Hide
BĄDŹ NA BIEŻĄCO!
Follow on Facebook
Facebook
Show
Fri, Apr 19, 2024

Archiwum

All Stories

Brytyjski telekom ostrzega Londyn przed wycofaniem Huawei z 5G

Szef brytyjskiego koncernu telekomunikacyjnego BT ostrzegł w poniedziałek rządzących przez zbyt raptownym wycofaniem sprzętu Huawei z krajowych sieci 5G, argumentując, że mogłoby to całkowicie odciąć miliony konsumentów od dostępu do sieci.

Szef BT Philip Jansen zaapelował w poniedziałek do brytyjskiego rządu o to, żeby nie wycofywał się zbyt szybko z korzystania ze sprzętu chińskich firm, w tym Huawei, w sieciach 5G. Jak ostrzegł, może to doprowadzić do całkowitego pozbawienia brytyjskich klientów dostępu do sieci.

"Jeśli próbujemy całkowicie wyeliminować udział Huawei w sieciach 5G, to idealnie byłoby rozłożyć ten proces na siedem lat. Chociaż być może uda nam się skócić ten okres i wyrobić w ciągu pięciu lat" - powiedział w wywiadzie dla radia BBC Jansen. Prezes BT dodał, że jeśli rząd nakaże przyspieszenie prac, to istnieje realne ryzyko, że 24 mln klientów operatora straci dostęp do sieci.

Premier Boris Johnson jeszcze w tym tygodniu zadecyduje czy Wielka Brytania nałoży restrykcje na wykorzystanie sprzętu Huawei. Naciskają na to Stany Zjednoczone, które od dawna lobbują za wycofaniem chińskich producentów z sieci 5G na Zachodzie, oskarżając ich m.in. o szpiegowanie na rzecz władz w Pekinie.

Jeszcze w styczniu premier Johnson, wbrew administracji Donalda Trumpa, dopuścił koncern Huawei do udziału w brytyjskim wdrożeniu sieci łączności nowej generacji (5G). Zgoda ta została obwarowana kilkoma warunkami, w tym wykluczeniem udziału chińskiego potentata w budowie kluczowych elementów infrastruktury. Zdecydowano również, że udział Huaweia w projekcie brytyjskiej sieci nie może być większy niż 35 proc. całości. Do zmiany stanowiska Londynu miałyby się przyczyniać ostatnie wydarzenia w Hongkongu, a także pogłoski o tym, że Chiny być może nie powiedziały całej prawdy o pandemii COVID-19.

Konflikt na linii Pekin-Waszyngton porównywany jest do zimnej wojny między USA a ZSRR. Stany Zjednoczone obawiają się, że udział w rozwoju technologii 5G może dać Chinom przewagę na rynku technologicznym.

Huawei, który jest największym na świecie producentem sprzętu telekomunikacyjnego, odrzuca wszystkie zarzuty ze strony amerykańskiej administracji. Koncern uważa, że jest atakowany przez USA, gdyż kraj ten nie jest w stanie zaoferować specjalistycznej technologii w konkurencyjnych cenach. (PAP)

 

foto : twitter / BTGroup

Brytyjski telekom ostrzega Londyn przed wycofaniem Huawei z 5G

Szkocja nie wyklucza kwarantanny dla przyjeżdżających z reszty kraju

Szefowa szkockiego rządu Nicola Sturgeon powiedziała w niedzielę, że nie wyklucza wprowadzenia kwarantanny dla przyjeżdżających z pozostałych części Zjednoczonego Królestwa.

W rozmowie ze stacją BBC Sturgeon oświadczyła, że władze poszczególnych części kraju muszą współpracować w tłumieniu ognisk koronawirusa, aby "osłabić konieczność wprowadzenia jakichkolwiek ograniczeń granicznych".

"Jako że w Szkocji sprowadziliśmy wirusa do bardzo niskiego poziomu, jednym z naszych największych zagrożeń w ciągu najbliższych kilku tygodni jest ryzyko jego importu do kraju. I dlatego - choć nie jest to stanowisko, które chcę zajmować - oznacza to również, że musimy się bardzo uważnie przyglądać, czy wirus nie przedostaje się z innych części Zjednoczonego Królestwa" - powiedziała Sturgeon.

Wskazała, że w niektórych krajach, jak w Australii i czy Stanach Zjednoczonych, wprowadzono ograniczenia w przemieszczaniu się pomiędzy stanami czy obowiązek kwarantanny dla osób przyjeżdżających ze stanów o wyższym poziomie zakażeń, więc szkocki rząd na podobnej zasadzie przyjrzy się takim rozwiązaniom. Przekonywała, że to nie ma związku z polityką i nie oznacza to, że Anglicy są niemile widziani w Szkocji.

Jak podano w niedzielę, w Szkocji w ciągu ostatnich 24 godzin wykryto 19 przypadków koronawirusa, co jest najwyższą liczbą od trzech tygodni. Od początku lipca dobowa liczba zakażeń zwykle nie przekracza 10. Tymczasem w Anglii liczba nowych zakażeń oscyluje wokół 600, co oznacza, że w Szkocji w stosunku do liczby ludności jest ich ok. 10 razy mniej niż w Anglii.

Kwestię ewentualnej kwarantanny w Szkocji dla przyjeżdżających z pozostałych części kraju poruszono już w środę podczas cotygodniowej sesji poselskich pytań do brytyjskiego premiera Borisa Johnsona. Określił on ten pomysł jako "zdumiewający i haniebny".

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Szkocja nie wyklucza kwarantanny dla przyjeżdżających z reszty kraju

Johnson znów wskazuje na zalety zasłaniania twarzy w sklepach

Brytyjski premier Boris Johnson w poniedziałek ponownie wskazał, że ludzie powinni zasłaniać twarz w zamkniętych przestrzeniach publicznych, takich jak sklepy. Zapowiedział, że w najbliższych dniach rząd ogłosi, jakie "narzędzia egzekwowania prawa" będą konieczne.

Zapytany, czy konieczne będzie zasłanianie na twarzy w sklepach, Johnson powiedział: "Maseczki mają wielką wartość w zamkniętych przestrzeniach. Myślę, że ludzie powinni je nosić w sklepach. A jeśli chodzi o to, czy ma to być obowiązkowe czy nie, to przyjrzymy się wytycznym i powiemy nieco więcej na ten temat w ciągu kilku następnych dni".

"Przez cały ten kryzys ludzie okazywali niezwykłą wrażliwość na innych i rozumieli potrzebę wspólnych działań na rzecz powstrzymania wirusa. Zakładanie masek jest jednym z nich. To wspólne działanie, ludzie widzą jego wartość. Za kilka dni będziemy się zastanawiać, w jaki sposób - za pomocą jakich narzędzi egzekwowania prawa - chcemy osiągnąć postęp" - dodał.

Johnson, który początkowo był wobec takiego rozwiązania raczej sceptyczny, już drugi raz w ciągu czterech dni zasugerował, że rząd może wprowadzić obowiązek noszenia maseczek w sklepach i w piątek po raz pierwszy sam się w takiej pokazał. Zarazem w niedzielę minister bez teki Michael Gove mówił, że jego zdaniem nie powinno to być obowiązkowe, co opozycja od razu wytknęła jako brak spójnego przekazu ze strony rządu.

Obecnie zasłanianie twarzy jest obowiązkowe w transporcie publicznym w Anglii, Szkocji i Irlandii Północnej, zaś od 27 lipca będzie obowiązkowe także w Walii. W sklepach wymagane jest to tylko w Szkocji. Jakakolwiek decyzja brytyjskiego rządu w tej sprawie będzie się odnosić tylko do Anglii, bo w pozostałych częściach Zjednoczonego Królestwa za kwestie zdrowia publicznego odpowiadają ich rządy.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Obraz Daniel Dan outsideclick z Pixabay 

Johnson znów wskazuje na zalety zasłaniania twarzy w sklepach

Otwarto wystawę poświęconą polskim uczestnikom Bitwy o Wielką Brytanię

Wystawę "Nieliczni. Polacy w Bitwie o Wielką Brytanię" otwarto w piątek w Polskim Ośrodku Społeczno-Kulturalnym (POSK) w Londynie w 80. rocznicę rozpoczęcia tego jednego z punktów zwrotnych II wojny światowej.

Tytuł "Nieliczni" nawiązuje do słynnych słów ówczesnego premiera Wielkiej Brytanii Winstona Churchilla: "Nigdy w historii wojen tak wielu nie zawdzięczało tak wiele tak nielicznym".

Na wystawie zaprezentowano kolejno tło historyczne z lata 1940 roku, dowódców oraz wyposażenie zarówno po stronie brytyjskiej, jak i niemieckiej, brytyjski system obrony, polskie dywizjony uczestniczące w bitwie oraz ich dowódców, polskich asów myśliwskich, czyli pilotów, którzy zestrzelili co najmniej pięć samolotów nieprzyjaciela oraz miejsca pamięci związane z bitwą.

"Dzisiaj przypada 80. rocznica początku bitwy, ale także 80. rocznica powołania pierwszego polskiego dywizjonu w Wielkiej Brytanii. Polska i brytyjska historia w Bitwie o Wielką Brytanię tak niesamowicie się splatają ze sobą, zatem jest to dobry moment, żeby przypomnieć, jak dużo mogą wspólnie osiągnąć obydwa nasze narody - nie tylko dla Wielkiej Brytanii, nie tylko dla Polski, ale dla całej Europy - jeśli ze sobą współpracujemy. Myślę, że to jest najważniejsza lekcja z przeszłości" - powiedział podczas otwarcia wystawy ambasador RP w Londynie Arkady Rzegocki.

Dobrosława Platt, dyrektor Biblioteki Polskiej w POSK w Londynie, zwróciła uwagę, że choć słowa Churchilla odnosiły się pierwotnie do brytyjskich lotników, rola Polaków jest trudna do przecenienia. "Jeśli weźmie się pod uwagę Polaków biorących udział w tej bitwie, to przecież było ich zaledwie 5 proc., ale ich udział w zestrzeleniu samolotów niemieckich sięgał aż 12 proc. Można zatem powiedzieć, że Polacy, choć w niewielkiej liczbie, dokonali bardzo wiele" - mówiła.

Brytyjscy historycy przyjęli jako czas trwania Bitwy o Wielką Brytanię okres od 10 lipca do 31 października w 1940 roku, kiedy miały miejsce najintensywniejsze naloty niemieckie. Mianem "Nielicznych" określa się 2927 lotników alianckich, którzy w tym okresie uczestniczyli w przynajmniej jednym locie bojowym. Wśród nich zdecydowanie największą grupę stanowili Brytyjczycy - 2353. Polacy w sile 145 osób byli drugą co do wielkości narodowością po stronie aliantów. Ostatnim żyjącym spośród "Nielicznych" jest 100-letni Irlandczyk John Hemingway.

Ze względu na ograniczenia związane z epidemią koronawirusa wystawy nie można zwiedzać, ale do 20 lipca można ją oglądać przez okno wystawowe w budynku POSK, a wkrótce będzie dostępna w wersji online. Wystawa została zorganizowana przy finansowym wsparciu Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

II tura wyborów prezydenta RP odbywa się tylko korespondencyjnie

Na terenie Wielkiej Brytanii niedzielna II tura wyborów prezydenta RP odbywa się tylko korespondencyjnie. Do udziału w nich zgłosiła się rekordowa liczba 183 tys. obywateli polskich.

Jak poinformowała PAP ambasada RP, według stanu na sobotnie późne popołudnie, do konsulatów dotarło już ponad 150 tys. kopert zwrotnych z głosami oddanymi w wyborach, co stanowi 82 proc. wysłanych pakietów.

Przesyłki przyjmowane są do momentu zakończenia głosowania, czyli do godz. 21:00 czasu polskiego w niedzielę, przy czym ze względu na sytuację epidemiczną nie ma możliwości osobistego przyniesienia pakietów zwrotnych do konsulatów. Muszą być one dostarczone wyłącznie pocztą lub kurierem, w tym także przy pomocy działających na terenie Londynu kurierów społecznych zorganizowanych przez aktywistów polonijnych.

Tegoroczne wybory prezydencie cieszą się rekordowym zainteresowaniem wśród Polaków mieszkających w Wielkiej Brytanii - do udziału w II turze wyborów zarejestrowało się 183 tys. obywateli RP, co jest absolutnym rekordem. To o ponad 50 tys. więcej niż w I turze i około dwa razy więcej niż w II turze wyborów prezydenckich w 2015 r. To także ponad jedna trzecia wszystkich wyborców, którzy się zarejestrowali za granicą.

W Wielkiej Brytanii w pierwszej turze wyborów wygrał Rafał Trzaskowski, wyprzedzając Szymona Hołownię i Andrzeja Dudę. Spośród 109 674 ważnych głosów, Trzaskowski uzyskał 53 048, co stanowi 48,37 proc. głosów, Hołownia - 19 167 (17,48 proc.), a Duda - 17 047 (15,54 proc.).

Na terytorium Zjednoczonego Królestwa Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP utworzyło 11 obwodów głosowania - sześć w Londynie, dwa w Manchesterze, dwa w Edynburgu i jeden w Belfaście. Dla porównania, w wyborach parlamentarnych w październiku zeszłego roku takich obwodów było 54.

Według opublikowanych w maju danych brytyjskiego urzędu statystycznego ONS w 2019 r. w Wielkiej Brytanii mieszkało 900 tys. osób z polskim obywatelstwem.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

II tura wyborów prezydenta RP odbywa się tylko korespondencyjnie

Johnson sugeruje, że maseczki w sklepach będą obowiązkowe

Brytyjski premier Boris Johnson zasugerował w piątek, że zasłanianie twarzy może być niedługo obowiązkowe w sklepach w Anglii i sam dał przykład pierwszy raz pokazując się w maseczce. W piątek tymczasem obowiązek ich noszenia w sklepach wszedł w życie w Szkocji.

"W miarę jak zmniejszamy liczby i naprawdę tłumimy epidemię, uważam, że musimy bardziej rygorystycznie nalegać, aby ludzie zasłaniali twarze w zamkniętych przestrzeniach, gdzie spotkają innych, których normalnie by nie spotkali. Przyglądamy się sposobom na zapewnienie, by ludzie rzeczywiście nosili maski na twarzy, np. w sklepach, gdzie istnieje ryzyko przenoszenia się choroby" - powiedział Johnson podczas przeprowadzonej na Facebooku sesji pytań do premiera.

Zalecenia brytyjskiego rządu w kwestii zasłaniania twarzy zmieniały się podczas epidemii i obecnie w Anglii wymagane jest to tylko w transporcie publicznym oraz w trakcie wizyt w szpitalach. Johnson wyjaśnił, że zmieniają się opinie naukowców w sprawie przydatności masek oraz zalecenia Światowej Organizacji Zdrowia.

"Wydaje się, że bilans opinii naukowych przesunął się bardziej na ich korzyść niż było to wcześniej. Jesteśmy skłonni podążyć za nimi. Chcę wrócić do świata, w którym Brytyjczycy są w stanie uścisnąć sobie dłonie - do tego właśnie dążymy. W kwestii zasłaniania twarzy, coraz częściej myślimy, że musimy być bardziej stanowczy w kwestii zamkniętych przestrzeni" - wyjaśnił.

Później Johnson sam dał przykład, odwiedzając sklepy w swoim okręgu wyborczym Uxbridge w niebieskiej maseczce na twarzy.

Jak podał wcześniej w piątek brytyjski urząd statystyczny ONS, w ostatnim tygodniu czerwca 52 proc. dorosłych mieszkańców kraju zasłaniało twarzy wychodząc z domu, podczas gdy w poprzednim tygodniu było to 43 proc, zaś 58 proc. z 1788 osób, które brały udział w badaniu stwierdziło, że jest bardzo lub dość prawdopodobne, iż będą zasłaniać twarz w ciągu najbliższych siedmiu dni.

Tymczasem w piątek obowiązek zasłaniania twarzy w sklepach - oprócz będącego już w mocy w transporcie publicznym - wszedł w życie w Szkocji. Od poniedziałku w Szkocji otwarte będą mogły być centra handlowe.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Johnson sugeruje, że maseczki w sklepach będą obowiązkowe

Brytyjskie supermarkety rezygnują ze sprzedaży wyrobów z kokosów zbieranych przez małpy

Część brytyjskich supermarketów zrezygnowała ze sprzedaży wody kokosowej i oleju kokosowego po tym, jak okazało się, że produkty zostały wytworzone z owoców zbieranych przez małpy - poinformował w piątek serwis BBC News.

O małpach wykorzystywanych przy zbiorze kokosów napisała na swojej stronie internetowej walcząca o prawa zwierząt organizacja PETA. Jak ustaliła, małpy są zabierane z ich naturalnego środowiska i tresowane do tego, żeby zbierać do tysiąca kokosów dziennie.

Grupa stwierdziła, że makaki są w Tajlandii traktowane jak "maszyny do zbierania kokosów".

W odpowiedzi na publikację brytyjskie supermarkety Waitrose, Ocado, Co-op i Boots zapowiedziały, że zaprzestaną sprzedaży niektórych towarów. Morrisons z kolei poinformował, że już usunął z półek produkty z kokosów zebranych przez małpy.

Narzeczona premiera Borisa Johnsona Carrie Symonds, działaczka ekologiczna, we wpisie na Twitterze z zadowoleniem przyjęła ogłoszenie supermarketów. Wezwała inne sklepy do bojkotu takich produktów.

PETA poinformowała, że znalazła osiem farm w Tajlandii, na których małpy zmuszone były do zbierania orzechów kokosowych na eksport na cały świat. Jak podała organizacja, samce małp są w stanie zebrać do tysiąca kokosów dziennie. Uważa się, że człowiek może zebrać około 80 sztuk.

PETA stwierdziła także, że odkryła „szkoły małp”, w których zwierzęta szkolono w zakresie zbierania owoców, a także jazdy na rowerze lub gry w koszykówkę - dla rozrywki turystów.

„Zwierzęta w tych obiektach - z których wiele jest nielegalnie schwytanych jako młode - wykazywały stereotypowe zachowania wskazujące na ekstremalny stres” - poinformowała PETA.

„Małpy były przykute do starych opon lub zamknięte w klatkach, które były ledwie wystarczająco duże, aby mogły się obrócić" - dodała.

„Tym ciekawym, wysoce inteligentnym zwierzętom odmawia się stymulacji psychicznej, towarzystwa, wolności i wszystkiego, co sprawiłoby, że ich życie byłoby wartościowe, a wszystko po to, by można było je wykorzystać do zbierania kokosów” - powiedziała dyrektor brytyjskiego oddziału PETA Elisa Allen. (PAP)

Obraz PublicDomainPictures z Pixabay 

Brytyjskie supermarkety rezygnują ze sprzedaży wyrobów z kokosów zbieranych przez małpy

83 proc. Brytyjczyków popiera nowe zamknięcie w razie drugiej fali epidemii

Zdecydowana większość - 83 proc. Brytyjczyków - poparłaby ponowne zamknięcie kraju, gdyby nadeszła druga fala epidemii koronawirusa - wynika z opublikowanego w piątek sondażu ośrodka YouGov. Przeciwnych temu byłoby 9 proc. ankietowanych, 8 proc. nie ma zdania. Sondaż nie wykazał, że istnieje odmienne podejście do ewentualnego nowego zamknięcia w różnych grupach wiekowych. Przeciwnych temu byłoby 4 proc. ankietowanych powyżej 65. roku życia i 6 proc. osób z przedziału 18-24 lata. Zdecydowana większość ankietowanych poddałaby się 14-dniowej izolacji, gdyby były podejrzenia, że miała kontakt z osobą zakażoną, przy czym 78 proc. deklaruje, że zrobiłoby to, gdyby zadzwoniła i zaleciła to osoba z rządowego zespołu namierzania kontaktów, zaś 69 proc. osób - gdyby dostały zalecenie poprzez aplikację na smartfona. Sondaż pokazuje też, że Brytyjczycy mają spore obiekcje co do korzystania z rozrywek, które będą mieli do dyspozycji po rozpoczęciu w sobotę następnej fazy luzowania wprowadzonych ograniczeń. Największe zaniepokojenie ankietowani odczuwaliby w związku z zagranicznym wyjazdem na wakacje, co będzie możliwe od przyszłego piątku, gdy zostanie zniesiony obowiązek kwarantanny po powrocie z kilkudziesięciu krajów. Dyskomfort odczuwałoby 73 proc. badanych. 71 proc. nadal ma obawy w związku z korzystaniem z transportu publicznego. Po 70 proc. ankietowanych miałoby obawy związane z pójściem do pubu oraz do kina, po 60 proc. - w przypadku pójścia do centrum handlowego (które są otwarte od prawie trzech tygodni) oraz do restauracji, 56 proc. obawia się pójścia na plażę, zaś 45 proc. - do fryzjera. W sobotę w Anglii rozpocznie się trzecia, największa dotychczas faza znoszenia restrykcji wprowadzonych 23 marca w związku z epidemią. Otwarte zostaną puby, bary, restauracje, hotele i wszystkie inne miejsca noclegowe, kina, muzea, galerie, świątynie, parki rozrywki, place zabaw i obiekty rekreacyjne na świeżym powietrzu, salony fryzjerskie, a zalecany dwumetrowy dystans między ludźmi zostanie zmniejszony do jednego metra. Sondaż przeprowadzono w dniach 29-30 czerwca na reprezentatywnej próbie 1610 dorosłych osób. Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP) Obraz NickyPe z Pixabay 
83 proc. Brytyjczyków popiera nowe zamknięcie w razie drugiej fali epidemii

Johnson apeluje o odpowiedzialne zachowanie po złagodzeniu ograniczeń

Brytyjski premier Boris Johnson wezwał w piątek rodaków, by po zniesieniu w sobotę kolejnych ograniczeń zachowywali się odpowiedzialnie i nie zmarnowali tego, co zostało osiągnięte w walce z koronawirusem. W sobotę m.in. otwarte zostaną puby, bary i restauracje.

"Jutro przejdziemy do trzeciego kroku planu, który przedstawiłem 10 maja, a który, jak sądzę, wszyscy - albo ogromna liczba osób - zrozumieli i którego dokładnie przestrzegali. I właśnie dlatego, że ludzie trzymali się tego planu, jesteśmy teraz w stanie ostrożnie otworzyć jutro gastronomię" - mówił Johnson w rozmowie z radiem LBC. "Moim przesłaniem jest, aby ludzie cieszyli się latem rozsądnie i sprawili, że to wszystko się uda" - dodał.

Poluzowanie, które nastąpi w sobotę, będzie największym krokiem w stronę powrotu do normalności od czasu wprowadzenia 23 marca restrykcji w związku z epidemią. Oprócz pubów, barów i restauracji otwarte zostaną hotele i wszystkie inne miejsca noclegowe, kina, muzea, galerie, świątynie, parki rozrywki, place zabaw i obiekty rekreacyjne na świeżym powietrzu, salony fryzjerskie, a zalecany dwumetrowy dystans między ludźmi zostanie zmniejszony do jednego metra. Wszystkie te kroki odnoszą się tylko do Anglii, bo władze Szkocji, Walii i Irlandii Północnej same określają tempo znoszenia restrykcji.

"Mam nadzieję, że ludzie będą zachowywać się odpowiedzialnie i bezpiecznie cieszyć się latem. Sądzimy, że jesteśmy w dobrej sytuacji, ale moje przesłanie brzmi: nie zepsujmy tego teraz" - zaapelował Johnson.

Podkreślił, że znaczące postępy, które Wielka Brytania poczyniła w walce z epidemią, nie oznaczają jeszcze, iż została ona pokonana, co najlepiej pokazuje sytuacja w Leicester. W tym mieście w środkowej Anglii w poniedziałek przywrócono blokadę z powodu rosnącej liczby przypadków. Dodał, że w przypadku wzrostu liczby zakażeń podobne lokalne blokady zostaną wprowadzone także w innych miejscach.

Późnym popołudniem Johnson podczas konferencji prasowej na Downing Street jeszcze raz ma zaapelować o odpowiedziane zachowywanie się.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Johnson apeluje o odpowiedzialne zachowanie po złagodzeniu ograniczeń

Podróżni z 59 terytoriów, w tym Polski, od 10 lipca bez kwarantanny

Podróżni przyjeżdżający z 59 terytoriów, w tym z Polski i większości pozostałych państw Unii Europejskiej, będą od 10 lipca zwolnieni z obowiązku odbywania 14-dniowej kwarantanny po przyjeździe do Anglii - ogłosił w piątek po południu brytyjski rząd.

Warunkiem zwolnienia z kwarantanny jest jednak to, że podróżny nie był w ciągu poprzednich 14 dni w żadnym kraju spoza listy.

Kilka dni temu brytyjski rząd zapowiadał, że obowiązek kwarantanny w przypadku krajów uznanych za te, w których zagrożenie epidemicznie jest niewielkie, zostanie zniesiony od 6 lipca, ale ostatecznie ten termin został przesunięty na 10 lipca. Powodem tego miały być, według brytyjskich mediów, nieporozumienia co do kształtu listy między rządem w Londynie a władzami w Edynburgu.

Ostatecznie kwarantanna została zniesiona tylko w Anglii, zaś pozostałe części Zjednoczonego Królestwa mają same przedstawić swoje listy, co biorąc pod uwagę, że nie ma ograniczeń w przemieszczaniu się między Anglią a Walią czy Anglią a Szkocją, powoduje, iż takie różnicowanie w praktyce nie ma znaczenia.

Jak wcześniej zapowiadano, czynnikami decydującymi o zdjęciu obowiązku kwarantanny w przypadku przyjazdu z poszczególnych krajów miały być poziom występowania Covid-19, dynamika zachorowań i wiarygodność danych.

Ostatecznie z obowiązku kwarantanny zwolnieni zostali przyjeżdżający z 59 terytoriów oraz wszystkich 14 brytyjskich terytoriów zamorskich. Na liście znalazło się 18 państw UE, nie licząc Irlandii, której kwarantanna w ogóle nie dotyczyła. Nie ma na niej Szwecji i Portugalii, co było spodziewane, ale też Słowacji, Słowenii, Estonii, Łotwy, Bułgarii i Rumunii.

Poza państwami UE, z obowiązku kwarantanny zostali zwolnieni także przyjeżdżający z Norwegii, Szwajcarii, małych państw europejskich, jak Monako czy San Marino, niewielkich wysp będących popularnymi kierunkami turystycznymi, głownie na Karaibach, a ponadto m.in. Australii, Nowej Zelandii, Wietnamu, Korei Południowej, Japonii czy Hongkongu.

Na liście nie znalazły się natomiast - co nie jest zaskoczeniem - USA, Rosja, Chiny, państwa Ameryki Południowej i Afryki oraz większość azjatyckich.

Jak podkreślono, lista będzie podlegać regularnemu przeglądowi i będzie zmieniania w zależności od rozwoju sytuacji epidemicznej.

Jednocześnie brytyjskie MSZ wycofało w stosunku do państw z listy zalecenie, by powstrzymywać się od wyjazdów, o ile nie są one absolutnie niezbędne.

Obowiązek odbycia kwarantanny wszedł w życie 8 czerwca. Niemal wszyscy przyjeżdżający do Wielkiej Brytanii - zarówno jej obywatele, jak i cudzoziemcy - muszą podać adres, gdzie będą przebywać przez następne 14 dni i poddawać się kwarantannie. Władze są upoważnione do przeprowadzania niezapowiedzianych kontroli i nakładania kary na osoby, które nie przestrzegają tego obowiązku. W Anglii, Walii i Irlandii Północnej wynosi ona 1000 funtów, w Szkocji - 480.

Przeciwko kwarantannie protestowały zwłaszcza linie lotnicze i firmy turystyczne, argumentując, że dodatkowo uderzy ona w te sektory, które i tak bardzo mocno ucierpiały wskutek epidemii koronawirusa.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Obraz Engin Akyurt z Pixabay

Podróżni z 59 terytoriów, w tym Polski, od 10 lipca bez kwarantanny

Badanie: nowy szczep koronawirusa znacznie bardziej zakaźny

Dominujący obecnie na świecie szczep nowego koronawirusa jest znacznie bardziej zakaźny niż ten, który pojawił się w Chinach - wynika z artykułu opublikowanego w piśmie "Cell". Wykryta w genomie wirusa mutacja nie czyni go jednak groźniejszym dla zdrowia. Jak wynika z badań naukowców brytyjskiego Uniwersytetu Sheffield i amerykańskiego Uniwersytetu Duke, zwiększona zakaźność wynika z mutacji w jego białkowych wypustkach, za pomocą których atakuje on komórki. Dzięki tej zmianie nowy szczep, nazwany D614G, stał się dominującą odmianą koronawirusa krążącą na świecie. "Dane otrzymane przez nasz zespół w Sheffield sugerują, że nowy szczep wiąże się z większym mianem (stężeniem - PAP) wirusa w górnych drogach oddechowych pacjentów z Covid-19, co oznacza, że zdolności wirusa do zakażania ludzi mogą być większe" - stwierdził dr Thushan de Silva, lider zespołu brytyjskich naukowców. Jak dodał, dotychczasowe badania nie wykazały, by nowa odmiana wirusa wiązała się z cięższym przebiegiem choroby. Naukowcy doszli do takich wniosków, badając dane 999 brytyjskich pacjentów. Ci, którzy nosili w sobie nowy szczep, mieli w organizmie więcej cząsteczek wirusa, choć nie byli w gorszej kondycji niż pozostali. Jednocześnie wyniki badań laboratoryjnych in vitro sugerują, że D614G może być do 3-6 razy bardziej zakaźny od pierwotnie występującego szczepu. Naukowcy zaznaczają, że aby w pełni zrozumieć konsekwencje mutacji, potrzebne będą dalsze analizy i badania. (PAP) Obraz rottonara z Pixabay 
Badanie: nowy szczep koronawirusa znacznie bardziej zakaźny

Ojciec premiera krytykowany za podróż do Grecji wbrew zaleceniom rządu

Fala krytyki spadła w czwartek na ojca brytyjskiego premiera Borisa Johnsona, Stanleya, za to, że poleciał do Grecji mimo pozostającego w mocy rządowego zalecenia, by powstrzymać się od podróży zagranicznych, o ile nie są absolutnie niezbędne. Stanley Johnson sam zamieścił na Instagramie zdjęcia, gdy w środę - w maseczce ochronnej na twarzy - przyleciał do Aten. Grecja otworzyła granice dla przyjeżdżających z wielu krajów, ale z powodu dużej liczby zakażeń w Wielkiej Brytanii bezpośrednie loty z tego kraju nie zostaną wznowione co najmniej do 15 lipca. Jak podał dziennik "Daily Mail", 79-letni Stanley Johnson dotarł do Aten przez Bułgarię. Jak powiedział rzecznik greckiego rządu, zakaz bezpośrednich lotów z Wielkiej Brytanii i Szwecji nie oznacza, że osoby z tych krajów nie mogą przybyć do Grecji w inny sposób. Sam Johnson, który ma na północy Grecji dom wakacyjny, który wynajmuje, wyjaśniał dziennikowi "Daily Mail", że jego podróż jest niezbędna, bo przyjechał, aby przed rozpoczęciem sezonu sprawdzić, czy jest on dobrze zabezpieczony w związku z epidemią koronawirusa. Te wyjaśnienia nie przekonują jednak brytyjskiej opozycji, która wskazuje, że to już kolejny przypadek w bliskim otoczeniu premiera jeśli nie złamania, to przynajmniej naciągnięcia ograniczeń wprowadzonych w celu zatrzymania epidemii. Z podróży w czasie blokady tłumaczyli się najpierw minister budownictwa i społeczności lokalnych Robert Jenrick, a później główny doradca Johnsona Dominic Cummings. Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)   foto : twitter / StanleyPJohnson
Ojciec premiera krytykowany za podróż do Grecji wbrew zaleceniom rządu

2,9 mln mieszkańców Hongkongu zyska prawo do osiedlenia się w W. Brytanii

Ok. 2,9 mln mieszkańców Hongkongu będzie mogło, zgodnie z zapowiedzią brytyjskiego rządu, osiedlić się w Wielkiej Brytanii, a docelowo także uzyskać brytyjskie obywatelstwo. To reakcja na wejście w życie narzuconej przez Chiny ustawy o bezpieczeństwie Hongkongu. Premier Boris Johnson i minister spraw zagranicznych Dominic Raab oświadczyli w środę, że Wielka Brytania uważa wejście w życie ustawy za wyraźne i poważne naruszenie przez Chiny wspólnej chińsko-brytyjskiej deklaracji z 1984 r. o warunkach przekazania Hongkongu pod zwierzchnictwo Pekinu. W związku z tym rozszerzą prawa posiadaczy brytyjskich paszportów zamorskich do osiedlania się w Wielkiej Brytanii. Status brytyjskiej narodowości zamorskiej został stworzony w 1985 r. tylko dla mieszkańców Hongkongu, którzy urodzili się przed przekazaniem Hongkongu Chinom, czyli przed 30 czerwca 1997 r. włącznie i którzy w wyznaczonym terminie wystąpili o jego przyznanie. Jak szacuje brytyjskie ministerstwo spraw zagranicznych, status taki ma ok. 2,9 mln osób, z czego według stanu na 24 lutego, niespełna 350 tys. miało ważne paszporty potwierdzające go. Ponieważ status brytyjskiej narodowości zamorskiej nie jest dziedziczony ani nie można go już nabyć, liczba 2,9 mln może się tylko zmniejszać. Obecnie posiadacze brytyjskich paszportów zamorskich mają prawo do bezwizowego wjazdu do Wielkiej Brytanii na pobyty do sześciu miesięcy a także do brytyjskiej opieki konsularnej za granicą, ale nadal podlegają kontrolom imigracyjnym, nie mają automatycznego prawa do zamieszkania i pracy w Wielkiej Brytanii a podróżując nie mają takiego samego statusu jak obywatele brytyjscy. Jak zapowiedział Raab, brytyjski rząd zamierza przyznać im - oraz ich współmałżonkom i będącym na ich utrzymaniu dzieciom - prawo do mieszkania i pracy lub studiowania w Wielkiej Brytanii przez pięć lat. Po pięciu latach pobytu będą mogli się ubiegać o status osoby osiedlonej, zaś po kolejnym roku - o brytyjskie obywatelstwo. Szczegóły nowych zasad dla posiadaczy brytyjskich paszportów zamorskich mają zostać przedstawione w najbliższych tygodniach. Raab zapewnił, że nie będzie żadnych limitów ani kwot jeśli chodzi o aplikujące osoby, zaś cały proces będzie prosty i szybki. Do czasu jego wejścia w życie posiadacze takich paszportów mogą wjeżdżać do Wielkiej Brytanii na dotychczasowych zasadach. Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP) Obraz Free-Photos z Pixabay 
2,9 mln mieszkańców Hongkongu zyska prawo do osiedlenia się w W. Brytanii
Image

Świetna aplikacja! Pobierz!

Image
Image

Jesteś świadkiem ciekawych wydarzeń?

Zarejestruj się i podziel się swoją historią

Autorzy 

Zostań autorem
Image
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo

Korzystając z naszej strony, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie przez nas plików cookies - Polityka prywatności. Zaktualizowaliśmy naszą politykę przetwarzania danych osobowych - RODO. Więcej dowiesz się TUTAJ.