Hide
BĄDŹ NA BIEŻĄCO!
Follow on Facebook
Facebook
Show
Fri, Apr 19, 2024

Biznes

Biznes

All Stories

Sieć sklepów Marks & Spencer zwolni 7000 osób

Brytyjska sieć sklepów Marks & Spencer zwolni w ciągu najbliższych trzech miesięcy 7000 osób, czyli prawie 9 proc. wszystkich pracowników - poinformowała we wtorek firma. Jak wyjaśniono, epidemia koronawirusa pokazała, że doszło do istotnej zmiany w handlu.

Marks & Spencer poinformował, że w ciągu ośmiu tygodni od ponownego otwarcia sklepów po złagodzeniu ograniczeń epidemicznych łączna sprzedaż odzieży i wyposażenia domowego spadła o 29,9 proc., przy czym sprzedaż w sklepach spadła o 47,9 proc., a w internecie wzrosła o 39,2 proc. Natomiast w ciągu ostatnich 13 tygodni sprzedaż żywności wzrosła o 2,5 proc.

"Oczywiste jest, że nastąpiła istotna zmiana w handlu, i chociaż jest zbyt wcześnie, aby przewidzieć precyzyjnie, jak będzie wyglądał nowy miks sprzedaży po Covid-19, musimy działać teraz, aby dostosować się do tej zmiany" - napisano w oświadczeniu firmy. Jak dodano, epidemia pokazała, że możliwa jest praca w sklepach w sposób bardziej elastyczny i produktywny, z większą liczbą pracowników wielozadaniowych i poruszających się pomiędzy działami żywności, odzieży i wyposażenia domu.

M&S wyraził nadzieję, że zdecydowana większość redukcji będzie miała formę dobrowolnych odejść oraz wcześniejszego przejścia na emeryturę. Jak się przewiduje, redukcje dotkną przede wszystkim szeregowych pracowników sklepów. W lipcu firma ogłosiła już, że zagrożonych likwidacją jest też 950 etatów na stanowiskach menedżerskich oraz kierowników sklepów.

Marks & Spencer ma ponad 950 sklepów w Wielkiej Brytanii, z czego prawie dwie trzecie sprzedają tylko żywność. Firma zatrudnia 78 tys. osób, w zdecydowanej większości w Wielkiej Brytanii.

To kolejne znaczące redukcje w dużych brytyjskich sieciach handlowych. W ostatnich tygodniach zwolnienia ogłosiły też sieci Debenhams, Boots i John Lewis. Jak wylicza stacja Sky News, wraz z tymi zapowiedzianymi przez Marks & Spencer, liczba zredukowanych etatów wzrasta do 30 tys., co oznacza, że w handlu detalicznym nastąpiło wskutek epidemii więcej zwolnień niż w jakimkolwiek innym sektorze gospodarki.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Sieć sklepów Marks & Spencer zwolni 7000 osób

Ostatnia duża kopalnia węgla w Anglii kończy działalność

Po prawie 200 latach działalności w poniedziałek zamknięta zostanie ostatnia w Anglii kopalnia wydobywająca węgiel na skalę przemysłową. W Bradley Mine w hrabstwie Durham w północno-wschodniej części kraju wydobywano 150 tys. ton węgla rocznie.

Właściciel kopalni, firma Bank Group, zdecydował się na jej zamknięcie, gdy na początku lata władze odrzuciły wniosek o zgodę na rozszerzenie obszaru wydobycia, co - jak argumentowano - miało być jedynym sposobem na utrzymanie opłacalności dalszej działalności. Przeciwko rozbudowie Bradley Mine, która jest kopalnią odkrywkową, protestowali jednak ekolodzy.

Według danych brytyjskiego rządu w 2019 r. w Wielkiej Brytanii zużyto 7,9 mln ton węgla, co oznacza spadek popytu o jedną trzecią w stosunku do poprzedniego roku. Popyt ten jest zaspokajany w zdecydowanej większości importem, głównie ze Stanów Zjednoczonych i Rosji. W zeszłym roku energia pochodząca z węgla stanowiła zaledwie 2 proc. zużycia w Wielkiej Brytanii, podczas gdy jeszcze w 2012 r. było to 40 proc.

Wydobycie węgla w Wielkiej Brytanii znajduje się w odwrocie od prawie 40 lat, gdy w czasach premier Margaret Thatcher zaczęto zamykać nierentowne kopalnie. W 2015 r. zamknięto ostatnią w Anglii kopalnię głębinową - Kellingley Colliery w hrabstwie North Yorkshire. Kilka kopalni znajduje się jeszcze w Walii i Szkocji, ale według planów ostatnia z nich ma zakończyć wydobycie w październiku 2022 r. W Anglii są jeszcze niewielkie kopalnie w Cumbrii i Gloucestershire, ale wydobywana tam jest tak znikoma ilość węgla, że ich istnienie nie ma praktycznie żadnego znaczenia dla rynku.

Zamknięcie Bradley Mine nie musi jednak oznaczać definitywnego końca górnictwa w Anglii. W zeszłym roku rząd wydał zgodę na budowę w pobliżu Whitehaven w Cumbrii pierwszej od 30 lat nowej głębinowej kopalni węgla, zaś firma Banks Group złożyła wniosek o zezwolenie na otwarcie nowej kopalni w Northumberland w północno-wschodniej Anglii.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

 

foto : twitter / RicHolden

Ostatnia duża kopalnia węgla w Anglii kończy działalność

W. Brytania wpadła w recesję po spadku PKB w II kwartale o 20,4 proc.

Wielka Brytania po raz pierwszy od 11 lat znalazła się w recesji. To konsekwencja spadku PKB w drugim kwartale tego roku o rekordowe 20,4 proc. w stosunku do poprzedniego - podał w środę rano brytyjski urząd statystyczny ONS.

Jak poinformował ONS, to największy spadek PKB od kiedy w 1955 r. zaczęto sporządzać kwartalne statystyki, choć faktycznie jest on największy co najmniej od końca I wojny światowej. Ponieważ w pierwszych trzech miesiącach tego roku brytyjska gospodarka skurczyła się o 2,2 proc., oznacza to dwa kolejne kwartały na minusie, co jest definicją recesji.

Poprzednio w takiej sytuacji Wielka Brytania znalazła się w trakcie kryzysu finansowego sprzed ponad dekady - wtedy pomiędzy drugim kwartałem 2008 r. a drugim kwartałem 2009 r. nastąpiło pięć kolejnych z ujemnym wzrostem gospodarczym, ale wówczas łączny spadek PKB wyniósł nieco ponad 6 proc. Tymczasem teraz brytyjski PKB jest mniejszy w stosunku do tego z ostatniego kwartału 2019 r. aż o 22,1 proc.

Ten rekordowy spadek to efekt wstrzymania znaczącej części działalności gospodarczej w związku z restrykcjami wprowadzonymi pod koniec marca w celu zatrzymania epidemii koronawirusa. Przyczyniły się do tego zwłaszcza wyniki z kwietnia, który był jedynym miesiącem niemal całkowitego zamknięcia gospodarki, bo już w drugiej połowie maja te obostrzenia lekko zaczęto poluzowywać - w kwietniu gospodarka skurczyła się o 20,0 proc., co jest najgorszym miesięcznym wynikiem w historii.

Pewnym optymistycznym sygnałem jest to, że w maju, a zwłaszcza w czerwcu, gdy restrykcje jeszcze mocniej poluzowano, brytyjska gospodarka zaczęła wykazywać oznaki ożywienia. W maju PKB wzrósł o 2,4 proc. w stosunku do poprzedniego miesiąca, a w czerwcu - o 7,8 proc.

"Recesja wywołana przez pandemię koronawirusa doprowadziła do największego w historii kwartalnego spadku PKB. Gospodarka zaczęła się odbijać w czerwcu, sklepy zostały ponownie otwarte, fabryki zaczęły zwiększać produkcję, a budownictwo mieszkaniowe nadal się ożywia. Mimo to PKB w czerwcu nadal pozostaje o jedną szóstą miejscu poniżej poziomu z lutego, zanim wybuchła pandemia" - oświadczył Jonathan Athow, zastępca głównego statystyka ONS.

Z powodu pandemii koronawirusa w recesję wpadła większość głównych gospodarek Zachodu, ale jak wskazują dane ONS, w Wielkiej Brytanii jest ona głębsza niż gdzie indziej. Skumulowany spadek PKB z pierwszego półrocza, czyli 22,1 proc. jest nieznacznie niższy tylko od Hiszpanii (-22,7 proc.), podczas gdy we Francji ten spadek wyniósł 18,9 proc., we Włoszech - 17,1 proc., w Niemczech - 11,9 proc., zaś w USA - 10,6 proc.

W opublikowanej w zeszłym tygodniu prognozie Bank Anglii przewiduje, że brytyjski PKB osiągnie z powrotem wartość sprzed wybuchu epidemii w czwartym kwartale 2021 r. Po recesji z lat 2008-09 powrót do wcześniejszego poziomu zajął Wielkiej Brytanii pięć lat.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Obraz Michal Jarmoluk z Pixabay 

W. Brytania wpadła w recesję po spadku PKB w II kwartale o 20,4 proc.

Największy spadek liczby pracujących od 2009 r., bezrobocie wciąż 3,9 proc.

W drugim kwartale tego roku liczba pracujących w Wielkiej Brytanii zmniejszyła się o 220 tys., co jest największym kwartalnym spadkiem od 2009 r., zaś od początku marca liczba etatów zmniejszyła się o 730 tys. - podał we wtorek brytyjski urząd statystyczny ONS.

W okresie od kwietnia do czerwca włącznie pracowało 32,92 mln osób powyżej 16. roku życia, co jest wprawdzie wzrostem o 113 tys. wobec analogicznego okresu zeszłego roku, ale spadkiem o 220 tys. w stosunku do poprzedniego kwartału. To największy spadek w liczbach bezwzględnych od okresu maj-lipiec 2009 r., gdy trwał szczyt kryzysu finansowego. To efekt przede wszystkim zmniejszenia się liczby pracujących w wieku powyżej 65. roku życia, najmłodszych pracujących, pracujących na niepełny etat oraz w formie samozatrudnienia.

"Grupy osób najbardziej tym dotknięte pracownicy poniżej 24. roku życia, starsi oraz osoby wykonujące prace bardziej rutynowe lub wymagające mniejszych kwalifikacji prace. Jest to niepokojące, ponieważ tym grupom trudniej jest znaleźć nową pracę lub dostać się do pracy tak łatwo, jak innym pracownikom" - skomentował zastępca głównego statystyka ONS Jonathan Athow.

ONS podał też, że od początku epidemii ubyło już 730 tys. etatach w firmach, przy czym 81 tys. w lipcu, co jest wzrostem w stosunku do czerwca, w którym zlikwidowano 74,4 tys. etatów.

Mimo to stopa bezrobocia nadal utrzymywała się na poziomie 3,9 proc., co wynika z tego, że osoby, które zostały przez pracodawców wysłane na przymusowe urlopy i którym pensje wypłaca państwo, są w statystykach uwzględniane jako pracujące. Jak podało we wtorek ministerstwo finansów, korzysta z tego 9,6 mln osób. Drugą przyczyną tego, że bezrobocie nie rośnie jest fakt, że część z tych, którzy przestali pracować, np. osoby starsze, nie poszukuje nowej pracy, zatem nie są oni klasyfikowani jako bezrobotni.

Jak wskazuje ONS, prawdziwy wpływ epidemii koronawirusa na rynek pracy dopiero będzie widoczny, gdy wraz z końcem października wygaśnie program subsydiowania pensji, a obecnie lepszym miernikiem sytuacji jest liczba przepracowanych godzin w tygodniu czy liczba korzystających z zasiłków.

Jeśli chodzi o tę pierwszą, to w okresie od kwietnia do czerwca wyniosła ona średnio 849,3 mln godzin tygodniowo, co oznacza spadek o rekordowe 203,3 mln godzin w stosunku do analogicznego okresu ubiegłego roku oraz o 191,3 mln godzin w stosunku do pierwszego kwartału tego roku.

Natomiast liczba osób korzystających z zasiłków - nie tylko dla bezrobotnych, ale też dla osób o niskich dochodach - wyniosła w lipcu 2,7 mln, co oznacza wzrost o 116,8 proc. w porównaniu z marcem.

W opublikowanej w zeszłym tygodni prognozie Bank Anglii napisał, że spodziewa się wzrostu bezrobocia pod koniec roku do poziomu 7,5 proc.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

bjn/ kar/

Obraz Martinelle z Pixabay 

Największy spadek liczby pracujących od 2009 r., bezrobocie wciąż 3,9 proc.

Minister finansów ostrzega przed trudnym czasem dla wielu osób

Brytyjski minister finansów Rishi Sunak ostrzegł w piątek, że gdy z końcem października wygaszony zostanie rządowy program subsydiowania pensji. dla wielu ludzi zacznie się trudny czas. Podkreślił jednak, że pomoc nie może być przeciągana w nieskończoność.

W rozmowie ze stacją Sky News Sunak powiedział, że decyzja o zakończeniu programu była jedną z najtrudniejszych, jakie musiał podjąć na tym stanowisku. Ale dodał: "Jeśli spojrzeć na to od początku do końca, rząd wkroczył, aby pomóc w wypłacaniu ludziom wynagrodzeń prawie przez osiem miesięcy - jest to niezwykle długi okres. Myślę, że większość rozsądnych ludzi, patrząc na to, powie, że nie jest to coś, co może trwać w dłuższej perspektywie. Tak samo jest w innych krajach na świecie - ich wersje tego wygasną pod koniec tego roku".

W ramach programu rząd od marca wypłaca 80 proc. pensji - do kwoty 2500 funtów miesięcznie - tym pracownikom, którzy z powodu epidemii koronawirusa zostali wysłani na przymusowe urlopy, ale stopniowo udział państwa w tej kwocie będzie się zmniejszał. Od sierpnia pracodawcy muszą płacić składki ubezpieczeniowe i emerytalne pracowników, we wrześniu także 10 proc. wynagrodzenia, a w październiku - 20 proc.

Celem programu jest utrzymanie jak największej liczby osób na rynku pracy w czasie, gdy gospodarka przechodziła przez najgorszy okres epidemii koronawirusa. Lecz jak wynika z obliczeń Sky News, od początku wprowadzonej z tego powodu blokady 23 marca miało miejsce już co najmniej 106 tys. redukcji miejsc pracy w dużych firmach.

"Nie sądzę, żeby to było w porządku przedłużać (program) w nieskończoność. Nie byłoby to uczciwe wobec ludzi z niego korzystających. Nie powinniśmy udawać, że w każdym przypadku jest praca, do której można wrócić. Tym, co musimy zrobić teraz, jest patrzenie w przyszłość, zapewnienie możliwości na jutro. Tak, wiemy o tym, że wiele osób ma przed sobą trudny czas, ale nie powinno się ich zostawiać bez nadziei" - podkreślił Sunak.

W opublikowanej w czwartek prognozie Bank Anglii ocenił, że po wygaśnięciu programu wypłacania pensji z budżetu bezrobocie wzrośnie z obecnych 3,9 proc. do 7,5 proc. To jednak lepsza prognoza niż ta z maja, gdy zakładano, że zwiększy się ono do 9 proc.

Sunak wyraził też przekonanie, że większość gwarantowanych przez państwo pożyczek udzielonych firmom zostanie spłacona, choć jak dodał, ma świadomość, że nie wszystkie. "Pozostaję optymistą co do tego, że jeśli faktycznie uda nam się doprowadzić do ożywienia gospodarczego, to powinniśmy być w stanie odzyskać wiele kredytów. Czy niektóre z tych pożyczek zostaną umorzone? Absolutnie. Jasno mówiliśmy, że nie będziemy w stanie uratować każdego pojedynczego miejsca pracy ani każdej pojedynczej firmy" - oświadczył.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

 

 

foto : twitter / RishiSunak

Minister finansów ostrzega przed trudnym czasem dla wielu osób

W. Brytania i Japonia zapewniają o postępach w rozmowach o wolnym handlu

Wielka Brytania i Japonia poczyniły postępy w kierunku kompleksowego porozumienia o wolnym handlu i zobowiązały się do jego zawarcia do końca tego roku - poinformowała w czwartek brytyjska minister handlu międzynarodowego Liz Truss.

Od środy z wizytą w Wielkiej Brytanii przebywa japoński minister spraw zagranicznych Toshimitsu Motegi. Głównym celem jego podróży jest przyspieszenie negocjacji na temat umowy o wolnym handlu, którą oba państwa chciałyby zawrzeć jeszcze w tym roku, bo wraz z jego końcem upłynie okres przejściowy po brexicie i Wielka Brytania przestanie być beneficjentką umową między Unią Europejską a Japonią.

"Poczyniliśmy dalsze postępy na drodze do zawarcia kompleksowego porozumienia z podobnie myślącą demokracją i długoletnim sojusznikiem, a także podzielamy zobowiązanie do zawarcia porozumienia do końca 2020 r." - zapewniła Truss w wydanym oświadczeniu.

Japonia, trzecia co do wielkości gospodarka świata, od dziesięcioleci jest dużym inwestorem zagranicznym w przemyśle brytyjskim, szczególnie w elektronice użytkowej i produkcji samochodów. Według danych brytyjskich, całkowita wartość dwustronnej wymiany handlowej w 2019 roku wyniosła 31,6 mld funtów.

Wielka Brytania dąży do zawarcia porozumienia, które będzie oparte na duchu i literze zawartej w 2019 r. umowie między UE i Japonią, z modyfikacjami w niektórych strategicznych obszarach.

Jak szacuje brytyjski rząd, w dłuższej perspektywie umowa handlowa może podnieść roczną wymianę handlową między oboma krajami o 15,2 mld funtów i zwiększyć brytyjski PKB o 1,5 mld funtów.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

 

foto : twitter / MogaJapan_en

W. Brytania i Japonia zapewniają o postępach w rozmowach o wolnym handlu

Bank Anglii prognozuje płytszą recesję, ale dłuższe wychodzenie z niej

Recesja gospodarcza w Wielkiej Brytanii z powodu epidemii koronawirusa będzie mniej dotkliwa, niż się spodziewano, ale ożywienie gospodarcze też potrwa dłużej - oświadczył czwartek Bank Anglii (BoE). Prognozuje on, że gospodarka skurczy się w tym roku o 9,5 proc.

Choć oznaczałoby to największy roczny spadek od 100 lat, to wstępne prognozy BoE z maja mówiły o spadku PKB o 14 proc.

W przedstawionej w czwartek prognozie BoE wyjaśniono, że ożywienie nastąpiło wcześniej i jest ono szybsze, niż zakładano w maju, co jest efektem szybszego znoszenia restrykcji wprowadzonych z powodu epidemii. Wskazano, że wydatki na odzież i wyposażenie domu powróciły do poziomu sprzed epidemii, a konsumenci nadal wydają więcej na żywność i energię niż przed zamknięciem, ale wydatki na rekreację i inwestycje biznesowe pozostają na niskim poziomie, co będzie miało wpływ na ożywienie gospodarcze.

Bank Anglii spodziewa się teraz, że gospodarka Wielkiej Brytanii wzrośnie w 2021 r. o 9 proc., a w 2022 r. - o 3,5 proc., podczas gdy w scenariuszu przedstawionym w maju miało to być odpowiednio 15 proc. i 3 proc. W efekcie brytyjski PKB powróci do wielkości sprzed epidemii pod koniec 2021 r., a nie w II kwartale przyszłego roku.

W nowej prognozie poprawiły się też przewidywania dotyczące bezrobocia. BoE spodziewa się, że gdy pod koniec roku wygaśnie rządowy program subsydiowania pensji pracowników urlopowanych z powodu epidemii skoczy ono z obecnych 3,9 proc. do 7,5 proc., ale w maju zakładano, iż zwiększy się ono do 9 proc.

Nowa prognoza opiera się na założeniu, że nie będzie drugiej fali epidemii oraz uda się osiągnąć porozumienie z Unią Europejską o przyszłych relacjach handlowych, dzięki czemu wraz z zakończeniem okresu przejściowego 31 grudnia tego roku nie nastąpią żadne turbulencje.

Zgodnie z powszechnymi oczekiwaniami analityków Komitet Polityki Monetarnej (MPC) Banku jednomyślnie pozostawił główną stopę procentową na obecnym, rekordowo niskim poziomie 0,1 proc. oraz wielkość programu skupu obligacji na poziomie 745 mld funtów.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Bank Anglii prognozuje płytszą recesję, ale dłuższe wychodzenie z niej

Eurostat: Polska w czerwcu z jednym z najniższych wskaźników bezrobocia w UE

W czerwcu zanotowano w Polsce jeden z najniższych wskaźników bezrobocia wśród państw UE - 3 proc. - poinformował w czwartek Eurostat. Lepsza sytuacja była tylko w Czechach, gdzie bezrobocie wynosiło 2,6 proc.

W czerwcu 2020 roku, czyli w miesiącu, w którym obostrzenia związane z pandemią Covid-19 zaczęły być stopniowo znoszone w większości państw członkowskich UE, stopa bezrobocia w strefie euro wyniosła 7,8 proc., w porównaniu z 7,7 proc. w maju 2020 r.

Stopa bezrobocia w całej UE wyniosła 7,1 proc. w porównaniu z 7,0 proc. w maju.

Eurostat szacuje, że w czerwcu br. 15 023 mln mężczyzn i kobiet w UE, z czego 12,685 mln w strefie euro, było bez pracy. W porównaniu z majem 2020 roku liczba bezrobotnych wzrosła o 281 tys. w UE, w tym o 203 tys. w eurolandzie.

Z Brukseli Łukasz Osiński (PAP)

 

Obraz Nickbar z Pixabay 

Eurostat: Polska w czerwcu z jednym z najniższych wskaźników bezrobocia w UE

Biuro podróży TUI zamknie 166 placówek w Wielkiej Brytanii i Irlandii

Firma turystyczna TUI poinformowała w czwartek, że zamknie 166 placówek w Wielkiej Brytanii i Irlandii, co jest reakcją na spowolnienie ruchu turystycznego wskutek pandemii koronawirusa, a także na zmianę zachowań konsumenckich na korzyść rezerwacji online.

Zamknięcie placówek dotknie ok. 900 osób, ale firma zapewniła, że ma nadzieję utrzymać 630 z nich, przenosząc te osoby do innych placówek lub do pracy z domu, co oznaczałoby, że zagrożonych zwolnieniem jest 270 ludzi.

Po likwidacji 166 biur TUI, na terenie Wielkiej Brytanii i Irlandii pozostanie ich 350. Nie podano, które z biur zagrożone są zamknięciem, ale firma wyjaśniła, że żadne z tych, które już wznowiły pracę po pandemii, nie zostanie zlikwidowane.

"Zachowania konsumenckie już w ostatnich latach się zmieniły i 70 proc. wszystkich rezerwacji w brytyjskim oddziale TUI odbywa się online. Uważamy, że Covid-19 tylko przyspieszył tę zmianę w zwyczajach zakupowych, a ludzie tym bardziej chcą dokonywać zakupów przez internet lub porozmawiać z ekspertami ds. podróży z własnego domu" - powiedział Andrew Flintham, dyrektor zarządzający brytyjsko-irlandzkiego oddziału TUI.

W maju niemiecka firma ogłosiła, że musi zredukować 8 tys. miejsc pracy i zmniejszyć koszty o 30 proc., aby dostosować się do nowych realiów na rynku turystycznym, który przez kilka lat będzie mniejszy.

Na początku tego tygodnia brytyjski oddział TUI został zmuszony do anulowania tysięcy wyjazdów Brytyjczyków do Hiszpanii, gdyż w związku z rosnącą ponownie liczbą zakażeń brytyjski rząd przywrócił obowiązek 14-dniowej kwarantanny dla wszystkich przyjeżdżających z tego kraju.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

 

foto : twitter / danielle_alana

Biuro podróży TUI zamknie 166 placówek w Wielkiej Brytanii i Irlandii

UE/ ETO: tylko 30 proc. nielegalnych imigrantów spoza Europy wraca do swoich krajów

500 tys. cudzoziemców rocznie otrzymuje nakaz opuszczenia UE ze względu na nielegalny wjazd. Zaledwie 38 proc. z nich powraca do swego kraju pochodzenia lub kraju, z którego przybyli do UE. W przypadku powrotów do państw spoza Europy odsetek ten sięga 30 proc. - podaje ETO.

Europejski Trybunał Obrachunkowy opublikował dokument na temat powrotów nielegalnych migrantów z UE. Kontrolerzy stwierdzili w nim, że jedną z przyczyn tej stosunkowo niewielkiej skuteczności readmisji są trudności we współpracy z państwami pochodzenia migrantów. Zapowiedzieli też, że zbadają głębiej tę kwestię.

ETO wskazuje w raporcie, że cześć państw trzecich niechętnie angażuje się w negocjacje z UE umów o readmisji, na podstawie których nielegalni imigranci mają być wydalani z Unii, głównie ze względów związanych z polityką wewnętrzną. Obawiają się one, że takie umowy wywołałyby sprzeciw ich społeczeństw. Dlatego, jak wskazuje Trybunał, Komisja Europejska skoncentrowała się na opracowywaniu praktycznych rozwiązań dotyczących współpracy z tymi państwami i wprowadziła pewne niewiążące prawnie mechanizmy w zakresie powrotów.

Kontrolerzy ETO zapowiedzieli, że zamierzają zbadać obecną sytuację i ocenić postępy, jakie UE poczyniła od 2015 r. w tej kwestii. Kontrola Trybunału obejmie również proces negocjowania umów o readmisji między UE a państwami trzecimi, a także wsparcie Komisji i skierowane do państw trzecich zachęty do zacieśnienia współpracy w zakresie powrotów nielegalnych migrantów.

Kontrolerzy zamierzają zbadać około 60 unijnych projektów związanych z readmisją i ponowną integracją migrantów o nieuregulowanym statusie, których łączna wartość wynosi 641 mln euro.

Pojęcie „powroty” odnosi się do sytuacji, w której obywatele państw trzecich wracają – na zasadzie dobrowolności lub pod przymusem – do swojego państwa pochodzenia, do państwa tranzytu lub do wybranego przez siebie państwa niebędącego członkiem UE, które zgodzi się ich przyjąć.

Na mocy przepisów prawa międzynarodowego państwa zobowiązane są do readmisji swoich własnych obywateli. Współpraca w tej kwestii stanowi element dialogu politycznego prowadzonego przez UE z państwami trzecimi – odpowiadają za nią Komisja Europejska, Europejska Służba Działań Zewnętrznych i państwa członkowskie.

W 2015 r. Komisja opublikowała plan działania UE w zakresie powrotów nielegalnych migrantów, w którym stwierdziła, że aby system powrotów był skuteczny, w stosunkach z państwami trzecimi należy priorytetowo traktować kwestię readmisji migrantów o nieuregulowanym statusie. W 2016 r. wprowadziła ona ramy partnerstwa w dziedzinie migracji. Ich celem było zacieśnienie współpracy z priorytetowymi państwami pochodzenia i tranzytu. Miało to zostać osiągnięte m.in. poprzez politykę wizową, pomoc rozwojową i zaangażowanie dyplomatyczne.

Z Brukseli Łukasz Osiński (PAP)

UE/ ETO: tylko 30 proc. nielegalnych imigrantów spoza Europy wraca do swoich krajów

KE apeluje, by państwa członkowskie dywersyfikowały dostawców 5G

Komisja Europejska zaapelowała w piątek do państw członkowskich, by dywersyfikowały swoich dostawców usług 5G. KE nie informuje, czym spowodowany jest jej apel, media sugerują jednak, że chodzi o obecność chińskiej spółki Huawei na rynku europejskim.

W styczniu br. KE opublikowała wytyczne, w których poinformowała, że kraje UE mogą ograniczyć dostęp albo całkowicie wykluczyć dostawców technologii telekomunikacyjnych z działania w ramach sieci 5G, jeśli uznają, że stwarzają oni "wysokie ryzyko" dla cyberbezpieczeństwa.

Komisja nie wymieniła wtedy żadnej firmy, choć media twierdziły, że ten zapis w wytycznych wskazywał jasno na Huawei. Ten chiński koncern jest największym producentem sprzętu telekomunikacyjnego na świecie.

Unijni urzędnicy pozostawili jednak państwom członkowskim wolną rękę, podkreślając, że powinny mieć swobodę co do wyboru dostawców technologii 5G.

KE w opublikowanej wtedy strategii wskazywała też na konieczność zmniejszenia zależności krajów i operatorów telekomunikacyjnych od jednego dostawcy.

W piątek Komisja opublikowała sprawozdanie z podjętych działań, wskazując, że choć w kwestii dywersyfikacji poczyniono pewne postępy, wiele pozostaje do zrobienia.

W sprawozdaniu stwierdzono, że "pilnie potrzebne są postępy w celu zmniejszenia ryzyka uzależnienia od dostawców wysokiego ryzyka, również z myślą o zmniejszeniu zależności na szczeblu Unii". "Działanie to powinno się opierać na szczegółowej inwentaryzacji łańcucha dostaw i wiązać się z monitorowaniem rozwoju sytuacji" - wskazań.

Urzędnicy UE ocenili, że wycofywanie "dostawców wysokiego ryzyka" i dodatkowe koszty nie spowodują zakłócenia wprowadzenia 5G w całym bloku, a szwedzki Ericsson i fińska Nokia będą w stanie sprostać popytowi.

„Jeśli spojrzeć na sytuację na świecie, Nokia i Ericsson mają dużą część światowego rynku pod względem podpisanych na całym świecie kontraktów na wdrożenie 5G. (...) Myślę, że dwóch europejskich dostawców może zapewnić to, czego potrzeba nie tylko Europie, ale także dużej części świata” - powiedział jeden z urzędników cytowany przez Reutera.

Chociaż w wielu państwach członkowskich UE wciąż trwają prace, w sprawozdaniu stwierdzono, że wszystkie rozpoczęły proces przeglądu i wzmocnienia środków bezpieczeństwa mających zastosowanie do sieci 5G.

"Biorąc pod uwagę uruchamianie sieci 5G w całej UE i coraz większą zależność naszej gospodarki od infrastruktury cyfrowej, jak wykazał kryzys związany z koronawirusem, zapewnienie wysokiego poziomu bezpieczeństwa jest ważniejsze niż kiedykolwiek. Jesteśmy zdecydowani wprowadzić solidne środki wspólnie z państwami członkowskimi i w skoordynowany sposób – nie tylko w celu zapewnienia cyberbezpieczeństwa 5G, ale również w celu wzmocnienia naszej autonomii technologicznej. Dzisiejsze sprawozdanie potwierdza nasze zaangażowanie i wskazuje dziedziny, w których potrzebne są dalsze wysiłki i czujność" - powiedział w Brukseli komisarz ds. rynku wewnętrznego Thierry Breton.

Sieć 5G to nowy standard telekomunikacyjny, który ma umożliwić pięćdziesięcio-, a nawet stukrotne zwiększenie prędkości transmisji w porównaniu z sieciami 4G. Technologia ta ma przyspieszyć m.in. rozwój tzw. internetu rzeczy, usług telemedycyny, autonomicznych pojazdów czy inteligentnych miast.

USA od prawie dwóch lat wywierają naciski na swoich europejskich sojuszników, aby w pracach nad wdrożeniem technologii łączności nowej generacji zrezygnowali ze stosowania komponentów produkowanych w Chinach. Według Stanów Zjednoczonych produkty firmy Huawei mogą zostać wykorzystane jako narzędzia szpiegowskie przez władze w Pekinie. Spółka zaprzecza tym zarzutom.

Z Brukseli Łukasz Osiński (PAP)

KE apeluje, by państwa członkowskie dywersyfikowały dostawców 5G

UE ma mieć nowe dochody: cło węglowe, podatek od plastików i opłatę cyfrową

Opłata od niepoddanych recyklingowi opakowań plastikowych, graniczny podatek węglowy, podatek od transakcji finansowych czy dochody ze sprzedaży uprawień do emisji CO2 - to uzgodnione na szczycie nowe zasoby własne, które mają pomóc UE sfinansować fundusz odbudowy.

Przywódcy państw i rządów zgodzili się na zakończonej we wtorek Radzie Europejskiej, że UE będzie w nadchodzących latach dążyć do zreformowania systemu istniejących zasobów własnych i wprowadzenia nowych.

Dokument końcowy z posiedzenia mówi o tym, że w pierwszej kolejności wprowadzona zostanie opłata za niepoddawane recyklingowi opakowania z tworzyw sztucznych. Każdy z krajów członkowskich będzie musiał wysłać do Brukseli 80 eurocentów za jeden kilogram takich odpadów.

Aby uniknąć nadmiernego obciążenia tych państw, gdzie recykling np. butelek po napojach nie jest powszechny, wprowadzony ma być specjalny mechanizm dostosowawczy. Służyć ma on zapobieganiu nadmiernego regresywnego wpływu nowej opłaty na wkłady krajowe do budżetu UE. Opłata ma zacząć zasilać unijną kasę od 1 stycznia 2021 r. Spodziewane przez KE wpływy są szacowane na ok. 3 mld euro rocznie.

W pierwszym półroczu 2021 r. KE ma przedstawić projekty dotyczące tzw. granicznej opłaty węglowej oraz w sprawie opłaty cyfrowej. To pierwsze rozwiązanie ma polegać na nakładaniu dodatkowego cła na sprowadzane do UE dobra, których produkcja wymagała dużej emisji CO2. Ma to zapobiegać przenoszeniu produkcji, zwłaszcza wysokoemisyjnego przemysłu, do państw, gdzie nie trzeba płacić za emisję gazów cieplarnianych. Opłata od emisji CO2 na granicach UE ma dać do 14 mld euro rocznie.

Planowana opłata cyfrowa miałaby zastosowanie do przedsiębiorstw, których obroty przekraczają 750 mln euro rocznie. Miałaby ona generować do 1,3 mld euro wpływów do budżetu UE.

Nie wiadomo, na ile plany te uda się zrealizować. "27" próbowała bowiem wprowadzić podobny podatek dla największych firm działających w internecie, ale przez sprzeciw kilku państw członkowskich to jej się nie udało.

Aktywnie lobbującym przeciwnikiem tego podatku są też Stany Zjednoczone, które uważają, że UE wymierza go w duże amerykańskie korporacje takie jak Google, Apple czy Amazon.

Unijni liderzy zlecili też na szczycie, by KE przedstawiła nową propozycję ws. rozszerzenia systemu handlu emisjami (ETS) na sektor lotniczy i morski. Ma to pozwolić uzyskać dodatkowe 10 mld euro rocznie do kasy UE.

Szefowie państw i rządów zgodzili się, że w czasie trwania kolejnych wieloletnich ram finansowych, czyli w latach 2021-2027, UE będzie pracować nad wprowadzeniem innych zasobów własnych, które mogą obejmować np. podatek od transakcji finansowych. Prace nad nim trwają od lat z udziałem ograniczonej liczby państw członkowskich, ale do tej pory nie udało się ich sfinalizować.

Według założeń wpływy z nowych zasobów własnych wprowadzonych po 2021 r. mają być wykorzystane do przedterminowej spłaty pożyczek zaciągniętych w ramach planu odbudowy. Jego wartość to 750 mld euro, w tym 390 mld w grantach, a 360 mld w niskooprocentowanych pożyczkach. UE ma spłacać pozyskane na rynkach finansowych środki przez 30 lat do 2058 r.

Z Brukseli Krzysztof Strzępka (PAP)

 

Szczyt UE foto : twitter / EUCouncil

UE ma mieć nowe dochody: cło węglowe, podatek od plastików i opłatę cyfrową

TikTok zawiesza rozmowy ws. otwarcia siedziby w Londynie

Chiński koncern ByteDance, właściciel komunikatora TikTok, zawiesił tymczasowo negocjacje ws. budowy siedziby firmy w Wielkiej Brytanii. Jak donoszą media, powodem zerwania rozmów jest niedawna decyzja brytyjskich władz o wycofaniu sprzętu Huawei z sieci 5G.

Jak poinformowało BBC, powołując się na źródła, koncern ByteDance zawiesił toczące się od kilku miesięcy rozmowy z brytyjskim rządem ws. uruchomienia siedziby TikToka w Londynie. Centrum miało zapewnić trzy tysiące nowych miejsc pracy; dzisiaj TikTok w Wielkiej Brytanii zatrudnia 800 osób, kolejnych 200 w Irlandii. Według informatorów BBC, chińska firma zasugerowała również, że zaczęła rozważać budowę siedziby w Dublinie, zamiast w Wielkiej Brytanii.

Według mediów głównym powodem zerwania rozmów jest niedawna decyzja brytyjskich władz o konieczności wycofania do 2027 r. sprzętu chińskiego producenta Huawei z sieci 5G. Według ByteDance decyzja ta podyktowana była głównie naciskami ze strony Waszyngtonu, który ponadto grozi , że zakaże korzystania z TikToka na terytorium Stanów Zjednoczonych.

Ambasador Chin w Londynie, Liu Xiaoming, powiedział BBC, że Chiny "wciąż oceniają konsekwencje tej decyzji", ale stwierdził, że była ona "bardzo zła".

"To źle, że Wielka Brytania dyskryminuje chińskich przedsiębiorców z wyniku nacisków ze strony Stanów Zjednoczonych. Nie zamierzamy jednak upolityczniać gospodarki" - dodał Liu Xiaoming.

Tymczasem obserwatorzy ostrzegają przed możliwością wojny handlowej między Chinami a Wielką Brytanią. Tym bardziej, że Chiny są ważnym inwestorem na brytyjskim rynku, zwłaszcza w sektorze przemysłu jądrowego. Chińska General Nuclear Power Corporation zainwestowała na Wyspach już 3,6 mld funtów.

USA wprowadziły szereg sankcji przeciwko Huawei, oskarżając firmę, że szpieguje na rzecz władz w Pekinie. Z kolei sekretarz stanu Mike Pompeo, który zresztą w tym tygodniu przyjedzie z wizytą do Londynu, zapowiedział kilka tygodni temu, że Waszyngton rozważa wprowadzenie zakazu korzystania z TikToka w USA, sugerując że aplikacja niewystarczająco chroni dane amerykańskich użytkowników.

Tymczasem w ubiegłym tygodniu, doradca ekonomiczny Trumpa, Larry Kudlow, powiedział, że TikTok mógłby nadal prowadzić działalność w USA, pod warunkiem, że zerwie związek z Chinami i będzie funkcjonował jako niezależna amerykańska spółka.(PAP)

Obraz antonbe z Pixabay 

TikTok zawiesza rozmowy ws. otwarcia siedziby w Londynie

Linie lotnicze Virgin Atlantic zawarły porozumienie o pakiecie ratunkowym

Linie lotnicze Virgin Atlantic, które w efekcie pandemii koronawirusa wpadły w kłopoty finansowe, ogłosiły we wtorek zawarcie porozumienia ratunkowego o wartości 1,2 miliarda funtów pozwalającego im przetrwać kryzys.

Pomoc nie będzie pochodziła z brytyjskiego budżetu, o co przez pewien czas starał się założyciel i większościowy udziałowiec Richard Branson, ale od dotychczasowych udziałowców i nowych prywatnych inwestorów.

W ramach ogłoszonego we wtorek pakietu, linie otrzymają pożyczkę w wysokości 170 mln funtów od funduszu hedgingowego Davidson Kempner, a jej największy udziałowiec, należąca do Bransona Virgin Group, wniesie kolejne 200 mln funtów. Zarówno Virgin Group jak i drugi współwłaściciel Delta Air Lines zgodziły się na odroczenie spłaty 400 mln funtów, które Virgin Atlantic jest im winne, zaś inni wierzyciele mają odroczyć płatności w kwocie 450 mln funtów.

"Ostatnie sześć miesięcy to był najtrudniejszy okres w naszej 36-letniej historii. Podjęliśmy bolesne działania, ale udało nam się osiągnąć to, co wielu uważało za niemożliwe" - napisał dyrektor generalny Shai Weiss w oświadczeniu. Dodał, że przewoźnik stawia sobie za cel osiągnięcie rentowności od 2022 roku.

Virgin Atlantic, która w 51 proc. należy do Virgin Group, a w 49 proc. do amerykańskiej linii lotniczej Delta, wskutek pandemii i spowodowanego przez nią drastycznego spadku popytu na podróże lotnicze, musiała zamknąć swoją bazę na lotnisku Gatwick i zlikwidować ponad 3500 miejsc pracy.

Branson początkowo apelował do brytyjskiego rządu o pomoc finansową dla Virgin Atlantic, ale to nie zostało dobrze odebrane przez opinię publiczną; wypominano mu, że sam jest jednym z najbogatszych Brytyjczyków, a na dodatek mieszka w jednym z rajów podatkowych. Brytyjski rząd mówił, że pomoc finansowa dla sektora lotniczego będzie rozważana jako ostatnia opcja, gdy linie wyczerpią inne możliwości znalezienia funduszy.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Obraz skeeze z Pixabay 

Linie lotnicze Virgin Atlantic zawarły porozumienie o pakiecie ratunkowym

Rząd zmienił zdanie i wyklucza Huawei z budowy sieci 5G

Rząd Wielkiej Brytanii podjął decyzję, że chińska firma telekomunikacyjna Huawei nie będzie jednak brała udziału w budowie brytyjskiej sieci 5G - ogłosił we wtorek minister cyfryzacji, kultury, mediów i sportu Oliver Dowden.

Tym samym rząd zmienił swoją poprzednią decyzję z początku roku, na mocy której koncern Huawei został dopuszczony w ograniczonym zakresie do budowy sieci 5G. Jak wyjaśnił Dowden, zmiana decyzji jest spowodowana przede wszystkim amerykańskimi sankcjami przeciw chińskiej firmie.

Dodatkowo od przyszłego roku brytyjscy operatorzy sieci komórkowych będą mieli zakaz kupowania sprzętu Huawei, zaś do 2027 roku muszą się całkowicie pozbyć sprzętu chińskiej firmy ze swoich sieci. (PAP)

bjn/ ap/

Rząd zmienił zdanie i wyklucza Huawei z budowy sieci 5G

W maju brytyjski PKB był o jedną czwartą niższy niż przed epidemią

Brytyjski PKB był w maju o prawie jedną czwartą niższy niż przed wybuchem epidemii koronawirusa, choć gospodarka zaczęła się już wtedy nieco odbijać i PKB wzrósł o 1,8 proc. - przekazał we wtorek brytyjski urząd statystyczny ONS.

Odbicie w maju, gdy zaczęto znosić pierwsze ograniczenia wprowadzone z powodu epidemii koronawirusa i część przedsiębiorstw wznowiła działalność, było jednak mniejsze niż oczekiwane przez analityków 5 proc. W połączeniu ze spadkiem o 6,9 proc. w marcu oraz o rekordowe 20,4 proc. w kwietniu, oznacza to, że w ciągu trzech miesięcy do maja włącznie PKB zmniejszył się o 19,1 proc., a w maju był o 24,5 proc. niższy niż w lutym, czyli przed wybuchem epidemii.

"Produkcja i budownictwo mieszkaniowe wykazywały oznaki ożywienia, ponieważ w części firm pracownicy wrócili do pracy. Mimo to w maju gospodarka była wciąż o jedną czwartą mniejsza niż w lutym, zanim objawiły się pełne skutki pandemii. W ważnym sektorze usług zaobserwowaliśmy pewne ożywienie w handlu detalicznym, w którym odnotowano rekordową sprzedaż online. Jednak w związku z utrzymującymi się ograniczeniami w zakresie otwarcia sklepów, wiele innych usług pozostało w zastoju, a w wielu obszarach odnotowano dalsze spadki" - oświadczył zastępca głównego statystyka ONS Jonathan Athow.

Jeśli chodzi o poszczególne sektory gospodarki, to w maju nastąpiły znaczące, wynoszące ponad 8 proc. wzrosty w stosunku do kwietnia w budownictwie i produkcji przemysłowej, które jednak nie nadrobiły kilkukrotnie wyższych spadków w kwietniu. Natomiast w sektorze usług, najważniejszym dla brytyjskiej gospodarki, zanotowano wzrost o zaledwie 0,9 proc. w stosunku do kwietnia.

"Dzisiejsze dane podkreślają skalę wyzwania, przed którym stoimy. Wiem, że ludzie martwią się o pracę i dochody. Dlatego w zeszłym tygodniu przedstawiłem nasz plan na rzecz zatrudnienia, aby chronić, wspierać i tworzyć miejsca pracy w miarę, jak będziemy mogli bezpiecznie ponownie otwierać naszą gospodarkę" - powiedział minister finansów Rishi Sunak.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Obraz Dmitrii Bardadim z Pixabay 

W maju brytyjski PKB był o jedną czwartą niższy niż przed epidemią

Główny negocjator: w rozmowach z UE nadal są istotne różnicie

Pomiędzy Wielką Brytanią a Unią Europejską nadal pozostają istotne różnice w kwestii przyszłych relacji handlowych - oświadczył w czwartek główny brytyjski negocjator David Frost, po zakończeniu - wcześniejszym niż planowano - kolejnej rundy negocjacyjnej.

"Negocjacje były kompleksowe i użyteczne. Ale jednocześnie pokazały one istotne różnice, które nadal istnieją między nami w wielu ważnych kwestiach" - oświadczył Frost.

"Pozostajemy zobowiązani do kontynuowania wysiłków na rzecz szybkiego wypracowania zasad, na których opierać się ma porozumienie, w ramach zintensyfikowanego procesu negocjacji w lipcu, zgodnie z ustaleniami podjętymi na szczycie na wysokim szczeblu w dniu 15 czerwca" - powiedział Frost. Dodał, że rozmowy będą kontynuowane w przyszłym tygodniu w Londynie, tak jak uzgodniono w nowym kalendarzu negocjacji.

Rozpoczęta w poniedziałek piąta runda rozmów była pierwszą, która po przerwie z powodu pandemii koronawirusa odbywała się w formie bezpośredniego spotkania, a nie wideokonferencji. Jak podała stacja BBC, początkowo planowano, że potrwają one do piątku, na kiedy wyznaczono rozmowę sam na sam Frosta z głównym unijnym negocjatorem Michelem Barnierem, ale została ona odwołana.

Jak ustalono w połowie czerwca, w celu przyspieszenia negocjacji mają się one odbywać w każdym tygodniu w lipcu.

Również Barnier przyznał po zakończeniu czwartkowych rozmów, że nadal istnieją poważne rozbieżności. "UE oczekuje, że jej stanowisko będzie lepiej rozumiane i szanowane w imię osiągnięcia porozumienia. Potrzebujemy równoważnego zaangażowania ze strony Wielkiej Brytanii. Nadal uważamy, że porozumienie jest możliwe i leży w interesie wszystkich" - napisał w wydanym oświadczeniu.

Wielka Brytania w czerwcu potwierdziła, że nie zamierza przedłużać okresu przejściowego po brexicie, co oznacza, że jeśli porozumienie nie zostanie zawarte przed jego upływem, czyli do końca roku, od początku przyszłego roku handel będzie się odbywał na ogólnych warunkach Światowej Organizacji Handlu, czyli możliwe będą cła i inne bariery.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Główny negocjator: w rozmowach z UE nadal są istotne różnicie

Spadek PKB w pierwszym kwartale był największy od 1979 r.

Brytyjski PKB skurczył się w pierwszym kwartale tego roku mocniej niż początkowo szacowano - o 2,2 proc., co jest najgorszym wynikiem od trzeciego kwartału 1979 r., poinformował we wtorek urząd statystyczny ONS.

Ogłoszone w połowie maja wstępne wyliczenia wskazywały na spadek PKB o 2 proc., co byłoby najgorszym od 2008 r., gdy rozpoczynał się kryzys finansowy.

"Nasz bardziej szczegółowy obraz gospodarki w pierwszym kwartale pokazał, że PKB skurczył się nieco mocniej niż początkowo szacowano. Wszystkie główne sektory gospodarki skurczyły się znacząco w marcu w wyniku uderzenia pandemii" - powiedział Jonathan Athow, zastępca głównego statystyka ONS.

Jak sprecyzowano, korekta wynika przede wszystkim z większego niż początkowo wyliczano spadku aktywności w sektorze usług, który wytwarza około trzy czwarte brytyjskiego PKB - zamiast 1,9 proc. skurczył się on o rekordowe 2,3 proc. Nieco mniejsze spadki, niż według wstępnych szacunków, były natomiast w przemyśle i budownictwie - ostatecznie wyniosły one odpowiednio 1,5 proc. oraz 1,7 proc.

Skorygowane dane pokazały także, że w marcu spadek PKB wyniósł nie 5,8 proc., co i tak było wówczas rekordem, lecz o 6,9 proc. Tak duży spadek nastąpił, mimo że ograniczenia z powodu pandemii - które zatrzymały znaczącą część gospodarki - weszły w życie dopiero 23 marca.

Ich efekt był w pełni widoczny dopiero w kwietniu, gdy PKB według wstępnych szacunków spadł aż o 20,4 proc. w stosunku do marca, co jest absolutnie najgorszym miesięcznym wynikiem w historii. Kwietniowe dane mogą za miesiąc również zostać nieco skorygowane, ale nadal pozostaną rekordowymi.

Wobec tego, że stopniowe poluzowywanie ograniczeń zaczęło się dopiero w drugiej połowie drugiego kwartału, jest pewne, że w okresie od kwietnia do czerwca włącznie, spadek PKB będzie jeszcze większy niż 2,2 proc. z pierwszego kwartału. Dwa kolejne kwartały ze spadkiem PKB oznaczać będą zarazem początek recesji.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Obraz David Mark z Pixabay 

Spadek PKB w pierwszym kwartale był największy od 1979 r.

Johnson zapowiada rewolucję infrastrukturalną, aby wyjść z kryzysu

Premier Boris Johnson zapowiedział we wtorek przyspieszenie realizacji projektów infrastrukturalnych, dzięki którym Wielka Brytania wyjdzie z kryzysu spowodowanego epidemią koronawirusa. Jak przekonywał, to jest moment, w którym trzeba być ambitnym.

"Nie możemy nadal być po prostu więźniami kryzysu. Musimy działać szybko, ponieważ już widzimy przyprawiający o zawrót głowy spadek PKB i wiemy, że ludzie martwią się teraz o swoją pracę i swoje przedsiębiorstwa" - mówił Johnson w przemówieniu wygłoszonym w Dudley, przemysłowym mieście w regionie West Midlands.

"To jest moment, aby być ambitnym i wierzyć w Wielką Brytanię" - powiedział, ogłaszając "rewolucję infrastrukturalną".

Tłumaczył, że Wielka Brytania musi wykorzystać obecny moment, aby rozwiązać problemy, które zostały uwypuklone przez epidemię, przede wszystkim nierówność szans, i dlatego plany inwestycyjne - z których spora część została już zapowiedziana w programie wyborczym Partii Konserwatywnej przed grudniowymi wyborami do Izby Gmin - muszą zostać przyspieszone. Hasłem przewodnim rządu ma być "budować, budować, budować".

Inwestycje, które w szczegółach ma w przyszłym tygodniu przedstawić minister finansów Rishi Sunak, opiewają na kwotę 5 mld funtów. Składać się będą na to projekty obejmujące szpitale, szkoły, drogi, linie kolejowe, ale także zalesianie kraju. "Zbudujemy szpitale, zbudujemy szkoły, uczelnie. Ale będziemy budować też w sposób bardziej zielony i zbudujemy piękniejszą Brytanię" - mówił Johnson.

Zapowiedział, że przepisy planistyczne zostaną usprawnione, aby ułatwić i zachęcić do budowania. W ramach propozycji od września pusto stojące sklepy będą mogły być przekształcane w domy bez konieczności składania wniosku o pozwolenie na budowę, a właściciele domów będą mogli je rozbudowywać w ramach przyspieszonego procesu zatwierdzania, po konsultacji z sąsiadami.

Premier po raz kolejny zapewnił, że odpowiedzią na kryzys nie mogą być oszczędności, lecz większa aktywność państwa w gospodarce. Porównał swój plan do tego, który w latach 30. ubiegłego wieku realizował ówczesny prezydent USA Franklin D. Roosevelt. "New Deal", który obejmował projekty robót publicznych, pomógł Stanom Zjednoczonym wyjść z wielkiego kryzysu. "Brzmi jak olbrzymia ilość interwencji rządowej, brzmi jak New Deal. I tak to ma brzmieć, bo tego wymagają czasy" - przekonywał Johnson.

Podkreślił, że rewolucja infrastrukturalna ma na celu wyrównywanie szans między poszczególnymi częściami kraju, ponieważ zbyt wiele z nich zostało "pozostawionych w tyle, zaniedbanych, niekochanych". Wskazał, że przez to wiele talentów w kraju marnuje się. Zwrócił też uwagę, że chociaż Wielka Brytania ma jedne z najlepszych uniwersytetów na świecie i jest jednym z liderów innowacji, problemem jest wcielanie tych pomysłów w życie w kraju.

"Choć nie jesteśmy już militarnym supermocarstwem, możemy być naukowym supermocarstwem, ale musimy położyć kres przepaści między wynalazkiem a jego zastosowaniem. Co obecnie oznacza, że genialne brytyjskie odkrycie znika w Kalifornii i staje się amerykańską firmą wartą miliard dolarów - lub chińską. Potrzebujemy teraz nowego, dynamicznego ducha komercyjnego, aby jak najlepiej wykorzystać brytyjskie odkrycia, aby brytyjskie pomysły rozwijały nowe brytyjskie gałęzie przemysłu i tworzyły brytyjskie miejsca pracy" - mówił.

Ale jak wskazuje opozycja, te 5 mld funtów zapowiedzianych wydatków stanowi ok. 5 proc. inwestycji sektora publicznego brutto w ubiegłym roku. To przekłada się na niepełna sto funtów na osobę, a większość z rzeczy, o których mówił Johnson, i tak już wcześniej została ogłoszona.

"Stoimy w obliczu kryzysu gospodarczego, największego, jaki widzieliśmy od pokoleń, a ożywienie gospodarcze musi sprostać temu wyzwaniu. Tymczasem ogłoszona kwota wynosi mniej niż 100 funtów na osobę. I jest to ponownym ogłoszeniem wielu obietnic wyborczych, więc to nie wystarczy" - oświadczył w reakcji na plan Johnsona lider Partii Pracy Keir Starmer.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

 

foto: twitter / BorisJohnson

Johnson zapowiada rewolucję infrastrukturalną, aby wyjść z kryzysu

Johnson w rozmowie z Morawieckim: jesteśmy gotowi na "australijskie warunki" współpracy z UE

Wielka Brytania jest gotowa do zakończenia okresu przejściowego po brexicie "na warunkach australijskich", jeśli w negocjacjach z UE nie uda się osiągnąć porozumienia - powiedział w sobotę premier Boris Johnson w rozmowie z premierem Mateuszem Morawieckim.

"Jeśli chodzi o przyszłe stosunki Zjednoczonego Królestwa z UE, premier z zadowoleniem przyjął zgodę obu stron na zintensyfikowany proces negocjacji w lipcu. Powiedział, że Zjednoczone Królestwo będzie prowadzić konstruktywne negocjacje, ale jednocześnie będzie gotowe do zakończenia okresu przejściowego na warunkach australijskich, jeśli nie uda się osiągnąć porozumienia" - napisano w komunikacie opublikowanym przez Downing Street.

Wielka Brytania i Unia Europejska od marca prowadzą negocjacje o przyszłych stosunkach po zakończeniu upływającego 31 grudnia bieżącego roku okresu przejściowego po brexicie. Ponieważ do tej pory nie osiągnięto większych postępów, od poniedziałku ma rozpocząć się runda zintensyfikowanych negocjacji. Brak porozumienia oznacza, że od 1 stycznia 2021 roku handel dwustronny odbywać się będzie na zasadach Światowej Organizacji Handlu (WTO), czyli możliwe byłoby stosowanie ceł i innych barier handlowych.

Australia nie ma kompleksowej umowy handlowej z UE. Duża część handlu między nią a UE odbywa się zgodnie z zasadami WTO, chociaż w odniesieniu do niektórych towarów istnieją specjalne umowy.

Jak poinformowało biuro szefa brytyjskiego rządu, podczas rozmowy premierzy Johnson i Morawiecki wyrazili ubolewanie, że nie mogą spotkać się osobiście na dorocznych Polsko-Brytyjskich Konsultacjach Międzyrządowych, ale zatwierdzili plan współpracy polsko-brytyjskiej w nadchodzących miesiącach, m.in. w kwestii obrony i handlu.

"Premier (Johnson) i premier Morawiecki wymienili również uwagi na temat siły i historii stosunków między Wielką Brytanią a Polską w perspektywie 80. rocznicy Bitwy o Wielką Brytanię" - napisano w komunikacie.

Jak dodano, dyskutowali też na temat wspólnej walki z koronawirusem i zgodzili się co do potrzeby zapewnienia trwałej globalnej odbudowy, w której priorytetem jest otwartość i wolny handel.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Johnson w rozmowie z Morawieckim: jesteśmy gotowi na "australijskie warunki" współpracy z UE

EasyJet wznowi 1 lipca loty do Paryża, Mediolanu i Barcelony

Brytyjskie linie lotnicze EasyJet podały w czwartek, że 1 lipca wznowią loty do Paryża, Mediolanu i Barcelony. Dodały, że dzięki emisji akcji zebrały na rynku 520 mln USD, które pozwolą im poradzić sobie z "różnymi scenariuszami opóźnionego ożywienia" po pandemii Covid-19.

EasyJet wznowił w ubiegłym tygodniu część połączeń, głównie krajowych, i zamierza uruchomić trzy czwarte swoich tradycyjnych tras do sierpnia, przy zachowaniu środków bezpieczeństwa sanitarnego.

Linie zakładają też, że zebrany na rynku kapitał pozwoli im zachować płynność i przetrwać nawet wiele miesięcy uziemienia maszyn, gdyby wymagała tego sytuacja związana z pandemią.

Pod koniec maja EasyJet poinformował, że planuje zwolnienie 30 proc. personelu, czyli około 4,5 tys. z ponad 15 tys. pracowników, oraz zmniejszenie floty samolotów, by dostosować się do zmian na rynku będących konsekwencją pandemii koronawirusa. Niskokosztowy przewoźnik, który zatrudnia pracowników w ośmiu krajach europejskich, zapowiedział też podjęcie konsultacji z personelem w sprawie restrukturyzacji.

Firma ma zamiar zmniejszyć liczbę samolotów do około 302 maszyn, czyli o około 50 mniej niż przewidywana flota, która miała obsługiwać połączenia EasyJet w 2021 roku według planów sprzed pandemii.

EasyJet zakłada, że liczba połączeń, jakie wykona od lipca do września, będzie stanowiła tylko 30 proc. lotów z lata 2019 roku, a powrót do normalnego poziomu funkcjonowania nastąpi dopiero w 2023 roku. (PAP)

Obraz ramboldheiner z Pixabay 

EasyJet wznowi 1 lipca loty do Paryża, Mediolanu i Barcelony

Barnier: brexit bez umowy zaszkodzi bardziej gospodarce brytyjskiej niż unijnej

Negocjator ds. brexitu z ramienia Unii Europejskiej Michel Barnier wyraził w środę przekonanie, że brexit bez umowy bardziej zaszkodzi brytyjskiej gospodarce niż unijnej.

„W interesie Wielkiej Brytanii leży uniknięcie braku porozumienia” - powiedział Barnier na wideokonferencji, a jego słowa cytuje agencja Reutera. „Jesteśmy gotowi znaleźć margines elastyczności w zakresie rybołówstwa” - dodał. Wskazał, że kwestia Trybunału Sprawiedliwości UE jest również problematyczna w rozmowach i że Unia nalega na zaangażowanie Wielkiej Brytanii w Europejską Konwencję Praw Człowieka.

„Wierzę, że umowa jest nadal możliwa” - powiedział, dodając, że nie jest ani optymistą, ani pesymistą, ale osobą "zdeterminowaną".

W połowie czerwca premier Wielkiej Brytanii Boris Johnson przekazał podczas wideokonferencji przewodniczącym instytucji UE, że Londyn nie będzie wnioskował o przedłużenie okresu przejściowego po brexicie.

Wielka Brytania opuściła Unię Europejską 31 stycznia. Obecnie, w okresie przejściowym, obowiązującym do końca 2020 roku, strony starają się wynegocjować umowę w sprawie przyszłych relacji. W tym czasie Zjednoczone Królestwo jest wprawdzie poza instytucjami unijnymi, ale stosuje się do praw i obowiązków związanych z przynależnością do Wspólnoty oraz korzysta z wynikających z tego przywilejów, w tym z uczestnictwa w jednolitym rynku.

Po czterech kolejnych rundach negocjacji w sprawie przyszłych relacji, które zakończyły się minimalnymi postępami, strony zgodziły się, że potrzebny jest "nowy impet" w rozmowach. Negocjacje mają być zintensyfikowane w lipcu w celu "stworzenia najbardziej sprzyjających warunków do zawarcia i ratyfikacji umowy przed końcem 2020 r."

Atmosfera nie jest dobra - Londyn zarzuca Brukseli złą wolę, a Bruksela oskarża Downing Street o nietrzymanie się wcześniejszych ustaleń z deklaracji politycznej. Ustalona jeszcze w 2019 r. konferencja wysokiego szczebla miała podsumować dotychczasowy postęp, ale w zgodnej opinii obserwatorów nie ma za bardzo czego podsumowywać.

Punktem spornym jest to, co Bruksela nazywa równymi warunkami gry. UE obawia się, że Wielka Brytania zacznie stosować "dumping regulacyjny" i, chcąc zyskać przewagę konkurencyjną, będzie obniżać standardy w zakresie praw pracowniczych, ochrony środowiska czy praw konsumenckich. Zatem UE chce, żeby w zamian za dostęp do unijnego rynku dostosowywała się do unijnych regulacji, także tych przyszłych. Londyn uważa, że byłoby to zaprzeczeniem idei brexitu, który polega na tym, by się uwolnić od unijnych regulacji, ale zarazem wskazuje cały szereg przykładów, gdzie brytyjskie regulacje są bardziej wyśrubowane niż unijne i gdzie wcale nie zamierza tego zmieniać.

Patowa sytuacja utrzymuje się w kwestii rybołówstwa. Wielka Brytania chciałaby pełnego dostępu do unijnego rynku dla swoich ryb i produktów rybnych, ale UE domaga się w zamian za to takiego samego dostępu do brytyjskich łowisk, jaki ma obecnie, co z kolei jest nie do zaakceptowania dla brytyjskiego rządu, a jeszcze bardziej dla brytyjskich rybaków, którzy w nadziei na niezależną politykę rybołówczą masowo poparli brexit.

Wreszcie nierozwiązana pozostaje kwestia tego, co jest określane jako zarządzanie przyszłymi umowami, czyli kto będzie rozstrzygał ewentualne spory i jaka ma być w tym rola Trybunału Sprawiedliwości UE. Wielka Brytania nie zgadza się, by rozstrzyganiem sporów zajmował się TSUE, gdyż, jak argumentuje, nie będzie on bezstronny.

Z Brukseli Łukasz Osiński (PAP)

Barnier: brexit bez umowy zaszkodzi bardziej gospodarce brytyjskiej niż unijnej

900 tys. funtów za przemalowanie rządowego samolotu

900 tys. funtów będzie kosztowało przemalowanie samolotu używanego przez brytyjskiego premiera Borisa Johnsona, ministrów i wyższych rangą członków rodziny królewskiej z szarego na kolory brytyjskiej flagi. Biuro premiera zapewnia jednak, że to dobrze wydane pieniądze.

Na kadłubie i ogonie samolotu ma zostać namalowany wzór w kolorach czerwonym, białym i niebieskim. "Oznacza to, że samolot ten będzie mógł lepiej reprezentować Wielką Brytanię na świecie, nosząc narodowe symbole, podobne jak samoloty wielu innych przywódców" - przekonywał rzecznik Johnsona. Podkreślił, że należący do RAF samolot nie straci na tym swojej przydatności militarnej.

Potwierdził, że przemalowanie samolotu kosztować będzie 900 tys. funtów, ale kwota ta obejmuje także zaprojektowanie wzoru. "Na każdym etapie pracy staraliśmy się zapewnić brytyjskim podatnikom korzystny stosunek jakości do ceny, a wszystkie prace są prowadzone w Wielkiej Brytanii, z czego bezpośrednio korzystają brytyjscy wykonawcy" - dodał rzecznik.

Opozycja natychmiast zaczęła kwestionować zasadność wydawania pieniędzy na tę zmianę, zwłaszcza w sytuacji kryzysu gospodarczego wywołanego epidemią koronawirusa. "Lek deksametazon, który może potencjalnie uratować życie ludzi z koronawirusem, kosztuje 5 funtów za jedną dawkę. Boris Johnson mógł kupić 180 000 dawek, ale zamiast tego maluje flagę na samolocie" - napisał na Twitterze p.o. lidera Liberalnych Demokratów Ed Davey. "Kiedy rodziny w całym kraju martwią się o swoją pracę, zdrowie i edukację swoich dzieci, mogą słusznie podawać w wątpliwość priorytety rządu" - powiedziała Louise Heigh z Partii Pracy.

Rządowy samolot jest specjalnie przebudowaną wersją latającej cysterny, Airbusa A330 MRTT. Został on dostosowany do przewozu członków rządu - kosztem 10 mln funtów - za czasów Davida Camerona. Ówczesny premier przekonywał, że jest to tańsze niż czarterowanie przez rząd samolotów i pozwoli na zaoszczędzenie 775 tys. funtów rocznie. Pierwszą podróż zagraniczną tym samolotem Cameron wraz z kilkoma ministrami odbył do Warszawy - na szczyt NATO w 2016 r.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

900 tys. funtów za przemalowanie rządowego samolotu

Po raz pierwszy od 1963 r. dług publiczny przekroczył 100 proc. PKB

Rząd Wielkiej Brytanii pożyczył w maju rekordową kwotę 55,2 miliarda funtów, w efekcie czego dług publiczny po raz pierwszy od 1963 roku przekroczył 100 proc. PKB - podał w piątek brytyjski urząd statystyczny ONS.

Kwota 55,2 mld funtów to dziewięć razy więcej niż rząd pożyczył w maju 2019 roku i największa suma, od kiedy w 1993 roku zaczęto prowadzić comiesięczne statystyki.

Wprawdzie wcześniej ONS informował, że kwietniowe pożyczki były jeszcze wyższe, ale tę kwotę zrewidowano w dół do 48,5 mld, gdyż okazało się, że wpływy z tytułu podatków i składek ubezpieczeniowych były wyższe niż pierwotnie zakładano, zaś koszty subsydiowania pensji pracowników urlopowanych z powodu koronawirusa - niższe.

Nie zmienia to faktu, że w pierwszych dwóch miesiącach roku finansowego (kwiecień i maj) Wielka Brytania zaciągnęła długi na kwotę 103,7 mld funtów, czyli o 87 miliardów więcej niż w dwóch pierwszych miesiącach poprzedniego roku finansowego. Wartość zaciągniętych pożyczek w ciągu pierwszych dwóch miesięcy roku również jest najwyższa od 1993 roku.

W efekcie dług publiczny kraju wzrósł do 1,95 biliona funtów, co stanowi 100,9 proc. brytyjskiego PKB. To oznacza wzrost o 20,5 punktu procentowego w porównaniu z majem 2019 roku oraz że po raz pierwszy od marca 1963 roku dług publiczny przekracza wartość PKB.

Do najwyższych poziomów jest jednak jeszcze daleko, bo od końca I wojny światowej do początku lat 60. dług publiczny Wielkiej Brytanii stale przekraczał 100 proc. PKB, a w roku finansowym 1946/47 osiągnął absolutny rekord - 258 proc. Ale ONS przewiduje, że do końca obecnego roku finansowego łączna kwota zaciągniętych przez rząd pożyczek wzrośnie do 298 miliardów funtów, co oznaczałoby pięciokrotny wzrost w porównaniu z poprzednim rokiem finansowym i najwyższą sumę od końca II wojny światowej.

Zwiększenie zadłużenia jest spowodowane z jednej strony tym, że z powodu epidemii Covid-19 spora część gospodarki stanęła i w efekcie są mniejsze wpływy podatkowe, a z drugiej - kosztowym programem subsydiowania przez rząd pensji tych pracowników, którzy z powodu epidemii zostali wysłani na urlopy. Celem tego programu jest uniknięcie masowych zwolnień, co w ocenie rządu przyniosłoby jeszcze gorsze skutki dla gospodarki.

"Dzisiejsze dane potwierdzają, że koronawirus ma poważny wpływ na nasze finanse publiczne. Najlepszym sposobem na przywrócenie stabilności finansów publicznych jest ponowne otwarcie naszej gospodarki w bezpieczny sposób, aby ludzie mogli wrócić do pracy" - powiedział minister finansów Rishi Sunak.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Obraz PublicDomainPictures z Pixabay 

Bank Anglii zwiększa skup obligacji i pozostawia stopy bez zmian

Bank Anglii (BoE) podjął w czwartek decyzję o wpompowaniu w brytyjską gospodarkę dodatkowych 100 miliardów funtów poprzez zwiększenie programu skupu obligacji z 645 do 745 mld funtów, co ma pomóc przełamać skutki kryzysu wywołanego epidemia koronawirusa.

Liczący dziewięć osób Komitet Polityki Monetarnej (MPC) zarazem jednomyślnie postanowił - zgodnie z przewidywaniami rynku - pozostawić główną stopę procentową na obecnym, rekordowo niskim poziomie 0,1 proc.

Zwiększenie skupu obligacji również było spodziewaną decyzją, zwłaszcza po zapowiedzi gubernatora Andrewa Baileya z zeszłego tygodnia, że BoE jest gotowy podjąć działania, aby wspomóc gospodarkę. Była to reakcja na opublikowane dane, które pokazały, że w kwietniu - pierwszym pełnym miesiącu zatrzymania gospodarki z powodu epidemii - brytyjski PKB zmniejszył się o rekordowe o 20,4 proc. w stosunku do marca. Ponadto we wtorek podano, że od początku epidemii ubyło 600 tys. miejsc pracy.

Decyzji o zwiększeniu skupu obligacji nie podjęto jednogłośnie - przeciwko temu był główny ekonomista BoE Andy Haldane.

Bank wskazał jednak, że najnowsze dane świadczą, iż gospodarka zaczyna się odbijać od dna. W protokole z posiedzenia MPC zwrócono uwagę, że w maju i czerwcu nastąpił wzrost wydatków konsumpcyjnych, a także ożywienie na rynku mieszkaniowym. Podkreślono jednak, iż perspektywy dla gospodarki pozostają niepewne. "Choć ostatnie dane dotyczące popytu i produkcji nie były tak negatywne, jak się spodziewano, inne wskaźniki sugerowały większe ryzyko związane z możliwością dłuższych szkód dla gospodarki w wyniku pandemii" - napisano.

Na początku maja Bank Anglii prognozował, że brytyjska gospodarka zmierza w kierunku najgłębszej recesji w historii, zaś przewidywane przez bank scenariusze zakładały, że w drugim kwartale tego roku spadek PKB może wynieść nawet 25 proc.

Teraz jednak BoE uważa, że spadek PKB - choć nadal rekordowy - będzie mniejszy niż do tej pory zakładano.

Następne posiedzenie Komitetu Polityki Monetarnej odbędzie się 6 sierpnia.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Sieć supermarketów Tesco wycofuje się z Polski

Brytyjska grupa supermarketów Tesco poinformowała w czwartek rano, że za 819 milionów złotych sprzedaje swój polski oddział i zamierza skoncentrować się na innych rynkach w regionie Europy Środkowej - w Czechach oraz na Węgrzech i Słowacji.

"Odnotowujemy znaczący postęp w naszej działalności w Europie Środkowej, ale nadal widzimy wyzwania rynkowe w Polsce. Dzisiejsza zapowiedź pozwala nam skupić się w regionie na działalności w Czechach, na Węgrzech i na Słowacji, gdzie mamy silniejszą pozycję rynkową z dobrymi perspektywami wzrostu" - napisał w wydanym oświadczeniu prezes Tesco Dave Lewis.

Nabywcą 301 sklepów brytyjskiej sieci w Polsce jest duńska grupa Salling Group A/S, która, jak podano w oświadczeniu Tesco, obsługuje 11 mln klientów tygodniowo w Danii, Niemczech i Polsce.

Największa brytyjska sieć supermarketów już w marcu sprzedała swoje sklepy w Tajlandii i Malezji, co oznacza, że oprócz wspomnianych trzech krajów Europy Środkowo-Wschodniej jedynym zagranicznym rynkiem, na którym pozostanie, będzie Irlandia.

Jak poinformowało Tesco, łączna wartość aktywów objętych transakcją wynosi 900 mln złotych (równowartość 181 mln funtów), przy czym łączne wpływy netto mają wynieść około 819 mln złotych (równowartość 165 mln funtów). Ponadto, jak głosi oświadczenie, firma poczyniła znaczne postępy w sprzedaży pozostałych polskich nieruchomości poza tą transakcją. W ciągu ostatnich 18 miesięcy sprzedała lub zgodziła się sprzedać 22 sklepy, uzyskując przychód netto w wysokości ok. 200 mln funtów. Firma będzie nadal dążyć do sprzedaży pozostałych aktywów, do których należy 19 sklepów handlowych nieobjętych tą transakcją.

W roku finansowym 2019/2020 Tesco Polska wygenerowało sprzedaż, z wyłączeniem VAT oraz stacji benzynowych, w wysokości 1,368 mld funtów i zanotowało stratę operacyjną, nie uwzględniając specjalnych pozycji, w wysokości 24 mln funtów. W roku finansowym 2019/2020 sprzedane 301 sklepów w Polsce wygenerowało sprzedaż, wyłączając VAT i stacje benzynowe, w wysokości 947 mln funtów i zanotowało stratę przed opodatkowaniem w wysokości 107 mln funtów, uwzględniając pozycje specjalne (głównie koszty restrukturyzacji i utratę wartości).

Wszystkie 301 sklepów objętych transakcją zostanie poddanych rebrandingowi w ciągu 18-miesięcznego okresu przejściowego.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Wielka Brytania chce przystąpić do umowy o wolnym handlu na Pacyfiku

Wielka Brytania zapowiedziała w środę, że będzie dążyć do przystąpienia do umowy o wolnym handlu CPTPP, która jest odnowioną wersją Partnerstwa Transpacyficznego (TPP).

"Dziś ogłaszamy nasz zamiar przystąpienia do CPTPP, jednej z największych stref wolnego handlu na świecie" - powiedziała minister handlu międzynarodowego Liz Truss.

Jak wyjaśnił brytyjski rząd, przystąpienie do CPTPP pomoże krajowi w przezwyciężeniu wyzwań, jakie postawiła epidemia koronawirusa, a także w zdywersyfikowaniu jej powiązań handlowych.

Kompleksowe i Postępowe Partnerstwo Transpacyficznego (CPTPP) to umowa o wolnym handlu zawarta w 2018 r. przez 11 państw - Australię, Brunei, Chile, Japonię, Kanadę, Malezję, Meksyk, Nową Zelandię, Peru, Singapur i Wietnam - po wycofaniu się przez Stany Zjednoczone z umowy TPP, wskutek czego ta ostatnia nie weszła w życie.

Po pełnym wdrożeniu umowy CPTPP 11 krajów utworzy blok handlowy obejmujący 495 mln konsumentów i wytwarzający nieco ponad 13 proc. światowego PKB. Gdyby Wielka Brytania przystąpiła do umowy, udział bloku w światowym PKB wzrósłby do około 16,4 proc.

Po wyjściu z Unii Europejskiej, co nastąpiło 31 stycznia, Wielka Brytania rozpoczęła negocjowanie własnych umów handlowych, które - jeśli zostaną do tego czasu zawarte - będą mogły wejść w życie od początku 2021 r., gdy upłynie okres przejściowy po brexicie. Oprócz rozmów z UE o przyszłych relacjach Londyn prowadzi rozmowy o wolnym handlu ze Stanami Zjednoczonymi, w zeszłym tygodniu zaczął z Japonią, w środę formalnie je zainaugurowano z Australią i Nową Zelandią.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Obraz Alexander Kliem z Pixabay 

Od początku epidemii liczba miejsc pracy spadła o 612 tys.

W czasie zatrzymania gospodarki z powodu epidemii koronawirusa pracę w Wielkiej Brytanii straciło 612 tys. osób, choć w maju proces likwidacji miejsc pracy znacznie zwolnił w porównaniu z kwietniem - podał we wtorek brytyjski urząd statystyczny ONS.

Według wstępnych szacunków ONS, w maju pracę straciło 163 tys. osób, podczas gdy w kwietniu było to 449 tys. osób. Liczba zatrudnionych w firmach spadła tym samym z 29 mln w marcu do 28,4 mln w maju.

ONS zarazem podał, że stopa bezrobocia w okresie trzech miesięcy do kwietnia włącznie pozostała na poziomie 3,9 proc., co zaskoczyło analityków z rynków finansowych, którzy przewidywali jej wzrost do 4,7 proc.

Stopa bezrobocia pozostała na niezmienionym poziomie dlatego, że w Wielkiej Brytanii jest wyliczana w trzymiesięcznych okresach, co osłabia wpływ danych z kwietnia. Ponadto 9,1 mln pracowników korzystających z rządowego systemu subsydiowania pensji, którzy zostali wysłani na urlopy, jest w statystykach liczonych jako pracujący. Jak wskazują ekonomiści, prawdziwy obraz sytuacji będzie widoczny dopiero, gdy ten system wygaśnie z końcem października.

Tym niemniej kilka innych wskaźników świadczy o negatywnym wpływie epidemii na rynek pracy. "Spowolnienie w gospodarce wyraźnie obecnie uderza w rynek pracy, zwłaszcza pod względem liczby przepracowanych godzin" - powiedział Jonathan Athow, zastępca głównego statystyka ONS.

W ciągu trzech miesięcy całkowita liczba przepracowanych godzin w Wielkiej Brytanii wyniosła 959,9 mln, co stanowi spadek o 94,2 mln godzin - czyli o 8,9 proc. - w porównaniu z analogicznym okresem 2019 roku i jest to największy taki spadek od kiedy prowadzone są statystyki.

Liczba osób występujących o zasiłki związane z pracą (głównie chodzi o bezrobotnych, ale też o uprawnione osoby uzyskujące niskie dochody lub pracujące w niepełnym wymiarze czasu) sięgnęła w maju 2,8 mln, co oznacza wzrost o 23,3 proc. w porównaniu z kwietniem i o 125,9 proc. w porównaniu z marcem.

W rekordowym stopniu zmniejszyła się także liczba wolnych etatów. W okresie od marca do maja było ich 476 tys., czyli o 342 tys. mniej niż w ciągu poprzednich trzech miesięcy. To największy kwartalny spadek od 2001 roku, gdy zaczęto prowadzić porównywalne statystyki.

Pogarszająca się sytuacja na rynku pracy ma odzwierciedlenie w płacach. W okresie trzech miesięcy do kwietnia włącznie nominalna płaca wzrosła o 1 proc. w porównaniu z analogicznym okresem 2019 roku, ale realna płaca - uwzględniając inflację i czynniki sezonowe - spadła o 0,4 proc. To pierwszy przypadek spadku realnej płacy od stycznia 2018 roku.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Obraz Michal Jarmoluk z Pixabay

Z powodu epidemii koronawirusa w kwietniu PKB spadł o rekordowe 20,4 proc.

Brytyjski PKB skurczył się w kwietniu - w pierwszym pełnym miesiącu obowiązywania restrykcji z powodu koronawirusa - o rekordowe 20,4 proc. w stosunku do marca, podał w piątek urząd statystyczny ONS.

Spadek PKB jest trzy razy większy niż ten, który miał miejsce przez cały okres spowolnienia gospodarczego w latach 2008-2009. Ale analitycy podkreślają, że kwiecień będzie najgorszym miesiącem, ponieważ w maju rząd zaczął łagodzić ograniczenia.

ONS opublikował również dane za trzy miesiące od lutego do kwietnia, które pokazują spadek PKB o 10,4 PKB w porównaniu do poprzedniego trzymiesięcznego okresu.

"Kwietniowy spadek PKB jest największym, jaki kiedykolwiek widziała Wielka Brytania, ponad trzykrotnie większym niż w ubiegłym miesiącu i prawie 20-krotnie większym niż najostrzejszy spadek przed Covid-19. W kwietniu gospodarka była o około 25 proc. mniejsza niż w lutym" - powiedział Jonathan Athow, zastępca głównego statystyka w ONS.

Jak dodał, spadki zanotowały praktycznie wszystkie sektory gospodarki. ONS podał, że aktywność sektora usług, najważniejszego dla brytyjskiej gospodarki zmniejszyła się o 19 proc., produkcja przemysłowa - o 20,3 proc., zaś aktywność sektora budownictwa - o 40,1 proc. W każdym z tych przypadków są to największe spadki od kiedy prowadzone są statystyki.

Ale Athow podkreślił, że Wielka Brytania zapewne już osiągnęła najniższy punkt i w następnych miesiącach będzie lepiej. "Jest bardzo prawdopodobne, że kwiecień będzie najniższym punktem. Nasze własne badania i inne wskaźniki sugerują wzrost aktywności gospodarczej, ale myślę, że jest jeszcze za wcześnie, by wiedzieć, jak szybko aktywność gospodarcza odbije się w nadchodzących miesiącach" - mówił Athow w stacji BBC.

Minister finansów Rishi Sunak, komentując te dane, powiedział: "Podobnie jak wiele innych gospodarek na całym świecie, koronawirus ma poważny wpływ na naszą gospodarkę".

"Pomoc, którą zapewniliśmy dzięki naszemu programowi subsydiowania pensji urlopowanych pracowników, dotacjom, pożyczkom i obniżkom podatków, ochroniły tysiące przedsiębiorstw i miliony miejsc pracy, co daje nam najlepszą szansę na szybkie ożywienie gospodarcze po ponownym otwarciu" - podkreślił.

Dodał, że po ponownym otwarciu sklepów życie "wróci trochę do normy". W Anglii ma to nastąpić w poniedziałek, natomiast sklepy w Irlandii Północnej już otrzymały zgodę na wznowienie działalności. Szkocja i Walia mają swoje własne harmonogramy znoszenia ograniczeń.

Podczas światowego kryzysu finansowego, od szczytu w lutym 2008 r. do najniższego punktu w marcu 2009 r., czyli łącznie 13 miesięcy, brytyjski PKB skurczył się o 6,9 proc.

Kwietniowy spadek jest więc trzykrotnie większy, przy czym są to dane tylko za jeden miesiąc, a brytyjska gospodarka kurczyła się już przed kwietniem. W pierwszych trzech miesiącach 2020 r. skurczyła się o 2 proc., co było efektem zaledwie pierwszych kilku obowiązywania restrykcji z powodu koronawirusa.

Ekonomiści spodziewają się, że w całym drugim kwartale - od kwietnia do czerwca - spadek PKB będzie jeszcze większy niż w pierwszym, co będzie oznaczało wejście kraju w recesję.

Według opublikowanych w środę prognoz OECD, brytyjska gospodarka skurczy się w tym roku o 11,5 proc., co będzie największym spadkiem ze wszystkich wysoko rozwiniętych gospodarek.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Obraz Jon Kline z Pixabay 

Bank Anglii gotowy do podjęcia działań w celu wsparcia gospodarki

Gubernator Banku Anglii Andrew Bailey zapowiedział w piątek po południu, że będzie "gotowy do podjęcia działań", aby pomóc gospodarce Wielkiej Brytanii przetrwać kryzys wywołany koronawirusem.

Odniósł się w ten sposób do danych urzędu statystycznego ONS, które pokazały, że w kwietniu - pierwszym pełnym miesiącu ograniczeń wprowadzonych z powodu epidemii - brytyjski PKB skurczył się w stosunku do poprzedniego miesiąca o 20,4 proc. To zdecydowanie największy miesięczny spadek od kiedy prowadzone są statystyki.

"Nadal jesteśmy w samym środku tego kryzysu. Oczywiście jest to dramatyczna i duża liczba, ale w rzeczywistości nie jest to liczba zaskakująca" - powiedział Bailey, wyjaśniając, iż te dane są "w dużej mierze zgodne" z tym, czego bank się spodziewał.

Bailey powiedział, że są "oznaki, iż gospodarka zaczyna teraz wracać do życia", ale pytaniem pozostaje, jak wiele długoterminowych szkód pandemia spowoduje.

"To jest rzecz, na której musimy się bardzo skoncentrować, bo właśnie przez to tracone są miejsca pracy" - powiedział. "Teraz mamy nadzieję, że (szkody) będą tak małe jak to możliwe, ale musimy być przygotowani i gotowi do podjęcia działań, nie tylko Bank Anglii, ale szerzej, aby zniwelować te długoterminowe i szkodliwe skutki" - mówił.

Od początku epidemii koronawirusa Bank Anglii już dwukrotnie obniżył stopy procentowe - z 0,75 do najniższego w historii poziomu 0,1 proc., co powoduje, że możliwości wspomożenia gospodarki zostały w dużej mierze ograniczone. Najbliższe posiedzenie Komitetu Polityki Monetarnej (MPC) odbędzie się 18 czerwca, ale według powszechnej opinii analityków nie należy się spodziewać dalszego ich obniżania.

Analitycy spodziewają się natomiast, że Bank Anglii użyje drugiego instrumentu jaki ma do dyspozycji, czyli zwiększy wartość dokonywanego przez bank skupu aktywów na rynku, co zresztą już raz po wybuchu epidemii też zostało zrobione. Według oczekiwań rynku ta wartość wzrośnie z 645 mld funtów do 725 mld.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Wielka Brytania i UE zintensyfikują w lipcu negocjacje w sprawie umowy handlowej

Wielka Brytania uzgodniła z Unią Europejską zintensyfikowanie w lipcu harmonogramu negocjacji w sprawie przyszłych relacji handlowych po zakończeniu okresu przejściowego po brexicie - poinformował w czwartek brytyjski rząd.

"Ten nowy proces będzie obejmował połączenie formalnych rund negocjacyjnych i spotkań mniejszych grup, zarówno w Londynie, jak i w Brukseli, przy założeniu, że umożliwią to wytyczne dotyczące zdrowia publicznego" - napisano w wydanym oświadczeniu.

Rozmowy będą odbywały się co tydzień między tygodniami rozpoczynającymi się 29 czerwca a 27 lipca.

Równocześnie poinformowano, że brytyjski premier Boris Johnson odbędzie w poniedziałek rozmowy - w formie wideokonferencji - z przewodniczącą Komisji Europejskiej Ursulą von der Leyen, przewodniczącym Rady Europejskiej Charlesem Michelem i szefem Parlamentu Europejskiego Davidem Sassolim, aby dać nowy impuls w negocjacjach.

W zeszłym tygodniu, po czwartej i ostatniej jak dotychczas rundzie negocjacyjnej, zarówno główny brytyjski negocjator David Frost, jak i unijny - Michel Barnier mówili o bardzo niewielkim postępie w negocjacjach.

Wielka Brytania formalnie opuściła Unię Europejską 31 stycznia tego roku, ale w jej stosunkach z Brukselą na razie niewiele się zmieniło ze względu na trwający do końca 2020 r. okres przejściowy. Przed jego upływem powinno zostać zawarte nowe porozumienie handlowe, gdyż w przeciwnym razie od stycznia 2021 r. relacje opierałyby się na ogólnych zasadach Światowej Organizacji Handlu, czyli możliwe byłyby cła i inne bariery. Brytyjski rząd cały czas wyklucza możliwość zwrócenia się z prośbą o przedłużenie okresu przejściowego.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

8,9 mln pracowników objętych rządowym systemem dotowania pensji

Ok. 8,9 mln pracowników, czyli więcej niż jedna czwarta brytyjskiej siły roboczej, jest obecnie objętych rządowym systemem subsydiowania pensji, a jego dotychczasowe koszty sięgnęły 19,6 mld funtów - poinformowało we wtorek brytyjskie ministerstwo finansów.

Program, który ma na celu złagodzenia gospodarczych skutków epidemii koronawirusa, pozwala pracodawcom otrzymać zwrot 80 proc. wynagrodzenia pracowników - do kwoty 2500 funtów miesięcznie - jeśli mimo spadku przychodów firmy nie zostaną oni zwolnieni, lecz wysłani na urlopy.

W podobnym programie dla osób pracujących na własny rachunek złożono dotychczas 2,6 mln wniosków o wartości 7,5 mld funtów. Różni się on tym, że jest to dotacja wypłacana w jednej racie obejmującej trzy miesiące. Jej wysokość to 80 proc. średniego przychodu z trzech ostatnich miesięcy przed epidemią. Osoby prowadzące działalność na własny rachunek mogą nadal, do 13 lipca, mogą się ubiegać się o pierwszą dotację z tego funduszu. Przyjmowanie wniosków o drugą dotację rozpocznie się w sierpniu.

Najnowsze dane ministerstwa finansów dla obu systemów obejmują wszystkie wnioski złożone do północy 7 czerwca.

Program subsydiowania pensji urlopowanych pracowników początkowo miał obejmować trzy miesiące - marzec, kwiecień i maj, ale został dwukrotnie przedłużony i będzie funkcjonował do końca października.

Jednak będą stopniowo wprowadzane zmiany w systemie. Od lipca firmy korzystające z programu będą mogły zatrudniać pracowników w niepełnym wymiarze godzin. Nawet jeśli tego nie zrobią, rząd będzie nadal wypłacał 80 proc. wynagrodzenia pracowników w lipcu.

Od sierpnia pracodawcy będą musieli płacić składki socjalne i emerytalne pracowników, we wrześniu z budżetu państwa będzie zwracane 70 proc. pensji, a we wrześniu - 60 proc., zaś pracodawcy będą musieli uzupełnić pozostałą cześć, tak, by pracownicy nadal otrzymywali 80 proc. wynagrodzenia sprzed epidemii.

Według wyliczeń niezależnego od rządu Biura Odpowiedzialności Budżetowej (OBR), koszt rządowych działań podjętych w odpowiedzi na epidemię koronawirusa ma wynieść 123,2 mld funtów. OBR spodziewa się, że w bieżącym roku finansowym deficyt budżetowy kraju wzrośnie do 15,2 proc. brytyjskiego PKB, co będzie najwyższym poziomem od 22,1 proc. odnotowanych pod koniec II wojny światowej.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

KE zaczyna drugą fazę konsultacji ws. płacy minimalnej w UE

KE rozpoczęła w środę drugą fazę konsultacji ze związkami zawodowymi i organizacjami pracodawców ws. płacy minimalnej, którą mieliby zostać objęci wszyscy pracownicy w UE. W ciągu kilku miesięcy zapadnie decyzja, czy w tej sprawie będą rekomendacje czy dyrektywa.

Temat ten był dyskutowany na środowym posiedzeniu kolegium komisarzy UE. Na przełomie stycznia i lutego Komisja przeprowadziła pierwszy etap konsultacji, jednak cieszył się on ograniczonym zainteresowaniem. Uwagi zgłosiło 23 partnerów społecznych z całej UE.

"Na podstawie otrzymanych odpowiedzi KE zdecydowała, że wymagane jest podjęcie działania na poziomie europejskim" - powiedział na środowej konferencji prasowej w Brukseli rzecznik KE Eric Mamer.

Temat płacy minimalnej pojawił się jeszcze w poprzedniej Komisji, którą kierował Jean-Claude Juncker, jednak sprawa nie wyszła poza dyskusje. Nowa przewodnicząca KE Ursula von der Leyen przejęła ten pomysł i wzięła go na sztandary starając się w ubiegłym roku o poparcie swojej kandydatury w Parlamencie Europejskim.

Ostatnie wydarzenia związane z kryzysem wywołanym przez pandemię koronawirusa - słychać w Brukseli - jeszcze bardziej zwiększyły potrzebę działań UE, by ograniczyć rosnące nierówności płac i ubóstwo pracujących.

Komisja zastrzega, że jej celem nie jest ustanowienie jednolitej europejskiej płacy minimalnej, co, biorąc pod uwagę różnice w rozwoju poszczególnych państw i zarobki w nich, byłoby trudne. Nie chodzi też o zharmonizowanie systemów ustalania takiej płacy.

W dokumencie, który jest podstawą drugiego etapu konsultacji, określono możliwe warianty działania UE, by zapewnić, aby płace minimalne były ustalane na odpowiednich poziomach i chroniły wszystkich pracowników. Na razie nie ma jeszcze rozstrzygnięć, ale z zapowiedzi KE wynika, że chce ona postawić na dobrze funkcjonujący system negocjacji zbiorowych dotyczący ustalania płac.

W Polsce o wysokości płacy minimalnej dyskutuje się w ramach komisji trójstronnej z udziałem przedstawicieli rządu, związków zawodowych i pracodawców. W niektórych krajach członkowskich płace ustala się jednak nie dla całej gospodarki, ale sektorowo, podczas gdy w innych w ogóle nie ma takich rozwiązań.

Dlatego urzędnicy z Brukseli wskazują, że krajowe ramy prawne powinny umożliwiać ustanowienie i regularne aktualizowanie ustawowej płacy minimalnej według jasnych i stabilnych kryteriów. Plan KE zakłada też, że partnerzy społeczni będą mieli rzeczywisty udział w procesie ustalania takiej płacy, a różnice w jej poziomach i odstępstwa będą wyeliminowane lub ograniczone.

"Co szósty pracownik w UE zalicza się do nisko uposażonych, a większość z nich stanowią kobiety. To te osoby podtrzymywały nasze społeczeństwa i gospodarki, kiedy wszystko inne musiało się zatrzymać. Paradoksalnie jednak to właśnie w tych pracowników kryzys uderzy najmocniej. Działania na rzecz inicjatywy w sprawie płac minimalnych w UE to istotny element naszej strategii odbudowy. Każdy zasługuje na godziwy poziom życia" - podkreślił w oświadczeniu unijny komisarz do spraw miejsc pracy i praw socjalnych Nicolas Schmit.

Po konsultacjach, które będą prowadzone do 4 września, Komisja ma rozstrzygnąć, za pomocą jakich środków chce zająć się tym tematem. Rozważana jest dyrektywa, którą wdrożyć musiałyby wszystkie państwa członkowskie, albo zalecenie przyjmowane przez Radę UE. Bruksela zapewnia, że niezależnie od tego, na co się zdecyduje, jej propozycja będzie odzwierciedlała krajowe uwarunkowania, układy zbiorowe lub przepisy prawne.

Z Brukseli Krzysztof Strzępka (PAP)

Obraz joffi z Pixabay 

Media: szef Banku Anglii zalecił bankom przygotowania do braku umowy z UE

Gubernator Banku Anglii (BoE) Andrew Bailey powiedział szefom największych brytyjskich banków, by w obliczu impasu w rozmowach między Londynem a Brukselą zintensyfikowali przygotowania do braku porozumienia - podała w środę stacja Sky News.

Według stacji, słowa te padły podczas wtorkowej wideokonferencji, w której uczestniczyli m.in. prezesi Barclays, HSBC, Lloyds Banking Group i Royal Bank of Scotland, czyli tzw. wielkiej czwórki brytyjskiego sektora bankowego. Jak twierdzi źródło Sky News, rozmowy z Unią Europejską były głównym tematem dyskusji.

Jak komentuje Sky News, uwagi Baileya podczas rozmowy z szefami banków sugerują, że w Banku Anglii nastąpiła zmiana założeń co do wyniku trwających rozmów między Wielką Brytanią a Unią Europejską. Przypomina też, że zalecenie to pojawiło się w momencie, gdy największe brytyjskie banki zmagają się z gospodarczymi efektami pandemii koronawirusa.

W tym tygodniu rozpoczęła się – zaplanowana do piątku - ostatnia runda negocjacji przed upływem przypadającego na koniec czerwca terminu, w którym ma się wyjaśnić ich ciąg dalszy, jeśli Wielka Brytania miałaby zwrócić się o przedłużenie okresu przejściowego poza 2020 r., choć brytyjski premier Boris Johnson wielokrotnie wykluczał taką możliwość. Zapowiadał natomiast, że jeśli do końca czerwca nie będzie postępu w negocjacjach, Wielka Brytania może je zerwać, aby skupić się na przygotowaniach do zakończenia okresu przejściowego bez umowy.

Biuro brytyjskiego premiera poinformowało na początku tygodnia, że Johnson przed końcem miesiąca prawdopodobnie przeprowadzi osobiste rozmowy z przewodniczącą Komisji Europejskiej Ursulą von der Leyen.

Zakończenie bez porozumienia handlowego trwającego 11 miesięcy okresu przejściowego po brexicie oznaczałoby, że obie strony będą handlować zgodnie z zasadami Światowej Organizacji Handlu (WTO), czyli możliwe będą cła i inne bariery, a to będzie miało wpływ na klientów korporacyjnych banków ze wszystkich głównych sektorów gospodarki.

W swoim przesłuchaniu przez posłów przed nominacją Bailey mówił, że brak porozumienia zwiększy bariery handlowe w stosunku do kompleksowej umowy o wolnym handlu, a brak środków łagodzących "może uczynić handel bardziej kosztownym lub trudniejszym w stosunku do kompleksowej umowy o wolnym handlu, co zmniejszy obroty handlowe i bezpośrednie inwestycje zagraniczne".

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Image

Świetna aplikacja! Pobierz!

Image
Image

Jesteś świadkiem ciekawych wydarzeń?

Zarejestruj się i podziel się swoją historią

Autorzy 

Zostań autorem
Image
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo

Korzystając z naszej strony, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie przez nas plików cookies - Polityka prywatności. Zaktualizowaliśmy naszą politykę przetwarzania danych osobowych - RODO. Więcej dowiesz się TUTAJ.