederacji (12 proc.).
Badanie wykazało, że 95 proc. respondentów uważa, że w ciągu najbliższych 12 miesięcy ceny będą dalej rosnąć. Według 37 proc. osób ceny gwałtownie wzrosną (18 proc. w czerwcu); 48 proc. uważa, że ceny będą rosnąć tak jak do tej pory (w czerwcu 62 proc.); dla 10 proc. osób ceny będą rosnąć, ale wolniej (w czerwcu 14 proc.).
Listopadowy odczyt pokazał też, że tylko 1 proc. uważa, iż ceny nie będą rosnąć, a 4 proc. osób nie udzieliło na ten temat odpowiedzi.
Kantar poinformował, że na gwałtowny wzrost cen wskazują częściej osoby bardzo zainteresowane polityką (48 proc.) oraz wyborcy Koalicji Polskiej (66 proc.). Natomiast na podobny trend wzrostu jak obecnie zwracają uwagę dwudziestolatkowie (54 proc.), badani z wyższym wykształceniem (53 proc.), mieszkańcy miast 100-500 tys. (58 proc.) oraz wyborcy Prawa i Sprawiedliwości (64 proc.).
Dodano, że niższe tempo wzrostu jest prawdopodobne dla badanych w przedziale 15-19 lat (17 proc.), mieszkańców miast do 20 tys. (14 proc.) i wsi (13 proc.) oraz zwolenników Prawa i Sprawiedliwości (15 proc.) i Konfederacji (14 proc.)
Badanie zostało przeprowadzone w dniach 7-12 listopada, na reprezentatywnej grupie 1009 mieszkańców Polski w wieku 15 i więcej lat. (PAP)
W środę i czwartek sejmowa komisja spraw zagranicznych zaopiniuje kandydatury: Tomasza Kobzdeja na ambasadora w Mołdawii oraz Piotra Wilczka w Wielkiej Brytanii - poinformował PAP wiceszef tej komisji Maciej Konieczny (Lewica).
Zgodnie z informacją na stronie Sejmu, komisja spraw zagranicznych zbierze się w środę, by zaopiniować na stanowisko ambasadora RP Tomasza Kobzdeja. Natomiast w czwartek posłowie mają zaopiniować kandydaturę Piotra Wilczka.
Wiceszef komisji poinformował PAP, że Kobzdej ma objąć placówkę w stolicy Mołdawii - Kiszyniowie, natomiast Wilczek w stolicy Wielkiej Brytanii - Londynie.
Tomasz Kobzdej to obecnie zastępca dyrektora Departamentu Azji i Pacyfiku w MSZ, a Piotr Wilczek to do niedawna ambasador RP w Waszyngtonie. Następcą Wilczka został Marek Magierowski, wcześniej ambasador RP w Izraelu. (PAP)
Sytuacja na granicy polsko-białoruskiej, rosnące ceny gazy i gromadzenie się sił rosyjskich u granic Ukrainy - pokazują, że Kreml i jego sojusznicy chcą zmiany systemu politycznego i destabilizacji regionu - powiedział premier Mateusz Morawiecki w wywiadzie, którego zapis opublikowano we wtorek na portalu BBC. Nie jest za późno na podjęcie działań przez sojuszników Polski - dodał.
NATO i UE oskarżyły Białoruś o wywołanie kryzysu migracyjnego na granicy z Polską. Premier stwierdził w wywiadzie, że nastał czas, by sojusznicy „połączyli fakty", ponieważ za kilka miesięcy może być już za późno na reakcję.
"Musimy obudzić się z tej geopolitycznej drzemki" - oświadczył Morawiecki. Według niego ostatnie wydarzenia pokazują, że Kreml i jego sojusznicy chcą zmiany systemu politycznego i destabilizacji regionu.
„Złe rzeczy mogą się zdarzyć na przykład na Ukrainie lub może pojawić się kolejny ogromny problem migracyjny dla całej Europy” – powiedział. W kontekście zagrożenia bezpieczeństwa szef polskiego rządu mówił o nagromadzeniu sił rosyjskich w pobliżu Ukrainy, gwałtownych wzrostach cen gazu i kryzysie na granicy polsko-białoruskiej.
Morawiecki wyraził przekonanie, że "bezpośrednim sprawcą" kryzysu na granicy jest przywódca Białorusi Alaksandr Łukaszenka, ale "ma on sponsora, mocodawcę" na Kremlu w osobie Władimira Putina.
„Złożone elementy układanki prezentują niezbyt optymistyczny obraz” – podsumował Morawiecki.
Polski premier powiedział także BBC, że mimo nieporozumień z Unią Europejską pogłoski o planach opuszczenia jej przez Polskę są przesadzone. Zaprzeczył także zarzutom, że jego rząd łamał prawo UE przez swoją politykę migracyjną, restrykcje dotyczące aborcji i reformę sądownictwa. Określił Polskę jako państwo unijne "wykazujące się zdrowym rozsądkiem".
Morawiecki stwierdził także, że rosyjska propaganda, która potrafi być bardzo skuteczna, próbuje wywrzeć presję na Unię Europejską w celu doprowadzenia do jej rozpadu.
Wywiad z polskim premierem ukazał się we wtorek przed zaplanowanym na ten dzień spotkaniem ministrów spraw zagranicznych państw NATO, w tym sekretarza stanu USA Antony'ego Blinkena, w Rydze.
Sekretarz generalny Sojuszu Północnoatlantyckiego Jens Stoltenberg określił w niedzielę nagromadzenie rosyjskich sił zbrojnych w pobliżu granicy z Ukrainą jako bardzo niepokojące. „Przesłanie (NATO) dla Rosji jest takie, że powinna złagodzić eskalację, zmniejszyć napięcia i zachować przejrzystość działań” - oświadczył, dodając, że „jeśli (Rosja) zdecyduje się użyć siły, to oczywiście będą konsekwencje”.(PAP)
Rząd zajmie się we wtorek projektem ustawy obniżającej akcyzę na paliwa, gaz i prąd oraz zwalniającej z tego podatku energię elektryczną wykorzystywaną przez gospodarstwa domowe. Paliwa zostaną także zwolnione z podatku od sprzedaży detalicznej - wynika z porządku obrad Rady Ministrów.
Projekt ustawy o zmianie ustawy o podatku akcyzowym oraz ustawy o podatku od sprzedaży detalicznej jest częścią pakietu antyinflacyjnego, który ogłosił w ubiegły czwartek premier Mateusz Morawiecki.
Wśród rozwiązań zaproponowanych w projekcie znajduje się czasowa obniżka akcyzy na paliwa silnikowe oraz wprowadzenie zwolnienia od akcyzy dla sprzedaży energii elektrycznej wykorzystywanej przez gospodarstwa domowe czy obniżenie stawki akcyzy na energię elektryczną.
Według informacji z wykazu prac legislacyjnych rządu, ograniczenie wzrostu cen paliw powinno się przyczynić do stabilizacji cen także w innych obszarach gospodarki, w tym cen żywności.
„Giełdowe notowania energii elektrycznej w ciągu roku wzrosły o blisko 40 proc. To przekłada się na wzrost stawek dla gospodarstw domowych. Szacuje się, że rachunki za energię elektryczną dla gospodarstw domowych mogłyby wzrosnąć o 10-15 proc. Wzrost cen energii elektrycznej wykorzystywanej przez gospodarstwa domowe w szczycie grzewczym, w przypadku grup słabszych ekonomicznie może znacząco odbić się na ich sytuacji materialnej” – stwierdzono w informacji opublikowanej w harmonogramie prac legislacyjnych rządu.
Zgodnie z projektem ustawy, zwolnienie z akcyzy obejmie olej napędowy, benzyny silnikowe oraz LPG. Projekt zawiera także wprowadzenie zwolnienia od akcyzy przy sprzedaży energii elektrycznej wykorzystywanej przez gospodarstwa domowe oraz czasowe obniżenie stawki akcyzy na energię elektryczną.
W ramach projektu proponuje się także wprowadzenie czasowego wyłączenia z opodatkowania podatkiem od sprzedaży detalicznej sprzedaży paliw w okresie od 1 stycznia do 31 maja 2022 roku. Chodzi o wyłączenie benzyn silnikowych, olejów napędowych, biokomponentów stanowiących samoistne paliwa oraz gazów przeznaczonych do napędu silników spalinowych.
Poza tym, według projektu, do dnia 31 maja 2022 r. sprzedawcy dokonujący sprzedaży paliw silnikowych będą mieli obowiązek zamieszczania przy kasie rejestrującej informacji o obniżeniu akcyzy na paliwa silnikowe i niepodleganiu sprzedaży paliw silnikowych podatkowi od sprzedaży detalicznej.(PAP)
Żeby wprowadzić zakaz sprzedaży aut spalinowych w 2035 r. w sposób akceptowalny społecznie, rząd niezwłocznie musi podjąć w tej sprawie działania prawne i podatkowe - powiedział PAP prezes Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego Jakub Faryś.
Jak przypomniał szef Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego (PZPM), podczas listopadowego szczytu klimatycznego COP26 w Glasgow, ponad 100 krajów (w tym Polska), organizacji i firm (tym motoryzacyjnych), podpisały deklarację o zakazie rejestracji nowych samochodów spalinowych od 2035 roku.
"To bardzo dobrze, że nasz rząd zadeklarował aktywne wsparcie dla tych działań" - wskazał Faryś.
Ocenił, że decyzja ta jest szczególnie ambitna, bo do roku 2035 zostało zaledwie 14 lat, a w Polsce przez ostatnie 30 lat nie podjęto żadnych działań, by powstrzymać napływ starych używanych samochodów, których co roku wjeżdża do naszego kraju ponad pół miliona. "Wiek co najmniej połowy importowanych w ostatnich latach samochodów przekracza 10 lat" - zaznaczył.
Według eksperta, w tym właśnie kontekście, rząd niezwłocznie powinien podjąć działania, które sprawią, że będzie to akceptowalne społecznie, a tym samym w ogóle możliwe.
"Na początek potrzebna jest zachęta podatkowa do tego, aby Polacy którzy w przeważającej mierze jeżdżą samochodami używanymi, wymieniali je na młodsze" - wskazał. Jak podkreślił, chodzi o to, aby w płynny i racjonalny sposób eliminować z rynku stare pojazdy i tworzyć warunku do odmładzania floty.
"Druga rzecz, to intensyfikacja budowy publicznie dostępnych sieci stacji ładowania samochodów elektrycznych oraz tankowania wodorem" - dodał. "Zwłaszcza, że producenci motoryzacyjni już zadeklarowali, że od 2025 roku, a najdalej w roku 2030, większa część ich produkcji, będą stanowiły auta z napędem elektrycznym" - zaznaczył.
Ekspert zwrócił też uwagę, że budowa stacji ładowania i tankowania wodorem to jedna rzecz, państwo musi też zapewnić dostawy energii elektrycznej, co wymaga budowy nowoczesnej sieci przesyłowej. "To są długotrwałe i kosztowne inwestycje, które państwo powinno realizować jak najszybciej" - wskazał.
Szef PZPM zwrócił ponadto uwagę, że rządzący planując działania, które będą miały doprowadzić do realizacji porozumienia z Glasgow, powinni mieć na uwadze, utrzymanie roli i konkurencyjności krajowego sektora motoryzacyjnego. "Jest on pokaźną częścią polskiej gospodarki, dający zatrudnienie ponad 400 tysiącom osób" - podkreślił Faryś.
Polski Związek Przemysłu Motoryzacyjnego powstał w 1992 roku. Zrzesza 53 członków - producentów i przedstawicieli producentów pojazdów w Polsce. (PAP)
Dwóch polskich żołnierzy zostało poszkodowanych w piątkowym ataku migrantów na granicę w okolicach Białowieży; doznali oni niegroźnych obrażeń – przekazała w sobotę PAP rzecznik Straży Granicznej por. Anna Michalska.
Jak poinformowała, w piątek w okolicach Białowieży około godz. 18 po stronie białoruskiej w pobliże granicy podjechały ciężarówki. Z samochodów wysiadło ok. 100 - 110 osób. "Ludzie ci zaczęli rzucać kamieniami, konarami drzew, a nawet wyrwanymi z ogrodzenia rurami w kierunku funkcjonariuszy Straży Granicznej, policji i wojska" – powiedziała Michalska.
W tym czasie białoruscy pogranicznicy oślepiali polskie siły laserami i światłami stroboskopowymi. Migranci przerzucili kładkę przez zaporę z drutu kolczastego. Grupa cudzoziemców wdarła się na stronę polską na kilka-kilkanaście metrów. "Osoby te zostały zatrzymane i doprowadzone do linii granicy. Całą akcją kierowały służby białoruskie" - zaznaczyła.
W trakcie tego ataku dwóch polskich żołnierzy zostało niegroźnie poszkodowanych. Udzielono im pomocy na miejscu. Nikt spośród cudzoziemców nie potrzebował pomocy medycznej.
W piątek nie odnotowano więcej prób grupowego nielegalnego przejścia na terytorium RP. "W innych miejscach niewielkie grupy migrantów próbowały nielegalnie przedostać się przez granicę. Osoby te nie były agresywne. Próby te udaremniono" – zapewniła rzecznik.
Straż Graniczna umieściła na swoim Twitterze materiał wideo zrealizowany w czasie próby nielegalnego przekroczenia granicy w okolicach Białowieży. Widać na nim zaporę z drutu kolczastego oraz wiązki świateł kierowanych z Białorusi na polską stronę.
Od początku roku Straż Graniczna zanotowała ponad 37 tys. prób nielegalnego przekroczenia granicy polsko-białoruskiej, z czego ponad 8 tys. w listopadzie, blisko 17,3 tys. w październiku, prawie 7,7 tys. we wrześniu i ponad 3,5 tys. w sierpniu.
Od 2 września w związku z presją migracyjną w przygranicznym pasie z Białorusią do końca listopada obowiązuje stan wyjątkowy. Do połowy przyszłego roku na odcinku granicy z Białorusią stanie stalowy płot zwieńczony drutem kolczastym i wzbogacony o urządzenia elektroniczne. Zapora o długości 180 km i 5,5 m wysokości powstanie na Podlasiu. Wzdłuż granicy zamontowane będą czujniki ruchu, kamery dzienne i nocne. Na Lubelszczyźnie naturalną zaporą jest Bug.(PAP)
Premier Mateusz Morawiecki kontynuuje serię spotkań z szefami europejskich rządów; w czwartek spotka się z kanclerz Niemiec Angelą Merkel, a w piątek z premierem Wielkiej Brytanii Borisem Johnsonem - poinformował w środę rzecznik rządu Piotr Müller.
"W związku z aktualnymi wyzwaniami geopolitycznymi premier Mateusz Morawiecki kontynuuje serię spotkań z szefami europejskich rządów. W czwartek spotka się z kanclerz Niemiec Angelą Merkel, a w piątek z premierem Wielkiej Brytanii Borisem Johnsonem" - napisał w środę rzecznik rządu na Twitterze.
Będą to kolejne wizyty szefa polskiego rządu w ramach spotkań z europejskimi przywódcami, które mają na celu koordynację reakcji państw europejskich i członków NATO na działania hybrydowe Białorusi.
Premier Morawiecki w ostatnich dniach spotkał się z przywódcami: Litwy, Łotwy, Estonii, a także premierami państw Grupy Wyszehradzkiej (w jej skład poza Polską wchodzą Węgry, Czechy i Słowacja) oraz z premierem Chorwacji.
W środę rano premier Mateusz Morawiecki przybył do Paryża, gdzie rozmawia z prezydentem Francji Emmanuelem Macronem; główny temat rozmów jest sytuacja na polsko-białoruskiej granicy Unii Europejskiej. Szef polskiego rządu uda się też do Lublany na spotkanie z premierem Słowenii Janezem Janszą.
Na granicach UE i Białorusi trwa kryzys, od czasu, gdy na wiosnę gwałtownie wzrosła liczba prób nielegalnego przekroczenia granicy białoruskiej z Litwą, Łotwą i Polską przez migrantów z krajów Bliskiego Wschodu, Afryki i innych regionów. UE i państwa członkowskie podkreślają, że to efekt celowych działań reżimu Alaksandra Łukaszenki, który instrumentalnie wykorzystuje migrantów, w odpowiedzi na sankcje.
Od początku roku Straż Graniczna zanotowała ponad 34 tys. prób nielegalnego przekroczenia granicy polsko-białoruskiej, z czego ponad 6 tys. w listopadzie, blisko 17,3 tys. w październiku, prawie 7,7 tys. we wrześniu i ponad 3,5 tys. w sierpniu.
Od 2 września w związku z presją migracyjną w przygranicznym pasie z Białorusią w 183 miejscowościach woj. podlaskiego i lubelskiego obowiązuje stan wyjątkowy. Został on wprowadzony na 30 dni na mocy rozporządzenia prezydenta Andrzeja Dudy, wydanego na wniosek rządu. Następnie Sejm zgodził się na przedłużenie stanu wyjątkowego o kolejne 60 dni - do 2 grudnia.(PAP)
Prezydent Andrzej Duda podpisał nowelizację umożliwiającą korzystanie ze świadczeń opieki zdrowotnej w Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej na podobnych zasadach jak obowiązujące przed brexitem. Nowela dotyczy też m.in. dodatków dla ratowników medycznych i szczepień na grypę.
Chodzi o nowelizację ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych oraz niektórych innych ustaw.
Wprowadza ona zmiany w ustawach: o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych; Prawo farmaceutyczne; o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi; o działalności leczniczej; o refundacji leków, środków spożywczych specjalnego przeznaczenia żywieniowego oraz wyrobów medycznych; o szczególnych rozwiązaniach związanych z zapobieganiem, przeciwdziałaniem i zwalczaniem COVID-19, innych chorób zakaźnych oraz wywołanych nimi sytuacji kryzysowych.
Jak wskazano w informacji o podpisaniu noweli przez prezydenta, jej zasadniczym celem jest dostosowanie ustawy do stanu prawnego powstałego w związku z wystąpieniem Zjednoczonego Królestwem Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej z Unii Europejskiej.
"Dzięki nowelizacji ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych zachowane zostaną uprawnienia do korzystania z rzeczowych świadczeń zdrowotnych w sytuacjach transgranicznych na zasadach analogicznych do obowiązujących w ramach unijnych przepisów o koordynacji systemów zabezpieczenia społecznego" – podano.
Ponadto nowelizacja rozszerza katalog produktów leczniczych o niektóre szczepionki (z wyłączeniem jednak szczepionek stosowanych do szczepień obowiązkowych oraz zalecanych), w stosunku do których prezes Urzędu Rejestracji Produktów Leczniczych, Wyrobów Medycznych i Produktów Biobójczych może wyrazić czasową zgodę na odstąpienie od umieszczania na opakowaniu i ulotce niektórych danych szczególnych lub sporządzenia oznakowania opakowania i ulotki dołączanej do opakowania w języku polskim w całości lub części. Będzie to możliwe w przypadkach uzasadnionych ochroną zdrowia publicznego, gdy występują poważne trudności w zakresie dostępności produktu leczniczego.
Nowelizacja rozszerza krąg osób uprawnionych do przeprowadzania obowiązkowych szczepień ochronnych o ratowników medycznych. Ponadto zgodnie z nowelą w przypadku szczepienia przeciw grypie osoby dorosłej badanie kwalifikacyjne do szczepienia będzie mogło być wykonanie przez lekarza dentystę, farmaceutę, fizjoterapeutę oraz diagnostę laboratoryjnego mającego określone w ustawie kwalifikacje.
Zgodnie z nowelą członkom zespołów ratownictwa medycznego zatrudnionym na podstawie umowy o pracę za każdą godzinę pracy będzie przysługiwał dodatek w wysokości 30 proc. stawki godzinowej wynagrodzenia zasadniczego, a zatrudnionym na podstawie innej umowy dodatkowe wynagrodzenie będzie przysługiwało w wysokości 30 proc. stawki godzinowej wynikającej z umowy, na której podstawie świadczą pracę.
Doprecyzowany został też termin na złożenie wniosku przez podmiot odpowiedzialny do prezesa Narodowego Funduszu Zdrowia, w celu objęcia finansowaniem leku lub środka spożywczego specjalnego przeznaczenia żywieniowego stosowanego w ramach programu lekowego lub chemioterapii. Chodzi o lek lub środek, dla którego nie wydano kolejnej decyzji o objęciu refundacją, który jest dostępny na terytorium Polski, a jednocześnie nie ma alternatywnej opcji terapeutycznej w ramach tego programu lekowego lub chemioterapii.
Dodano także regulacje, na podstawie których wprowadzone zostały szczególne zasady rozliczania z Narodowym Funduszem Zdrowia, zobowiązań powstałych w roku 2020 i 2021, wynikających z kwot wypłaconych w związku z realizacją umów o udzielanie świadczeń opieki zdrowotnej w rodzaju: leczenie uzdrowiskowe; opieka psychiatryczna i leczenie uzależnień w zakresach świadczeń opieki zdrowotnej udzielanych w warunkach stacjonarnych; rehabilitacja lecznicza w zakresach świadczeń opieki zdrowotnej udzielanych w warunkach stacjonarnych; świadczenia pielęgnacyjne i opiekuńcze w ramach opieki długoterminowej w zakresach świadczeń opieki zdrowotnej udzielanej w warunkach stacjonarnych; opieka paliatywna i hospicyjna w zakresach świadczeń opieki zdrowotnej udzielanej w warunkach stacjonarnych; świadczenia zdrowotne kontraktowane odrębnie związane z zapewnieniem całodobowej możliwości wykonania świadczenia.
Nowelizacja wejdzie w życie co do zasady po upływie 14 dni od dnia ogłoszenia, z wyjątkiem przepisów dotyczących uporządkowania systemu w związku z wystąpieniem z UE Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej, które wejdą w życie z dniem następującym po dniu ogłoszenia, z mocą od 1 stycznia 2021 r. oraz z przepisami dotyczącymi dodatku dla ratowników medycznych, które wejdą w życie z dniem następującym po dniu ogłoszenia, z mocą od 1 października 2021 r. (PAP)
Będziemy robili wszystko w komunikacji i w naszych działaniach realnych, aby złotówka była nieco silniejsza – powiedział w poniedziałek w Gdańsku premier Mateusz Morawiecki.
„Będziemy robili wszystko w komunikacji i w naszych działaniach realnych, aby złotówka była nieco silniejsza” – powiedział szef rządu. Dodał, że słaby złoty jest korzystny dla eksporterów.
„Ale dla wszystkich tych, którzy mają dług zaciągnięty w walucie, a w szczególności dla budżetu polskiego, który ma częściowo dług denominowany w walutach obcych, to nie jest dobre” – zastrzegł premier.
Zaznaczył, że ma nadzieję, iż w ciągu najbliższych kilku kwartałów dojdzie do ustabilizowania sytuacji na rynku walutowym.
W poniedziałek około godziny 14. euro kosztowało na rynku walutowym niespełna 4,7 zł, a dolar – nieco ponad 4,16 zł. (PAP)
W pełni zaszczepionych przeciw COVID-19 jest w Polsce 20,2 mln osób. Trzecią dawkę szczepionki przyjęły 302 tys. osób, a dawkę przypominającą – ponad 1,5 mln osób. Do osób w pełni zaszczepionych wysłano SMS-y z informacją o możliwości zaszczepienia dawką przypominającą.
Jak podano w piątek na stronach rządowych w pełni zaszczepionych, czyli dwiema dawkami preparatów od firm Pfizer/BioNTech, Moderna i AstraZeneca lub jednodawkową szczepionką Johnson & Johnson, jest w Polsce dokładnie 20 219 201 osób. Trzecią dawkę szczepionki przyjęły 302 662 osoby, a dawkę przypominającą – 1 558 946 osób.
Premier Mateusz Morawiecki w kolejnym odcinku swojego podcastu poruszył temat czwartej fali pandemii koronawirusa, zwracając uwagę, że w ostatnich dniach dzienna liczba zakażeń utrzymuje się na poziomie 25 tys. "To naprawdę nie jest sygnał ostrzegawczy, to alarm, który zobowiązuje nas wszystkich do działania i do przestrzegania tych obostrzeń, które już dzisiaj obowiązują" - mówił. Przekonywał, że rząd od wielu tygodni przygotowywał się na jesienną falę zakażeń, a dziś działa "na bardzo wysokich obrotach". Mówił, że ponownie aktywowana jest sieć szpitali tymczasowych, a podstawowym obecnie celem jest niedopuszczenie do zatorów w systemie ochrony zdrowia.
"Dlatego jeszcze raz ponawiam apel o przyjmowanie szczepionki. To najlepsza metoda walki z pandemią. Na decyzję o zaszczepieniu nigdy nie jest za późno, choroba przychodzi przecież nieproszona i nigdy nie wiemy, kiedy to nastąpi. Przygotujmy się na to, liczby nie kłamią" - wzywał. Zwrócił przy tym uwagę, że znacząca liczba ofiar COVID-19, to osoby niezaszczepione. "Musimy skończyć z postawą: +epidemia mnie nie dotyczy, może będzie dotyczyła kogoś innego+. Nie, szanowni państwo, ona dotyczy nas wszystkich. Dlatego w przypadku pojawienia się objawów nie lekceważmy ich i korzystajmy z testów" - mówił premier.
W piątek wysłanych zostało ok. 15,5 mln SMS-ów do osób w pełni zaszczepionych z informacją o możliwości zaszczepienia dawką przypominającą.
Od połowy września na szczepienie przeciw COVID-19 dawką przypominającą mogą umawiać się osoby powyżej 50 lat oraz personel medyczny mający kontakt z pacjentem, a od początku listopada na szczepienie przypominające mogą umawiać się wszystkie osoby pełnoletnie, pod warunkiem, że od przyjęcia pełnego szczepienia upłynęło co najmniej 6 miesięcy. E-skierowanie wystawione jest automatycznie.
SMS o treści "Dziękujemy, że jesteś wśród zaszczepionych! Od (tu umieszczona jest data) możesz zapisać się na dawkę przypominającą i wydłużyć o rok Twój certyfikat. Więcej na gov.pl/szczepimysie" otrzymało w piątek 12,25 mln osób.
W dniu, w którym dana osoba będzie już mogła się zaszczepić, otrzyma drugiego smsa SMS o treści: "Dziękujemy, że jesteś wśród zaszczepionych! Możesz już zapisać się na dawkę przypominającą. Wydłuży to Twój certyfikat o rok. Zadzwoń pod bezpłatny numer 989". W piątek wysłano go do 3,25 mln osób.
"Musimy pamiętać, że przy wariancie delta trzecia dawka zdecydowanie podnosi odporność osoby zaszczepionej" – wskazał minister zdrowia Adam Niedzielski. "Zależy nam na jak najszerszym rozpropagowaniu szczepienia przypominającego i tym samym zbudowaniu większej odporności polskiego społeczeństwa. SMS to narzędzie zwiększenia zainteresowania szczepieniem" - dodał.
Resort zdrowia podał, że zaledwie 0,77 proc. osób w pełni zaszczepionych przeciw COVID-19 zostało zakażonych. Wskazał, że wśród wszystkich zgonów osób zakażonych koronawirusem 4,5 proc. stanowiły osoby zaszczepione, ale zgony nie są związane ze szczepieniem.
W środę posłowie PiS Czesław Hoc i Paweł Rychlik na konferencji prasowej przedstawili założenia projektu ustawy umożliwiającej sprawdzenie przez pracodawcę, czy pracownik jest zaszczepiony przeciwko COVID-19.
Rzecznik rządu Piotr Müller zapytany w piątek czy premier popiera ten projekt ocenił, że to jest "kompromisowe rozwiązanie". "Ono mówi o tym, że pracodawca może zweryfikować to (zaszczepienie pracownika - PAP), a pracownik nawet jak się nie zaszczepił to może być oddelegowany na inne stanowisko. (...) Nikt nikogo do niczego nie zmusza" - podkreślił. Pytany zaś, czy ten projekt będzie głosowany w Sejmie w grudniu odpowiedział: "Liczę na to, że (ten projekt - PAP), będzie na posiedzeniu grudniowym".
W badaniu IBRiS dla serwisu "Wydarzenia", którego wyniki opublikowano na portalu polsatnews.pl zapytano badanych m.in. czy pracodawcy powinni mieć prawo żądać informacji od pracownika o szczepieniu przeciwko koronawirusowi. Pomysł ten poparło 55,9 proc. respondentów. Przeciw jest 37,4 proc. ankietowanych. Zdania w tej sprawie nie ma 6,8 proc. badanych.
Respondenci pytani byli też czy osoby niezaszczepione przeciwko koronawirusowi SARS-CoV-2 wywołującemu COVID-19 powinny mieć zakaz wstępu do miejsc publicznych np. restauracji, kin czy na imprezy masowe. Za wprowadzeniem zakazu opowiedziało się 53,8 proc. badanych. Przeciw wprowadzeniu zakazu jest 41,3 proc. ankietowanych. Zdania na ten temat nie ma 4,9 proc. badanych.
Badanych zapytano także czy szczepienia przeciwko COVID-19 dla lekarzy i personelu medycznego powinny być obowiązkowe. Taki pomysł popiera 65,2 proc. respondentów. Odmiennego zdania jest 30,7 proc. ankietowanych. Zdania nie ma 4,1 proc. Podobny wynik otrzymano w pytaniu dotyczącym obowiązku szczepień dla nauczycieli. 57,9 proc. badanych poparło ten pomysł. Przeciwko obowiązkowym szczepieniom nauczycieli opowiedziało się 39 proc. badanych. Zdania na ten temat nie ma 3,2 proc.
W piątek wiceszef Ministerstwa Spraw Zagranicznych Szymon Szynkowski vel Sęk ogłosił, że Polska w geście solidarności przekaże Rwandzie bezpłatnie 300 tys. dawek szczepionki przeciw COVID-19. Polska do tej pory podarowała albo sprzedała ok. 15 mln dawek do innych krajów.
Jak podano na stronach rządowych łącznie od grudnia ub.r. do Polski dostarczono 75 286 960 dawek szczepionki przeciw COVID-19, z czego do punktów trafiło 41 997 895 dawek. (PAP)
Zastosowanie się do decyzji TSUE, to jedyny sposób wyjścia z kryzysu. Jeżeli Polska nie zastosuje się do postanowienia TSUE ws sankcji finansowych, Komisja Europejska ściągnie te należności, bo ma taki obowiązek – stwierdził w czwartek komisarz UE ds. sprawiedliwości Didier Reynders.
"Poprosiliśmy o sankcje finansowe nie dla samych sankcji, chodzi nam o wykonanie postanowienia Trybunału Sprawiedliwości Praw Człowieka. Jeżeli nie zastosujecie się do tej decyzji, musicie płacić; jeśli nie zapłacicie, ściągniemy te pieniądze sami" – powiedział Reynders w czwartek w TVN24. Dodał, że KE ma "możliwość zorganizowania kompensacji"; zaznaczył, że KE ma obowiązek ściągania takich zaległych płatności.
Podkreślił, że "to normalne, że można się nie zgodzić z Komisją, jednak dyskusje kończą się, kiedy zapada rozstrzygnięcie sądu".
"Nadeszła pora, aby wdrożyć decyzję, którą wydał TSUE, zakończyć postępowania dyscyplinarne przeciwko sędziom, przywrócić tych, którzy zostali zawieszeni" – powiedział. "Trzeba się zastosować do decyzji sądu, to jedyny sposób wyjścia z kryzysu" – dodał. Zaznaczył, że postępowania dyscyplinarne wobec sędziów mogą być prowadzone, jeżeli zajmuje się tym niezależny organ.
Wyraził przekonanie, polski rząd "chce zostać w Unii". "To nie jest ta sama dyskusja, która mieliśmy z Wielką Brytanią" – powiedział Reynders.
Reynders przebywa z dwudniową wizytą w Warszawie. W czwartek rozmawiał z marszałkiem Senatu Tomaszem Grodzkim (KO), ministrem ds. UE Konradem Szymańskim, ministrem sprawiedliwości Zbigniewem Ziobrą, z sejmowymi komisjami sprawiedliwości i ds. UE oraz prezesem NIK Marianem Banasiem.
Na początku lipca Trybunał Sprawiedliwości UE zobowiązał Polskę do natychmiastowego zawieszenia stosowania przepisów o uprawnieniach Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego w kwestiach m.in. uchylania immunitetów sędziowskich. Po niespełna dwóch miesiącach, 7 września, Komisja Europejska zdecydowała się wystąpić do TSUE o nałożenie kar finansowych na Polskę za niewykonanie decyzji w sprawie środków tymczasowych. KE podała wówczas, że uważa, że Polska nie podjęła wszystkich środków niezbędnych do pełnego wykonania nakazu Trybunału.
Pod koniec października TSUE poinformował, że Polska - ponieważ nie zawiesiła stosowania przepisów krajowych odnoszących się w szczególności do uprawnień Izby Dyscyplinarnej SN - została zobowiązana do zapłaty na rzecz Komisji Europejskiej okresowej kary pieniężnej w wysokości 1 mln euro dziennie, licząc od dnia doręczenia tego postanowienia do dnia zastosowania się do lipcowego postanowienia. Wcześniej - we wrześniu br. - TSUE postanowił, że Polska ma płacić Komisji Europejskiej 500 tys. euro dziennie za niewdrożenie środków tymczasowych i niezaprzestanie wydobycia węgla brunatnego w kopalni Turów.
Na początku tygodnia prokurator generalny Zbigniew Ziobro skierował wniosek do TK dotyczący przepisów, na podstawie których TSUE nałożył kary na Polskę ws. kopalni Turów i Izby Dyscyplinarnej SN.(PAP)
Sejm opowiedział się w środowych głosowań za częścią poprawek Senatu do noweli ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej, zakładającej m.in. możliwość korzystania z nich w Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej na podobnych zasadach, jak przed wyjściem tych krajów z UE.
W ustawie znalazły się ponadto m.in. przepisy gwarantujące dodatek wyjazdowy dla członków zespołów ratownictwa oraz unormowania dotyczące kwalifikowania i wykonywania szczepień przeciw grypie.
Nowelizacja ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych oraz niektórych innych ustaw umożliwia korzystanie ze świadczeń opieki zdrowotnej w Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej na podobnych zasadach jak obowiązujące przed wystąpieniem tego kraju z Unii Europejskiej.
Poparcie Sejmu zyskała w środę m.in. poprawka Senatu, która poszerza zakres uprawnionych do kwalifikacji do szczepień przeciw grypie i ich wykonywania m.in. o dentystę, farmaceutę, fizjoterapeutę i diagnostę laboratoryjnego.
Sejm nie poparł zaś m.in. poprawki, aby dodatkiem za każdą godzinę pracy objąć nie tylko członków zespołów ratownictwa medycznego, lecz także wszystkie osoby wykonujące zawód medyczny zatrudnione w szpitalnym oddziale ratunkowym, centrum urazowym, centrum urazowym dzieci lub jednostce organizacyjnej szpitala wyspecjalizowanej w zakresie udzielania świadczeń zdrowotnych niezbędnych dla ratownictwa medycznego, niezależnie od tego czy wykonują pracę na podstawie stosunku pracy czy umowy cywilnoprawnej. (PAP)
Przepisy dotyczące wglądu w informacje o zaszczepieniu pracowników są firmom potrzebne, by mogły odpowiednio planować i organizować pracę; powinny jednak jasno określać, do czego pracodawca ma prawo, a do czego nie - mówią PAP eksperci.
Pod koniec października sześć organizacji, m.in. Polski Związek Przemysłu Motoryzacyjnego, Krajowa Izba Gospodarcza, Pracodawcy RP i Konfederacja Lewiatan, zaapelowało do premiera o przepisy, które dawałyby pracodawcom dostęp do informacji o zaszczepieniu pracownika. Projekt ustawy w tej sprawie przygotowało Ministerstwo Zdrowia. Na początku listopada szef MZ Adam Niedzielski mówił, że projekt może być rozpatrywany na najbliższym posiedzeniu Sejmu 16-17 listopada.
Jak podkreślił Robert Lisicki z Konfederacji Lewiatan, informacja o zaszczepieniu pracowników jest istotna dla poprawy bezpieczeństwa pracowników i lepszej organizacji pracy. Ma również znaczenie dla oceny ryzyka prowadzenia biznesu, w tym możliwości wywiązania się z zamówień.
"Opieramy się na opiniach ekspertów, że osoba zaszczepiona jest bezpieczniejsza, jeśli chodzi o swój stan zdrowia i w mniejszym stopniu odpowiada za transmisję koronawirusa, w związku z tym uznaje się, że jest też bezpieczniejsza dla otoczenia. Ma to ogromne znaczenie przy zwiększającej się liczbie zachorowań" - powiedział ekspert. Dodał, że coraz częściej sami zaszczepieni pracownicy sygnalizują, że chcieliby współpracować i kontaktować się z osobami zaszczepionymi.
Lisicki wskazał, że obecnie newralgiczne dane dotyczące zdrowia pracownika mogą być przetwarzane tylko z jego inicjatywy. "Pojawiają się jednak opinie, że mamy do czynienia z tak szczególnymi okolicznościami, że pracodawca - będąc odpowiedzialnym za bezpieczeństwo na terenie zakładu pracy - powinien weryfikować i wspierać proces szczepień" - stwierdził ekspert Lewiatana.
Jak mówił, podczas trwającej czwartej fali pandemii pracodawcy stosują dotychczasowe rozwiązania, jak obowiązek zakrywania przez pracowników ust i nosa, zachowanie odstępów. Część firm wprowadza zachęty do szczepień: przyznaje dodatkowy czas wolny lub dodatkowe świadczenia pieniężne za zaszczepienie się. Niektóre firmy zwalniają zaszczepionych pracowników z obowiązku noszenia maseczki.
Skorzystanie z tych zachęt jest możliwe po przedstawieniu certyfikatu zaszczepienia. Jak zauważyła Grażyna Spytek-Bandurska z Uniwersytetu Warszawskiego, ekspertka Federacji Przedsiębiorców Polskich, rodzi to wiele pytań i wątpliwości: czy pracodawca ma prawo przechowywać kopię certyfikatu zaszczepienia, czy może odnotować informację o zaszczepieniu w aktach osobowych pracownika, co w przypadku kontroli w firmie.
"Jeśli okazanie certyfikatu odbywa się za zgodą pracownika, to pojawia się pytanie, czy ta zgoda nie była wymuszona. Istnieje wiele wątpliwości z punktu widzenia spraw pracowniczych, dlatego przygotowywane przepisy wymagają dokładnej analizy. Powinny być precyzyjne, szczegółowo określać co pracodawca może, a czego nie" - zaznaczyła Spytek-Bandurska.
"Pojawia się też kwestia odpowiedzialności pracodawcy wobec osób trzecich: czy pracodawca będzie odpowiadał wobec klientów, czy ma pracowników zaszczepionych? Kto ma brać gwarancję, że pracownik zaszczepiony nie stwarza zagrożenia? Co z osobami na umowach cywilnoprawnych przebywających na terenie zakładu pracy - czy projektowane przepisy będą normować pozapracownicze formy świadczenia pracy zarobkowej? Tych wątpliwości jest naprawdę wiele" - przyznała ekspertka FPP.
Dodała, że informacja o stanie zdrowia, w tym kwestia zaszczepienia bądź nie, np. z powodu zdrowotnych przeciwskazań, należy do sfery prywatnej pracownika. "To jest też pytanie o to, do czego pracodawca ma prawo i czy ma to związek z wykonywaną pracą. Czy informacja o zdrowiu pracownika nie zostanie wykorzystana w niewłaściwy sposób, np. do zwolnienia pracownika?" - zastanawia się Spytek-Bandurska.(PAP)
Moskwa wykorzystuje kryzys migracyjny, by zwiększyć swoją obecność wojskową na Białorusi – mówi niezależnemu białoruskiemu portalowi Nasza Niwa analityk Andrej Jelisiejeu. Jego zdaniem Łukaszenka chciałby, aby zarówno UE, jak i Rosja płaciły mu za „spokój i przewidywalność”.
„Putin ma ogromny wpływ na działania Łukaszenki w polityce zagranicznej, a propaganda w mediach białoruskich i kremlowskich przedstawia sytuację (wokół migrantów – PAP) mniej więcej tak samo”- zaznaczył Jelisiejeu.
„To zarówno twierdzenia dotyczące odpowiedzialności Zachodu za kryzys migracyjny w związku z jego wcześniejszą agresją w dalekich krajach. A także te dotyczące bezsilności Unii, która nie może poradzić sobie z sytuacją, zaś migrantów traktuje +po faszystowsku+. Oba kraje mają swoje cele i własne partie w tej grze” – ocenił analityk.
Moskwa chciałaby zwiększyć swoją stałą obecność wojskową na Białorusi, z kolei Łukaszenka chciałby, by była ona tylko czasowa – w celu zastraszania Zachodu - wyjaśnił.
„On jednocześnie szantażuje i Zachód, i Kreml, (grożąc - PAP), że jest w stanie wbrew ich woli wciągnąć obie strony w wielkie konflikt” – mówił Jelisiejeu. Białoruski polityk chciałby, „aby Zachód i Kreml płaciły za swój spokój i kupili jego przewidywalność”.
„Dwa lata temu Łukaszenka bawił się w regionalną siłę pokojową i za ten wizerunek otrzymywał bonusy. Teraz próbuje zarabiać jako ten, który niesie wojnę” – powiedział ekspert.
Z kolei rosyjski analityk Iwan Prieobrażeński jest przekonany, że „Moskwa zna wszystkie szczegóły operacji białoruskich władz w ramach wykorzystania uchodźców jako broni transgranicznej i chętnie korzysta z tego w swoich interesach”.
„Rosja czekała, aż UE będzie zmuszona poprosić ją, by wystąpiła jako pośrednik w relacjach z Łukaszenką, bo nikogo oprócz Rosji (i być może Chin) ten nie posłucha. Chodzi o rozmowę Putina z Merkel. Jeśli UE zgodzi się na pośrednictwo Putina, ten wystąpi w roli „siły pokojowej” tak jak Łukaszenka w 2014 r. (po aneksji Krymu i rozpoczęciu konfliktu w Donbasie Łukaszenka zaproponował Mińsk jako miejsce negocjacji w sprawie uregulowania – PAP) i będzie mógł wyjść z izolacji” – oświadczył Prieobrażeński.
Ekspert mówi o wielkim politycznym targu, w którym Zachód straszy Rosję sankcjami, by zaingerowała i powstrzymała Łukaszenkę. „Z kolei Rosja straszy tym, że w ogóle się wycofa i wtedy nie będzie komu rozmawiać z białoruskimi władzami” – ocenia analityk. Jak dodaje, niezależnie od scenariusza, Rosja będzie zwiększać swoje wpływy na Białorusi.
Dzięki Batalionowej Grupie Bojowej NATO w Polsce razem jesteśmy silniejsi - podkreślił chargé d'affaires USA w Polsce Bix Aliu.
"Razem z polskimi parlamentarzystami i przedstawicielami sojuszniczych krajów NATO zapoznaliśmy się z wyposażeniem i możliwościami Batalionowej Grupy Bojowej NATO w Polsce. Razem jesteśmy silniejsi" - napisał we wtorek Aliu na Twitterze.
Jego wpis dotyczy ćwiczeń Batalionowej Grupy Bojowa NATO na poligonie w Orzyszu (woj. warmińsko-mazurskie), gdzie żołnierze prowadzą od kilku dni ćwiczenia, m.in. z użyciem chorwackiego systemu artylerii Volcano. We wtorek ćwiczenia te mogły obserwować media oraz zaproszeni goście.
W ćwiczeniach brali udział żołnierze z USA, Chorwacji, Wielkiej Brytanii i Rumunii, którzy na co dzień stacjonują w okolicach Orzysza. Ćwiczyli m.in. synchronizację swoich działań. Podczas pokazów dla mediów wykorzystano system artylerii Volcano, którym dysponują siły chorwackie.
Stacjonująca w Polsce wielonarodowa Batalionowa Grupa Bojowa NATO to jedna z czterech takich grup bojowych rozmieszczonych na północno-wschodniej flance NATO w ramach inicjatywy wysuniętej wzmocnionej obecności (eFP – enhanced Forward Presence).
Państwem ramowym eFP w Polsce są Stany Zjednoczone, a państwami kontrybuującymi - Wielka Brytania, Rumunia i Chorwacja. Wojska sojusznicze stacjonują we wschodniej Polsce, w okolicach Orzysza.
Na co dzień "polska" grupa eFP współdziała z 15. Giżycką Brygadą Zmechanizowaną, a jej działania, podobnie jak w przypadku pozostałych batalionowych grup bojowych eFP, są koordynowane przez Wielonarodową Dywizję Północny - Wschód formowaną w Elblągu.(PAP)
Przetrwaliśmy pierwszą próbę masowego przekroczenia granicy polsko-białoruskiej w pobliżu Kuźnicy; czekamy, co nastąpi za kilka chwil, co nastąpi w nocy; jesteśmy dobrze przygotowani - powiedział w poniedziałek PAP chor. SG Michał Tokarczyk z sekcji prasowej Komendy Głównej Straży Granicznej.
W poniedziałek rano media obiegła informacja o dużej grupie migrantów, która planuje przekroczyć granicę Białorusi z Polską. Migranci znajdują się w okolicy Kuźnicy. Resort obrony narodowej poinformował po południu, że służbom MSWiA i żołnierzom udało się zatrzymać pierwszą masową próbę sforsowania granicy. Obecnie migranci rozbili obóz w rejonie Kuźnicy. Pilnują ich służby białoruskie.
Chor. SG Michał Tokarczyk, zapytany, jak może rozwinąć się sytuacja na granicy w okolicach Kuźnicy, zaznaczył, że Straż Graniczna zakłada każdy scenariusz. "Nie wiemy, czym służby białoruskie nas zaskoczą. Musimy powiedzieć jasno, że nic bez ich pozwolenia i aprobaty tam nie dzieje się samo. Każda sytuacja jest pod egidą służb białoruskich. Cudzoziemcy zostali przyprowadzeni przez te służby do linii granicy państwowej, rozbili obozowisko" - powiedział.
"My stoimy na straży naszej granicy i nie zamierzamy dopuszczać do jej przekroczenia. Pierwszą falę przetrwaliśmy i czekamy co nastąpi za kilka chwil, co nastąpi w nocy. Jesteśmy dobrze przygotowani" - podkreślił strażnik graniczny.
Na pytanie, jak funkcjonariusze planują działać w nocy, odparł, że reagują na bieżąco. "Jeśli potrzeba dodatkowego wsparcia, to jest ono tam dysponowane. Wolę jednak nie zdradzać, jak będą wyglądały nasze działania w nocy" - zastrzegł.
"Na pewno będziemy wykonywać jak najlepiej swoją pracę. Jesteśmy profesjonalistami. Granica jest w dobry sposób chroniona 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodni, 365 dni w roku" - zadeklarował chor. Tokarczyk.
Od wiosny gwałtownie wzrosła liczba prób nielegalnego przekroczenia granicy Białorusi z Litwą, Łotwą i Polską przez migrantów z krajów Bliskiego Wschodu, Afryki i innych regionów. UE i państwa członkowskie uważają, że to efekt celowych działań reżimu Alaksandra Łukaszenki, który instrumentalnie wykorzystuje migrantów, w odpowiedzi na sankcje.
Od początku roku Straż Graniczna zanotowała ponad 30 tys. prób nielegalnego przekroczenia granicy polsko-białoruskiej. W ostatnim czasie dochodziło do prób siłowego wejścia na terytorium Polski przez cudzoziemców grupowanych przez białoruskie służby pod granicą, a także do prowokacji ze strony tych służb.
Od 2 września w związku z presją migracyjną w 183 miejscowościach woj. podlaskiego i lubelskiego przylegających do granicy z Białorusią obowiązuje stan wyjątkowy. Na odcinku granicy z Białorusią w ciągu pierwszego półrocza 2022 roku ma powstać zapora.(PAP)
W Wielkopolskiej Izbie Lekarskiej prowadzone są dwie sprawy wobec lekarzy zniechęcających do szczepień przeciwko COVID-19 poinformował PAP rzecznik Izby Przemysław Ciupka. Oba postępowania dotyczą m.in. aktywności w mediach społecznościowych.
Jedna sprawa została zakończona skierowaniem wniosku o ukaranie do okręgowego sądu lekarskiego, druga jest na etapie postępowania prowadzonego przez okręgowego rzecznika odpowiedzialności zawodowej.
Ciupka podał, że nie są podawane bliższe informacje o obu sprawach. Przyznał, że postępowania dotyczą m.in. aktywności w mediach społecznościowych.
Prezes Okręgowej Rady Lekarskiej WIL Artur de Rosier powiedział PAP, że propagowanie przez lekarza postaw antyzdrowotnych, a takim jest np. namawianie innych do nieszczepienia, traktowane jest jako przewinienie zawodowe. Dodał, że Wielkopolska Izba Lekarska od dawna jest propagatorem szczepień.
"W 2018 r. zapoczątkowaliśmy akcję +Szczepię się dla Was+. Lekarze i lekarze dentyści zaszczepili się wtedy przeciw błonicy, tężcowi, krztuścowi i polio. W ten sposób zwracaliśmy uwagę na niebezpieczeństwo, jakie stanowią choroby zakaźne i na to, że odporność poszczepienna z czasem maleje. Akcja jest kontynuowana, obecnie skupia się na szczepieniach przeciwko grypie i COVID-19" – powiedział.
Dodał, że WIL ma w swoim gronie świetnych fachowców, naukowców i praktyków, którzy potrafią rozwiać wszelkie wątpliwości – także te co do szczepień.
We wrześniu rzecznik WIL, pytany o argumenty podawane przez lekarzy zniechęcających do szczepień w trakcie postępowania, powiedział, że wskazywali oni, że po szczepieniu może wystąpić niepożądany odczyn poszczepienny i że w krajach o wysokiej wyszczepialności nadal występują zachorowania na COVID-19.
Lekarze, wobec których wszczęto postępowania, mieli utrzymywać też, że badania nad szczepionkami na COVID-19 prowadzone były zbyt krótko i że obecnie mamy rzekomo do czynienia ze swoistym eksperymentem medycznym.
Rzecznik przypomniał przy tym, że po każdym szczepieniu, po każdym leku mogą wystąpić niepożądane efekty, ich liczba jest jednak znikoma. Podkreślił też, że badania nad technologiami stosowanymi w używanych obecnie szczepionkach przeciwko COVID-19 prowadzone były od lat.
W niedzielę resort zdrowia poinformował o 941 nowych zakażaniach koronawirusem w Wielkopolsce.(PAP)
W związku z otwarciem od poniedziałku, 8 listopada, granic dla podróżujących z UE do Stanów Zjednoczonych, PLL LOT zwiększy częstotliwość lotów do tego kraju; przywróci od grudnia rejsy do Miami, a od marca przyszłego roku do Los Angeles - powiedział PAP wiceprezes spółki Michał Fijoł.
Prezydent USA Joe Biden podpisał pod koniec października br. rozporządzenie wykonawcze znoszące dotychczasowe restrykcje dla zaszczepionych przylatujących z zagranicy samolotem. Oznacza to otwarcie od 8 listopada br. granic USA dla zaszczepionych podróżnych z całego świata. Granice te były w praktyce od marca 2020 r. zamknięte dla osób z ponad 40 krajów, w tym m.in. z krajów Unii Europejskiej, Brazylii i Wielkiej Brytanii.
Wiceprezes LOT Michał Fijoł przyznał, że połączenia LOT-u do Stanów Zjednoczonych były prowadzone "praktycznie przez cały okres pandemii". Przypomniał, że na początku mogły latać do USA wyłącznie osoby, które posiadały specjalne uprawnienia; później Polska i Europa otworzyła się na obywateli Stanów Zjednoczonych.
"8 listopada Stany Zjednoczone otwierają się na Europejczyków i w związku z tym już jakiś czas temu uzupełniliśmy częstotliwość rejsów na naszych połączeniach do USA. Chodzi o nasze rejsy do Nowego Jorku na oba znajdujące się tam lotniska, czyli JFK i Newark, do Chicago, a także do Miami, które ruszają na nowo na początku grudnia oraz do Los Angeles, które zostaną uruchomione także na nowo już w przyszłym roku w końcówce sezonu zimowego" - powiedział Fijoł. Sezon zimowy kończy się wraz z końcem marca.
Jak dodał, linia będzie obserwowała zainteresowanie pasażerów lotami do Stanów Zjednoczonych i na tej podstawie będzie dostosowywać częstotliwość rejsów.
"Wzmożony ruch do Stanów Zjednoczonych w tej części roku obserwujemy w okolicach świąt Bożego Narodzenia, kiedy to m.in. Polonia przylatuje do Polski, a Polacy mają więcej czasu na wyjazd urlopowy" - wyjaśnił Fijoł.
Wiceprezes LOT przyznał, że spółka zaobserwowała rosnące zainteresowanie zakupem biletów lotniczych do Stanów Zjednoczonych tuż po ukazaniu się informacji o tym, że Amerykanie planują otwarcie granic na podróże z Europy. "Kiedy to otwarcie granic zostało oficjalnie ogłoszone, zanotowaliśmy kilkukrotny wzrost zainteresowania podróżami do Stanów Zjednoczonych. W tej chwili widzimy zwiększoną aktywność kupujących bilety" - powiedział.
Z informacji spółki wynika, że od 8 listopada będzie można polecieć do Stanów Zjednoczonych z Warszawy na JFK codziennie, do Newarku - w czwartki, soboty i niedziele; do Chicago - we wtorek- niedziela, a od 10 grudnia do Miami w poniedziałki, środy i piątki. Z kolei z Krakowa do Chicago LOT będzie latał w każdy poniedziałek.
Według nowych zasad Amerykę będą mogli odwiedzić turyści, którzy są w pełni zaszczepieni i mają negatywny wynik testu na Covid-19 przeprowadzony najwcześniej 3 dni przed odlotem. Jedynymi uznawanymi szczepionkami będą te zatwierdzone przez amerykański urząd FDA (Pfizer, Moderna, Johnson & Johnson) oraz znajdujące się na liście WHO (AstraZeneca, Covishield, Sinopharm, Sinovac). Zasady te nie będą obejmować niepełnoletnich oraz obywateli krajów, gdzie poziom zaszczepienia ludności jest niższy niż 10 proc. z uwagi na niedostatek szczepionek. Niezaszczepieni będą musieli przedstawić negatywny wynik testu wykonany najpóźniej na dzień przed odlotem. (PAP)
Koreański koncern KHNP ogłosił, że zaproponuje dla polskiego programu energetyki jądrowej budowę sześciu reaktorów APR1400, przekaże też swoją wiedzę i doświadczenia. APR1400 spełnia podstawowe wymagania stawiane w polskim programie.
KHNP (Korea Hydro&Nuclear Power) planuje zaproponować Polsce sześć reaktorów APR1400 o łącznej mocy 8,4 GW - poinformowała w środę firma.
"Bazując na ponad 50-letnim doświadczeniu zdobytym podczas udanych realizacji budowy elektrowni jądrowych w kraju i za granicą, KHNP przekaże Polsce swoje doświadczenia i wiedzę w tym zakresie, dzięki czemu uda się sprostać zmianom klimatycznym i zwiększyć skalę dekarbonizacji. Przyczyni się to również do zwiększenia umiejętności Polski w zakresie budowy elektrowni jądrowych oraz do osiągnięcia przez nią samowystarczalności technologicznej" - napisał koreański koncern w oświadczeniu.
Firma wyraziła jednocześnie przekonanie, że będzie w stanie dotrzymać harmonogramu budowy określonego w Polityce Energetycznej Polski do 2040 roku oraz w Programie Polskiej Energetyki Jądrowej (PPEJ).
Zgodnie z PPEJ Polska planuje budować nowoczesne, ale sprawdzone i duże reaktory typu PWR. Koreański APR1400 spełnia te wymagania. W Polityce Energetycznej Polski do 2040 r. zakłada się, że w 2033 r. uruchomiony zostanie pierwszy blok polskiej elektrowni jądrowej o mocy ok. 1-1,6 GW. Kolejne bloki będą wdrażane co 2-3 lata, a cały program jądrowy zakłada budowę sześciu bloków o mocy do 9 GW. Polski rząd oczekuje, że partner w programie jądrowym obejmie także 49 proc. udziałów w specjalnej spółce, dostarczy odpowiedniego finansowania i będzie uczestniczył nie tylko w budowie, ale i eksploatacji elektrowni jądrowych.
Jak podkerśliło KHNP, spółka może dostarczyć reaktor jądrowy w pełni zgodny z wymogami europejskimi. Koncern przypomniał, że w 2017 r. Organizacja ds. Wymagań Europejskich Przedsiębiorstw Energetycznych (European Utility Requirements – EUR) oficjalnie zatwierdziła APR1400, a w 2019 r. bezpieczeństwo APR1400 otrzymał certyfikat przyznany przez Amerykańską Komisję Regulacji Jądrowych (NRC).
Jak podkreśla wiceprezes KHNP Yoh-Shik Nam, budując energetykę jądrową, Korea Płd. nie poprzestała na korzystaniu z międzynarodowych rozwiązań, ale poprzez prowadzenie intensywnych projektów badawczo-rozwojowych opracowała własną technologię.
"Dzięki temu KHNP dysponuje obecnie zaawansowanymi możliwościami realizacji budowy elektrowni jądrowych z wykorzystaniem rodzimych, wyróżniających się technologii, a także wyposażenia. Korea Południowa nie podlega żadnym ograniczeniom eksportowym w zakresie technologii jądrowej" – podkreślił Yoh-Shik Nam.
W budowie lub eksploatacji jest obecnie 10 bloków z APR1400. Pierwszy - Shin-Kori 3 - rozpoczął działalność komercyjną w 2016 r. APR1400 działa też w bloku Shin-Kori 4, a w Korei Płd. w budowie są dalsze cztery - Shin-Kori 5 i 6, oraz Shin-Hanul 1 i 2. W Shin-Hanul 1 zakończył się już pierwszy załadunek paliwa, a początek komercyjnej eksploatacji jest planowany na połowę 2022 r.
Kolejne 4 bloki APR1400 znajdują się w elektrowni Barakah w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Komercyjna eksploatacja pierwszego bloku rozpoczęła się w kwietniu 2021 r. Trwa rozruch drugiego bloku. Budowa dwóch pozostałych dobiega końca.
APR1400 to reaktor wodny ciśnieniowy (PWR) o 60-letnim okresie eksploatacji. Zastosowano w nim zaawansowane rozwiązania z obszaru bezpieczeństwa, takie jak pasywny system bezpieczeństwa. Dodatkowe zabezpieczenia zostały wprowadzone po awarii w Fukushimie.
KHNP pracuje też nad małymi reaktorami SMR. Pierwszy model o nazwie SMART (System-integrated Modular Advanced Reactor) jest w trakcie oceny SDCA (zatwierdzenie zmiany projektu standardowego); oczekuje się, że otrzyma ostateczne zatwierdzenie do grudnia 2022 r. Kolejny projekt to i-SMR o mocy 170 MW. Firma deklaruje, że celem jest uzyskanie licencji do 2028 r. i wejście na rynek eksportowy do 2030 r.
W lutym 2021 r. weszła w życie polsko-amerykańska międzyrządowa umowa ws. "współpracy w celu rozwoju programu energetyki jądrowej wykorzystywanej do celów cywilnych oraz cywilnego przemysłu jądrowego w Rzeczpospolitej Polskiej". Na jej mocy firmy Westinghouse i Bechtel przedstawią w ciągu 18 miesięcy polskiemu rządowi ofertę w oparciu o reaktor AP1000 Westinghouse.
W październiku wstępną, niewiążącą ofertę złożył francuski EDF. Oferta obejmuje budowę i eksploatację czterech lub sześciu reaktorów EPR w 2-3 lokalizacjach. (PAP)
Dane z bieżącego tygodnia będą decydujące, by podejmować ewentualnie decyzje dotyczące wprowadzania nowych obostrzeń - przekazał PAP wiceminister zdrowia Waldemar Kraska. Dodał, że będą one miały raczej charakter lokalny.
"Te dane, które otrzymaliśmy w ten dłuższy świąteczny weekend nie są danymi, do których powinniśmy się przywiązywać, bo w takim okresie najczęściej wykonuje się mniej testów wykrywających SARS-CoV-2. To nie są do końca miarodajne dane. Następne dni pokażą, ile osób w Polsce choruje i trafia do szpitali. To będą tak naprawdę decydujące dane, abyśmy podejmowali ewentualnie jakieś decyzje dotyczące zwiększenia obostrzeń" - zaznaczył Kraska.
Podkreślił dalej, że najpierw trzeba wyegzekwować obowiązujące restrykcje, tym bardziej, że "z ich egzekucją nie jest najlepiej". Zauważył dalej, że wzrost liczby zachorowań nieco wyhamował.
"Przyrosty dziennych zachorowań jeszcze niedawno sięgał około 100-110 proc. Od kilkunastu dni obserwujemy, że to jest około 50 proc., więc można powiedzieć o delikatnym wyhamowaniu trendu wzrostowego. Oczywiście nie wyciągałbym daleko idących wniosków, ale widać iskierkę nadziei. Z decyzją o ewentualnych dalszych ograniczeniach czekamy, aby mieć lepszy obraz epidemiczny" - powiedział.
Wiceminister dodał, że zawsze są to bardzo trudne decyzje. Zaznaczył, że będzie to przedmiotem dyskusji Rządowego Zespołu Zarządzania Kryzysowego, który zabierze się jak co tydzień w piątek. Na pytanie, jakich decyzji należy się ewentualnie spodziewać, wiceminister odparł, że to będą raczej restrykcje na poziomie regionu.
"Na przykład jednym z rozwiązań jest zmniejszenie obowiązujących limitów dla osób niezaszczepionych. Musimy promować szczepienia, by Polacy widzieli, że państwo coś w zamian im oferuje" - stwierdził Kraska.
Zapytany jak wyglądają prognozy dotyczące szczytu zachorowań podkreślił, że należy się go spodziewać raczej na przełomie listopada i grudnia.
"Być może przyjdzie on trochę później. Modele pokazują, że może to być 15-50 tys. dziennych zachorowań. Mam nadzieję, że nie pobijemy rekordu zachorowań w epidemii (1 kwietnia 2021 roku odnotowano 35 251 nowych przypadków - PAP), bo jesteśmy w innej sytuacji. Jesteśmy zaszczepieni, część osób przechorowało, więc tego pesymistycznego scenariusza nie zakładamy" - podkreślił.
Wiceminister zapytany, kiedy rząd faktycznie zajmie się projektem ustawy dotyczącym możliwości weryfikowania przez pracodawców tego, czy ich pracownicy są zaszczepieni powiedział, że projekt jest już gotowy i "wkrótce pod obrady rządu, a potem Sejmu".
"To jest oczekiwana ustawa i jest ona potrzebna. Nie jest to absolutnie ustawa o segregacji pracowników, jak przez wielu jest określana. Ma na celu podniesienie bezpieczeństwa osób pracujących w firmach, ale także jej klientów. Chodzi głównie o to, by pracownik był przesuwany na inne stanowisko, gdzie stwarza mniejsze zagrożenie" - powiedział Kraska. (PAP)
We wtorek zaczęło obowiązywać znowelizowane rozporządzenie dotyczące warunków, jakie muszą spełniać hulajnogi elektryczne. Zgodnie z nowymi przepisami konstrukcja hulajnogi elektrycznej powinna ograniczać rozwijanie prędkości przekraczającej 20 km/h i zapewniać możliwość skutecznego hamowania.
We wtorek zaczęło obowiązywać znowelizowane rozporządzenie ministra infrastruktury w sprawie warunków technicznych pojazdów oraz zakresu ich niezbędnego wyposażenia. Zgodnie ze zmienionymi przepisami szerokość hulajnogi elektrycznej i urządzenia transportu osobistego (UTO), nie może przekraczać 0,9 m, zaś masa własna hulajnogi elektrycznej nie może przekroczyć 30 kg.
Przepisy określają również, że hulajnoga elektryczna powinna być wyposażona z przodu – co najmniej w jedno światło pozycyjne barwy białej lub żółtej selektywnej. Z tyłu natomiast – co najmniej w jedno światło odblaskowe barwy czerwonej o kształcie innym niż trójkąt oraz co najmniej w jedno światło pozycyjne barwy czerwonej.
z boku hulajnoga powinna mieć co najmniej jedno światło odblaskowe barwy białej lub żółtej samochodowej, widoczne po obu stronach. Powinna także mieć co najmniej jeden skutecznie działający hamulec, dzwonek lub inny sygnał ostrzegawczy "o nieprzeraźliwym dźwięku".
Jak napisano, światła pozycyjne oraz światła odblaskowe oświetlone światłem drogowym innego pojazdu powinny być widoczne w nocy przy dobrej przejrzystości powietrza z odległości co najmniej 150 m; dopuszcza się także migające światła pozycyjne. Zgodnie z przepisami światła czerwone nie mogą być widoczne z przodu, a światła białe lub żółte selektywne – z tyłu.
Hulajnoga elektryczna powinna być ponadto wyposażona w "numer rozpoznawczy lub kod graficzny umożliwiający identyfikację hulajnogi elektrycznej, nadany i umieszczony przez producenta w sposób trwały na ramie lub innym podobnym podstawowym elemencie konstrukcyjnym", a także w podpórkę lub podpórki zapewniające stabilne ustawienie hulajnogi elektrycznej na podłożu.
Natomiast urządzenie transportu osobistego powinno być wyposażone z przodu w co najmniej w jedno światło pozycyjne barwy białej lub żółtej selektywnej; zaś z tyłu w co najmniej w jedno światło odblaskowe barwy czerwonej o kształcie innym niż trójkąt oraz co najmniej w jedno światło pozycyjne barwy czerwonej. Światła pozycyjne oraz światła odblaskowe oświetlone światłem drogowym innego pojazdu powinny być widoczne w nocy przy dobrej przejrzystości powietrza z odległości co najmniej 150 m;
Również urządzenie transportu osobistego powinno być wyposażone w numer rozpoznawczy lub kod graficzny umożliwiający jego identyfikację.
"W hulajnodze elektrycznej i urządzeniu transportu osobistego konstrukcja ogranicza rozwijanie prędkości przekraczającej 20 km/h i zapewnia możliwość skutecznego hamowania" - napisano.
Hulajnogi elektryczne, które trafią do sprzedaży mają spełniać wymagania rozporządzenia od początku przyszłego roku. (PAP)
Jeśli Polska ma partycypować w ambitnych celach klimatycznych, musimy być zasilani w odpowiednie środki; próba zabrania jakichkolwiek środków będzie oznaczała, że szantaż polityczny z Brukseli dominuje nad osiąganiem celów klimatycznych - mówił w Glasgow premier Mateusz Morawiecki.
Szef polskiego rządu uczestniczył w poniedziałek w szczycie klimatycznym COP26 w Glasgow, gdzie wziął udział w spotkaniu głów państw i szefów rządów. W późniejszej rozmowie z dziennikarzami premier podkreślał, że jeśli Polska ma w porównywalny sposób jak inne kraje partycypować w "ambitnych celach klimatycznych", musimy być zasilani w "odpowiednie środki".
"Cieszę się, że cały pakiet klimatyczny wynegocjowany przez Polskę jest dobrym pakietem, ale jednocześnie tutaj nie może dochodzić do żadnego szantażu po stronie innych elementów polityki europejskiej. Próba zabrania jakichkolwiek środków na pewno nie tylko nie będzie miała nic wspólnego ze sprawiedliwą transformacją, ale jednocześnie będzie oznaczała, że szantaż polityczny z Brukseli dominuje nad osiąganiem także celów klimatycznych" - powiedział premier.
Szef polskiego rządu stwierdził też, że bez właściwego udziału największych gospodarek na świecie nie tylko nie będziemy mieli nie tylko sprawiedliwej transformacji klimatycznej, ale w ogóle nie będzie transformacji klimatycznej.
Zwrócił uwagę, że Europa odpowiada za 8 proc. emisji gazów. "W związku z tym ten dialog tutaj w Glasgow jest niezwykle istotny" - mówił.
Dodał, że dyskusje które miał okazję prowadzić, m.in. z premierem Australii, dotyczyły gwałtownych ruchów cen gazu i zmian na rynkach energii.
"Otóż te zmiany cen gazu potwierdzają nasze obawy. Dzisiaj przecież gazociąg jamalski mógłby już służyć do przesyłu gazu na zachód Europy. Dlaczego nie służy? Otóż dlatego, że Rosja wykorzystuje gazociągi jako element szantażu. Wykorzystuje Gazociąg Północny jako element nacisku i dyktatu cenowego" - stwierdził dodając, że doświadcza tego cała zachodnia Europa i cała UE.
"Widzimy wyraźnie, że to co Rosja zaplanowała jest niestety realizowane" - dodał.
Premier przyznał, że to taka "gorzka satysfakcja", którą mamy dzisiaj my w Polsce. "Przestrzegając przed Nord Stream 2, mieliśmy rację. Niestety dzisiaj ten gazociąg staje się faktem, ale raz jeszcze warto podkreślić, że dyktat cenowy nie jest konieczny, że gazociągi przez Polskę, przez Ukrainę cały czas są dostępne, tylko niestety nie są wypełnione" - powiedział Morawiecki.
Na uwagę, że część największych gospodarek nie chcą finansować transformacji klimatycznej, Morawiecki odpowiedział: "Jeżeli najbogatsze kraje nie chcą łożyć na transformację energetyczną, a same przez 100 czy 200 lat znakomicie wykorzystywały paliwa kopalne świadczy to tylko o ich hipokryzji". (PAP)
Polska, z uwagi na to, że nie zawiesiła stosowania przepisów krajowych, odnoszących się w szczególności do uprawnień Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego, została zobowiązana do zapłaty na rzecz Komisji Europejskiej okresowej kary pieniężnej w wysokości 1 mln euro dziennie - podał w środę TSUE w komunikacie.
"Poszanowanie środków tymczasowych, zarządzonych w dniu 14 lipca 2021 r., jest konieczne, aby uniknąć poważnej i nieodwracalnej szkody dla porządku prawnego Unii oraz wartości, na których opiera się Unia, w szczególności wartości państwa prawnego" - przekazał Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej.
W wydanym w środę postanowieniu wiceprezes Trybunału Lars Bay Larsen zobowiązał Polskę do zapłaty na rzecz Komisji Europejskiej okresowej kary pieniężnej w wysokości 1 mln euro dziennie, "licząc od dnia doręczenia Polsce tego postanowienia do dnia, w którym to państwo członkowskie wypełni zobowiązania, wynikające z postanowienia z dnia 14 lipca 2021 r., lub – w braku zastosowania się do tego postanowienia – do dnia wydania ostatecznego wyroku".
TSUE podał w uzasadnieniu, że na podstawie informacji, przedstawionych przez obie strony, wiceprezes Trybunału stwierdził, iż przepisy polskie, dotyczące Izby Dyscyplinarnej, nadal mogą być stosowane w polskim porządku prawnym.
Komisja Europejska 7 września zdecydowała o zwróceniu się do Trybunału Sprawiedliwości UE o nałożenie kar finansowych na Polskę za nieprzestrzeganie decyzji w sprawie środków tymczasowych z 14 lipca. Chodzi o postanowienie dotyczące Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego.
„Moim obowiązkiem jako komisarza ds. sprawiedliwości jest zapewnienie ochrony niezależności sędziów europejskich. W przeciwnym razie cały porządek prawny UE mógłby być zagrożony, a podstawowe fundamenty Unii mogłyby zostać zakwestionowane. Zgodnie z upoważnieniem, udzielonym przez Kolegium w lipcu, zwracam się teraz do Trybunału Sprawiedliwości UE o nałożenie kar finansowych na Polskę za nieprzestrzeganie decyzji w sprawie środków tymczasowych z dnia 14 lipca” – poinformował wtedy w przesłanym PAP stanowisku unijny komisarz ds. sprawiedliwości Didier Reynders.
14 lipca Polska została zobowiązana przez TSUE do "natychmiastowego zawieszenia" stosowania przepisów krajowych, odnoszących do uprawnień Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego. KE podała 7 września, że uważa, że Polska nie podjęła wszystkich środków niezbędnych do pełnego wykonania nakazu Trybunału.
PLL LOT obserwuje działania podejmowane przez kraje w sprawie restrykcji związanych z czwartą falą koronawirusa - mówi PAP rzecznik spółki Krzysztof Moczulski. Firma dopasuje siatkę połączeń w zależności od popytu na poszczególne trasy i ewentualnych obostrzeń pandemicznych.
Moczulski w rozmowie z PAP podkreślił, że branża lotnicza jest jedną z najmocniej dotkniętych przez pandemię. "Dotyczy to również PLL LOT, który, podobnie jak inne linie lotnicze, w dalszym ciągu wykonuje znacznie mniej operacji lotniczych niż przed wybuchem pandemii. Po udanym sezonie letnim nastąpił spadek liczby pasażerów - obserwujemy co prawda powolny powrót ruchu biznesowego w segmencie małych i średnich przedsiębiorstw, jednak w dalszym ciągu na pokłady samolotów nie wraca ruch korporacyjny" - wskazał.
Jak zauważył rzecznik spółki, o ile pozytywnym sygnałem dla przewoźnika jest zapowiedź zniesienia ograniczeń przylotów do Stanów Zjednoczonych, "o tyle w dalszym ciągu praktycznie zamknięta jest dla ruchu przyjazdowego Azja, stanowiąca jeden z filarów rozwoju PLL LOT". Tłumaczy, że pociąga to za sobą konsekwencje w postaci mniejszego ruchu dowozowego do Warszawy z krajów europejskich.
"Z ogromną uwagą obserwujemy działania podejmowane przez poszczególne kraje w zakresie restrykcji związanych z czwartą falą koronawirusa i podobnie jak wcześniej, będziemy dopasowywać naszą siatkę połączeń do popytu na poszczególnych trasach i ewentualnych obostrzeń" - powiedział. Dodał, że "zarówno pierwszy kwartał 2022, jak i ostatni kwartał tego roku, za sprawą znacznego skrócenia tzw. krzywej rezerwacyjnej, czyli okresu przed wylotem, w którym dokonywane są rezerwacje, stanowi dla całej branży wyzwanie w zakresie planowania siatki (połączeń - PAP)".
Jednocześnie dodał, że spółka podtrzymuje elastyczną politykę w zakresie zmian rezerwacji.
Prezes PLL LOT Rafał Milczarski na początku października powiedział dziennikarzom, że odbudowa ruchu pasażerskiego w najbliższych miesiącach będzie zależeć od rozwoju pandemii; nadzieją są Stany Zjednoczone, które od listopada pozwolą na wjazd Europejczykom. Zaznaczył, że 2021 to dla spółki rok minimalizacji strat z powodu pandemii.
Zdaniem Milczarskiego, LOT realnie będzie mógł zaobserwować poprawę w ruchu lotniczym dopiero wtedy, kiedy rozpocznie się sezon letni, czyli w kwietniu 2022 r. "Nam jest trudno w tej chwili cokolwiek przewidywać. Możemy tak naprawdę przewidywać na około miesiąc, cztery dni do przodu. A z tych danych, które są szczątkowe, bardzo trudno się projektuje cokolwiek" - tłumaczył.
W ubiegłym roku narodowy przewoźnik przewiózł 3,1 mln pasażerów. W 2020 r. strata ze sprzedaży (strata na działalności podstawowej) była na poziomie 533,1 mln zł względem zysku 113,9 mln zł w 2019 r.
Akcjonariuszami PLL LOT jest Skarb Państwa posiadający 69,30 proc. udziałów oraz Polska Grupa Lotnicza z 30,7 proc. udziałami. (PAP)
Sejm znowelizował w czwartek ustawę o świadczeniach opieki zdrowotnej zakładającą możliwość korzystania z nich w Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej na podobnych zasadach, jak przed wyjściem tych krajów z UE. W ustawie jest też przepis gwarantujący dodatek wyjazdowy dla członków zespołów ratownictwa.
Za całością opowiedziało się 441 posłów, nikt nie był przeciw, ośmiu wstrzymało się od głosu.
Nowelizacja ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych oraz ustawy - Prawo farmaceutyczne zakłada m.in. możliwość korzystania ze świadczeń opieki zdrowotnej w Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej na podobnych zasadach jak obowiązujące przed wyjściem tego kraju z UE. Ponadto cudzoziemcy mają być objęci ubezpieczeniem społecznym z tytułu wykonywania legalnej pracy w Polsce, a ci, którzy nie mogą uzyskać obecnie statusu osób objętych ubezpieczeniem zdrowotnym, uzyskają ten status.
W uchwalonym brzmieniu ustawy jest też realizacja części zapisów porozumienia z ratownikami medycznymi - gwarancja 30 proc. dodatku wyjazdowego dla członków zespołów ratownictwa medycznego.
W regulacji znalazł się też przepis, że szczepić przeciwko grypie będą mogli także ratownicy medyczni, a kwalifikować do tych szczepień m.in. pielęgniarki i ratownicy.
Inne z przyjętych rozwiązań dotyczy lecznictwa uzdrowiskowego i przewiduje dla branży opcję 70 procent umorzenia lub zapłaty za koszty stałe, które poniosła w wyniku pandemii i lockdownów, a w odniesieniu pozostałych 30 procent rozłożenie w procesie przedłużonego odrobienia do 3 lat. (PAP)
Zapora na granicy z Białorusią na pewno nam pomoże; bardzo byśmy chcieli, żeby jej budowa ruszyła jak najszybciej - podkreśliła w środę rzeczniczka Straży Granicznej ppor. Anna Michalska.
Rzeczniczka SG na środowej konferencji pytana była o prace nad rządowym projektem ustawy o budowie zabezpieczenia granicy państwowej. Projekt ustawy, która ma umożliwić pilną budowę zapory w związku z presją migracyjną na granicy z Białorusią, we wtorek wieczorem został przyjęty w trybie obiegowym przez rząd i tego samego dnia trafił do Sejmu. W środę, o godz. 16.30 zajmą się nim sejmowe komisje Obrony Narodowej oraz Administracji i Spraw Wewnętrznych.
"Wszystkie środki czy techniczne, czy wzmocnienie naszych patroli na granicy - to wszystko nam pomaga" - powiedziała ppor. Michalska. Jak zaznaczyła, zapora ma być wyposażona w szereg urządzeń, w tym takich, które uniemożliwią robienie pod nią podkopów.
"To na pewno nam pomoże, na 100 proc., i byśmy bardzo chcieli, żeby budowa tej zapory ruszyła jak najszybciej" - podkreśliła rzeczniczka SG.
Zgodnie ze zgłoszonym przez MSWiA projektem ustawa określi zasady przygotowania i realizacji zabezpieczenia - bariery - na polskiej granicy stanowiącej granicę zewnętrzną UE. Inwestycja będzie celem publicznym. Projekt zakłada m.in. że nie będą do niej stosowane przepisy odrębne, w tym prawa budowlanego, prawa wodnego czy prawa ochrony środowiska. Do zamówień związanych z budową bariery nie będzie też stosowane Prawo zamówień publicznych, a kontrolę zamówień sprawować będzie Centralne Biuro Antykorupcyjne. Szacowany koszt budowy planowanej bariery to 1 mld 615 mln zł, z czego 1 mld 500 mln zł to koszt budowy fizycznej bariery, a 115 mln zł urządzeń technicznych.
Szef MSWiA Mariusz Kamiński po przyjęciu projektu przez rząd w wypowiedzi dla PAP zaznaczył, że pomimo zapewnienia dodatkowego wsparcia kadrowego dla oddziałów SG, pomocy żołnierzy Sił Zbrojnych RP i Policji oraz zastosowanych tymczasowych instalacji liczba podejmowanych prób przekroczenia granicy polsko-białoruskiej nie maleje. "W związku z tym należy w trybie pilnym podjąć działania w zakresie budowy solidnej, wysokiej zapory wyposażonej również w system monitoringu oraz detekcji ruchu. Takie zabezpieczenie techniczne granicy sprawdziło się już w innych krajach, jako skuteczne rozwiązanie w walce z nielegalną migracją. Sprawdzi się i u nas" - podkreślił minister.
"Projekt zakłada, że ustawa wejdzie w życie dzień po ogłoszeniu, ze względu na wyjątkową pilność realizacji inwestycji w kontekście istniejących zagrożeń na granicy państwowej. Działania reżimu Łukaszenki wymagały zdecydowanej reakcji naszego rządu" - podkreślił we wtorek Kamiński. (PAP)
Obecnie certyfikaty z tytułu szczepienia trzecią dawką nie są jeszcze generowane. Szczepionką przeznaczoną do realizacji szczepienia przypominającego jest Comirnaty Pfizer-BioNTech. Preparat ten jest stosowany niezależnie od rodzaju szczepionki przyjętej wcześniej podczas szczepienia podstawowego pierwszą i drugą dawką.
Dawka przypominająca podawana jest osobom zaszczepionym, które ukończyły podstawowy schemat szczepienia przeciwko COVID-19 w celu poprawy, utrwalenia i przedłużenia ochrony po szczepieniu. Mogą ją otrzymać osoby, które ukończyły 50. rok życia i pracownicy ochrony zdrowia mający bezpośredni kontakt z pacjentem. Uprawnieni do przyjęcia szczepienia dawki przypominającej są również uczniowie szkół i studenci uczelni, którzy podczas praktycznych zajęć dydaktycznych mają bezpośredni kontakt z pacjentem.
Przypominającą dawkę należy podać nie wcześniej, niż sześć miesięcy od ukończenia pełnego schematu szczepienia przeciw COVID-19. Szczepionką do realizacji szczepienia przypominjącego jest Comirnaty Pfizer-BioNTech, niezależnie od rodzaju szczepionki (Pfizer, AstraZeneca, Moderna, Johnson & Johnson) zastosowanej uprzednio podczas szczepienia podstawowego I i II dawką.
Osoby z zaburzeniami odporności zaszczepione szczepionką Vaxzevria (AstraZeneca) albo COVID-19 Vaccine Janssen (Johnson & Johnson) nie otrzymują dawki dodatkowej uzupełniającej w podstawowym schemacie szczepienia.
Jednocześnie te osoby spełniające kryterium podania dawki przypominającej, zgodnie z rekomendacją Rady Medycznej, są uprawnione do otrzymania dawki przypominjącej (preparatem Pfizer) z zachowaniem minimum sześciu miesięcy po ukończeniu pełnego schematu szczepienia przeciw COVID-19. Decyzje o realizacji szczepienia u takich pacjentów każdorazowo podejmuje lekarz.
W przypadku braku automatycznie wystawionego e-skierowania, lekarz może wystawić samodzielnie skierowanie na szczepienie przypominjące, kierując się zaleceniami określonymi w komunikacie resortu zdrowia.
Do czasu wydania decyzji przez Komisję Europejską w sprawie przedłużenia ważności unijnych certyfikatów COVID-19 dla osób, które przyjmą kolejną dawkę szczepionki, ważność wystawionych certyfikatów się nie zmienia.
"Obecnie certyfikaty z tytułu szczepienia trzecią dawką nie są generowane. Certyfikaty z tytułu szczepienia dla trzecich dawek zostaną wygenerowane, a data ich ważności wobec daty ważności certyfikatu uzyskanego po dawce kończącej pełnego cyklu zostanie wydłużona. Do czasu opublikowania wytycznych we wskazanym zakresie należy posługiwać się dotychczas wygenerowanymi certyfikatami, które zachowują ważność. Certyfikaty z tytułu zaszczepienia trzecią dawką nie różnią się funkcjonalnie (nie nadają innych uprawnień) niż dotychczasowe certyfikaty" - poinformowało PAP biuro prasowe MZ.
"Okres przedłużenia jest obecnie przedmiotem analiz Europejskiej Agencji Leków i Europejskiego Centrum Zapobiegania i Kontroli Chorób. Oczekujemy, że wytyczne w tym zakresie zostaną przekazane do końca br., a więc przed wygaśnięciem okresu ważności pierwszych wygenerowanych certyfikatów z tytułu szczepienia" - dodaje resort.
Dawka dodatkowa uzupełniająca podawana jest osobom z upośledzeniem odporności, u których odpowiedź immunologiczna na szczepienie mogła być niewystraczająca. Chodzi m.in. o osoby otrzymujące aktywne leczenie przeciwnowotworowe; o osoby po przeszczepach narządowych, przyjmujące leki immunosupresyjne lub terapie biologiczne; z umiarkowanymi lub ciężkimi zespołami pierwotnych niedoborów odporności; z zakażeniem wirusem HIV; o osoby leczone aktualnie dużymi dawkami kortykosteroidów lub innych leków, które mogą hamować odpowiedź immunologiczną, a także dializowane przewlekle z powodu niewydolności nerek.(PAP)
Zdaniem wiceprzewodniczącej Komisji Europejskiej Viery Jourovej, cytowanej w poniedziałek przez agencję Reutera, Unia Europejska "zacznie się rozpadać", jeśli nie zakwestionuje orzeczenia polskiego Trybunału Konstytucyjnego w sprawie prymatu prawa europejskiego.
"Jeżeli nie będziemy w UE trzymać się reguły, że równe zasady są tak samo respektowane w całej Europie, to cała Europa zacznie się rozpadać" – powiedziała Jourova, wiceprzewodnicząca KE odpowiedzialna za wartości i przejrzystość.
"Dlatego będziemy musieli zareagować na ten nowy rozdział, który polski Trybunał Konstytucyjny zaczął otwierać" – dodała wiceszefowa KE.
W czwartek Trybunał Konstytucyjny, po rozpoznaniu wniosku premiera Mateusza Morawieckiego uznał, że przepisy europejskie w zakresie, w jakim organy Unii Europejskiej działają poza granicami kompetencji przekazanych przez Polskę, są niezgodne z Konstytucją RP.
Za niezgodny z konstytucją TK uznał też przepis europejski uprawniający sądy krajowe do pomijania przepisów konstytucji lub orzekania na podstawie uchylonych norm, a także przepisy Traktatu o UE uprawniające sądy krajowe do kontroli legalności powołania sędziego przez prezydenta oraz uchwał Krajowej Rady Sądownictwa w sprawie powołania sędziów.
Korzystając z naszej strony, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie przez nas plików cookies -
Polityka prywatności.
Zaktualizowaliśmy naszą politykę przetwarzania danych osobowych - RODO.
Więcej dowiesz się TUTAJ.