Hide
BĄDŹ NA BIEŻĄCO!
Follow on Facebook
Facebook
Show
Wed, Apr 24, 2024

Archiwum

All Stories

Otwarto wystawę poświęconą sztuce i propagandzie w wojnie z bolszewikami

Wystawę "Sztuka i propaganda w wojnie Polaków z bolszewikami" otwarto w sobotę, w setną rocznicę Bitwy Warszawskiej, w Polskim Ośrodku Społeczno-Kulturalnym (POSK) w Londynie.

To pierwsza dostępna dla publiczności wystawa w POSK po złagodzeniu w Wielkiej Brytanii ograniczeń wprowadzonych z powodu epidemii koronawirusa. Zaprezentowano na niej reprodukcje obrazów Jerzego Kossaka, Wojciecha Kossaka, Leonarda Wintorowskiego i Stanisława Batowskiego Kaczora, przedstawiających sceny bitewne z wojny z bolszewikami, rysunki Czesława Tańskiego oraz plakaty rekrutacyjne i propagandowe z okresu wojny, zarówno polskie, jak i sowieckie.

"To rocznica, o której chyba jednak mówi się trochę za mało, biorąc pod uwagę, jakie było olbrzymie znaczenie historyczne tego wydarzenia. To zwycięstwo było wielowymiarowe, pokazało zdolność Polaków do współpracy ponad podziałami i to ponad realnymi podziałami. Trzeba było wiele przezwyciężyć problemów, żeby przygotować armię, ale to się udało. Nie zapominajmy, że to była nie tylko wojna militarna, ale też wojna o duszę Europy i o duszę Polaków, a Polacy okazali się narodem bardzo odpornym na komunizm" - mówił podczas otwarcia wystawy Mateusz Stąsiek, konsul RP w Londynie.

"Tą wystawą chcemy zwrócić uwagę na wątek, który jest trochę pomijany - zaangażowania sztuki w zwycięstwo nad bolszewikami. To była wojna światów, wojna między cywilizacjami i tak była pojmowana od strony ideologicznej, zarówno przez Polaków, jak i bolszewików. Zwłaszcza na plakatach można zaobserwować, w jaki sposób obie strony widziały siebie nawzajem, w jaki sposób obie strony prowadziły tę walkę, która ostatecznie była zwycięska dla Polaków także w tej warstwie ideologicznej" - wskazała Dobrosława Platt, dyrektor Biblioteki Polskiej POSK w Londynie, która przygotowała wystawę.

Wystawa, która została zorganizowana przy finansowym wsparciu Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, będzie dostępna także w wersji online.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Otwarto wystawę poświęconą sztuce i propagandzie w wojnie z bolszewikami

Z powodu epidemii koronawirusa skromne obchody 70. urodzin księżniczki Anny

Podobnie jak to miało miejsce w ostatnich miesiącach w przypadku innych członków brytyjskiej rodziny królewskiej, także przypadające w sobotę 70. urodziny księżniczki Anny, jedynej córki królowej Elżbiety II i księcia Filipa, obchodzone są bardzo skromnie ze względu na epidemię Covid-19.

Z okazji urodzin opublikowano trzy portrety księżniczki Anny, wykonane - jeszcze przed epidemią - przez brytyjskiego fotografa Johna Swannella, który od wielu lat fotografuje członków rodziny królewskiej. Zgodnie z tradycją, która przewiduje, że wyżsi rangą członkowie rodziny królewskiej przy okazji okrągłych urodzin otrzymują honorowe promocje wojskowe, Anna została awansowana na stopień generała British Army oraz marszałka Royal Air Force. Ponadto stacja ITV wyemituje film dokumentalny, pokazujący ją w mniej oficjalnych sytuacjach.

Z powodu epidemii koronawirusa i wprowadzonych z tego powodu restrykcji, w tym roku bardzo ograniczone zostały już urodziny Elżbiety II i księcia Filipa.

Księżniczka Anna urodziła się w 1950 roku, jako drugie dziecko i jedyna córka królowej i księcia Filipa. Jest obecnie 14. w kolejce do brytyjskiego tronu. Jest entuzjastką jazdy konnej, a w 1976 roku jako pierwszy członek brytyjskiej rodziny królewskiej startowała w igrzyskach olimpijskich.

W 1973 roku po raz pierwszy wyszła za mąż za kapitana Marka Phillipsa, z którym ma dwójkę dzieci, Petera i Zarę. W 1974 roku para przeżyła próbę porwania, gdy ich samochód został zatrzymany przez niedoszłego porywacza w drodze do Pałacu Buckingham.

Pierwsze małżeństwo księżniczki Anny skończyło się rozwodem po 19 latach, a w 1992 roku wyszła ona za mąż za wiceadmirała Tima Laurence'a. Jest znana z działalności charytatywnej, szczególnie na rzecz poprawy stanu zdrowia w krajach rozwijających się oraz edukacji dzieci.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

 

foto : twitter/ RoyalFamily

Z powodu epidemii koronawirusa skromne obchody 70. urodzin księżniczki Anny

Kilkadziesiąt tysięcy ludzi próbowało wrócić przed kwarantanną

Kilkadziesiąt tysięcy Brytyjczyków próbowało niemal za wszelką cenę wrócić do kraju przed wejściem w życie w sobotę wcześnie rano obowiązku kwarantanny dla przyjeżdżających z Francji, Holandii i czterech innych terytoriów.

Najtrudniejsza sytuacja była na lotniskach, dworcach kolejowych i w portach we Francji, która jest drugim najpopularniejszym kierunkiem wyjazdów zagranicznych Brytyjczyków. Jak szacował brytyjski rząd, w momencie, gdy zapowiedziano przywrócenie kwarantanny - co miało miejsce w czwartek o 22.00 - we Francji przebywało ok. 160 tys. Brytyjczyków.

Na razie nie ma statystyk, ilu osobom ostatecznie udało się wrócić do kraju przed godz. 4.00 w sobotę, ale jak relacjonują media, próby takie podejmowało kilkadziesiąt tysięcy osób. Rzecznik Eurotunnel Le Shuttle, spółki, która obsługuje pociągi kursujące przez tunel pod kanałem La Manche, powiedział, że w ciągu pierwszej godziny po zapowiedzi kwarantanny bilet próbowało kupić 12 tys. osób, podczas gdy normalnie jest około kilkaset wejść na stronę internetową w ciągu godziny.

Wszystkie pociągi w piątek były wypełnione do ostatniego miejsca i to mimo że spółka podstawiła dodatkowe składy. Najtańszy bilet z Paryża do Londynu na piątek kosztował 210 funtów, podczas gdy w sobotę za taki sam przejazd trzeba zapłacić 165 funtów.

Szczególnie duże oburzenie budzi działanie linii lotniczych, w których ceny biletów po ogłoszeniu kwarantanny wzrosły kilkakrotnie. Jak podaje stacja Sky News, bilet na lot British Airways z Paryża na londyńskie lotnisko Heathrow na piątkowy wieczór kosztował 452 funty, podczas gdy za taki sam lot w sobotę trzeba zapłacić zaledwie 66 funtów. W podobnym stopniu skoczyły ceny na wszystkie przeloty z Francji do Wielkiej Brytanii.

Również promy kursujące przez kanał La Manche były pełne, mimo że operatorzy - P&O Ferries i DFDS Ferries - zorganizowali cztery dodatkowe kursy.

Część osób, które musiały wcześniej niż planowały wrócić do kraju lub którym się to nie udało, narzeka na to, że pomiędzy ogłoszeniem kwarantanny a jej wejściem w życie upłynęło zaledwie 30 godzin, ale brytyjski rząd kilkakrotnie ostrzegał, że nie zawaha się podejmować zdecydowanych decyzji, jeśli w jakimś kraju nastąpi gwałtowny wzrost liczby nowych zakażeń. We Francji w ciągu tygodnia przed wprowadzeniem przez brytyjski rząd kwarantanny nastąpił 66-procentowy wzrost liczby nowych przypadków i prasa powszechnie wskazywała, że będzie ona następnym krajem zdjętym z "zielonej listy".

Oprócz Francji od soboty rano obowiązek 14-dniowej kwarantanny przywrócono dla przyjeżdżających z Holandii, Malty, Monako, Turks i Caicos oraz Aruby.

Za nieprzestrzeganie kwarantanny w Anglii, Walii i Irlandii Północnej grozi kara w wysokości 1000 funtów, w Szkocji - 480.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

 

foto : twitter/ LeShuttle

Kilkadziesiąt tysięcy ludzi próbowało wrócić przed kwarantanną

Obchody 75. rocznicy zwycięstwa nad Japonią w II wojnie światowej

Członkowie rodziny królewskiej, premier Boris Johnson i minister obrony Ben Wallace przewodzą brytyjskim obchodom przypadającej w sobotę 75. rocznicy kapitulacji Japonii, co zakończyło II wojnę światową.

"Wśród radości z zakończenia konfliktu pamiętaliśmy także, tak jak dzisiaj, o strasznych zniszczeniach, jakie on przyniósł, i o kosztach, jakie poniosło tak wielu. Książę Filip i ja przyłączamy się do wielu ludzi na całym świecie, aby podziękować mężczyznom i kobietom z całej Wspólnoty Narodów oraz narodów sojuszniczych, którzy tak dzielnie walczyli o wolność, którą dziś wysoko cenimy" - napisała brytyjska królowa Elżbieta II.

Jej mąż, książę Filip, który przed trzema laty ze względu na wiek wycofał się z życia publicznego, pojawi się na wyświetlanych na billboardach w całym kraju zdjęciach żyjących jeszcze weteranów wojny na Dalekim Wschodzie. 99-letni obecnie Filip służył w brytyjskiej marynarce wojennej i był na pokładzie niszczyciela HMS Whelp w Zatoce Tokijskiej, kiedy ogłoszono kapitulację Japonii.

W głównych uroczystościach rocznicowych, które odbyły się w brytyjskim Arboretum Narodowym w Alrewas w hrabstwie Staffordshire w środkowej Anglii, wzięli udział następca tronu, książę Karol wraz księżną Camillą, premier Johnson, a także niewielka grupa weteranów walk na Dalekim Wschodzie. Uroczystości zaczęły się od dwóch minut ciszy ku pamięci poległych w konflikcie.

"Zbyt często ci, którzy służyli na Dalekim Wschodzie, byli nazywani +zapomnianą armią+ w zapomnianej wojnie. Liczni żołnierze, pielęgniarki i inni członkowie personelu czuło gniew i rozczarowanie z powodu tego, jak zostali potraktowani, gdy w końcu wrócili do domu z wojny, która z punktu widzenia społeczeństwa zakończyła się 8 maja 1945 roku. Pozwólcie nam potwierdzić, że nie zostali zapomniani, jesteście szanowani, macie naszą wdzięczność i szacunek z całego serca i przez cały czas" - powiedział książę Karol.

"W 75. rocznicę zakończenia II wojny światowej oddajemy hołd bohaterom, którzy przebyli tysiące mil w górach, na wyspach i w dżunglach Azji. Nie mogli świętować zwycięstwa w Europie i byli wśród ostatnich, którzy wrócili do domu - uznajemy dziś odwagę i dzielność tych, którzy w obliczu przeciwności losu przywrócili światu pokój i dobrobyt. Ich niezmierzona ofiara zmieniła bieg historii i podczas dzisiejszych obchodów korzystamy z okazji, by powiedzieć to, co powinno być mówione każdego dnia - dziękujemy wam" - oświadczył z kolei Johnson, który oprócz tego wystosował specjalny list do weteranów.

W Londynie minister obrony Wallace złożył wieniec pod The Cenotaph, monumencie ku czci poległych w czasie obu wojen światowych.

Elementem uroczystości rocznicowych będzie też przelot samolotów Red Arrows, sekcji akrobatycznej Royal Air Force, nad Belfastem, Cardiff i Londynem. W planach był także przelot nad Edynburgiem, ale w ostatniej chwili został odwołany ze względu na złą pogodę w stolicy Szkocji.

Obchodzony 15 sierpnia dzień zwycięstwa nad Japonią jest rocznicą ogłoszenia przez ten kraj kapitulacji, o czym poinformował w przemówieniu radiowym ówczesny cesarz Hirohito. Samo podpisanie kapitulacji miało miejsce 2 września 1945 roku.

Szacuje się, że na wojnie z Japonią zginęło 71 tys. żołnierzy brytyjskich i z innych państw Wspólnoty Narodów. Liczba ta obejmuje ponad 12 tys. jeńców wojennych, którzy zmarli w japońskiej niewoli. Uważa się, że w trakcie konfliktu śmierć poniosło ponad 2,5 mln japońskich żołnierzy i cywilów.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Obchody 75. rocznicy zwycięstwa nad Japonią w II wojnie światowej

100 lat temu Polska odniosła zwycięstwo w bitwie z Rosją bolszewicką

15 sierpnia uznawany jest za rocznicę polskiego zwycięstwa w Bitwie Warszawskiej. Ta ogromna batalia tocząca się na obszarze pomiędzy Dęblinem a granicą z Prusami Wschodnimi była sumą kilku starć, o których wyniku przesądziły determinacja polskiego dowództwa i żołnierzy oraz doskonale przygotowany plan działań.

Wojna polsko-bolszewicka rozpoczęła się krótko po odzyskaniu przez Polskę niepodległości. Armia Czerwona stopniowo zajmowała obszary opuszczane przez siły niemieckie. Pod koniec grudnia 1918 r. po raz pierwszy starła się z oddziałami polskiej samoobrony w Wilnie. Celem działań bolszewików nie było jednak wyłącznie przywrócenie granic imperium rosyjskiego sprzed marca 1918 r., lecz przede wszystkim udzielenie pomocy komunistom, którzy w tym samym okresie próbowali rozpocząć rewolucję w Niemczech i w krajach powstałych z rozpadu Austro-Węgier. Moskwa dążyła więc do przeniesienia ognia rewolucji na zachód. Na jej drodze stała odrodzona Polska.

Walki polsko-bolszewickie na Białorusi trwały do października 1919 r. Przerwały je na trzy miesiące rozmowy pokojowe, które toczyły się w Moskwie i w Mikaszewiczach na Polesiu. Były one swoistą „zasłoną dymną”, bolszewicy cały czas bowiem przygotowywali plany inwazji przeciwko Polsce. Poza tym uwolnienie części sił Armii Czerwonej pozwoliło bolszewikom zadać ciężkie straty wojskom „białego generała” Antona Denikina, a także zmusić ukraińskiego przywódcę, walczącego zarówno z Rosjanami, jak i z Polakami, Semena Petlurę do wycofania się na terytorium Polski. Klęska Ukraińskiej Republiki Ludowej sprawiła, że front walk z bolszewikami liczył odtąd niemal tysiąc kilometrów. Nadziei na zwycięstwo Józef Piłsudski upatrywał w idei federacji krajów tej części Europy, która mogła być zaporą dla zamierzeń bolszewików. W kwietniu zawarł z Petlurą porozumienie – w zamian za uznanie przez Ukrainę praw Polski do Małopolski Wschodniej (zwłaszcza do Lwowa) Polska uznała rząd Ukraińskiej Republiki Ludowej. Podpisano też wspólną konwencję wojskową. Po błyskawicznej ofensywie 7 maja 1920 r. siły polsko-ukraińskie wkroczyły do Kijowa. Inicjatywa Petlury i Piłsudskiego nie spotkała się jednak z większym poparciem społeczeństwa ukraińskiego, które pozostało obojętne.

Bolszewicy przygotowywali się jednak do wielkiej ofensywy z obszaru wschodniej Białorusi. Kilka miesięcy względnego spokoju pozwoliło im na przerzucenie w ten rejon oddziałów walczących dotąd z białymi generałami. Jej dowódcą miał być Michaił Tuchaczewski, jeden z najzdolniejszych oficerów sowieckich. Zdecydowany atak Tuchaczewskiego miał na celu zdobycie Warszawy, jednocześnie armia Siemiona Budionnego zaatakowała Polaków w rejonie Lwowa, a korpus kawalerii Gaj-Chana miał opanować północne Mazowsze, aby w ten sposób otoczyć i ostatecznie pokonać siły polskie. Przekroczenie Wisły byłoby niemal jednoznaczne z zajęciem pozostałej części Polski i wkroczeniem do Niemiec. Na południu ofensywę w kierunku Lwowa miały prowadzić armie Frontu Południowo-Zachodniego dowodzone, przez Aleksandra Jegorowa. Pomiędzy nimi, ze względu na trudny teren Polesia, miały operować jedynie słabe zgrupowania pomocnicze. Pierwsza majowa ofensywa zakończyła się porażką bolszewików. Dopiero 4 lipca Tuchaczewski rozpoczął swój marsz na Warszawę. Przewaga jego oddziałów nad polskimi wynosiła 3:1.

W czerwcu i na początku lipca 1920 r. polscy politycy wydawali się nie doceniać skali zagrożenia. Mnożyły się konflikty polityczne i wysuwane wobec Piłsudskiego oskarżenia o nieudolne dowodzenie armią. Dopiero w połowie czerwca pojawiła się koncepcja powołania rządu jedności narodowej. 23 06 powołano gabinet premiera Władysława Grabskiego. W nowym składzie brakowało jednak polityków lewicy i ludowców. Problemem był również brak przedstawicieli tych partii w Radzie Obrony Państwa. Część polityków uważała, że możliwe jest zawarcie kompromisowego pokoju z Rosją Sowiecką. Taką desperacką próbę podjął Grabski. Podczas konferencji w Spa przyjął wymuszaną przez Wielką Brytanię propozycję pokojową, zakładającą ustalenie linii Curzona jako przyszłej granicy polsko-sowieckiej oraz zwołanie środkowoeuropejskiej konferencji pokojowej. Przyjęte warunki wywołały oburzenie opinii publicznej i doprowadziły do dymisji rady ministrów Grabskiego. Nowym premierem ponadpartyjnego rządu został Wincenty Witos. Jego nominacja miała zjednać w idei obrony państwa chłopów i robotników. „Od Was, bracia włościanie, zależy, czy Polska będzie wolnym państwem ludowym, w którym lud będzie rządził i żył szczęśliwie, czy też stanie się niewolnikiem Moskwy” – głosiła odezwa z 30 lipca nawołująca do walki z najazdem bolszewickim.

Tymczasem bolszewicy przystąpili do tworzenia w Polsce nowej, podporządkowanej sobie Polskiej Republiki Sowieckiej. Od końca lipca niewielka grupa działaczy sowieckich polskiego pochodzenia tworzyła Tymczasowy Komitet Rewolucyjny Polski (Polrewkom). W jego skład wszedł m.in. twórca sowieckiej bezpieki Feliks Dzierżyński. W manifeście opublikowanym w Białymstoku polscy bolszewicy zapowiadali obalenie rządów „szlachecko-burżuazyjnych”, nacjonalizację przemysłu i reformę rolną.

Klęski na froncie przyniosły także zmianę na jednym z kluczowych stanowisk wojskowych. 22 lipca nowym szefem sztabu został doświadczony gen. Tadeusz Jordan Rozwadowski. Jego nominacja była powiewem optymizmu dla armii przytłoczonej skalą klęsk. Podczas posiedzeń Rady Obrony Państwa z ostatnich dni lipca mówił m.in., że „żołnierz bolszewicki jest zupełnie wyczerpany”, a „sytuacja poprawia się z każdą chwilą”. Obie te opinie były zgodne z prawdą: siły Michaiła Tuchaczewskiego topniały z każdym dniem, ich morale było coraz gorsze. Sytuację polskiej obrony poprawiało również wstępowanie w szeregi utworzonej 8 lipca Armii Ochotniczej. Na jej czele stanął obdarzony wielkim autorytetem twórca Błękitnej Armii, gen. Józef Haller.

Mimo to na drodze Armii Czerwonej padały kolejne polskie miasta. 14 lipca bolszewicy zajęli Wilno, a pięć dni później Grodno, 1 sierpnia zaś Brześć nad Bugiem, Bielsk Podlaski i Białystok. 1 Armia podczas odwrotu straciła połowę żołnierzy. Nieco lepsza sytuacja panowała na południowym odcinku frontu. Wydawało się, że stolica jest nie do obrony. Jednak w czasie, gdy Armia Czerwona mobilizowała ostatnie rezerwy do ostatecznego natarcia, polskie dowództwo zaczynało dostrzegać szansę na zwycięstwo.

Marszałek Józef Piłsudski już w pierwszej połowie lipca planował doprowadzenie do wielkiej batalii. Początkowo zamierzał zatrzymać odwrót polskiej armii na linii Narwi i Bugu. Jednak szybszy odwrót polskich wojsk wymuszał wybranie nowej lokalizacji. Bitwa Warszawska rozegrana została zgodnie z planem operacyjnym, który na podstawie ogólnej koncepcji Piłsudskiego opracowali szef sztabu generalnego gen. Tadeusz Rozwadowski, płk Tadeusz Piskor i kpt. Bronisław Regulski. Operacja składała się z trzech skoordynowanych, choć oddzielonych faz. Kluczem do jej powodzenia miała być obrona przedmościa warszawskiego, czyli wschodnich granic stolicy. Północnego odcinka frontu wzdłuż linii Wisły miała strzec 5 Armia gen. Władysława Sikorskiego. Na południu, znad rzeki Wieprz, uderzenia na słabe siły tzw. Grupy Mozyrskiej miały dokonać oddziały pod dowództwem Piłsudskiego. Plan działań został zatwierdzony 6 sierpnia.

Polakom sprzyjała niemal pełna wiedza na temat zamiarów sowieckiego dowództwa. Polski radiowywiad i kryptografowie z por. Janem Kowalewskim niemal na bieżąco odszyfrowywali sowieckie depesze, które natychmiast trafiały do polskiego sztabu. 12 sierpnia radiowywiad przejął zaszyfrowany przy pomocy nowego szyfru o kryptonimie „Rewolucja” rozkaz natarcia na Warszawę. Stolicę miały bezpośrednio atakować trzy armie: III, XV i XVI, natomiast IV Armia wraz z konnym korpusem Gaj-Chana maszerowała na Włocławek i Toruń z zamiarem przejścia Wisły na Kujawach, powrotu na południe i wzięcia stolicy w kleszcze od zachodu. Tego dnia Wódz Naczelny wyjeżdżał z Warszawy do Puław w celu objęcia dowództwa grupą uderzeniową nad Wieprzem. Odszyfrowana depesza stanowiła potwierdzenie słuszności opracowanego w polskim sztabie planu bitwy. Niebagatelną rolę w przygotowaniach do batalii odegrało rozpoznanie powietrzne. Bezcenne dla zwycięstwa okazały się dostawy węgierskiej amunicji karabinowej i pocisków artyleryjskich, które 12 sierpnia dotarły koleją do Skierniewic.

Bitwa Warszawska rozpoczęła się 13 sierpnia. W sumie polskie siły na przedmościu warszawskim liczyły ok. 50 tys. żołnierzy. Polacy mieli przewagę liczebną i sprzętową nad siłami Michaiła Tuchaczewskiego. Głównym ogniskiem walk o przedpole stolicy stał się Radzymin, który kilkanaście razy przechodził z rąk do rąk. Ostatecznie polscy żołnierze pomimo utraty pierwszej linii umocnień i z wielkimi stratami utrzymali Radzymin i inne miejscowości, odrzucając nieprzyjaciela daleko od swoich pozycji. Ciężkie boje toczyły się również pod pobliskim Ossowem. 14 sierpnia oddziały sowieckie znalazły się 13 km od granic Warszawy. Tego dnia pod Ossowem, podczas udzielania ostatniej posługi rannemu żołnierzowi, zginął kapelan warszawskich ochotników ks. Ignacy Skorupka.

W obliczu możliwości załamania się obrony na przedmościu warszawskim działania zaczepne na linii Wkry wcześniej, niż planowano, podjęła 5. Armia gen. Władysława Sikorskiego, mająca przeciw sobie siły sowieckiej IV i XV armii. „Piątej armii przypadło to najszczytniejsze dziś zadanie, by pierwszym uderzeniem rozpocząć i zdecydować rozstrzygający okres polsko-rosyjskiej wojny. […] Na ostrzach Waszych bagnetów niesiecie dziś przyszłość Polski” – napisał gen. Sikorski w odezwie do swoich żołnierzy. W zaciekłej walce pod modlińską twierdzą wyróżniała się m.in. 18. Dywizja Piechoty gen. Franciszka Krajewskiego. Do starć zakończonych polskim sukcesem doszło też pod Pułtuskiem i Serockiem. 16 sierpnia gen. Sikorski śmiałym atakiem zdobył Nasielsk. Mimo to inne jednostki sowieckie nie zaprzestały marszu w kierunku Brodnicy, Włocławka i Płocka.

Jednym z ważnych fragmentów Bitwy Warszawskiej było zdobycie 15 sierpnia przez kaliski 203. Pułk Ułanów sztabu 4. Armii sowieckiej w Ciechanowie, a wraz z nim – kancelarii armii, magazynów i jednej z dwóch radiostacji służących bolszewikom do utrzymywania łączności z dowództwem w Mińsku. Szybko podjęto decyzję o przestrojeniu polskiego nadajnika na częstotliwość sowiecką i rozpoczęciu zagłuszania nadajników wroga, dzięki czemu druga z sowieckich radiostacji nie mogła odebrać rozkazów. Warszawa bowiem na tej samej częstotliwości nadawała przez dwie doby bez przerwy fragmenty Pisma Świętego i inne przypadkowo dostępne teksty. Brak łączności praktycznie wyeliminował więc 4. Armię z bitwy o Warszawę.

Faza obronna Bitwy Warszawskiej trwała do 16 sierpnia. Dopiero tego dnia stało się jasne, że w obliczu utrzymania obrony na przedmościu uderzenie na Grupę Mozyrską ma sens. Dowodzona przez Piłsudskiego tzw. grupa manewrowa, w której skład wchodziło pięć dywizji piechoty i brygada kawalerii, przełamała bardzo słabą obronę bolszewicką w rejonie Kocka i Cycowa, a następnie zaatakowała tyły wojsk bolszewickich nacierających na Warszawę. 18 sierpnia, po starciach pod Stanisławowem, Łosicami i Sławatyczami, siły polskie znalazły się na linii Wyszków–Stanisławów–Drohiczyn–Siemiatycze–Janów Podlaski–Kodeń. W obliczu całkowitego rozbicia swojej armii Tuchaczewski musiał wycofać się nad Niemen.

W tym czasie 5. Armia gen. Sikorskiego wiążąc przeważające siły sowieckie nacierające na nią z zachodu, przeszła do natarcia w kierunku wschodnim, zdobywając Pułtusk, a następnie Serock. 19 sierpnia jednostki polskie na rozkaz Piłsudskiego przeszły do działań pościgowych, starając się uniemożliwić odwrót głównych oddziałów Tuchaczewskiego znajdujących się na północ od Warszawy. 21 sierpnia rozpoczęła się decydująca faza działań pościgowych: 1. Dywizja Piechoty z 3. Armii polskiej sforsowała Narew pod Rybakami, odcinając drogę odwrotu resztkom XVI armii sowieckiej w kierunku na Białystok, natomiast 15. Dywizja Piechoty z 4. Armii polskiej, po opanowaniu Wysokiego Mazowieckiego, odcięła odwrót oddziałom XV Armii sowieckiej z rejonu Ostrołęki.

Podobnie 5. Armia polska przesunęła się w kierunku Mławy. Pozbawiona łączności IV Armia bolszewicka nie wiedząc o klęsce pod Warszawą, zgodnie z wytycznymi atakowała Włocławek – zamykając sobie w ten sposób drogę odwrotu. W tej sytuacji jedynym wyjściem dla oddziałów sowieckich było przekroczenie granicy Prus Wschodnich, co też zrobiły 24 sierpnia. Tam część z nich została rozbrojona i internowana. Część oddziałów sowieckich przez Litwę dotarła na Białoruś. 25 sierpnia polskie oddziały doszły do granicy pruskiej, kończąc tym samym działania pościgowe. Obie strony rozpoczęły przygotowania do kolejnego starcia – bitwy nad Niemnem, która ostatecznie zadecyduje o polskim zwycięstwie.

W wyniku Bitwy Warszawskiej straty strony polskiej wyniosły: ok. 4,5 tys. zabitych, 22 tys. rannych i 10 tys. zaginionych. Straty zadane Sowietom nie są znane. Przyjmuje się, że ok. 25 tys. żołnierzy Armii Czerwonej poległo lub było ciężko rannych, 60 tys. trafiło do polskiej niewoli, a 45 tys. zostało internowanych przez Niemców w Prusach Wschodnich.

Bitwa Warszawska została uznana za osiemnastą przełomową batalię w historii świata. Zadecydowała o zachowaniu niepodległości przez Polskę i zatrzymała marsz rewolucji bolszewickiej na Europę Zachodnią. „Jeszcze kilka dni zwycięskiej ofensywy Armii Czerwonej, a nie tylko Warszawa byłaby zdobyta […] lecz rozbity byłby pokój wersalski”. Zniszczenie układu wersalskiego pozostało celem Związku Sowieckiego, ale aż do września 1939 r. reżim nie zdecydował się na użycie w tym celu środków wojennych. Na niemal 25 lat komunizm stał się ustrojem istniejącym tylko w jednym państwie.

Zwycięstwo nad Wisłą stało się jednym z najważniejszych elementów pamięci historycznej II RP oraz legendy marszałka Piłsudskiego. „Bitwa Warszawska – pierwsze polskie zwycięstwo od czasu Sobieskiego (nie licząc zwycięskiej wojny z Austrią w 1809) – było mitem założycielskim, fundamentem jednoczącym państwo, wojsko i społeczeństwo II Rzeczypospolitej. Odroczyło na dwie dekady zagładę polskich elit, której dokonali Sowieci w mordzie katyńskim w 1940 r., a Niemcy w akcji +AB+. Dzięki temu zwycięstwu, dzięki dwudziestu latom niepodległości doganiamy państwa, społeczeństwa i gospodarki Europy z innego poziomu, niż czynią to Białoruś i Ukraina, którym nie udało się wówczas wybić na niepodległość” – podkreśla historyk prof. Grzegorz Nowik w wydanym na setną rocznicę Bitwy zbiorze studiów pt. „Polskie zwycięstwo 1920”.

https://dzieje.pl/

Michał Szukała (PAP)

100 lat temu Polska odniosła zwycięstwo w bitwie z Rosją bolszewicką

UE/ Borrell: rozpoczynają się prace nad sankcjami za przemoc na Białorusi

UE nie akceptuje wyników wyborów na Białorusi. Rozpoczynają się prace nad sankcjami dla osób odpowiedzialnych za przemoc i fałszowanie - napisał na Twitterze szef unijnej dyplomacji Josep Borrell.

Dobra i konstruktywna Rada UE ds. zagranicznych. (...) Pełna solidarność z Grecją i Cyprem. Wezwania do Turcji o natychmiastową deeskalację i ponowne zaangażowanie się w dialog. Białoruś: UE nie akceptuje wyników wyborów. Rozpoczynają się prace nad sankcjami osób odpowiedzialnych za przemoc i fałszowanie" - napisał Borrell na Twitterze.

Ministrowie spraw zagranicznych UE podczas wideokonferencji dali w piątek zielone światło dla rozpoczęcia prac nad sankcjami indywidualnymi wobec Białorusi z powodu stosowanie przemocy i represji.

Europejska Służba Działań Zewnętrznych ma przygotować propozycje sankcji indywidualnych. Listę będzie musiała zatwierdzić Rada UE. W tym wypadku potrzebna jest jednomyślność. W najbliższych dniach mają toczyć się rozmowy na ten temat w grupach roboczych.

Na liście mieliby się znaleźć białoruscy urzędnicy i funkcjonariusze, którzy - zdaniem UE - są odpowiedzialni za przemoc i represje wobec białoruskich obywateli, jak i fałszowanie wyborów. Objęci zostaliby oni zakazem wjazdu do UE, jak i zamrożeniem aktywów na terenie Unii.

Z nieoficjalnych informacji PAP wynika, że lista sankcyjna mogłaby zostać przyjęta pod koniec sierpnia na nieformalnej Radzie UE ds. zagranicznych w Berlinie.

W 2015 r. państwa UE zawiesiły sankcje wobec 170 przedstawicieli władz Białorusi. Decyzję podjęto w kontekście poprawy stosunków UE z tym krajem. Zawieszenie restrykcji obejmowało m.in. prezydenta Alaksandra Łukaszenkę. Decyzja została podjęta w odpowiedzi na uwolnienie w sierpniu tego roku wszystkich więźniów politycznych i w kontekście poprawy stosunków UE z Białorusią.

UE wprowadziła sankcje wobec przedstawicieli władz w Mińsku, w tym prezydenta Łukaszenki, w 2006 roku w związku z fałszowaniem wyników wyborów prezydenckich oraz represjami wobec opozycji. Obejmowały one zamrożenie aktywów i zakaz wjazdu na terytorium UE.

Unia zawiesiła je w 2008 roku w okresie ocieplenia stosunków, ale po wyborach prezydenckich w 2010 roku, rozbiciu opozycyjnej demonstracji w dniu głosowania i skazaniu jej uczestników, w tym byłych kandydatów opozycji, na pobyt w kolonii karnej, sankcje wznowiono, a następnie rozszerzono.

Z Brukseli Łukasz Osiński (PAP)

 

foto : twitter / JosepBorrellF

UE/ Borrell: rozpoczynają się prace nad sankcjami za przemoc na Białorusi

Konsul: w Londynie nie wpłynął na razie żaden protest wyborczy

Jak do tej pory do konsulatu RP w Londynie nie wpłynął żaden oficjalny protest w związku z niedzielną drugą turą wyborów prezydenckich, który dotyczyłby ich przebiegu w sześciu obwodach do głosowania w Londynie - poinformował PAP konsul Mateusz Stąsiek.

Jak sprecyzował, do konsulatu wpłynął we wtorek jeden protest, ale dotyczył on zdarzenia, które miało miejsce na terenie podlegającym Konsulatowi Generalnemu w Manchesterze, zatem został tam przekazany.

Na terenie Zjednoczonego Królestwa wybory odbywały się tylko korespondencyjnie. Utworzono do tego 11 obwodów do głosowania - sześć w Londynie, dwa w Manchesterze, dwa w Edynburgu i jeden w Belfaście. Na terenie sześciu obwodów londyńskich uprawnionych do głosowania było 108 881 osób, czyli ponad 59 proc. wszystkich zarejestrowanych w Zjednoczonym Królestwie.

Mateusz Stąsiek dodał, że ma świadomość tego, iż w internecie, zwłaszcza w mediach społecznościowych, krążą informacje o składaniu protestów wyborczych, a nawet zachęty do tego, ale - jak podkreślił - nie przekłada się to na faktyczne działania.

Według komentarzy w mediach społecznościowych najczęściej niezadowolenie wyrażane jest z powodu zbyt późnego otrzymania pakietu z kartą do głosowania. Ambasada RP wskazuje jednak, że w drugiej turze wyborów prezydenckich na czas wróciło 83 proc. spośród 182 849 pakietów, podczas gdy w drugiej turze wyborów prezydenckich w 2015 r. - gdy korespondencyjnie głosowało tylko ok. 14 tys. osób - na czas wróciło 59 proc. przesyłek.

Ponadto, jak wynika z protokołów opublikowanych przez Państwową Komisję Wyborczą, 8320 przesyłek z tych, które wróciły na czas, nie mogło zostać uwzględnionych z powodu braku podpisanego oświadczenia o osobistym i tajnym głosowaniu, niezaklejonej koperty bądź postawienia znaku X przy więcej niż jednym nazwisku lub niepostawienia go wcale.

W Wielkiej Brytanii oddano 144 247 ważnych głosów, z czego Rafał Trzaskowski uzyskał 112 207, co stanowi 77,77 proc., a ubiegający się o reelekcję Andrzej Duda - 32 067, czyli 22,23 proc.

Według opublikowanych w maju danych brytyjskiego urzędu statystycznego ONS w 2019 r. w Wielkiej Brytanii mieszkało 900 tys. osób z polskim obywatelstwem.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Konsul: w Londynie nie wpłynął na razie żaden protest wyborczy

Prawie 300 przypadków koronawirusa u producenta kanapek dla Marks & Spencer

299 przypadków koronawirusa wykryto w zakładzie w Northampton w środkowej Anglii, w którym robione są kanapki dla sieci Marks & Spencer - podano w czwartek. Ich liczba może jeszcze wzrosnąć, bo firma czeka na wyniki 300-400 kolejnych testów.

Pierwsze cztery przypadki koronawirusa w zakładzie Greencore pojawiły się 28 lipca. Gdy 3 sierpnia wykryto kolejne dziewięć, oddział publicznej służby zdrowia w Northampton zwrócił się do pracowników, by poddali się testom, a gdy te pokazały obecność wirusa u kolejnych 79 osób, kierownictwo zakładu - w którym zatrudnionych jest 2100 osób - rozpoczęło w ciągu ostatnich trzech dni masowe testy wśród pracowników.

Ich rezultat to 299 potwierdzonych przypadków, ale rzeczniczka firmy powiedziała, że wyniki 300 do 400 testów jeszcze nie wróciły i liczba zakażonych może wzrosnąć. Greencore poinformowało, że produkcja w zakładzie odbywa się normalnie i nie ma zagrożenia dla żywności.

Mające 224 tys. mieszkańców Northampton już wcześniej w związku z rosnącą liczbą nowych zakażeń SARS-CoV-2 umieszczono na liście obserwacyjnej i wskazywano jako miasto zagrożone lokalną blokadą. W tygodniu kończącym się 1 sierpnia było 67 przypadków koronawirusa, zaś w kolejnym - już 85. To oznacza 38 przypadków na 100 tys. mieszkańców i jest 12. najwyższym wskaźnikiem w Anglii. (PAP)

 

foto : twitter / Beccareports55

Prawie 300 przypadków koronawirusa u producenta kanapek dla Marks & Spencer

Media: ranna pracownica kolei szła prawie 2 km, by poinformować o wypadku

Do środowego wykolejenia się pociągu osobowego w północno-wschodniej Szkocji doszło w miejscu, gdzie nie ma zasięgu telefonicznego, a o wypadku zawiadomiła ranna pracownica kolei, która szła prawie 2 km do najbliższej nastawni, podały w piątek brytyjskie media.

To wyjaśniałoby dlaczego między wykolejeniem się pociągu a przekazaniem informacji o tym służbom ratunkowym minęły prawdopodobnie ponad dwie godziny. W wypadku zginęły trzy osoby, a sześć zostało rannych.

Informacji o tym, kto i o której godzinie poinformował o wypadku nie ogłosiła jeszcze prowadząca śledztwo komisja ds. badania wypadków kolejowych RAIB, ale fakt, że była to pracownica kolei, będąca jeszcze przed godzinami pracy, podały m.in. stacja BBC oraz dzienniki "Daily Telegraph" i "Daily Mail". Szkocki tabloid "Daily Record" ujawnił nawet jej personalia - jest to 31-letnia Nicola Whyte.

RAIB potwierdziła w piątek, że przyczyną wykolejenia się pociągu w pobliżu miejscowości Stonehaven na południe od Aberdeen były zalegające na torach zwały błota, które znalazły się tam wskutek ulewnych deszczy padających przez całą noc przed wypadkiem i rano. Potwierdzono też przebieg wydarzeń, czyli, że pociąg jadący z Aberdeen do Glasgow natknął się na blokujące tory zwały ziemi, wobec czego zaczął wracać, aby zmienić trasę na pobliskim rozjeździe, ale po drodze wpadł na zwały błota w inny miejscu i się wykoleił.

Na razie nie wiadomo jednak, o której godzinie doszło do wypadku. Pociąg odjechał ze stacji Stonehaven o 6:38, zaś policja i służby ratunkowe otrzymały informację o wypadku o 9:40. Skoro miał on miejsce 6,4 km od Stonehaven, to nawet uwzględniając zatrzymanie pociągu z powodu pierwszych zwałów ziemi i zmianę kierunku (pociąg miał dwie lokomotywy z przodu i z tyłu), do wypadku musiało dojść raczej bliżej 6:38 niż 9:40.

Wskutek wykolejenia się pociągu zginęły trzy osoby - maszynista, konduktor i jeden z pasażerów, zaś pozostałe sześć osób znajdujących się w nim zostało ranne.

Wykolejenia się pociągów z ofiarami śmiertelnymi zdarzają się w Wielkiej Brytanii dość rzadko - ostatni taki przypadek miał miejsce w lutym 2007 roku w pobliżu miejscowości Grayrigg w Cumbrii w północno-zachodniej Anglii. Zginęła wówczas jedna osoba, poważniej rannych zostało 30 osób, a 58 odniosło drobne obrażenia.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Media: ranna pracownica kolei szła prawie 2 km, by poinformować o wypadku

Minister: wyjeżdżający za granicę muszą być świadomi ryzyka kwarantanny

Ludzie wyjeżdżający w obecnej sytuacji za granicę powinni mieć świadomość ryzyka związanego z możliwością wprowadzenia kwarantanny dla powracających - oświadczył w piątek brytyjski minister transportu Grant Shapps.

Odrzucił on tym samym sugestię rekompensat dla osób, które będą musiały się jej poddać. W czwartek późnym wieczorem brytyjski rząd ogłosił, że od godz. 4 rano w sobotę przywrócony zostaje obowiązek 14-dniowej kwarantanny dla przyjeżdżających z Francji, Holandii, Malty, Monako, Turks i Caicos oraz Aruby.

"Myślę, że biorąc pod uwagę to, co wydarzyło się latem tego roku, biorąc pod uwagę to, co już wydarzyło się w takich miejscach jak Hiszpania oraz ogromną liczbę relacji o obawach dotyczących Francji i innych krajów, nikt nie będzie całkowicie zaskoczony" - zauważył Shapps w rozmowie ze stacją Sky News.

Zapewnił, że współczuje ludziom, którzy nie będą mogli powrócić przed początkiem obowiązywania kwarantanny, ale wyjaśnił, iż rząd nie miał innego wyboru. "Sytuacja jest dynamiczna i nie sądzę, żeby ktokolwiek chciał, żebyśmy robili coś innego, niż chronili zdrowie i bezpieczeństwo publiczne. To znaczy, że tam, gdzie widzimy, iż w jakimś kraju przekraczany jest pewien poziom przypadków, wtedy nie mamy innego wyjścia, jak tylko działać" - wyjaśnił. Shapps sam musiał się poddać kwarantannie po powrocie z Hiszpanii, dokąd wyjechał na urlop zanim rząd przywrócił ten obowiązek dla przyjeżdżających z tego kraju.

Jak szacuje brytyjski rząd, we Francji - która jest dla Brytyjczyków drugim najpopularniejszym kierunkiem wyjazdów zagranicznych - przebywa ich obecnie ok. 160 tys. Brytyjskie media informują o tym, że po ogłoszeniu informacji o przywróceniu kwarantanny tysiące Brytyjczyków przebywających we Francji i w Holandii próbuje wrócić jeszcze przed sobotnim porankiem, zaś ceny biletów lotniczych i kolejowych drastycznie poszły w górę.

Przywrócenie kwarantanny, zwłaszcza w przypadku przyjazdów z Francji, nie było dużym zaskoczeniem. Brytyjski rząd nieustannie powtarza, że nie zawaha się podejmować zdecydowanych decyzji, jeśli będzie widział wzrost zakażeń koronawirusem w jakimś kraju i ostrzegał, że mogą być one wprowadzane w życie z bardzo niewielkim wyprzedzeniem - tak jak to miało miejsce, gdy przywracano ten obowiązek dla przyjazdów z Hiszpanii, Luksemburga i Belgii.

Tymczasem we Francji od kilku dni gwałtownie rosła liczba zakażeń i brytyjskie media powszechnie spekulowały, że będzie ona następnym krajem zdjętym z listy tych, skąd po przyjeździe nie trzeba się izolować. Podobne spekulacje dotyczyły także Malty, a w mniejszym stopniu Holandii.

Za nieprzestrzeganie kwarantanny grozi w Anglii, Walii i Irlandii Północnej kara w wysokości 1000 funtów, a w Szkocji - 480.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

 

foto : twitter / grantshapps

Minister: wyjeżdżający za granicę muszą być świadomi ryzyka kwarantanny

Johnson: chcemy umowy z UE, ale nie za wszelką cenę

Wielka Brytania jest zdeterminowana, by zawrzeć porozumienie w prowadzonych negocjacjach z Unią Europejską, ale nie będzie dążyć do tego za wszelką cenę - powiedział w czwartek brytyjski premier Boris Johnson swojemu irlandzkiemu odpowiednikowi Michealowi Martinowi.

Obaj politycy rozmawiali na zamku Hillsborough w Irlandii Północnej. Było to ich pierwsze osobiste spotkanie od czasu, gdy pod koniec czerwca Martin przejął funkcję szefa rządu Irlandii. Jak poinformowano, rozmawiali oni o negocjacjach w sprawie przyszłych relacji między Wielką Brytanią a UE, walce z koronawirusem oraz gospodarczych skutkach pandemii, a także o współpracy dwustronnej, w tym szczególności w odniesieniu do Irlandii Północnej.

"(Johnson) powtórzył, że Wielka Brytania jest zdeterminowana, by zawrzeć umowę. Podkreślił on, że Wielka Brytania poza Unią Europejską będzie nadal szczycić się wysokimi standardami w zakresie ochrony środowiska, dobrostanu zwierząt i prawa pracy. Podkreślił jednak, że Wielka Brytania nie jest skłonna podejmować zobowiązań w zakresie równych warunków działania, wykraczających poza to, co zwykle znajduje się w umowie o wolnym handlu, takiej jak umowa UE z Kanadą" - napisano w komunikacie brytyjskiego rządu.

To, co jest określane mianem równych warunków działania, jest jednym z głównych punktów spornych w negocjacjach, bo Bruksela - obawiając się, że Londyn zacznie stosować "dumping regulacyjny" - domaga się od niego dostosowania się do swoich regulacji.

"Myślę, że istnieje pole porozumienia, jeśli taka wola jest po obu stronach, a wydaje mi się, że tak jest. Mój własny instynkt mówi mi, że istnieje wspólne zrozumienie, iż nie potrzebujemy kolejnego szoku dla gospodarki, którym byłoby nieoptymalne porozumienie handlowe, obok ogromnego szoku z powodu Covid" - powiedział Martin.

Wcześniej brytyjski premier, dla którego była to pierwsza wizyta w Irlandii Północnej od czasu przywrócenia w styczniu, po trzyletnim kryzysie politycznym, autonomicznych władz tej prowincji, z pierwszą minister Arlene Foster oraz zastępczynią pierwszej minister Michelle O'Neill.

Przekonywał je, że z upływem okresu przejściowego po brexicie nie powstanie granica celna pomiędzy Irlandią Północną a pozostałą częścią Zjednoczonego Królestwa, czego obawiają się północnoirlandzcy przedsiębiorcy. "Wspólnie zapewnimy, że Irlandia Północna jest gotowa w pełni wykorzystać wiele możliwości, które przed nami stoją i że żadna część Irlandii Północnej nie pozostanie w tyle" - mówił Johnson.

Brytyjski premier podczas wizyty w Belfaście, tak jak kilka dni wcześniej w Szkocji, mówił też o tym, że Zjednoczone Królestwo jest "najbardziej udanym partnerstwem politycznym na świecie", zaś cztery tworzące je narody mają znacznie większą siłę, gdy są razem, niż gdyby były osobno. Zapowiedział również przyszłoroczne obchody stulecia powstania Irlandii Północnej, która utworzona została w maju 1921 roku w wyniku podziału Irlandii.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Johnson: chcemy umowy z UE, ale nie za wszelką cenę

10. kolejny dzień, w którym do wybrzeża hrabstwa Kent dopłynęli imigranci

Mimo podejmowanych przez brytyjskie władze wysiłków bezprecedensowy napływ nielegalnych imigrantów przez kanał La Manche nie ustaje. Czwartek jest 10. kolejnym dniem, w którym do hrabstwa Kent w południowo-wschodniej Anglii dotarli migranci.

Statystyki za czwartek zostaną podane dzień później, ale wiadomo, że już przed południem brytyjska straż graniczna odtransportowała na brzeg co najmniej jedną grupę migrantów płynących na niewielkiej łodzi przez kanał La Manche. W środę takich łodzi, które albo przechwycono na brzegu, albo po drodze, było sześć, a na ich pokładach znajdowało się 71 osób.

To oznacza, że od początku sierpnia przy próbie przedostania się do Wielkiej Brytanii drogą morską schwytano już ponad 650 osób - z czego aż 235 w ubiegły czwartek 6 sierpnia, gdy pobity został rekord, jeśli chodzi o zatrzymanych w ciągu jednej doby nielegalnych imigrantów.

Natomiast od początku roku ta liczba przekroczyła już 4 tys., co jak wylicza stacja Sky News, jest ośmiokrotnym wzrostem w stosunku do analogicznego okresu zeszłego roku. Powodem tego gwałtownego wzrostu w ostatnich tygodniach jest po części ładna pogoda, która ułatwia przeprawę, ale po części zapewne obawa, iż po wejściu w życie w Wielkiej Brytanii od początku 2021 roku nowych przepisów imigracyjnych, przedostanie się to tego kraju będzie trudniejsze.

Władze hrabstwa Kent, które znajduje się w najbliższej odległości od Francji i do którego trafia w efekcie zdecydowana większość imigrantów, ostrzegły w czwartek, że są o kilka dni od sytuacji, gdy nie będą już w stanie przyjmować kolejnych wyławianych i odtransportowywanych na brzeg migrantów.

Od kilku dni brytyjską straż graniczną w patrolowaniu wód kanału La Manche wspierają samoloty patrolowe Royal Air Force, ale brytyjskie ministerstwo spraw wewnętrznych chciałoby do tego zaangażować także okręty Royal Navy. Równolegle trwają polityczne rozmowy z władzami w Paryżu, które zdaniem Londynu, nie robią wystarczająco dużo, by powstrzymać imigrantów przed wyruszeniem z francuskiego wybrzeża przez kanał La Manche.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

10. kolejny dzień, w którym do wybrzeża hrabstwa Kent dopłynęli imigranci

Dalsze luzowanie restrykcji i wyższe kary za łamanie przepisów

Dalsze luzowanie w Anglii restrykcji koronawirusowych, które przed dwoma tygodniami zostało wstrzymane z powodu rosnącej ponownie liczby zakażeń, może od soboty zostać wznowione - ogłosił w czwartek brytyjski rząd.

"Dziś możemy ogłosić kilka dalszych zmian, które pozwolą większej liczbie osób wrócić do pracy, a ludziom do tego, czego im brakowało. Jednakże, jak zawsze powtarzam, nie zawahamy się przed uruchomieniem hamulców, jeśli zajdzie taka potrzeba, ani przed dalszym wdrażaniem lokalnych blokad, by zatrzymać rozprzestrzenianie się wirusa" - oświadczył premier Boris Johnson.

W ramach zmian wchodzących w życie od soboty teatry i sale koncertowe w zamkniętych przestrzeniach mogą wznowić działalność z udziałem ograniczonej publiczności, mogą się odbywać przyjęcia weselne do 30 osób i w formie posiłków przy stołach, w obiektach sportowych i salach konferencyjnych rozpoczną się próby wydarzeń z udziałem publiczności, co ma pozwolić na ich pełne otwarcie od października, wznowić działalność mogą kasyna, kręgielnie i lodowiska, zaś w salonach kosmetycznych mogą być wykonywane usługi wymagające bliskiego kontaktu.

Te złagodzenie restrykcji nie dotyczy jednak kilkunastu miast i miejscowości, gdzie w związku z rosnącą liczbą zakażeń wprowadzono lokalne obostrzenia.

Zarazem rząd ogłosił podniesienie kar dla osób, które nie przestrzegają nakazu zasłaniania twarzy, tam gdzie jest to wymagane oraz organizują nielegalne zgromadzenia. "Większość ludzi w kraju przestrzega zasad i robi, co w ich mocy, aby kontrolować wirusa, ale musimy pozostać skoncentrowani i nie możemy popadać w samozadowolenie. Dlatego wzmacniamy uprawnienia wykonawcze, aby je wykorzystać przeciwko tym, którzy wielokrotnie łamią zasady" - oświadczył Johnson.

Zgodnie z aktualnymi zasadami, osoby, które nie zasłaniają twarzy, tam gdzie jest to wymagane, otrzymują grzywnę w wysokości 100 funtów, ale jest ona zmniejszana do 50 funtów, jeśli zostanie zapłacona w ciągu 14 dni. Nowe przepisy przewidują, że kara za każde kolejne wykroczenie będzie podwajana, do maksymalnej wysokości 3200 funtów. W Anglii zasłanianie twarzy jest obowiązkowe w wielu pomieszczeniach zamkniętych, w tym w środkach transportu publicznego, sklepach i muzeach.

Z kolei osoby odpowiedzialne za organizację nielegalnych imprez i zgromadzeń powyżej 30 osób mogą zostać ukarane grzywną do 10 tys. funtów.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

 

foto : twitter / GoldenCrossCDF

Dalsze luzowanie restrykcji i wyższe kary za łamanie przepisów
Image

Świetna aplikacja! Pobierz!

Image
Image

Jesteś świadkiem ciekawych wydarzeń?

Zarejestruj się i podziel się swoją historią

Autorzy 

Zostań autorem
Image
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo

Korzystając z naszej strony, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie przez nas plików cookies - Polityka prywatności. Zaktualizowaliśmy naszą politykę przetwarzania danych osobowych - RODO. Więcej dowiesz się TUTAJ.