Hide
BĄDŹ NA BIEŻĄCO!
Follow on Facebook
Facebook
Show
Wed, Mar 27, 2024

Archiwum

All Stories

Przywrócono kwarantannę dla przyjazdów z Francji, Holandii i Malty

Od soboty rano wszyscy przyjeżdżający z Francji, Holandii oraz Malty muszą przejść w Wielkiej Brytanii obowiązkową 14-dniową kwarantannę - ogłosił w czwartek późnym wieczorem brytyjski minister transportu Grant Shapps.

Obowiązkiem kwarantanny, który wchodzi w życie o 4 rano w sobotę, objęci będą ponadto przyjeżdżający z Monako, brytyjskiego terytorium zależnego Turks i Caicos oraz Aruby, leżącej na Karaibach części Królestwa Niderlandów.

"Dziś wieczorem ogłaszamy, że zostanie wprowadzona kwarantanna dla przyjazdów z kilku miejsc, w tym z Francji i Holandii. Ponieważ tak ciężko pracowaliśmy, aby sprowadzić w dół liczbę przypadków, nie możemy sobie pozwolić na ponowny ich import z innych miejsc" - oświadczył Shapps.

Informacja ta została podana zaledwie kilka godzin po tym, jak brytyjski premier Boris Johnson oświadczył, że będzie "absolutnie bezwzględny" przy podejmowaniu decyzji o wprowadzaniu kwarantanny dla przyjazdów z państw, gdzie szybko rośnie liczba zakażeń.

"Musimy być absolutnie bezwzględni w tej kwestii, nawet wobec naszych najbliższych i najdroższych przyjaciół i partnerów. Myślę, że wszyscy to rozumieją. Przyjrzymy się danym dziś po południu, sprawdzając, dokąd zmierza Francja i inne kraje" - mówił Johnson.

We środę władze francuskie poinformowały o wykryciu w ciągu minionej doby 2524 nowych zakażeń, co jest najwyższą liczbą od czasu złagodzenia w tym kraju wprowadzonych restrykcji. To oznacza wzrost ich liczby w ciągu tygodnia o 66 proc. W przypadku Holandii liczba zakażeń zwiększyła się o 52 proc., a na Malcie - o 105 proc.

Francja jest dla Brytyjczyków drugim najpopularniejszym kierunkiem wyjazdów zagranicznych - po Hiszpanii. W zeszłym roku odwiedziło ją 10,35 mln obywateli brytyjskich. Jednocześnie ministerstwo spraw zagranicznych zaleciło, aby powstrzymać się od wszelkich wyjazdów do tego kraju, o ile nie są one absolutnie konieczne.

Ogłoszona na początku lipca lista państw i terytoriów, z których przyjazd do Wielkiej Brytanii nie łączy się z obowiązkiem kwarantanny, liczyła początkowo 73 pozycje, z czego 14 to brytyjskie terytoria zamorskie. Jeszcze przed wejściem w życie listy została z niej zdjęta Serbia, a później Hiszpania, Luksemburg, Belgia, Andora i Bahamy, zaś dopisano do niej Malezję i Brunei.

Za nieprzestrzeganie kwarantanny grozi w Anglii, Walii i Irlandii Północnej kara w wysokości 1000 funtów, a w Szkocji - 480.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Przywrócono kwarantannę dla przyjazdów z Francji, Holandii i Malty

Rozpoczęto testy brytyjskiej aplikacji monitorującej epidemię koronawirusa

Mieszkańcy Wyspy Wight oraz podlondyńskiej gminy Newham od dziś mogą korzystać z opracowanej przy udziale Google'a i Apple'a aplikacji służącej do monitorowania rozprzestrzeniania się koronawirusa, która ma pomóc w opanowaniu epidemii - podaje w czwartek BBC.

Oprócz mieszkańców Newham i Wyspy Wight w testach aplikacji do monitorowania rozprzestrzeniania się wirusa powodujacego chorobę COVID-19 bierze też udział grupa ochotników z innych regionów kraju, którzy odpowiedzieli na apel wystosowany w tej sprawie przez brytyjską służbę zdrowia - NHS.

Brytyjska aplikacja działa na tej samej zasadzie, co analogiczne rozwiązania przygotowane przez wiele innych państw w oparciu o system udostępniony przez koncerny Apple i Google. Właściciel wyposażonego w program smartfona ma otrzymać ostrzeżenie w wypadku spotkania innego użytkownika aplikacji zarażonego koronawirusem. Alert zostanie wysłany po spędzeniu co najmniej 15 minut w odległości 2 metrów lub mniejszej od nosiciela wirusa. W takiej sytuacji użytkownik zostanie poproszony o samoizolację przez okres 14 dni. Podstawą działania aplikacji jest łączność Bluetooth.

Brytyjskie władze uzasadniają przeprowadzenie testów aplikacji na ograniczonej grupie użytkowników koniecznością upewnienia się co do tego, czy program nie będzie generował istotnej liczby fałszywych alertów, co prowadziłoby do nieuzasadnionego wysyłania na kwarantannę zbyt wielu osób. Tak działo się w ostatnich tygodniach m.in.. w Izraelu. Kraj ten korzysta jednak z zupełnie innej technologii.

Poza systemem ostrzegającym o spotkaniu osoby zarażonej brytyjska aplikacja jest wyposażona w kilka innych funkcji, takich jak: alert o istnieniu ogniska koronawirusa w pobliżu miejsca zamieszkania, oparta na skanowaniu kodów QR przypisanych do odwiedzanych miejsc funkcja informująca o tym, czy były one odwiedzane przez osoby zarażone, a także narzędzie umożliwiającą diagnozowanie symptomów COVID-19, zamówienie bezpłatnego testu, a następnie otrzymanie jego wyniku za pośrednictwem aplikacji.

Narzędzie na razie dostępne jest w pięciu językach. W planach są kolejne. (PAP)

Obraz free stock photos from www.picjumbo.com z Pixabay 

Rozpoczęto testy brytyjskiej aplikacji monitorującej epidemię koronawirusa

Epidemia zwiększa poparcie Szkotów dla niepodległości

Większość Szkotów popiera obecnie oderwanie kraju od Zjednoczonego Królestwa, a rządząca Szkocka Partia Narodowa (SNP) ma w przyszłorocznych wyborach do regionalnego parlamentu szansę na największe zwycięstwo w historii - wynika z sondażu opublikowanego w środę.

Pomijając niezdecydowanych i tych, którzy nie zamierzają głosować, za niepodległością Szkocji opowiedziało się 53 proc. ankietowanych przez ośrodek YouGov, zaś przeciw - 47 proc. Oznacza to wzrost różnicy na korzyść zwolenników secesji o 4 punkty proc. w stosunku do sondażu ze stycznia (wtedy było to 51:49), a zarazem najwyższą ich przewagę w historii badań YouGov.

SNP przekonuje, że jeśli wygra przyszłoroczne wybory do szkockiego parlamentu, będzie miała mandat, by domagać się od rządu w Londynie zgody na nowe referendum niepodległościowe. Według sondażu, na SNP zamierza głosować 57 proc. ankietowanych, co zwiększyłoby jej stan posiadania z 63 mandatów, które zdobyła w 2016 r. do 74. To nie tylko dałoby jej bezwzględną większość, której obecnie nie ma, ale też największą liczbę mandatów, jaką kiedykolwiek zdobyła.

Wzrost poparcia dla SNP i niepodległości wynika z faktu, iż w opinii Szkotów ich rząd krajowy zdecydowanie lepiej radzi sobie z epidemią koronawirusa niż brytyjski. Aż 72 proc. ankietowanych uważa, że szefowa szkockiego rządu Nicola Sturgeon dobrze sobie radzi na tym stanowisku, podczas gdy przeciwnego zdania jest 22 proc. Ruth Davidson, liderka szkockiej gałęzi Partii Konserwatywnej, która jest główną siłą opozycji w szkockim parlamencie, zyskała 43 proc. ocen pozytywnych i 28 proc. negatywnych, zaś działania brytyjskiego premiera Borisa Johnsona dobrze ocenia zaledwie 20 proc. pytanych przez YouGov, zaś źle - 74 proc.

Ponadto 52 proc. Szkotów uważa, że ich kraj zmierza we właściwym kierunku, co stanowi wzrost o 20 punktów proc. w stosunku do odpowiedzi na takie samo pytanie przed rokiem.

W Szkocji wskaźnik dotychczasowych zgonów z powodu Covid-19 w przeliczeniu na 100 tys. mieszkańców wynosi 45,6, zaś w Anglii - 74,7. Przy czym w Szkocji od 16 lipca nie zanotowano żadnego nowego zgonu.

W referendum niepodległościowym, które odbyło się jesienią 2014 r., zwolennicy pozostawienia Szkocji w składzie Zjednoczonego Królestwa wygrali stosunkiem głosów 55:45. Boris Johnson nie chce się zgodzić na nowe szkockie referendum, argumentując, że będzie ono możliwe, gdy pojawi się nowe pokolenie, bo obecne już się w tej sprawie wypowiedziało.

Badanie YouGov przeprowadzono w dniach 6-10 sierpnia na reprezentatywnej próbie 1142 dorosłych mieszkańców Szkocji.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

 

 

foto : twitter / rosscolquhourn

Epidemia zwiększa poparcie Szkotów dla niepodległości

Policja zyskała większe uprawnienia do zatrzymywania domniemanych szpiegów

Brytyjska policja otrzymała w czwartek dodatkowe uprawnienia w zakresie przesłuchiwania, przeszukiwania i zatrzymywania na granicach osób podejrzanych o szpiegostwo lub inne działania na rzecz wrogich państw.

Rozszerzenie tych kompetencji jest pokłosiem przeprowadzonej w 2018 r. w Salisbury próby zabójstwa byłego rosyjskiego agenta Siergieja Skripala oraz jego córki, do czego użyto broni chemicznej. Wielka Brytania wskazała z nazwiska dwóch rosyjskich agentów wywiadu wojskowego jako głównych podejrzanych w tej sprawie, co doprowadziło do największej fali wydaleń rosyjskich dyplomatów i szpiegów na Zachodzie od czasów zimnej wojny. Rosja zaprzecza, by miała cokolwiek wspólnego z próbą zabójstwa Skripala.

W odpowiedzi na tamto wydarzenie brytyjski parlament przyjął w zeszłym roku ustawę o zwalczaniu terroryzmu i bezpieczeństwie granic, która jest podstawą prawną dla wchodzących obecnie w życie uprawnień.

Umożliwią one specjalnie przeszkolonym policjantom, działającym zgodnie z określonymi procedurami, zatrzymanie, przesłuchanie, a w razie potrzeby zatrzymanie w areszcie i przeszukanie osób przekraczających brytyjskie granice, po to, by ustalić, czy są one zaangażowane w działalność na rzecz wrogich państw.

"Zagrożenie dla Wielkiej Brytanii ze strony działań wrogich państw rośnie i ciągle się zmienia. Te nowe uprawnienia stanowią bardzo wyraźny sygnał dla zaangażowanych w to osób, że rząd ten nie toleruje działań przeciwko interesom brytyjskim. Ale jestem przekonana, że trzeba zrobić więcej i opracowujemy nowe przepisy, aby uaktualnić nasze prawa i stworzyć nowe, które pozwolą wyprzedzić to zagrożenie" - oświadczyła minister spraw wewnętrznych Priti Patel.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Policja zyskała większe uprawnienia do zatrzymywania domniemanych szpiegów

Trzy osoby zginęły wskutek wykolejenia się pociągu w Szkocji

Trzy osoby, w tym maszynista, zginęły, a sześć zostało rannych wskutek wykolejenia się w środę rano pociągu osobowego w północno-wschodniej Szkocji. Przyczyną wypadku były prawdopodobnie zwały ziemi zalegające na torach po ulewnych deszczach.

Wypadek miał miejsce w pobliżu miejscowości Stonehaven, która znajduje się ok. 15 km na południe od Aberdeen. Jak wynika z relacji mediów, pociąg szkockiego przewoźnika ScotRail, który rano wyjechał z Aberdeen do Glasgow, po drodze natknął się na torach na zwały ziemi zalegające tam wskutek ulewnych deszczy padających przez całą noc oraz w środę rano.

Ponieważ pociąg - składający się z dwóch lokomotyw i czterech wagonów - nie mógł przejechać, zaczął wracać, aby zmienić trasę, ale tam trafił na kolejne zwały osuniętej ziemi, po wjechaniu na które trzy z czterech wagonów składu oraz jedna z lokomotyw się wykoleiły. Wagony zsunęły się z nasypu, przy czym jeden, jak wygląda ze zdjęć, przetoczył się do góry kołami. Gęsty dym widoczny na nagraniach wideo sugeruje, że część pociągu się zapaliła.

Pociągiem jechało 12 osób - sześciu członków załogi i sześcioro pasażerów. Na miejsce wypadku przyjechało około 30 pojazdów - karetek pogotowia, policji i straży pożarnej, a także przyleciało kilka helikopterów ratunkowych. Akcję ratunkową utrudniało jednak to, że do wypadku doszło na odludnych, trudno dostępnych terenach.

Jak potwierdziły późnym popołudniem ekipy ratunkowe i szkockie władze, w wypadku zginęły trzy osoby, w tym maszynista. Nie wiadomo na razie, czy pozostałe dwie ofiary śmiertelne były członkami załogi, czy pasażerami. Natomiast podano, że stan sześciorga rannych, których zabrano do szpitali, nie jest zagrażający życiu.

Według wstępnych ocen, przyczyną wykolejenia się pociągu były fatalne warunki atmosferyczne, tym niemniej kwestią, która będzie wymagała dokładnego wyjaśnienia jest bardzo długi czas, jaki upłynął między wypadkiem a przekazaniem informacji o nim służbom ratunkowym - pociąg odjechał ze stacji Stonehaven o godz. 6.53 rano, a informację o wykolejeniu się pociągu kilka kilometrów dalej policja otrzymała dopiero o godz. 9.40.

Wyrazy współczucia dla rodzin ofiar oraz podziękowania dla ekip ratunkowych złożyli szefowa szkockiego rządu Nicola Sturgeon oraz premier Wielkiej Brytanii Boris Johnson. W czwartek na miejsce wypadku przyjedzie brytyjski minister transportu Grant Shapps.

Wykolejenia się pociągów z ofiarami śmiertelnymi zdarzają się w Wielkiej Brytanii dość rzadko - ostatni taki przypadek miał miejsce w lutym 2007 roku w pobliżu miejscowości Grayrigg w Cumbrii w północno-zachodniej Anglii. Zginęła wówczas jedna osoba, poważniej rannych zostało 30 ludzi, a 58 odniosło drobne obrażenia.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Trzy osoby zginęły wskutek wykolejenia się pociągu w Szkocji

W wypadku kolejowym w Szkocji zginął maszynista, może być druga ofiara

Ofiarą śmiertelną wykolejenia się pociągu w północno-wschodniej Szkocji jest prawdopodobnie jego maszynista, ale istnieją obawy, że zginęła jeszcze jedna osoba - podał w środę dziennik "Scotsman", powołując się na źródła kolejowe.

Do wypadku doszło w środę rano w pobliżu miejscowości Stonehaven, która znajduje się ok. 15 km na południe od Aberdeen. Według wstępnych relacji mediów, pociąg przewoźnika ScotRail, który jechał z Aberdeen do Glasgow, wpadł na zwały ziemi, zalegające na torach w wyniku ulewnych deszczy, wskutek czego wykoleiły się trzy z czterech jego wagonów.

Na razie oficjalnie nie podano informacji o ofiarach śmiertelnych. Szefowa szkockiego rządu Nicola Sturgeon powiedziała, że jest kilka osób poważnie rannych.

"Ze smutkiem dowiaduję się o bardzo poważnym wydarzeniu w Aberdeenshire, a moje myśli są z wszystkimi dotkniętymi nim osobami. Moje podziękowania dla służb ratunkowych na miejscu zdarzenia" - napisał na Twitterze brytyjski premier Boris Johnson. (PAP)

 

foto : twitter / JamesHesp

W wypadku kolejowym w Szkocji zginął maszynista, może być druga ofiara

Szef MSZ wyraża zaniepokojenie próbą otrucia Nawalnego

Szef brytyjskiej dyplomacji Dominic Raab napisał w czwartek na Twitterze, że jest bardzo zaniepokojony doniesieniami o próbie otrucia Aleksieja Nawalnego, jednego z przywódców opozycji antykremlowskiej. "Jestem myślami z nim i jego rodziną" - dodał minister.

"Bardzo zaniepokoiły mnie doniesienia (...), że Nawalny został zatruty podczas lotu do Moskwy i znajduje się w śpiączce na oddziale intensywnej terapii" - oznajmił Raab.

Nawalny został hospitalizowany w Omsku - poinformowała wcześniej w czwartek jego rzeczniczka Kira Jarmysz. Wyraziła przypuszczenie, że Nawalny zatruł się substancją dodaną mu do herbaty.

Lekarz Jarosław Aszychmin, który od kilku lat zajmuje się zdrowiem Nawalnego ocenia, że opozycjonistę należy przewieźć do lecznicy za granicą ze szpitala w Omsku, gdzie jest on na oddziale reanimacji, gdyż łatwiej byłoby ustalić przyczynę choroby.

Około rok temu Nawalny trafił do szpitala w Moskwie z objawami ostrej reakcji alergicznej. Przewieziono go wówczas do szpitala z aresztu, gdzie odbywał karę administracyjną. Wówczas polityk nie wykluczał, że został zatruty.

44-letni Nawalny jest prawnikiem i działaczem opozycji, autorem popularnego w Rosji bloga. Założona przez niego Fundacja Walki z Korupcją regularnie publikuje materiały śledcze na temat nadużyć korupcyjnych w najwyższych kręgach rosyjskich władz. (PAP)

fit/ ap/

 

foto : rodzina oczekująca na informacje w szpitalu twitter / Kira_Yarmysh

Szef MSZ wyraża zaniepokojenie próbą otrucia Nawalnego

Już ponad 10,5 mln razy skorzystano z rabatów na jedzenie poza domem

Ponad 10,5 mln razy skorzystano w pierwszym tygodniu z dofinansowanych przez brytyjski rząd zniżek na jedzenie poza domem w ramach akcji, która ma pomóc sektorowi gastronomicznemu wyjść z kryzysu spowodowanego epidemią, podało we wtorek ministerstwo finansów.

Podczas trwającej przez cały sierpień akcji "Eat Out to Help Out" klienci restauracji, kawiarni, barów, pubów i stołówek, które się zgłosiły do programu, mają w poniedziałki, wtorki i środy zniżki na jedzenie do 50 proc., a koszt pozostałej części pokrywany jest z budżetu państwa. Maksymalna wartość rabatu to 10 funtów na osobę.

Jak poinformowało ministerstwo finansów, do końca zeszłego tygodnia lokale uczestniczące w programie zgłosiły 10 540 394 wnioski o zwrot udzielonego rabatu, a jego średnia wartość to niespełna 5 funtów, co oznacza, że dotychczasowy koszt programu to ok. 50 mln funtów. Zgłosiło się do niego do tej pory 83 068 lokali gastronomicznych, a na dofinasowanie rabatów ministerstwo przeznaczyło 500 milionów funtów.

W sektorze gastronomicznym w Wielkiej Brytanii zatrudnionych jest 1,8 mln osób. Jak wynika z rządowych danych, w kwietniu, pierwszym pełnym miesiącu po wprowadzeniu restrykcji z powodu epidemii, działalność wstrzymało 80 proc. firm z tej branży, a na przymusowe urlopy zostało wysłane 1,4 mln osób, co jest najwyższym odsetkiem ze wszystkich sektorów.

Akcja "Eat Out to Help Out" trwa w sierpniu, tylko w poniedziałki, wtorki i środy, czyli w dni, kiedy ruch jest mniejszy, maksymalna zniżka wynosi 10 funtów na osobę, a rabat obejmuje wyłącznie jedzenie i napoje bezalkoholowe spożywane na miejscu, czyli nie dotyczy ani alkoholu, ani jedzenia na wynos czy z dostawą, a także nie dotyczy prywatnych przyjęć, np. w przypadku wynajęcia lokalu.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Już ponad 10,5 mln razy skorzystano z rabatów na jedzenie poza domem

Ryanair: ponad 200 tras w nadchodzącym sezonie zimowym z Polski

Ryanair w nadchodzącym sezonie zimowym zaplanował w rozkładzie lotów ponad 200 tras z Polski. Irlandzki przewoźnik zapowiedział we wtorek pięć nowych tras – z Gdańska i Krakowa do Billund, z Poznania do Lwowa i Manchesteru oraz z Warszawy Modlin do Charkowa.

Ryanair we wtorek ogłosił rozkład lotów z Polski na zimę 2020/2021.

"Ryanair będzie operował na ponad 200 trasach, w tym na pięciu nowych – z Gdańska i Krakowa do Billund, z Poznania do Lwowa i Manchesteru oraz z Warszawy Modlin do Charkowa" - czytamy w komunikacie.

Jak przekazał przewoźnik, zimą będzie także więcej lotów do Dublina, Goeteborga, Kijowa, Londynu, Oslo i Sztokholmu - w sumie prawie 700 lotów tygodniowo.

Ryanair z Polski lata m.in. z lotniska Warszawa-Modlin, a także z Gdańska, Krakowa, Poznania, Katowic, Wrocławia, Łodzi. (PAP)

Ryanair: ponad 200 tras w nadchodzącym sezonie zimowym z Polski

W.Brytania wzywa władze Białorusi do powstrzymania się od dalszej przemocy

Brytyjski rząd wezwał w poniedziałek władze Białorusi do powstrzymania się od dalszej przemocy i do respektowania aspiracji wyrażanych przez naród białoruski.

"Zjednoczone Królestwo wzywa rząd Białorusi do powstrzymania się od dalszych aktów przemocy w następstwie obarczonych poważnymi błędami wyborów prezydenckich. Przemoc i próby tłumienia protestów przez władze białoruskie są całkowicie nie do przyjęcia" - napisał w oświadczeniu James Duddridge, podsekretarz stanu w ministerstwie spraw zagranicznych.

Wskazał, że oprócz uwięzienia kandydatów opozycji, dziennikarzy i pokojowo protestujących, w całym procesie wyborczym brakowało przejrzystości. Wyraził zaniepokojenie, że niewydanie przez Białoruś na czas zaproszenia uniemożliwiło Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie oraz Radzie Europy obserwowanie procesu wyborczego, zaś fakt, że pracownikom ambasady brytyjskiej i innym członkom społeczności dyplomatycznej utrudniano wykonywanie obowiązków przy obserwacji wyborów określił jako nie do przyjęcia.

"W trakcie tej kampanii wyborczej byliśmy świadkami domagania się przez naród białoruski demokracji, podstawowych wolności i prawa do decydowania o swojej przyszłości w niezależnej, suwerennej Białorusi. Wielka Brytania, wraz z naszymi międzynarodowymi partnerami, wzywa rząd Białorusi do wypełnienia międzynarodowych zobowiązań i realizacji aspiracji narodu białoruskiego" - dodał Duddridge.

Według wstępnych wyników podanych przez w poniedziałek przez białoruską Centralną Komisję Wyborczą, w niedzielnym głosowaniu ubiegający się po raz kolejny o reelekcję Aleksandr Łukaszenka uzyskał 80,08 proc. głosów, a na drugim miejscu uplasowała się kandydatka opozycji Swiatłana Cichanouska z 10,09 proc. poparcia. Cichanouska zaskarżyła te wyniki do CKW i oświadczyła, że to ona wygrała wybory.

Jak poinformowało w poniedziałek białoruskie MSZ, w noc powyborczą zatrzymano w całym kraju ok. 3 tys. osób uczestniczących w protestach.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

W.Brytania wzywa władze Białorusi do powstrzymania się od dalszej przemocy

Władze Bristolu zdjęły samowolnie postawiony posąg demonstrantki z BLM

Władze miejskie Bristolu w południowo-zachodniej Anglii zdjęły w czwartek rano z cokołu posąg czarnoskórej demonstrantki z ruchu Black Lives Matter, który 24 godziny wcześniej brytyjski artysta samowolnie postawił na miejscu obalonego przez tłum pomnika Edwarda Colstona.

Burmistrz Bristolu Marvin Reed, który sam ma jamajskie korzenie, a po obaleniu pomnika Colstona mówił, że jego obecność była afrontem dla czarnoskórych mieszkańców miasta, już w środę oświadczył, że nowy posąg został ustawiony bez zezwolenia i to mieszkańcy miasta muszą zdecydować, co zrobić z pustym cokołem.

"Musimy podejść do sprawy mądrze, dlatego rozpoczęliśmy proces, który koncentruje się wokół komisji historycznej opowiadającej pełną historię Bristolu, tak aby mieszkańcy miasta byli lepiej poinformowani i mogli wspólnie decydować, kogo i gdzie chcą uhonorować" - powiedział.

7 czerwca podczas antyrasistowskiej demonstracji Black Lives Matter tłum obalił, a następnie pomazał sprayem i wrzucił do portu pomnik Edwarda Colstona, żyjącego na przełomie XVII i XVIII w. zasłużonego dla miasta kupca, posła i filantropa oraz handlarza niewolników.

W środę wcześnie rano znany brytyjski artysta Marc Quinn ustawił na pustym cokole wykonany przez siebie posąg przedstawiający jedną z protestujących - Jen Reid. Po obaleniu pomnika Colstona weszła ona na cokół, pozując z uniesioną pięścią. Rzeźba zatytułowana "Przypływ mocy (Jen Reid)" przedstawia właśnie tę scenę. Quinn wyjaśniał, że rzeźba z założenia ma mieć charakter tymczasowej instalacji, która będzie skłaniać mieszkańców do zastanawiania się i dyskutowania nad kwestią rasizmu.

Jak poinformowały władze Bristolu, rzeźba będzie przechowywana w miejskim muzeum, do czasu aż Quinn ją zabierze bądź zdecyduje się na podarowanie jej placówce. Rees dodał, że byłoby to mile widziane, biorąc pod uwagę, że władze musiały pokryć koszty zdjęcia posągu.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

 

foto : twitter / Pigman

Władze Bristolu zdjęły samowolnie postawiony posąg demonstrantki z BLM

Michel: wolność słowa i prawa człowieka muszą być przestrzegane na Białorusi

"Przemoc wobec protestujących nie jest odpowiedzią Białorusio. Wolność słowa, wolność zgromadzeń, podstawowe prawa człowieka muszą być przestrzegane" - napisał w poniedziałek szef Rady Europejskiej Charles Michel na Twitterze.

To reakcja Michela na starcia demonstrantów z siłami bezpieczeństwa, do których doszło w Mińsku po zakończeniu niedzielnych wyborów prezydenckich na Białorusi.

Według wstępnych wyników w wyborach zwyciężył urzędujący prezydent Białorusi Alaksandr Łukaszenka, zdobywając 80,23 proc. głosów. Jego główna rywalka Swiatłana Cichanouska otrzymała 9,9 proc.

Niezależni obserwatorzy twierdzą, że w czasie wyborów dochodziło do licznych nieprawidłowości, a frekwencja w lokalach wyborczych była zawyżana. Żadnych nieprawidłowości w przebiegu wyborów nie zaobserwowali obserwatorzy poradzieckiej Wspólnoty Niepodległych Państw.

Wieczorem na ulicach Mińska doszło do protestów, które zostały stłumione przez siły bezpieczeństwa. Według centrum obrony praw człowieka Wiasna w wyniku tych starć zginęła co najmniej jedna osoba, a trzy zostały poważnie ranne. Zatrzymano co najmniej 120 osób, ale liczba ta jest zapewne większa. Do starć doszło też w Grodnie, w Witebsku i innych miastach. MSW Białorusi zdementowało informację o śmierci jednego z uczestników protestów.

Z Brukseli Łukasz Osiński (PAP)

Michel: wolność słowa i prawa człowieka muszą być przestrzegane na Białorusi

AP: do połowy września Huaweiowi skończą się czipy do smartfonów

Czipy Kirin do produkcji smartfonów wystarczą Huaweiowi jedynie do połowy września - twierdzi agencja Associated Press. Od maja 2019 r. chiński potentat znajduje się na tzw. czarnej liście ministerstwa handlu USA i nie może kupować amerykańskich komponentów.

Produkcja czipów Kirin opiera się na amerykańskiej technologii, z której korzystają zakontraktowane przez chiński koncern firmy dostarczające mu podzespoły - poinformował prezes działu konsumenckiego Huaweia Richard Yu. Według niego zapasy podzespołów, jakimi obecnie dysponuje gigant elektroniki, wystarczą na kontynuację produkcji do 15 września.

"W wyniku kolejnej fali sankcji nałożonych na nas przez USA, producenci czipów, z którymi współpracujemy, zdecydowali się przyjmować nasze zamówienia jedynie do 15 maja" - wyjaśnił Yu i podkreślił, że brak możliwości dalszej współpracy z dostawcami będzie dla Huaweia "dużą stratą".

Chiński dostawca sprzętu telekomunikacyjnego według Yu nie dysponuje kolejnymi podzespołami ani możliwościami ich pozyskiwania dla produkcji smartfonów, których sprzedaż ostatnio przebiła wyniki głównego rywala koncernu - południowokoreańskiej firmy Samsung. Po raz pierwszy Huawei osiągnął prymat w sprzedaży tych urządzeń, z globalnym wynikiem 55,8 mln sprzedanych telefonów, w drugim kwartale tego roku (dane firmy Canalys).

Dziennik "Wall Street Journal" podaje, że o możliwość sprzedaży swoich podzespołów Huaweiowi ubiega się obecnie m.in. amerykański koncern Qualcomm. Zdaniem firmy, jeśli USA nie zmienią nastawienia do współpracy z chińskim producentem, jej zagraniczni rywale dzięki współpracy z Huaweiem zyskają przewagę konkurencyjną. (PAP)

Obraz THAM YUAN YUAN z Pixabay 

AP: do połowy września Huaweiowi skończą się czipy do smartfonów
Image

Świetna aplikacja! Pobierz!

Image
Image

Jesteś świadkiem ciekawych wydarzeń?

Zarejestruj się i podziel się swoją historią

Autorzy 

Zostań autorem
Image
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo

Korzystając z naszej strony, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie przez nas plików cookies - Polityka prywatności. Zaktualizowaliśmy naszą politykę przetwarzania danych osobowych - RODO. Więcej dowiesz się TUTAJ.